o podroży wokół Morza Czarnego 2014-15
now browsing by category
Wielkanoc o zapachu dymu z parowozu w drodze do Polski
Wielkanoc o zapachu dymu z parowozu Banja Kanjiza 2-6 kwiecień 2015
Zjeżdżając do centrum miasteczka nie przypuszczaliśmy, że zostaniemy tutaj na dłużej.
Kompletnie nic na to nie wskazywało. Chcieliśmy się rozprostować i jechać dalej na południe.
Stanęliśmy praktycznie pod knajpką czynną do 24.
W środku okazało się, że jest WI-FI, jakaś niewidzialna siła kazała mi sprawdzić miasteczko
I wiecie co się okazało?
Że w miasteczku są banje i wygląda, że czynne i nawet sanatorium przy nich jest i do tego wszystkiego mają ofertę weekendową za 70 zł od osoby nocleg, 2 posiłki, basen termalny, sauna – – powiedziałam do Bartka
– Za ile?
– No za 73 zł jak dobrze liczę. – odpowiedziałam.
Propozycja wszechświata była nie do odrzucenia, więc po wyjściu z restauracji odpuściliśmy wszelką chęć dalszej jazdy, pojechaliśmy tylko aby znaleźć miejsce na nocleg nad rzeczką, by rano sprawdzić przedstawioną w internecie ofertę.
Ranek przywitał nas migocącą rzeką, a gdy pojechaliśmy do sanatorium oferta okazała się jak najbardziej aktualna. Jedzenie wegetariańskie – nie ma problemu. I zaraz o 10 rano pozwolono nam iść do pokoju http://banja-kanjiza.com/ w hotelu Aquamarin.
Troszkę oniemieliśmy gdy zobaczyliśmy pokój, gdzie ściana balkonowa była całkowicie wypełniona szkłem, tzn były drzwi, a reszta to tafla szkła. Moje jeszcze nie zrealizowane marzenie szklanego domku.
Wszechświat nie przestaje mnie zadziwiać, pokój z przeszkleniem, źródła na święta i woda ……. jak z parowozu. Parę dni temu powiedziałam do Bartka, że miałabym ochotę na Zalakaros (źródła na Węgrzech o zapachu parowozu), jednak źródła te nie stały jakoś na naszej drodze.
Wszechświat zorganizował podobną wodę, tak jak chciałam w Serbii, bo i łatwiej się dogadać i ceny niższe, w super cenie, w przeszklonym pokoju, a woda z kranu to woda termalna. Jesteśmy więc otoczeni jej dobrodzieństwem. Fakt śmierdzimy, a może pachniemy. W sumie to tylko ocena.
Czasami brak mi słów, aby za to wszystko dziękować – co dostajemy, słowa to za mało na oddanie wdzięczności za te dary.
Mówisz i masz…….
I tak zostaliśmy na weekend, który z czasem przerodził się w 3 noclegi .
Poddając sile wody, ojj jest potężna .
W drugi dzień czułam się strasznie, oczyszczał się żołądek, poczułam bezsens zacisków.
Bo po co one?
Chyba, żeby potem trzeba było się rozluźniać, a rozluźnienie czasem kosztuje.
Woda ma ciekawy skład poza węglowym aspektem ma brom, bor, stront, Bartek się śmiał, że za kilka tysięcy lat ta woda będzie ropą.
Jest niesamowita. Rozluźnia stawy, czyści żołądek.
Poza tym masażystka okazała się rewelacyjna, masaż ayuwerdyjski, czy całościowy to poezja.
Na stołówce żadnego problemu z wegetariańskim jedzonkiem.
Jakaś bajka
Ojj zostałoby się dłużej
Jednak Rosja czeka, a po drodze trzeba poczyścić sprawy w Polsce (ojj będzie się działo) i tak…. W drugie święto ruszyliśmy w kierunku Polski, sycąc się jakąś inną odsłoną Węgier, mniej nam znaną.
Patrząc z zaskoczeniem na porcje jedzenia zjadane przez dzieci, gdzie indziej chyba są na pranie
I przez lekko zaśnieżoną Słowację dojechaliśmy do Polski
A Polska po prawie 8 miesiącach nieobecności powitała nas iście magicznie Na nocleg koło lasu zaprosiły zajączki sarenka i jłania a potem utuliły do snu. Upominając abyśmy byli tutaj tym kim jesteśmy dziś a nie próbowali wchodzić z maski z przeszłości.
Jestem taka jak jestem dziś, nie pozwalam innym nakładać na mnie ich masek z przeszłości.
A w domu powitali Małgosia, Bartosz i nasza Szkłódeczka z 4 osobowym pięknym jak zwykle przychówkiem – na początku maja kociaki mogą się wyprowadzać do nowych domków.
Od 7 kwietnia 2015 krótka przerwa w fizycznych podróżach, czas oczyścić tutaj to co do oczyszczenia zostało.
Dzieje się, dzieje, ojjj dzieje
Serbia miała być szybka….
Serbia miała być szybka 1-2 kwietnia 2015
Serbia miała być, szybka. Przelot 600 km dobrymi drogami, a ……..
Obawialiśmy się Serbii, kraj gdzie w sumie nie tak dawno były działania wojenne, nie jest łatwym energetycznie miejscem do podróżowania. Szczególnie gdy są to wąskie doliny, gdzie echa pewnych wydarzeń dudnią długo, a tu dopiero niecałe 30 lat.
Gdy wjeżdżamy do nowego kraju lubimy się z nim przywitać, pospacerować po jakimś miasteczku, iść na kawę. Tak po prostu powiedzieć mu dzień dobry. I tak też tutaj zrobiliśmy, stanęliśmy w miejscowości Han, gdzie zaprosiła nas mała restauracyjka na kawę i surówkę za bagatelka 7 zł. (2 kawy i jedna surówka z pomidorów, cebuli i ogórków).
Potem mieliśmy gdzieś w umysłu pomysł, aby w środkowej Serbii pojechać na źródła. Jednak gdy byliśmy przy zjeździe z autostrady zaczęło strasznie padać. Oberwanie chmury.
To znak aby jechać dalej (!)- stwierdziliśmy i pojechaliśmy dalej, energia miejsc była delikatnie mówiąc trudna. Na przemian padało albo lało, a my podążaliśmy w kierunku Belgradu, czułam, że ten odcinek trzeba szybko przejechać. Jest to ok 400 km z czego ponad 300 autostrady (koszt autostrady 190 DIN + 730 DIN) tj, ok 32 zł
Belgrad przyjął nas mimo później pory otwartą piekarenką całodobową, gdzie jedliśmy chyba najlepsze w czasie całej naszej podróży ciastko. tj kruche ciasto na tym nadzienie, bądź wiśniowe bądź jabłkowe i miało się wrażenie, że wyłącznie z owoców.
Taka drobna gościna.
Jadąc dalej natrafialiśmy na super market fashion – oulet , zamknięty w nocy – niestety.
Ulokowaliśmy się niedaleko na stacji benzynowej, aby rano tam zawitać.
Jednak nie od razu to nastąpiło.
Rano zaprosił nas monastyr Kovilj z XIII wieku położony pięknie nad Dunajem. Odpoczęliśmy po bałkańskiej energii, nabraliśmy sił do dalszej podróży, a może inaczej – pomogło nam to miejsce wrócić do stanu wysokowibracyjnego.
A tak na marginesie braciszkowie w monastyrze robią rakiję, miód i świece.
Nie jedzą mięsa, a poza tym poszczą poniedziałek, środa, piątek (nie wiem jak, jednak najłagodniejsza forma postu w prawosławiu to oczywiście bez mięsa, ryb poza tym nabiału, jajek. Dlatego, gdy w krajach prawosławnych mówi się „postny” osobie zaangażowanej religijnie, to bez problemu zrozumie o co chodzi.
I tym stanie wysokowibracyjnym pojechaliśmy do hipermarketu w Indija.
I zaczęła się zabawa.
Nagle pojawiły się jakieś nieprawdopodobnie ładne rzeczy.
Cieszyliśmy się, że możemy je oglądać, co nam może się przydać – mierzymy i czasem kupujemy.
Mnie dopada jakaś chciwość, zacisk.
Czy na pewno mogę sobie na to pozwolić, obserwuję zacisk nie tylko w umyśle, ale i w ciele.
Nie czuję się z tym dobrze, ale jakaś część mnie krzyczy:
Nie możesz, nie powinnaś trzeba oszczędzać, albo ubranie albo podróże, albo duchowość albo finanse…..
Myśl goni myśl.
W rezultacie udaje mi się trochę rozluźnić i kupić kilka fajnych rzeczy w jeszcze fajniejszych cenach.
Uwalniam się od zacisków w moim ciele i umyśle, pozwalam sobie na pełny przepływ w pełnym zaufaniu również do spraw materialnych.
Dziękując za cudowny czas i piękne zakupy w hipermarkecie pojechaliśmy dalej w kierunku granicy z Węgrami. Już za Belgradem przestałam czuć się jak na Bałkanach, zaczęłam czuć jak na Węgrzech. Śmiałam się, że Węgry (lubimy ten kraj) , tylko ludzie mówią w przyjaźniejszym języku (słowiański) i ceny też są sympatyczniejsze.
Dlatego fajnie byłoby zostać tutaj na święta, tylko gdzie? Najlepiej w źródłach?
Na mapie wyczaiłam jedne, jak później okazało się nieczynne.
To jedziemy dalej powiedzieliśmy z pokorą i pojechaliśmy faktycznie gdzieś dalej.
Zaczęło nie padać, a lać – jazda po ciemku zrobiła się mało przyjemna, tym bardziej, że już dawno opuściliśmy autostradę.
Napił bym się kawy, rozprostował – marudził Bartek
Mijaliśmy wioski, jednak nic nie wpadało w nocy.
Bartek marudził coraz bardziej…….
I nagle gdzie 10 km od granicy z Węgrami pojawiła się tabliczka jakiegoś miasteczka i zaraz za nią zjazd na centrum.
Powinna tam być jakaś knajpka – powiedziałam, gdy Bartek już dawał kierunkowskaz na miasteczko.
I tak znaleźliśmy się w uzdrowisku Kanjiza, ale o tym więcej pisania…
4000 letnie obserwatorium, potężne miejsce mocy
Kokino – 4000 tysięczne obserwatorium, potężne miejsce mocy 30 marzec- 1 kwiecień 2015
Kokino(maced.Кокино) – stanowisko archeologiczne w północno-wschodniej Macedonii z pozostałościami megalitycznego obserwatorium astronomicznego.
Stanowisko położone jest na górze Tatiḱew Kamen (1013 m) [koło wsi Kokino niedaleko miejscowośc i Staro Nagoriczane około 19 km na północny wschód od Kumanowa[2].
Stanowisko zostało odkryte przez archeologa Jowicę Stankowskiego z Muzeum Narodowego w Kumanowie w 2001 roku[1]. W 2002 fizyk Ǵore Cenew z planetarium w Skopju przeprowadził jego pierwsza analizę archeologiczno-astronomiczną[1]. Obserwatorium najprawdopodobniej powstało ok. 1800 p.n.e.[1].
W 2005 NASA umieściła Kokino na liście starożytnych obserwatoriów astronomicznych[3].
W styczniu 2009 rząd Macedonii zgłosił kandydaturę Kokino do wpisu na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO[2].
To tyle z Wikipedii na początek
Podjeżdżamy prawie pod wierzchołek góry, parkujemy, bierzemy bębenek i spokojnie idziemy na szczyt. Góra jako jedyna w okolicy wyróżnia się kamieniami w górnej części.
Wchodzimy w rejon kamieni, wieje bardzo – temperatura mimo słońca nie przekracza 5 stopni. Jesteśmy prawie na 1000 metrów. Z góry widok na całą okolicę, rozległą dolinę i ośnieżone o tej porze roku dwutysięczniki. Gdzieniegdzie porozrzucane domki czy osady.
Niesamowita przestrzeń, która wciąga i pozwala się rozszerzać…… rozszerzać praktycznie w nieskończoność.
Bębenek i my radością witamy się z miejscem, tak obcym i tak znajomym zarazem.
Siadam na kamieniu i czuję, że doskonale znam to miejsce. Parę dni temu na nocnej mszy w monastyrze Bigorskiego, w czasie uzdrawiania krzywd z mojej duchowej drogi miałam wizję, że zostawiono mnie gdzieś na szczycie w fatalną , bardzo zimną wietrzną pogodę, na bardzo długo – abym udowodniła swoją nadprzyrodzoną siłę. Przeżyty wtedy jednak jakiś uraz został. Teraz poznaję to miejsce.
Przebaczam wszystkie krzywdy doznane w tym miejscu i od tego miejsca, jak również proszę o wybaczenie wszystkiego złego co ja tutaj wyrządziłam.
Gram na bębenku, na początku jest mi zimno – ręce marzną, gdy zaczynam odpuszczać krzywdy i żale, potrzeby udowadniania sobie i innym czegoś, osiągania czegoś – robi mi się cieplej. Z czasem zimny wiatr mi nie przeszkadza.
– Ten wiatr przeszywa całe ciało – mówi Bartek
– A jaki związek ma zimny wiatr z Twoją temperaturą ciała? – pytam.
– No tak, to tylko przekonania – odpowiada.
Uwalniam się od przekonania, że czynniki zewnętrzne zaburzają termikę mojego ciała.
Miejsce zaprasza do zabawy, bawimy się razem, wszyscy, Bartek robiąc zdjęcia.
Słońce, duchy miejsca, wiatr, przestrzeń i my tworząc całość ze sobą, przenikamy się nawzajem, aby jeden mógł doświadczyć drugiego. Wszystko jest w jedności. Świat ludzi i Bogów złączone niewidzialną srebrną nitką matczynej bezwarunkowej miłości.
Wszystko gra tańczy wzmaga dzikość, a może pierwotność.
Siadamy potem na kamyczku, zamykamy oczy i zatapiamy się w przestrzeń boskiej energii. Ledwo zamyka się oczy, a wchodzi bardzo głęboko. Miejsce wspiera takie działania, cieszy się z nich.
Samo stworzone do rozświetlania świata.
Tylko jak rozświetlić świat, akceptując wolną wolę innych? Przecież nie każdy chce żyć w miłości, świetle i radości? To narzucanie innym naszej wizji świata.
No właśnie światłe dusze na spotkaniu wymyśliły, że będą rodzić się w trudnych rodzinach, obarczonych bardzo dużym pokoleniowym balastem, mając ciało związane z tymi pokoleniowymi problemami będą wręcz zmuszone do transformacji starych pokoleniowych energii, aby wyjść dalej.
I w ten sposób będzie to wkład do rozświetlania świata.
Dlatego ustawienia Hellingerowskie i jemu pokrewne metody, to techniki na rozświetlenie siebie i ściągnięcie szarej powłoki z ziemi.
A gdy wyjdzie się poza przodków, uwolni ciało zaczyna się wolność.
Zadania może trudne, ale czy nie możliwe?
Pozwalam sobie wyjść poza uwarunkowania moich przodków, pozwalam sobie żyć w świetle.
Bardzo lubię pracę z pokoleniowymi przekonaniami co widać na blogu , czuję moc transformacji energii pokoleniowych i na pewno te informacje wpłyną na większą łagodność do moich przodków.
Miejsce tak nas oczarowało, że na dzień pojechaliśmy za internetem do Kumanowa, by o zachodzie słońca wrócić znów.
Miejsce nie zaprosiło do siebie, jednak my w samochodzie poczuliśmy się połączeni, poczuliśmy się partnerami jeden drugiego, nikt nie był lepszy gorszy. Tworzyliśmy jedność i dzięki naszemu połączeniu nasza siła światła wzrastała.
Nad nami rozgwieżdżone niebo z czasem spadającymi gwiazdami.
Miejsce spełnionych życzeń
Księżyc podświetlał białe obłoczki tworząc swoisty spektakl na niebie, a wszystko w energii ciszy, spokoju i wzajemnego szacunku.
Zatopiliśmy się w sen, mając nadzieję na wschód słońca.
Jednak dostaliśmy kolejną lekcję, rano zaczęło bardzo wiać, wręcz porywiście zrobiło się nieprzyjemnie zimno, aż trudno było wyjść sikać.
Pamiętaj o tworzeniu pól jedności z innymi, one dają potężna moc.
Dziękujemy za tę cudowną gościnę, za piękny czas. Za transformację na samych. To miejsce to pożegnanie z Macedonią, która w 90% pokazała nam się iście magicznie. Teraz powoli jedziemy w kierunku Polski gdzie zabawimy krótki czas, przede wszystkim robiąc lifting naszej kochanej landrynki, aby dzielnie mogła nam towarzyszyć na syberyjsko-mongolskich drogach.
Jeszcze raz dziękujemy Kokino za zaproszenie, jest to bardzo potężne miejsce.
To więcej o samej astrologii z Wikipedii
Obserwatorium zlokalizowane jest na dwóch występach skalnych, położonych na różnych wysokościach. Jego wymiary to 90 x 50 m[4]. W niższej, zachodniej, części stoją w rzędzie cztery kamienne „trony” orientowane w kierunku północ-południe, co umożliwiało siedzącym obserwacje wyższej platformy i wschodzących ciał niebieskich.
Badania archeologiczne wykazały, że „trony” służyły do przeprowadzania rytuału „połączenia” boga Słońca z władcą lokalnym, który miał być przedstawicielem boga na Ziemi. Rytuał odbywał się dokładnie w połowie lata (koniec lipca), kiedy słońce ukazywało się w wycięciu w bloku skalnym tuż pod najwyższym punktem obserwatorium. Wycięcie zostało bardzo precyzyjnie wykonane – odległość pomiędzy jego pionowymi ścianami odpowiada średnicy Słońca widzianej z „tronu” władcy. W dniu wyznaczającym połowę lata promień słońca pada dokładnie na „tron” władcy dzięki kolejnemu nacięciu w pionowej skale rozdzielającej obydwa występy. W dniu tym świętowano również zakończenie żniw, koniec cyklu rocznego a zarazem koniec panowania władcy – poprzez promień słońca padający na twarz władcy – połączenie z bogiem Słońca, odnawiał on władzę[2][4].
W skałach zlokalizowano siedem nacięć wskazujących miejsca wschodu Słońca i Księżyca[1][4]: trzy z nich wskazują miejsce wschodu Słońca podczas przesilenia letniego, przesilenia zimowego, a także równonocy wiosennej/równonocy jesiennej, a pozostałe cztery wyznaczają pozycje Księżyca[1][5]. Ponadto w skale znajdują się dwa dodatkowe nacięcia do wyznaczania kalendarza lunarnego[6], na podstawie którego określano kalendarz świąt[2].
Strona http://kokinoobservatory.mk/
Szybka macedońska mieszanka troszkę “wybuchowa”
Szybka macedońska mieszanka trochę „wybuchowa” 29-30 marzec 2015
– A może pojedziemy do tych źródeł za Debarem, których zapach roznosił się po całej drodze – powiedział Bartek (wtedy myśleliśmy że to jakiś zakład pracy truje okolicę wyziewami siarki – tak potężne źródło) .
– Ciągnie mnie tam – dodał.
Wróciliśmy się| więc w kierunku Debaru, zagłębiając w pięknej dolinie.
Aby po jakiś 10 km zjechać z prawo na Kosovrast Banja.
Tym razem źródełka zostały ujarzmione w postaci baseników albo ogólnodostępnych rozdzielnopłciowych (jesteśmy na terenie muzułmańskim) albo kadi gdzie można się kąpać w swoim towarzystwie – samemu.
Przed budynkiem Pan z lokalnej telewizji robi materiał o źródłach i prosi nas wywiad. Ubawił mnie nie sam wywiad, ale fakt, że udzieliłam go po angielsku (a znam go raczej bliżej słabego), jednak jeszcze bardziej ubawiło udzielenie wywiadu przez Bartka również po angielsku (Bartek nie zna, a może nie znał angielskiego, bo tu sklecał nawet fajne zdania)
Taki znowu znak, że można coś robić nie ucząc się tego. Jak mówi Giro – ja po prostu robię to bez wątpliwości.
Mówić przecież też można będąc w przepływie, to jednak możliwe tylko będąc w bardzo wysokiej wibracji. Bo każda niższa spycha nas do tego, że nie umiemy… i musimy znać… i najlepiej ciężko się uczyć…..
Pozwalam sobie biegle mówić w obcych językach bez konieczności ich ciężkiej nauki.
Po wywiadzie udaliśmy się do baseników wzięliśmy prywatne kadi 70 od osoby (5 zł), basen 50 (3,5 zł) i znowu zrodziła się kolejna refleksja.
Basenik w standardzie bardzo niskim, betonowe odrapane ściany, brak kafelek, znanej nam czystości, a może bardziej pozornego chemicznego błysku.
Bartek zaczął się śmiać, że gdyby przyszedł tutaj 10 lat temu, to siadłby na ławeczce i popatrzył.
Woda jednak w pełnym przepływie, wymienia się cały czas z szybkością rury o średnicy 100 mm. Siarka wszystko dezynfekuje nie trzeba nic dodatkowego.
A jak jest u nas czyste, a może bardziej brudne od chemicznych środków pomieszczenia z uwięzioną wodą w basenie, która zapomniała już o swojej sile i naturalnej czystości. Gdy jest dezynfekowana chlorem lub ozonem, aby dłużej mogła stać i służyć bez wymiany. Ruch dają różnego rodzaju masażery.
Najfajniejsze naturalne w przyrodzie, bo gdy już coś tworzymy to przeginamy albo w jedną albo w drugą stronę.
Dla mnie w takich miejscach najważniejsza jest woda, więc z radością zanurzyłam się w niej, trochę ciepła bo temperatura ok. 40 stopni, zapach zgniłych jajek.
Woda zmywała wszystko co nie potrzebne, całe przywiązanie do MOJE, TWOJE, obmywała z religijnych zaszłości.
I znowu jak nowi ludzie podpatrzyliśmy dalej przez śniegowe jeszcze pola mijając przydrożne knajpki.
Zatrzymując się w miasteczku Tetovo, które poraziło nas swoim albańskim charakterem. Nawet menu w restauracjach było tylko po albańsku. Trochę nas to uderza, bo przecież jesteśmy w Macedonii. Dlaczego Ci ludzie nie akceptują tego gdzie są? Konflikt albańsko-macedoński czuje się tam na każdym kroku.
Walka chrześcijaństwa z islamem przy okazji.
Bardzo dziwne energie, jak kogoś bardziej interesuje ten temat to tutaj z Wikipedii: http://pl.wikipedia.org/wiki/Tetowo
Pozwalam sobie być wolnym od konfliktów innych osób
I tak trochę zmęczeni wylądowaliśmy parę kilometrów od Skopie w Kanionie Matka, jednej z głównych atrakcji przyrodniczych Macedonii. Jest tu także tor dla kajakarstwa górskiego, na którym odbywają się od wielu lat zawody rangi międzynarodowej.
Miejsce przywitało nas nie ciekawą energią. Spać może i było gdzie, jednak energie bardzo dziwne.
W bardzo sympatycznej knajpce, choć naszym zdaniem mocno zawyżonym rachunku, oswoiliśmy miejsce i zasnęliśmy spokojnie, aby rano nacieszyć się kanionem.
Przywitał nas słońcem, a potem wyrzucił mroźnym wiatrem. O tej porze roku, a może w tej czaso przestrzeni zanurzyliśmy się w ciszę miejsca.
Potężne skały, na dole woda wąskie ścieżki ma się wrażenie że jest się częścią tego miejsca. Na ścieżce moją uwagę przykuwają kamienie, świetlisty piryt mający w sobie zawsze światło.
Czego masz światło? – pytam
Światło Matki
Matki?
Bezwarunkowej miłości osoby, która daje – nie oczekując w zamian nic.
Gdy daję, robię to bezinteresownie nie oczekując niczego w zamian.
Ideał, a może warto podążać tą drogą ?
Moja droga przez kanion czasami była bardzo przepadzista.
Dlaczego przy tej miłości nie ma się czego złapać ?
Jak to nie trzymasz się niczego? – zabrzmiało w mojej głowie
Ziemia trzyma Cię z dołu, niebo z góry, dlaczego potrzebujesz dodatkowego zabezpieczenia ?
Tak, tak dlaczego?
Z Kanionu Matka powędrowaliśmy do Skopje, gdzie zachwyciła nas fontanna (teraz nieczynna) kobiet z dziećmi nawet w brzuchu.
Zresztą Skopje to miasto o wielkiej ilości potężnych pomników. Można powiedzieć że sympatyczne.
Macedonia ma w sobie energetyczne perełki, jednak wiele miejsc można stwierdzić, że są na totalnie drugim biegunie.
I w tej całej macedońskiej mieszańce dotarliśmy na noc do Kokino, ale o tym w następnym poście.