ODŻYWIANIE SIĘ PRANĄ
now browsing by category
Warsztat pranojedzenia u Galiny El-sharask
Warsztat pranojedzenia u Galiny El-sharas, Krym 01.-10.05 2019
Wszechświat od początku pokazywał i ostrzegał abyśmy sobie dali spokój. Już jadąc przez Polskę, mając napięty czas dojazdu na warsztat, zmagaliśmy się z porywistym wiatrem w drodze w kierunku Moskwy. Potem już poniżej stolicy Rosji coś zaczęło piskać w aucie. A jak już dojechaliśmy na miejsce, chciano zakwaterować nas w świeżo malowanym jeszcze cuchnącym farbą pokoju i ze zdumienia przecieraliśmy oczy na widok wnętrza hotelu pełnego ludzi imprezujących przy stole zastawionym misami z szaszłykami. Smród był taki że myśleliśmy, że to nie jest ten hotel z warsztatem.
Zabrakło w nas trzeźwości i przyznania się do tego, że to my się pomyliliśmy jadąc tu trzy i pół tysiąca kilometrów!!!
Bo co to za pomysł aby wybrać taką lokalizację. Uczestnikom wchodzącym w procesy niejedzenia raczej potrzebna jest przyjazna, miękka wibracja miejsca. A nie codzienny smród gotowanej baraniny, bo jak się okazało w kolejnych dniach pobytu hotel wypełniony był robotnikami z republik kaukaskich, którzy przyrządzali sobie samodzielnie posiłki- głównie mięsne.
W czasie warsztatu byłem 6 dni na wodzie i musiałem przechodzić przez falę odoru kuchennego gotowanych zwłok zwierząt. I to często baraniny która ma taki smród, że od opuszczenia pawia ratował mnie pusty żołądek. Wszystkie osoby będące na głodówkach wiedzą jaką wrażliwość osiąga się w kwestii zapachu, odczuwania energii, wibracji miejsc i osób, zatem prowadzący warsztat ma zadbać o wibracyjnie przyjazne miejsce! A nie hotel robotniczy, gdzie się pali papierosy i pije alkohol.
Niestety zakpiono z nas. W ofercie reklamującej całość wydarzenia był komfortowy hotel, po zgłoszeniu się na warsztat dopiero zostaliśmy poinformowani że tylko część z uczestników będzie miała pokoje z łazienkami. A w rzeczywistości nikt takiego nie miał. Uczestnicy gnietli się w trzy lub czteroosobowych pokojach mając do dyspozycji 2 toalety i prysznic z umywalką na 14 osób. Nam dano pokój w części hotelu robotniczego ze wspólną łazienką na 12 mężczyzn. Nic do nich nie mam, muzułmanie są czystsi od nas – tylko ta liczba osób powodowała że podczas dziesięciodniowego pobytu byliśmy tylko jeden raz pod prysznicem. Stanie bowiem po kostki w przypchanym baseniku prysznica używanym wcześniej intensywnie nie należy do przyjemności.j
A te przyjemności zażywali tylko uczestnicy, ponieważ organizatorzy, w tym Galina mieszkali w swoim własnym położonym w pobliżu domu. I przychodzili jak do pracy. To że jest to Rosja – to ściema, jest ona tak samo cywilizowana jak Polska, w szczególności tu nad morzem Czarnym, gdzie baza turystyczna jest potężna od lat.
I to właśnie potęgowało rozczarowanie nasze i innych uczestników z którymi rozmawialiśmy. Nad samym lustrem morza teraz przed sezonem pokoje dwu osobowe z łazienką zaczynają się od 60 zł od osoby, a koszt warsztatu był z wysokiej półki pranobiznesu. Były zatem środki by nie lokować go w hotelu robotniczym. Część uczestników przyjechała również odpoczywać po prostu nad morzem Czarnym, a mieliśmy około 1,5 kilometra do brzegu i co najmniej 20 – 30 minut drałowania z powrotem pod niezłą górkę. Spacery są zdrowe – owszem, pod warunkiem jednak że ich trasa nie przebiega w ruchu samochodów, jak w naszym przypadku.
Nic więc dziwnego że prowadząca warsztat Galina z każdym dniem była w gorszej kondycji psychofizycznej, która i tak nie była od początku górnolotna. Na pewno próbowała roztoczyć i utrzymać przestrzeń energetyczną. Jednak w tych warunkach dużo ją to kosztowało. Zapewne była od początku świadoma tej wtopy z lokalizacją warsztatu. Zwyciężyła wygoda i chęć zaoszczędzenia na zakwaterowaniu organizatorów.
Galinę poznaliśmy rok temu we Włoszech na zlocie Prana World Festiwal. Była wtedy kwitnąca. Coś się stało przez ten rok. Gdybyśmy byli tego świadomi nie przyjechalibyśmy tutaj.
A sam warsztat. Pierwsze dni to wycieczki po okolicznych górach połączone z medytacjami. Medytacje Galiny to coś co nas do niej przyciąga i na nie liczyliśmy. Niestety były tylko jedna, w nieliczne dni dwie dziennie, i też takie dni bez niej.
Każda sytuacja coś jednak wnosi w życie. Dla mnie była to puszczona bariera możliwości mojego ciała. Do teraz okresy na samej wodzie spędzałem wyłączony z życiowych funkcji, przeważnie słaby i obolały trzymałem się domu i łóżka. Teraz w trzecim dniu uznawanym za najtrudniejszy bez jedzenia, szedłem (co prawda ciężko) w kilkugodzinnym marszrucie przez góry, gdzie podejścia były całkiem konkretne. A po 6 dniach pijąc tylko wodę, nie widziałem upadku wagi ciała, co mnie bardzo ucieszyło, bo wcześniej bywało dramatycznie w tym temacie. Może to być takie „załapanie” projektowania wagi ciała.
Dla Brygidki czas był na odpuszczenie rozdrażnienia, wysiłek wniesiony podczas warsztatu i po nim – przyniósł skutki.
Oboje również zmodyfikowaliśmy swoje odżywianie, idąc w stronę lekkości i płynnej diety.
Wyjeżdżamy z mieszanymi uczuciami, rozczarowani, i wręcz z poczuciem oszukania nas przez twórców warsztatu. Warsztatu gdzie nie został zrealizowany program, a organizator potem przesyła przez Internet brakujące tematy – jako zapisy z innych seminariów – po naszych interwencjach. Warsztatu gdzie niektóre wykłady, jak np. nauka uzdrawiania były na bardzo niskim poziomie, ograniczającym się do suchego tłumaczenia zasad, stojąc nad ciałem osoby wziętej do demonstracji. Gdzie nawet dochodzi do spięcia pomiędzy prowadzącą a uczestnikiem, który zwraca uwagę że chciałby nie tylko usłyszeć jak się robi zabieg ale też to zobaczyć. Nie doszło do demonstracji procesu, ani wyjaśnienia tych emocji. Filozofia Galiny opiera się bowiem na pozytywnym nastawieniu do myślenia i każde złe, krytyczne słowo jest wielce niestosowne. Dla nas to wielka iluzja zamiatania pod dywan swoich emocji, racji, prowadzi to tylko do frustracji, a nie poznania kawałka siebie właśnie w stosownym miejscu – czyli na warsztacie.
Ten kurs był na znacznie niższym poziomie niż ten który kupiliśmy wcześniej przez Internet. Podobnie jak wcześniej kupione przez Internet warsztaty z których bardzo skorzystaliśmy jak np. praca z rodem lub oczyszczanie z pasożytów.
Słaby był też typowo marketingowy dzień poświęcony omawianiu preparatów oczyszczających, o których można sobie przeczytać po prostu w Internecie. Nie podobało nam się również wypełnienie przerw prowadzącej Galiny dodatkowo płatnym zabiegami energetycznymi lub konsultacjami. W programie warsztatu nie było ich przewidzianych w formie bezpłatnej, ani żadnej innej pracy indywidualnej, nawet pytania na osobności – choćby po to aby poznać samopoczucie uczestników. Powodowało to właściwie brak kontaktu z prowadzącym poza wykładem na sali.
Ciekawą sprawą lecz wprowadzającą zamieszanie było proklamowanie przez jej córkę surowej diety. Rodziło to sprzeczność kiedy Galina mówiła o opróżnieniu jelit jako sposób na powrót do harmonii ciała i jego samowystarczalność w zakresie witamin i minerałów, a jej córka o konieczności dostarczenia ciału zrównoważonej w witaminy i minerały diety. Może ma to ukryty sens, ponieważ warsztat ten przyciąga do siebie osoby w zdecydowanej większości które odżywiają się mięsem. Opowiadanie im o tym aby przestali w ogóle jeść – to czysta abstrakcja i fantazja. Zaawansowanych informacji o odżywianiu się czystą praną było zatem prawie nic, i tyle co nic się nowego dowiedzieliśmy. Warsztat uważam jest skierowany do osób które chcą się zorientować – co to jest w ogóle PRANA?
Hołd natomiast należy oddać mistrzowi kuchni , który przygotowywał surowe dania dla tych co chcieli jeść.
Pomysłowość i smak zup których próbowała Brygidka był wyśmienity. Kucharz był również mistrzem ceremonii witkowania w saunie – dziękujemy raz jeszcze.
P.S. Jednak dowiedziałem się czegoś nowego, gdy godzinę przed wyjazdem wziąłem sobie dodatkowo płatną sesję….
Koncepcja że warto posiedzieć w polu osoby wyżej wibracyjnej nie miała tu zastosowania że względu na stan psychofizyczny prowadzącej. Powyższy tekst zawiera nasze odczucia po warsztacie z pranojedką Galiną El-sharas .
P.P.S. Brygida słuchając prowadzonego przez obie panie „klubu szczęścia” po zakończeniu warsztatu, i słysząc rozpływanie się nad tym jak on wspaniale wypadł – ku zadowoleniu, szczęściu i radości wszystkich uczestników – zaprotestowała pisząc prawdę o warsztacie w komentarzu. Oraz to że rozmawiała z wieloma innymi uczestnikami którzy mieli podobne zdanie. Została natychmiast wyrzucona dyscyplinarnie z klubu, a jej komentarz usunięto. Podobnie wyraziła się publicznie podczas końcowego spotkania, gdzie każdy mógł wyrazić swoje zdanie. To że inne osoby nie zwróciły uwagi na to co im się nie podobało, przypisujemy obserwowanej przez nas w Rosji problematycznej komunikacji międzyludzkiej dotyczącej emocji i uczuć. Byliśmy uczestnikami klubu od 7 miesięcy i zawsze dziwiliśmy się dlaczego Galina miała tyle warsztatów, a na klubie szczęścia jest 10 osób? Może jednak wcale się te warsztaty nie podobają się tak mocno jak to mówią organizatorki.
Ale na pewno cała ta sytuacja przyjazdu na Krym jest pozytywnym aspektem warsztatu, bo tak nie przyjechalibyśmy tu, a podoba nam się półwysep teraz we wiosennej odsłonie.
Prana World Festival czy na pewno po drodze umysłu?
Prana World Festival 4-11 czerwiec 2018
Naszą podróż rozpoczęliśmy spotkaniem z Alinem – odżywiającym się praną, który zrobił z nami wywiad, o nas, o naszej drodze.
Potem gdy czekaliśmy na naprawę autka byliśmy na medytacji z Veni – również odżywiająca się praną, kiedy to my zrobiliśmy z nią wywiad.
Pamiętam jak Grażyna Klein partnerka Alina powiedziała z uśmiechem, tutaj zaczęła się Wasza podróż i właśnie tak………
energie niejedzenia od początku zagościły w naszej podróży i……..
Zaprowadziły nas nie tam gdzie zmierzaliśmy z umysłu, a całkiem w przeciwną stronę. Tak, jechaliśmy na północ, a potem zmieniliśmy kierunek na południowy – by jechać na Prana World Festival do Włoch.
Taki znak, że niejedzenie jest o 180 stopni w innym miejscu niż myślimy???
Umysł dużo wie, chce wiedzieć, zrozumieć, ciężko mu zdobyć się na zaufanie, że tak bez jego kontroli wszystko zmierza w dobrym kierunku.
Kontrola to lęk przez nowym, nieznanym.
Mój umysł lubi zrozumieć duszę, wtedy idzie z nią ramię w ramię. I znając ten mechanizm, który wzmacnia mnie i moją drogę – pozwala mi być tu gdzie jestem , przyglądać się programom.
Programom zarówno swoim jak i społecznym, światowym, czy galaktycznym.
Pozwala mi to nie tylko zrozumieć mnie, ale również drugiego człowieka, jego agresję, kpiny, przemoc i popatrzeć na to ze współczuciem, a nie z lękiem, wyższością czy agresją.
Zrozumienie programów mojego umysłu, wspiera mnie w mojej drodze.
I postanawiam bez wstydu podążać dalej tą drogą.
Tak bez wstydu, bo jak to ja przejmowałam się tym co powiedzą inni bardziej medialni facebookowo czy youtubowo. A większość z nich krzyczy zły umysł, odrzuć go. W większości religii kiedyś odrzucano ciało i do czego to doprowadziło, wszyscy wiemy. Tak samo teraz z umysłem .
Dla mnie umysł to przyjaciel, a jego oprogramowanie …………..
Aaa… sam festival to niesamowite przeżycie – to spotkania z taką różnorodnością energii pranicznych. Praktycznie każdy ma swoją własną drogę .
Opowiadamy o tym w filmiku.
Obraza muzyczna na festiwalu była bardzo bogatam.in
Mirit pranojednka ze Słoweni z zespołem Vedun http://www.veduna.si
Taki znak , że niejedzenie jest o 180 stopni w innym miejscu niż myślimy???
Tak poznałam ten znak , znak ,który znałam dobrze, ale w moim stylu wstydziłam się tego, że działam inaczej .
Bo niejedzenie jest dla mnie drogą, a nie celem samym w sobie.
A sama droga też nie jest dążeniem samym w sobie.
Rzucam intencję i idę za tym obserwując co pojawia się po drodze.
Uwierzyłam cała sobą, że na pranę mogę przejść z dnia na dzień, bez żadnych przygotowań i nie kontrolując tego i nie udając, że się jest dalej niż jest.
Doskonale wiem, że wszystko najlepiej się dzieje, kreuje gdy daję intencję i o niej zapominam.
I tak zrobiłam i cieszyłam się jedzeniem razem z Włochami. To pierwszy spotkany przeze mnie naród (szczególnie Ci z południa), który ma dużo radości jedzenia.
Jadłam wegetariańskie pizze, makarony, gnocci , piłam cappucino z mlekiem, pojawiło się wino, szampan….
Tyle nabiału co teraz – nie zjadłam chyba przez ostatnie 5 lat, a wszystko w dobrym samopoczuciu, radości i przy dobrym trawieniu.
Myślę, że o dobre trawienie zadbał grzybek tybetański, który dostaliśmy z festiwalowej kuchni i codziennie wypijaliśmy ok. 1,5 litra płynu.
Pozwalam sobie jeść z energią, radością każde jedzenie czy materialne czy niematerialne
Wprowadzam w siebie energię radości, miłości według mnie.
To takie przesłanie Włoch i festiwalu –
Dawaj swojemu ciału to co daje mu radość, miłość, energię – bez patrzenia na innych – co im daje. Bez kontrolowania tego .
Mam odwagę słuchać siebie i iść za tym
To chyba największe przesłanie dla mnie z tego festiwalu, bo bardzo często otrzymywane przeze mnie przekazy, wizje są całkowicie inne od nauk wielkich tego świata
Idę z odwagą i pewnością za swoimi wizjami i przekazami
Tak jest….
Od wegetarianizmu w stronę frutarianizmu…
Od wegetarianizmu w stronę frutarianizmu…wywiad z moim ojcem Józefem.
Filmik przedstawia pewnego rodzaju posumowanie ponad 30-letniej podróży poprzez różne diety, która poczynając od wegetarianizmu potoczyła się w stronę frutarianizmu. Jest to rozmowa z moim ojcem – 83-latkiem, który do dziś zachował kondycję fizyczną i psychiczną polskiego przeciętnego 60-latka, tylko takiego bez konieczności zażywania lekarstw.
Przekonanego o zachowaniu zdrowia dzięki połączeniu odpowiedniej lekkiej ekologicznej diety, ruchu na świeżym powietrzu i przebywaniu w przyrodzie lasów i gór. Krzewiący wiedzę o ekologii – był bowiem pierwszym sadownikiem na Śląsku posiadającym certyfikat sadu ekologicznego.
Filmik przypomina również o tradycyjnej kilkusetletniej diecie polskiego chłopa, który ze względów ekonomicznych jadał mięso sporadycznie – a pomimo to jego siła, sprawność i zdrowie były na wysokim poziomie i nie wymagały interwencji lekarza nawet przez całe życie.
P.S.
Obserwując wzrastającą wrażliwość różnych osób pragnę zwrócić uwagę na wyjątkowość diety owocowej, jako najmniej kontrowersyjnej z ziemskich sposobów odżywiania. Bowiem nie chcąc krzywdzić , czy też zabierać innym roślinom, czy zwierzętom energię poprzez ich konsumpcję – pozostaje nam owoc, który jest tak naprawdę darem od drzewa które nie ponosi przy tym żadnego uszczerbku na swoim zdrowiu. Tak bowiem fizjologicznie zaprojektowane jest drzewo, które wręcz chce aby jakaś istota skonsumowała jego owoc wraz z nasionami i tym sposobem „rozsiała” je w pewnej odległości od niego.
(osobnym moralnym tematem są sady wysokotowarowe w których zmusza się drzewa pod groźbą śmierci do wysokiego corocznego plonowania – warto zatem zadbać o dostęp do takich „szczęśliwych”)
Bartek
Programy sabotujące odżywianie praną
Najważniejszą dla mnie jest przeprogramowanie umysłu. Mając w sobie programy społeczne pokoleniowe, które nakazują nam jeść, straszą nas brakiem niedoborami mikro i makroelementów, witamin nie sposób bez krzywdy dla siebie podążać drogą w kierunku odżywiania się praną.
Zdrowie mojego ciała na drodze do odżywiania pranicznego. 26.11.2016
Tym razem dzielę się spostrzeżeniami na temat zdrowia mojego ciała po trzyletnim okresie podążania ścieżką w kierunku prany. To próba oceny stanu zdrowia narządów wewnętrznych i zewnętrznych na podstawie obserwacji jak i różnych badań.