Sam na sam z lamą Itigełowem na 3 wizycie

Sam na sam z Lamą Itigełow na 3 wizycie 1-3 października 2015

 

 

Datzan Iwolgiński zaprosił nas po raz kolejny, a może inaczej lama Itigełow. Gdzieś pojawiła się myśl, że 2 października ma być jakieś święto, więc po zreperowaniu landrynki w Ułan Ude późnym wieczorem, a właściwie nocą pojechaliśmy do Iwołgińska by zając nasze miejsce przy świętym źródełku.

Gdy jechaliśmy mówiliśmy, zostaliśmy poproszeni, aby zdać relację z ”dobrze odrobionych lekcji”.

Gdy byliśmy tutaj 1,5 miesiąca temu pierwszy raz było lato, 2 tygodnie temu piękna jesień, a teraz już późna jesień z popadającym śniegiem.

 

 

Nic nie musieliśmy robić więc powoli organizm zaczął się regenerować po oczyszczaniu w sanatorium. Około 14 dopiero poszliśmy do klasztoru okazało się, że nie ma żadnego święta. Jest cicho, spokojnie, wręcz sennie. Powiem szczerze, że chyba tak najbardziej lubimy.

Wszystko było jakieś inne niż znane nam z ostatnich dwóch wizyt. Pierwsza była niedługo po pożarze dachu, był to czas pożogi, czyszczenia. Teraz wszystko się budowało nie tylko nowy dach, ale powstawały nowe chodniczki, remontowano młynki.

Czy my się też w tym tempie zmieniamy – zaczęliśmy się zastanawiać.

Jak tak to nas to cieszy.

Aż miło patrzeć jak tutaj wszystko rośnie. Tym razem z radością można i dać datek.

Powoli miarowo pada śnieżek, płatki spadają i od razu topnieją.

My też rozmarzamy ze swoich zbroi, otwieramy nasze serca na siebie i na innych.

 

Uwalniam się od zbroi na ciele

 

Otwieram moje serce

 

Niektórzy już nas poznają, pytają co tutaj robimy.

Sprzedająca bilety do lamy Pani – pierwszy raz wielka fanatyczka – teraz opowiada o Chinach i namawia do wizyty.

Energia jest niesamowita.

Do lamy wchodzimy z grupą 10 Mongołów, atmosfera jest kameralna.

Gdy patrzę na lamę mam wrażenie, że do mnie mruga. Dziękuję za dotychczasowe prowadzenie i proszę o unormowanie mojego tętna i dalsze bezpieczne dla mnie rozświetlanie.

 

Rozświetlam siebie spokojnie i bezpiecznie

 

Siadamy na krzesełkach 5 metrów od lamy i pogrążamy się w medytacji.

 

Gdzieś pojawia się myśl – kiedy mnich zacznie się modlić? – myśl robi się natarczywa.

 

Nie oczekuj niczego, nic nigdy nie jest takie samo słyszę

 

Mongołowie się modlą i jak oni mają w zwyczaju, w miarę szybko wychodzą, opiekujący się nami mnich odprowadza ich do drzwi.

Zostaliśmy sami tylko my i lama. Takie niesamowite spotkanie twarzą w twarz. Patrzymy po sobie troszkę zaskoczeni tym co się stało.

Łapiemy się za ręce i prosimy lamę aby pomógł nam otworzyć się na miłość do siebie, a przy okazji innych. Abyśmy otworzyli swoje serce. Rozmrozili je.

 

Otwieramy się na miłość do siebie nawzajem

 

Po dwóch minutkach wraca mnich, a my w takiej radosnej atmosferze wychodzimy z datzanu. Chodzimy dalej po innych datzanach z radością kręcąc młynkami, a potem grzejąc się na herbatce w kawiarence.

Jednak dzień nie obył się bez lekcji

Miłości czy współczucia.

Koło klasztoru i na jego terenie biega wiele psów, które proszą o jedzenie, jest to normalne i mało na to reagowaliśmy. A teraz zobaczyliśmy sukę z dwójką maluchów. Patrzyła na nas taki oczami, że poszliśmy do sklepu i kupiliśmy chlebek. Jeden mały rzucił się jak szalony do jedzenia odganiając drugiego. Tamten biedak trząsł się cały z zimna. Podrzucaliśmy mu, jadł jednak niewiele. Wcześniej widzieliśmy, że ssał matkę.

Więc lepiej sobie pójść, bo wtedy zjedzą i suka przekryje go sobą. A dla dużego psa, wychowanego w takim klimacie nawet spanie w śniegu to żaden problem – widzieliśmy to na półwyspie Kola.

Czułam, że lepiej nie ingerować.

Jednak na tym nie koniec

W kawiarence widzieliśmy dziwnego mężczyznę z dużą walizka, po czasie wyszedł a teraz leżał przy drodze prosto na ziemi z walizką obok. Bartek podszedł do niego.

Powiedział mu, że przyjechał z Mongolii, a noclegi w Rosji za drogie.

Gdy Bartek zapytał pokazując czy nie jest mu zimno.

Odpowiedział, że nie. Zresztą wcale się nie trząsł.

I położył się dalej.

Mnie naszło wzruszenie łzy popłynęły.

A potem naszła refleksja czy robiąc komuś wg mnie lepiej nie robię mu gorzej.

Zapytałam wszystkie swoje duchy opiekuńcze i tego człowieka co mogę zrobić.

Usłyszałam, że nic, co gdzieś bym chciała.

 

Pozwól doświadczać innym ich życia, nie ingeruj nawet dla ich wg Ciebie dobra

 

Poprosiliśmy wszystkie istoty światła o najlepsze doświadczenie dla tego mężczyzny.

 

Zresztą jak mu będzie bardzo zimno, to mieszkają tam mnisi i myślę, że jakoś mu pomogą.

 

Trudne lekcje dla mnie. Zresztą wszyscy święci i sam bóg, nie działają za nas tylko pozwalają nam doświadczać życia.

 

I znów zajęliśmy miejsce koło źródełka, tym razem w naszej Iwolginskiej telewizji było pochmurno , a tutejsza młodzież umówiła się na mecz.

Szkoda tylko, że nie mieli jakiś oznaczeń widocznych kto z jakiej drużyny.

 

Po tygodniu bycia odciętym od przyrody w sanatoryjnym pokoju, teraz cieszymy się jej bliskością w dzień i w nocy.

To inny świat, tam okno z widokiem na przyrodę, a tutaj ona dookoła.

Gdy czytałam Żeromskiego zamarzył mi się dom ze szkła, wtedy pokazywany był jako iluzja. Teraz jest w pełni realny i mam nadzieję, że na realizację tego marzenia przyjdzie czas.

 

Uwalniam się od przekonania, że coś jest nierealne.

 

Każdy pomysł jest realny,tylko w określonym czasie i miejscu.

 

Poprzednie nasze wizyty u lamy

 

Pierwsza http://brygidaibartek.pl/wyjdz-poza-przeslanie-lamy-itigelow/

Druga http://brygidaibartek.pl/z-kolejna-pielgrzymka-do-lamy-itigeowa/

Loading Facebook Comments ...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *