Karelia
now browsing by tag
Weź życie w swoje ręce – labirynt Kandalaksza
Weź życie w swoje ręce przesłanie Labiryntu Kandalaksza 14-16 sierpnia 2016
Dawne labirynty, takie magiczne miejsca, ponoć jest ich tutaj na północy Rosji ok. 60 sztuk. Niektóre łatwo dostępne – inne wręcz nieosiągalne.
Labirynt koło Kandalakszy, zgodnie z tym co pisze na tabliczce pochodzi z II w.p.n.e i jest bardzo łatwo dostępny. Można do niego dojść pieszo brzegiem w czasie odpływu z centrum miasta (4 km), lub dojechać prawie pod niego samochodem terenowym (choć Rosjanie jeżdzą i osobówkami), koordynaty poniżej na miejsce gdzie można dojechać. A stamtąd ok. 500 metrów drogą przez las kierując się na lewy półwysep. W razie złej pogody lub gdy posiada się samochód osobowy można zostawić na samej górze wzniesienia i zejść ścieżką ok. 1,5 km w dół.
Nas przywitało najpierw piękne morze z wysepkami, stadami kaczuch, a potem prosto poszliśmy do labiryntu.
Niedaleko obozowali jacyś ludzie, jednak na całym półwyspie byliśmy sami, tylko my i duchy miejsca.
Pozdrowiliśmy go od labiryntu z Olieszyna, tutaj link http://brygidaibartek.pl/spotkanie-czlowieka-przyrody-wyspa-olieszyn/ i weszliśmy z intencją w spiralę.
Idę, idę i nagle zrozumiałam, że kręcę się w kółko. Z większą uwagą popatrzyłam na to gdzie iść, zapytałam duchy i zmieniłam kierunek. Gdy zmieniłam kierunek błyskawicznie doszłam do środka, a potem wyszłam z labiryntu.
Uwalniam się od potrzeby, przymusu kręcenia się w kółko
Zmieniam kierunek z odwagą i uwagą gdy moje działanie nie przynosi rezultatów
Pozwalam sobie iść przez życie z uwagą
Gdy kręcimy się w kółko wydaje się, że tak trzeba bo większość się też kręci, nieliczni pozwalają sobie na zmianę kierunku. Gdy kręcimy się w kółko mamy na kogo zwalić swoje decyzje – na innych, pogodę , zły los. Gdy bierzemy odpowiedzialność za swoje życie nie ma winnych, to już wtedy nasze dzieło – że ono się toczy tak, a nie inaczej….
Uwalniam się od przymusu szukania winnych, że żyję tak, a nie inaczej
Biorę życie w swoje ręce i pełną odpowiedzialność za nie.
Nagraliśmy tam dla Was medytację, właśnie o wzięciu odpowiedzialności za swoje życie…
A miejsce tak nas wciągnęło sobą, że zostaliśmy na kolejny dzień, noc, dzień. Kapaliśmy się w morzu i wpatrywaliśmy w dal, w kochane Białe Morze, obserwowaliśmy kaczki z którymi urzędował Giro i byliśmy gdzieś między światami. W kolejnej przestrzeni pomiędzy.
Każda wizyta w labiryncie to kolejne lekcje, kolejne nauki. W tym labiryncie nie ma jednej drogi po której się idzie, dochodzi do środka i wychodzi. Tutaj każda droga to podróż w nieznane. Tam ważna jest cierpliwość i obserwacja myśli, tutaj ważny jest wybór drogi. Co wyraźnie pokazuje jak szybko chcesz dojść do celu.
Uwalniam się od przymusu wolnego osiągania moich celów
Osiągam moje cele szybko,
Tak, jeżeli cel nie osiąga się łatwo nie jest na ten czas i zamiast przebijać głową ścianę, warto się zapytać co robić, co zmienić, a może zmienić cel………..
Oczywiście bardzo ważne nie sabotowanie celu negatywnymi myślami. Bo wtedy to podświadomość nie wie, czego tak naprawdę chcemy. We większości sabotaż ma silniejszą moc niż cel.
Co wtedy?
…My rozpuszczamy pojawiające się programy. Odkrycie ich to już połowa sukcesu, a potem następuje zamiana ich na pozytywny – jak trzeba. Rozpuszczenie blokad w ciele w tym temacie – tu metod jest masa które używamy– bo jeżeli tego nie zrobimy problem powróci.
Uwalniam blokujące mnie programy na poziomie ciała, umysłu i ducha równocześnie
Szybkość działania zawsze była moją mocną stroną negowaną przez najbliższych, szefów i czułam się wręcz winna temu, że działam szybko. Wręcz byłam za to karana. Powstał negatywny program…
Uwalniam się od poczucia winy za szybkie działanie i osiąganie moich celów
Uwalniam się od kary za szybkie działanie i osiąganie celów
Moje cele osiągam szybko z radością miłością i wsparciem całego wszechświata.
Spacery, kąpiel obserwacja przyrody siebie i minęły dwa dni. Piękne dwa dni w pięknej przestrzeni, gdzie światy ludzi i bogów stapiały się ze sobą, a my mieliśmy okazję być w obu równocześnie.
– Może zajrzymy gdy będziemy wracać – rzuciliśmy na odchodne z nostalgią, choć nie obiecujemy.
I czy wrócimy czy nie okaże się za parę dni
Między Karelią, a Murmanskiem
Między Karelią, a Murmańskim obwodem – województwem 11-14 sierpnia 2016
Pożegnawszy naszą kochaną Warię – biełuszkę, jeszcze postaliśmy jakiś czas między jeziorami, aby potem ruszyć w nowe.
Czas pożegnać niesamowicie gościnną nam Karelię, republikę autonomiczną i udać się do obwodu murmańskiego. Można z naszej perspektywy powiedzieć, że są to województwa, wielkości połowy czy 1/3 Polski z zaludnieniem poniżej 1 mln, większość skupiona w miastach, więc można nasycać się pięknem przyrody.
W Karelii jest to prostsze z uwagi na brak zon wojskowych, które są normą w obwodzie murmańskim. Szczególnie wybrzeże morza Barentsa.
Militarne znaczy zamknięte tzn, że choć jest droga na mapie to nie do końca można tam jechać.
Praktycznie to małe państwa, które tak jak w każdym dużym państwie mają zarówno prawo federalne jak i własne. Wyjazd poza kraj, obwód wiąże się z włączeniem roamingu w telefonie (obecnie firmy prześcigają się, aby ułatwić podróże po Rosji i jest to to stosunkowo tanie) , nawet inne oferty są w poszczególnych obwodach, są inne supermarkety itp
Karelia bardzo różni się od obwodu murmańskiego.
W obwodzie murmańskim domy bardziej zadbane, kosze na śmieci na ulicach (sprzęt nie do końca znany w Karelii), większa czystość, porządek i ludzie bardziej rozgarnięci – co powoduje, że bardziej przemieszczają się (co widać na drodze Murmańsk – Petersburg), więcej ich w lasach, nad jeziorami. Karelia za to jest bardziej dzika, pogubione jeziora, nieprzebyte lasy nawet w środku lata bez ludzi.
Dwa światy zakotwiczone tak blisko siebie.
Energetycznie Karelia miększa, łagodniejsza, troszkę smutna, pogubiona, wystraszona. Obwód murmański silny, pewny siebie, ale za to bardziej napięty i agresywny.
To tylko czuć w miejscach zurbanizowanych, poza nimi jest przyroda ze swoją dziewiczą mocą. A tutaj na styku tych krajów praktycznie żadnej różnicy, tajga z grzybami większymi niż stopa, lasy z moim ukochanym dywanikowatym chrobotkiem. Jagody, jeziora i jeszcze ukochane morze Białe.
W Zielenoborskij lokujemy się na głównym placu obok urzędu miejskiego i szkoły – uzupełniamy internet. Nawet w pewnym momencie rozwieszamy sznurek (kupiłam na targu nowy ręczniczek i chciałam go uprać). Ludzie jadą, przechodzą, nikogo to nie dziwi. Ktoś stoi, suszy rzeczy bo tego potrzebuje.
– Tak, nie ma u nas infrastruktury – często słyszymy w Rosji – czytaj kempingów, dużej ilości hoteli. No tak, ale gdyby były – ich właściciele na pewno wywieraliby naciski na władze, aby nie pozwalać na takie zachowania – jak spanie, pobyt poza nimi. A tak jak tu, gdy nikt nie ma w tym interesu, nikomu to nie przeszkadza, jest to dozwolone.
Spokojny z szacunkiem do okolicznego otoczenia postój, praktycznie wszędzie.
Tak szczerze powiedziawszy to wolę spać na przyrodzie, a w nie we większości rosyjskich miasteczek, bo trzeba mieć naprawdę pozytywne postrzeganie, aby uznać je za ładne.
Dlatego śpimy w nich tylko dla zasięgu internetu.
A w miejscowym sklepie odkrywamy nalewkę w maroszki na miodzie, ojjj ten cudowny smak niebo w gębie.
Potem po alkoholu wypijam w nocy litr czy więcej płynów, ale znajomy pełen wysokiej wibracji Olieszyna smak jest w tym momencie tego wart.
I kolejne lasy, którymi nie mogę się nasycić, chrobotek, grzyby – znane nam jak prawdziwki, kozaki i te mniej znane, jagódki.
Potem Kandalaksza jedno z bardziej sympatycznych miasteczek, gdzie uzupełniamy soki pomidorowe (nasz ulubiony – poza kompotem z borówek – napój), ziemniaczki, odkrywając jakiś bar zamawiamy wegetariańską pizzę na razowym cieście.
Siedzimy popijając soczek i czekamy na pizzę – z głośników leci agresywna muzyka, w każdym z 3 telewizorów inny film – wszystkie akcji, brutalne. Film, muzyka, wszystko agresywne.
Po 10 minutach stwierdzamy, że po co tu weszliśmy?
Potrzeba jakiś starych energii wejścia do knajpy.
Czy z tą pizzą, mamy zjeść tę agresję z telewizorów – zastanawiamy się.
Decydujemy się wziąć pizzę do najlepszej kawiarni, restauracji świata czyli naszej landrynki.
Dostajemy ją w pudełku przewiązanym czerwoną wstążeczką. Jest piękna.
Bardzo często zauważamy w tej części Rosji, ze pizza traktowana jest tutaj jak tort. Tworzy się je piękne i sprzedaje zimne w hipermarkecie w pudełeczkach z kokardkami.
Świeże jedzenie w rosyjskich knajpach to niestety stary temat o którym zapewne pisaliśmy w czasie drogi na Syberię.
W Rosji lokale to: restauracja, kafe, stołowaja.
Kafe nie ma nic wspólnego z naszą kawiarnią, jest coś w rodzaju niższej jakości restauracji – taki bar. Tutaj jedzenie przygotowywane jest rano przez kucharki, a potem podgrzewane w mikrofali (łącznie z frytkami, pizzą, kotletami itp.). W kafe jest zazwyczaj piwo, czasem ciastka.
Stołowaja jak nasza stołówka tylko jedzenie jest przygotowywane na świeżo wcześniej, a potem odgrzewane. Najniższy poziom gastronomii, ale często można tam znaleźć coś fajnego i czasem nawet świeżego tzn teraz przygotowanego.
Restauracja – tutaj jedzenie przygotowywane jest na świeżo. Najwyższy poziom.
W sumie dobrze, że niewiele jemy i nie musimy korzystać z tych przybytków, bo kuchnia rosyjska z rzadka jest dla nas smaczna, szczególnie w odmianie wegetariańskiej.
Pizza poza tym, że była ładna, mało nam smakowała i mieliśmy dużo radości z tego co robią stare pragnienia z człowieka.
Nawyki, które były kiedyś generują energię, która teraz już nam nie odpowiada.
Uwalniam się od nawyków jedzeniowych , które już mi nie służą, które zaniżają wibrację ciała
Wprowadzam w moje ciało energie, które powodują, że moje ciało podnosi swoje wibracje.
Miasta, miasteczka nawet najpiękniejsze szybko nam się nudzą, a w przyrodzie możemy trwać i być.
I aby dalej sycić się morzem Białym i przyrodą skręciliśmy na wschód na jego północne wybrzeże, gdzie 250 km wzdłuż wybrzeża prowadzi droga do wioski, którą zamieszkuje 300 osób (a po drodze jest miasteczko 5000 mieszkańców i kilka przysiółków po kilkadziesiąt osób). Kochane morze zaprasza nas dalej.
Dziękujemy i na pierwszą noc „lądujemy” koło labiryntu.
Biełucha – delfin północy zwierze bez agresji
Spotkanie z Biełuchą – delfinem północy 10-11 sierpnia 2016
Wszechświat zawsze wie, kiedy powiedzieć nam – jedzcie dalej. Mimo, że dzieje się to od lat, za każdym razem gdy jestem w rezonansie z przyrodą, dalej nie mogę się temu nadziwić, za każdym razem jestem w niesamowitej wdzięczności za to co się wydarza.
Bowiem gdy dojechaliśmy do Nilmoguby i poszliśmy na pomost bazy turystycznej – polarny krąg – centrum nurkowego. Rozpoczął się jeden z piękniejszych zachodów słońca jakie tutaj widzieliśmy. Parę metrów dalej w wolierze pływała biełuszka, czasami wyciągając łepek.
Staliśmy na pomoście patrząc jak urzeczeni na magię tego dzieje się przed nami. Na cuda tworzone przez wszechświat. Może ograniczenie wolności tego pięknego ssaka nie pasowało do tego do końca, ale czy jest możliwa pełna harmonia człowieka i zwierząt?
Szczególnie gdy dla większości są one podstawą pożywienia?
Choć mam nadzieję, że właśnie te cudowne zwierzęta, żyjące w klatkach i zaufaniu do człowieka pokazują, że dzika przyroda może przenikać się z ludzkim światem, wtedy gdy człowiek przestaje być dla niego zagrożeniem, okupantem, a staje przyjacielem.
Po zakończonym zachodowym spektaklu udajemy się do adminstracji bazy, gdzie dowiadujemy się, że pół godzinna audiencja u biełuszki kosztuje 900 rubli (55 zł) w tym czasie można ją pogłaskać. Pływanie z nią to koszt 5000 rubli (300 zŁ) plus wypożyczenie pianek (z uwagi na choroby obowiązkowo należy pływać w piankach). Biełuszka odwiedzana jest 3 razy dziennie. Mamy wielkie szczęście gdyż na jutro na 18 są bileciki na wejście z głaskaniem, a potem dopiero po weekendzie.
Wiedziano doskonale kiedy nas tutaj posłać.
Zapisujemy się i jedziemy na jeziorko na nocleg, gdyż nad morzem w miejscowości nie może nic znaleźć. Wybrzeże zabudowane daczami.
Gdy na drugi dzień leje jak z cebra, mamy wątpliwości iść, czy nie iść. Co my zobaczymy?
Prowadzi mnie potrzeba pogłaskania tego niesamowitego ssaka, nawiązania z nim kontaktu i deszcz nie ma tutaj większego znaczenia.
Biełucha znajduje się w wolierze na morzu, od spodu ograniczona siatkami. Tak, że ma świeżą, naturalną morską wodę, przypływają do niej mniejsze rybki które zjada, jedno co – to nie może przemieszczać się gdzie chce.
Nasza przyjechała z Sachalina, jest jeszcze dzieckiem ma 5 lat, waży 400 kg i mierzy 2,5 metra. Pełną dorosłość Biełuchy osiągają w wieku ok 15 lat i ważą wtedy 2 tony i mierzą do 6 metrów.
Zawsze mam dużo wątpliwości do umieszczania zwierząt w zoo, czy nawet tak jak tu w oceanarium. Jednak kontakt z tą cudowną biełuszką o imieniu Waria i jej niesamowitą opiekunką burzy wszelkie moje wątpliwości, obawy.
Na początku jestem troszkę napięta przy dotykaniu cudownej skóry tego niesamowitego zwierzęcia, pojawia się lęk przed dzikiem wielkim zwierzęciem. Jednak wystarczy parę minutek, aby zatopić się w energii bezgranicznego zaufania, radości, zabawy. Poddać temu po co tu przyszłam tak naprawdę.
Tak bezgranicznemu zaufaniu, radości, zabawie.
Nasza Waria nie jest tresowana jedzeniem, gdyż duże otwory w siatce powodują, że przypływają do niej rybki, które stają się jej pożywieniem. I trudno nią manipulować jedzeniem. Jak mówi jej opiekunka robi co chce. I to jest piękne…
Uwalniam się od potrzeby bycia manipulowanym jedzeniem
Uwalniam się od przymusu, że za jedzenie muszę robić to co inni chcą.
Uwalniam się od przymusu jedzenia
Pierwsze przesłanie naszej cudownej nauczycielki.
A Waria pływa sobie w swoim baseniku co chwilkę domagając się pieszczot od wybranej przez siebie osoby. Zawsze w takich kontaktach zastanawia mnie co jest takiego magicznego w ludzkim dotyku, że wiele zwierząt jest gotowych oddać wolność za niego?
Biełucha nie ma w sobie grama agresji, nie zna tej emocji. Ponoć normalny delfin ją ma. Jej mózg nie zna tego, dlatego ponoć nie było żadnego przypadku ataku z jej strony na człowieka, ani zrobienia mu krzywdy. W stanie dzikiem nie jest taka przyjacielska i nie pozwala się głaskać.
Jednak agresji nie ma.
Kolejne przesłanie
Uwalniam się przymusu bycia agresywnym, bo taki jest natura człowieka
Widzę agresję innych, znam ją, jednak sama z niej nie korzystam
Stoimy w padającym deszczu na podeście, jest nas 4 głaskających i 3 pływających. Nikomu pogoda nie przeszkadza.
Wszyscy są spokojni i cieszą się z kontaktu z ciałem tego stworzenia, całując, tuląc się do niej.
Ona bawić się nie chce, chce jak kot głaskania. To przewraca się na brzuszek, to daje płetwę pod ludzkie ręce. Przykład na to, że nawet dzikie zwierzęta rozkoszują się ludzką czułością.
W pełnym zaufaniu, radości, miłości.
Pozwalam sobie na czułość wobec siebie i innych.
Delfiny, które miały kontakt z człowiekiem nawet wypuszczone na wolność szukają z nim kontaktu, z jego czułością a człowiek, jest różny niestety. I potem giną z rąk tego człowieka.
Taki przykład, że człowiekowi jako gatunkowi nie wolno zaufać.
Widzę jacy są ludzie i ufam tym właściwym.
Właśnie te zwierzęta żyją w otoczeniu ludzi, którzy na swój sposób o nie dbają i chronią je, gdyż przeciętny człowiek ma tendencje do zawłaszczania, zabijania, rozbijania. Widać to tutaj gdyż praktycznie nie widać kaczek wokół jezior, a jak jakaś jest zaraz słyszymy, że trzeba ją zabić. Wyrąbać drzewo, zabić zwierzęta, zdeptać grzyby – nawet bez potrzeby. Poczuć się Panem przyrody, wyrwać jej co można, bez szacunku wdzięczności, potrzeby….
Uwalniam się od potrzeby bycia Panią Przyrody
Pozwalam sobie na współdziałanie z przyrodą w pełnym szacunku, zaufaniu, pokorze
Takie zwierzęta jak nasza Waria to aniołowie, pionierzy którzy pokazują człowiekowi, że światy ludzi i zwierząt mogą się łączyć. Trzeba tylko podnieść świadomość ……. ludzi i uzmysłowić im, że nie trzeba zabijać innych, aby przeżyć tutaj na ziemi.
Uwalniam się od przekonania, że trzeba innych zabijać, aby przeżyć na ziemi
Uwalniam się od przekonania, ze muszę czerpać energię z zewnątrz, aby przeżyć
Pozwalam sobie generować własną siłę do życia.
Refleksje, refleksjami jednak przede wszystkim spotkanie z biełuszką to czas prostej radości, takiej chyba najprostszej jaką znam, bez zbędnych ozdobników, w pełnym zaufaniu.
Radość, radość przepełnia mnie każdego dnia
W pełnym zaufaniu do siebie, Boga kroczę przez życie w pełnej radości.
Zamiast 30 minut byliśmy u biełuszki 80 minut ciesząc się ze wspólnego spotkania tak po prostu, spotkania, dotyku bycia.
Tutaj filmik z naszego spotkania
W tym czasie na morzu pojawiła się foczka, na niebie przeleciał kruk. Taki znak, że gdy jest się w energii radości tworzy się magia i cała przyroda zaczyna współtworzyć przestrzeń.
Zaufanie radość, miłość buduje mój kontakt z rzeczywistością.
Dziękujemy, dziękujemy za to spotkanie, tak niesamowite, tak dalekie od oczekiwań (myślałam, że będzie show i jeden głask), tak piękne i radosne.
I na koniec ostatnia cecha różniąca biełuchę od delfina, biełuszka nie skacze, mimo że ma bardzo gibkie ciało (chyba, że jest wytresowana od małego).
Z uwagi na brak agresji w delfinariach zastępuje się delfiny, biełuchami. Miejmy nadzieję, że nastąpi to również dla rozwoju dla nich, a nie tylko ludzi.
Jeszcze raz dziękuję Warii i temu, że w czasie pobytu na Kuzowa biełuszki nie pokazały się, bo przecież wtedy nie przyjechalibyśmy do Warii w gości i nie doświadczylibyśmy jej czułości.
Refleksje z nad karelskiego jeziora
Droga do biełuchy – Nilguby 6-10 sierpnia 2016
Na Archipelagu Kuzowa biełuszka ( biełucha arktyczna – delfin koloru białego) nie chciała nam się pokazać, wiele osób mówiło widziałem biełuchę, nam jednak się nie pokazywała.
Skoro ona nie chce przyjść do nas, to my pojedziemy do niej, postanowiliśmy i zaczęliśmy kierować się w stronę wioseczki Nilguby nad morzem Białym.
Z Luohi to niedaleko – w kilometrach ok. 60 km, z czego połowa drogą gruntową. Przekracza się w czasie tej krótkiej podróży magiczne koło podbiegunowe. Na drodze asfaltowej trafił się bar z wyborem tortów, ciast, dań , bułeczek itp. Po tak długim pobycie w przyrodzie i w miasteczkach gdzie nic ładnego nie było, tutaj taki wzrokowy raj. Smakowy może też….
Jednak gdy zna się smak borówki prosto z krzaka, czy grzyba zerwanego chwilę przed przygotowaniem, wszystko inne jest tylko zabawą umysłu, która prowadzi potem do refleksji…..
– Wiesz, te borówki to mają smak !
Droga z Louhi troszkę nam zajęła czasu, syciliśmy się już któryś raz ciszą i pięknem tutejszych jezior, przy okazji piorąc brudne rzeczy, nawet udało mi się położyć hennę na włosy. Czas mijał, a może nam się wydawało, że mija. Rozpływaliśmy się w byciu. Dusza wcale nie chciała pisać czy zajmować się jakąś intelektualną pracą. Pojawiał się włożony od szkoły przymus intelektualnej pracy, a potem nie lubiana praca była kojarzona z komputerem, wszystko to wypływało na subtelnych poziomach.
Uwalniam się od przekonania, że praca umysłowa, na komputerze jest przymusem
Tworzę z radością używając do tego komputera.
Zbieraliśmy borówki i grzyby ciesząc się na dzieci z gotowania na ognisku.
Taka radość prostego przyrządzania posiłków na ofiarowanej przez wszechświat patelni.
Dar, który wykorzystujemy z wielką radością
Cieszę się z darów wszechświata i wykorzystuje je z radością.
Gdzieś z głębi wychodziły programy wstydu za to, że można cieszyć się tak prosto, szczerze i z głębi ze „zwykłej’ patelni.
Uwalniam się od wstydu radości z prostych rzeczy
Pozwalam się cieszyć tym co proste przy innych, bez względu co o tym myślą
A kreacja z taką prostą, niewinną wręcz dziecięcą radością ma potężną moc.
Gdy zaczyna się rezonować ze sobą to przestaje się tworzyć rzeczy, które „powinno” się stwarzać, a które nie rezonują. Przestaje się dawać energię na to co chce społeczeństwo, a zaczyna się proces zatapiania we własnej duszy i robienia tego do czego ona się śmieje.
Uwalniam się od przymusu tworzenia rzeczy, które należy mieć
Tworzę swoje życie, materię, wartości tak aby uzyskiwać z tego wewnętrzną radość
Takie ugruntowanie energii po Kuzowa i przygotowanie na spotkanie z naszym aniołem.
Przestrzeń nad leśnym górnym jeziorem Nilozjero (styk Karelii i Półwyspu Kola) otulała nas, przez parę dni nie spotkaliśmy nikogo.
– Chyba powoli trzeba będzie się zbierać – powiedziałam do Bartka.
– Wiesz ja wierzę, że wszechświat mi to zakomunikuje gdy przyjdzie czas.
W ciszy przestrzeni zamigotał program lęku przed rodzicami, programy tego jak: ich opieprzanie nas kiedyś – przenosimy na siebie teraz. Zachowując się tak samo względem siebie, jak oni kiedyś względem nas.
W ciele został zapisany program lęku przed określonymi zachowaniami, rozwijaniem swoich talentów, życia jak inni i osiągnięcia sukcesu w świecie.
Uwalniam się od przymusu osiągania sukcesu w świecie
Rozwijam swoje talenty i mam zaufanie, że pozwolą mi spokojnie radośnie, egzystować w świecie. Podążać drogą radości.
Zaczęliśmy ustawiać u Bartka lęk przed matką i ustawianie jej granic – gdy właśnie w tym momencie na nasza polankę na brzegu jeziora zajechał samochód i wysiadł z niego chłopak – zły, że jesteśmy w tym miejscu, a za chwilę przypłynęła łódką jego rodzinka. Weszli w naszą przestrzeń bez szacunku do nas. Niesamowite to, że jak potem jechaliśmy dalej – wszystkie miejsca piknikowe nad jeziorem były wolne.
Bartek w ferworze ustawienia granic, pokazał im gdzie mogą postawić auto. Nie spotkało się to wszystko z ich sympatią. Mieli ochotę zrobić tutaj obóz, a na łódce mężczyźni chcieli łowić ryby. Pokrzyżowaliśmy im plany i wszyscy musieli szukać miejsca gdzie indziej.
– Wiesz przestrzeń się zamknęła – powiedziałam do Bartka
– Jedźmy – dodałam
– Jak oni pojadą – odpowiedział – ustawienie granic musi się odbyć, to test wszechświata – i rozwiesił wilgotne jeszcze pranie na sznurkach.
Bartek przez całe swoje życie łykał emocje swoje i innych do siebie.
A co się dzieje jak łyka się te emocje do siebie???
Staje się tymi emocjami, które często nie mającymi nic wspólnego z nami.
Uwalniam się od przymusu łykania emocji innych do siebie
Odbijam innym ich emocje
Emocje innych odbijają się ode mnie, i wracają do właścicieli
Uwalniam się od lęku, że wzbudzę w innych ich wewnętrzną agresję. Agresję, którą chcą przelać na mnie.
Bardzo często osoby pozornie spokojnie mają bardzo dużo podświadomej agresji, którą dzielą się hojnie z innymi.
Uwalniam się od przymusu brania na siebie agresji innych
Podświadoma agresja innych nie ma na mnie żadnego wpływu, widzę ją, niezależnie co inni chcą pokazać na zewnątrz
Filmik o ustawianiu granic poniżej
I tak przestrzeń się domknęła w tym miejscu. Jak się potem okazało w najlepszym dla spotkania z biełuchą momencie.
Święto Louhi z patelniowym prezentem.
Louhi – święto miasta z patelniowym prezentem 4-6 sierpnia 2016
Louhi kolejne małe miasteczko na naszej drodze powitało nas informacją, że w najbliższą sobotę jest tutaj święto miasta.
– Dziś czwartek poczekajmy – powiedziałam do Bartka – może coś napiszemy o Kuzowa.
– Miasteczko położone wśród leśnych jezior, nasycimy się inną energią niż Kuzowa – dodałam.
Znaleźliśmy miejsce nad jeziorem około 2 km za miasteczkiem, niedaleko rybackich dacz i garaży . Typowe miejsce piknikowe.
Poprzednicy zostawili troszkę śmieci, drzewo na ognisko, ale przede wszystkim grubą patelnię metalową do smażenia na ognisku.
Wielki dar wszechświata. Ojjj… potężny
Na Kuzowa rozkochaliśmy się w gotowaniu na ognisku, co jest „narodowym” sportem biwakujących Rosjan, tam pożyczono nam blaszankę do gotowania i patelnię. Jednak teraz byliśmy już bez nich. Chcieliśmy coś kupić, jednak albo były to duże kociołki 5 i więcej litrowe, albo aluminiowe (nie chcemy gotować w aluminium) , a tutaj prezent przestrzeni stalowa porządna patelnia na tyle głęboka, że można w niej i zupę ugotować. Do tego nasza płytka teflonowa patelnia jest tych samych rozmiarów i może służyć jako pokrywka (tak aby jedzenie nie przesiąkło dymem).
Rewelacja…
Wszechświat wiedział, że potrzebujemy naczynie do gotowania i zaprowadził nas w to miejsce. Była to najlepsza opcja jaką mogliśmy dostać.
Wdzięczność za dary wszechświata przepełnia moją duszę
Taka prosta rzecz, która daje tyle radości. Zaraz na patelni zrobiliśmy placuszki drożdżowe i grzyby, wyszły super.
Były solo, z grzybami, jagodami.
I grzyby rzecz jasna, bo las dalej karmi grzybami, borówkami.
Od borówek uginają się krzaczki, dlatego postanowiliśmy kupić plastikowe grabki do zbierania (dzierpce po naszemu) i ostrożnie, aby nie zniszczyć krzaczków zbieraliśmy boróweczki.
Uwaga: w Polsce zbieranie w ten sposób jest zabronione.
Tutaj reklamują się skupy płacące po ok. 100 rubli (6 zł) za kilogram borówek – jest ich pełno wszędzie (maroszka 500 rubli – 30 zł za kilogram w skupie).
I gdy krzaczki są oklejone owocami to zebranie kilograma, ostrożnie i bardzo spokojnie, bez zrywania liści zajmuje około 15 minut.
I tak znów minął nam kolejny dzień na obserwacji lasu, a może cieszeniem się kontaktem z nim. Takie wtapianie się jeden w drugiego. Nasycając się sobą nawzajem.
A samo święto troszkę nas znudziło. Były zespoły regionalne i w stylu rosyjskim i karelskim, do jedzenia szaszłyki (specjał rodem z Kaukazu za 10 zł. za 100 g), troszkę rękodzieła i jakieś zabawy dla dzieci.
Zresztą popatrzcie sami jak nam się święto pokazało.
Wieczorem miała być impreza dla młodzieży, jednak stwierdziliśmy, że to nie do końca nasze klimaty i pojechaliśmy na północ.