Morze Białe
now browsing by tag
Pożegnanie z morzem Białym cudownym przyjacielem
Pożegnanie morza Białego 24-27 sierpnia 2016
Gdzieś mi się dni zaplątały i już nie za bardzo wiem jak to policzyć. Gdy próbuję policzyć faktyczne dni i porównać do daty, okazuje się że jest tak, że niektóre trwały dwie doby. W sumie jakie to ma znaczenie. Powinniśmy się cieszyć, że to już początek rozciągania czasu, albo inaczej – życia na różnych liniach czasowych.
Czas to tylko wymysł człowieka, że musi liczyć, analizować.
Z jednej strony fajnie mieć tę umiejętność i możliwość, a z drugiej dobrze nie być od tego liczenia uzależnionym.
Uwalniam się od przymusu liczenia, analizowania
Uwalniam się od czasu
Uwalniam się od postrzegania rzeczywistości w sposób linearny
Jestem Tu i Teraz, a wszechświat prowadzi mnie, aby być w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie.
Zresztą wiele razy były takie przykłady, że nie wiedząc o jakieś imprezie przyjeżdżaliśmy praktycznie na godzinę:
Balony w Rosji http://brygidaibartek.pl/rosyjskie-powitanie/
Dożynki w Armenii http://brygidaibartek.pl/goscinnosc-czy-chec-pokazania-dozynkowe-refleksje/
Myślę, że znajdzie to takie same przełożenie na życie poza czasem. Wszechświat w jakiś sposób podpowie teraz rób to i to. Teraz na to czas.
Bo gdzieś pojawia się lęk, że nie wykona się jakiś systemowych rzeczy, a przecież nie o to chodzi, aby walczyć z systemem, tylko aby żyć po swojemu.
Uwalniam się od lęku, że gdy uwolnienie się od życia w sposób linearny, nie będę wiedziała kiedy wykonać systemowe obowiązki, lub po prostu te do których się zobowiązałam (spotkać się z kimś tak po prostu)
Mam pełne zaufanie do życia i podpowiedzi wszechświata kiedy co należy zrobić, poddaję się temu
Tak więc byliśmy 1 dzień więcej niż z dat mi wychodzi i fajnie. Dziękuję za to doświadczenie.
A pożegnawszy nasze kochane ametystowe wybrzeże, przejechaliśmy jeszcze wzdłuż morza do Kaszkarancy, mówiąc do widzenia dla otwartego morza.
Do jego przestrzeni.
Przestrzeń żegnała nas wiatrem z północy czyli z bieguna, więc było chłodno.
W Kaszkarancy (wioska ok. 30 mieszkańców) dzieci chodziły już w czapkach.
– Już jesień ? – pytam Pana w sklepie.
– Tak, tak lato się skończyło – powiedział z nutką smutku w głosie
– W październiku już może być śnieg.
– U Was tak nie ma? – zapytał zaciekawiony.
– Nie, u nas jest piękna złota jesień, która jak pogoda dopisze to ciągnie się nawet i do połowy listopada.
– Do połowy listopada – przeciągnął z rozmarzeniem w głosie.
A tutaj już brzozy zmieniają kolor na żółty, w sumie to nie zmieniają, a bardziej usychają.
Na razie nie wygląda to ładnie, no może pojedyncze fragmenty.
Mijamy „gościnną” Umbę bokiem i na nocleg znajdujemy niesamowite miejsce. Fakt dalekie wibracyjnie w tym momencie od ametystowego wybrzeża, ale bardzo gościnne i wzrokowo piękne. Położone nad jeziorem na piaszczystym półwyspie w połowie drogi między Umbą, a Kandałakszą z pięknymi brzegami i z widokiem na góry. Bajka szczególnie teraz o późnym zachodzie słońca.
Napisałam, że miejsce jest dalekie wibracyjnie od ametystowego wybrzeża TERAZ. Tak teraz, gdyż przez całe lato służyło jako miejsce piknikowe – inaczej mówiąc imprezowe. Miejsce spokojne, odsłonięte od wiatrów, więc energia stoi, energia którą zostawili tutaj poprzednicy.
2-3 dni naszego przebywania i czyszczenia i byłoby czyściutko, jednak na razie nie umiem zrobić tego w sekundę, jak niektórzy uczą. Miejsce też może być przywiązane do jakiś energii, a które nam się nie podobają i co …. wyrywać mu je???
Uwalniam się od przymusu narzucania swojej woli otaczającemu światu
Żyję w harmonii z otaczającym światem, słucham go i widzę, odczuwam i akceptuję
Po kilku dniach w magii – dzięki snom widać, ze ściągnęliśmy jakieś filmy innych ludzi – fakt kompatybilne z nami. Co czasem ciężko zaakceptować…
Rano ruszamy dalej ……
– A jedźmy nad labirynt – nieśmiało rzucił Bartek.
– Pożegnamy się jeszcze z morzem Białym – dodał.
Do wizyty w takich miejscach nie trzeba mnie namawiać.
Kolejne cudowne spotkanie z tym niesamowitym miejscem, które wręcz krzyknęło do Bartka .
– Puść intencję i idź za nią !
– Nic więcej nie musisz robić!
– Wszystko opiera się na intencji.
I kolejne chodzenie po labiryncie, który w swoich kształtach niewielki, kolejny raz odsłaniał nowe drogi.
Inne energie, inne rozwiązania.
Na następny dzień pojechaliśmy do Kandalakszy na zakupy, a co zrobiliśmy po nich?
Wróciliśmy do labiryntu jak do domu, aby jeszcze ostatnią noc spędzić koło niego nad ukochanym morzem Białym.
Ostatnie kąpiele, ostatnie dowiedzenie.
Czas na nas
Rozstania mają być radosne dźwięczało przesłanie z Kuzowa
Uczę się uczę – odpowiadałam jeszcze w łezką w oku, troszkę w grymasie krzywiąc usta do uśmiechu.
Dziękujemy za te prawie 2 miesiące napełniania się Twoim światłem. Za te wody oceanu Arktycznego, które pod postacją właśnie morza Białego zechciały być blisko człowieka i nasycać go energią dalekiej północy. Dziękujemy za te lekcje, spotkane zwierzęta, za tą miękkość łagodność dla nas.
Jakbym miała nazwać Białe morze nazwałabym je po prostu DOBRYM. Takim dobrym w pełnym tego słowa znaczeniu z pełnym wybrzmieniem energetycznym tego. Dobrym i dla siebie i dla innym.
Dobre w pełnej swojej życzliwości
Dziękujemy, czas dalej na północ. Ona zaprasza
Na magicznym brzegu w pełnię
Na magicznym brzegu w pełnię 18-19 sierpnia 2016
I znów na kochanym morzu Białym tym razem północnym. Jakże innym niż zachodni, czy nawet ten koło labiryntu w Kandalakszy. Teraz jesteśmy nad otwartym morzem, gdzie nic nie zasłania linii horyzontu – jest ziemia i morze, jak u nas nad Bałtykiem. Kolejna odsłona tego pięknego i jakże nam gościnnego morza.
Gdy przyjechaliśmy nad jego brzeg 50 km za Umbą, w stronę Warzugi, powitała nas dwójka osób spacerująca sobie daleko w głębi morza w czasie odpływu. Niesamowite było to obserwować, od razu minęły napięcia dnia. A okazało się, że Ci ludzie to nasi sąsiedzi obozujący kilkaset metrów dalej. Miałam jakieś lęki do spania samotnie, a tu taki prezent.
Dziękuję bardzo za ten niesamowity prezent.
Pozwalam się przyznawać do swoich lęków i prosić o świat w którym nie będą potrzebne
– Jutro koło południa jak będzie maksymalny odpływ idziemy – zadecydowaliśmy.
I tak też zrobiliśmy. Niesowite spacerować po błocie, piasku, kamieniach mając świadomość że chwilę temu i za chwilę będzie na nich 2 metry wody ( co 6 godzin jest maxymalny stan przypływu i odpływu).
Napełniać się energią przepływu, a równocześnie sycić oczy pięknem dna w odbijającym się słońcu.
Zresztą popatrzcie sami i na zdjęcia i fragment w środku filmiku.
Za wioseczką Kaszkarancy skręciliśmy z głównej drogi szutrowej w starą drogę poprowadzoną wzdłuż brzegu.
Nasycaliśmy się przestrzenią morza, polanami jagód, między którymi wyglądały grzyby, polanami jałowca, czy już dojrzewająca dziką różą. Tutaj wszystko dojrzewa szybko ma się wrażenie, że naraz.
Zresztą rośnie tak pięknie koło siebie. Szczególnie teraz czerwone kuleczki „wilczej jagody” tworzą niesamowite kobierce. Wjechaliśmy na główną, aby zatankować w świętym źródełku wody, która okazała się siarkowa i fajnie oczyściła nas organizm.
I w takiej przestrzeni jedności ze światem ziemi, wiatru, wody jedziemy niesamowicie magiczną drogą.
Wjeżdżamy na górkę, aby z niej podziwiać piękno morza, być ponad nim, a może móc widzieć go dalej i więcej …….
– Popatrz jak tu pięknie – mówimy jeden do drugiego…
– O jest miejsce piknikowe i to jeszcze z wyrzeźbionym misiem. Uwielbiam tutaj te miejsca piknikowe stworzone przez ludzi – nie tworzy je gmina – czasami zostawione jest drzewo, czasem zbędne rzeczy które mogą przydać się następcom. Nikt tego nie niszczy, wręcz kolejni dodają coś od siebie.
Tworzę dla siebie, a jak mi nie potrzebne już oddaję, zostawiam innym
Cieszę się tworzeniem swojego miejsca w przyrodzie nawet na chwilę
Ognisko zachód słońca, wschód księżyca – odbijające się w morzu i my przy ognisku z bębenkami. Grając dla siebie, dla duchów miejsca, dla morza dla słońca, dla księżyca.
Zresztą zobaczcie i posłuchajcie sami tej magii, której nie potrafię opisać, która dzieje się pomiędzy słowami, która jest i trwa, gdzie wszystko się łączy we wspólnym jestem. Gdzie nie ma podziału na kwiat, morze, księżyc, mnie, Ciebie.
Gdzie wszystko JEST TU i TERAZ na 100% w ciekawości, radości spotkania.
Dziękujemy za ten czas, za to miejsce
Pożegnanie Kuzowa nieść radość w świat
Pożegnanie z Kuzowa 1-2 sierpnia 2016
Przy każdej wycieczce miejsce odsłaniało kolejne ścieżki kolejne miejsca. Idąc któryś już raz tą samą ścieżką mieliśmy wrażenie, że jest inna. Nic nam się nie nudziło. Jednak gdzieś w głębi czuliśmy , że czas rozstać się z wyspą. Okres pobytu trwający ponad 3 tygodnie w potężnym miejscu siły, gdzie każdego dnia wszystkie żywioły tańczyły ze sobą swój radosny, pełny radości, przejrzystości taniec szczęścia.
Łezka kręciła się w oku na sam moment rozstania, jednak ….
Zapadła decyzja czas jechać, Zachar obiecał nas odwieść do Kem, gdyż ja nie chciałam płynąć z Igorem (imprezowiczem z którym płynęliśmy w tamtą stronę), jednak ostatnimi czasami Zachar podpijał (czego nie robił przez pierwsze 2 tygodnie naszego pobytu) i odsuwał z dnia na dzień wspólny wyjazd. A może my sami nie mieliśmy determinacji do wyjazdu…..
Po ulewnym deszczu, połamaniu masztów w naszym namiocie, pożyczenia z tutejszej wypożyczalni innego , przenieśliśmy się na wschodni brzeg – przy izbiczcze strażników przyrody i głównym miejscu dobijania małych łódek do wyspy.
Więc zawsze będziemy wiedzieć kiedy coś przypłynie, łamiąc namiot wszechświat powiedział na ten moment dość, idźcie w świat, w inne energie. Chcieliśmy płynąć w poniedziałek, jednak Zachar stwierdził – że nie dzisiaj. Przyjęliśmy to z pokorą. Jednak jutro płyniemy – czy z Zacharem, czy nie – zapadła decyzja.
A w poniedziałek poszliśmy na spokojnie pożegnać się z całą przestrzenią. My żegnaliśmy się z nią i ona z nami.
Posyłaliśmy najlepsze życzenia jakie mogliśmy, dostaliśmy na pożegnanie jeden z piękniejszych zachodów słońca, super smaczne borówki, tyle grzybów, że mogliśmy je przyrządzić dla wszystkich znajomych.
Takie piękne „do widzenia” z dwóch stron.
Ostatnia noc …….
I nadszedł poranek…. jakaś parka przyszła na brzeg z plecakami.
– Dokąd płyniecie? – zapytaliśmy .
– Do Kem – odpowiedzieli .
– O której wasza motorówka będzie? – dopytaliśmy.
– Jedenastej – dorzucili.
– A możecie poczekać kilka minut, abyśmy i my mogli się pozbierać, bo jest już 10,45 – zapytaliśmy.
– Jak kapitanowi to nie będzie przeszkadzać nie ma problemu – dodali.
Super i zaczęliśmy się szybko pakować.
Zachar schował się ze wstydu (przecież od dwóch tygodni obiecywał nasze odwiezienie, a teraz wtopił z tym alkoholem), a my zdając się na duchy miejsc liczyliśmy, że nie przyjedzie Igor tylko Żenia, choć czekająca parka zamawiała łódź przez centrum turystyczne – a więc Igora. Ojjj…. tutejsze łódkowe machinacje.
O 11,15 byliśmy spakowani, jednak łódki nie było, 12 łódki nie ma, 13 łodki nie…… Parka chodzi wściekła, próbuje interweniować telefnicznie , na szczęście pociąg mają dopiero wieczorem, a wyspa nie chce wypuścić, a może ……..
Żegnamy się z Zacharem, Wanią, Jarkiem kolejny raz z duchami wyspy i zdajemy na prowadzenie, chcemy w bezpieczny, spokojny sposób wydostać się w wyspy. Od rana jest cisza na morzu, więc fajnie byłoby już……
O piętnastaj przypływa Żenia – wysadza pięciu wojskowych w mundurach….z bronią. Jednemu nawet w czasie wyskakiwania z pontonu na plażę wypada w piasek automat ……(ojj.. widać, że nasz czas się tu skończył!).
Bartek intuicyjnie od razu pyta – to na niedźwiedzia? – ale odpowiedzi brak. Karabiny , pistolety , noże, mundury…..napięte, srogie miny…. jak to się czuje po 25 dniach w przyrodzie, w miejscu wysokowibracyjnym. Uczulamy na to strażników.
Żenia obiecuje przypłynąć za godzinę, bo teraz musi dalej jechać na Sołowki po ludzi.
Tak Żenia wiedziałam, że on przyjedzie, wszyscy opowiadali o nim dobrze, poza dowozem motorówką na wyspę – również odwozi na dworzec, czy odbiera z dworca, można się z nim dogadać aby zrobił zakupy żywności (ale o tym dowiedzieliśmy się 2 dni przez wyjazdem ).
O 16-tej podpływa Żenia, a z łódki już witają się z nami nasze znajome z Krymu Natalia i Irina. Jakie piękne pożegnanie,
Zachar podwozi nas pontonem do motorówki i ….. „Dowidzenia”, gdzieś łezka w oku się kręci, jednak Natalia z radością macha do chłopaków na wyspę, a potem zanurza się w radosnych opowieściach.
Z radością żegnam przeszłość
Z radością odpuszczam miłe chwile, piękne miejsca, z radością idę w nowe.
Natalia dziękuję
I tak po około 40 minutach „wylądowaliśmy” w port Kem w cywilizacji, nie widzianej od 25 dni. Gdy przyjechaliśmy sezon się zaczynał, teraz widać że jest w pełni. Pełen parking samochodów (jest strzeżony ) i masa ludzi. Inny świat.
Jednak ten z pozoru „inny świat” miał od razu dla nas przekaz, piękną tęczę która rozprysła gdzieś nad lądem mówiąc :
Doświadczyliście piękna, raju, jesteście nim, nieście je dalej …….
dziękujemy za to powitanie.
A teraz może refleksja odnośnie łódek pływających na Kuzowa.
Są dwie małe motorówki Igora i Żeni.
Z Igorem jechaliśmy na Kuzowa, strasznie niemiło, butnie, alkohol w ręce, wiele razy widzieliśmy jak spóźniał się na umówiony przyjazd czasem i o godzinę czy dwie. Czy tak jak po tą parkę wracającą z nami z Kuzowa – wcale nie przypłynął. Układ z nim ma informacja turystyczna w porcie. Poza tym alkoholik, pił jak nas wiózł.
Żenia młody chłopak, przesympatyczny pływający od roku, odbiera z dworca kolejowego samochodem i również tam odwozi. Punktualny, rzeczowy, otwarty na współpracę.
Podaję telefon tylko do niego – nr telefonu +79210135598 – łódka Nowaja Ładoga.
Cena 1100 rubli (70 zł.) – przy normalnym kursie przy większej ilości osób. Przy 1-3 osoby – ceny ustalane indywidualne. Jednak z tego co słyszeliśmy to, Żenia z 2 osobami jechał za 3000 rubli, a Igor gdy przyjechał po ludzi w czasie ulewy to chciał 7500 rubli.
P.S. Bartek myślał że włosy siwieją jak jakiś egzemplarz włosa jest stary i ze starości się odbarwia. A tu na jego brodzie niektóre centymetrowe też białe…