półwysep kola
now browsing by tag
Róbmy swoje – przesłanie Łovozjero
„Róbmy swoje” – przesłanie Łovozjero 27-28 sierpnia 2016
Są miejsca gdzie uwiązała się jakaś energia i trzeba tam wrócić, aby ją dopełnić.
W Lovozjero byliśmy 8,5 roku temu w styczniu 2008 roku, wtedy była to pierwsza nasza podróż na magiczną daleką północ, która ugościła nas 500 kilometrami wycieczek na skuterach śnieżnych do wiosek, do których nie prowadzą drogi, do ludzi, którzy głęboko zostali w naszym sercu. Szczególnie ciocia Luba, żyjąca samotnie w Iwanowce – 40 km od większej wioski Krasnoszczele, która latem dostępna jest helikopterem i może łódką, a zimą skuterem. Która sama oddalona jest 140 km od Lovozjero – inaczej mówiąc od drogi dostepnej dla auta, niezależnie co mamy na myśli . Z naszym przewodnikiem, który słuchał przestrzeni i wtapiał się w nią, z takim nienazwanym szamanem – Szaszą.
W samym Łowozjero mieszkaliśmy tydzień, gdy Szasza przygotowywał wyjazd i kompletował ekipę.
Takie stare śmieci. Taki nasz pierwszy czas „poza czasem” i przestrzenią, czas gdy zatapialiśmy się w ciszę, której wcześniej nie znaliśmy, gdzie słuchaliśmy dźwięków swojego ciała, gdzie tworzyliśmy wspólną przestrzeń z naturą.
Trzy dni z tego pobytu kiedyś daliśmy na bloga, tutaj one….. Zobaczcie jak wtedy pokazywało nam się Łovozjero
Półwysep Kola styczeń 2008 – notatki z zakurzonego pamiętnika część I
Półwysep Kola styczeń 2008 – notatki z zakurzonego pamiętnika cz.II
Półwysep Kola styczeń 2008 – notatki z zakurzonego pamiętnika cz.III
A jak teraz powitało nas Łovozjero???
Szaro, buro, czas się tutaj zatrzymał. Przez te lata tynki wielu budynków bardziej zaczęły się sypać, fakt w mieście (ma 3000 mieszkańców) pojawił się markecik Diksi – w budynku naszego hotelu (taka ala nasza Biedronka), bank, więcej sklepów, ale stało się jakieś bardziej szare i wymarłe niż kiedyś.
Fakt wtedy była zima i śnieg, a teraz wjechaliśmy w deszczową jesienną burą pogodę, która na pewno wzmacniała to uczucie.
– Ja chcę iść do muzeum – powiedział Bartek gdy po emocjach w Apatytytach zdecydowaliśmy, że jedziemy do Łovozjero.
Po wielu dniach na przyrodzie, gdy wjechaliśmy do dużego miasta, szczególnie w piątek wieczorem, otarliśmy się o energie zmęczenia, lęku, agresji, energia była ciężka. A my zaczęliśmy z umysłu szukać nie wiedzieć czego, bo przecież ….Kirowsk – kurort z północnym ogrodem botanicznym, bo przecież ….góry Chibiny, bo przecież ….. a czy nawet z umysłu chcieliśmy to zobaczyć???
No może, ale nie tak super bardzo.
Więc po co pchać się w takie energie???
Uwalniam się od przymusu wjeżdżania w energie, które mi się nie podobają i powodują moje emocje
Pozwalam sobie wycofywać się z umysłowych planów
Idę za energią
I właśnie muzeum było tym krokiem.
Wstęp 25 rubli, muzeum pokazujące kulturę Saamów i ludzi zamieszkujących te tereny. Bardzo ładne. Jednak nie po to tak naprawdę nas tam zaproszono.
Zresztą byliśmy w nim 8,5 roku temu.
Teraz otrzymaliśmy dwie informacje
Po pierwsze urzekła nas wystawa zdjęć z półwyspu Rybaczyj, na morzu Barentsa. Patrzyliśmy jak urzeczeni na nie. W sumie to drugie zaproszenie od półwyspu, gdyż dzień wcześniej w Kandalakszy spotkani Słowacy jadący również Landrynką – jechali właśnie na Rybaczyj i to trzeci raz z rzędu, gdyż zakochali się tamtym miejscu.
Zaproszenie niesamowite, podwójne, jednak jest jeden szkopuł teren wymaga przepustek.
Zdecydowanie po takim zaproszeniu dołożymy wszelkich starań, aby je uzyskać. Po doświadczeniach w Umbie, nie będziemy ryzykować wjazdu bez. Jedziemy więc w poniedziałek do Murmańska.
Czasami mam coś takiego, że względy formalne odrzucają mnie od zrobienia czegoś co chcę. Rezygnuje z czegoś bo nie chce mi się zmagać z energiami urzędów, które zresztą znam świetnie.
Jednak już czas nie pozwolić blokować marzeń tym, że czasem trzeba przejść przez jakieś mało przyjemne bagienko.
Uwalniam się od przymusu rezygnowania z marzeń, gdy trzeba zmierzyć się z urzędowymi formalnościami
Urzędowe formalności nie blokują moich marzeń.
Z odwagą stawiam czoło urzędowym energiom
Uwalniam się od poczucia wstydu, że tkwiłam w energiach urzędowych
Odpuszczam przeszłość, dziś jestem jaka jestem
Murmańsk kolejny nasz krok został właśnie wyznaczony.
A druga informacja, którą uzyskaliśmy w muzeum, niestety była bardzo nieprzyjemna. Nasz przewodnik Sasza zginął 2-3 lata temu wiosną na jeziorze.
Człowiek, który znał przyrodę tak doskonale!
– Co się stało??? – pytaliśmy.
– Wiózł deski do swojego domku (tego w którym byliśmy) i złapał ich sztorm, a łódka zapewne przeładowana – odpowiedziały Panie z muzeum.
Smutno zrobiło nam się na duszy.
– Wiesz trzeba żyć na 100% – tak jak się marzy – powiedział w zadumie Bartek – „ Róbmy swoje” – to co kochamy robić – to w czym się spełniamy.
Sasza żył rozkraczony między światami. Kochał przyrodę i w niej czuł się rewelacyjnie. Nie lubił imprezować i pić alkoholu, uwielbiał wpadać w medytacje na przyrodzie. To była jego pasja.
Miał żonę, dzieci, kolegów….
Zona oczekiwała, że będzie z nią w domu w mieście, koledzy że będzie z nimi pił. Myślę, że jest to problem wielu mężczyzn w Rosji i nie tylko. Turyści też mu zachodzili za skórę – opowiadał jak po kilkudniowym pijaństwie z regularną utratą świadomości w jego domku nad jeziorem „Marne” mówili – Sasza ratuj – daj nam jakąś rybę – bo nam nie uwierzą żony że byliśmy na rybach…
A on…….. uciekał jak mógł na przyrodę. Chciał ja pokazywać innym, turystom, bardzo się cieszył z naszego nastawienia , bo zamiast imprezować woleliśmy pojechać dalej …po zamarzniętych taflach jezior i rzek…do Cioci Luby…nocując w rozklekotanej chałupce w głębi półwyspu Kolskiego…łowiąc ryby spod lodu…… jedząc potrawy przyrządzane przez niego na piecu….tak po prostu. Czuł i rozumiał przyrodę, choć wyposażony w nowoczesny fiński skuter śnieżny, pilarkę spalinową, wodoodporny nawigator Garmina….mówił że Ci co jeździli po tych przestrzeniach na GPS – już nie żyją…….trzeba znać te bagna, rzeki, jeziora, nigdy niezamarzające źródła – tak aby w warunkach zamieci w temperaturach -30 stopni i więcej kiedy nawigacje nie odnajdują satelit, a baterie-akumulatory w nich wyczerpują się szybko – odnaleźć drogę powrotną.
Podczas tego już odległego w przeszłości pobytu ….nie mogliśmy uwierzyć jak opowiadano nam że dwa tygodnie przed naszym przyjazdem – zginął człowiek. Jechał na skuterze śnieżnym….wpadł w niezamarzające źródło….uszkodził pojazd i wpadł do wody….ślady wskazywały że próbował bezskutecznie rozpalić ognisko…..wracał pieszo mokry….zamarzł. Telefony komórkowe na tej dwieściekilometrowej przestrzeni nie działają do dziś. Bo tam nikogo nie ma….
Na przyrodzie czuł się świetnie, jednak miał poczucie winy, że nie jest z żoną, czuł się gorszy od kolegów – bo nie pił. I próbując wszystkim dogodzić nigdzie nie był na 100%.
Znając tak doskonale przyrodę po co płynął właśnie w sztorm ???
Uwalniam się od przymusu dogadzania wszystkim
Uwalniam się od przymusu życia jak inni oczekują
Żyję na 100% swoim życie
Bo przecież nikt nie przeżyje życia za nas. Ci którzy najbardziej wiedzą jak mamy żyć niech popatrzą na swoje życie i nim niech się zajmą.
Czy w godzinie śmierci również będą pouczać innych jak mają żyć???
I dlaczego wolą żyć życiem innych niż swoim???
Uwalniam się od przymusu pouczania innych jak mają żyć
Tak, tak żyjmy na 100% sobą i cieszmy się tym, że możemy podróżować i robić to co kochamy, bez przejmowania się tym, że partner ma inny sposób na życie. Śmierć Saszy pokazała nam, ile warte są kłótnie i czy warto się kłócić.
Uwalniam się od programu, że muszę mieć inny sposób na życie niż partner.
Tworzę z moim partnerem, mężem wspólną przestrzeń i cieszę się nią
Mam odwagę dążyć do tego, aby żyć na 100% tak jak chcę wykorzystując mój potencjał i moje talenty
Biorę pełną odpowiedzialność za moje życie
Tak święty spokój, kompromisy powodują, że zaczynamy umierać za życia. Obrazuje to również testament – przesłanie mojego ojca poniżej (jak ktoś może je potłumaczyć na języki, których jeszcze go nie ma – będziemy wdzięczni).
Taka silna lekcja do podążania swoją drogą.
W wielu terapiach jest takie ćwiczenie : „wiedząc że za miesiąc umrzesz co wtedy tak z serca byś zrobił”???
Przyznaj się do tego sam przed sobą i zacznij układać przestrzeń tak, abyś móc tak żyć.
Powodzenia i odwagi….
I poczuliśmy wdzięczność, radość z tego , że żyjemy razem w taki sposób jaki kochamy – podróżując przez takie miejsca które lubimy. Poszliśmy do obserwatorium – kiedyś tam była prawdziwa dymna banja. Niestety banjia się zniszczyła (bo w mieście odbudowali spaloną), ale przemiły pracujący tam Pan Ukrainiec, zaczął opowiadać swoją historię życia.
Posłuchajcie jej:
Gdy jako nastoletni chłopak usłyszał „zorza polarna”, „białe noce” – zapragnął zobaczyć co to jest. Zaraz po szkole trafił do wojska do Murmańska na 3 lata, a potem dostał pracę tutaj w obserwatorium zorzy polarnej uniwersytetu z Petersburga..
Pracuje tu już 29 lat i jest przeszczęśliwy.
Pokochał północ – jej klimat, jej wody, jeziora, lasy, jagody, grzyby, ryby, polarne dni i noce, zorze.
Sam już czeka kiedy będą dobrze widoczne na niebie (ok. października). Ożenił się tutaj i nawet nie chce mu się nigdzie dalej jeździć.
Ma 3 siostry na Krymie i rzadko je odwiedza – bo jak mówi – jak żyć na stepie? W piekącym słońcu ? W kolorach wielbłądzich?
– Jest Pan tu szczęśliwy? – zapytałam .
– A jak nie być, jak tu tak pięknie – powiedział z błyskiem w oku
Tu wszystko jest inne, nawet zorze przez 29 lat obserwowania wciąż urzekają swoim pięknem.
Uwalniam się od przymusu życia w klimacie który odpowiada większości
Żyję w miejscu, które odpowiada mi klimatycznie, przyrodniczo, energetycznie
Taka szybka odpowiedź na iście swoją drogą
Żyj w miejscu (i) lub podróżuj po miejscach które lubisz, które zapraszają Cię całym sobą. Daj intencję (nawet pragnienie) i idź za tym, nie słuchaj doradców, słuchaj tylko swego serca…
Gdzieś zahuczało w przestrzeni, gdy wieczorem zatrzymaliśmy się nad jeziorem (które zespoliło się z Saszą) koło miasteczka na nocleg.
A wcześniej jeszcze na poczcie uwolniliśmy obietnicę daną niesamowitej cioci Lubie, że poślemy jej zdjęcia.
Tak, trwało to 8,5 roku, ale udało się tutaj i w poniedziałek paczuszka poleci helikopterem. Bo jak posłać coś komuś do kogo nie ma się adresu, nawet nazwiska.
Tutaj to było prostsze gdyż Pani naczelnik zadzwoniła do Krasnoszczele na pocztę i ustaliła dane Cioci Luby. Bardzo nas ucieszyło, że jest żywa.
Niesamowite jest to, że gdy byliśmy ponad miesiąc temu na archipelagu wysp Kuzowa, poznaliśmy kajakarza z Moskwy , który był u niej kajakiem 2 lata temu, zapoznał się z nią i wysłuchał opowieści o polakach którzy byli u niej 6 lat wcześniej zimą! Czyli o nas! Teraz przechodząc brzegiem zagaił z nami rozmowę…i tak przypadkiem się spotkaliśmy … Gdzie półwysep Kola , …gdzie Polska , …gdzie Moskwa, …gdzie archipelag Kuzowa. Między tymi miejscami są tysiące kilometrów……
świat jest mały
A ciocia Luba żyje jak już pisałam 40 km od wioski, do której można dostać się łódka, bądź skuterem – z kilkoma psami i chorym mężczyzną – na brzegu wyjątkowo nawet w skali świata zasobnej w ryby rzeki Panoj .
Zbiera maroszkę z niedźwiedziami (czyli ona na jednym wzgórzu a on na sąsiednim – i tak cały dzień – to była pierwsza osoba która powiedziała do nas – „niedźwiedzie to łagodne zwierzęta”), cieszy się kontaktem z przyrodą. Ryby łowi i je zjada, jednak mięsa innego już nie. Kiedyś była pielęgniarką w Krasnoszczele, teraz już na emeryturze (oddaje ją córkom – bo jej jest niepotrzebna). Przyroda ją karmi, ogrzewa, a gdy potrzebuje czegoś więcej wymienia dary przyrody na rzeczy materialne. Cieszy się wszystkim co ma. I ma poczucie niesamowitego dostatku.
Dzięki swojej pracy poznawałam najbogatszych ludzi w Polsce, jednak przy niej byli oni biedakami.
A dlaczego uważam, że żyjąca w małej chatce kobieta jest bogatsza od żyjących w pałacach?
Ona ma poczucie bogactwa w sobie i żadne zawieruchy życiowe go nie zburzą.
A Ci milionerzy – ile mają lęków ?
Bo gdy jest lęk – to nie ma dostatku.
Uwalniam się od przekonania, że bogactwo buduje się na lęku
Żyję w pełnym dostatku przepełniona nim cała sobą
Tak dziękujemy Ci ciocia Luba. Może kiedyś jeszcze się spotkamy, ale energii wiązać nie będziemy.
Do widzenia Łowozjero. Pożegnało nas pierwszym śniegiem na górach
Wszystkie osoby którym opowiadaliśmy i dawaliśmy nr telefonu do Saszy Kuzniecowa – przewodnika po półwyspie Kola – z przykrością zawiadamiamy że zginął podczas sztormu na jeziorze Łowoziero.
Pożegnanie z morzem Białym cudownym przyjacielem
Pożegnanie morza Białego 24-27 sierpnia 2016
Gdzieś mi się dni zaplątały i już nie za bardzo wiem jak to policzyć. Gdy próbuję policzyć faktyczne dni i porównać do daty, okazuje się że jest tak, że niektóre trwały dwie doby. W sumie jakie to ma znaczenie. Powinniśmy się cieszyć, że to już początek rozciągania czasu, albo inaczej – życia na różnych liniach czasowych.
Czas to tylko wymysł człowieka, że musi liczyć, analizować.
Z jednej strony fajnie mieć tę umiejętność i możliwość, a z drugiej dobrze nie być od tego liczenia uzależnionym.
Uwalniam się od przymusu liczenia, analizowania
Uwalniam się od czasu
Uwalniam się od postrzegania rzeczywistości w sposób linearny
Jestem Tu i Teraz, a wszechświat prowadzi mnie, aby być w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie.
Zresztą wiele razy były takie przykłady, że nie wiedząc o jakieś imprezie przyjeżdżaliśmy praktycznie na godzinę:
Balony w Rosji http://brygidaibartek.pl/rosyjskie-powitanie/
Dożynki w Armenii http://brygidaibartek.pl/goscinnosc-czy-chec-pokazania-dozynkowe-refleksje/
Myślę, że znajdzie to takie same przełożenie na życie poza czasem. Wszechświat w jakiś sposób podpowie teraz rób to i to. Teraz na to czas.
Bo gdzieś pojawia się lęk, że nie wykona się jakiś systemowych rzeczy, a przecież nie o to chodzi, aby walczyć z systemem, tylko aby żyć po swojemu.
Uwalniam się od lęku, że gdy uwolnienie się od życia w sposób linearny, nie będę wiedziała kiedy wykonać systemowe obowiązki, lub po prostu te do których się zobowiązałam (spotkać się z kimś tak po prostu)
Mam pełne zaufanie do życia i podpowiedzi wszechświata kiedy co należy zrobić, poddaję się temu
Tak więc byliśmy 1 dzień więcej niż z dat mi wychodzi i fajnie. Dziękuję za to doświadczenie.
A pożegnawszy nasze kochane ametystowe wybrzeże, przejechaliśmy jeszcze wzdłuż morza do Kaszkarancy, mówiąc do widzenia dla otwartego morza.
Do jego przestrzeni.
Przestrzeń żegnała nas wiatrem z północy czyli z bieguna, więc było chłodno.
W Kaszkarancy (wioska ok. 30 mieszkańców) dzieci chodziły już w czapkach.
– Już jesień ? – pytam Pana w sklepie.
– Tak, tak lato się skończyło – powiedział z nutką smutku w głosie
– W październiku już może być śnieg.
– U Was tak nie ma? – zapytał zaciekawiony.
– Nie, u nas jest piękna złota jesień, która jak pogoda dopisze to ciągnie się nawet i do połowy listopada.
– Do połowy listopada – przeciągnął z rozmarzeniem w głosie.
A tutaj już brzozy zmieniają kolor na żółty, w sumie to nie zmieniają, a bardziej usychają.
Na razie nie wygląda to ładnie, no może pojedyncze fragmenty.
Mijamy „gościnną” Umbę bokiem i na nocleg znajdujemy niesamowite miejsce. Fakt dalekie wibracyjnie w tym momencie od ametystowego wybrzeża, ale bardzo gościnne i wzrokowo piękne. Położone nad jeziorem na piaszczystym półwyspie w połowie drogi między Umbą, a Kandałakszą z pięknymi brzegami i z widokiem na góry. Bajka szczególnie teraz o późnym zachodzie słońca.
Napisałam, że miejsce jest dalekie wibracyjnie od ametystowego wybrzeża TERAZ. Tak teraz, gdyż przez całe lato służyło jako miejsce piknikowe – inaczej mówiąc imprezowe. Miejsce spokojne, odsłonięte od wiatrów, więc energia stoi, energia którą zostawili tutaj poprzednicy.
2-3 dni naszego przebywania i czyszczenia i byłoby czyściutko, jednak na razie nie umiem zrobić tego w sekundę, jak niektórzy uczą. Miejsce też może być przywiązane do jakiś energii, a które nam się nie podobają i co …. wyrywać mu je???
Uwalniam się od przymusu narzucania swojej woli otaczającemu światu
Żyję w harmonii z otaczającym światem, słucham go i widzę, odczuwam i akceptuję
Po kilku dniach w magii – dzięki snom widać, ze ściągnęliśmy jakieś filmy innych ludzi – fakt kompatybilne z nami. Co czasem ciężko zaakceptować…
Rano ruszamy dalej ……
– A jedźmy nad labirynt – nieśmiało rzucił Bartek.
– Pożegnamy się jeszcze z morzem Białym – dodał.
Do wizyty w takich miejscach nie trzeba mnie namawiać.
Kolejne cudowne spotkanie z tym niesamowitym miejscem, które wręcz krzyknęło do Bartka .
– Puść intencję i idź za nią !
– Nic więcej nie musisz robić!
– Wszystko opiera się na intencji.
I kolejne chodzenie po labiryncie, który w swoich kształtach niewielki, kolejny raz odsłaniał nowe drogi.
Inne energie, inne rozwiązania.
Na następny dzień pojechaliśmy do Kandalakszy na zakupy, a co zrobiliśmy po nich?
Wróciliśmy do labiryntu jak do domu, aby jeszcze ostatnią noc spędzić koło niego nad ukochanym morzem Białym.
Ostatnie kąpiele, ostatnie dowiedzenie.
Czas na nas
Rozstania mają być radosne dźwięczało przesłanie z Kuzowa
Uczę się uczę – odpowiadałam jeszcze w łezką w oku, troszkę w grymasie krzywiąc usta do uśmiechu.
Dziękujemy za te prawie 2 miesiące napełniania się Twoim światłem. Za te wody oceanu Arktycznego, które pod postacją właśnie morza Białego zechciały być blisko człowieka i nasycać go energią dalekiej północy. Dziękujemy za te lekcje, spotkane zwierzęta, za tą miękkość łagodność dla nas.
Jakbym miała nazwać Białe morze nazwałabym je po prostu DOBRYM. Takim dobrym w pełnym tego słowa znaczeniu z pełnym wybrzmieniem energetycznym tego. Dobrym i dla siebie i dla innym.
Dobre w pełnej swojej życzliwości
Dziękujemy, czas dalej na północ. Ona zaprasza
Pustynia na północy? U ujścia Warzugi
Na piaskach Warzugi 21-23 sierpnia 2016
Słyszeliśmy o piaskach przy ujściu Warzugi – we wiosce Kuzomiel, jednak gdy byliśmy z 5 km od niej, na granicy lasu i piasku – zaniemówiliśmy z wrażenia. Wyglądało to jak piaszczysta pustynia, piach, piach… Tylko słupy elektryczne i koleiny od samochodów przypominamy, że jesteśmy w cywilizacji jakby ją nie zwać.
Ulokowaliśmy się na granicy lasu i piasku, w miejscu piknikowym, ciesząc ze spotkania tego co ziemskie określone jak las, z tym co przeszło cały krąg ziemskiej ewolucji obracając się w pojedyncze drobinki. Drobinki, które ułożone razem ze sobą szybko mogą tworzyć sobą – wszystko, mogą być trwałe, nietrwałe. Wiatr pomaga w nich tańcu, przemieszczaniu, woda zbija je razem na dłużej. Cała przestrzeń tańczy w jedności.
My też wpatrzeni w ognisko nie mogliśmy uwierzyć w pustynię tak daleko na północy. Bo przecież pustynie i piaski są na południu.
Uwalniam się od przekonania, że coś musi być tak jak wiem, że coś należy na stałe do jakiegoś miejsca
Pozwalam sobie i światu być takim jakim chce
Tutaj na półwyspie Kola jest taki micro świat – świat morza, jeziora, las, bagna, tundra, rzeki i nawet pustynia.
Niesamowite uczucie znów jechać przez piaski jedną koleiną – śladem auta, z której jeden samochód musi zjechać w piach, aby ustąpić miejsca jadącemu z przeciwka.
Niektórzy ustępują innym, w miarę sił i umiejętności – jak my, a inni – jak właściciele nowego oszpejowanego z Moskwy defendera wręcz wymuszają, aby im zjechać na bok. A potem odjeżdżają szybko nie patrząc czy my lub inni nie ugrzęźli w piasku (co większość czyniła).
– Wiesz, wkurza mnie takie zachowanie – powiedziałam do Bartka.
– Widocznie mają za słabe samochody, aby zjechać w piach – powiedział Bartek z radością manewrując po piasku.
Bo właśnie co jest dobre, a co złe? Co mocne – co słabe?
Jaki samochód jest dobry, a jaki zły?
Gdy słuchamy innych, mediów, a szczególnie reklam – chcemy ulepszać to co mamy, bo jest coś lepszego…. A tak naprawdę.
Dobre jest to co nam służy, a złe co nam nie służy. Samochód dobry ten, który poradzi sobie w jakimś terenie z nami – jako kierowcą , a zły – który nie daje rady. Ale dobry i zły tutaj, w tym momencie. W innym momencie może być inaczej.
Na bagnach fajnie mieć samochód 6×6, a na asfalcie niespecjalnie.
Uwalniam się od oceny, że coś ogólnie jest dobre czy złe
Otaczam się tym co chcę mieć, co mi jest potrzebne i co służy moim celom.
Wioseczka Kuzomiel już nie taka piękna jak Warzuga, fakt że zawiany piaskiem. Chodniczki przez wioskę zrobione na drewnianych podestach. We wiosce mieszka 70 osób, a latem przyjeżdża kilka razy tyle na ryby, odpoczynek, czy do rodziny. Atrakcją są też konie, które zostały tu przywiezione z Jakucji do celów badawczych. A teraz te co są wchodzą wręcz turystom do aut, szukając czegoś DOBREGO
W spotkana w sklepie sprzedawczyni z radością opowiada o miejscowości.
– Sama jestem z Murmańska i mieszkam tutaj 20 lat – mówi.
– I jak się mieszka w tak małej społeczności? – zapytuję.
Super tutaj, tylko trzeba być sobą, jak ktoś jest dla Ciebie zły trzeba mu to powiedzieć, a z dobrymi się przyjaźnić – zaczęła się rozwodzić.
Uwalniam się od przymusu dostosowywania do otoczenia
Jestem sobą bez wstydu jaka jestem
Pogoda jest szara bura, słoneczko dziś wzięło sobie wolne od ziemi w Kuzomiel. Więc wszystko jest troszkę szare, bo i sam piasek w sobie ma mało światła, nie tak jak kochany chrobotek.
Jedziemy nad morze, gdzie wody rzeki rezygnują ze swej indywidualności i stają się częścią większej całości jaką jest morze.
Po drugiej stronie rzeki też jakieś zabudowania, jakiś kawałek wioski, mimo że sama główna wioska jest jakieś 2 km od morza.
Stąd można pojechać brzegiem z powrotem w czasie odpływu w kierunku ametystowego wybrzeża, czy dalej do Kaszkarancy. Na odcinku ok 10 km droga jest zalewana w czasie przypływów. Bartka kusi, jednak nie pojawia się inne autko. A żeby jechać samemu, tego nie czujemy. Drobny błąd, zawirowanie energii i …..
A może duchy nas tam nie zapraszają, bo byłoby to tylko dla chwalenia się przed innymi, a nie dla wewnętrznego wzrostu.
Uwalniam się od robienia czegoś, aby pochwalić się innym
Robię to co mi w duszy gra, w jedności z cały wszechświatem.
Idzie przypływ tam gdzie wcześniej była plaża teraz wdziera się woda, gdzieś nieśmiało słoneczko przebija chmury, jakby chciało powiedzieć – jestem, nie zapominajcie o mnie. Jestem tutaj i cała informacja moja jest w Was.
Cieszymy się jazdą po piaskach, aby wreszcie znaleźć miejsce na wzgórzu na piaskach na noc, w widokiem w oddali na tajgę, rzekę, piaski w ciszy przestrzeni.
– Wiesz mam wrażenie, że tu nie ma nic – zatapiam się w pustkę tej przestrzeni powiedziałam do Bartka.
I długo to nie trwało – zatapianie, bo od słowa do słowa z Bartkiem, pustka została zastąpiona potężną awanturą.
Przestrzeń od razu trzeba było zagospodarować – nie ma miejsca na pustkę, na jej doświadczanie.
Uwalniam się od potrzeby doznawania silnych emocji, aby zagospodarować pustkę
Uwalniam się od lęku przed pustką, leku przed nicością
Pozwalam sobie trwać w pustce i ją poznawać
A awantura dotyczyła chyba całych 11 lat naszego wspólnego życia. Wszystkich uraz, których szczególnie ja doświadczyłam od Bartka.
Uwalniam się od przymusu trzymania uraz z przeszłości do innych
Przebaczam innym, żyję Tu i Teraz tak jak chcę
Odpuszczam żale, pretensje do innych, odpuszczam przymus doświadczania tej energii
Pozwalam sobie żyć w pełnym zaufania do życia, wszechświata
Pozwalam poddać się życiu
Bartek znów od 10 dni był lekko, ale stale napięty i nie umiał tego napięcia rozpuścić. W czasie rozmowy z rodzicami nałykał się starym zwyczajem ich energii złości itp. i teraz starym zwyczajem to trawił i trawił, bo przecież jak wziął energię to musi coś z nią zrobić (a zanim się ją wysra wypada to strawić – jak grzeczne dziecko. {przypis. Bartka}).
Awantura rozładowała napięcie, spowodowała wybuch, który narosłe napięcie rozpuścił w proch. A przecież pojedyncze jego drobinki mimo że niosą tą informację nie mają już mocy.
Uwalniam się od przymusu brania do siebie energii innych
Pozwalam sobie nie brać na siebie energii innych,
Pozwalam ludziom żyć w ich świecie
Często bierzemy na siebie energie innych, aby tym ludziom było lepiej – lżej, również z lęku przed ich złością – również podświadomą agresją. Bo gdy bierzemy część na siebie ich moc maleje i nie są tak agresywni wobec nas.
Bo chcemy być kochani i wydaje nam się, że wtedy ta osoba będzie miała potem więcej energii dla nas. Co oczywiście się nie dzieje, wręcz odwrotnie, ta osoba widząc w drugiej osobie swoje emocje, staje się jeszcze bardziej nieprzyjemna dla niej.
Miejsce idealne na transformację, myślokształty rozpuściły się na małe drobinki, które muszą znów spotkać się razem, aby nabrać siły.
Uwalniam się od przymusu tworzenia związku opartego na sporze, agresji
Pozwalam sobie tworzyć związek oparty na miłości.
Bo jeszcze jedno – dostaliśmy od tego miejsca informację, że z bliskimi osobami, chcemy tworzyć związek oparty na najsilniejszych energiach jakie znamy, jakie dobrze czujemy.
Modelem związku jaki wynieśliśmy z naszych domów, był to związek oparty na kłótniach. Co powodowało, że wydawało nam się gdzieś podświadomie, że tak ma być. Poza tym zauważcie jak kłócicie się z partnerem i nie tylko – ile w tym jest energii i bycia tu i teraz – ile wspólnej przestrzeni!
Śmieszne, ale poobserwujcie.
Energia miłości jest bardziej subtelna, nie daje takiej mocy i wymaga więcej świadomości (nie mówię o pożądaniu).
Pozwalam sobie tworzyć związek z partnerem oparty o subtelne energie
Pozwalam sobie być w subtelnych energiach na 100%
Uwalniam się od żalu do rodziców, że nie pokazali mi jak tworzyć związek miłości
Tworzę związki miłości z innymi szczególnie partnerem
Jeszcze rano gdzieś jakieś energie się transformowały, jednak potem gdy pojechaliśmy na ametystowe wybrzeże znów cały świat zatańczył.
A cała przestrzeń zaczęła śpiewać
KOCHAM CIE, KOCHAM CIĘ
Taką przestrzeń jak tworzysz ze mną miej odwagę tworzyć również z ludźmi, zaufaj im wiatr, z morzem krukami śpiewali razem
Zadbana wieś na końcu świata
Warzuga zadbadna wieś półwyspu Kola 21-23 sierpnia 2016
Patrzyłam na morze i na ametystową plażę – nie powiem, szczerze wcale nie chciało mi się jechać, jednak ciekawość doświadczania powodowała, że jakaś energia gnała dalej. Zresztą być tu i nie pojechać 40 km, aby zobaczyć wieś z monastyrem na końcu świata, wtopioną w las, bagna, nad brzegiem potężnej rzeki, którego korzenie sięgają XVI wieku.
No właśnie, takie umysłowe doświadczanie. Czasami denerwuję się na niego, gdyż ma całkiem inną energię niż to z przestrzeni. Ma w sobie więcej ciężkości i przede wszystkim niższe wibracje.
Uwalniam się od przymusu bycia non stop w wysokich zewnętrznych wibracjach
Tworzę własny świat wysoko wibracyjny
A Bartek chciał tam jechać, bo miał ochotę na loda.
Warzuga powitała nas zadbanymi kolorowymi domkami, cerkwią praktycznie nową, kwiatkami w ogródkach. Takim innym światem rosyjskiej wsi. Przykładem na to, że można i to na końcu świata.
Trzeba tylko ludzi, którzy będą na tyle silni, aby nie integrować się zresztą w ich degeneracji i beznadziei (alkoholowej), tylko będą mieli odwagę tworzyć coś innego od pozostałych i to bez energii wstydu, tylko z wolą emanowania tą energią na innych.
Tutaj jest wręcz tak jakby ktoś dał przepis (ponoć tak jest w Norwegii) jak domki mają być pomalowane. Widać rękę gospodarza.
Uwalniam się od poczucia wstydu za tworzenie piękna wokół siebie
Z radością tworzę piękno emanując tym na innych.
Sama Warzuga położona przy ujściu rzeki ok. 15 km od morza na dwóch stronach szerokiej rzeki bez mostu (można przepłynąć łódką). Otoczona lasami, wzgórzami – jakby nimi otulona.
Kolorowe zadbane domki z warzywnymi, kwiatowymi ogródkami i tunelikami, szkoła do 9 klasy, cerkiew, prąd, telefon. Do miasta Umby gdzie mieszka 5000 osób – 150 km, do Kandalakszy (miasteczko 50000) – 250 km. Teraz ciągną tu nawet asfalt (zostało jeszcze 70-80 km). Ale kiedyś dojazd był tylko łódką, nie było telewizorów, radia, ludzie zdani byli na swoje towarzystwo.
A myśli w takich przestrzeniach dużo szybciej się materializują niż w mieście. Dlatego osobom, które nie miały jasno określonych celów, wartości trudno żyje się w takich miejscach. Tutaj jest się blisko Boga, twórcy tej niesamowitej przyrody, której moc widać i czuć jej energię ( miasto działa bardziej w energiach ludzkich). Tu bowiem przeważa myślokształt Boga – bez zamykania go do kościołów, a w mieście myślokształt człowieka i trzeba tworzyć specjalne „miejsca boskie”.
A Bóg daje nam wszystko co chcemy, co wyrażamy. Nie to co wyrażamy, że CHCEMY…CHCEMY, ale to co wyrażamy naszymi emocjami, jakie programy mamy w naszej podświadomości. To wszystko w takich miejscach dostajemy dużo szybciej.
Pozwalam sobie oczyścić podświadomość ze sprzecznych programów
Wyłączam kreację rzeczywistości na silnych emocjach złości itp.
To również taki przykład, że człowiek może żyć wszędzie – ma tę moc – jego ciało jeżeli nie wie (nie ma blokujących programów) jest w stanie dobrze zaaklimatyzować się do chłodu.
A co było z lodem Bartka???
Gdy przyjechaliśmy do wioski okazało się, że sklepik jest zamknięty – bo dziś niedziela.
– Od razu wiedziałem, że to chciwość – powiedział z emocjami Bartek.
– Po co to sabotowałeś? – zapytałam.
Odpowiedzią było napięcie, 40 km jazdy z pragnieniem loda, a tu …… zamknięty w niedzielę sklep.
Pokręciliśmy się po wioseczce i gdy za jakąś godzinkę już bardziej wypogodzeni wyjeżdżaliśmy – okazało się, że jest drugi sklep (nie przyszło nam do głowy, że dla 300 osób będzie kilka sklepów) otwarty i są lody.
Uwalniam się od wstydu za własne pragnienia
Uwalniam się od sabotowania własnych pragnień
Jak już coś chcę, to chcę na 100% z pełną odpowiedzialnością za to co chcę
Chcę bez poczucia winy, wstydu za to co chcę
Tak, tak od dziecka wmawia nam się co dobre, złe, jacy powinniśmy być, co jeść, jak spać, jak się uśmiechać, gdzie mieszkać ……. bo coś innego nie przystoi.
I gdy tak jak Bartek idzie w kierunku prany, wstydzi się tego że chce loda, bo system jaki przyjął mu tego zabrania.
A czy jest lepszy system niż my sami? Niż to czego tak naprawdę chcemy???
Uwalniam się od przymusu tego jaka powinnam być
Uwalniam się od oporowania tego jaka muszę być wg innych
Pozwalam sobie BYĆ taka jaka jestem, z radością bez względu czy to wchodzi w system czy nie.
No właśnie i……….. jedziemy dalej w dół rzeki Warzugi nad morze.
Półwysep Kola styczeń 2008 – notatki z zakurzonego pamiętnika cz.III
Półwysep Kola styczeń 2008 – notatki z zakurzonego pamiętnika cz.III – Rosja
11 styczeń 2008 (17 dzień ) piątek
Noc polarna ma swoje minusy. Budzimy się o 9.30 i myślimy, ze to środek nocy . Nasz gospodarz nagrzał już po „rosyjsku” czyli jest około 25 stopni.
Śniadanie i za dnia czyli między 11-14 na ryby. Dziś jezioro jest dla nas mniej łaskawe .
I znowu w popadam w medytację nad przyrodą , sobą , Bogiem. Tutaj nic nie zagłusza własnych myśli, własnego ja , tutaj jest się tak po prostu ze sobą , z Bogiem , a może z pustką….
Nie dziwię się , że mistrzowie Zen upodobali sobie północ. Północ pustki, gwiezdnego pyłu, czy może siebie. Tutaj ziemia łączy się ze wszechświatem. Tutaj nie trzeba wchodzić w stan medytacji odcinać się od świata tutaj po prostu się w nim jest,
Ten stan ma swoje plusy i minusy. Plusem jest to, ze gdy ma się czystość myśli, wiarę w siebie można wiele doświadczyć , minusem to, że gdy się tych cech nie posiada można popaść w degenerację.
Więc większość ludzi na pewno podświadomie ucieka z tej „pustki” do miasta, gdzie wiele się wybacza i zawsze można podpatrzyć jak żyć.
Czas wracać do cywilizacji czyli do Łowozjero.
W odległości około kilku kilometrów od miasta pojawia się łuna światła. Może wreście zorza, niestety nie, to tylko 3,5 tys miasteczko którego światła rozjaśniają przestrzeń na tak daleko.
Wracamy przez obserwatorium oddalonego 3 km od miasteczka , słyszeliśmy , że można tam tanio przenocować , Cena ta sama co w hoteliku w miasteczku, a warunki dużo gorsze . Pokój ciemny, brak łazienki, choć wokół tajga i szansa zobaczenia zorzy.
Jednak gdy od czegoś mnie odrzuca, nie robimy nic na siłę . Wracamy do naszego hoteliku w miasteczku.
Teraz czeka nas kilka dni w Łowozjero, a potem wycieczka w DZICZ, ale czy na pewno…….
Nam nadzieję, że przepiszę dalsze i bliższe strony mojego pamiętnika i
umieszczę za jakiś czas w portalu.
W razie pytań praktycznych odnośnie podróży mój mail: brygida111@wp.pl, a jak ktoś chce pomieszkać w opisanym domku namiary na Saszę ; Kuzmełko Aleksander , e-mail: elov-ostrov@yandex.ru , tel. +7 921 273 2880 Sasza mówi i pisze tylko po rosyjsku.
Pozdrawiam Sczastliwo Brygida