veni niejedzenie.
now browsing by tag
Prana World Festival czy na pewno po drodze umysłu?
Prana World Festival 4-11 czerwiec 2018
Naszą podróż rozpoczęliśmy spotkaniem z Alinem – odżywiającym się praną, który zrobił z nami wywiad, o nas, o naszej drodze.
Potem gdy czekaliśmy na naprawę autka byliśmy na medytacji z Veni – również odżywiająca się praną, kiedy to my zrobiliśmy z nią wywiad.
Pamiętam jak Grażyna Klein partnerka Alina powiedziała z uśmiechem, tutaj zaczęła się Wasza podróż i właśnie tak………
energie niejedzenia od początku zagościły w naszej podróży i……..
Zaprowadziły nas nie tam gdzie zmierzaliśmy z umysłu, a całkiem w przeciwną stronę. Tak, jechaliśmy na północ, a potem zmieniliśmy kierunek na południowy – by jechać na Prana World Festival do Włoch.
Taki znak, że niejedzenie jest o 180 stopni w innym miejscu niż myślimy???
Umysł dużo wie, chce wiedzieć, zrozumieć, ciężko mu zdobyć się na zaufanie, że tak bez jego kontroli wszystko zmierza w dobrym kierunku.
Kontrola to lęk przez nowym, nieznanym.
Mój umysł lubi zrozumieć duszę, wtedy idzie z nią ramię w ramię. I znając ten mechanizm, który wzmacnia mnie i moją drogę – pozwala mi być tu gdzie jestem , przyglądać się programom.
Programom zarówno swoim jak i społecznym, światowym, czy galaktycznym.
Pozwala mi to nie tylko zrozumieć mnie, ale również drugiego człowieka, jego agresję, kpiny, przemoc i popatrzeć na to ze współczuciem, a nie z lękiem, wyższością czy agresją.
Zrozumienie programów mojego umysłu, wspiera mnie w mojej drodze.
I postanawiam bez wstydu podążać dalej tą drogą.
Tak bez wstydu, bo jak to ja przejmowałam się tym co powiedzą inni bardziej medialni facebookowo czy youtubowo. A większość z nich krzyczy zły umysł, odrzuć go. W większości religii kiedyś odrzucano ciało i do czego to doprowadziło, wszyscy wiemy. Tak samo teraz z umysłem .
Dla mnie umysł to przyjaciel, a jego oprogramowanie …………..
Aaa… sam festival to niesamowite przeżycie – to spotkania z taką różnorodnością energii pranicznych. Praktycznie każdy ma swoją własną drogę .
Opowiadamy o tym w filmiku.
Obraza muzyczna na festiwalu była bardzo bogatam.in
Mirit pranojednka ze Słoweni z zespołem Vedun http://www.veduna.si
Taki znak , że niejedzenie jest o 180 stopni w innym miejscu niż myślimy???
Tak poznałam ten znak , znak ,który znałam dobrze, ale w moim stylu wstydziłam się tego, że działam inaczej .
Bo niejedzenie jest dla mnie drogą, a nie celem samym w sobie.
A sama droga też nie jest dążeniem samym w sobie.
Rzucam intencję i idę za tym obserwując co pojawia się po drodze.
Uwierzyłam cała sobą, że na pranę mogę przejść z dnia na dzień, bez żadnych przygotowań i nie kontrolując tego i nie udając, że się jest dalej niż jest.
Doskonale wiem, że wszystko najlepiej się dzieje, kreuje gdy daję intencję i o niej zapominam.
I tak zrobiłam i cieszyłam się jedzeniem razem z Włochami. To pierwszy spotkany przeze mnie naród (szczególnie Ci z południa), który ma dużo radości jedzenia.
Jadłam wegetariańskie pizze, makarony, gnocci , piłam cappucino z mlekiem, pojawiło się wino, szampan….
Tyle nabiału co teraz – nie zjadłam chyba przez ostatnie 5 lat, a wszystko w dobrym samopoczuciu, radości i przy dobrym trawieniu.
Myślę, że o dobre trawienie zadbał grzybek tybetański, który dostaliśmy z festiwalowej kuchni i codziennie wypijaliśmy ok. 1,5 litra płynu.
Pozwalam sobie jeść z energią, radością każde jedzenie czy materialne czy niematerialne
Wprowadzam w siebie energię radości, miłości według mnie.
To takie przesłanie Włoch i festiwalu –
Dawaj swojemu ciału to co daje mu radość, miłość, energię – bez patrzenia na innych – co im daje. Bez kontrolowania tego .
Mam odwagę słuchać siebie i iść za tym
To chyba największe przesłanie dla mnie z tego festiwalu, bo bardzo często otrzymywane przeze mnie przekazy, wizje są całkowicie inne od nauk wielkich tego świata
Idę z odwagą i pewnością za swoimi wizjami i przekazami
Tak jest….
Domeczek w zimowym kurorcie
Domeczek w zimowym kurorcie 13-30 listopada 2014
Nie wiedzieć kiedy przeleciały nam 2 tygodnie tak szybko, a wewnątrz tyle się podziało. Mam wrażenie, że znów zaczynamy nową podróż jako nowi ludzie.
Programy walki które wypłynęły w Nagornym Karabachu zaczęły uwalniać się.
Najciekawszy był program walki między umysłem, ciałem, podświadomością, nadświadomością
Każdy bojąc się o utratę pozycji chciał dominować nad resztą. Zamykając się na rozwijanie nowych możliwości. Z drugiej strony tak manipulowali innymi np. umysłem aby nie wzrastał, bo wtedy oni traciliby pozycję.
Umysł udawał, że umie więcej i jest najważniejszy, aby tym samym blokować dostęp do rozwijania nowych możliwości, sobie również.
Ciało krzywiło się specjalnie, aby pokazać jakie traumo-programy są w umyśle i podświadomości. A często w umyśle te programy już były przepracowane, tylko ciało o nich na złość umysłowi chciało zauważyć.
Nadświadomość była ponad nimi, bo przecież jak wejść w takie bagno, ona taka piękna i czysta.
Podświadomość zwalała wszystko na umysł, udając bezsilne biedactwo.
Każdy udawał silnego, a tak naprawdę był słaby.
I taka zabawa w podchody.
Ciężko im było zrozumieć, że jak jeden będzie silniejszy, to oni też na tym skorzystają rozwijając swoje możliwości.
Choć tak naprawdę rozwój i pójście w nowe był tutaj nie ważne, ważna była walka o dominację.
Moje ciało umysł, podświadomość, nadświadomość i serce współpracują ze sobą, wspierając się nawzajem, pozwalając sobie iść w nowe i rozwijając zgodnie .
Teraz idziemy w nowe z większą energią, świadomością i wglądem w siebie.
Przeobraziliśmy się z poczwarki w pięknego motyla.
Wielu z Was zapyta, co robiliście tam przez te 2 tygodnie, jak medytowaliście?
Robiliśmy to co przynosił nam wszechświat, co czuliśmy
a przede wszystkim:
Najlepsza znana nam technika na uspokojenie umysłu i wglądu w niego – vipassana www.vipassana.pl, wiele lat temu udział w 10 dniowych kursach przeobraził nas tak, że często zaczęliśmy opowiadać o naszym życiu, jak wyglądało życie przed kursem i po kursie.
Ćwiczenia ciała – nasze odkrycie polecone kilka miesięcy temu przez naszą koleżankę Agnieszkę rozciąganie – odprężone (mięśni,ścięgien,stawów) Tsatsouline Pavel http://www.empik.com/rozciaganie-odprezone-tsatsouline-pavel,prod59280807,ksiazka-p
W swoim życiu otarłam się o wiele technik pracy z ciałem, Ci co mnie znają wiedzą, że z jogą jak do tej pory nie zaprzyjaźniłam się. Te ćwiczenia to potęga, pokazują nam gdzie mamy spięcia, a potem pozwalają nam je odpuszczać.
Medytacje – nagrania – do słuchania
Veni http://www.veni-loveandlight.com/wp-content/uploads/2013/12/CD-3.jpg
I odkryta „przypadkiem” medytacja bezpieczeństwa http://iplay.pl/muzyka/Album,Medytacja-Bezpiecze%C5%84stwa,Roman-Rybacki,2566822 urzekło nas jej piękno i przestrzeń
Ustawienia traum ,emocji, programów przodków – To co robimy sami.
http://brygidaibartek.pl/nowy-dar-praca-z-przodkami-ustawienia/
Falun Gong – ćwiczenia ruszające przepływ energii w ciele – to pomocne w pracy z wychłodzeniem ciała.
Kolejne odsłony pracy z dietą praniczną (modyfikacje ilości i składu tego co jeszcze jemy – obserwacja wpływu na pojawianie się emocji i witalność ciała)
Do tego spacery przy pięknie padającym śniegu. Taki czas do wewnątrz, taki nasz prywatny warsztat.
A właśnie co do zimki. Wiele osób gdy mówimy, że jesteśmy w Armenii, zaraz reaguje stwierdzeniem:
-
to macie tam ciepło
-
mamy piękna zimkę – odpowiadamy na
-
co?
Armenia to kraj górzysty, większość ludzkich siedzib jest ulokowana w rozłożystych dolinach wysokości ok. 1400 – 2000 m.n.p.m . Są one otoczone górskimi łańcuchami o wysokości 3500 – 5000 m.n.p.m.!. W czasie naszej podróży najczęściej byliśmy na 2000 m.n.p.m, więc na wysokości naszego Kasprowego. A na tej wysokości już zrobiła się zimka. Teraz w Tsaghadzor od paru dni pięknie sypie śnieg. Sprawiając radość nam i wszystkim tutaj obecnym. Gdyż jest jest miejscowość narciarska.
Już ratraki ubijają stoki i wszyscy cieszą się, że zaczną tłumniej przyjeżdżać turyści.
Istotą tutejszego klimatu są suche i bardzo cieple lata (może dlatego, że większość ludzi podróżuje latem tak pokazywana jest Armenia), w czasie których Ormianie bardzo doceniają zalesione, wilgotniejsze i chłodniejsze tereny kraju jak Dilijan, czy Jermuk, Arkazan, Tsaghadzor – tam są główne kurorty.
Krótkie okresy przejściowe – jesień czy wiosna i zima ostra, ale w miarę krótka (ona zależy od wysokości na 2000 m.n.p.m jest od grudnia do marca im wyżej tym dłużej )
I oto Armenia, piękny górzysty kraj z zimą i latem.
A my cieszyliśmy się tutaj jesienią, a teraz początkiem zimy.
Śnieg za oknem powoli pada jakby chciał napełnić światłem ziemię, każdy płatek to iskierka światła.
Czasem śnieg robił przerwy w padaniu i wychodziło słońce.
I tak w środę z rana, gdy Bartek zobaczył plamę słońca która była tylko nad naszym domem stwierdził – idziemy na górkę z wyciągami. Pierwszy odcinek pojechaliśmy czynną cały rok kolejką, a potem podążyliśmy dalej w górę. Słonce igrało z nami, może bawiło się w chowanego, raz pokazując się nam, a innym razem kryjąc za chmurami.
Z góry pokazały nam się okoliczne górki, a może bardziej kopki pokazując Armenię, taką jaką pokochaliśmy.
Zamigotał nieśmiało Sevan mówiąc dowiedzenia i zapraszając znów, tym razem na dłużej.
Wszystko pojawiało się i znikało, a z góry gdy patrzyło się w dół napełniało taką przestrzenią, iż miało się wrażenie, że stoi się na ziemi i lata równocześnie. Byliśmy w powietrzu i na ziemi jednocześnie. Nie dziwię się, że upodobali sobie tę górkę narciarze. Jadąc szybko na nartach można mieć wrażenie, że leci się w przestworzach.
Świat Bogów świat ludzi, a bardziej świat naszej pełni.
Z górki zbiegaliśmy powoli po zaratrakowanym już zboczu, a teatr zamykał się. Chmury przykrywały góry, Sevan, a może one same chowały się przed ludźmi,
Na dziś tyle………….
Sam Tsaghadzor też ma specyficzną energię przestrzeni nowego. Drugi raz dał nam możliwość odpoczynku. Wzrokowo piękny nie jest, zresztą jak większość post rosyjskich miast, nawet jego położenie nie jest super piekne.
Ma jednak w sobie niesamowitą ilość spokoju, radości, ruchu, czegoś nowego.
Ormianie są bardzo tradycyjni, jedzenie w domu, żona, dzieci, ubiór (zazwyczaj ubierają się na ciemno), przystrzyżone krótko włosy wśród mężczyzn , Bartka często pokazują palcami i śmieją się z niego. Taki właśnie mają stosunek do inności drugiej osoby.
Dlatego ciężko im wyzwolić się z pęd kast rodzinnych i przymusu życia w określony tradycyjny sposób. Tutaj do Tsaghadzor przyjeżdżają Ci bardziej otwarci, bogatsi.
A może dlatego są bogaci bo są otwarci na nowe i dlatego są bogaci?
Z drugiej strony widzimy tutaj jak oni ściągają jeden drugiego. Jak strażnicy tradycji nie pozwalają innym wyjść z niej, sami będąc nieszczęśliwi, nie pozwalają innym żyć inaczej.
Bo tradycja, rodzina, bieda (tak, ona jest częścią tradycji) .
Gdy gdzieś jedziemy lubimy patrzeć na tradycję, ale czy chcemy tak żyć?
Ilu z Was tak naprawdę czuje się szczęśliwi podążając za PRZYMUSEM tradycji?
Tradycja to gotowy przepis na życie, wypraktykowane przez wieki.
Zapominamy o tym, że nie tylko czasy się zmieniają , ale każdy z nas jest inny i ma prawo do własnego życia.
Dlatego może wielu pokochało miasta i ucieczkę ze wsi do niego. Bo tam wreszcie mogą być w pewnym stopniu wolni z daleka od schematów rodziny.
Wreszcie mogą być choćby w drobnej części sobą.
A może żeby był jasny nasz pogląd tradycja, rodzina jest ok, ale jej przymus już nie.
Dziękujemy całemu wszechświatowi za ten piękny czas, za tę zimę, którą tak bardzo lubimy, za przestrzeń domek.
Czujemy, że czas ruszać dalej przez życie i tak mieliśmy być do piątku, a zostajemy do niedzieli (30 listopada)
No właśnie następny ciekawy program, że ruch i podróż to rozwalanie energii.
Tak, gdy nie jest świadome, TAK to wtedy rozwalanie energii, i oczywiście również wtedy gdy się ma takie przekonanie, że w czasie ruchu rozwala się energię.
Każdy ma swoją misję tutaj na ziemi, każdy swoje dary, talenty, każdy czas ma swoje zachowania.
Dlatego.
Idę swoją drogą z podniesioną głową, uśmiechem na ustach i radością w sercu .
Czasem sklep kupił pięknem produktów. Zresztą czy owoce nie są piękne?
Zaślubiny i pierwsza podróż poślubna
Zaślubiny 21 czerwca 2014 r.
W starosłowiańskie święto miłości, w przesilenie letnie, postanowiliśmy po ponad 9 latach wspólnego bycia razem postawić kropkę nad 'i' naszego związku. Tylko kropkę , ale bardzo ważną .
Przez lata nasz związek dojrzewał, przerabiały się stare sprawy , odpadały wzorce wyniesione od rodziców (gdyż jak większość małżeństw z tamtego pokolenia, nikt nie zastanawiał się nad tworzeniem związku ) związek stawał się coraz bardziej harmonijny i komunikacja bardziej rzeczowa.
Tym bardziej , że spędzaliśmy razem praktycznie całe dnie , znaliśmy na wylot swoje mocne i słabe strony . Choć czy słabe , wszystko się zmieniało, my sami się bardzo zmienialiśmy .
Droga rozwoju duchowego , czy wspólnego świadomego wzrastania , która wiele lat temu zbliżyła nas do siebie , spowodowała , że z dnia na dzień zmienialiśmy się , odchodziły stare emocje złości , lęki . Te emocje , które kiedyś były standardem z czasem pojawiały się raz na kilka miesięcy .
To również przykład na to, że można się zmieniać . My robiliśmy to razem , razem medytując , chodząc na warsztaty, czy potem je również wspólnie prowadząc.
Uczyliśmy się wspólnego bycia , gdyż tak jak pisałam żadne z nas nie wyniosło tego z domu .
Choć od początku nie stawialiśmy na kompromisy , lecz na trzecie lepsze rozwiązane , które zadowoli nas w pełni . Szukaliśmy i dalej szukamy wspólnych dróg na których nam razem bardzo dobrze . Często zdarzało się tak, że jedno z nas miało jakiś pomysł , drugie inny i co …???
Można szukać kompromisu rezygnując każdy trochę z tego co chciał , jednak dla nas silnych osobowości nigdy to nie było zadowalające, szukaliśmy wspólnej drogi która zadowoliłaby nas obu . Pozornie rezygnując z siebie , wybieraliśmy wariant , który jenak był dla nas lepszy niż ten który wymyśliliśmy sami. Czasem to różnie bywało i bywa , szczególnie wtedy gdy jedno jest przywiązane do czegoś . Jednak mamy świadomość , że przywiązania nie wnoszą nic dobrego w nasze życie poza uwiązaniem energii .
I tak wzrastaliśmy sami , wzrastając we związku.
Duchowość , podróże w przyrodnicze miejsca – szczególnie samochodem , rozszerzanie świadomości to rzeczy które zawsze nas łączyły , jednak również pomagały nam wzrastać jako jednostkom .
Najsłabsze porozumienie było na poziomie materialnym. często pojawiało się 'moje' 'twoje' , rzeczy nabyte w innej naszej rzeczywistości ciążyły, przypominając czasem o sobie nie harmonijnymi już z nami emocjami .
Dlatego zaślubiny to takie potwierdzenie , że chcemy dalej iść razem przez życie na każdym poziomie tworzyć wspólną przestrzeń zarówno na poziomie materii, umysłu i ducha .
Może byśmy wcześniej wzięli ślub, jednak nie mieliśmy pomysłu jak to zrobić .
Gdyż tradycyjny ślub i wesele nas nie interesował . Chcieliśmy w tym dniu się sami dobrze bawić, a nie robić imprezy alkoholowo-mięsnej dla tych co wypada zaprosić . Czy nawet wegańskiej i bezalkoholowej dla tych co trzeba zaprosić. Tańczyć z wujkami i ciociami . Normalnie nie chodzimy na wesela , a co dopiero robić swoje …. Już nie wspomnę o pieniądzach wydanych na to.
Aż nas olśniło , że przecież już jako dzieciom , gdy oglądaliśmy filmy na których były śluby najbardziej podobało się , gdy para młoda wyjeżdzała natychmiast po ceremonii w podróż poślubną .
Więc dlaczego tak nie zrobić .
W połowie maja poszliśmy do urzędu zarezerwować termin na 21 czerwca , gdyż jak już brać ślub to i w termin jaki nam pasuje . Tym bardziej , że przesilenie w tym roku okazało się w sobotę .
Na początku Pani stwierdziła, że nie ma terminu , najbliższy gdzieś w połowie lipca . Jednak siła opatrzności czuwała nad nami i nagle znalazła termin na godzinę 14 , gdyż ponoć ktoś zrezygnował .
Teraz zostały stroje i świadkowie . Gdyż zdecydowaliśmy się informacją o ślubie z nikim się nie dzielić . A ślub wziąć kameralnie, 'po naszemu', tylko w towarzystwie 2 świadków .
Bez rodziny i jej oczekiwań jaki powinien być .
Stroje wypożyczyliśmy . Każdy z nas gdy zobaczył swój strój niezależnie od drugiej osoby stwierdził , tak , to jest to . Później okazało się, że są to stroje idealnie pasujące do siebie . Świadkami zgodziły się być nasze 2 koleżanki .
A do ślubu zawiozła nas Landrynka , która potem praktycznie od razu – bo po krótkiej sesji fotograficznej – wielkie dzięki Kasia – zabrała nas w podróż poślubną .
Jadąc na ślub byliśmy już spakowani do podróży pierwszej podróży poślubnej
Zaraz po ślubie udaliśmy się w rejon gór Świętokrzyskich na Bal Elfów u Veni.
Ostatnio jak pisałam wcześniej, praktycznie w 90% jesteśmy na płynach , gryziemy ewentualnie warzywa czy owoce – sporadycznie zachciewajki . Arbuz zechciał posłużyć jako tort weselny, na pożywienie gości .
A potem już praktycznie o zmroku podążyliśmy bryczką na Święty Krzyż , gdzie Veni zrobiła krótką medytację , w której pojednaliśmy w sobie żeńskie i męskie energie.
Noc poślubną , chyba nie musimy pisać gdzie – bo to oczywiste, że w Landrynce .
W niedzielę dalej świętowaliśmy nasz czas , tym razem na warsztacie rozmów z istotami natury – elfami, skrzatami …… komarami, kleszczami …
Taki nasz czas . Początek wspólnego życia na materialnym , społecznym planie w duchowości i w kontakcie z duszkami natury . Czy trzeba czegoś więcej ……..????
Z Gór Świętokrzyskich udaliśmy się w kierunku naszego pięknego Bałtyku i naszym zdaniem jednych najpiękniejszych plaż , na jakich dane nam było bywać .
Po drodze przed nami wyrósł dąb Bartek – najstarszy i najbardziej znany Bartek w Polsce, który życzył swojemu imiennikowi i jego młodej żonie wszystkiego co najlepsze i takich długich lat życia jak on. Tylko troszkę w lepszym zdrowiu . Najlepiej bez zewnętrznej pomocy .
Dziękując ślicznie za cudowne życzenia powędrowaliśmy dalej , dalej w kierunku północy.
W Łodzi nie udało nam się wyjechać od razu na autostradę , jechaliśmy już troszkę zmęczeni. Jeden parking nie pasował mi na nocleg, drugi Bartkowi .
Koło Włocławka wjechaliśmy na autostradę , ale parkingi jeszcze nie były oddane do użytku . Oczka się kleiły ….
Poszła decyzja , trzeba gdzieś zjechać z autostrady i znaleźć już byle jakie miejsce i się przespać .
I nagle spod ziemi wyrosła tabliczka zjazdu na Ciechocinek .
Bardzo lubimy to uzdrowisko i z wielką radością zjechaliśmy do niego , udając się na znajome miejce 50 metrów od tężni wraz z jej wyziewami .
I tak jak pisałam wcześniej jeden parking na nocleg nie pasował mi, drugi Bartkowi , a oto znalazł się trzeci o niebo lepszy od dwóch pozostałych do którego od razu zapaliły nam się obu oczka.
Ciechocinek gościł nas praktycznie przez cały dzień , kusząc tężniami , grotami, siłowniami na otwartej przestrzeni parków, basenem z saunami .
Dziękujemy za cudowną gościnę .
Jedna rzecz jednak nas uderzyła .
Gdy byliśmy tutaj ostatni raz około 5 lat temu w cukierence Wiedeńskiej jedliśmy przepyszną babeczkę z malinami , tak pyszną , że jej smak wspominaliśmy do dziś.
Postanowiliśmy spróbować jak smakuje teraz , szczególnie gdy nie jemy cukru, soli i innych chemicznych dodatków , nie wspominając o mięsie, nabiale czy mące .
Pierwszy gryz – pełna konsternacja
-
czy to na pewno ta babeczka – brzmiało w głowie
-
na pewno zmienili jej przepis
-
tego się nie da jeść ,
-
sam cukier i dodatki chemiczne
-
i jakaś obleśna żelatyna jak glut
Po paru chwilach zaczęliśmy się śmiać ,
Wszechświat zaprowadził nas tutaj i pokazał, że gdy wysubtelnia się dietę, swoje postrzeganie ,to to co było rewelacyjne kiedyś przestaje być dobre dzisiaj .
Dopiero późnym wieczorkiem dotarliśmy nad morze w rejon Dębek. Tam również dostaliśmy lekcję, że nie należy szukać starych miejsc (jak odgrzewanych kotletów), tylko być otwartym na nowe, lepsze …..
Pozdrawiamy Was teraz z Karwińskich Błot wyjście numer 11, gdzie znaleźliśmy parking w dębowym lesie 50 metrów od plaży i jesteśmy tutaj goszczeni po królewsku . O pobycie nad morzem w kolejnych postach .
Teraz może jednak o cieszeniu się naszymi zaślubinami ze znajomymi , rodziną .
Jak wrócimy planujemy zrobić ognisko poślubne.
Zrobimy na nim parę krótkich sesji jogi śmiechu , poszamanimy, jak przyjdzie ktoś od tańców to i może potańczymy (osoby od tańców proszę przynieść swój sprzęt nagłaśniający i muzykę )
Poświętujemy pojednanie energii żeńskich i męskich .
Termin ustalimy parę dni wcześniej patrząc na prognozy – większości postaramy się wysłać zaproszenia . Jeżeli niechcący o kimś zapomnimy prosimy o zapytanie gdzieś po 7 lipca .
W związku z tym, że sami ostatnio prawie nie jemy – zapraszamy Was na wspólne świętowanie – dla ciała będzie arbuzowy tort , owoce i świeżo wyciskane soki .
Nasze zdrowie wypijemy sokami owocowymi !
Jeżeli macie ochotę to też przynieście jedzonko na wspólny stół . Najlepiej wegańskie tzn bez produktów zwierzęcych – mięsa, ryb, sera, mleka , jajek , żelatyny, a alkohol w małej ilości jeżeli ktoś ma na niego koniecznie ochotę .
Bardzo prosimy nie przynoście prezentów , nawet drobiazgów , kwiatów również . Nasze rzeczy materialne wysprzedajemy właśnie teraz na allegro, więc proszę oszczędźcie nam szukania nowych domków dla Waszych prezentów.
Tak jak pisaliśmy powyżej przynieście lepiej jedzonko, owoce na wspólny stół . Jeżeli pomimo wszystko naprawdę bardzo bardzo chcecie nam coś dać , będzie skarbonka gdzie możecie wrzucić pieniążki które chcieliście wydać na kwiatki czy drobiazg .
Te ewentualne pieniążki posłużą nam na oklejenie autka logiem naszego bloga, co planujemy zrobić w najbliższym czasie.
Zapraszamy Was serdecznie . Damy znać sms-ami .
Do zobaczenia w miłości i świetle