Iwołgińsk
now browsing by tag
Wola życia kolejne przeslanie lamy z Iwołgińskiego datzanu
Wola życia kolejne przesłanie lamy 3-5 listopada 2015
Długo nie mogłam tego tekstu napisać, gdyż zauważyłam, że pewne energie chcę jak najdłużej trzymać, pamiętając o nich. Bo przecież pisanie po czasie to wejście znowu w tę energię. Takie trzymanie dłużej tego co najbardziej cenne.
Nie przepuszczenie tego, a zatrzymywanie, ale zatrzymywanie to brak otwartości w pełni na nowe.
Uwalniam się od zatrzymywania przyjemnych momentów życia
Przepuszczam przez siebie energię w danym momencie i z radością idę w nowe, będąc tu i teraz
Tak, tak….. w energii miejsca, i tu i teraz pisanie idzie najlepiej i najpłynniej. Jest najpełniejszym oddaniem tego co jest.
A Iwołgińsk powitał nas znów uroczyście, kolejny raz, przyjechaliśmy ponownie na święto (święta są tutaj 8 razy w roku szczegóły na stronie http://etegelov.ru/dni-poclonenia). Tym razem było to święto Wielka Churału Lhabab Duysen (Tybet Święto Świateł) obchodzone jest w 22th dnia, dziewiątego miesiąca kalendarza księżycowego (październik – listopad), a poświęcone jest zstąpieniem Buddy Siakjamuniego z nieba Tusita dla jego ostatniego odrodzenia na ziemi. Według legendy, przed zysku w zeszłym ziemskie wcielenie Buddy Siakjamuni był w niebie Tushita (SK nieba radości.) – Obszar, gdzie jest radość i satysfakcja, i żyć bodhisattwa, który wejdzie do świata mężczyzn w stanie Buddów. Pozostając w sferze bodhisattwy szczęśliwych bogów, Budda Siakjamuni sobie sprawę, że musi wziąć odrodzenie wśród ostatnich ludzi na świecie w obrazie Siddhartha Gautama Księcia. Decyzja Buddy znaleźć ostatnie ziemskie wcielenie, i otworzyć całą "ścieżkę Buddy" – głównej idei tej uroczystości. W tym dniu w okolicach skroni zapalone lampy i prowadzone nabożeństwach (khurals), którzy ukończyli uroczystej procesji.
Lama Itigełow tak jak miesiąc temu siedział w głównym datzanie i rękami innego mnicha błogosławił pielgrzymów. Ludzi niewiele – zapewne śliskie drogi zrobiły swoje. Do tego w datzanie była msza. Na zewnątrz zadymka śnieżna – zima, a wewnątrz ciepło i buddyjskie śpiewy.
Gdzie jesteśmy?
Burjacja, Rosja – czy na Pewno?
Czy może przenieśliśmy się w przestrzeni do Tybetu?
W sumie to przecież niedaleko ok. 2000 km, tak blisko przy tych wszystkich kilometrach, które przejechaliśmy. Gdyby Chiny otwarte były na turystykę samochodowa, na pewno potraktowaliśmy to jako zaproszenie, a tak…… Choć może to tylko nasza upartość.
Najpierw zostajemy praktycznie wepchnięci, błogosławieństwo lamy. Uspokajam moje emocje powstałe podczas jazdy lodową drogą. Ile lęki zabierają nam energii……
Jak przestać się bać, gdzieś kołacze pytanie?
– Wola życia – słyszę gdzieś w przestrzeni – Ty decydujesz o swoim życiu.
Tak, tak…. kołacze się jeszcze w emocji moje ciało, dobrze się to wszystko mówi, jednak w momentach gdy emocje biorą górę, niełatwo mi obserwować siebie, wręcz stapiam się z tym przed czym się bronię. A to przed czym się bronię zgodnie z prawami wszechświata napiera i tworzy się błędne koło.
Przecież wiem, że jazda śliską czy nie śliską drogą nie ma nic wspólnego z bezpieczeństwem. Umysł wie, a ciało reaguje.
Pozwalam sobie przyjrzeć się moim lękom i je rozpuścić
– Wyraź wolę życia tutaj na ziemi.
Tak, wola życia, taki banalny można rzec temat, wszystko rozpatrywałam w kierunku świadomości, jednak tego nigdy. Zaufać sobie, Bogu wszechświatowi i wyrazić jasno wolę życia i……
Stapiam się z energią buddyjskiego święta, kilkudziesięciu mnichów modli się razem, a lama patrzy na nich z góry. Właśnie religie, a może cały schemat życia ma to do siebie, że ktoś jest wyżej – ktoś niżej, nie ma jedności, jest hierarchia.
Uwalniam się od przymusu hierarchii w moim życiu
Żyje w jedności z innymi ludźmi bez separacji
Obok jakąś spóźniona mongolską wycieczka swoim zwyczajem pcha się, nie wiedzieć po co i na co – są tylko oni – ok 15 osób. Przypadkiem stoimy obok mnicha wiążącego supełki na szarfach – jego też szturmują ryjąc się przy okazji na nas. Bartek ma ubaw lekko popychając skrajnego mężczyznę i wywołując efekt kołysania się kolejnych sześciu osób. Obraz kolein życia, zachowania…..
Jestem jednością z nimi, nie ma separacji.
Siadamy na ławeczce podchodzi do nas jeden z mnichów jak się okazuje student, który przyjechał z Chin.
Rozmawiamy o praktykach duchowych, głodówkach na mokro, sucho.
Jedno co nas zaskakuje to to, że często mówi o niebezpieczeństwie tych praktyk.
Jasne, gdy nie słucha się ciała każda praktyka jest niebezpieczna, ale chyba całe życie robi się niebezpieczne wtedy, więc……
Może religie za bardzo próbują wziąć odpowiedzialność za innych, ograniczając w ten sposób wolność.
Takie pozornie dobre intencje, chroniące jednych, ograniczały drugich. Przykład na to, że nie ma idealnego rozwiązania.
Nabożeństwo się kończy, powoli mnisi przygotowują przeprowadzkę lamy Itigelowa do jego datzanu i proszą nas o opuszczenie datzanu. W związku z tym, że w datzanie porusza się po kole, a my siedzimy po lewej stronie od wyjścia. Mamy okazję jeszcze raz przejść koło lamy, otrzymać jeszcze jedno błogosławieństwo.
Niesamowity dzień, z jednej strony pełen emocji, z drugiej magii.
Choć jeszcze się nie skończył i za jakąś czas gdy wszyscy Pielgrzymi opuścili datzan, wyszła procesja mnichów razem z lamą Itigelowem.
Śnieg, mróz, ciemno, buddyści, kolorowi mnisi, bębny, piszczałki, talerze, lampy….
Tybet, Tybet dźwięczało w głowie. Wspomnienia z bardzo odległej przeszłości tak dalekie, a tak bliskie, a przy tym bardzo przyjemne. Jakaś część buddyjskiej duszy śpiewała z radości, uwalniając to wszystko co nauczyła się kiedyś na swojej drodze.
Bo właśnie to, że była buddyjska nie znaczy, że poziom jej świadomości był wyższy niż dziś.
Przez następne dwa dni obserwowaliśmy mnichów kręcąc się po datzanach, z jednym medytowaliśmy w cudowny sposób przez chyba ponad godzinę, a z innym rozmawialiśmy jak z totalnie nieświadomą osobą.
Uwalniam się od przekonania, że jak ktoś jest mnichem, zakonnikiem, księdzem…… to musi mieć wyższa świadomość niż ja….
Iwołgińsk pokazywał nam się w pełnym słońcu, we wczesnej zimowej odsłonie. Nie spaliśmy jak kiedyś przy źrodełku, ale przy bocznej bramie klasztoru. Rankiem w miejscu naszego nocnego postoju w ogrodzeniu datzanu wycięto kilkumetrową dziurę pod nowy kiosk, a nam tym samym na kolejną noc otworzono przestrzeń energii klasztoru.
Niesamowite, że wszystko działo się właśnie w tym czasie.
W kapliczce przy źródełku – gdzie wcześniej spaliśmy dałam kwiaty i zdjęcie Itigelowa robiąc coś w rodzaju ołtarzyka, takie drobne podziękowanie za te niesamowite noclegi tutaj.
Trzeciego dnia gdy już mieliśmy odjeżdżać poszliśmy kupić bilety na wizytę do lamy – aby się pożegnać. Młoda dziewczyna, obsługująca straganik z pamiątkami w głównym datzanie – od jakiegoś czasu poznawała nas, a gdy usłyszała, że jedziemy w kierunku Europy pobiegła na zaplecze, przyniosła ciasteczka i mleko w kartoniku.
– Taki drobny prezent, symbol aby drogi były białe, czyste – powiedziała pokazując na mleko.
Prezent od lamy dany jej rękami. Niesamowite, właśnie mleko jako symbol bezpiecznych dróg, w tym momencie kiedy tyle emocji kosztują mnie te lodowe drogi.
– Dziękuję bardzo.
A lama, jak to lama dał nam kolejną lekcję przy naszym pożegnaniu…..
Nie dość, że uczekaliśmy się na mrozie i wietrze ponad godzinę, to wprowadził nas razem z grupą mongolek do datzanu mnich, który cały czas rozmawiał przez telefon, podpędzał, a gdy jeszcze nie wyszliśmy – weszło trzech Rosjan z innym mnichem, którzy zaczęli się modlić – medytować.
Nas wyproszono.
Mongołki były wściekłe, mi też jakoś przykro się zrobiło.
Tak, dać pieniądze i s……. bo są inni uprzywilejowani…
Pojawiała się złość, przykrość, obraża…..
Tyle dobra zaznałam w czasie tego i nie tylko tego pobytu, a jakieś mało świadome zachowanie innych powoduje zaniżenie mojej energii, a przecież zgodnie z intencją poszliśmy lamie powiedzieć tylko dowidzenia na fizycznym planie. Bo na duchowym jesteśmy połączeni bez konieczności kontaktu fizycznego i pożegnań.
Zachowania ludzi o niższym poziomie świadomości nie mają na mnie wpływu.
I tak kolejny raz z kolejnymi lekcjami odjeżdżaliśmy z tego cudownego miejsca. Może tu kiedyś wrócimy, może nie, jednak na zawsze pozostanie częścią nas.
Pełni wdzięczności udaliśmy się do Ułan Ude już po czarnym asfalcie.
Nasze poprzednie wizyty u lamy
Pierwsza: http://brygidaibartek.pl/wyjdz-poza-przeslanie-lamy-itigelow/
Druga: http://brygidaibartek.pl/z-kolejna-pielgrzymka-do-lamy-itigeowa/
Trzecia: http://brygidaibartek.pl/z-kolejna-pielgrzymka-do-lamy-itigeowa/
Uzdrowienie landrynki i zakupy w energii wilka
Uzdrowienie landrynki i wizyta w Ułan Ude i okolicy – 30 września do 6 października 2015
Pompa wspomagania nie rabotajet.
Pożegnaliśmy bardzo transformacyjne sanatorium i wsiedliśmy do autka.
Nasze autko nie ma ładowania akumulatorów w czasie jazdy, gdyż zdejmując paski z pompy wpomagania siłą rzeczy unieruchomiliśmy alternator, energia jest tylko pobierana z akumulatorów, dlatego ważne jest słońce, aby przez baterię słoneczną doładowywały się nam one.
Gdy będzie słońce dojedziemy do Ułan Ude i poszukamy warsztatu regeneracji pomp, a gdy się nie uda poprosimy gdzieś po drodze we wiosce o ładowanie akumulatora, bądź poczekamy na słońce. Na ten moment mamy 2 pełne akumulatory. Jadąc bez świateł nasz silnik diesla potrzebuje niewiele energii.
Do Ułan Ude 180 km ok 3 godzin.
Mówimy do widzenia Bajkałowi, zabieramy troszkę nie zadowolonego Gira (który uwielbia wodę), i ruszamy prosząc wszystkie istoty światła o wsparcie w dojeździe do Ułan Ude i uzdrowieniu naszej pompy.
Słoneczko świeci, czasami troszkę za chmurkami, jednak powoduje to, że poziom naładowania obydwu akumulatorów utrzymuje się na poziomie 12,6 V . Jedziemy przez lasy i góry bez świateł – mimo całorocznego obowiązku ich stosowania w Rosji.
Posuwamy się spokojnie do przodu, najgorzej jest na przełęczy ok. 1200 m.n.p.m odgraniczającej Bajkał od Zabajkała zaczyna padać grad z deszczem, słoneczko schowało się za chmury, nie tylko nie ma ładowania, ale wypadałoby użyć świateł dla bezpieczeństwa i wycieraczek.
Jednak dzięki boskiemu przewodnictwu udaje nam się przejechać ten nieprzyjemny odcinek, za którym zaraz rozbłysło światło. Pokazując piękną złotą jesień mieniąca się tysiącem barw.
Ok g. 18 dojechaliśmy na 10 km przed Ułan Ude na jedno z bardziej ulubionych miejsc piknikowych miejscowej ludności. Z wielką wdzięcznością podziękowaliśmy za ten cudowny przejazd i stwierdziliśmy, że jazda i szukanie mechanika o tej porze jest bez sensu – po pierwsze słoneczko nie będzie ładować baterii, po drugie trzeba będzie użyć świateł, co spowoduje, że po 20 minutach zostaniemy bez energii.
Rozlokowaliśmy się na środku polany (energii starczyło jeszcze na ogrzewanie postojowe – czyli grzanie landrynki nocą).
Po bardzo twórczych snach…… rano ruszyliśmy szukać, a może znaleźć mechanika.
U nas w Polsce regeneracja takiej pompy to zazwyczaj 2 dni, zobaczymy jak będzie tutaj. Spotkany właściciel starego Range Rovera (już nas prowadzą – dziękujemy) doradził nam ulicę Szalapina 25, gdzie miał być szrot starych landrowerów (jak się później okazało landroverów tam nie było), pytając w mechanice gdzieś obok, życzliwi mechanicy wezwali super speca, który jako jedyny w tutejszej okolicy mógł się tego podjąć.
Przyjechał za jakiś czas i stwierdził, że regeneracja wiele nie daje, a nowych do landrowerów nie ma. Jedno co można to dopasować pompę z przeróbkami od innego samochodu, tak abyśmy dojechali do domu.
Bartek zaczął tłumaczyć, że nie jedziemy jeszcze do domu i podstawą jest regeneracja lub zamówienie przesyłki z Moskwy lub Polski z nową pompą.
Popatrzył na nas i kazał za sobą jechać.
Trafiliśmy do potężnego warsztatu ślusarskiego, remontów i regeneracji wielkich silników czy czegoś tam, prowadzonego przez jego ojca. Jak się sam przedstawił nie Rosjanina ale Żyda.
Mechanicy rozkręcili pompę i okazało się, że uszczelka na wylocie wałka się wyrobiła, została wymieniona (koszt naprawy 4000 rubli 240 zł) i Bartek mógł mocować pompę.
Znaleźliśmy inny ciepły warsztat gdzie nam pozwolono to zrobić samemu (był wyjątkowo zimny dzień z wiatrem – a trafiliśmy na naprawę tylko samochodów rosyjskich – daliśmy im 60 zł za 4 godziny wynajmu i zdjęcie wiatraczka). Niestety w trakcie montażu okazało się, że wentylator od alternatora wyrobił się na ośce i terkocze. Na razie został zdjęty, jednak trzeba będzie pomyśleć i nad tym.
Podziękowaliśmy wszechświatowi za tak szybką naprawę pompy. Czasem w sanatorium Bartek myślał, że coś powinien robić w tym zakresie , miał wyrzuty sumienia, że nic nie robi. Ale wtedy przestrzeń była na to zamknięta, po co walić głową w mur, kiedy można wejść przez otwarte drzwi, tylko troszkę w innym terminie.
Uwalniam się od przymusu działania na siłę, walenia głową w mur,
Pozwalam sobie działać wtedy gdy otwiera się przestrzeń.
W wielkiej wdzięczności pojechaliśmy na noc do Iwołgińska, do lamy (o tym w kolejnym poście)
W sobotę rano wróciliśmy znów do Ułan Ude zrobić zakupy i załatwić sprawę wiatraczka do alternatora. I znowu kolejny cud. W odnalezionym szrocie na Szalapina 25/3 Pan poformował nas, że jest firma Rjemstart, która zajmuje się tylko alternatorami.
W mieście znajduje się tylko punkt przyjęć, natomiast warsztat z częściami znajduje się na lewym brzegu. Wiatraczków tam było dostatek, więc bez problemu udało się dopasować odpowiedni. I za dwie godziny (niestety była kolejka) landrynka była w pełni zdrowa (koszt wymiany razem z wentylatorkiem 950 rubli ok 57 zł.)
Niedziela to czas na nasze zakupy troszkę do landrynki, tak aby doszczelnić namiot tylni – zbliża się późna jesień – czy już zima. Tutaj jesień jest zdecydowanie krótsza jak u nas.
I troszkę dla nas.
Tym razem wilk wszedł do naszego życia u mnie w postaci spodni, a Bartka pięknej koszulki.
Przynosząc siłę przywódczą. ……
Zmobilizował nas do zastanowienia z czym kojarzy nam się przywódca.
Oboje mamy doświadczenie w zarządzaniu ludźmi w państwowych instytucjach. Niestety musieliśmy tam być wymuszającymi przywódcami, a takimi nie chcemy być.
Uwalniam się od przekonania, że przywódca musi na siłę prowadzić innych i wymuszać na nich pewne zachowania
Pozwalam sobie prowadzić tych i tylko tych którzy tego chcą na zasadach wolności, miłości i radości
To taki kolejny zapewne rozdział w naszym życiu, choć blog za pewne pokazuje nasz świat i mamy nadzieję, że niektórzy czerpią z niego inspirację w tym zakresie w jakim jest im to potrzebne.
Teraz na pewno z większą odwagą jasnością będziemy pisać o tym co dla nas ważne i co nam pomaga w życiu, a co przeszkadza i jak nad tym pracujemy.
A samo Ułan Ude powoli pokazywało nam się w coraz to większej krasie, zapraszając to spacerów po jego ulicach.
Zaprosiło na jesienny targ
Ugościło nas również przepysznymi dim sam chińskimi gotowanymi na parze pierożkami z warzywami (farsz z warzyw obwinięty niewiarygodnie cienkim – papierowym, prześwitującym wręcz ciastem), pyszną wodą z imbirem, cytryną i miodem w sympatycznej knajpce, gdzie nie tylko można zjeść za nieduże pieniądze, ale i sympatycznie posiedzieć.
I już w drodze ku mongolskiej granicy – tak znów jedziemy do Mongolii – zatrzymaliśmy się na dwie noce w Iwołgińsku, tu jak w domu.
Nawet jeden z lamów stwierdził:
„zostawajcie u nas”
Nam trzeba się nasycić zmianami energii i podróżami, ruchem, pójściem w nowe z radością.
Wyjdź poza …… przesłanie lamy Itigełow
Wyjdź poza …. przesłanie Chambo Lamy Itigełow, 16, 18-20 sierpnia 2015
Kim jest Lama Itigełow (w dalszym tekście nazywany przez nas Lamą) , że postanowiliśmy pojechać do niego w odwiedziny?
Dusza, która żyje jeszcze w ciele, mimo że ono pozornie umarło. Naukowcy zastanawiają się żywy, czy martwy – czy może w stanie silnej medytacji znanej buddyzmowi tybetańskiemu. Dywagacje naukowe poniżej w świetnym artykule z pokładu Nautilus.
Ciało lamy znajduje się na terenie Iwołginskiego datzanu, rosyjskiej buddyjskiej Częstochowy znajdującej się w Buriacji. Badania naukowe wykazują, że stan ciała jest podobny do stanu ciała człowieka kilka godzin po jego śmierci.
Buriacja jest republiką buddyjską, na budowę datzanu wyraził zgodę sam Stalin, w podziękowaniu Buriatom za udział w II wojnie światowej w 1945 roku.
Czyżby cierpiał na to co cierpi większość „duchowych” Polaków, tępił (już przesadnie) to co dobrze znał, a wywyższał to co pokazywało się lepiej. A może lama już działał z zaświatów w tym zakresie (wiadomo, że Stalin był osobą mającą dostęp do szerokiego świata duchowości).
Klasztor składa się z kilku datzanów, domków dla lamów, uniwersytetu biblioteki.
Dach uniwersytetu spłonął niedawno (23 lipca 2015) przepalając jakieś energie. Ma to na pewno również powiązanie z katastroficznymi pożarami lasów w Buracji w tym roku, może było znakiem…….
Jakieś energie urosły tak siłę (nie dając sobie ujścia), że zostają rozładowane.
I właśnie nie wiadomo czy energia lamy, czy niedawnego tutejszego pożaru, czy może smogu który niesie się tutaj od płonących lasów, powoduje że nie nie czujemy się tutaj dobrze. Energia bardzo zagęszczona, zamknięta i kontrolująca.
Przyglądamy się pielgrzymom, buddystom którzy obejdą datzan w kółko, tu dadzą na ofiarę, tu zamówią jakieś modły, tu zakręcą młynkami, tu kupią jakieś gadżety (w każdym datzanie są sklepiki) i góra po 30 minutach opuszczają klasztor. Gdy siada się i próbuje medytować obsługa, mnisi patrzą na człowieka jak na ufo. Przyjść dać datki i zmykać!
Jak ktoś idealizuje buddyzm niech przyjrzy się mu z bliska.
– Wiesz lepiej się czuję u nas w kościele – powiedział Bartek.
– O cerkwiach nie wspominając – dodał.
Buddyzm tak jak chrześcijaństwo ma techniki powodujące dostęp do wyższych stanów świadomości. Jednak ludzie i tak z nich nie korzystają, a może nie są dostępne do ogółu?
Może techniki medytacji buddyjskiej są bardziej popularne w krajach europejskich, niż tam gdzie buddyzm jest pierwszą religią w państwie.
Choćby Lama jest przykładem tego, że znane są buddyjskie techniki pozwalające wiele robić z ciałem, jednak ilu tu buddystów podąża tą drogą????
Do tego potężne figurki Buddy, Jezus ich nie przebije. I jeszcze jedna różnica pomiędzy chrześcijańskimi zakonami – tam głównie szli „z założenia” w świadomości, albo z powołania. Tutaj jest zwyczaj oddawania chłopców od 7 lat (często z biedy), bez względu na to czy to czują czy nie.
Techniki są super, tylko jak wszędzie potrzebna jest determinacja i chęć praktykowania. Domki lamów jak i ogródki zazwyczaj bardzo zapuszczone, co dodaje przygnębiającego wrażenia miejscu.
Chodzimy po datzanach (tary, tantry……) i szukamy najgłówniejszego lamy tego miejsca. Okazuje się, że został posadzony na honorowym miejscu w jednym datzanie, jak Budda czy Tara w innych i zamknięty na klucz. Dostępny dla turystów, nazwanych pielgrzymami za 250 rubli (ok 18-20 zł).
Widzimy grupę wchodzącą do datzanu lamy , pytamy gdzie kupić bilety. Sympatyczny mnich kieruje nas do sklepu głównego datzanu.
Razem z turystą (typowym mugolem) z Petersburga idziemy do kasy, gdzie surowa Pani pyta:
– Po co chcecie iść do lamy ? – pyta nieprzyjaźnie.
– Jak to po co – patrzymy wszyscy zdziwieni.
– Turystom tam nie ma wstępu, tylko pielgrzymom aby się pokłonić – odpowiada zacięcie .
– Pokłonić się – przytakuje Pan z Petersburga .
– To jeszcze szarfy trzeba – mówi kobieta udowadniając że z buddyzmem rytualnym nic nie mamy do czynienia.
– To niech Pani da szarfy – odpowiada (szatfa 50 rubli).
My za nim powtarzamy komedię (jesteśmy mu bardzo wdzięczni, był aniołem bez niego nie przebilibyśmy się przez Panią fanatyczkę, czy zaciętą – wrogo patrzącą fanatyczną Panię.
– Czyżby to kościół katolicki (szczególnie w Komorowicach) – zaczęłam się śmiać.
– Pierwsza lekcja lamy – kłam jak trzeba, nie przejmuj się, wyjdź poza prawo ludzkie. Osobom łamiącym prawa boskie – kłamać można. Zresztą nie kłamiesz, tylko zdobywasz klucz dostępu.
Ciekawe nigdy nie lubiłam kłamać, a osoby lubiące aby nimi manipulować zawsze były dla mnie bardzo trudne w komunikacji.
Wchodzimy do datzanu z przesympatycznym mnichem jako gospodarzem i grupą pielgrzymów. Energia jest inna niż znam, obca, bo nie znana, ale przyjazna.
Stajemy na końcu kolejki, aby pokłonić lamie i wtapiamy w przestrzeń.
Wyjdź poza, poza prawa ludzkie – kołacze mi w głowie.
Śmieszne trochę, przez 5 lat studiowałam prawo, a potem jakiś czas pracowałam – powiedzmy w zawodzie. Ironia losu.
Choć kto tworzy ludzkie prawa? Ludzie ze swoimi ograniczeniami.
Oczywiście wyjść poza to nie łamać specjalnie prawa, nie jechać 100 – jak jest ograniczenie do 50. Zachować bezpieczeństwo swoje i innych, jednak gdy prawo jest bez sensu z bezpieczeństwem dla siebie – nie łamać go, a wyjść poza dla siebie i innych. Należy podkreślić że wszystkie religie także są oparte na prawie kanonicznym, ludzkim, i jeżeli one ograniczają by iść dalej – my nie będziemy się wahać.
Gdy chodziłam na prawo jazdy w 1987 roku, instruktor jak i mój ojciec uczyli mnie, że przepisy prawa należy stosować na drugim miejscu, na pierwszym jeździć bezpiecznie.
Nawet wtedy gdy się ma pierwszeństwo być uważnym, wyprzedzać na ciągłej linii jak potrzeba (np. ciągnik) – gdy widzi się przestrzeń.
I tak samo myślę tu….
Wychodzę poza to co znane
Staję przed lamą patrzę w niego i próbuję wejść w jedność, jednak gdzieś nie udaje mi się to.
Dlaczego…… ????
A może wchodzę tylko jest to tak subtelne i poza moją znajomością energii.
Mnich się modli, pielgrzymi słuchają (nie spotkaliśmy tutaj wspólnych modlitw), w tą energię wchodzę bez problemu, znajoma, mnich daje dużo energii w to, ma dobry kanał otwarty do góry.
Kończy się jedna modlitwa – pyta grupę czy chcą więcej, ku naszej uciesze tak.
I dalej balansujemy na granicy tego co znamy i nie znamy. W mocno zagęszczonej, skoncentrowanej energii.
Na koniec mnich mówi po mongolsku bądź buriacku, że zawiąże szarfy w supeł nad głowami ludzi i będą mogli je wziąć ze sobą.
I z pełną uważnością tym się zajmuje. W tym czasie parę osób z pielgrzymki zaczyna robić zdjęcia (mimo zakazów, a w głównym datzanie nawet pod karą 5000 rubli ), podpinam się pod tę energię i również robię zdjęcia lamie.
Wyjdź poza kołacze – dalej w głowie – to tylko ludzkie prawo.
Niesamowite gdy przeszło się mur Pani fanatyczki, trafiło na wspaniałego mnicha (byłam nieraz na mszach w datsanach i widziałam jak bełkoczą bez uważności mantry) i grupę która otworzyła przestrzeń na to co zabronione.
Podziękowaliśmy lamie i pojechaliśmy w stronę Ułan Ude i Bajkału (niestety płonąca tajga nie pozwoliła na to by dotrzeć do brzegu Bajkału). Wróciliśmy w rejon źródełka i lasku przy datzanie. Nie wiedzieć czy wizyta u lamy i kąpiel w nieznanej energii, poparta może dymami spowodowała, że Bartek przez 2 dni leżał praktycznie nieprzytomny z bólem żołądka ( dał intencję u lamy – rozświetlenia siebie jego energią). Ja w tym czasie spacerowałam po klasztorze obserwując jego życie i pielgrzymów, a gdy mu przeszło – mnie dopadło. Fakt, że poszłam do stołówki i kupiłam świeże pierożki z ziemniakami i z kapustą. Czułam się koszmarnie pełna, nie że jakieś zatrucie – po prostu ciężkość energii .
Kolejna lekcja, przymus napełniania się obcymi energiami, często jak nie prawie zawsze – totalnie nie kompatybilnymi ze mną.
Po co?
Aby być podobna do innych, aby inni mnie zaakceptowali, aby nie być innym, nie wyróżniać się.
Uwalniam się od przymusu napełniania obcymi energiami, aby nie wyróżniać się z tłumu
Pozwalam sobie być inna niż ogół ludzi
Akceptuję siebie już teraz
Uwalniam się od przymusu jedzenia, przymusu istniejącego tylko po to aby inni mnie zaakceptowali.
Gdy człowiek czuje się gorzej, internet to fantastyczna rzecz, takie klikanie teoretycznie bez sensu. Jednak nawet wtedy wszechświat podsyła wartościowe rzeczy
Żołądek to nie śmietnik
Dbam o swoje ciała i napełniam go tym co jest wartościowe dla mnie
A Lama Itegełow pozwolił zabrać się z nami w dalszą podróż na przednim kokpicie, razem z Serafinem z Sarowa, Świętym Krzysztofem, Matką Boską Kalwaryjską, Starcem Pajsusem, Matką Boską z Lourdes, Aniołem Chronitielem, Okiem ochronnym, młynkiem modlitewnym, wisiorkiem koranu. Do tego towarzystwa dołączyła również zielona Tara, największy chyba symbol wyzwolonej kobiecości w obecnym świecie, również symbol wyjścia poza zasady (opis pod opisem o Lamie)
Dla tych co chcą wiedzieć więcej o lamie zapraszam na poniższy artykuł z Nautilusa, temat nieśmiertelności jest wielką zagadką, a może czymś czego nie są w stanie ogarnąć ludzkie dzisiejsze prawa. ?
Tekst i zdjęcia ze strony http://www.nautilus.org.pl/?p=artykul&id=2942
MARTWY CZY… W STANIE SILNEJ MEDYTACJI
Autor: FN, Margo11 Źródło: FN Dodany: Sunday, 01 March 2015 09:47
„Nie możesz mieć wszystkiego, czego pragniesz, ale możesz doświadczyć wszystkiego, co masz…” – takie przesłanie pozostawił współczesnemu człowiekowi Chambo Lama Itigełow – buddyjski lama, zmarły przed 88 laty. Naukowe badania zmumifikowanych zwłok mnicha wykazują jednak, że… żyje on nadal!
W 2002 roku światowe agencje informacyjne obiegł sensacyjny news: w syberyjskiej Buriacji wykopano zwłoki Chambo Lamy Itigełowa – buddyjskiego lamy, zmarłego w 1927 roku. Rosyjscy naukowcy, którzy je badali, byli w szoku: zmumifikowane szczątki wykazują parametry życiowe charakterystyczne dla… człowieka, pogrążonego w śpiączce!
W 1852 roku, w ubogiej rodzinie w osadzie Ułzy-Dobo urodził się chłopiec: nadano mu imię Dasza Dorżo, czyli „słońce i diament wiary”. Wcześnie stracił rodziców i trafił na służbę do bogatych gospodarzy, gdzie pasł bydło. Kiedyś, grzejąc zmarznięte stopy w ciepłym krowim placku, powiedział gospodyni, że zostanie Chambo Lamą – zwierzchnikiem rosyjskich buddystów. Kobieta wybuchnęła śmiechem, jednak gdy chłopiec skończył 15 lat, odszedł do najbliższego klasztoru – Jangażynskiego dacanu. Po jakimś czasie zabrał go stamtąd do Aninskiego klasztoru Zacharaj Lama – znany buriacki jogin. Na prośbę jego naczelnika mieszkańcy okolicznych wiosek przez 23 lata opłacali młodzieńcowi utrzymanie i zwolnienie ze służby wojskowej.
Itigełow zdobył tam tytuł doktora filozofii, a potem przez 8 lat studiował medycynę tybetańską w kolejnych klasztorach. W 1898 roku wrócił do Jangażynskiego klasztoru, gdzie został zwierzchnikiem i uczył buddyjskiej filozofii. Postawił dwie nowe świątynie, napisał też 50 prac filozoficznych i podręcznik tybetańskiej farmakologii. Jako jogin widział wnętrze człowieka i jego dolegliwości. Jogini potrafili także błyskawicznie pokonywać odległości, chodzić po rzekach i jeziorach. W czasie medytacji zatrzymywali funkcje fizycznego ciała. Doglądani przez uczniów, mogli tak trwać dziesiątki lat, po czym wracali do normalnego życia. Wspomniany Zacharaj Lama medytował tak od 1894 do 1916 roku.
Itigełowa uważano za inkarnację pierwszego zwierzchnika buddyzmu w Rosji, Chambo Lamy Zijajewa (1702-1777), który umierając obiecał: „Wrócę do was równo za 75 lat”. Wtedy to urodził się Itigełow: został rozpoznany, gdy wskazał miejsce zakopania jego rytualnych przedmiotów. W 1911 roku Itigełowa wybrano XII Pandido Chambo Lamą – zwierzchnikiem buddyzmu w Rosji. Uczestniczył w ważnych uroczystościach państwowych, m.in. w świętach dynastii Romanowów. Otworzył pierwszą buddyjską świątynię w Petersburgu i Europie, finansował budowę kilku szpitali. Z jego inicjatywy podczas I wojny światowej ogólnoburiackie towarzystwo zbierało pieniądze na lekarstwa dla walczących na froncie, pomoc dla rannych i rodzin poległych. Do lazaretów Itigełow posyłał lamów-uzdrowicieli. Tę charytatywną działalność car Mikołaj II nagrodził orderem Św. Anny.
W 1927 roku z powodu choroby Itigełow zrezygnował z funkcji zwierzchnika buddystów i wrócił do Jangażynskiego dacanu. Tam mógł pisać i oddawać się duchowym praktykom: zdaniem współbraci osiągnął stan pustki, co wyzwoliło jego nadprzyrodzone zdolności. Już kilka lat wcześniej uprzedził lamów, że wkrótce nastąpią ciężkie czasy. Tym, którzy wrócili z Mongoli, mówił: „Niepotrzebnie tutaj wróciliście. Lepiej było zostać za granicą. Niedługo zaczną się aresztowania i tortury lamów. Dostaniecie się w ich ręce i nie zostawią was żywymi". A na pytanie, dlaczego sam nie wyjeżdża za granicę, odparł: „Mnie nie zdążą wziąć”.
W dniu 15 czerwca 1927 roku Itigełow obwieścił uczniom, że umrze i dodał: „Przychodźcie do mnie co 30 lat. Patrzcie na moje ciało. Po 75 latach wrócę do was”. Potem poprosił ich o odczytanie modlitwy dla zmarłych i zaczął medytować w pozycji lotosu. Po kilku dniach, przekonawszy się, że nie daje oznak życia, uczniowie umieścili go w cedrowej skrzyni i pochowali.
Wkrótce nadeszły bolszewickie aresztowania i torturowanie mnichów, grabienie klasztorów i miejsc kultu. W Aninskim dacanie wysadzono świątynię a w jego ruinach urządzono rzeźnię. Kiedy w 1944 roku Stalin pozwolił na odbudowę świątyń, jako pierwszy stanął Iwołgiński dacan – rezydencja nowego Chambo Lamy. Wierni przynosili ukryte księgi i relikwie.
W 1955 i 1973 roku XVII Pandido Chambo Lama Darmajew i XIX Pandido Chambo Lama Gombojew razem z lamami otworzyli sarkofag z ciałem Itigełowa, które przebrali, zasypali solą i ponownie zakopali. W 1998 roku w klasztornej bibliotece znaleziono list Itigełowa. Lama przewidział miałkość naszych czasów, pisząc: „Bądźcie czystymi wśród morza błota w niebezpiecznych, niewyraźnych czasach… Bogactwa szaleńczo zdobywane i gromadzone przekształcą się w szczególny jad i będą bezużytecznymi… Beznamiętnie nauczywszy się ziemskiego życia, zacznijcie od dnia dzisiejszego praktykę Dziesięciu Dobrych Działań – bezzwłocznie!!!”.
Po odnalezieniu listu, w medytacji Bimba Lamy z tamtejszego dacanu pojawił się Itigełow i poprosił, aby go wykopać. Trzyletnią dyskusję potwierdziły różne znaki, więc zwierzchnik buddyzmu wydał zgodę. Ekshumację przeprowadzono 10 września 2002 roku w obecności ekspertów z rosyjskiego Ministerstwa Ochrony Zdrowia. „Skóra jasnoszarego koloru, sucha, podatna przy naciśnięciu palcami. Miękkie tkanki o elastycznej konsystencji, ruchliwość stawów zachowana. Włosy na głowie, paznokcie zachowane.
Przy wyjmowaniu z sarkofagu ciało nie wymaga podpory. Jakichkolwiek śladów, które świadczyłyby o wcześniejszym otwarciu jam ciała w celu możliwej balsamizacji lub konserwacji nie stwierdzono” – głosi protokół. Jeden z ekspertów dodał, że w podobnym stanie ciało może się zachować najwyżej trzy dni…
Przewieziono je do Iwołginskiego dacanu, przebrano i umieszczono na piętrze świątyni: po miesiącach – mimo letnich, 40-stopniowych upałów – pozostawało nienaruszone. Po długich naciskach zwierzchnik buddystów Rosji pozwolił zbadać ciało Itigełowa naukowcom. Drugą ekspertyzę przeprowadzili prof. Wiktor Zwiagin z wydziału identyfikacji i prof. Galina Jerszowa – archeolog. Prof. Zwiagin stwierdził, że ciało Itigełowa wygląda tak, jakby skonał przed dwunastoma godzinami: skóra prężna, stawy zwinne, oczy całe, tylko krew zagęszczona. Prof. Jerszową zaskoczyła… ciepłota rąk lamy!
Potem wojskowi medycy zrobili rezonans klatki piersiowej: była elastyczna a serce całe. Badanie mózgu elektroencefalografem wykazało, że przejawia on „szczątkową aktywność” porównywalną z tą u ludzi w głębokiej śpiączce.
W Moskwie zbadano próbki włosów, skóry i paznokcia. Analiza porównawcza z próbkami żywych ludzi wykazała brak różnic i zachowanie białkowej struktury. Nie stwierdzono też obecności konserwantów i balsamowania. W próbkach tkanek Itigełowa odnaleziono żelazo, cynk i podwyższony poziom bromu, co zdziwiło badaczy. „Im więcej badamy, tym mniej wiemy” – stwierdzili zszokowani naukowcy.
Obecnie ciało Itigełowa spoczywa w szklanym, ale nie wentylowanym sarkofagu. Mimo to zainstalowany termometr pokazuje temperaturę o jeden, dwa stopnie wyższą, niż na zewnątrz, jakby lama ogrzewał powietrze swym oddechem. Czasem szkło jest zaparowane od wewnątrz… Stróż jego ciała, Bimba Lama, cztery razy w roku zmienia mu odzież. Zauważył, że jego stawy stały się bardziej elastyczne, a ciało wydziela przyjemny zapach.
Lamowie uważają Itigełowa za człowieka, który stał się Buddą: przewidział załamanie się wiary u ludzi, dlatego pozostawił swoje ciało, by ją przywrócić. Każdego roku do Iwołgińskiego dacanu przyjeżdżają tysiące wiernych. Podczas buddyjskich świąt Chambo Lama wystawiany jest na widok publiczny: od jego rąk odchodzi pięć jedwabnych, rytualnych wstęg, a dotykający ich ludzie otrzymują błogosławieństwo.
Moskiewski biznesmen po powrocie z tej uroczystości miał ciężki wypadek samochodowy: mówi, że ujrzał wtedy Itigiełowa. Auto było kompletnie zmiażdżone, a on miał tylko siniaki! Podobnie samolot przedsiębiorcy z Bodajbo, który też odwiedził dacan, z dziewięcioma osobami na pokładzie runął z wysokości 1.500 metrów: wszyscy przeżyli! Nawet fotografie lamy chronią: Czeczeńcy, którzy przykleili je do szyb swych samochodów twierdzą, że w ich pobliżu nigdy nie wybuchła bomba. Nic dziwnego, że sława Lamy przyciąga tu znane osobistości, w tym Michaiła Gorbaczowa.
Sami lamowie różnie tłumaczą ten fenomen. Zwierzchnik buddyjski w Rosji Chambo Lama XXIV Damba Juszeew podejrzewa, że urodził się on poza Ziemią. Natomiast Gonzur Lama – profesor instytutu buddyjskiego w Iwołgińskim Dacanie sądzi, że Itigełow w swoim ciele fizycznym zostawił ciało subtelne. Dzięki temu świadomość, która osiągnęła już oświecenie, powraca do ziemskiej powłoki.
Jednak od samego fenomenu „żyjącej mumii” ważniejszy jest przekaz, jaki Itigełow zostawił nam kilkadziesiąt lat temu: „Z pewnych stanów istnienia rodzi się życie tak bogate, wspaniałe i obfite, że „życiowy sukces” po prostu przestaje Cię interesować. Ironia losu jest w tym, że jak tylko udane życie i życiowy sukces przestają cię interesować – droga do nich otwiera się i same przychodzą do ciebie”.
Tekst: Margo11, FN
I jeszcze jedna podobna sytuacja z ostatnich tygodni, o której wiadomość trafiła na pokład okrętu Nautilus – znaleziono ludzkie zwłoki w 1000-letniej buddyjskiej figurze.Zmumifikowane ciało znaleziono po zeskanowaniu antycznej, chińskiej statuy. Naukowcy zdołali zidentyfikować zwłoki – to mnich żyjący w okolicach 1100 roku.
Badacze pod przewodnictwem kuratora muzeum etnograficznego w Rotterdamie, Erika Brujina, twierdzą, że ciało wewnątrz figury należało do mistrza Liuquana z Chińskiej Szkoły Medytacji. Mistrz żył w okolicach 1100 roku. Endoskopia wykazała, że w jamie brzusznej mnicha – w miejscu, w którym powinny znajdować się narządy – dziś są bliżej niezidentyfikowane materiały, a także kawałki papieru ze starymi chińskimi literami. Naukowcy pobrali ze zwłok fragmenty kości do badań DNA.
Niewykluczone, że Liuquan poddał się samomumifikacji – dawnej buddyjskiej praktyce religijnej mającej na celu zagłodzenie się w taki sposób, by zwłoki uległy mumifikacji w sposób naturalny. Łączyło się to z dietą opartą m.in. na trujących ziołach i toksycznych naparach, a także na nasionach i orzechach. Chodziło o to, by pozbyć się tkanki tłuszczowej. Mnich poddający się temu procesowi czekał na śmierć w pozycji lotosu.
Do Europy posąg został sprowadzony w zeszłym roku jako element międzynarodowej ekspozycji "Świat Mumii". Część skanów została wykonana jeszcze przed wystawieniem go w Drents Museum w Assen, pozostałe badania zrobiono we wrześniu.
Posąg Buddy opuścił Chiny po raz pierwszy. Jest to jedyna chińska mumia udostępniona zachodnim naukowcom. Skanu dokonano w holenderskiej klinice medycznej Meander.
Obecnie posąg można oglądać w Narodowym Muzeum Historii Naturalnej w Budapeszcie. W maju statua pojedzie do Luksemburga.
Tekst ze strony http://www.diamentowadroga.pl/dd43/tara_zenska_energia_oswiecenia
Tara żeńska energia oświecenia
EDUARDO HERRERA
_________
Żeńskość w buddyzmie reprezentuje prawdziwą naturę umysłu, jej otwartość wraz ze wszystkimi zawartymi w niej możliwościami, w terminologii mahajany nazywamy dharmakają. Z kolei męskość symbolizuje rupakaję – naturę umysłu wyrażającą się jako formę. Oba te stany są dwoma aspektami przebudzonego umysłu, którego nasiona obecne są we wszystkich istotach, i który znany jest jako niedualna natura rzeczy.
Według najwyższych nauk Buddy, badając jakiekolwiek zjawisko, znajdziemy w nim przestrzeń w znaczeniu otwartości i możliwości, która sama w sobie jest czymś żeńskim. Jednocześnie jednak odnajdziemy w nim promieniującą przejrzystość, która umożliwia tej przestrzeni wyrażać się w nieograniczony sposób. Owa przejrzystość jest męskością. W swojej zewnętrznej postaci kobieta jest płodną przestrzenią, która daje pole dla wyrazu przebudzonej aktywności. Nawet najbardziej podstawowe nauki Buddy, których celem jest osiągnięcie stanu arhata, czyli wyzwolenia, są zgodne co do tego, że także kobiety mogą ten stan osiągnąć. Przykładowo Mahapradżati Gautami, ciotka i macocha Buddy, została wyświęcona na pierwszą mniszkę (bhikszuni) w tradycji buddyjskiej i osiągnęła stan wyzwolenia. Znany tekst „Therigathas”, napisany przez mniszki tradycji therawady, również głosi, że rozwój aż do osiągnięcia stanu buddy jest możliwy także w ciele kobiety.
Choć w historii buddyzmu mężczyźni zawsze pełnili przewodnie role, należy podkreślić, że pełne oświecenie w ostateczny sposób nie jest ani męskie, ani żeńskie. Zresztą im wyższe są nauki buddyjskie, tym ważniejszą rolę pełni w nich kobieta. Samo imię Tara ma dwa znaczenia. Pierwsze to „Wyzwolicielka”, a drugie, mniej znane to „Gwiazda Przewodnia”. W języku tybetańskim Tarę nazywamy Dzietsunma Pagma Drolma. „Dzie“ można przetłumaczyć jako „godna pochwały” albo „wzniosła”, ponieważ jest najlepszym schronieniem w uwarunkowanym świecie, także po osiągnięciu wyzwolenia. Następna sylaba, „tsun“ oznacza „czcigodna” i wskazuje na to, że cała aktywność i wszystkie działania Tary są całkowicie pozbawione błędów. „Ma“ to cząstka, której obecność podkreśla, że Wyzwolicielka jest kobietą. „Pagma“ jest odpowiednikiem sanskryckiego „arya“ i oznacza „wyższa, szlachetna”, przy czym „ma“ wyraża, że jest ona matką wszystkich buddów. Rozumieć można to tak: najgłębszą naturą umysłu jest dharmadhatu, istota samej rzeczywistości, a wszyscy buddowie „powstają” z tego wglądu. Tybetańskie słowo „Drolma“ ma to samo znaczenie, co sanskryckie imię Tara, czyli „Wyzwolicielka” z uwarunkowanego świata. W tym sensie Tara działa na dwa sposoby. Na poziomie relatywnym spełnia ona najbardziej podstawowe potrzeby istot. Ta żeńska aktywność zawsze przychodzi z szybką pomocą w osobistych problemach takich, jak choroba, niepłodność, zagrożenie czy konflikt. Z tego powodu nazywamy ją także njurma, czyli „prędka”. Na najwyższym poziomie z kolei Tara jest jidamem, czyli aspektem buddy, na który medytujemy, co prowadzi nas do wyzwolenia i oświecenia.
Pochodzenie Wyzwolicielki można przedstawić na dwa sposoby. Po pierwsze tak, jak zostało to wyjaśnione w buddyjskich tekstach, po drugie z historycznego i kulturowego punktu widzenia. W tekstach źródłowych buddyzmu i według ustnego przekazu podaje się różne wersje historii o pochodzeniu Tary. Taranatha, w kronice „Złota mala” (tyb. Serdzi Trengła), jak również Bokar Tulku w swoich wyjaśnieniach na temat Tary, wspominają, że wiele eonów temu Wyzwolicielka była księżniczką o imieniu Księżyc Mądrości. Była uczennicą Buddy Dundubhisvary, którego imię oznacza „Światło z wielu światów” lub też „Wielokolorowe światło”. Gdy Tara złożyła ślubowanie bodhisattwy, pewien mnich poradził jej, aby przyjęła w przyszłych żywotach męskie ciało, aby w ten sposób osiągnąć oświecenie. A ona odpowiedziała mu na to, że przebudzony umysł nie ma płci i że ten jednostronny punkt widzenia wypływa z niewłaściwego zrozumienia zjawisk. Dodała jeszcze: „Wielu chciałoby osiągnąć oświecenie w ciele mężczyzny, ale nikt nie działa dla pożytku innych w ciele kobiety. Dlatego będę aż do końca uwarunkowanej egzystencji pracować dla dobra istot jako kobieta”. Dzięki swojej praktyce księżniczka Księżyc Mądrości osiągnęła właściwości „wyzwolicielki istot”, prowadząc miliony z nich do wyzwolenia. Z tej właśnie przyczyny nazywamy ją Tarą, czyli Wyzwolicielką. Także jej rdzenny nauczyciel, Budda Dundubhisvara, oznajmił: „Ponieważ przejawiasz takie właściwości, staniesz się znana jako Tara“. Za czasów Buddy o imieniu Rozległy, Wyzwolicielka była bodhisattwą. Spotkała wówczas Buddę Amogasiddhi i przyrzekła mu chronić wszystkie istoty przed niebezpieczeństwem i lękiem. Ponieważ złożyła takie przyrzeczenie, urzeczywistniła kolejną właściwość, która sprawiła, że stała się znana jako „niszczycielka przeszkód i demonów”. Pokonała w ten sposób miliony ograniczeń i demonów, otrzymując imiona takie, jak Strażniczka, Szybka Pani oraz Bohaterka.
Dziewięćdziesiąt pięć eonów później pewien praktykujący otrzymał przekaz mądrości wszystkich buddów dziesięciu kierunków i osiągnął stan buddy. Zamanifestował się wówczas jako Kochające Oczy, a Wyzwolicielka wyszła z jego ośrodka serca. Wiele kalp później Tara dawała grupie zaawansowanych medytujących nauki na temat „niezmiennego wysiłku”. W innej epoce o nazwie „Asangka” osiągnęła ona pełne oświecenie i została uznana za Matkę Wszystkich Buddów, w związku z czym często porównywana jest z Pradżniaparamitą (tyb. Jum Czienmo). Według innych wersji tego opowiadania, po tym, jak Kochające Oczy zobaczył, że niezliczone istoty ponownie odrodziły się w niższych światach, po jego twarzy spłynęły dwie łzy. W ten sposób z lewego oka powstała Zielona Tara (skt. Vasja Tara, tyb. Droldziang) a z prawego Biała Wyzwolicielka (skt. Sita Tara, tyb. Drolkar). Obie złożyły przyrzeczenie w obecności Kochających Oczu, że będą działać tak, aby wyzwolić wszystkie istoty. Inna z kolei wersja podawana jest w książce Mirandy Shaw. Według tej autorki Tara powstała z niebieskiego promienia, który wyemanował Budda Nieograniczonego Światła w chwili, gdy złożył obietnicę przynoszenia pożytku wszystkim istotom. Taranatha opisuje, że jego własny nauczyciel, Hindus Buddhaguptanatha, przekazał mu pewną historię o pochodzeniu Wyzwolicielki, wywodzącą się z ustnych przekazów. Według tego podania Tara zamanifestowała się w naszych czasach, kiedy to Budda Siakjamuni medytował pod drzewem bodhi i nieustannie nachodziła go sfora demonów. Wyzwolicielka pokonała negatywne moce za pomocą „ośmiorakiego grzmiącego śmiechu”. Zgodnie z tradycyjnymi naukami buddyzmu, Tantra Tary jest częścią wskazówek, jakich sam Budda Siakjamuni udzielił na prośbę Koniogłowego Buddy (skt. Hajagriwa, tyb. Tamdrin). Zostały one później ukryte przez Diament w Dłoni (skt. Wadżrapani, tyb. Czianno Dordże), znanego także w kontekście tajemnej mantrajany jako Pan Tajemnic. Nauki te pozostały w ukryciu aż do I wieku n.e., czyli czasów pierwszego Zjazdu Sangi. Według tybetańskich tekstów historycznych, wielu indyjskich władców wraz z poddanymi osiągnęło urzeczywistnienie właśnie dzięki tej tantrze. Badania archeologiczne i piśmiennictwo źródłowe podają, że na uniwersytecie Nalanda, założonym w V wieku n.e., napotkać można płaskorzeźby przedstawiające postać kobiety, bardzo przypominającą Wyzwolicielkę. Począwszy od VI w. n.e. forma Tary pojawia się już jednoznacznie na kamiennych reliefach, odnalezionych w jaskiniach Aurangabadu, Adżanty i Kanheri na terenie Dekanu w południowych Indiach. Z początku Tara przedstawiana była jako towarzyszka Kochających Oczu i księżniczki Bhirkuti, lecz później już samodzielnie. Według Philippe Cornu, praktyka Tary była bardzo rozpowszechniona w Indiach, na Jawie i w Kambodży. Jej popularyzacja wśród Tybetańczyków rozpoczęła się dopiero w XI w. za sprawą Dipankary Atiszy Śri Dżniany podczas drugiej fali przeniesienia buddyzmu w Himalaje.
Buddyjska literatura mówi o Wyzwolicielce nie tylko w ogólnych tekstach kanonicznych (kandziur), ale także w zbiorze komentarzy do nich (tendziur). W sutrach, na przykład „Sutrze Mahawajroczana”, Wyzwolicielka wymieniana jest jako wypromieniowanie Kochających Oczu. Wspomina się o niej także w tekście należącym do najwyższych tantr o nazwie „Arja Tara Kurukulle Kalpa”, jednak tylko we własnej tantrze pojawia się ona jako postać centralna. Tekst ten nosi nazwę „Tantra źródłowa dla wszystkich rytuałów Wyzwolicielki, Matki Wszystkich Buddów”. W tekście tym zawarte są wyjaśnienia do rytuałów związanych z Tarą, należących do wszystkich poziomów tantr. Nieprzewyższone tantry jogi (skt. Anuttarajogatantra, tyb. Lame dziu) dzielą się na tantry matczyne, ojcowskie i niedualne. Praktyka Wyzwolicielki należy do tantr matczynych, w których szczególnie podkreślana jest mądrość. W tantrze Czatupitha i w cyklu „Łagodnych i ochraniających buddów bardo”, ten żeński aspekt pojawia się w formie Tary Związków (Samajatara, Damtsig Drolma) jako partnerka buddy Amogasiddhi, któremu przyporządkowana jest północ. W ten sposób Tara znana jest także jako ta, która wyraża aktywność buddów. W swojej esencji jej aktywność jest pradżnią, niedualną mądrością, choć w swoim wyrazie jest upają, czyli zręcznymi środkami. Wyzwolicielka nieprzerwanie działa, by uwolnić wszystkie istoty z uwarunkowanego świata.
Ogólnie można powiedzieć, że Tara ma niezliczone emanacje. Tekst rdzenny mówi o tym, że może się ona manifestować nawet poprzez nieożywione substancje takie, jak woda, lekarstwo czy pożywienie. Jej formy w kolorze białym wyrażają aktywność uspokajającą. Biała Wyzwolicielka niesie ulgę w przypadku choroby i strzeże od przedwczesnej śmierci. Złoto-żółte postaci Tary są wyrazem pomnażającej i ciągle rozprzestrzeniającej się aktywności pomnażania dobrych wrażeń. Z kolei jej czerwone formy skupiają się na aktywności przyciągania i fascynowania. Wreszcie czarne Wyzwolicielki specjalizują się w ochranianiu. Mówi się, że Zielona Tara uosabia wszystkie te rodzaje oświeconego działania i otaczana jest szczególnym szacunkiem jako ta, która zwalcza lęki. Jak już wspominaliśmy, Tara uzyskała zdolność niszczenia demonów i przeszkód, będąc jeszcze bodhisattwą. W niektórych fragmentach Tendziuru Wyzwolicielka wysławiana jest przez Atiszę za umiejętność przeciwdziałania ośmiu głównym rodzajom lęków. Poza tym Nagardżuna, Surjagupta, Czandragomin i inni napisali teksty, których głównym tematem jest Tara i jej aktywność ochraniająca. I tak, uczony o nazwisku Sengupta miał wizję Wyzwolicielki, która przebywała w piekłach Ellora, chroniąc istoty przed wspomnianymi wyżej ośmioma rodzajami strachu. Nauki linii przekazu praktyk medytacyjnych głoszą, że owe lęki i przeszkody dotyczą nie tylko zewnętrznych sytuacji, ale także stanów emocjonalnych i psychicznych. W ten sposób, Wyzwolicielka ochrania przed:
- atakiem lwa (czyli dumą i arogancją)
- atakiem słonia (niewiedza i brak świadomości)
- ogniem (gniew)
- jadowitymi ukąszeniami węża (zazdrość i zawiść)
- atakiem rabusia fałszywych poglądów
- więzieniem chciwości i skąpstwa
- potopem pożądania i przywiązania
- demonem zwątpienia
Taranatha i inni wielcy mistrzowie twierdzą, że Tara działa także w sytuacjach bezpośredniego zagrożenia. Ponadto David Templeman w swoim tłumaczeniu „Złotej mali” Taranathy mówi o 16 rodzajach lęków i niebezpieczeństw, przed którymi strzeże Wyzwolicielka:
- wrogowie,
- lwy,
- słonie,
- ogień,
- jadowite węże,
- złoczyńcy,
- więzienie,
- potop,
- ludożercy,
- trąd,
- wojska Indry,
- bieda,
- utrata rodziny,
- prześladowania ze strony władzy,
- strzały wadżry,
- bankructwo.
21 Wyzwolicielek
Śpiewane przywołanie i pochwała 21 Tar pojawia się w tantrycznym tekście rdzennym i tworzy rdzeń praktyk wszystkich szkół buddyzmu tybetańskiego. Uważa się przy tym, że rytuał ten jest wręcz samodzielną tantrą. Składa się on z 21 wersów, poprzez które wychwalamy rozmaite formy Wyzwolicielki, wyrażające różne aktywności. Są to działania mające na celu spełnienie życzeń, ochronę, ale także usunięcie przeszkód i złagodzenie szkodliwych wpływów. Lobpyn Tseczu Rinpocze mawiał często, że Zielona Tara – uosobienie 21 Wyzwolicielek – spełnia te wszystkie działania tak, by wszystkie istoty mogły bez ograniczeń praktykować nauki Buddy aż do oświecenia po tym, gdy tylko spełnione zostaną ich życzenia i usunięte będzie cierpienie. Istnieją trzy różne tradycje, według których wykonuje się przywołanie Wyzwolicielki. Każda jest częścią innego przekazu i z tego powodu różne są nie tylko imiona tych żeńskich buddów, ułożenie ciała i atrybuty, ale też często pojawiają się w nich po prostu całkiem inne aspekty Tary. Pierw≠sza tra≠dy≠cja pochodzi od Suryagupty i jest najstarszą według przekazów. Mamy tutaj do czynienia nie tylko z różnymi kolorami i pozami, jakie przybierają Wyzwolicielki, lecz także z różną ilością głów, ramion i ozdób. Dru≠ga tra≠dy≠cja została ugruntowana przez Atisię i Nagardżunę. Jest to najbardziej znany i zarazem najpopularniejszy przekaz. Tutaj 21 Wyzwolicielek przybiera identyczną pozycję i różnią się one jedynie kolorem, rodzajem otaczającego je światła oraz w niektórych przypadkach pełną mocy, ochronną formą wyrazu. Trze≠cia tra≠dy≠cja jest praktykowana w szkole Ningma, pochodzi ze starego przekazu tantr oraz z ukrytych nauk (tyb. terma), odnalezionych przez mistrzów takich, jak Dzigme Lingpa czy Czogjur Lingpa. Według tego przekazu wszystkie Wyzwolicielki mają jedną twarz i dwoje ramion. Niektóre z nich są łagodne, inne znowu pełne mocy. W niebieskim lotosie, który trzymają w lewej dłoni znajdują się różnorakie przedmioty: wazy, phurby, dordże, miecze, itd. W przywołaniu odnalezionym przez Czogjura Lingpę jest z kolei tylko jedna Tara, która dzierży w dłoniach rytualny sztylet (tyb. purba, skt. Kilaja).
Taranatha podaje, że wielki mahasiddha Tilopa, zanim osiągnął oświecenie, przebywał we wschodnich Indiach i przechodząc kiedyś obok posągu Buddy, nagle zobaczył światło i usłyszał muzykę, dochodzące spod podstawy rzeźby. Zaczął więc w tym miejscu kopać i odnalazł tekst tantry Tary. Nie znał jednak nikogo, kto udzieliłby mu inicjacji tak, by mógł zacząć praktykować. Jakiś czas później w Oddijanie Tilopa spotkał młodą kobietę o błękitno-zielonej karnacji, która posiadała wszystkie znaki dakini. Tilopa poprosił ją o przekaz mocy do odnalezionej przez siebie tantry, a wówczas ona zamanifestowała się jako Wyzwolicielka. W ten sposób otrzymał od niej inicjację i przekaz mocy. Następnie Tilopa nauczał tej tantry Naropę, a ten przekazał ja z kolei Dombipie, Szantigupcie, Dżnianamitrze, Atiszy i samemu Taranathcie.
Opis Wyzwolicielki i jej mantry
Zielona Tara jest uosobieniem aktywności wszystkich Tar. Lobpyn Tseczu Rinpocze radził, żeby medytować na nią zawsze z formą Buddy Nieograniczonego Światła nad jej głową, ze względu na bliski związek Wyzwolicielki z rodziną lotosu, choć można też wyobrażać ją sobie w towarzystwie buddy Amogasiddhi. Tara wygląda jak szesnastoletnia dziewczyna o szmaragdowozielonej skórze. Jest łagodna i uśmiechnięta, jej czarne włosy spięte są na czubku głowy. Jest poza tym przystrojona trzynastoma klejnotami stanu radości (sambogakaja) w postaci pięciu jedwabnych szali i ośmiu klejnotów. Symbolizują one oświecone właściwości i aktywności. Jej prawa dłoń wyciągnięta jest nad prawym kolanem w geście szczodrości – Wyzwolicielka przynosi istotom pożytek na poziomie uwarunkowanym i absolutnym. Lewa dłoń Tary ułożona jest w geście Trzech Klejnotów: palec serdeczny i kciuk są złączone, a trzy pozostałe palce wyciągnięte. Lobpyn Tseczu Rinpocze wyjaśniał, że jest to znak ochrony, który umożliwia Tarze osłanianie wszystkich istot przed każdą postacią lęku i niebezpieczeństwa. W dłoni trzyma także szczególny rodzaj kwiatu lotosu, nazywany utpalą. Mówi się o nim, że zakwita on tylko wtedy, gdy ktoś osiąga oświecenie. Jest to nawiązanie do nauk, które mówią o tym, iż praktykowanie na Wyzwolicielkę w zupełności wystarcza, by osiągnąć najwyższe urzeczywistnienie. Mantra Zielonej Tary składa się z dziesięciu sylab: OM TARE TUTTARE TURE SO HA. Według Lamy Thubtena Jeszie, sylaba OM symbolizuje w tym przypadku przebudzone ciało, mowę i umysł, TARE TUTTARE oznacza esencję Czterech Podstawowych Prawd, przy czym TARE wskazuje na wyzwolenie z uwarunkowanego świata, a TUTTARE unicestwia osiem rodzajów lęku; TURE jest związane z uwolnieniem od fizycznych i psychicznych chorób, a SO HA kończy mantrę i podobnie jak HUNG w innych mantrach, odnosi się do urzeczywistnienia ścieżki. Sylaba nasienna Wyzwolicielki, TAM, jest zazwyczaj rozumiana jako wyraz ponadczasowej natury obecnej we wszystkich istotach. Im wyższa jest nauka Buddy, tym głębsze jest w niej znaczenie Tary. Na poziomie mahajany nazywamy ją Pradżniaparamitą, Matka Wszystkich Buddów. W najwyższych tantrach nazywamy ją Czerwoną Mądrością, Kurukulle i Ekadżati. Wyzwolicielkę określa się także jako wyraz najgłębszego zrozumienia Wielkiej Pieczęci i Wielkiej Doskonałości. Khenczien Palden Szierab Rinpocze tak na przykład wyjaśnia tajemne i ostateczne znaczenie Tary Tsugtor Namdzialmy, czyli Zwycięskiej Wyzwolicielki: na poziomie tajemnym jest ona czterema rodzajami błogości fazy spełniającej (tyb. dzogrim), zaś na ostatecznym poziomie stanem prawdy (dharmakaja), „tronem mahamudry” lub też samopowstałą rigpą w Atijodze.
Kto cię chwali, chwali wszystkich buddów. Matko, rodzicielko wszystkich buddów trzech czasów, twoje ciało jest ciałem wszystkich buddów i bodhisattwów. Wspaniała Wyzwolicielko, posiadasz cały ogrom właściwości. Chwalę cię – tę, która przejawia się w formie kobiety. Chwalę cię, Kurukulle. Chwalę cię, Pandaravasini. OM TARE TUTTARE TURE SO HA.
Pochwała Wyzwolicielki pod tytułem „Król hymnów, spełniający wszystkie życzenia”, której autorstwo przypisane jest Matrczecie.
Taro, masz piękne spojrzenie i bije od ciebie światło. Wyrażasz promienność światła gwiazdy. Jesteś przepełniona współczuciem dla wszystkich istot. Ty jesteś Wyzwolicielką. Spójrz na nas i zobacz wszystkie istoty jako twe własne dzieci. Twoje ciało jest szmaragdowo zielone. Promieniujesz światłem, jesteś niezwyciężona. Gdy tylko pomyślę twoje imię, pojawiasz się, by wyzwolić mnie od lęku. Matko, Wyzwolicielko i Strażniczko, usuwasz każdą przeszkodę.
Ze 108 pochwał Tary