Lama Khuukhen Khutagh
now browsing by tag
Hongor – buddyjski klasztor na stepie
Hongor buddyjski klasztor na środku stepu 31 lipca 2015
Do Hongor jechaliśmy wśród kwitnącego stepu, kwitnącego tak intensywnie, że całe jego przestrzenie pokryte były bielą. Niebo zlewało się z ziemią, która na ten moment stała się biała. Wszystko znów tańczyło niosąc radość i przestrzeń. Do tego przestrzeń pachniała białymi kwiatami lekko czosnkowo, taki rodzaj szczypiorku , gdzieniegdzie jurty i stada. Znów Mongolia przestrzeni……
Na nocleg zatrzymaliśmy się na stepie opodal wioski Sum Heh Burb powitani przez sympatyczne dziewczyny z Adaacaru, które wracały z wycieczki po wsi jak to nazwały – „były na coutry mantry”, poczęstowały nas kumysem i z radością pojechały do miasta, a my znaleźliśmy nocleg na wzgórzu nad wioską na kwitnącym stepie oświetlani pełnią księżyca.
Otworzyliśmy się na uwolnienie emocji z dzisiejszego dnia, poddaliśmy medytacji, zasypiając rozkoszując księżycem w pełni. A w nocy ok. 2 godziny obudziły nas potężne grzmoty. Rozpostarta na pół nieba burza rozbudowała się w przestrzeni o średnicy co najmniej 100 km. Szybka decyzja i przestawiliśmy autko kilkaset metrów niżej, za stojący tu domek gazaru (baru) osłaniając się od wiatru i zacinającego ulewnego deszczu.
Burza przeszła na szczęście bokiem, pokazując nam kolejny raz, że mamy mniej ciemności w sobie niż myślimy.
Pozwalam widzieć siebie prawdziwą ze swoimi pozytywnymi i negatywnymi rzeczami.
Wiatr z potężną siłą rozdzielał chmury nad nami.
Rano ruszyliśmy w kierunku Hongor – pozostało nam ok. 15 km.
Wiało i padało. Gdy dojeżdżaliśmy do celu rozbłysło słońce, a na niebie pojawiła się nieśmiało tęcza.
Na miejscu powitał nas klasztor buddyjski z 2 datzanami i jednym mnichem, który ochoczo pokazał nam to miejsce (koordynaty N46.043197 E105.679330).
Miejsce, które nas zaprosiło – po co?
Co Lama prowadząc nas przez drogę naszych emocji chciał nam pokazać? Dlaczego Lama chciał „być pochowany” tutaj?
Miejsce w środku stepu gdzie niebo zlewa się z ziemią, chmury dotykają ziemi, gdzieniegdzie pasące się zwierzęta. Przestrzeń, przestrzeń świata stworzonego przez Boga, miejsce poza czasem i przestrzenią. Słychać tylko odgłosy przyrody. Człowiek stapia się z przyrodą w jednym boskim dziele. Będąc jej częścią. Zatopienie w spokoju powoduje, że coraz lepiej i bardziej można zobaczyć siebie, poluzować nowe napięcia rozpłynąć w przestrzeni boskiej energii.
A buddyjskie datzany …… tutaj wszystko jest poukładane, wszystko ma swoje miejsce i porządek, nie ma miejsca na żadną innowację. W tych miejscach nie ma przestrzeni, przestrzeń musi być w medytującym.
Puściliśmy muzykę Hathorów niedawno otrzymaną:
link https://m.box.com/shared_item/https%3A%2F%2Ftomkenyon.box.com%2Fs%2Fvvxo2gpr8vasl087q0sodttjwljo1czr
A tutaj linku do tekstu jak z nią pracować
https://krystal28.wordpress.com/2015/07/20/piata-perspektywa-wychodzenie-poza-czas-i-przestrzen/
i patrząc na przestrzeń dookoła rozpłynęliśmy się w przestrzeni.
Pozwalam sobie wyjść poza religie – zabrzęczało w mojej głowie
Przestrzeń i radość – brzęczało dalej, to najprostsza droga do szczęścia
Obserwuj świat zmysłami, ale nie bądź przywiązana do tych obserwacji.
Rozświetlaj siebie i tylko siebie, nie trać czasu na zmaganie się z innymi,pozwól im być takimi jak chcą , możesz im coś radzić, ale nie rób nic za innych, w ten sposób pozbywasz się tylko swojej energii.
Rozświetlając siebie – rozświetlasz świat i tworzysz go pięknym i radosnym
Często mając zdolność odczytywania intencji innych, chciałam spełniać ich życzenia. A to, że ktoś chce – to nie koniecznie jest otwarty na działanie w tym kierunku – na zmiany. Chce to pierwszy krok, ale można na nim pozostać, dalej trzeba otworzyć się na działanie, – na zmiany, pozwolić na realizację intencji.
Uwalniam się od oporowania moich intencji
Pozwalam sobie być otwarta na bezpieczne i spokojne realizowanie moich intencji.
Nie bój się wyjść z tłumu i świecić bardziej niż inni, rozświetlając świat tracisz swoją energię i słabo świecisz. Gdy rozświetlasz siebie masz możliwość świecenia mocno, nie bój się, że dla innych będzie to za mocno.
Będziesz pionierem. Nie zachwycasz się tymi co zmagali się z ratowaniem świata, ale tymi co świecą światłem rozświetlając świat miłością i radością
Pozwól sobie iść w tym kierunku i ku tym osobom, które najbardziej Cię pociągają, świeć jak najmocniej możesz.
Uwalniam się od przymusu ratowania świata
Pozwalam sobie skupić na swoim świetle i go wzmacniać, świecić mocno bez lęku i kompleksów
Dziękujemy Lamie za zaproszenie tutaj, za ten czas, te lekcje, za przesłanie aby tworzyć własną drogę światła.
Dziękujemy Lama Khuukhen Khutagh za zaproszenie na stypę, gdzie pokazał nam swojego radosnego robiącego wszystko na 100% ucznia, a potem w podróż do swojego światła.
Niech Twoja dusza z odwagą podąży w nirwanę, odwagi na nową drogę życia tam gdzie wybrałeś.
My pojedziemy dalej napełniać się przestrzenią i światłem
Cudne skałki z niesamowitą lekcją w drodze do Hongor
The Mountain of Baga gazariin Chuluu W drodze do Hongor 30-31 lipca 2015
Zgodnie z obietnicą, że „jak dziś dostaniemy landrynkę to pojedziemy do Hongor na uroczystości po śmierci Lamy” – o godz. 22 ruszyliśmy w kierunku Adaacar. Dzień był dziś bardzo intensywny, więc chęci przerosły możliwości i ok. 100 km od Ułan Bator o 2 w nocy zasnęliśmy słodko przy pustej drodze.
Rano ruszyliśmy dalej podążając najpierw asfaltem do Delgersogt , a potem już szutrówką – czasami – zanikającą w kierunku miasteczka Adacar.
Jechaliśmy często pasterskimi ścieżkami po prostu na kierunek poddając się temu co jest. Nagle koło nas pojawiły się piękne kamieniste góry, które wyrosły ze stepu. Jakaś bajka, czuliśmy się jak odkrywcy, doświadczający jako pierwsi takich miejsc.
Zaprosiło nas do siebie miejsce kultu z jaskinią, gdzie ludzie poukładali kopczyki w swoich intencjach. Kto tu był, po co. Szukał, medytacji, czy schronienia…. Ile w tym prawdy, a ile legendy….???
Czy ma to jakieś znaczenie……????
Ważne jest to, że duch tego miejsca nas przyjmuje, jest nam łaskawy, ma dla nas przekaz lub może prosi o coś dla siebie. Reszta to kwestia tylko dla naszego umysłu.
Poddaliśmy się kontemplacji miejsca, ciesząc razem z nim. Jedna z kóz stała nieruchomo na skale wyglądając jak pomnik.
Przypominając nam o naszej witalnej sile, aby ją aktywować, uwolnić, ze wszystkiego co blokuje, przestać być kozłem ofiarnym, a zacząć żyć.
Aby czasem najpierw się zastanowić, a potem działać.
Zrobiliśmy tury (kopczyki z kamieni w tej intencji) poddając się kontemplacji.
Sama droga tutaj to rodzaj pielgrzymki, zaprosił nas tutaj „radosny lama” – jak go nazwaliśmy. A to pielgrzymka w intencji uwalniania naszej siły.
Skały opowiadały swoją historię. Byliśmy sami, jakby w miejscu dostępnym dla nielicznych. Przyroda otwarta, radosna na spotkanie. Jakie było nasze zdziwienie, gdy nagle pojawiły się 3 samochody z turystami.
Największe zamieszanie energetyczne zrobił Ułaz z jego kierowcą i turystami z Francji, zrobiło się wielkie napięcie.
Wcześniej ustawialiśmy napięcie w mojej brodzie, okazało się, że siła kojarzyła mi się z napięciem ciała.
Siła tkwi w tańczeniu razem z wiatrem będąc zakorzenionym w ziemi i w niebie.
Odpuszczam napięcie w ciele jako symbol siły, uwalniam się od przekonania, że napięcie ciała kojarzy się z siłą
Pozwalam sobie mieć elastyczne, wiotkie, gibkie ciało, małe, delikatne, tańczące z wiatrem, bardzo silne od zakorzenienia w niebie i ziemi
Ułaz z jego pasażerami miał w sobie jakiś niszczący potencjał, ocenę, wykpiwanie, nadęcie ………
Uwalniam się od oceny, wykpiwania, nadęcia, destrukcji świata zewnętrznego
Pozwalam sobie patrzyć na ludzi z miłością
Przechodziliśmy szybko transformację, otwierały się kolejne przestrzenie nas samych, kolejne części zablokowanej gdzieś siły.
– Ciekawe jak się to miejsce nazywa – zadałam pytanie w przestrzeń.
Opodal zauważamy kampy-obozy jurtowe dla turystów i szamańskie kopczyki-duszki. Mamy ochotę zostać tutaj na noc.
– Choć pojedziemy do tej niebieskiej budki, bo mnie przyciąga – powiedziałam do Bartka.
Okazało się, że niebieska budka to toaleta dla turystów. A obok ….. ławeczki, samochody i strażnik, który rzucił się na nas żądając 3000 (6 zł) od osoby za przebywanie . Energia miejsca nas totalnie odrzuciła, pogrodzona (co prawda małym płotkiem) atrakcja turystyczna, czyli wejście na najwyższą górę masywu The Mountain of Baga gazariin Chuluu. Rozkrzyczani turyści z kilku samochodów. Wyjeżdżamy….. jednak strażnik kładzie się na masce i żąda pieniędzy, przy tym nie zna ani słowa po angielsku.
Podchodzi chłopak z Ułaza i chce pomóc tłumaczyć, zaskoczony, że nie chcemy tak po prostu zapłacić. Chcemy wiedzieć za co? Mamy płacić za park – czy jesteśmy minutę czy dzień, nawet jak nie przeszliśmy za magiczną bramkę – musimy płacić.
Zapłaciliśmy i natychmiast opuściliśmy to miejsce. Energia jest tak napięta, że dla odcięcia się od niej splunęłam za okno.
Oczywiście sytuacja – kiedy mi idą emocję – powoduje reprymendę i próbę uspokojenia mnie ze strony Bartka.
Takie uspakajanie moich emocji, emocjami Bartka powoduje, że sytuacja, że aby rozładować się, nakręca się jeszcze bardziej między nami, mimo że na początku nie dotyczyła relacji między nami. Wtrącanie Bartka zamiast wsparcia powoduje konflikt.
Ten temat powraca dość często
Pozwalam sobie okazywać emocje, nawet przy ludziach którzy ich nie akceptują. Pozwalam sobie nie wchodzić w ich emocje nie akceptacji.
Jednak teraz właściciel Ułaza zajechał nam drogę i zrobił karczemną awanturę za moje splunięcie (gdyż myślał, że na niego), łącznie ze straszeniem rozbicia auta i zabicia nas.
Szybko odbiłam mu jego energię.
Zdałam sobie sprawę ile energii tracę na emocje innych, zamiast im je odbijać robię sobie krzywdę transformując je za nich. Bo przecież emocje tych złych życzeń nie pojawiły się nagle u osoby spokojnej. Tylko teraz emocje znalazły ujście.
Uwalniam się od potrzeby wchodzenia w negatywne energie innych i ich transformację, rozładowanie, pozwalam ludziom doświadczać ich życia.
Przecież Bóg jest naszym lustrem i pozwala nam doświadczać tego co chcemy, o czym myślimy, nie transformuje za nas napięcia. Pozwala nam go doświadczać nawet jeżeli są to wojny.
Pozwalam ludziom doświadczać ich świata, ja kreuję swój i pozwalam sobie otaczać ludźmi, energiami mi przyjaznymi z którymi mogę bezpiecznie współistnieć.
Ziemia to miejsce gdzie jest wszystko i tylko od nas zależy co wybierzemy.
Uwalniam się od klątw innych ludzi, pozwalam im wrócić do właściciela, pozwalam sobie iść przez życie bezpiecznie prowadzona i chroniona przez istoty światła.
Bartek w tej sytuacji był na większych emocjach niż ja i swoim zwyczajem chciał uciekać z tego miejsca. Poszły emocje, energia zrobiła się syfiata.
Nie daje sobie prawa do swoich emocji, wypiera je i stara pokazać światu jako osoba totalnie bez emocji. Bo każda emocja to syf.
Uwalniam się od przekonania, że emocje są syfiate, pozwalam sobie zobaczyć je z miłością.
Za jakiś czas emocje opadły, i ustawiliśmy u mnie to spięcie. Okazało się, że nie akceptuję ciemnych ludzi i chcę ich na siłę rozjaśnić, bo przyszłam na ziemię rozjaśniać świat.
Tak przymus rozjaśniania świata, nic bardziej niszczącego dla jednostki, wielka życiowa misja, narzucona nie wiadomo przez kogo, aby w rezultacie osłabiać świat.
Akceptuję ludzi ciemności pozwalam im być być takimi jak wybierają, nic im nie narzucam
Patrząc na tę sytuację zaczęłam mieć wrażenie, że tak jak Bartek odrzuca i wypiera emocje – tak samo ja próbuję wypierać ciemność, a może bojąc się jej – chcę ją rozświetlić, aby mieć ją pod kontrolą.
Bo powiem szczerze, gdy ten chłopak rzucał na nas klątwy trochę się wystraszyłam, potem gdy późno wieczorem medytowałam, z ciała szczególnie z nóg zaczęły wychodzić lęki przed klątwami innych.
Klątwy, złe życzenia, uroki i inne negatywne sugestie innych nie mają na mnie żadnego wpływu – na żadnym poziomie świadomości, idę swoją drogą bez względu na to co myślą o tym inni
Uwalniam się od potrzeby rozświetlania kontrolowania ciemności, pozwalam jej być i ją poznawać.
Rozświetlam tylko i wyłącznie siebie i w mojej przestrzeni inni mogą się rozświetlać jeżeli tego chcą.
Moja podświadomość na uwolnienie się z misji życia polegającej na rozświetlaniu świata była bardzo smutna.
Pozwalam z radością rozświetlać siebie i przestrzenie wokół mnie bez ingerencji w świat, pozwalam mu być takim jakim jest.
Pożegnaliśmy piękne gościnne, i bardzo pouczające skałki i ruszyliśmy w kierunku Adaacar, aby potem skierować się w kierunku Sum heh Burb i Hongor (zaznaczony na rosyjskich mapach jako niezamieszkane domy).
Dziękujemy magicznym skałkom za coś co jest poza czasem i przestrzenią, a zaraz potem za cudowną lekcją, za miarę w swoją siłę.
Duch buddyjskiego lamy czuwa nad naprawą Landrynki
Radosna naprawa skrzyni biegów Ułan Bator 29-30 lipca 2015
700 km (z tego 150 w terenie) na dwójce, głównie po bardzo dobrym asfalcie – jak wszechświat czuwał nam nami, że spokojnie dojechaliśmy do Ułan Bator!
Najpierw skierowaliśmy się do oficjalnego serwisu Landrovera, znajdującego się praktycznie w centrum miasta. Chłopcy mówiący po angielsku i po rosyjsku, popatrzyli, pooglądali i stwierdzili, że naprawa skrzyni u nich kosztuje w standardzie 10000000 (2000 zł) plus części, których nie mają. Starszych nie mogą dawać (zresztą i tak ich nie mają), a na części trzeba czekać nawet dwa tygodnie.
Duchy jednak czuwały zsyłając nam Sindbada (Czinbat tel. 959 73 607), który świetnie znał polski (mieszkał w Polsce 10 lat, ma tam syna) i pracuje w firmie (w tym samym budynku) jako kierowca. Dziś miał praktycznie wolny dzień, gdyż są ograniczenia ruchu w Ułan Bator i w każdy dzień tygodnia nie mogą wyjeżdżać samochody z określoną końcówką rejestracji (chodzi o ograniczenie ruchu), a dziś prawie trafiło na jego samochód służbowy . Czyż nie cud???
Zaopiekował się nami jak rodziną, rozmawiając z chłopakami z serwisu tak jak jakby chciał naprawić swój samochód.
Po jakimś czasie okazało się, że jest mechanik od Landoverów w Ułan Bator, który dodatkowo ma 3 stare samochody na części. Więc powinni szybko nam naprawić (kontakt do brata mechanika który zna rosyjski , angielski – tel. 99112363).
Sindbad zaproponował, że może pojechać swoim autem tam z nami i dalej załatwiać sprawę – bo mechanik nie zna innych języków, zgodziliśmy się i na dwa samochody pojechaliśmy przez zatłoczony Ułan Bator, przyglądając się czasami śmiesznej jeździe tutejszych kierowców (za drobną opłatą 30000 – 60 zł).
Pomógł nam znaleźć serwis, który był jak na mongolskie warunki bardzo dobrze opisany – choć i tak mechanik musiał po nas wyjechać, porozmawiał z nim, okazało się, że zrobi remont skrzyni biegów za 500000 (1000 zł) plus ewentualne części.
Landrynka zgodziła się tutaj zostać.
Było ok. 15, mechanik powiedział, że zacznie rozkręcać skrzynię ok. 18 godziny, gdyż ma problem z żebrem i musi mieć pomocnika. Prosił abyśmy byli o tej godzinie, zobaczyć co jest ze skrzynią. Sam miał na podwórku trzy landrowery , więc części dostatek – co za ulga. Jak dobrze wszystko pójdzie jutro landrynka będzie zdrowa.
Wcześniej przez www.drive2.ru nawiązaliśmy kontakt z właścicielem starego defendera, który sam nie mógł polecić żadnego mechanika, ale sam przyjechał porozmawiał z mechanikiem – potłumaczył nam wszystko. Czuliśmy się naprawdę zaopiekowani i jesteśmy za to wdzięczni.
Dzielnica w której urzęduje mechanik oddalona jest 6-8 km od centrum miasta, dzięki temu spacerując mogliśmy przyjrzeć się nie turystycznej miejskiej Mongolii. W centrum dzielnicy stragany z warzywami (najtańsze w Mongolii – jabłka spadły do 8 zł/kg), nawet szyszki cedrowe, jurty z typowo mongolskim jedzeniem, czyli mięso, kumys, ser (bez dodatków), knajpki i datzan.
Spacerowaliśmy przyglądając się miastu, jak miasto – chyba wszędzie na świecie jest podobne.
Wracając już w stronę mechanika powiedziałam do Bartka:
– Chodź odwiedzimy datzan, pokręcimy młynkami za zdrowie landrynki.
I jak powiedziałam, tak też zrobiliśmy. Obok datzanu wielka jurta i sporo ludzi, zerkamy z ciekawością.
Mężczyzna zaprasza nas do środka mówiąc po rosyjsku, że to stypa po śmierci jego nauczyciela Lamy Khuukhen Khutagh. Mimo, że niewiele czasu zostało do 18, z radością wchodzimy do środka.
Stoły pięknie zastawione owocami, orzechami, sałatkami, na samym środku misternie ułożone sery. Zaraz dziewczyna przynosi nam kumys i jakieś mięsne danie i wcale się nie obraża,gdy mówimy, że nie jemy mięsa.
To dlatego jesteście szczupli – mówi z serdecznym uśmiechem zapraszający nas mężczyzna.
Niesamowite tak wstrzelić się w imprezę. Rozjaśnione uśmiechem oczy i twarz mnicha ze zdjęcia też robią na nas wrażenie.
Z radością częstujemy się owocami, orzeszkami, dawno nie widzianym arbuzem………..
Czujemy, że lama nas tutaj zaprosił, dlatego dopytujemy o uroczystości pogrzebowe.
– Już dziś pojechało 60 jeepów do Hongor – koło Adacaar (gdzie urodził się Lama), a ja z mnichami lecę jutro śmigłowcem – informuje nasz rozmówca.
– O jak dziś będzie nasze autko to też pojedziemy na uroczystości Lamy do Hongor – powiedziałam spontanicznie.
Gdy już troszkę po 18-tej leniwie się zbieramy, informuje że pójdzie z nami do mechanika pooglądać nasz samochód, przyjrzeć się naprawie, potłumaczyć na rosyjski.
Jak się okazało nie poszliśmy, a pojechaliśmy terenowym lexusem razem z jego prywatnym kierowcą do naszego mechanika.
Skrzynia była jeszcze wymontowana, ale okazało się że problemem jest drobiazg (element obejmujący lewarek skrzyni biegów na wejściu do wnętrza skrzyni). Część mechanik już wymienił i za jakieś 3 godziny po włożeniu skrzyni landrynka będzie jeździła.
– No to jedziemy na pogrzeb Lamy – zakrzyknęliśmy
– Nie zdarzycie – jeepy dziś pojechały – to daleko i trudna droga przez teren – 240 km – w nocy jechać niebezpiecznie, a uroczystość jutro rano – odpowiedział nasz znajomy.
– Zdarzymy, czy nie zdarzymy, ale jedziemy – powiedziałam z radością, jakaś niewidzialna siła ciągnęła nas w tę stronę, a może czuliśmy zaproszenie od Lamy – coś wyraźnie chciał nam pokazać…
Nasz znajomy biegał koło landrynki jakby to był jego samochód, przyglądając się oczami dobrego szefa własnym pracującym mechanikom, patrząc jak chodzą koło samochodu, sprawdzają oleje itp.
– Dobrze trafiliście, to świetni mechanicy – powiedział z radością.
Był na 100% z radością – w tym co się działo.
Pozwalam sobie działać 100% z radością i pełnym zaangażowaniem
To pierwsze przesłanie lamy dla nas.
Takie cuda dzisiejszego dnia, to trzecia osoba, która pomaga nam i interesuje się nami, dogląda mechanika i jego działania przy naprawie. To pewnie jest motywujące na i tak dobrego szpeca od Landroverów.
Teraz już wiemy kto za tym wszystkim stoi ……..
Zresztą zaraz potem trafiła mi się niesamowita „przygoda” (niestety w negatywnym dla nas wybrzmieniu tego słowa)
Poszłam sikać za samochody stojące na podwórku, i gdy wracałam nagle słyszę ostry krzyk kierowcy naszego znajomego mężczyzny, równocześnie czując psa przy nodze.
Pies mechanika urwał się w tej sekundzie z łańcucha i leciał na mnie – chcąc mnie zaatakować (zjeść – jak to powiedziałam zaraz po wydarzeniu, wielki na metr pies pilnujący dobytku, myślał że coś kradnę), w ostatniej chwili kierowca uchronił mnie przed atakiem.
Kolejna lekcja lamy….???
Świat nad Tobą czuwa…
Ja zawsze bałam się psów, i ten był uwiązany na łańcuchu – pozornie bezpieczny, a jednak urwał się, wszechświat czuwał nade mną i dzięki kierowcy wszystko zakończyło się szczęśliwie.
Bo nic nie jest bezpieczne czy niebezpieczne w swojej istocie
Uwalniam się od lęków, pozwalam się prowadzić
Gdy już pożegnaliśmy naszego znajomego, do serwisu przyjechało dwóch młodych Koreańczyków mieszkających i pracujących w Ułan-Bator , nowym Defenderem. Po krótkiej rozmowie stwierdzili, że ten mechanik to „najlepszy mechanik od Land Roverów w Mongolii”.
– Jedziemy na wieś, przyjechaliśmy zrobić przegląd – powiedzieli chłopcy.
– A u Was w Korei jest wieś ? – zapytaliśmy.
– Wieś u nas ? NIE ma – za duże zaludnienie, tylko miasta i miasteczka – odpowiedzieli .
A my (mając już odpowiedź) zamiast dalej myśleć – jak pojechać Landrynką na zimę do Korei? (bardzo miłych ludzi z tego kraju spotykamy) – poszliśmy do koreańskiej restauracji w centrum dzielnicy, ciesząc się z zamówionego vegańskiego Sushi z sałatkami, dzbankiem herbaty i kawą w cenie ……….. 8 zł na dwie osoby.
– Lubią nas tutaj – zaczęliśmy się śmiać.
Ok. g. 22 odebraliśmy Landrynkę sprawnie działającą, ze sprawdzonymi olejami, zaspawaną dziurką w moście – zapłaciliśmy zgodnie z umową 1000 zł plus 60 zł za części. Podziękowaliśmy wspaniałej ekipie.
Dotankowaliśmy samochód, kupiliśmy wodę – ruszyliśmy czując prowadzenie i zgodnie z obietnicą na południe w kierunku Adacaar ….……..