ułan ude datzan

now browsing by tag

 
 

Z kolejną pielgrzymką do lamy Itigeowa

Z kolejną pielgrzymką do Lamy Itegełow 16-18 września 2015

 

 

 

Długa noc zaczęła się za Erdenet (350 km przed granicą z Rosją) – był wieczór, słońce kładło się do snu. Zakładaliśmy kupione z miasteczku ogórki do słoika i ściągałam z internetu kolejne odcinki kosmicznej transmutacji, Adama Anczykowskiego, które zamigotały na facebooku mówiąc – pooglądaj nas.

 

 

 

Droga coraz bardziej zatłoczonymi drogami w coraz czarniejszej nocy, była lekka właśnie dzięki słuchaniu Pana Adama. Pojawiały się rzeczy całkowicie znane, ale również takie które gdzieś tylko ogarniałam wcześniej umysłem, a teraz gdy mówiła to osoba której były częścią – dochodziły do świadomości. Otwierały kolejne przestrzenie wewnątrz .

 

Nie ma separacji, oddzielenia

 

Wszyscy jesteśmy jednym

 

Tak, tak z przyrodą to czuję dobrze, ale z ludźmi …….

Nie stawiam granic, ale przecież je stawiam lękami, poczuciem winy, oceną siebie czy innych…

 

Pokochaj to co nie jest do pokochania dźwięczało w komputerze

 

Bartek w środku nocy ( o drugiej! – i nie wiedzieć czemu jedzie dalej) dolewa paliwa z kanistra do landrynki (mieliśmy w zapasie, a teraz bez sensu kupować w Mongolii bo jest 2 razy droższe niż w Rosji, w Rosji 2 zł , w Mongolii 3,8 zł). To pierwsza noc w historii jak go znam, gdy jedzie spokojnie, bez przymusu znalezienia miejsca na nocleg i bez senności. Do tego chce mu się jeszcze wlewać paliwo, po ciemku w temperaturze ok. 4 stopni, odmotowując paski!

 

Co się dzieje???

 

2,30 w nocy – dojeżdżamy na granicę – zawsze mówili nam, że w nocy poza weekendami nie ma ludzi, a tu…. osobówek, może nie bardzo dużo, ale kilka czy kilkanaście autokarów!

 

Od razu test kochania.

 

Pokochaj to co jest nie do pokochania

 

Może nawet nie gdzieś na dalszym poziomie jak tłumaczy Pan Adam, ale na moim na ten moment.

Do tego o 6-tej rano zmiany urzędników, które trwają i trwają…. szczególnie po rosyjskiej stronie.

 

Pokochaj co jest nie do pokochania

 

O 10 rano jesteśmy po rosyjskiej stronie, po zimnej, mroźnej nocy słoneczko ogrzewa przestrzeń…. pokazują nam zmiany jakie zaszły w nas….

Granica to nie był warsztat tego co może być, to był warsztat życia.

 

Pokochaj to co nie jest do pokochania

 

Także tych Mongołów pchających się wrednie, wyprzedzających nawet przy granicznym szlabanie, gdy zobaczą troszkę luki, trąbiących. Do tego zmęczenie i chłód nocy.

 

Po pokonaniu przejścia granicznego powinniśmy iść spać, jednak rozbudzeni ciepłym słońcem poranka jedziemy dalej w kierunku Bajkału, a co za tym idzie Ułan-Ude i Iwołgińskiego Klasztoru z naszym żywym, "nieżywym lamą". Do Lamy mamy ok. 200 km, jedziemy spokojnie, w pewnym momencie zmęczenie ścina nas z nóg. Kładziemy się na 2 godzinki….. i gdy wstajemy jesteśmy w pełni zregenerowani.

Kolejne kilometry, zakupy (doładowanie internetu, zakupy u babuszek na targu) i nagle już przed Iwołgińskiem potężnie czarne chmury spowijają niebo.

Ładnie lama nas wita – śmiejemy się.

Jedziemy, patrzymy w czarną przestrzeń otuloną kropelkami deszczu.

Gdzieś pojawia się myśl gdzie mam kurtkę przeciwdeszczową.

Dwa kilometry przed klasztorem wychodzi słońce oświetlając nam drogę przed nami, takim światłem, które nie sposób przepuścić przez siebie ( i oczy).

 

 

Choć dlaczego tego nie zrobić, w końcu jedziemy do lamy – wtedy na horyzoncie pojawiam się piękna tęcza, wyraźna i w najbardziej wyraźnym kawałku podwójna.

Zatrzymujemy się i cieszymy jak dzieci, nie tylko tęczą, ale również tym, że lama tak serdecznie nas wita.

Jakie powitanie – mówimy wzruszeni radośnie.

 

Z ciemności w światło wszystkich kolorów świata

 

I znów jak trzy dni wcześniej nad Chubsgul – przepuszczamy to światło przez siebie, bawiąc się i ciesząc.

 

Przepuszczam światło przez siebie z radością bawiąc się przy tym jak dziecko.

 

 

 

Jesteśmy troszkę w innym świecie – tak mocno zaskoczeni tym wszystkim co się dzieje.

Jednak to nie koniec niespodzianek.

Gdy podjeżdżamy pod datzan widzimy masę samochodów, autokarów, na stadionie jakaś impreza…

Co to jest ….???

Patrzymy, pytając siebie radośnie.

Okazało się, że Этигэл Хамбын хурал dzień kultu Itigełowa – święto w które, w czasie którego lama Itigełow przenoszony jest do głównego datzanu, otwierany (tzn. normalnie siedzi w szklanej klatce, a wtedy jedne drzwi są otwierane i zawieszana jest szarfa na jego ciele, a drugim końcem asystujący mnich błogosławi (czy jak to nazwać ) w czubek głowy pielgrzymów).

Wzruszenie, zaskoczenie ……

Tyle razy takie rzeczy zdarzają się nam w życiu, jednak za każdym razem jestem zaskoczona i wdzięczna za to niesamowite prowadzenie.

Stajemy w kolejce, jak zwykle pielgrzymujący Mongołowie jak zwykle się ryją, jednak stoimy spokojnie formułując intencje. Nie ma separacji….

 

Jestem innym Ty

 

Brzmi w mojej głowie, gdy mongolskie pielgrzymki przepychają moje ciało z jednej strony na drugą…

Bartek stwierdza , że skoro nie ma separacji – to są oni tą częścią nas samych – która lubi się rozpychać i pora ją tak samo pokochać.

 

 

Poddaję się Twojemu prowadzeniu, w tych wszystkich wartościach których brakuje mi w życiu – mówię do siebie chyba trochę sama zaskoczona tym co mówię.

 

Zawsze opieram się mistrzom, jednak teraz mam świadomość, że mogę z tego poddania się każdej chwili wycofać, mieć wielu przewodników.

A na ten moment czuję, że mam czego uczyć się od lamy.

 

W ciało napiera energia, która wyrzuca ciężkość aż kręci mi się w głowie.

 

Poddaję się temu w radości.

 

Niedaleko lamy stoi zielona Tara, pokazując sobą , ze można dojść na wysokie duchowe poziomy w ciele kobiety.

 

W ciele kobiety mogę iść duchową drogą i osiągać jej szczyty

 

 

Bezpośrednie spotkanie z lamą jest krótkie, stoję metr od niego, patrzę na jego twarz z ciekawością, a potem gdy pochylam głowę szarfa dotyka mojej głowy. Czuję połączenie z lamą, jednak moja głowa gdzieś się przed tym broni.

Tak, tak nie chciałam mistrza bezpośrednio, a chciałam na odległość przyjść popytać i iść. A przy połączeniu nie ma nauczyciela i mistrza – jest jedność.

 

Rozświetlam moje ciało, umysł duszę bezpiecznie.

 

Odchodzimy w tył datzanu, patrzę na lamę, stapiam się z nim, z tą cząstką którą potrafię w jedności.

 

Całe bogactwo świata jest do Twojej dyspozycji, tylko pozwól sobie na to

 

Brzęczy w mojej głowie, tak to odpowiedź na lęki o materię, które pojawiają się od czasu to czasu.

Nawet nie jestem w stanie zadać dodatkowych pytań.

Po prostu stoję i patrzę, istnieje tylko lama i ja.

Stojący obok niego mnich ociera twarz lamy z potu…… niesamowite właśnie w tym momencie, gdy czuję z nim największą jedność.

 

Wychodzimy z datzanu i jeszcze przez szybę patrzę na lamę i wtedy z radością mu macham.

 

Uwalniam się od duchowego patetyzmu, napięcia, powagi….

 

Idę moją duchową drogą z radością i zabawą.

 

 

 

Słońce zachodzi, spacerujemy jeszcze po klasztorze dziękując temu wszystkiemu, czego tutaj doświadczyliśmy.

 

 

 

 

To nie koniec naszego spotkania, na nocleg jedziemy opodal do świętego, klasztornego źródełka (260 ppm, 368 węglanowej , 12 st. C, 2.5 ph) i noc jeszcze spędzimy w towarzystwie lamy.

Zaprosił nas po wszystkich uroczystościach, rytuałach – na spotkanie ze sobą.

Bo rytuały, obrzędy to tylko narzędzie, a nie środek.

 

Uwalniam się od przymusu uczestniczenia w obrzędach, rytuałach

 

Pozwalam sobie iść moją własną duchową drogą.

 

Kolejny program znalazł ujście, program z katolicyzmu – gdzie wg. moich tamtejszych nauczycieli msza była najważniejsza, nawet miałam wrażenie, że można robić w życiu zło – byle się chodziło na mszę.

 

Z niesamowitą wdzięcznością, gdzieś koło południa następnego dnia, po napisaniu tego wszystkiego opuszczamy rejon klasztoru, napełnieni tym co niewidzialne z zasady, to dlatego znad jeziora Chubsugul jakaś niewidzialna siła ciągła mnie, aby wyjechać.

 

A tu coś do ciała ciasto sprzedawane z okazji święta w datzanach (mąka, masło i cukier).

 

Smacznego

 

 

O lamie pisaliśmy już w poście: http://brygidaibartek.pl/wyjdz-poza-przeslanie-lamy-itigelow/