październik, 2017
now browsing by month
Delta rzeki Wołgi – w poszukiwaniu ptaków
Delta rzeki Wołgi – w poszukiwaniu ptaków od 04 – 09.09. 2017
Właśnie w poszukiwaniu, bo spory teren tej potężnej delty został już dawno zmeliorowany, osuszony i stanowi teraz teren upraw rolniczych oraz pastwisk.
Widnieją jednak na mapie w pobliżu brzegu morza trzy chronione obszary objęte pieczą parku narodowego. Postanowiliśmy zatem zadzwonić do ich dyrekcji, z nadzieją na informacje gdzie najlepiej udać się w celu obserwacji ptactwa.
Odpowiedź była zdumiewająco nieprzyjemna i odpychająca, bez znajomości rzeczy – tak że nie pozostawiała wątpliwości co do kompetencji jej twórców.
To co jednak miało
dla nas wartość zawiera się w kilku zdaniach. Mianowicie tereny tych trzech obszarów chronionych znajdują się w strefie pogranicznej do której należy uzyskać odpowiednie przepustki. Dla obcokrajowców czas wystawienia jej wynosi około dwóch miesięcy. Potem należy uzyskać płatną przepustkę z dyrekcji parku co trwa do dwu dni. Wtedy można udać się na wycieczkę oferowaną przez park lub „bazy oddycha” usytuowane w pobliżu granicy parku. Samodzielny wjazd lub raczej wpłynięcie jest niedozwolone. Powiało biznesem….
Ponieważ czas wystawienia przepustek był tak długi iż zachodziła obawa że szybciej odlecą ptaki do ciepłych krajów niż dostaniemy pozwolenia – postanowiliśmy koncentrować się na rzeczkach lub kanałach melioracyjnych powyżej przybrzeżnej strefy nadgranicznej.
Są one w większości zadrzewione, otoczone polami uprawnymi – stanowią bazę dla ptactwa i …..wędkarzy.
Sezon trwa dalej w pełni, a mała ilość wody w rzekach tego lata dodatkowo uniemożliwia połów przez kutry rybackie – tworząc eldorado dla drobnych poławiaczy.
Jak doczytaliśmy jest tu istne bogactwo gatunkowe i liczebne ryb. I tak to obserwowaliśmy, widząc jak co kilka minut jak rybka ląduje w siatce….
A ptaki owszem są, ale chyba nie w takiej ilości jak bym sobie tego życzył. Dlatego po pewnym czasie z wdzięcznością zacząłem witać każdorazowe odwiedziny ich przedstawicieli.
Wdzięczność ta zaprocentowała gdy przez dwa wieczory z rzędu setki ptaków, w większości drapieżnych zasnuła niebo na czarno. Ten spektakl tworzyła grupa nawet kilku tysięcy ptaków… Magia po którą warto specjalnie gdzieś jechać….Dziękujemy ich twórcom – że zgodzili się opuścić pograniczną strefę nadbrzeżną morza Kaspijskiego i przylecieli do nas w gości.
Szczęśliwy czas ”pod mostem” – delta rzeki Wołgi
Szczęśliwy czas ”pod mostem” – delta rzeki Wołgi 04 – 07 .09. 2017
Są takie miejsca które zapraszają, a potem utulają, dając wypoczynek – pomimo że ich wygląd na to wcale nie wskazuje. I tak właśnie było z jedną dużą polaną nad rzeką, w której otoczeniu budowano wiadukt.
Po nocnej wizycie w Astrachaniu skierowaliśmy się w głąb delty rzeki Wołgi w kierunku brzegu morza Kaspijskiego. Po drodze mieliśmy jeszcze odwiedzić kwitnące lotosy, dość popularne w tym miejscu. Odwiedziny w lotosowym miejscu troszkę nas rozczarowały, ze względu na niski poziom wody było mało liści i kwiatów. Życzliwi jednak mieszkańcy zaraz doradzili, gdzie pojechać by zobaczyć te kwietne piękności. I tak już jadąc na kolejne miejsce – zaprosiła nas polanka nad rzeką.
Kolejne dni polegały na wycieczkach dziennych po okolicy, tam gdzie rosły lotosy i …… arbuzy, melony. Zawsze jednak wracaliśmy pod nasze drzewo na polance z wiaduktem. Bo są takie ulubione, kochane energetycznie miejsca do których się wraca jak do domu.
Przy okazji wycieczek poznaliśmy parę emerytów, którzy po ślubie wyjechali do miasta, a teraz po przemyśleniu tematu – powrócili do swoich „rodzinnych lotosów”.
Wizyta na polach uprawnych z arbuzami i melonami uświadomiła nam o skali tego zagadnienia. W końcu astrachańskie arbuzy są uznawane za najlepsze w rejonie Rosji. Na polach pracują osoby które przyjechały na zarobek z Dagestanu. Próbujemy kupić od nich wielkie dwa melony i arbuza – zostajemy nimi obdarowani!!
– Jedzcie do nas do Dagestanu – tam piękne góry, morze, dobrzy ludzie i bezpiecznie – może to dla nas zaproszenie przekazane przez aniołów?
A my wracamy kolejny raz na polankę z naszymi krasulami, końmi i owieczkami. Wcale nam nie przeszkadza to że jest cała obsrana.
Ustawienie auta tak by od razu nie wdepnąć w bogactwo – wcale nie daje gwarancji – bo spacerują dookoła przez całą dobę szukając towarzystwa ludzi….
Astrachań 03.09.2017
Astrachań 03.09.2017
Tak w sobie specyficznym tempie poprzecinanym przez południowe postoje pod drzewami dla ochrony przed skwarem docieramy do Astrachania. Jego sercem jest otoczony murami kreml, a właściwie coś na kształt warowni z basztami i cerkwią. Kopułki cerkiewek błyszczały w słońcu jednak nie zapraszały do środka.
Do środka zaprosiło nam muzeum samowarów i muzeum wiadomości fizycznych dla dzieci (zapomniałam nazwy).
Samowary jak samowary kojarzą się nam z Rosją, najpiękniejsze malowane pochodzą z Tuwy i są produktem powojennym. Wzrok przykuwały również samowary z miedzi.
Jednak powiem swoim zwyczajem było w nim – No fajnie (czyli ok, ale bez większych fajerwerków).
Miasto ma swój charakter, podkreślają to nie tylko kreml, ale także odnowione parki z fontannami, promenada wzdłuż kanału rzeki Wołgi.
To właśnie tam koncentruje się bogate knajpiano życie Astrachania.
Najbardziej lubimy wjeżdżać do miast wieczorami późnymi i w weekendy. I wszechświat często nas właśnie tak prowadzi. Widzimy zatem zwyczaj wieczorno – nocnych spotkań towarzyskich na kocykach rozłożonych w parkach na trawnikach.
Mimo iż starsza część miasta jest zaniedbana Astrachań robi na nas miłe wrażenie południowego miasteczka z tendencją jej mieszkańców do posiadówek w ogródkach licznych kawiarni.
Widać nawet turystów z europy zachodniej na uterenowionych camperach.
Zaskakuje nas jedna przystawka, należąca do kategorii wegańskich.
Wyjeżdżamy troszkę utyskując na brak toalety w naszej Landrynce. Chętniej zostalibyśmy na samym środku miasta….
Z nurtem rzeki Wołgi 01-03.09.2017
Z nurtem rzeki Wołgi 01-03.19.2017
Zapoznaliśmy się z tą rzeką w Saratowie, gdzie jej szerokość można oceniać na ponad dwa kilometry. Tutaj pomimo że jedziemy wzdłuż jej nurtu to szerokości ubywa. Na początku wciąż jej szukaliśmy, teraz jednak pogodziliśmy się z podziałem jej koryta na wiele równoległych nurtów.
Jedziemy wzdłuż wiele kilometrów, a jej brzegi o tej porze roku obsadzone są nie tylko drzewami , ale przede wszystkim wędkarzami.
Istne szaleństwo – wyposażeni są nie tylko w miasteczka namiotowe wraz z wolno stojącymi toaletami, ale również wędzarnie , zamrażarki i napędzające je agregaty prądotwórcze – warczące całą DOBĘ. Przeważają rejestracje z dużych miast rosyjskich. Ewakuujemy się z tej zony jak himalaiści ze strefy śmierci. Dajemy dużo światła duszyczkom ryb, których jest tu niewiarygodnie dużo.
Rosja Saviecka – czyli dlaczego turyści nie chcą tu jeździć – jezioro Baskunciak – 31 sierpień 2017
Rosja Saviecka – czyli dlaczego turyści nie chcą tu jeździć – jezioro Baskunciak – 31 sierpień 2017
Tego dnia zobaczyliśmy Rosję w taki sposób jakiego wszyscy się boją. Głupią Rosję. Podróżując po tym kraju doświadczamy go tak jak nam chce się pokazać. Dziewięćdziesiąt procent jest w pozytywnym świetle. Czas na te pozostałe dziesięć. Zacznijmy jednak po kolei.
Poranek po nocy spędzonej nad jeziorem Baskunciak niczego nie zapowiadał. Słoneczko swoim stepowym zwyczajem wędrowało po orbicie by stanąć na wysokości zadania. My także chcieliśmy nieco nadrobić wpisy na blogu i obmyślaliśmy strategię. Gdy nagle na scenę wkroczył człowiek – dyrektor narodnego prirodnego parka Baskunciak.
Pierwsze przeprowadził śledztwo – skąd , dokąd , po co i dlaczego, potem jeszcze raz to samo tylko wymieszał kolejność pytań – a gdy nic nie odkrył przeszedł do drugiej procedury – sprawdzenia ewentualnych naruszeń z naszej strony – czyli sprawdził czy nie paliliśmy ogniska? (kupka konarów brzozowych leżała kilka metrów od naszego biwaku i zastanawiała mnie cały czas skąd się wzięła pośrodku bezdrzewnego stepu!) , czy nie naruszyliśmy granicy parku – samodzielnie lub przy pomocy osób najemnych?, czy wjechaliśmy do Rosji legalnie?, czy może przez zieloną z Kazachstana?
Oględziny nic nie wniosły przeszedł zatem wytrenowanym kłusem do trzeciej procedury i zasypał ogniem pytań o poziom korzystania z usług turystycznych w dniu poprzednim. Przyznaliśmy ze skruchą że w tym temacie mamy wyraźne braki – no bo kupiliśmy tylko wiaderko błota i coś do picia w klimatyzowanej kafejce. Widać było odrazę na twarzy rozmówcy, który natychmiast chciał temu zaradzić oznajmiając że tylko On dyrektor zna cały teren parku i jest w nim wiele interesujących endemicznych roślin – sugerował wyraźnie gotowość by nam je pokazać – zapewne na płatnej wycieczce. Zapewne liczył na naszą inteligencję w zakresie domyślności – niestety się przeliczył – bo po wcześniejszych procedurach pytań mieliśmy go dość – i płacenie jeszcze za jego towarzystwo to byłby już masochizm.
Nie doceniliśmy jednak pozycji rosyjskiego dyrektora, który przeszedł do czwartej procedury przeprowadzania porządku z turystami którzy są oporni w płaceniu haraczy. Polegało to na zastraszeniu nas informacją że przebywamy na terenie reglamentowanej strefy i powinniśmy postarać się o stosowne przepustki. Jej brak skutkuje zatrzymaniem przez służby pograniczne oraz naliczeniem mandatu – przy czym mieszał teraz wszystkie cztery procedury zapewne licząc na iskrę naszego zdrowego rozsądku – dającą zrozumienie – CO NAS MOŻE JESZCZE URATOWAĆ!
Nie znalazł jednak zrozumienia, głównie dlatego że właśnie w dniu wczorajszym rozmawialiśmy z tymi służbami, którzy żartowali z nami i nic od nas nie chcieli, ponadto dowiedział się o naszej wiedzy z zakresu oznaczania stosownymi tablicami stref zakazanych – a takowej na jedynej drodze dojazdowej nie ma. Nawet w czasie tej fazy rozmowy jak na życzenie przejechał niedaleko od nas gazik z pogranicznikami – bez zainteresowania. To wyraźnie dotknęło dyrektora – przeszedł zatem do piątej procedury czyli – LIKWIDACJI (czytaj – ZEMSTY). Ale opowiedzmy to po kolei….
Ponieważ wizyta naczelnika zrobiła troszkę energetycznego zamieszania , postanowiliśmy wytrawić ją w solance. Zostawiliśmy zatem Landrynkę na płatnym parkingu i ruszyliśmy piechotą do oddalonego o piętnaście minut drogi jeziora. Kolejne sesje fotek i kolejna kąpiel…. Spotkanie z tą cząstką ogrodu matki ziemi było naprawdę fascynujące, otwierające. Brygida zaczęła zawierać znajomości z grupą Rosjan kąpiących się obok, znajdując osoby o ciekawych duchowych wręcz zainteresowaniach. A mnie znowu zaprosiła graź do wspólnego mazania na czarno.
Słoneczko próbowało zniwelować lekki chłód solanki. Przestrzeń białej nawierzchni….W planie była jeszcze sesja mydełek na solnym atelier dla koleżanki Brygidy…..na scenę jednak wkroczył człowiek – wyraźnie widzieliśmy jak jedzie swoją „tabletką” i z triumfem wymachuje megafonem nad głową siedzącego obok mężczyzny w mundurze……dyrektor narodnego prirodnego parka – ponieważ miejscowe patrole pograniczników nie bardzo widziały problem w naszym pobycie tutaj – zadziałał możliwie najwyżej interweniując u ich zwierzchników – w ten sposób zmuszając żołnierzy do działania.
Pozwolono nam się umyć z czarnego błota w jeziorze…..a potem jeszcze raz pod prysznicem na parkingu…..zabrano dokumenty…..konwojowano razem z autem do strażnicy wojsk pogranicza…..spisano protokół tłumacząc że tablica informująca o strefie reglamentowanej była, ale została skradziona a jeszcze nowa nie doszła….na pytanie o paragraf prawa mówiący o obowiązku zamieszczenia tablicy nie było jasnej odpowiedzi…… my daliśmy odpowiedź w kształcie serduszka na tablicy w pokoju przesłuchań….
…potem kolejny konwój do większego miasta i…..większego nowego budynku takiego z dużą ilością drutu kolczastego na płotach i bramach……nie pozwolono posiadać elektroniki……pobrano odciski ze wszystkich palców – z zaznaczeniem że w przypadku odmowy wszystko oprze się o ambasadę – wymuszą podobnie jak miesiąc temu z grupą Niemców……fotki twarzy z trzech stron jak w Auschwitz…..przeglądanie pieczątek w paszportach ze szczególnym zainteresowaniem państw muzułmańskich…..na koniec wyskoczyło z wielkiej maszyny ……no co ?…….wielkie G.
….kolejny konwój….na główną komendę policji……….kolejne oczekiwanie……..kolejne pytania – co zrobiliście?
– kąpaliśmy się w jeziorze Baskunciak!- odpowiadamy.
– przecież tam wolno się kąpać!
…..większość policjantów nic nie wie o strefie reglamentowanej… protokoły do niemal północy….. mandat 2000 rubli od osoby (130 zł)……jeden z policjantów mówi ze to wina żołnierzy – ma być tablica – odwołujcie się!
Po sześciu godzinach od zatrzymania odzyskujemy dokumenty i wolność…..przez cały ten czas nikt nie pomyślał aby nas poczęstować szklanką wody…. przecież wyciągnęli nas po godzinnej kąpieli w solance i to takiej z morza martwego….
Uciężamy się piccą „cztery sery” i wyjeżdżamy z miasta na drogę do Astrachania. Przy drodze – w nocy sprzedają arbuzy , dynie z okolicznych pól. Zatrzymujemy się. Miły pan cieszy się ze spotkania z obcokrajowcami.
– Gdzie jedziecie? – pyta.
– Teraz na Astrachań. – odpowiadamy.
– Podoba wam się w Rosji? – pyta dalej…
Co mu mamy odpowiedzieć po sześciu godzinach zatrzymania – to za świeże aby dało się przemilczeć.
– Mandat nam dali. – uchylamy rąbka…
Wyraźnie przejmujący się tym zajściem rolnik wręcza nam po melonie.
– To dla Was. – „z serca” – słyszę głos swojej duszy.
BO TO JEST TAKA ISKRA ŚWIATŁA KTÓRA KIEDYŚ ROZPALI TEN ŚWIAT.
Bo taka jest różnica między prostymi ludźmi a tymi którzy trzymają bacik albo powróz.
Ale zatrzymaliśmy się po arbuza – wybieramy sporego.
– Widziałeś – mówi Brygida – temu kierowcy tira nie sprzedał go za sto rubli, a od Ciebie chciał tylko sto.
Ale nasz dzień trwa nadal – dziś przerabiamy programy w pęczkach. Jedziemy i szukamy spokojnego, bezpiecznego miejsca na nocleg. Nic nie gada przez wiele kilometrów – wszystko odpycha – trudno nawet sobie wyobrazić zgaszenie świateł w takich miejscach i pójście spać w czerni mroku nocy. Powoli żałuję że nie zostaliśmy obok sympatycznego rolnika. Nocleg na krawędzi jezdni ani przyjemny, ani spokojny – jak na zajezdni autobusów- ale w energii dobrego człowieka.
Decydujemy się na początek małej przydrożnej wioski. Manewruję chcąc wypoziomować „łóżko” – nagle przestrzeń przeszywa niebieski błysk przejeżdżającego akurat teraz – w tym momencie – policyjnego radiowozu. Ze środka widać uśmiechy dwójki młodych chłopaków.
– Wy turysty z Polszy – głos brzmi wyraźnie sympatycznie. – co się stało?
– Szukamy miejsca na nocleg – sypiamy w aucie – walę prosto z mostu (w Rosji jest to dozwolone).
– Tutaj jest nieprzyjaźnie – mamy problemy z ludźmi z tej wioski, sześć kilometrów dalej jest bezpieczne miejsce, oświetlone – tam sypiają tiry.
Żegnamy się i jedziemy na miejsce….oświetlone….malutki meczet….market….śpiące tiry i dostawcze…
– ANIOŁY W MUNDURACH – dochodzimy do słusznego wniosku, bo nie trzeba być wyłącznie prostym człowiekiem aby być życzliwym i zaopiekować się kimś innym…………..