o podróży do Maroka 2013
now browsing by category
Z jogą śmiechu przez świat ….!!!???
Joga śmiechu 9-10 listopad 2013
„Kiedy się śmiejesz, zmieniasz się, a gdy ty się zmieniasz, cały świat się zmienia”
dr Madan Kataria, lekarz, twórca jogi śmiechu
Z Limburga czekała nas droga do Wrocławia , gdzie postanowiłam uczestniczyć w kursie liderskim jogi śmiechu. I to następnego dnia rano.
Wszystko wydawało się do zrobienia . Z Darszyce wychodzimy ok 18 , jedziemy do 24 , śpimy potem wstajemy rano i o 11 meldujemy się we Wrocławiu .
Tylko zapomnieliśmy o testach wszechświata , o tym , że gdy człowiek robi plany Bóg się śmieje .
Zaczęło padać jeszcze przed Darshanem ,ale to co się zaczęło dziać koło 20 już przestało przypominać deszcz , lało tak, że wycieraczki na najszybszym biegu nie nadarzały , praktycznie jakby ktoś wylewał wiadra na drogę , do tego doszła mgła i pagórkowata droga . Jazda 40-50 na godzinę nie miała sensu .
Bartek bardzo palił się za kierownicą , gdyż bardzo chciał mnie dowieść do Wrocławia , ale ……
Może wszechświat ma inne plany i nie chce abym zajmowała się jogą śmiechu stwierdziłam
I zatrzymaliśmy na stacji benzynowej , aby przespać ten deszcz .
Nie wiedzieliśmy kiedy ma się skończyć , może za godzinę, może za kilka , a może …..
Dobrze, że mamy nasz domek na kółkach , więc wyłożyliśmy się wygodnie w łóżeczku i zasnęliśmy słodko .
Około 2 jakiś huk obudził nas .
– O już lekko pada – może pojedziemy zagadnęłam
– Ja nie mam siły, musisz Ty prowadzić stwierdził Bartek,
– Ok – jedziemy odpowiedziałam
Jedziemy do momentu aż dam radę i znowu się kimniemy . Zobaczymy czy dojedziemy – stwierdziłam na luzie .
Bo przecież odpuścić coś to nie olać
Ujechaliśmy praktycznie do polskiej granicy , gdy nastał u mnie kryzys i znowu zapodaliśmy sobie spanko .
Rano , bo koło 8 ruszyliśmy dalej w kierunku Wrocławia i ……….
zameldowaliśmy się w nim o 12 , czyli tylko spóźniliśmy się godzinkę .
Chyba jednak mam zajmować się jogą śmiechu . Coś musiało się przetrzeć po drodze,
Dziękujemy drodze za jej bezpieczne prowadzenie .
A czemu joga śmiechu zapytacie ???
Ci co mnie znają wiedzą, że jak się szczerze śmieję , zarażam tym innych. Lubię się śmiać . Choć lubię też być poważna i melancholijna .
Od lat słyszałam od ludzi , że powinnam prowadzić warsztaty ze śmiechu . Kompletnie nie miałam pomysłu jak się za to zabrać i nie przychodziły też do mnie żadne inspiracje z góry . Więc temat był otwarty ……………
Do czasu gdy w lipcu tego roku do Bielska zawitał Piotr Bielski www.joginsmiechu.wordpress.com z jogą śmiechu .
Sesja bardzo mi się spodobała i gdy mówił o kursach liderskich od razu poczułam , ze chcę zajmować się również prowadzeniem sesji jogi śmiechu , ze to odpowiedź na zadane w przestrzeń wiele lat temu pytanie
Jak robić warsztaty ze śmiechu?
Ponadto gdy rozmawiałam z Matką Boską w Lourdes , powiedziała mi, że mam rozbawiać ludzi . Zapytał czy warsztat liderski jogi śmiechu będzie właściwy
to jeden z elementów – usłyszałam
Więc kurs liderski był mi pisany .
Formuła jogi śmiechu tym bardziej mi się podoba , że w klasycznej opcji są to ćwiczenia ruchowe połączone z oddechem i rożnymi wesołymi wręcz dziecięcymi zabawami . Nie ma też narzuconych sztywnych zasad czy ćwiczeń które jako jedyne, właściwe można wykonywać .
Kreacja , wyobraźnia prowadzącego są tutaj kluczem do ciekawych zajęć .
Zajęć które można prowadzić prawie wszędzie i prawie ze wszystkimi .
Kurs liderski pokazał mi kolejne moje ograniczenia w postrzeganiu siebie .
Mam tak skakać , biegać hihać się jako prowadząca , to nie poważne – mówiła podświadomość
Takie robienie z siebie wariata – kontynuowała
Słuchałam , obserwowałam i śmiałam się z tego , na jak poważną dziewczynę próbowali wychować mnie rodzice , jak poważnych zajęć i zawodów się musiałam imać się w życiu .
Podczas gdy we mnie drzemie mała zabawna przewrotna , spontaniczna dziewczynka , która chce skakać, biegać , śmiać się i dzielić się tym z innymi , pokazywać im tę weselszą stronę życia .
Sprawdziłam, że świat powagi , nadęcia nie dał mi szczęścia i spełnienia , dał tylko iluzję ważności , bycia kimś . Takie nadęcie ego.
Spontaniczność i kreacja, radość , ruch to moja ścieżka czy razem z jogą śmiechu to życie pokaże .
Dziękuję Piotrowi , grupie i przestrzeni sali za te twórce , radosne dni
Zapraszam znajomych i nie tylko do wspólnego śmiania . Z uwagi na fakt, że lubimy podróżować miejsce nie ma znaczenia .
A czym jest joga śmiechu ????
Tutaj pozwolę sobie zacytować artykuł mojego nauczyciela Piotra Bielskiego ze strony :www.joginsmiechu.wordpress.com
„Zazwyczaj myślimy, że aby śmiać się potrzebujemy wspomagania w postaci kawałów, komedii, dobrego humoru lub choćby telefonu do przyjaciela. Pewien internista z Indii, doktor Kataria, postanowił przed 18 laty sprawdzić czy da się śmiać bez pomocy humoru czy za sprawą wewnętrznego postanowienia i okazało się, że tak. Najpierw próbowali śmiać się w pierwszym klubie śmiechu w Bombaju, opowiadając dowcipy, lecz okazały się one zawodnym środkiem: nie każdy ma takie same poczucie humoru i wiedzę potrzebną by „złapać” żart, poza tym kawały w większej dawce poróżniały ludzi, gdyż gdy ludziom skończyły się przyzwoite kawały, zostały same seksistowskie, rasistowskie lub „nie-halo” z innego względu. Doktor poprosił o jeszcze jedną szansę i spotkanie następnego dnia. Przeczytał wtedy w artykule naukowym, że nasze ciało na poziomie fizjologicznym nie rozróżnia między śmiechem naturalnym i prawdziwym. Zaproponował następnego dnia proste ćwiczenia na śmiech, które się sprawdziły i od tej pory pozwalają setkom tysięcy ludzi na całym świecie śmiać się w każdej chwili bezwarunkowym śmiechem. Okazało się wtedy, że nie potrzeba poczucia humoru by się śmiać, a dzięki prostym, zrozumiałym dla dzieci, dorosłych i seniorów na całym świecie ćwiczeniom wywołującym śmiech, możemy rozwinąć poczucie humoru czyli umiejętność dostrzegania czegoś śmiesznego w każdej sytuacji.
Takie możliwości otwiera joga śmiechu, praktyka, która łączy oryginalne ćwiczenia wywołujące śmiech z ćwiczeniami oddechowymi jogi czyli tzw. pranajamą i relaksacjami. Śmiejemy się w grupie, utrzymując kontakt wzrokowy i dziecięcą jakość zabawy, po kilku chwilach od wywołanego na życzenie śmiechu przechodzimy do naturalnego śmiechu. Joga śmiechu podpiera się badaniami naukowymi, pokazującymi, że nasze ciało nie rozróżnia pomiędzy śmiechem wywołanym na życzenie a prawdziwym, w obu wypadkach dostaje dużą dawkę tlenu, energii i dobrego samopoczucia. Prowadząc sesje jogi śmiechu w Polsce walczę o uznanie dla “sztucznego” śmiechu na sesjach jako wyrazu wewnętrznej woli człowieka by praktykować śmiech dla zdrowia. Wspinanie się po ściance wspinaczkowej jest sztuczne, a prawdziwe jest jedynie zdobywanie Everestu czy choćby Łysej Góry. Ale przecież wszyscy wiemy dobrze, że „sztuczne” wspinanie się jest dobre dla zdrowia i pomaga w “prawdziwych” wspinaczkach , podobnie „sztucznego” śmiech pomaga dłużej śmiać się w naturalnych sytuacjach
Joga śmiechu została stworzona w Indiach w 1995 roku przez doktora medycyny Madana Katarię, który wraz z grupą 5 osób, w tym własną żoną Madhuri, utworzył pierwszy klubu śmiechu w parku w Bombaju. Od tego czasu powstały tysiące klubów śmiechu w ponad 70 krajach. Dodatkowo, joga śmiechu jest praktykowana w licznych szkołach i uniwersytetach, firmach i znanych korporacjach, ośrodkach dla seniorów czy grupach samopomocowych dla chorych na raka.
Joga śmiechu zaleca regularne śmianie się jako codzienną praktykę. Abyśmy doznali pożądanego efektu trwałej zmiany naszego podejścia do życia, dobrze by było śmiać się przynajmniej 10 minut dziennie przez nieprzerwany okres 40 dni, podczas gdy słysząc kawał czy ciesząc się ze spotkania miłej nam osoby śmiejemy się tylko kilka sekund. Niemniej nawet pojedynczy udział w sesji śmiechu pomaga rozładować stres. Na sesjach jogi śmiechu w bezpiecznej przestrzeni uczymy śmiać się głośno i głęboko czyli z przepony, ale również cicho tak by nie budzić sąsiadów lub nie budzić podejrzenia na lotnisku. Uznajemy, że śmiech to zbyt ważna sprawa by zostawiać ją przypadkowi, śmiejemy się więc za sprawą siły wewnętrznego postanowienia.
Joga śmiechu jest praktyką niezależną od wszelkich kościołów i partii politycznych, ale ma dla mnie przynajmniej niewątpliwy duchowy charakter. Kontynuując praktykę śmiechu pomimo zmiennego nastroju i niezależnie od zewnętrznych okoliczności, karmimy naszego wewnętrznego ducha śmiechu, promieniując radością na ludzi wokół nas. Dla mnie nie jest przypadkiem, że praktyka ta narodziła się akurat w Indiach, kraju który od wieków przypomina ludziom o znaczeniu duchowości w życiu codziennym. Joga śmiechu po tym jak rozprzestrzeniła się masowo w Indiach i Azji Południowo-Wschodniej, zdobyła Zachód, a także nieźle przyjęła się w krajach muzułmańskich, szczególnie w Iranie. Propagując śmiech jako rodzaj uniwersalnego języka, jogini śmiechu chcą przyczynić się do budowania światowego pokoju. Warto wspomnieć, że doktor Kataria połączył kilka tysięcy ludzi we wspólnym śmiechu na stadionie w Rosji, skoro Rosjanie i Rosjanki potrafią się wspólnie śmiać, to i Polacy i Polki również mogą również odstawić słowiańską melancholię, przynajmniej na 45 minut…
Zalety jogi śmiechu w pigułce:
-dostarcza świeżej dawki endorfin i poprawia nastrój w trybie natychmiastowym
-wzmacnia system immunologiczny i wspomaga samoleczenie się organizmu
– sprzyja lepszej wydajności i kreatywności w pracy dostarczając tlen do organizmu
– ułatwia kontakty społeczne, dzięki wewnętrznej pogodzie ducha, którą daje ta praktyka łatwiej przyciągnąć znajomych i przyjaciół
– pozwala przejść ze śmiechem przez wyzwania, które nam stawia życie, daje więcej spokoju i dystansu, otwiera nasze umysły i serca na nowe rozwiązania "
Sesja śmiechu – warunki i przeciwwskazania
Sesja śmiechu trwa , około 60 minut .
Możemy zaproponować sesje jogi śmiechu połączone z relaksacją z dźwiękiem gongu .
Za jakiś czas gdy oswoimy się z metodą zaproponuję jej włączenie w dłuższe warsztaty .
Na razie będę ćwiczyć i potrzebuję dużo chętnych !!!!!!!!!!!!!
Pamiętajcie , że lubimy podróżować .
Praktyka nie wymaga też specjalnego stroju, można praktykować nawet w garniturze, ale zawsze jest łatwiej w wygodnym ubraniu. Można przyjść z dziećmi, bo jest to metoda otwarta dla ludzi w każdym wieku. Ciąża jest niestety przeciwwskazaniem ze względu na skurcze, jakie może pobudzić długie śmianie się, jak i skłonności do padaczki, poważne choroby serca lub choroby psychiczne.
No i jeszcze jedno, ale to chyba oczywiste: śmiejemy się na trzeźwo pod każdym względem .
Hi Hi Hi, Ha Ha Ha Hihihihihihiihiiiiiiii
Do zobaczenia i usłyszenia w przestrzeni śmiechu
A my w niedzielę 10 listopada 2013 , po prawie 2 miesiącach podróży zawitaliśmy do Bielska .
Z wizytą u Mother Meera
Mother Meera 8 listopad 2013
W Lourdes przyszła wiadomość ,” jedziecie do Mother Meery” . Popatrzyliśmy w internet i okazało się, że w najbliższy weekend Matka robi Darszany w zamku Schaumburg koło Frankfurtu , a bardziej Limburga . Jakimiś „kombinacjami „ udało nam się" dostać miejsca na piątek 8 listopada na godzinę 16 . Gdyż normalnie zapisy na darshany robi się wiele tygodni wcześniej .
O Mother Meery , słyszeliśmy od dawna , wiele osób jeździło na darshany do niej . Nam jednak zawsze tam było nie po drodze .
Może też baliśmy się , że przyjeżdżając tutaj staniemy się jej wyznawcami i będziemy musieli korzystać tylko z jej energii .
Tym razem jednak jedna Matka , zaprosiła nas do drugiej Matki, więc jak nie pojechać .
A kim jest Mother Meery
Matka Meera urodziła się 26 grudnia 1960 roku jako Kamala Reddy w małej hinduskiej wiosce Chandepalle na południu Indii w niezbyt religijnej rodzinie. I chociaż jej ziemscy rodzice bardzo ją kochali to nie rozpoznali w niej boskiej inkarnacji ().
Kamala od zawsze miała przeczucie, że nie jest zwyczajnym dzieckiem. W wieku 6 lat po raz pierwszy doznała oświecenia i w wewnętrznej wizji ujrzała swoich duchowych rodziców i przewodników. Otrzymała wtedy pełną wiedzę dotyczącą swojego pochodzenia i misji, jaką ma do spełnienia na Ziemi. Przez wiele stuleci krążyła wokół Ziemi jako świetlista istota, próbując z góry oczyszczać aurę ludzkości i pomagać w naszym rozwoju. Ponieważ byliśmy bardzo oporni na jej działania zdecydowała się na wcielenie, aby nieść pomoc tym, którzy o nią poproszą.
Lata młodzieńcze Kamala spędziła w aśramie, założonym przez Śri Aurobindo, a prowadzonym przez Francuzkę Mirrę Alfassa, arcyoświeconą joginię nazywaną też Sweet Mother (w polskiej literaturze występującej czasem jako Święta Matka). W swoich wspomnieniach Mother Meera zaznacza, że chociaż jej rozwój był natychmiastowy i kompletny to dzięki opiece Sweet Mother otrzymała wiele doświadczeń rozgrywających się nie tylko w rzeczywistości, ale także w przestrzeni subtelnej. Podczas wspólnych głębokich medytacji Mirra Alfassa zabierała Kamalę w wiele miejsc na Ziemi i w Kosmosie pełnych strachu i okrucieństwa. Kiedy przerażona dziewczyna spytała swoją opiekunkę czemu to robi usłyszała, że jej zadaniem jest nie tylko napawanie się urodą cudownych zakątków, ale przede wszystkim przeobrażanie ciemności w światło, cierpienia w radość, a śmierci w życie.
Kiedy Mother Meera miała 12 lat w aśramie pojawił się, znany jej dobrze z wewnętrznych wizji, wujek Reddy, człowiek który stał się jej opiekunem i przyjacielem. Reddy rozpoznał w dwunastoletniej dziewczynce wcielenie Boskiej Matki i postanowił całe swoje życie poświęcić Mother Meerze. W 1979 opuścili Indie udając się w podróż do Kanady. Już podczas swojej pierwszej wizyty za oceanem Mother Meera zaczęła udzielać darshanów. Wielu z przybywających na darshany widziało w młodej dziewczynie wcielenie Matki Boskiej, Jezusa, Buddy lub Kriszny. Natomiast osoby widzące energie subtelne opowiadały, że sylwetka Meery jaśniała wszystkimi kolorami tęczy.
Życiorys z : http://pl.wikipedia.org/wiki/Matka_Meera
Już nasza droga do Mother Merry była dużym wglądem w nas samych . W Bad Kreuznach zostaliśmy troszkę za długo , wciągnęła nas fajna energia i potem przez zatłoczone niemieckie miasteczka jechaliśmy już ze świadomością czy na pewno zdąrzymy ???
Gdy zbliżaliśmy się do Limburga zaczęło strasznie padać , spowodowało to, ze zniknęli ludzie z ulicy i trudno było znaleźć kogoś , kogo można by było szybko zapytać o drogę do zamku Schaumburg.
. Ostatnie 5 km to było krążenie praktycznie w kółko .
Zaczęły wychodzić programy : przecież powinniśmy wyjechać wcześniej, dobrze popatrzeć na mapę, zrobić plan drogi , jesteśmy nie poważni itp. . Słowa narzucone nam w takich sytuacjach przez innych: rodziców , nauczycieli czy inne autorytety .
Bo przecież dobrze wiemy, że droga może ułożyć się różnie i mając naprawdę mało czasu można trafić bez problemu i być wcześniej , a i mając dużo czasu pobłądzić czy wpaść w korek i się spóźnić . Zresztą często gdy gdzieś nie udaje nam się dojechać . To to miejsce czy wydarzenie , nie jest w tym momencie , dla nas i nie warto tego eskalować . Oczywiście należy dołożyć wszelkich starań aby dojechać czy coś zrobić, bez olewania, ale też bez eskalowania .
Wdzięczni za te wychodzące jedno po drugim zdania 2 minuty przed 16 w strugach deszczu stanęliśmy pod zamkiem .
Zadzwoniliśmy na dzwonek , w oczekiwaniu czy na pewno nam otworzą
Drzwi otworzył mężczyzna , wpuszczając nas do środka .
Szczęście , ulga , jednak mamy tu być .
A droga była częścią naszego oczyszczenia .
Mężczyzna który nas wpuścił do budynku , pokazuje nam miejsca dla nas , na dużej wypełnionej po brzegi sali . Sali gdzie już siedzi Mother Merra (weszła punktualnie , my się spóźniliśmy) .
Zaczyna się darshan w ciszy .
W czasie darshanu każdy podchodzi do Matki , kłania się przed nią a ta kładzie na jego głowę ręce , potem osoba podchodząca podnosi się i patrzą sobie razem w oczy .
Na sali jest ok 200 osób . Organizatorzy wskazują rzędy, które szykują się do Matki , my medytujemy .
Przed chwilą byliśmy w ferworze działań emocji , teraz wszystko ucichło pojawiła się cisza i nasze prywatne wglądy , odpowiedzi na pytania .
Inny wymiar inny czas .
Jako że siedzimy w ostatnim rzędzie , prawie ostatni podchodzimy do Matki Merry , bezpośrednie spotkanie z nią nie zmienia naszego postrzegania tego wydarzenia . Czy byliśmy na końcu sali czy przy niej czujemy się tak samo .
A co robi Mother Meery w czasie nałożenia rąk , żeby niczego nie przekręcić posłużymy się cytatem z jej książki Odpowiedzi część I jest to odpowiedź Mother Meery .
'z tyłu ludzkiego ciała od palców stóp do głowy biegnie biała linia . Właściwie są dwie linie , które zaczynają się u palców stóp , biegną nogami w górę , łącząc się u podstawy kręgosłupa i jako jedna linia osiągają czubek głowy . Taka linia jest cięńsza niż włos, tu i tam tworzy supełki , które boskie osoby pomagają rozwiązać. To jest bardzo ciężki proces i przy rozwiązywaniu tych węzełków należy postępować z dużą ostrożnością , ponieważ istnieje zagrożenie życia , gdyby nitka się zerwała. Kiedy trzymam Twoją głowę , rozwiązuję Twoje węzełki . Usuwam też inne przeszkody w Twojej sadhanie (praktyce duchowej).
Kiedy dotykam Twojej głowy światło w białej linii wznosi się do góry . Ono pokazuje jak na skali rozwój Twojej sadhany .
Jeśli nie ma żadnego postępu , światło wskazuje na linii stopień, do którego twoja sadhana cofnęła się. Gdy światło biegnie nieprzerwanie od palców stóp do wierzchołka głowy, taka osoba może mieć wiele doświadczeń i wizji, chociaż niektórzy ludzie nawet bez białej linii mają wizje i doświadczenia. Jeśli linia osiąga czubek głowy, człowiek ma darshan Paramatmana. Jeśli wychodzi ponad głowę istnieje nieustanne podłączenie z Paramatmanem. Kiedy przestajecie się starać , światło w linii, jak już mówiłam spływa w dół. Pewnego dnia może nawet odstąpicie od Waszej Sadhany. To jest duży kryzys , ale można go przezwyciężyć. Z przodu ciała znajdują się dwie czerwone linie , które zaczynają się u palców stóp i po bokach nóg wznoszą się stopniowo do góry. Mają tendencje do spotkania się u podstawy kręgosłupa, tam gdzie łączą się obie białe linie . Jeżeli czerwone linie dosięgną białych , osiągacie całkowite oderwanie , zdarza się to jednak rzadko i tylko u tych , którzy posiadają boską Shakti. Dzięki rozwojowi białych i czerwonych linii sadhana umacnia się na zawsze, bez obawy ponownego opadnięcia. Kiedy czerwone linie rozwiną się w pełni , osiągacie znaczące wzniesienie. Również białe linie są pomocne przy wspieraniu doświadczeń u tych osób, u których otwarła się psyche, ale nawet wtedy , gdy ona się otworzy istnieje zawsze możliwość, że ona się zamknie. Otwarcie psyche jest korzystne dla sadhany , ale nie wystarczające , wzmocnienie białych i czerwonych linii pomoże Wam w ciągłym utrzymaniu otwartej psyche. Gdyby psyche porównać z kwiatem , to linie przedstawiałyby całą roślinę „
A potem gdy patrzymy Matce w oczy co się dzieje :
(również cytat z książki bezpośrednia odpowiedź Matki )
'zaglądam w każdy zakątek waszego istnienia , oglądam w Was wszystko, aby zobaczyć , gdzie pomóc , gdzie uleczyć i dać moc . Równocześnie przekazuję światło każdej cząstce waszego bytu i otwieram na światło każdą Waszą komórkę . Gdy stajecie się otwarci , odczuwacie i widzicie to wyraźnie „
Koniec darshanu Matka wychodzi . Przyjechaliśmy tutaj niecałe 2 godziny temu , a przez ten czas całkowicie zmienił się świat wokół nas .
Robimy zakupy w sklepiku – można kupić książki w różnych językach (po polsku jest jedna Matka Meery Odpowiedzi część I) , zdjęcia , kadzidła i inne gadżety .
Darsham jest bezpłatny (są skrzyneczki na datki)
Przyjechaliśmy na ten dastan otwarci ,spotkanie z Mother Merry było częścią naszej podróży . A w podróży jesteśmy na swojej drodze , jesteśmy sobą , wolni od powinności zachowań , które wmusił na nas system w którym żyliśmy . Dlatego nasze skorzystanie z tego spotkania było bardzo duże .
Nie czuliśmy też zależności czy ograniczenia jej energią . Tylko takie dzielenie się tym co posiadam , bez ograniczania , że ta energia jest najlepsza i jedyna i , że jej droga jedyna słuszna .
Nie czuliśmy ingerencji w nasze biopole , a bardziej wnikanie światła tam gdzie dawaliśmy przyzwolenie i tam gdzie otwieraliśmy się na nie .
Jak mówi w książce Odpowiedzi I Mother Meera .
'Pamiętaj, że Boskość jest we wszystkim co robisz. Kiedy masz czas medytuj . Wszystko ofiaruj Bogu – dobro i zło, czystość i nieczystość . To jest najlepsza i najszybsza droga. „
Poczuliśmy duży spokój , spokój który mimo powrotu do Bielska , dalej jest w nas . Tak jakby węzełki presji, niecierpliwości , chciwości gdzieś powoli były rozwiązywane , a w miejsce ich zaczęło wypełniać światło.
Książkę Matka Meera odpowiedzi I przeczytaliśmy w drodze powrotnej do domu . Pokazała ona nam , że nasza ścieżka nie przed przypadek zbiegła się z matką Meery
Dziękujemy za cudowne zaproszenie i siłę do dalszego działania, na pewno spotkamy się ponownie .
Przez niemieckie Bad-y
Przez niemieckie Bady 7-8 listopad 2013 r.
W Niemczech przestało padać (no czasem trochę kropiło) , gdy jadąc w kierunku Frankfurtu zobaczyliśmy zjazd na Baden Baden zaświeciły nam się oczy . Jeden z najbardziej znanych kurortów Europy , zjeżdżamy .
I zjechaliśmy ……..
W tej chwili to duże miasto nastawione na zamożnego klienta biznesmena .
Sklepów , restauracji , hoteli dostatek natomiast napić się wody z którego słynęło Baden, Baden nie ma możliwości . Wszystkie krany , które znaleźliśmy nieczynne .
Gdzie woda zaczęliśmy się zastanawiać ?
Tak kiedyś ludzie jeździli kurować się do wód , a teraz do sklepików i restauracji .
A tylko nazwa miasta przypomina o kuracyjnym starym klimacie .
Znaleźliśmy nowy basen z termalną wodą .
No może wreście tutaj doświadczymy tej słynnej wody – stwierdziliśmy
Wzięliśmy stroje z samochodu i podążyliśmy na basen . Jakie było nasze zdziwienie gdy okazało się, że baseny bardzo silnie ozonowane . Woda ciepła , ale ilość ozonu taka , że zabita została żywotność tej wspaniałej wody (tak, trzeba silnie dezynfekować ,jednak co to robi z wodą nikogo się nie informuje , zresztą nawet nie ma składu wody nigdzie , wtedy na pierwszy miejscu musiałby być ozon) Zrodziło się przygnębienie .
Zresztą może tak kończy się nadęcie , chciwość na sławę , a może chęć dawania bez umiejętności powiedzenia NIE ,takie wyssanie przez innych .
Dużo wodnych masażerów , gejzerów . Straszny hałas . Ma się wrażenie , że większość ludzi odpoczywa gdy zagłusza swoje myśli .
Dlaczego je trzeba zagłuszać , co w nich takiego złego.
Może dlatego duch wody odszedł stąd .
Może mając świadomość tego , a może z mody zrobiono tutaj kompleks saun . Gdzie w spokoju można odpocząć, wygrzać się , a potem słodzić w zimnej wodzie .
W tym miejscu ma moc to co tworzy człowiek . W saunie mamy szczęście trafić na rytuał polewania i wachlowania potężnym wachlarzem robiony przez obsługę . Piękny rytuał przepalający kolejne rzeczy koło nas . Pomagający dostosować się do zmian , które pojawiły się wraz ze zmianą kraju. Lepiej wejść w klimat Niemiec .
Dziękujemy wodzie za pokazanie do czego prowadzi nadęcie , saunie za przepalenie tego , ruszyliśmy dalej. Tym razem do Bad Kreuznach kurorciku z wodami solankowo -radowymi koło Moguncji .
W parku tryska źródełko przy którym można się inhalować , a obok znajdują się nowe (10 lat ) baseny z termalną wodą . Jakże to inne miejsce niż Baden-Baden . Widać, że się rozrasta , jednak kibicujemy mu, a może wodzie , żeby żyła cały czas swoim życiem i służyła innym .
Kurorcik nas wciąga , a to spacerkiem , a to wdychaniem wody , syceniem się dźwiękiem tężni, czy pysznym ciastkiem i kawą w wiekowej cukierni .
Tutaj jest jeszcze szacunek do wody , do jej siły .
Przecież szczególnie w naszych czasach mając naukowe badania Masuro Emoto , szczególnie powinniśmy szanować dobrą wodę .
Jakieś takie rozdwojenie , z jednej strony wierzymy „tylko” nauce i autorytetom naukowym, a z drugiej strony gdy mówi coś na subtelnym poziomie , uświadamiając nam pewne rzeczy , rozszerzając naszą świadomość , udajemy , ze tego nie słyszymy .
Taka paranoja . Autorytety i nauka mają szacunek tylko w gadaniu , nie namawiają do działania . To tylko działania umysłowe . Przerzucenie odpowiedzialności za swoje życie, zdrowie , szczęście na innych . Bo przecież tak mówią autorytety tak powiedział lekarz , naukowiec to inaczej się nie da ….. Dlaczego ????
Dlaczego sami nie zadziałamy , nie sprawdzimy ……………
Nie poobserwujemy siebie i innych . Czy nam to służy czy nie ……co mówią autorytety ????
Może dlatego nauka i autorytety są tak popularne teraz , bo nie każą ludziom samym działać . Działają za nich .
Jednak to od nas zależy czy będziemy ofiarami czy twórcami swojego życia .
I tak właśnie w Bad Kreuznach silna woda , silna przestrzeń .
Aż nie chce się wyjeżdżać i ………..
Zostalibyśmy , ale o g. 16 mamy Darshan z Mother Meery , czas w drogę .
I tak miasteczko nas przytrzymało , co potem miało swoje konsekwencje .
Jak przygotować auto na pustynię
Jak przygotować auto na pustynię
Przejazd przez pustynię to jazda w terenie , wymagane jest więc auto terenowe z napędem na cztery koła i reduktorem – w dobrej kondycji mechanicznej (zredukowane przełożenia są potrzebne do pokonywania wydm piasku, większość z nich pokonywaliśmy również z blokadą centralnego mechanizmu różnicowego) .
Jeżeli chodzi o opony mieliśmy najprostsze AT-ki Kumho KL-78 , jednak przejazd pustynnym szlakiem z Taouz do Mhamid obfituje w wielokilometrowe odcinki z nawierzchnią złożoną z drobnych i średnich kamieni o ostrym obrysie , polecamy więc nieco twardsze opony. Albo AT-ki z wysokim bieżnikiem , albo jakieś delikatne MT-ki. Zabieranie tutaj przeprawowych opon typu SIMEX to raczej przesada.
Pustynia to temperatury więc układ chłodzenia musi działać bez zarzutu . Nasza Landrynka została stworzona przez Anglików do jazdy m.in. właśnie po Afryce , tak więc ma potężną chłodnicę płynu chłodzącego silnik , ale również niewielką zintegrowaną chłodnicę oleju silnikowego o czym nie każdy posiadacz tego samochodu wie. Jechała jakby była zwykła temperatura.
Snorkel – fajnie mieć, oczywiście z filtrem pyłowym, my nie mamy i po przyjechaniu pustyni wymieniłem filtr powietrza na nowy.
Na pustynię wjeźdza się z dużym zapasem paliwa, my mieliśmy 80 l w baku naszego samochodu + 60 litrów na dachu. Zużyliśmy około 35 litrów na około 250 km odcinku. Jednak należy mieć zapas , na wypadek pobłądzenia lub utknięcia i przeprawiania się przez jakieś wydmy i następnym razem na pewno zabralibyśmy podobną ilość paliwa . Osobnym tematem jest JAKOŚC PALIWA w Maroku. Wszystkie auta kopcą na tym paliwie, kopciliśmy zarówno my, jak i nowoczesne SUV-y , których jest tu całkiem sporo. Część z nich ma wtryski common raila, jeżdżą na tym paliwie, pytanie jak długo pojeżdżą? Czytaliśmy o polskiej przeprawówce która po zatankowaniu paliwa w Marakeszu musiała remontować wtryski na sumę 16 tyś zł. Nasze Discovery I ma silnik który nie jest czuły na złe paliwo.
Woda – na pustynię również zabiera się zapaś wody, w naszym przypadku było to 15 litrów wody pitnej + 60 litrów technicznej zdatnej do picia po przegotowaniu . Należy więc pamiętać o zapasie gazu do jej gotowania .
Żywność – trasa przejazdu to prawie 3 dni, ale warto mieć jedzenie na co najmniej tydzień np. w formie suchej , która nie psuje się w warunkach wysokich temperatur (makaron, ryż , kasza) .
Intensywna operacja słoneczna może powodować oparzenia skóry , najlepiej chronić się ubraniem przewiewnym z długim rękawem , można zabrać kremy z filtrem UV, jednak uważamy , że podstawą jest wcześniejsza dobra opalenizna i tak w czasie naszego przejazdu nie używaliśmy żadnych kremów , pomimo że w słońcu było ponad 50 stopni .
Nawigacja – pustynny szlak przebiega przez bezdroża gdzie nie ma żadnych drogowskazów , po drodze mijamy wiele bocznych odbić nie wiadomo skąd i dokąd biegnących , bezwzględnie więc trzeba się zaopatrzyć w nawigację z dokładną mapą , lecz również posiadać kompletny zestaw punktów GPS gęsto naniesionych na całej trasie przejazdu , taka aby nawigacja prowadziła nas od punktu do punktu. Posiadanie samej mapy , nie rozwiązuje sprawy, ponieważ są odcinki , gdzie należy zjechać ze szlaku i szukać przejazdu przez np. rzekę wg trasy wytyczonej przez wcześniejszych podróżników.
Punkty nawigacji na pewno znajdziecie na stronach i forach internetowych miłośników tego pustynnego szlaku .
Innym sposobem jest zastosowane przez nas rozwiązanie przyłączenia się do osoby posiadającej dobrą nawigację i mapy . Jednak można się zdziwić , ponieważ motocyklista do którego się przyłączyliśmy na początku, posiadał tylko nawigację z mapą i krótko mówiąc co jakiś czas się gubiliśmy . Bo na mapie nawigacji naniesione są różne drogi gruntowe , trzeba więc samodzielnie dokonywać wyborów .
Natomiast osoby z którymi przejechaliśmy praktycznie cały szlak posiadały pancernego laptopa Panasonic wraz programem Oziexplorer , mapą i bardzo gęsto naniesionymi puntami .
Jechali więc od punktu do punktu , praktycznie się nie gubiąc . Jadąc za nimi wydawało się, że droga jest łatwa , lekka i przyjemna a przejechali nią wiele razy .
Warto również zwrócić uwagę na jakość nawigacji, zwykłe nawigacje nie wytrzymują wielodziesięciokilometrowych skoków auta na tarkach , wysokich temperatur , a przede wszystkim wszechobecnego intensywnego pyłu (podobnie jak aparaty fotograficzne) .
Po przejechaniu tego szlaku . Pomimo że zawsze podróżujemy samotnie i bardzo to lubimy , polecamy na ten odcinek jechać na co najmniej 2 auta , raczej unikając motocyklistów (ze względu na to, że ciężko się im jeździ po piasku i mogą gdzieś czmychnąć w bok, pozostawiając nas na pastwę hien). Pamiętajmy , że usterka lub awaria zmuszałaby nas do porzucenia auta i poruszania się po pustyni piechotą co jest niezwykle niebezpieczne ze względu na niemożliwość zabrania dużej ilości wody ze sobą .
Klimatyzacja : lepiej ją mieć niż nie mieć (w sytuacjach skrajnych ją użyć). Widzieliśmy kilka aut przejeżdżających obok nas ze szczelnie zamkniętymi oknami , wydaje się nam jednak , że w tych temperaturach schłodzenie wnętrza auta polskim zwyczajem tylko o kilka stopni nic nie daje , bowiem w Polsce upał to nieco ponad 30 st. a tutaj przy 40 , siedzenie w zamkniętym dusznym pomieszczeniu auta przy temp 37 st. to wyzwanie. Pewnie należy schłodzić auto do 30 stopni – wyobrażam sobie katusze niezaaklimatyzowanego ciała po ewentualnej awarii klimy!!! ,Lub nagłe wyjście by odkopać i wyciągnąć auto z piasku!!! My mamy klimę – niestety nieczynną. Przejechaliśmy Maroko z otwartymi oknami.
Dla budujących swoją wyprawówkę – zauważyliśmy że pustynni podróżnicy , uwielbiają auta gdzie osobno jest kabina kierowcy a osobno część sypialna. Ze względu na pył , dobrze oddzielić te pomieszczenia i zamykać szczelnie na czas jazdy część mieszkalną. Odwrotnie radzimy podczas podróżowania w zimne rejony – polecamy połączenie kabiny z resztą i ogrzanie ich równo i w trybie ciągłym.
Jeszcze raz podkreślimy :nasz samochód nie był specjalnie przygotowany pod pustynię , nie mieliśmy ani specjalnych opon, ani filtru piaskowego. Po zjechaniu z pustyni wymieniliśmy filtr powietrza . Nie mieliśmy również nawigacji, ani żadnych szczegółowych map, jednak przejechaliśmy szlak tylko dlatego , że podłączyliśmy się do pary Francuzów. Nie polecamy jazdy samotnie bez map i GPS-u.
Posiadaliśmy trapy , które umozliwiają wyjechanie z grząskiego piasku i choć ich nie użyliśmy , nie wjeżdżalibyśmy powtórnie w piaski , bez posiadania ich.
P.S. Pamiętajmy , że w skrajnym wypadku – zagrożenia życia , płyn chłodzący z chłodnicy również nadaje się do picia i może Wam uratować życie .
Czy należy poważnie traktować te przestrogi? Chyba tak. Grupa polskich motocyklistów , którą spotkaliśmy jeszcze w Maroku, poczęstowała nas informacją o śmierci dwójki francuskich motocyklistów , po awarii ich motocykla na tym właśnie szlaku. Było to mniej więcej w czasie, gdy byliśmy w Maroku.
Deszczowa Francja
Deszczowa Francja 2-7 listopada 2013 r.
A Francja wygania nas od siebie , zamykając wszystkie kanały.
Zresztą pada praktycznie od wjazdu do niej . Zaczęło padać jak przyszliśmy do groty w Lourdes (czyli 5 godzin po wjeździe do niej).
Był pomysł aby jechać do Bretanii i Normandii na kamienne kręgi , jednak gdy zbliżaliśmy się do Bordeaux , były wręcz oberwania chmur z porywistymi wiatrami, a prognozy pogody nie pokazywały żadnej wielkiej poprawy , poza rzęsistym deszczem na najbliższy czas. Odpuściliśmy.
Wybraliśmy drogę w kierunku Niemiec zwykłymi drogami i żeby mimo deszczu przyglądnąć się tutejszemu życiu.
Mimo , że Francja ma mało darmowych przelotowych dróg , my wjechaliśmy w jakiś ich kanał , więc bardzo sprawnie poruszaliśmy się do przodu . Robiąc przerwy w hipermartetach czy w McDonaldzie . W hipermarketach oglądalismy bogactwo tutejszej kuchni : serów, wina i innych pięknie przygotowanych produków , w McDonaldzie korzystaliśmy z internetu .
Obserwujemy duży ruch na ulicach i wymarłe miasta i wsie . Sporadycznie można spotkać ludzi , czy dzieci ze szkoły , wszyscy jeżdżą samochodami .
Wiele wiosek jest nie oświetlonych , o zmroku w oknach domów mało świateł .
Wszystko wyglada bardzo wymarle , poza dużym ruchem na drogach .
A może Francuzi żyją w samochach ….???
Widać Francja chce pokazać nam się jak z najlepszej strony, pokazała nam piękne Leucate gdy jechaliśmy w tamtą stronę i cudowne Lourdes w tę .
Zaczęliśmy się śmiać , że fajne dla nas miejsca we Francji zaczynają się na L.
Już praktycznie przy granicy niemieckiej, również w miejscowości na L – Lure , Francja miała dla nas kolejną niepodziankę. Całe popołudnie spędziliśmy z francuską rodziną z servasu (organizacja otwartych drzwi www.servas.pl) .
Nasi gospodarze są bardzo inspirującymi osobami, 15 lat temu wraz 4 dzieci i 4 kotów samochodem z przyczepą spędzili 1,5 roku w podróży po Hiszpanii i Francji .Takiej wolnej, spokojnej . Takiemu życiu w podróży. Dzięki takim ludziom świat wydaje się prostszy i wolny od narzuconych schematów tego co powinno się robić, jak żyć .
Dziękujemy im za niesamowitą inspirację do życia po swojemu .
Lucette teraz na emeryturze – przez swoje zawodowe życie była pracownikiem socjalnym . Opowiadała, że w Francji jest duży problem alkoholowy z powodu nadmiernego spożycia wina praktycznie do każdego posiłku .
Luis jej mąż opowiadał, ze obecnie Francuzi już mniej piją . Jak on był dzieckiem, to jego ojciec nie pił wody tylko wino – 2-3 litry dziennie .
Zawsze słyszałam , że w tylko Polacy i Rosjanie piją . Podróżując po Europie , wiem , że piją wszyscy i to dużo . Różnica jest w zachowaniu po spożyciu alkoholu , ludzie zachodu bardziej zamykają się w sobie , ludzie wschodu bardziej otwierają .
A alkohol pod różnymi postaciami (piwa, wina wódki ) jest wszędzie ….. A codzienne picie alkoholu nigdy nie było u nas normą (piła garstka ludzi , która źle była postrzegana przez resztę , nie było nigdy przyzwolenia społecznego na takie picie ) .
W czasie calej podróży , jak również u naszych gospodarzy wyszedł tematu czasów polskiej komuny i głodu w tym czasie u nas . W telewizji mówiono im że w Polsce przez całą komunę (ponad 30 lat) był głód.
Bawiło mnie , gdy ludzie robili wielkie oczy i przewracał im się światopogląd gdy informowaliśmy ich , że przez te parę lat 3-4 stanu wojennego , gdy w sklepach nie było nic, ludzie mieli zapasy w domach , jedzenie było bardzo wysokiej jakośći i głodu nikt nie cierpiał . Nie było może luksusowych towarów jedzeniowych , czy egzotycznych owoców .
Właśnie egzotycznych owoców . Kiedyś pewna znajoma powiedziała, że w Polsce za komuny była bieda bo nie było pomarańczy. .
Właśnie taka bieda była , jednak były jabłka i ich nikomu nie brakowało .
Dziękując Francji za cudowną deszczową gościnę , masę przemyśleń , Wjechaliśmy do Niemiec i …… skończył się deszcz .