techniki
now browsing by category
Warsztat pranojedzenia u Galiny El-sharask
Warsztat pranojedzenia u Galiny El-sharas, Krym 01.-10.05 2019
Wszechświat od początku pokazywał i ostrzegał abyśmy sobie dali spokój. Już jadąc przez Polskę, mając napięty czas dojazdu na warsztat, zmagaliśmy się z porywistym wiatrem w drodze w kierunku Moskwy. Potem już poniżej stolicy Rosji coś zaczęło piskać w aucie. A jak już dojechaliśmy na miejsce, chciano zakwaterować nas w świeżo malowanym jeszcze cuchnącym farbą pokoju i ze zdumienia przecieraliśmy oczy na widok wnętrza hotelu pełnego ludzi imprezujących przy stole zastawionym misami z szaszłykami. Smród był taki że myśleliśmy, że to nie jest ten hotel z warsztatem.
Zabrakło w nas trzeźwości i przyznania się do tego, że to my się pomyliliśmy jadąc tu trzy i pół tysiąca kilometrów!!!
Bo co to za pomysł aby wybrać taką lokalizację. Uczestnikom wchodzącym w procesy niejedzenia raczej potrzebna jest przyjazna, miękka wibracja miejsca. A nie codzienny smród gotowanej baraniny, bo jak się okazało w kolejnych dniach pobytu hotel wypełniony był robotnikami z republik kaukaskich, którzy przyrządzali sobie samodzielnie posiłki- głównie mięsne.
W czasie warsztatu byłem 6 dni na wodzie i musiałem przechodzić przez falę odoru kuchennego gotowanych zwłok zwierząt. I to często baraniny która ma taki smród, że od opuszczenia pawia ratował mnie pusty żołądek. Wszystkie osoby będące na głodówkach wiedzą jaką wrażliwość osiąga się w kwestii zapachu, odczuwania energii, wibracji miejsc i osób, zatem prowadzący warsztat ma zadbać o wibracyjnie przyjazne miejsce! A nie hotel robotniczy, gdzie się pali papierosy i pije alkohol.
Niestety zakpiono z nas. W ofercie reklamującej całość wydarzenia był komfortowy hotel, po zgłoszeniu się na warsztat dopiero zostaliśmy poinformowani że tylko część z uczestników będzie miała pokoje z łazienkami. A w rzeczywistości nikt takiego nie miał. Uczestnicy gnietli się w trzy lub czteroosobowych pokojach mając do dyspozycji 2 toalety i prysznic z umywalką na 14 osób. Nam dano pokój w części hotelu robotniczego ze wspólną łazienką na 12 mężczyzn. Nic do nich nie mam, muzułmanie są czystsi od nas – tylko ta liczba osób powodowała że podczas dziesięciodniowego pobytu byliśmy tylko jeden raz pod prysznicem. Stanie bowiem po kostki w przypchanym baseniku prysznica używanym wcześniej intensywnie nie należy do przyjemności.j
A te przyjemności zażywali tylko uczestnicy, ponieważ organizatorzy, w tym Galina mieszkali w swoim własnym położonym w pobliżu domu. I przychodzili jak do pracy. To że jest to Rosja – to ściema, jest ona tak samo cywilizowana jak Polska, w szczególności tu nad morzem Czarnym, gdzie baza turystyczna jest potężna od lat.
I to właśnie potęgowało rozczarowanie nasze i innych uczestników z którymi rozmawialiśmy. Nad samym lustrem morza teraz przed sezonem pokoje dwu osobowe z łazienką zaczynają się od 60 zł od osoby, a koszt warsztatu był z wysokiej półki pranobiznesu. Były zatem środki by nie lokować go w hotelu robotniczym. Część uczestników przyjechała również odpoczywać po prostu nad morzem Czarnym, a mieliśmy około 1,5 kilometra do brzegu i co najmniej 20 – 30 minut drałowania z powrotem pod niezłą górkę. Spacery są zdrowe – owszem, pod warunkiem jednak że ich trasa nie przebiega w ruchu samochodów, jak w naszym przypadku.
Nic więc dziwnego że prowadząca warsztat Galina z każdym dniem była w gorszej kondycji psychofizycznej, która i tak nie była od początku górnolotna. Na pewno próbowała roztoczyć i utrzymać przestrzeń energetyczną. Jednak w tych warunkach dużo ją to kosztowało. Zapewne była od początku świadoma tej wtopy z lokalizacją warsztatu. Zwyciężyła wygoda i chęć zaoszczędzenia na zakwaterowaniu organizatorów.
Galinę poznaliśmy rok temu we Włoszech na zlocie Prana World Festiwal. Była wtedy kwitnąca. Coś się stało przez ten rok. Gdybyśmy byli tego świadomi nie przyjechalibyśmy tutaj.
A sam warsztat. Pierwsze dni to wycieczki po okolicznych górach połączone z medytacjami. Medytacje Galiny to coś co nas do niej przyciąga i na nie liczyliśmy. Niestety były tylko jedna, w nieliczne dni dwie dziennie, i też takie dni bez niej.
Każda sytuacja coś jednak wnosi w życie. Dla mnie była to puszczona bariera możliwości mojego ciała. Do teraz okresy na samej wodzie spędzałem wyłączony z życiowych funkcji, przeważnie słaby i obolały trzymałem się domu i łóżka. Teraz w trzecim dniu uznawanym za najtrudniejszy bez jedzenia, szedłem (co prawda ciężko) w kilkugodzinnym marszrucie przez góry, gdzie podejścia były całkiem konkretne. A po 6 dniach pijąc tylko wodę, nie widziałem upadku wagi ciała, co mnie bardzo ucieszyło, bo wcześniej bywało dramatycznie w tym temacie. Może to być takie „załapanie” projektowania wagi ciała.
Dla Brygidki czas był na odpuszczenie rozdrażnienia, wysiłek wniesiony podczas warsztatu i po nim – przyniósł skutki.
Oboje również zmodyfikowaliśmy swoje odżywianie, idąc w stronę lekkości i płynnej diety.
Wyjeżdżamy z mieszanymi uczuciami, rozczarowani, i wręcz z poczuciem oszukania nas przez twórców warsztatu. Warsztatu gdzie nie został zrealizowany program, a organizator potem przesyła przez Internet brakujące tematy – jako zapisy z innych seminariów – po naszych interwencjach. Warsztatu gdzie niektóre wykłady, jak np. nauka uzdrawiania były na bardzo niskim poziomie, ograniczającym się do suchego tłumaczenia zasad, stojąc nad ciałem osoby wziętej do demonstracji. Gdzie nawet dochodzi do spięcia pomiędzy prowadzącą a uczestnikiem, który zwraca uwagę że chciałby nie tylko usłyszeć jak się robi zabieg ale też to zobaczyć. Nie doszło do demonstracji procesu, ani wyjaśnienia tych emocji. Filozofia Galiny opiera się bowiem na pozytywnym nastawieniu do myślenia i każde złe, krytyczne słowo jest wielce niestosowne. Dla nas to wielka iluzja zamiatania pod dywan swoich emocji, racji, prowadzi to tylko do frustracji, a nie poznania kawałka siebie właśnie w stosownym miejscu – czyli na warsztacie.
Ten kurs był na znacznie niższym poziomie niż ten który kupiliśmy wcześniej przez Internet. Podobnie jak wcześniej kupione przez Internet warsztaty z których bardzo skorzystaliśmy jak np. praca z rodem lub oczyszczanie z pasożytów.
Słaby był też typowo marketingowy dzień poświęcony omawianiu preparatów oczyszczających, o których można sobie przeczytać po prostu w Internecie. Nie podobało nam się również wypełnienie przerw prowadzącej Galiny dodatkowo płatnym zabiegami energetycznymi lub konsultacjami. W programie warsztatu nie było ich przewidzianych w formie bezpłatnej, ani żadnej innej pracy indywidualnej, nawet pytania na osobności – choćby po to aby poznać samopoczucie uczestników. Powodowało to właściwie brak kontaktu z prowadzącym poza wykładem na sali.
Ciekawą sprawą lecz wprowadzającą zamieszanie było proklamowanie przez jej córkę surowej diety. Rodziło to sprzeczność kiedy Galina mówiła o opróżnieniu jelit jako sposób na powrót do harmonii ciała i jego samowystarczalność w zakresie witamin i minerałów, a jej córka o konieczności dostarczenia ciału zrównoważonej w witaminy i minerały diety. Może ma to ukryty sens, ponieważ warsztat ten przyciąga do siebie osoby w zdecydowanej większości które odżywiają się mięsem. Opowiadanie im o tym aby przestali w ogóle jeść – to czysta abstrakcja i fantazja. Zaawansowanych informacji o odżywianiu się czystą praną było zatem prawie nic, i tyle co nic się nowego dowiedzieliśmy. Warsztat uważam jest skierowany do osób które chcą się zorientować – co to jest w ogóle PRANA?
Hołd natomiast należy oddać mistrzowi kuchni , który przygotowywał surowe dania dla tych co chcieli jeść.
Pomysłowość i smak zup których próbowała Brygidka był wyśmienity. Kucharz był również mistrzem ceremonii witkowania w saunie – dziękujemy raz jeszcze.
P.S. Jednak dowiedziałem się czegoś nowego, gdy godzinę przed wyjazdem wziąłem sobie dodatkowo płatną sesję….
Koncepcja że warto posiedzieć w polu osoby wyżej wibracyjnej nie miała tu zastosowania że względu na stan psychofizyczny prowadzącej. Powyższy tekst zawiera nasze odczucia po warsztacie z pranojedką Galiną El-sharas .
P.P.S. Brygida słuchając prowadzonego przez obie panie „klubu szczęścia” po zakończeniu warsztatu, i słysząc rozpływanie się nad tym jak on wspaniale wypadł – ku zadowoleniu, szczęściu i radości wszystkich uczestników – zaprotestowała pisząc prawdę o warsztacie w komentarzu. Oraz to że rozmawiała z wieloma innymi uczestnikami którzy mieli podobne zdanie. Została natychmiast wyrzucona dyscyplinarnie z klubu, a jej komentarz usunięto. Podobnie wyraziła się publicznie podczas końcowego spotkania, gdzie każdy mógł wyrazić swoje zdanie. To że inne osoby nie zwróciły uwagi na to co im się nie podobało, przypisujemy obserwowanej przez nas w Rosji problematycznej komunikacji międzyludzkiej dotyczącej emocji i uczuć. Byliśmy uczestnikami klubu od 7 miesięcy i zawsze dziwiliśmy się dlaczego Galina miała tyle warsztatów, a na klubie szczęścia jest 10 osób? Może jednak wcale się te warsztaty nie podobają się tak mocno jak to mówią organizatorki.
Ale na pewno cała ta sytuacja przyjazdu na Krym jest pozytywnym aspektem warsztatu, bo tak nie przyjechalibyśmy tu, a podoba nam się półwysep teraz we wiosennej odsłonie.
Jak wyleczyłem się z alergii – historia Bartka 06.12.2016
Historia autentyczna sprzed około 9 lat, potwierdzona długim czasem wolności od alergii i wynikami sportowymi. Mój “domowy” sposób na tę przypadłość, która przeradzała się już w początkową formę astmy oskrzelowej.
Człowiek zimno – uczy jak rozbudzić wewnętrzne ciepło
Człowiek zimno profesor fizjologii
Rinad Sułtanowicz Minawalejew fizjolog, profesor Petersburskiego Uniwersytetu, jego pasją jest jak ludźki organizm adaptuje się do zimna, na przykładzie tybetańskiej jogi wewnętrznego ciepła „tummo” Prowadzi ekspedycje w Himalaje, gdzie uczestnicy siedzą na śniegu, tutaj filmik z Himalajów – polecam nawet tym co nie znają rosyjskiego
jak również na wyspy Kuzowa, gdzie uczestnicy mają możliwość posiedzenia w zimnej wodzie morza Białego.
Jego strona http://www.tapasyoga.ru/
Strona organizatorki Iriny (można pisać po angielsku) http://www.faraon-tv.com
My uczestniczyliśmy w warsztacie na Kuzowie niemieckim w 2016
Przed warsztatem siedzenie w zimnej wodzie, czy na śniegu itp. wydawało się czymś bardzo trudnym wręcz nie osiągalnym dzięki Rinady Sułtanowiczu Minawalejowi stało się to proste, wręcz naturalne. Jak jazda na rowerze, nic nadzwyczajnego.
Dziękujemy już ćwiczymy. Bartek siedział po zakończeniu seminarium 15 minut w morzu (temp 12 stopni) , a ja 2 minuty. Gdy przed warsztatem wskakiwaliśmy na kilka chwil i zaraz wyskakiwaliśmy.
Jeszcze raz dziękuje za możliwość poznania tak niesamowitego człowieka i możliwość uczenia się od niego.
Fizjologia jogi – Tummo wewnętrzne ciepło – 2 tydzień na Kuzowie
Warsztat Tummo (wewnętrzne ciepło) 18-23 lipca 2016 tydzień drugi
O warsztacie dowiedzieliśmy się pierwszego wieczoru pobytu na wyspie. Wania jeden ze strażników rezerwatu, gdy dowiedział się o naszych zainteresowaniach, zaraz poinformował nas, że za ponad tydzień przyjeżdża grupa od jogi, fizjologii jedzenia i tummo.
Bardzo nas to zaintrygowało. Nawet gdzieś pojawiła się myśl:
„Może pojedziemy do portu weźmiemy więcej rzeczy i przyjedziemy na warsztat jak nam pozwolą w nim uczestniczyć”.
Wszystko jednak potoczyło się samo, czas pobytu na wyspie mijał sam, przyroda i dobrzy ludzie dokarmiali, a nam nie chciało się wychodzić z tej przestrzeni, a co za tym idzie urywać tej cudownej energii wizytą w porcie.
W dzień gdy pojawiła się na wyspie grupa Tummo, było sporo zamieszania – gdyż przyjechały równocześnie jeszcze 3 inne grupy, takie zawirowanie energii po niesamowicie spokojnych ostatnich paru dniach. Dlatego chcieliśmy popłynąć na jakiś czas na bezludną wyspę obok i zobaczyć jak wszystko się potoczy. Bo do cywilizacji nie chciało nam się wracać -opuszczając raj.
Gdy już wchodziliśmy do łódki, przyszedł Wania z informacją, że Ci ludzie opodal, to ci od Tummo.
– Kto organizator – zagadnęłam.
– Irina, ta w czapeczce – i wskazał uśmiechniętą kobietę .
Podeszłam szybko aby się z nią przywitać i zapytać, czy możemy uczestniczyć w kursie.
Ucieszyła się z naszej propozycji.
– Ile nas to będzie kosztować? – zagadnęłam.
– Od Polaków nie będę brała pieniędzy – odpowiedziała.
Niesamowite! Tummo o którym marzył od jakiegoś czasu Bartek przyszło do jego życia samo i to jeszcze gratis. Kolejny przykład, że gdy się jest na swojej drodze, pieniądze są tylko dodatkiem do życia.
– Przyjedziemy za 2 dni – powiedziałam – bo teraz jedziemy na wyspę obok.
– Do zobaczenia – pomachała nam.
Gdy siedzieliśmy na wyspie obok wychodziły kolejne programy.
Bartek od lat marzył o tummo, a teraz mimo że został na niego zaproszony siedzi na wyspie obok.
Bo marzył również o pobycie na bezludnej wyspie.
Tylko gdzie sens i logika. Warsztat trwa tydzień, a na bezludną wyspę można pojechać zawsze.
Uwalniam się od uciekania od swoich marzeń
Realizuję swoje marzenia bez patrzenia się na innych
A u mnie znowu pojawiły się problemy z ciałem. Dwa dni temu skręcona noga może nie pozwolić do końca uczestniczyć w warsztacie. Coś niesamowicie sabotuje mój luz ciała.
Trzeba to zaakceptować.
Po dobie pobytu na bezludnej wyspie, wróciliśmy na główną wyspę, Irina (http://www.faraon-tv.com/) od razu przedstawiła nam prowadzącego Rinada Minwalejewa fizjologa, profesora uniwersytetu w Petersburgu, zwanego również „Człowiekiem Zimna”.
Rano były zajęcia z jogi, potem wykłady, połączone z wycieczkami po wyspie, do tego jedzenie z ogniska. Wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że zaczęło mocno padać i padało z małymi przerwami do ostatniego dnia warsztatu, kiedy wreszcie zaczęło się przejaśniać. Miało i to swoje dobre strony, gdyż z uwagi na deszcz i sztorm nie przypływali jednodniowi turyści. Był spokój cisza, energia zamknięta dla nas.
Zajęcia całkowicie na zewnątrz, wykłady pod namiotowym zadaszeniem trwały nadal – w końcu to tummo – technika utrzymania ciepła w ciele.
Poranna joga była wtedy gdy akurat nie padało, ja z uwagi na skręconą kostkę uczestniczyłam tylko na kilka procent. Jednak muszę powiedzieć, że były to zajęcia dla mnie na najwyższym poziomie. Przede wszystkim dlatego, że prowadzący szukał w tym co robi efektywności i naukowego poparci. Obalając przy tym całą ideologię, mistykę, a nawet energetykę – dla mnie może trochę zbyt ordynarnie.
Jednak w tym co dotyczy ciała i jego powiązania z nauką jest mistrzem. Jak pokazywał asany, to w taki sposób, aby wykonywać je najbardziej efektywnie. Dziękuję za te ćwiczenia.
Wykłady ograniczały się do teorii jedzenia, oddychania.
Aby zbytnio nie rozwodzić przytoczę kilka cytatów (mniej więcej tak jak to mówił profesor) .
„Ewolucja człowieka prowadzi począwszy od wszystkojedzących, wegetarian, wegan, raw food, frutarian, kończy na odżywianiu praną”.
Najzdrowsze jedzenie to takie jakie smakuje”
„Im więcej smaków, produktów, kuchni, jedzenia od innych osób – tym mniejsza szansa zachorowania na alergię, a im bardziej monotonna jest nasza dieta – dotyczy to również osoby gotującej, tym większa szansa zachorowania”.
„Nasze ciało wie najlepiej co jest dla niego zdrowe”.
„Z zamkniętymi ustami człowiek jest mądrzejszy (czyli gdy nie mówi), a zatrzymanie oddechu powoduje lepsze dotlenienie ciała”.
Jego teoria jest podobna do teorii Butejki o której pisaliśmy http://brygidaibartek.pl/zobacz-jak-oddychasz-a-moze-zbadaj-jak-przyswajasz-tlen/
„Człowiek Żyjący w większej kumulacji CO2 – w miastach ma więcej energii na działanie – biznes, pęd, pogoń. Człowiek żyjący na przyrodzie może tworzyć, jednak trudno mu działać w biznesach”.
Wszystko poparte badaniami naukowymi. Dla mnie czasami język za trudny, aby wszystko dokładnie zrozumieć. Choć z drugiej strony, ja wolę jednak działać niż tylko słuchać.
Oczywiście ewolucja ewolucją, jednak gdy wspominaliśmy o pranie wzbudzało to silne emocje u prowadzącego i części osób, na zasadzie – że te osoby kłamią, że to jest niemożliwe itp.
– Nie dziwię się, że ludzie na pranie uciekają od nauki, gdy ona nie tylko nie jest ich ciekawa, ale z nich kpi – odpowiedziałam raz ucinając dyskusję.
Nawet to, że my nie jemy mięsa było dla nich trudne do zaakceptowania. Zresztą zauważyliśmy, że ta Rosja którą znamy dzieli się co najmniej na dwa rejony – Moskwa i tereny na wschód, oraz Petersburg i tereny na północ. Tutaj w Karelii i na morzu Białym rzadko spotykamy turystów z Moskwy, z Pitera praktycznie jest większość. Dla tych z Petersburga wegetarianin to jakiś psychiczny gość. Mimo proponowanej przez profesora teorii rozwoju świadomości – nie skorzystali z sytuacji że wśród nich są wegetarianie – raczej byliśmy „płachtą na byka…” – ciekawości nie było…
Gdy mówiliśmy, że od dziecka nie lubiliśmy jeść mięsa – słyszeliśmy – „My na północy musimy jeść dużo mięsa, tłuszczu”
Tak, tak dużo się napatrzyliśmy, gdyż w zupie na 40 osób (10 litrów) lądowały dwie małe puszki mielonki jako mięso i tłuszcz. Patrząc na spożycie mięsa, tłuszczu i wielkości Rosyjskiej porcji – to Polska leży chyba na Antarktydzie.
Taka kolejna iluzja.
W tych potrawach nie ważne było mięso – jako mięso, ważny był smak i zapach mięsa. I on zaspokajał, dawał pełne bezpieczeństwo.
Petersburg dużo przeżył w czasie drugiej wojny światowej, o czym pisaliśmy ………. i może dlatego potrzeba jedzenia mięsa u tych ludzi jest tak silna. Choć w sumie, to należy zadać pytanie, dlaczego osoby jedzące inaczej wzbudzają w nich takie emocje???
Pytanie bez odpowiedzi…
Ja w swojej rodzinie nie miałam z akceptacją większych problemów. Nie znałam tego dopóki nie poznałam mamy Bartka, Bartek spotykał się z okłamywaniem co do składu potrawy i brakiem akceptacji tego co i ile chce jeść.
Uwalniam się od przymusu akceptacji przez innych mojego sposobu odżywania
Odżywiam się w sposób, który najlepiej służy mojemu ciału
Z dań kuchni polowej przyrządzanej na ognisku wybieraliśmy to co nie zawierało mięsa (czyli niewiele) i jedliśmy jedną chochelkę, czy łyżkę na dwie osoby. Krótki filmik z warsztatu (już był czas, że mieliśmy mało energii w kamerze i aparatach).
Nie możliwość wyjazdu z wyspy na obiecane wycieczki, padający deszcz, zimno, kończące się zapasy słodyczy (szczególnie zgłuszczonego mleka – rosyjskiego agresywnie słodkiego specjału) spowodowały, że nawet te porcje jedzenia, które jedliśmy – dla paru osób zrobiły się za duże.
Pojawiła się zawiść za to, że Irina nas bezpłatnie zaprosiła.
Pojawiły się jakieś głupie pytania, czy zawsze jak podróżujemy – nie kupujemy jedzenia itp.
Zareagowałam na to zbyt ambicjonalnie – zrobiło mi się przykro. Może dlatego, że po prostu nie mogłam iść do sklepu i kupić im coś na stół, a sama w namiocie nic nie miałam.
Choć w sumie to Irina nas zaprosiła na warsztat i im nic do tego.
Jednak wzięłam Bartka za rękę – poszłam do namiotu i popłakałam się. Wszechświat zareagował natychmiast, przyszedł Wania (strażnik rezerwatu) – przyniósł nam 2 pomarańcze! (i to właśnie w tym momencie – i nie chleb – tylko „luksusowe” w tym miejscu, na wyspach pomarańcze). Powiedział Zacharowi o incydencie, który zaraz też przyszedł, przyniósł cukiereczki i dżem.
Taki przykład, że zawiść innych osób – a tutaj były to niedowartościowane, otyłe kobiety, sporo młodsze ode mnie, wyglądające sporo starzej – nie ma na mnie wpływu, wszechświat o mnie dba – dostaję nawet największe dla mnie rarytasy!
Uwalniam się od przymusu przejmowania się zazdrością innych osób
Uwalniam się od przymusu walczenia o akceptacje u ludzi którzy są zawistni wobec mnie.
Wszechświat dba o mnie lepiej niż ja sama jestem sobie w stanie wymyślić
I na drugi dzień gdy znowu coś wymyślały – przypomniałam sobie pomarańczę, popadłam w stan – nie braku zależności od takich osób – ale przede wszystkim zaufania do Boga, że dba o mnie bardziej niż ludzie. Sytuacja tak się rozwinęła, że wręcz poczęstowały mnie grejfrutem.
Uwalniam się od zależności od ludzi
Uwalniam się od zależności od zawistnych kobiet
Uwalniam się od lęku przed zawistnymi, nieszczerymi, niespełnionymi kobietami
Żyję w pełnym zaufaniu do życia i Boga , wiedząc, że troszczy się o mnie lepiej niż mogę sobie wyobrazić.
Zwieńczeniem warsztatu była kąpiel w wodzie. Wszystko zostało poparte teorią dla umysłu, pokazano nam jak oddychać. Pogoda się nie chciała poprawić, dlatego siedzenie w wodzie nastąpiło dopiero w przeddzień zakończenia warsztatu – nadal jednak przy silnym wietrze i zimnej aurze (powietrze – 10 st., woda – 10-12 st. C)
Mnie już kilka godzin wcześniej zrobiło się tak zimno, że nie byłam w stanie wykrzesać grama ciepła z siebie. Na pewno przyłożyła się do tego cała ta nieprzyjemna sytuacja i puszczenie programu braku zależności od zawistnych kobiet. A może tylko jakiś jego odłamek, pokazujący mi, że nie mogę tego zrobić. Nie mogę być lepsza od nich. Bo te „wredne” kobiety nie weszły do wody. Tak samo zresztą jak ja. Ja zostałam w namiocie trzepiąc się z zimna i medytując.
Uwalniam się od przymusu nie wychodzenia ponad zawistne dla mnie osoby
Rozwijam swoje talenty, zdolności, niezależnie czy się to komuś podoba czy nie
Bartek na szczęście poszedł i wysiedział w wodzie 5-6 minut. Najbardziej mu doskwierała świadomość, że jak wyjdzie nie będzie miał się gdzie dogrzać, trudny był wiatr. Połowa w ogóle nie weszła do wody, 10 osób wytrzymało około 15 minut, 3 osoby razem z profesorem licząc siedziały 33 minuty.
Profesor cały czas przypominał tym co byli w wodzie, że tummo to nie technika cierpienia – jak ci zimno to wyjdź. Wszystko należy robić w swoim rytmie.
Uwalniam się od przymusu, że jak jest mi zimno, to zaraz muszę się dogrzać przy piecu, czy w pomieszczeniu
Pozwalam sobie oddechem rozgrzewać swoje ciało
Tak, siedzenie w zimnej wodzie, na śniegu itp. wydawało się czymś bardzo trudnym, wręcz nieosiągalnym. Jednak dzięki Rinady Minawalejewa stało się to prostsze, oswojone, wręcz naturalne. Jak jazda na rowerze, nic nadzwyczajnego. Cudownie spotykać takich ludzi, dla których rzeczy które robią są naturalne i proste. Wtedy można jak ja mówię łyknąć sobie od nich tej energii i uznać pozornie trudne rzeczy za normalne prawa natury
Dziękujemy – już ćwiczymy. Bartek siedział w morzu po zakończeniu seminarium, przez kolejne 3 dni – po 15 minut, a ja przez 2 minuty. To sukces bo przed warsztatem wskakiwaliśmy do wody na kilka chwil i zaraz wyskakiwaliśmy – krzycząc. Woda w tym morzu jest naprawdę chłodna, nie nagrzewa się. Dwa razy na dobę jest odpływ (1,5 m wysokości pływu), i codziennie jest świeża dostawa takiej „rześkiej do bólu zębów”. Nawet spotkaliśmy potem Rosjan biwakujących nad brzegiem morza , którzy się chwalili – że są tu drugi raz i za pierwszym razem nie dało rady, ale teraz krótko ale się okąpali.
Więcej na temat Profesora – Człowieka Zimna i organizowanych ekspedycji tummo na wyspy Sołowieckie i w Himalaje w następnym poście.
A na koniec ukazał się jeszcze jeden program ciekawy program. Gdy już „grupa tummo” pakowała się, przyszła inna grupa Rosjan, chcieli zając ich biesiedkę (zadaszone miejsce do siedzenia i palenia ogniska). Zachowanie to było agresywne i bez sensu, gdyż mogły im się pomylić rzeczy, pakunki. Jednak nowa grupa się wciskała, w pewnym momencie zaczęła niecierpliwie rozpalać ognisko i wnosić swoje rzeczy, gdy nasi znajomi byli jeszcze nie spakowani. Żadna argumentacja nie pomagała. Doszło do spięcia.
– Popatrz wczoraj nas „wyrzucili” z tego miejsca – teraz energia do nich wraca – zauważył Bartek.
„Wyrzuciło” nas 5 osób z trzydziestoosobowej grupy, pozostałe 25 – puściło całą sytuację mimo uszu udając, że ich nie dotyczy. Nie chciały zajmować stanowiska.
I …… energia wróciła tylko, a może przede wszystkim uderzając w tych którzy – nie chcieli zajmować stanowiska!
Energia w tym miejscu została nikt jej nie poczyścił, nie zrównoważył inną.
Nie wtrącanie się – gdy coś dzieje się na naszych oczach, to popieranie tego co widzimy, słyszymy.
– Co robić? – zapytacie, gdy nie chcecie wchodzić w konflikt.
– Zajmijcie stanowisko w swoim umyśle! Nie mówicie, że Was to nie dotyczy, jeżeli dzieje się to przy Was, jeżeli informacja do Was dociera, to na pewno jest dla Was.
Można sobie też wyobrazić jak widzi się rozwiązanie. Nie trzeba stać po żadnej stronie.
Potem okazuje się, że osoby słabe mają władzę na światem, bo innym nie chce się tracić energii na zajęcie stanowiska w jakieś sprawie…
Uwalniam się od przymusu puszczania mimo uszu spraw dla mnie istotnych
Zajmuję na poziomie energetycznym stanowisko w srawie, we wszystkim co do mnie dociera.
Grupa odjechała – my pomachaliśmy na pożegnanie i na wyspie znów zapanowała, piękna, słoneczna pogoda (nawet 25 st. w cieniu).
My dziękujemy za ten czas i bardzo polecamy poznanie Rinada Minwalejewa. A poniżej Bartek z kolegą Dimą cieszą się swoimi różnymi ciałami.
Akceptuję swoje ciało