technologie mocy
now browsing by category
Kazachstańskich szamanów rozgrywki…
Kazachstańskich szamanów rozgrywki… 25-30 lipiec 2019
Czy oni prowadzą jakieś zmagania? Oficjalnie nie, jednak tradycja posiadania plemiennego szamana jest stara. I jego funkcja także nie była tylko jako lekarza. Szaman to wojownik, który walczył i zapewniał ochronę swojemu plemieniu na poziomie energetycznym, w przestrzeni świata mniej widzialnego. Nic zatem dziwnego że dzisiejsi przedstawiciele tego wyznania toczą ze sobą boje… Opowiemy tu historię współczesną i jakże prawdziwą….
Była sobie Szamanka, szanowana za swoją skuteczność. Jej sława i moc zatem rosła na przestrzeni lat. Mieszkała za wsią, przy górze, na której odprawiała swoje rytuały, obrzędy – z biegiem lat miejsce to “otworzyło się” lub zostało tak “obmodlone” przez nią że urosło w niebywałą siłę. Ogłosiła go zatem jako jeden z szczególnych ziemskich portali gromadzących, czy przepuszczających przez siebie kosmiczne energie. Nauka przyrządami elektronicznymi potwierdziła to niezwykłe zjawisko.
Jej sława tak urosła że zaczęła się spotykać z osobistościami światowej rangi…. Zjeżdżały się tłumy potrzebujących, na naukę zgłaszali się chętni… Starymi sprawdzonymi rytuałami z ciał i krwi żywych zwierząt leczyli ludzi, pomagali w różnych sprawach, żyjąc skromnie, po staremu…
Jedna z jej uczennic zaczęła jednak zdradzać pociąg do nowoczesności. Weszła w kontakt z osobami które podpowiedziały jak teren góry zrobić prywatnym terytorium i jak go nabyć. Odeszła od starej szamanki, odcięła ją od możliwości korzystania z jej własnego miejsca mocy przy pomocy wysokiego płotu okalającego część góry, szczególnie pomiędzy domem starej szamanki a wzgórzem. Teraz sama leczy ludzi, modląc się nad nimi…. modlitwami z Koranu…
Odpowiedź jej starej nauczycielki był jednak zaskakujący – Bifatima bo tak się zwie sławna szamanka “przeniosła” energetyczną górę na sąsiednie wzgórze twierdząc że teraz inne miejsce ma moc……..
Lepiej sobie nie wyobrażać wojny na poziomie energii pomiędzy paniami. Mówimy tu o pierwszej lidze światowej, i to dotyczy obu pań. Pamiętajmy bowiem że w szamaniźmie tradycyjnym nie było ETYKI. Szamani jeżeli mieli powód to ze sobą walczyli, liczyła i liczy się MOC, skuteczność. Zatem to co zapewne nastąpiło po rozpoczęciu konfliktu mogło przypominać końcówkę ostatnigo filmu z Harym Poterem. Jeżeli uczennica to przeżyła musi być naprawdę dobra….. Tym bardziej że dzieli ich siedziby tylko jakieś 200 metrów.
Wciąż nie wiem po której stronie powinna stać moja sympatia, skrzywdzona została stara szamanka, która składała ofiary ze zwierząt co jest nie zgodne ze mną, jednak młodsza nowoczesna jeździ Range Roverem do której marki akurat mam słabość jakąś………..
Między nami nie doszło do spotkania, akurat Bifatima wyjechała na dłużej z domu…. Miejsce natomiast niewątpliwie jest silne. Słychać to w przekazach i treściach filmików Brygidy.
Ja natomiast miałem niezwykle przejrzyste sny na “nowym szczycie mocy”….tam bowiem zatrzymaliśmy się na nocleg.
W nocy pokazał się nam On, strażnik góry – jak nam potem opowiedziano, całkowicie niegroźny – to zaszczyt go spotkać. Ale o tym w nocy nie wiedziałem i zapobiegawczo nakryłem go słoikiem, tak by w nocy nie stanąć zaspany na coś co przypomina skorpiona…. Rano pod słoikiem było pusto…w tajemniczy sposób się ulotnił.
Przyjaciel Dolmen
Przyjaciel Dolmen 04.06.2019
Byliśmy u niego już kilka razy. I wracamy coraz częściej. Poznają już nas nawet osoby mieszkające obok niego, lub sprzedawcy w sklepikach. Jest usytuowany 20 km od Gelendżyka, jadąc główną drogą wzdłuż wybrzeża na wschód.
A są tu ciekawe osobowości. Dziadek z brodą tłoczy na świeżo olej z nasion sosny syberyjskiej, tzw. kiedra. Ma do dyspozycji bukową prasę, i podnośnik samochodowy do 10 ton. Proces tłoczenia trwa dobę, tak by osiągnąć suche wytłoki. Je kupujemy dla sikorek, które siadają na rękach wokół dolmena. Można napić się u niego herbaty z bardzo starego, zabytkowego samowara, opalanego węglem drzewnym – czyli z tzw. „duszą”. Snuje przy tym napoju opowieści, barwnej treści….
Jest też „strażnik” , człowiek który mieszka tu od kilkunastu lat opodal w lesie – w namiocie. Oczywiście klimat temu sprzyja, śnieg to rzadkość. Jednak zimowe plus pięć i wysoka wilgotność w powietrzu wybrzeża to nic przyjemnego i taki sposób na życie wprawia nas w podziw. No, z metala to on nie jest, jesienią gdy tu byliśmy prosił nas o plastry rozgrzewające na korzonki. Dostał je w komplecie z pasem z wełny wielbłąda. Teraz dziękował za całą zimę, bo jak stwierdził – jesienią założył pas i na wiosnę go zdjął.
Z tym pasem to była niezła historia. Kupując go tak do końca nie pasował mi, i nie używałem go. Teraz z perspektywy czasu widzę że kupiłem go dla kogoś , pod zamówienie, a potem byłem aniołem dostarczycielem.
Przypominam sobie takie sytuacje w życiu, kiedy nie wiedziałem „po co ja to kupiłem?„
Może większa otwartość na dawanie w przeszłości – odpowiedziała by mi na to pytanie.
A dolmen jak stał tak stoi. Nic bardziej mylnego. Za komuny w górach wykonano zbiorniki na wodę. Podczas ulewnych deszczy pękły i woda zmyła zbocze wraz z dolmenem. Ponoć jakieś francuskie dotacje uratowały zabytek. Wykonano drogę do doliny, odszukano głazy w błocie i wykonano renowację. Całość jest ładniejsza od stanu wcześniejszego.
Byliśmy tu w lecie, jesienią, a teraz wiosną. Po zimie dolmen jest energetycznie wypoczęty i to nam najbardziej odpowiada…
Tym razem to my jednak coś przynosimy. Troszkę inną wibrację niż zwykle tu króluje. Jesteśmy po oczystkach i mając zupełnie puste jelita pijemy tylko rozcieńczone wodą, świeżo wyciskane soki. Sami czujemy zmianę. Życie z pustymi jelitami jest niesamowite – uskrzydla.
Mniej mi przeszkadza niż poprzednim razem zapadnięty brzuch. Nic w tym przecież dziwnego – jelita są puste, a nie wypchane gnijącym, fermentującym żarciem.
Kanion rzeki i jezioro Czirkejskoje
Kanion rzeki i jezioro Czirkejskoje 18-20.09.2017
Serpentynami po asfaltowej drodze mijamy wzniesienia, tak by za kolejnym razem pokonać przełęcz i dotrzeć na brzeg wielkiego krystalicznego jeziora Czirkejskoje. Jego brzegi i góry wokół są kamieniste lub raczej skaliste z małą ilością zieleni. Po piaszczystej i trawiastej równinie Kałmucji zmiana jest niesamowita. Taka zmiana daje satysfakcję i przypomina o wdzięczności za możliwość doświadczania kolejnej przestrzeni z jakże odmienną energetyką.
Jestem wdzięczny za możliwość pójścia w nowe…..
A samo jezioro ma opinię krystalicznego i rzeczywiście woda jest tu przejrzysta. Powstało po wybudowaniu zapory wodnej produkującej do dzisiaj prąd, a mieszkańcy wysiedleni z rejonu zbiornika mieszkają w pobliskim miasteczku i mają elektryczność za darmo. Zapora wodna wybudowana za komuny przypomina tę z której James Bond skoczył na bungee.
Korzystamy z uciech kąpieli wodnych , bo temperatura powietrza nadal dochodzi do 30 stopni…
…nagle powietrze przeszywa ostry świst…….widzimy jakiś samolot zapewne z turystami lecący nad jeziorem – no tak to przecież Rosja – lubią latać samolotami, helikopterami…….
………zaraz… zaraz on jest wielki jak odrzutowy samolot pasażerski…….
……….. i obniża swój lot nad samą wodę – o taką fantazję nie posądzaliśmy biura podróży – lot nad lustrem wody – niesamowite…… teraz strumień powietrza z silników wzbija pióropusz wody za samolotem……..a on sam jakby prawie muskał powierzchnię……widać tutaj asów pilotażu też nie brakuje….
i już teraz w ogromnym rykiem zwielokrotnionym przez echo otaczających gór wzbija się w przestrzeń nieba…….niezła wycieczka. A spektakl specjalnie dla nas…..dziękujemy.
Rozwiązanie zagadki kto do nas przyleciał tego dnia przychodzi niebawem. Jakiś mężczyzna informuje nas że był to pożarniczy samolot który lecąc nad powierzchnią jeziora wysuwa specjalne klapy i zagarnia do swojego wnętrza ponoć około 60 ton wody. Gasi nią płonący las. Konstrukcja Made in ZSRR. Godzinę później przyleciał jeszcze raz , i to były jedyne dwa widowiska na przestrzeni trzech dni które spędziliśmy w pobliżu jeziora. Raz jeszcze dziękujemy.
A my podczas pobytu poznajemy grupę właścicieli motorówek świadczących wycieczki po jeziorze. Biorą opłatę za całą motorówkę – czekamy zatem na innych turystów którzy dołożyli by się nam do rachunku (nie tak wcale niskiego) i popłynęli do wnętrza kanionu rzeki która wpływa do jeziora. Bardzo sympatyczni i gościnni przewoźnicy zapraszają nas na herbatę, sałatkę warzywną i specjalny chleb “sałony”. Jest to odmiana miejscowa chleba – ma kształt warkocza zwiniętego w krążek i jest wypiekany w tłuszczu lub z tłuszczem. Świetny…….niebezpiecznie dobry, niebezpiecznie….. bo po kilku miesiącach bez spożycia mąki znowu zaczynam podgryzać…….chleb.
Niestety jest już lekko po sezonie klientów brak, lub tacy co przyjeżdżają swoją grupą. Dlatego z wielką radością przyjmujemy prezent w postaci krótkiej wycieczki po lustrze jeziora na bezludną wysepkę – tak przy okazji odwiezienia na nią innych turystów. Pęd ciepłego powietrza, bryzgi fali i całkiem spora prędkość łodzi napędzanej około 200 konnym silnikiem daje poczucie lotu po wodzie…….
Kaukaskich prezentów ciąg dalszy………..niesamowite……..
W drogę w kierunku szczęścia
W drogę 11 sierpnia 2017
Kiedy w grudniu 2016 przyjechaliśmy do Polski,myśleliśmy, że za 2-3 miesiące ruszymy znów w drogę.
Życie napisało jednak scenariusz i tak zostaliśmy na osiem miesięcy.
Był to jednak niesamowity czas wglądu w siebie, poznania nowych cudownych ludzi, czas niesamowitego wzrastania w świadomość, czas odpuszczania tego co stare, co trzyma i nie pozwala rozwinąć skrzydeł.
Przyczynił się do tego m.in. balanser zbudowany przez nas wg technologii Keshe.
Nauczyciel, który otworzył nasz dom na innych ludzi, były dni, że od rana do wieczora korzystały z niego różne osoby. Jedni zaprzyjaźniali się z balanserem i jego energią, inni przychodzili z ciekawości, jedni chcieli poszerzać świadomość , inni po prostu szukali pomocy w trapiących ich chorobach.
A balanser ……. dawał każdemu to co potrafił przyjąć, na co był otwarty. U jednych działy się cuda, a inni niczego nie doświadczali.
Wg badań radiestezyjnych balanser nasz ma ok 50 000 bovisów. Więc mieszkaliśmy w miejscu mocy.
Więcej o balanserze na naszym blogu http://brygidaibartek.pl/kapiel-w-plazmie/
Obecnie główną opiekunką balansera jest Dorota Szczepanik i osoby chcące z niego skorzystać mogą się z nią umawiać – jej telefon 668 426 174
Mimo, że wzrastałam bardzo dynamicznie, rodziło się we mnie niecierpliwość wyjazdu, robienia tego co najbliższe memu sercu.
Już, już chciałam jechać, a życie pisało swój scenariusz dając kolejne sprawy do załatwienia i wstrzymując wyjazd.
Odpuszczałam napięcia, jednak one przychodziły …….
A napięcia, pragnienia to poczucie bycia nieszczęśliwym.
Uwalniam się od przymusu bycia nieszczęśliwą
Pozwalam sobie na szczęście
Brak bycia w drodze rekompensowaliśmy krótkimi wyjazdami:
– 3 tygodniowym wyjazdem do Bośni, Chorwacja – kwiecień-maj.
-2 tygodniowym na Kongres otwartego serca w Poznaniu, a potem nad Bałtyk (na konwencie opowiadaliśmy jak podróżujemy poniżej filmiki z naszego wykładu)
i króciutkim zaledwie 4 dniowym wyjazdem nad nasz kochany Balaton w naszą trzecią rocznicę ślubu.
Czas w domu uprzyjemniała kotka Szkłudusia, oraz bażanty, zające i sarenki, które zaczęły podchodzić blisko domu. To niesamowite patrzeć dzikiej sarence prosto w oczy i żyć obok siebie, nie wchodząc sobie w drogę, tylko ciesząc się wspólnym towarzystwem.
Jestem jednością
I gdy wreszcie odwiązały się wszystkie kotwice i zaczęliśmy się pakować nastały upały, które to wszystko spowalniały….
I nareszcie nastał moment kiedy podziękowaliśmy przestrzeni za ten czas, za niesamowite wzrastanie – powiedzieliśmy do zobaczenia i ruszyliśmy …..
Zapytacie – gdzie?
– Do Rosji i tyle na ten moment.
– Gdzie dalej – tam gdzie poprowadzi nas serce.
Naszą podróż nazwaliśmy
„Podążniem w kierunku stania we własnej sile”.
Zapraszamy teraz na bloga, postaramy się regularnie go uzupełniać.
Wiem, że mamy zaległości 8 miesięczne jeszcze z krańców Norwegii i Finlandii, ale muszą poczekać na lepszy czas.
Teraz czas na nowe.