kuchnie świata

now browsing by category

 

Siergijev Posad – prawosławny Watykan

Siergijev Posad 10 czerwca 2015

 

 

Żegnając naszych wspaniałych przyjaciół podążyliśmy w kierunku Siergijew Posad, dla rosyjskich prawosławnych jednego z ważniejszych miejsc kultu, do ławry Troicko-Siergijewska.

 

Jest to ok. 70 km od Moskwy na północ. Już z daleka migotały złote kopułki, pokazując nam kierunek jazdy.

Przed wejściem budka z kwasem monastyrskim, nie tylko tanim (0,5 litrowy kubeczek 25 rubli – 2 zł.), to jeszcze wyglądającym na domowy – tzn. bez sztucznego gazu, tylko naturalna fermentacja.

 

 

Gdy wchodzimy do środka witają nas straganiki z monasterskimi wyrobami, tanimi, świeżymi i bardzo smacznymi. W monasterskiej stołówce ceny również dalekie od moskiewskich, czy nawet polskich – kawa, herbata za 1-1,5 zł.

 

 

 

Bułeczki, ciasteczka własnego wypieku, ciepłe, pachnące. Śmialiśmy się wyjeżdżając z Moskwy, że wszystko fajnie, ale kuchnia tutejsza nie nadaje się dla nas do niczego. W Moskwie modne są bułeczki – pierożki drożdżowe zawinięte w folię – mające gumiasty smak. Wszystko w przemysłowej, bezsmakowej wersji, a tutaj taka miła niespodzianka.

 

Odpuściliśmy rosyjskie jedzenie i ono pokazało się nam w najlepszej krasie.

Tak… odpuściliśmy je, a ono zaprezentowało się najlepiej jak potrafiło.

Do tego w monasterskiej stołówce dania również postne – co znaczy bez nabiału, jajek, ryb i mięsa. Taka wegańska forma rosyjskiej kuchni. Rewelacja.

Tak przyjechaliśmy tutaj aby cieszyć się jedzeniem i piciem, szczególnie my którzy chcą odwiązać się od jedzenia.

 

 

 

A sam monastyr pielgrzymkowo – turystyczny.

Zderzenie kultur, gdzie azjaci przykładają wręcz obiektywy do głów osób całujących ikony w cerkwi. Jedni tutaj dla umysłu inni dla ducha.

A po co my?

Oczy nasycone pięknem architektury, podniebienie prostymi smakami, a duch?

Właśnie, gdzie duch…..

Siadam w jednym z monastyrów w zgiełku turystów. Jak mam medytować? Zadaję sobie pytanie.

Jednak gdy zamykam oczy wchodzę w świat ciszy, głębokiej medytacji, przenoszę się w dawne czasy , obserwuję obrazy pętania sznurami i topienia, odcinania głowy ………..

 

 

Gdzieś wewnątrz rodzi się lęk przed zależnością od innych, uszkodzeniami ciała, śmiercią.

– Ileż jeszcze razy będę obserwowała te obrazy z przeszłości – pytam?

– Tyle razy póki nie odpuścisz lęku.

– A jak go odpuścić?

– Jak zaufać tak na 100%?

– Zostawiając wszystkie przywiązania do ciała, życia i oddając się w ręce siły wyższej.

Tak i znowu pojawia się lęk przed zależnością, bo inni zrobili tyle krzywdy….

 

Odpuszczam krzywdę którą zrobili mi inni, pozwalam sobie przebaczyć im i ufać oddając się sile wyższej w prowadzenie.

 

Ojjj, tak Sergiuszu z Radoneża prowadź nas. Pomóż odciąć stare krzywdy i pójść nową drogą, drogą miłości i światła,

 

 

Gdy odwiedzam relikwie Sergiusza słyszę – pamiętaj o sobie gdy pomagasz innym, miej w tym radość, zatrać się Bogu, miłości, radości, a nie pomaganiu.

Pomaganie to efekt uboczny miłości i radości.

I tak spacerujemy od fresku do ikony. Bartek próbuje odczuwać energię bijącą ze scen i postaci. Jedne go przyciągają inne odpychają, w zależności kto je malował i kogo uwieczniono.

Nie wiedząc kiedy mija nam prawie cały dzień w Ławrze, na medytacjach, spacerach, jedzeniu, piciu pysznego kwasu.

 

 

Nasyceni nim, dziękujemy za gościnę, dobre słowa. Gdy już odchodzimy na pomniku Sergiusza przed wejściem do ławry, a bardziej na jego pomnikowej głowie usiał gołąb, pokazując że najważniejszy dla nas jest pokój umysłu.

 

Pozwalam aby w moim umyśle zapanował pokój.

 

 

Dziękujemy temu miejscu za cudowną gościnę. Na pewno będąc w pobliżu zawitamy z radością.


 

Więcej https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%81awra_Troicko-Siergijewska

Ławra Troicko-Siergijewska (ros. Троице-Сергиева лавра) – założony w 1345 męski klasztor prawosławny (ławra) w mieście Siergijew Posad, jeden z najważniejszych monasterów Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej.

Pierwszy człon nazwy monasteru odnosi się do Świętej Trójcy, której św. Sergiusz poświęcił pierwszą cerkiew; drugi związany jest z osobą założyciela[1].

Rys historyczny

 Monaster został założony w 1345 przez Sergiusza z Radoneża, który zbudował na Wzgórzu Makowieckim pierwszą drewnianą cerkiew i zgromadził wokół siebie pierwszą wspólnotę monastyczną. Do końca XIV wieku mnisi rozbudowali zabudowania klasztorne, a w 1355 Sergiusz sporządził opis modelowego klasztoru prawosławnego i zainicjował akcję zakładania nowych monasterów na całym terytorium Rusi. Mnisi z monasteru przyczynili się następnie do powstania ponad 400 takich obiektów (w tym m.in. Monastyru Sołowieckiego). Pierwsze zabudowania klasztoru Trójcy Świętej zostały jednak zniszczone przez Tatarów w 1408.

W 1422 mnisi prawosławni z Serbii, którzy schronili się na Rusi po bitwie na Kosowym Polu, wybudowali pierwszy murowany sobór Świętej Trójcy (Troicki) w obrębie monasteru. Obiekt został bogato udekorowany freskami, zaś przy wykonywaniu tej dekoracji malarskiej oraz przeznaczonych dla świątyni ikon pracowali słynni artyści, m.in. Andriej Rublow, którego wizerunek Św. Trójcy stanowił centralną część ikonostasu cerkwi. Sobór był również miejscem chrztów wielu rosyjskich arystokratów i nabożeństw, jakie były następnie odprawiane w ich intencji.

 W 1476, z polecenia Iwana III, w kompleksie zabudowań monasteru architekci z Pskowa wybudowali cerkiew św. Ducha. Dalsza rozbudowa obiektu miała miejsce za rządów Wasyla III i Iwana IV Groźnego, kiedy wzniesiony został sobór Zaśnięcia Matki Bożej, mający być powiększoną i upiększoną kopią świątyni pod tym samym wezwaniem znajdującej się w obrębie moskiewskiego Kremla. Jeszcze w II poł. XVII wieku trwały prace dekoratorskie w tej świątyni, wykonywane przez grupę artystów z Jarosławia. W tym czasie powstał słynny ikonostas oraz stanowiąca jego część ikona Szymona Uszakowa Ostatnia wieczerza. Monaster należał do najbogatszych w Rosji, był również jednym z najsłynniejszych centrów kronikarstwa i ikonopisania. Pod koniec XVI wieku obiekt został otoczony dodatkowym murem obronnym z dwunastoma basztami, który zastąpił dotychczasową palisadę. Dzięki temu wytrzymał szesnastomiesięczne oblężenie prowadzone przez wojska polsko-litewskie rozpoczęte we wrześniu 1608. Śladem po nim są zachowane pociski w murach monasteru.

 Kompleks klasztorny został poważnie rozbudowany w XVII wieku, kiedy młody Piotr I dwukrotnie ukrywał się przed przeciwnikami politycznymi w murach klasztoru, oczekując na nadejście wiernych sobie jednostek wojskowych. Wzniesiono wówczas carski pałac „Czertogi”, pięciokopułową cerkiew św. Jana Chrzciciela ponad bramą monasteru, rozbudowano budynki mieszkalne dla mnichów, zaś nad wykopanym w 1644 świętym źródłem na klasztornym dziedzińcu zbudowano ozdobną studnię. Protektorką monasteru była również caryca Elżbieta, która corocznie pielgrzymowała pieszo do monasteru, któremu w 1744 roku nadała godność ławry. Wówczas to na jego czele stanął metropolita moskiewski, a klasztor otrzymał statut stauropigii. Oznaczało to, iż mimo posiadania zwierzchnika spośród braci – archimandryty, uzależniony był odtąd bezpośrednio od lokalnego biskupa.[1] Caryca Elżbieta sfinansowała również budowę kolejnej cerkwi refektarzowej, połączonej ze szpitalem monasteru oraz klasztornej barokowej dzwonnicy wzniesionej przez architektów Iwana Miczurina i Dmitrija Uchtomskiego. Przez cały XIX wiek monaster nadal należał do najbogatszych ośrodków życia religijnego w Rosji, posiadał również imponujące zbiory manuskryptów, ksiąg i zabytków sztuki sakralnej.

 Po rewolucji październikowej, w 1920, ławra została zamknięta, a jej budynki oddane na cele administracyjne lub zamienione w muzea sztuki. Nie przeszkodziło to rządowi, już po dojściu do władzy Józefa Stalina, sprzedać lub zniszczyć wielu elementów cennego wyposażenia klasztornych cerkwi, w tym wszystkich dzwonów. Dopiero w 1945 Stalin zdecydował o częściowym oddaniu zabudowań ławry w ręce Cerkwi Prawosławnej, a w roku następnym zgodził się na ponowne odprawiania nabożeństw w soborze Zaśnięcia Matki Bożej. Do 1983 archimandryci ławry byli równocześnie patriarchami moskiewskimi, zaś w zabudowaniach trwały prace remontowe. W 1993 odnowiona ławra została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Sobór Zaśnięcia Matki Bożej jest miejscem pochówku cara rosyjskiego Borysa Godunowa oraz metropolity moskiewskiego Innocentego i patriarchy moskiewskiego Aleksego I

Bez zapachowe truskawki- w stronę Rosji

Bez zapachowe truskawki – łotewskie impresje 7 czerwca 2015

 

 

Na targu Daugavpils wącham truskawki

One są bez zapachu mówi stojący obok mężczyzna

bo są z Polski dodaje

Zaczynam się śmiać

W Polsce są i dobre i przemysłowe jak te dodaje.

Nie mają jeszcze dobrych swoich więc kupują polskie przemysłowe.

Polskie truskawki są różne, jednak szczególnie odmiana Senga zwana również kaszubską ma sobie całą poezję smaku. Pisaliśmy o niej http://brygidaibartek.pl/pozegnanie-z-morzem-morskie-refleksje-i-nie-tylko/

Rośnie dobrze na piaskach, u nas górach niespecjalnie, ale można próbować.

Targ ugościł nas przepysznym domowym kwasem chlebowym (1,5 litra za 1 euro)

Napojeni i rozbawieni pojechaliśmy ku granicy z Rosją, powoli,bardzo powoli gdyż Unia zatrzymywała nas robotami drogowymi.

 

 

Przed samą prawie granicą wypiliśmy kawę z ciastkami od Bartka mamy.

 

 

Pomachaliśmy Unii, powiedzieliśmy, że wrócimy za jakiś i stanęliśmy na rosyjskiej granicy. 

 

Uzdrowisko wśród sosnowych lasów Druskienniki

5-6 czerwca 2015 Uzdrowisko wśród lasów Druskienniki

 

 

W Druskiennikach w 1996 roku spędziłam 2 tygodnie, zapamiętałam je jako lekko zaniedbane, jednak przy tym spokojne, położone w lasach – głównie sosnowych, gdzie sam zapach drzew leczył.

Ulubione miejsce odpoczynku Piłsudskiego. Od co najmniej stu lat wraz ze swoimi wodami leczniczymi stanowi kompleks sanatoryjny .

Wiele razy gdy jechaliśmy do, czy ze Skandynawii byłam się do niego wstąpić, aby nie zobaczyć jego nowoczesnej odsłony połączonej z wycinką pięknego parku. Wolałam aby został w pamięci ten stary obraz kurortu, bardziej niż nowy, nieznany zapewne zmieniony na bardziej ucywilizowany. Słyszałam o letnim stoku narciarskim, super nowoczesnym aquaparku.

 

 

 

I ……… jakie było moje zdziwienie gdy zobaczyłam, że miasto co prawda bardziej rozbudowane niż kiedyś, dalej znajduje się prawie w lesie, a park na nowoczesnych działaniach wiele nie ucierpiał.

Takie miłe zaskoczenie, często boję się zmian, a tutaj przykład, że wcale nie muszą prowadzić w gorsze, może nawet w lepsze…….

 

Otwieram się na zmiany w nowoczesność

 

Dalej panuje tutaj energia spokoju, a zapach sosny rankiem i wieczorem roznosi się po okolicy, dając naturalne inhalacje.

Niemen w dolince leniwie płynie z jemu tylko znanym spokojem i majestatem.

W parku nasadzeń kwiatowych nie powstydziłby się królewski park, czysto schludnie przestrzennie, zielono. Można kilometrami spacerować po lasach, pływać po Niemnie czy jeździć na rowerze oddając się kontakcie z naturą. Można również zanurzyć się w uroki kurortu jeżdżąc latem na nartach, czy spędzając dzień w Aquaparku.

 

 

 

No właśnie w aquapark www.aquapart.lt (nie wolno w środku robić zdjęć) 

 

 

 

Raczej miłośnikami aquaparku nie jesteśmy, jednak ten zagadał i to bardzo. Czyżby miał być odpowiedzią na prośbę Bartka o zmyciu z ciała wszystkich przerobionych energii w domu w ciągu dwóch ostatnich miesięcy?

Po cudownym noclegu nad jeziorem, ok. 10 km od Druskiennik na drodze z Leipalingis (zjazd przed campingiem)

 

 

 

rano postanowiliśmy wejść do aquaparku, kupiliśmy jak nam się wydawało bilet (basen i sauny) z dużą nadstawką dla nas – na 3 godziny (20,5 euro na osobę) – weszliśmy do środka (zazwyczaj 1,5 – 2 godziny nam całkowicie wystarcza)

Obiekt okazał się potężny – baseny wewnętrzne i zewnętrze, sztuczne fale, rzeka, gdzie można pływać na dużych dmuchanych oponach, 5 czy 6 zjeżdżalni – od przyjemnych (gdzie zjeżdża się na oponach) po bardzo ekstremalne i co najważniejsze dla nas łaźnie składające się z 20 saun suchych i parowych o różnej temperaturze i wilgotności. Wypoczywalnie, lodowa komnata, kawiarnie, bar w wodzie i ……

Do tego bezpłatne programy saunowe, co godzinę czy nawet pół.

Istne szaleństwo. Umysł może nie odpoczywa, gdyż maszyny czuwające nad pracą tych wszystkich urządzeń wydają pomruki, ale ciało jest zachwycone, dopieszczone.

Najpierw skorzystaliśmy z programu „aromaty”, gdzie wypociliśmy się w suchej saunie zostawiając wraz z potem wszystko co stare i niepotrzebne. Potem zapodaliśmy sobie program „maseczka na twarz”. W parowej saunie najpierw otworzyliśmy pory, a potem posmarowaliśmy się błotną maseczką wraz z olejkami eterycznymi. Poprosiliśmy wszechświat aby do gliny weszło wszystko co przeszkadza nam cieszyć się naszą prawdziwą twarzą. To wszystko co narzuciła nam rodzina, schemat.

 

Uwalniam się od tego kim mam być i jak chcą mnie widzieć inni.

 

Pozwalam sobie pokazać innym moją prawdziwą twarz

 

Potem był program soli na całe ciało, gdzie smarowaliśmy się w parowej saunie mieszanką soli z aromatami, zostawaliśmy pod jej działaniem 10 minut, wypacając wszystko to – co przeszkadza i wstrzymuje nas przy pójściu swoją drogą.

 

Idę swoją drogą z podniesioną głową

 

Potem jeszcze był program miód, gdzie znów jak solą w parowej saunie smarowaliśmy się mieszanką miodu z aromatami. Zabieg ten uspokoił nasze ciało dał mu gładkość i delikatność.

Delikatność i czułość to cechy , których nam bardzo potrzeba

 

Otwieram się na czułość i delikatność w moim życiu

 

W między zabiegami były baseny, zjeżdżalnie, inne sauny, nie było czasu na odpoczynek, w sumie spędziliśmy w kompleksie 3,5 rodziny (3 euro dopłata za 30 minut). Dlatego polecamy wykupić cały dzień.

Na koniec ułożyliśmy się nago na tarasie zewnętrznym i pozwoliliśmy by słońce napełniło nasze ciała ( w saunach dozwolone jest chodzenie nago, są również zabiegi tylko dla gołych ( jest na nich mało ludzi – my byliśmy na miodzie i soli).

 

Tak, tak… zdecydowanie była to odpowiedź na prośbę Bartka – ze zregenerowanym ciałem wyszliśmy z kompleksu, aby wśród pięknej przyrody dać szansę umysłowi na regenerację.

Jedno czego brakowało mi w aquaparku to basenu z wodami mineralnymi. W pozostałym aspekcie bardzo sympatyczny, bez głośnej muzyki. Jak na aquapark bardzo spokojne.

Druskienniki również nakarmiły nas daniami regionalnymi – pyszną babką ziemniaczaną (bez skwarek), plackami z mąki gryczanej mieszanej z twarogiem, napoiły kwasem chlebowym, domowym w bardzo przyjemnej knajpeczce przy jeziorku.

 

 

Dziękujemy temu miejscu za cudowną regenerację ciała, umysłu, za smaki tutejszej kuchni w najlepszym wydaniu.

Na pewno to miejsce pozostanie w naszym sercu i będąc w pobliżu już nie będę bała się tu wstąpić.

Jest to miejsce gdzie jeszcze docenia się to, że przyroda regeneruje – mikroklimat miejsca, lasy sosnowe, spokój, wody mineralne, a wszystko w towarzystwie spokojnej rzeki Niemen

Jest to subtelna regeneracja, dla nas fantastyczna. 

 

 

I z nową energią ruszyliśmy dalej, aby na wieczór a może już noc

zawitać do Wilna z krótką wizytą. 

 

Wielkanoc o zapachu dymu z parowozu w drodze do Polski

Wielkanoc o zapachu dymu z parowozu Banja Kanjiza 2-6 kwiecień 2015

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Zjeżdżając do centrum miasteczka nie przypuszczaliśmy, że zostaniemy tutaj na dłużej.

Kompletnie nic na to nie wskazywało. Chcieliśmy się rozprostować i jechać dalej na południe.

Stanęliśmy praktycznie pod knajpką czynną do 24.

W środku okazało się, że jest WI-FI, jakaś niewidzialna siła kazała mi sprawdzić miasteczko

I wiecie co się okazało?

 

Że w miasteczku są banje i wygląda, że czynne i nawet sanatorium przy nich jest i do tego wszystkiego mają ofertę weekendową za 70 zł od osoby nocleg, 2 posiłki, basen termalny, sauna – – powiedziałam do Bartka

– Za ile?

– No za 73 zł jak dobrze liczę. – odpowiedziałam.

Propozycja wszechświata była nie do odrzucenia, więc po wyjściu z restauracji odpuściliśmy wszelką chęć dalszej jazdy, pojechaliśmy tylko aby znaleźć miejsce na nocleg nad rzeczką, by rano sprawdzić przedstawioną w internecie ofertę.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Ranek przywitał nas migocącą rzeką, a gdy pojechaliśmy do sanatorium oferta okazała się jak najbardziej aktualna. Jedzenie wegetariańskie – nie ma problemu. I zaraz o 10 rano pozwolono nam iść do pokoju http://banja-kanjiza.com/ w hotelu Aquamarin.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Troszkę oniemieliśmy gdy zobaczyliśmy pokój, gdzie ściana balkonowa była całkowicie wypełniona szkłem, tzn były drzwi, a reszta to tafla szkła. Moje jeszcze nie zrealizowane marzenie szklanego domku.

Wszechświat nie przestaje mnie zadziwiać, pokój z przeszkleniem, źródła na święta i woda ……. jak z parowozu. Parę dni temu powiedziałam do Bartka, że miałabym ochotę na Zalakaros (źródła na Węgrzech o zapachu parowozu), jednak źródła te nie stały jakoś na naszej drodze.

Wszechświat zorganizował podobną wodę, tak jak chciałam w Serbii, bo i łatwiej się dogadać i ceny niższe, w super cenie, w przeszklonym pokoju, a woda z kranu to woda termalna. Jesteśmy więc otoczeni jej dobrodzieństwem. Fakt śmierdzimy, a może pachniemy. W sumie to tylko ocena.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Czasami brak mi słów, aby za to wszystko dziękować – co dostajemy, słowa to za mało na oddanie wdzięczności za te dary.

Mówisz i masz…….

I tak zostaliśmy na weekend, który z czasem przerodził się w 3 noclegi .

Poddając sile wody, ojj jest potężna .

W drugi dzień czułam się strasznie, oczyszczał się żołądek, poczułam bezsens zacisków.

Bo po co one?

Chyba, żeby potem trzeba było się rozluźniać, a rozluźnienie czasem kosztuje.

Woda ma ciekawy skład poza węglowym aspektem ma brom, bor, stront, Bartek się śmiał, że za kilka tysięcy lat ta woda będzie ropą.

Jest niesamowita. Rozluźnia stawy, czyści żołądek.

Poza tym masażystka okazała się rewelacyjna, masaż ayuwerdyjski, czy całościowy to poezja.

Na stołówce żadnego problemu z wegetariańskim jedzonkiem.

Jakaś bajka

Ojj zostałoby się dłużej

Jednak Rosja czeka, a po drodze trzeba poczyścić sprawy w Polsce (ojj będzie się działo) i tak…. W drugie święto ruszyliśmy w kierunku Polski, sycąc się jakąś inną odsłoną Węgier, mniej nam znaną.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

 

Patrząc z zaskoczeniem na porcje jedzenia zjadane przez dzieci, gdzie indziej chyba są na pranie 

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

I przez lekko zaśnieżoną Słowację dojechaliśmy do Polski

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

A Polska po prawie 8 miesiącach nieobecności powitała nas iście magicznie Na nocleg koło lasu zaprosiły zajączki sarenka i jłania a potem utuliły do snu. Upominając abyśmy byli tutaj tym kim jesteśmy dziś a nie próbowali wchodzić z maski z przeszłości.

 

Jestem taka jak jestem dziś, nie pozwalam innym nakładać na mnie ich masek z przeszłości.

 

A w domu powitali Małgosia, Bartosz i nasza Szkłódeczka z 4 osobowym pięknym jak zwykle przychówkiem – na początku maja kociaki mogą się wyprowadzać do nowych domków.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Od 7 kwietnia 2015 krótka przerwa w fizycznych podróżach, czas oczyścić tutaj to co do oczyszczenia zostało.

Dzieje się, dzieje, ojjj dzieje

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Serbia miała być szybka….

Serbia miała być szybka 1-2 kwietnia 2015

 

Serbia miała być, szybka. Przelot 600 km dobrymi drogami, a ……..

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Obawialiśmy się Serbii, kraj gdzie w sumie nie tak dawno były działania wojenne, nie jest łatwym energetycznie miejscem do podróżowania. Szczególnie gdy są to wąskie doliny, gdzie echa pewnych wydarzeń dudnią długo, a tu dopiero niecałe 30 lat. 

Gdy wjeżdżamy do nowego kraju lubimy się z nim przywitać, pospacerować po jakimś miasteczku, iść na kawę. Tak po prostu powiedzieć mu dzień dobry. I tak też tutaj zrobiliśmy, stanęliśmy w miejscowości Han, gdzie zaprosiła nas mała restauracyjka na kawę i surówkę za bagatelka 7 zł. (2 kawy i jedna surówka z pomidorów, cebuli i ogórków).

Potem mieliśmy gdzieś w umysłu pomysł, aby w środkowej Serbii pojechać na źródła. Jednak gdy byliśmy przy zjeździe z autostrady zaczęło strasznie padać. Oberwanie chmury.

To znak aby jechać dalej (!)- stwierdziliśmy i pojechaliśmy dalej, energia miejsc była delikatnie mówiąc trudna. Na przemian padało albo lało, a my podążaliśmy w kierunku Belgradu, czułam, że ten odcinek trzeba szybko przejechać. Jest to ok 400 km z czego ponad 300 autostrady (koszt autostrady 190 DIN + 730 DIN) tj, ok 32 zł

Belgrad przyjął nas mimo później pory otwartą piekarenką całodobową, gdzie jedliśmy chyba najlepsze w czasie całej naszej podróży ciastko. tj kruche ciasto na tym nadzienie, bądź wiśniowe bądź jabłkowe i miało się wrażenie, że wyłącznie z owoców.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Taka drobna gościna.

Jadąc dalej natrafialiśmy na super market fashion – oulet , zamknięty w nocy – niestety.

Ulokowaliśmy się niedaleko na stacji benzynowej, aby rano tam zawitać.

Jednak nie od razu to nastąpiło.

Rano zaprosił nas monastyr Kovilj z XIII wieku położony pięknie nad Dunajem. Odpoczęliśmy po bałkańskiej energii, nabraliśmy sił do dalszej podróży, a może inaczej – pomogło nam to miejsce wrócić do stanu wysokowibracyjnego.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

A tak na marginesie braciszkowie w monastyrze robią rakiję, miód i świece.

Nie jedzą mięsa, a poza tym poszczą poniedziałek, środa, piątek (nie wiem jak, jednak najłagodniejsza forma postu w prawosławiu to oczywiście bez mięsa, ryb poza tym nabiału, jajek. Dlatego, gdy w krajach prawosławnych mówi się „postny” osobie zaangażowanej religijnie, to bez problemu zrozumie o co chodzi.

I tym stanie wysokowibracyjnym pojechaliśmy do hipermarketu w Indija.

I zaczęła się zabawa.

Nagle pojawiły się jakieś nieprawdopodobnie ładne rzeczy.

Cieszyliśmy się, że możemy je oglądać, co nam może się przydać – mierzymy i czasem kupujemy.

Mnie dopada jakaś chciwość, zacisk.

Czy na pewno mogę sobie na to pozwolić, obserwuję zacisk nie tylko w umyśle, ale i w ciele.

Nie czuję się z tym dobrze, ale jakaś część mnie krzyczy:

Nie możesz, nie powinnaś trzeba oszczędzać, albo ubranie albo podróże, albo duchowość albo finanse…..

Myśl goni myśl.

W rezultacie udaje mi się trochę rozluźnić i kupić kilka fajnych rzeczy w jeszcze fajniejszych cenach.

 

Uwalniam się od zacisków w moim ciele i umyśle, pozwalam sobie na pełny przepływ w pełnym zaufaniu również do spraw materialnych.

 

Dziękując za cudowny czas i piękne zakupy w hipermarkecie pojechaliśmy dalej w kierunku granicy z Węgrami. Już za Belgradem przestałam czuć się jak na Bałkanach, zaczęłam czuć jak na Węgrzech. Śmiałam się, że Węgry (lubimy ten kraj) , tylko ludzie mówią w przyjaźniejszym języku (słowiański) i ceny też są sympatyczniejsze.

Dlatego fajnie byłoby zostać tutaj na święta, tylko gdzie? Najlepiej w źródłach?

Na mapie wyczaiłam jedne, jak później okazało się nieczynne.

To jedziemy dalej powiedzieliśmy z pokorą i pojechaliśmy faktycznie gdzieś dalej.

Zaczęło nie padać, a lać – jazda po ciemku zrobiła się mało przyjemna, tym bardziej, że już dawno opuściliśmy autostradę.

Napił bym się kawy, rozprostował – marudził Bartek

Mijaliśmy wioski, jednak nic nie wpadało w nocy.

Bartek marudził coraz bardziej…….

I nagle gdzie 10 km od granicy z Węgrami pojawiła się tabliczka jakiegoś miasteczka i zaraz za nią zjazd na centrum.

Powinna tam być jakaś knajpka – powiedziałam, gdy Bartek już dawał kierunkowskaz na miasteczko.

I tak znaleźliśmy się w uzdrowisku Kanjiza, ale o tym więcej pisania…