kuchnie świata
now browsing by category
Kolejne niespodzianki Gauli i powitanie z Rosją
Kolejne niespodzianki Gauli i powitanie z Rosją 18 czerwca 2016
Na noc przygarnęła nas maleńka polanka wtopiona w las. W nocy wiał wiatr, padał deszcz. Jednak nie czuliśmy żadnego zagrożenia, ani też potężnej siły wiatru. Staliśmy na zawietrznej i las przyjmował na siebie całe podmuchy, my czuliśmy tylko maleńki wiaterek.
Jakie było nasze zdziwienie gdy wyjeżdżając z polanki – 300 metrów od nas zobaczyliśmy połamane drzewa, poprzewracane słupy elektryczne, nieraz zatarasowaną drzewami drogę.
– Nieźle musiało wiać – stwierdziliśmy patrząc na siebie z zapytaniem.
Czyżbyśmy przenieśli się w inną czasoprzestrzeń?
Las ochronił nas od wiatru, a wszechświat pokazał, że nawet w czasie kataklizmów znajdzie się bezpieczne miejsce.
Jakie bowiem byłoby nasze zdziwienie, gdybyśmy zostali na naszej polance kilka dni, a potem usłyszeli od ludzi o wichurze. Brzmiałoby to wręcz jak kłamstwo, bo nasza rzeczywistość w tym samym czasie była inna.
Ufam, że Bóg da mi zawsze bezpieczne schronienie.
Bezpiecznie i spokojnie kroczę przez życie.
Jechaliśmy do Cesis, aby tam przy pomocy pogody z internetu (potrzebne było WI-FI, na Łotwie jest świetne w wielu miejscach) podjąć decyzję gdzie dalej czy na łotewską wyspę Saaremaa, czy Narwę, czy do rosyjskiego Pskowa .
– Znowu prowadzi mnie na przeprawę – nerwowo powiedział Bartek, widząc kolejny raz jak nawigacja prowadzi drogą przez przeprawę promową.
– Chyba nie wierzysz, że przeprawa promowa istnieje – stwierdził.
– Jedźmy, sprawdźmy – powiedziałam.
Jakie było nasze zdziwienie gdy okazało się, że przeprawa nie tylko jest, ale zobaczcie na filmiku w jakiej formie. Kolejny prezent Gauli (3,5 euro za auto razem z pasażerami). zobaczcie jaka to była przeprawa
Uwalniam się zarozumialstwa, że coś wiem
Pozwalam sobie nic nie wiedzieć i prowadzić intuicji.
Przecież każda chwila, każde doświadczenie jest inne i tak naprawdę nic nie wiemy na jego temat.
To tylko chce osadzić nas w znanym, sprawdzonym.
Uwalniam się od lęku przed nieznanym
Pozwalam sobie wchodzić w nowe doświadczenia
I tak gruntową tarką (uwielbianą przez Landrynkę)
dojechaliśmy do Cesis, gdzie stanęliśmy na pod filharmonią z szybkim internetem. Nie tylko sprawdziliśmy pogodę, ale również daliśmy zaległe wpisy na bloga.
Spróbowaliśmy łotewskiej pizzy czyli kruche ciasto na dole piure ziemniaczane, a na górze marchewkowe na miłym targu.
– Patrząc na prognozy zaprasza nas Psków – stwierdziliśmy i w tym momencie wyszło słońce.
Tak, tak wiele razy rezonujemy w ten sposób ze wszechświatem.
Gdy jechaliśmy w stronę granicy pchał nas wiatr, upewniając, że jesteśmy na właściwej drodze.
Pomachaliśmy Łotwie dziękując za cudowne kilka dni, szczególnie Parkowi Narodowemu Gaula, wjechaliśmy na Estonię i jakie było nasze zdziwienie gdy okazało się, że za przekroczenie granicy z Rosją musimy zapłacić 4,60 euro.
– Za co mam płacić – zapytałam zła i zdezorientowana zarazem.
– Za elektroniczną rezerwację kolejki – odpowiedziała Pani w okienku na Estońskiej granicy.
W poczuciu przymusu wjechaliśmy na plac, gdzie oczekiwało na wyświetlenie ich rejestracji wiele aut. Panie obok w samochodzie stwierdziły, że czekają już 3 godziny.
Cóż za radość. Do tego ilość oczekujących aut nie ma tutaj znaczenia, gdyż rezerwacji można dokonać przez internet na daną godzinę.
Z jednej strony fajnie, jak ktoś wie, jednak gdy spotyka się pierwszy raz takie trochę głupie rozwiązanie – się wścieka.
Nasze sąsiadki z kolejki okazały się bardzo sympatycznymi mieszkankami Pskowa. Poleciły nam obligatoryjne rzeczy do zobaczenia, szczególnie gdy dowiedziały się, że nas interesuje duchowość.
Poza tym dowiedzieliśmy się, że dziś w sobotę jest roditielskaja subota w cerkwi coś w rodzaju naszych Wszystkich Świętych, a jutro Pięćdziesiątnica – święto Trójcy Świętej.
I tak w noc między Świętem Zmarłych, a świętem Trójcy Świętej , taką noc między światami wjechaliśmy do Rosji , bowiem gdy już nasz numer wyświetlił się na magicznej tablicy, wszystko poszło w miarę sprawnie. A celniczki zachwycały się naszym przytulnym domkiem.
I tak o pierwszej w nocy znaleźliśmy się w Pskowie.
Dziękujemy boskiemu źródłu za tak niesamowicie symboliczne zamanifestowanie się w naszym życiu.
Żyję w harmonii w ciałem, umysłem i duchem, łącząc to co ziemskie z tym co subtelne, eteryczne.
Dziękujemy za tę granicę z cudownymi Paniami aniołami, które przekazały przesłanie od samego Boga.
Jeszcze raz dziękujemy Łotwie za cudowną gościnę, Estonii za elektroniczny system rezerwacji miejsca na granicy, duchowi świętemu za zamanifestowanie się w naszym życiu i pięknemu Pskowu za pierwsze spotkanie.
Łotewskie historie
Łotewskie historie 15-17 czerwca 2016
Łotwa powitała nas miasteczkiem z pięknym kwiatowym żółwiem, targiem.
Poza tym powiało jakąś beznadzieją, ludzie jacyś bardziej skuleni, napięci niż na Litwie, miasteczka wioski jakieś takie zaniedbane, zdegenerowane. Dziwnie tak jakbyśmy nie byli w Unii Europejskiej.
Udaliśmy się do Rygi, która powitała nas w deszczu.
Pamiętałam sprzed 15 lat knajpkę – taki bar z pierogami na wagę w wielu odmianach i różnorakich sosach, który wywarł na mnie wtedy niesamowite wrażenie , a teraz wpadłam na niego. Ojj… ile było radości.
Choć nie wiem, czy on zmarniał, czy moje postrzeganie wielości asortymentu się zmieniło. Teraz było tylko 5 rodzai pierogów, 2 zupy i z 4 rodzaje sosów.
Może kiedyś to było coś niesamowitego, a teraz przy obfitości lad w knajpkach na wagę wydaje się niczym.
Bo przecież Polacy też jedli kiedyś prosto, a teraz w otwartości na świat, szczególnie w sprawach kulinarnych mieszamy wszystko ze wszystkim w dużej ilości.
Taka nasza piękna cecha otwartości za nowe, łapiemy to w lot, jak chyba żaden kraj w Europie, szczególnie jeżeli pochodzi to z Europy Zachodniej czy Stanów.
Uwalniam się od dzielenia świata na lepszy i gorszy
Jestem otwarta na świat, wschodu i zachodu, bo każdy ma coś do zaoferowania w swym pięknie, ale pamiętam o swoich korzeniach i o tym skąd pochodzę.
Przy okazji wypływa u Bartka kolejny program. Gdy spacerujemy na deszczu traci komfort ciała, a potem psychiczny. W tym stanie rodzi się pragnienie ciepłej, suchej knajpki – najlepiej pizzerii, by „zakleić nieszczęście w mózgu” – oczywiście bez zrównoważenia umysłu nie ma możliwości by się pojawiła na jego drodze. Niesamowite jest to że ma umiłowanie do sportów w których ciało naraża się notorycznie na utratę komfortu poprzez wysiłek , wiatr, chłód, gorąc……jednak w chwili służącej do rozrywki , jakikolwiek cielesny dyskomfort jest ciosem…. Pizzerii nie znalazł – z uwagi również na porę nocy – pojechaliśmy dalej…. Na nocleg zaprosił nas przydrożny parking pod restauracją…. stanęliśmy z brzeżku by nie zawadzać na prywatnym parkowisku…. Rano okazało się że to ……pizzeria.
Uwalniam się od przymusu komfortu ciała
Świadome wyjście ze strefy komfortu to poszerzenie świadomości
Pozwalam sobie poszerzać moją świadomość.
Z zapłakanej Rygi pojechaliśmy w kierunku Siguldy w okolicach, której znajduje się zamek Truinda, stare sanatorium Krymulda z pałacem , a może przede wszystkim rzeka Gauja, wijąca się w swojej sinusoidzie. Przypomina mi nawet kolorem wody i lesistoscią brzegów rzekę Tarę w zachodniej Syberii, taka europejska siostra.
Zamek uwalniam nas od przymusów przyklejania się do innych (zaprosił do kolejnego ustawienia wypływającego programu). Bowiem ja szłam walecznie przez życie, często obierając trudne ścieżki. Bartek natomiast dla swojej wygody lubił się przyklejać do innych i żyć ich życiem. Przy okazji czuł się na tej drodze niekomfortowo i ją oporował, sabotował. Bo może i nie musiał podejmować decyzji, ale szczęśliwy na swojej drodze nie był.
Uwalniam się od przekonania, że przyklejenie się do innych da mi szczęście i proste, łatwe i szczęśliwe życie
Odklejam się od innych, odklejam swoją wątrobę od żeber
Żyję szczęśliwie we własnej przestrzeni serca.
Ja natomiast płaciłam cenę za wolność ściśnięciem narządów, szczególnie żołądka i jelit.
Taką miałam toksyczną pracę, jednak dawała ona całkiem niezłe dochody, pozwalając żyć samodzielnie z dala od toksycznej matki i do jakiegoś momentu mojego życia nie widziałam innej możliwości życia.
Tyle lat już nie pracuję w urzędzie, ale jeszcze gdzieś z ciała wychodzi niesamowite przybicie siebie tą pracą.
Uwalniam się od toksyczności w moim życiu
Uwalniam się od przekonania, że w życiu zawsze musi być coś toksycznego, że wolność ma wysoką cenę.
Pozwalam sobie żyć w wolności w lekkości ciała, umysłu i ducha, dokonując wyborów w kierunku mojego szczęścia.
Tak, tak… trudniejszy kraj, zaraz przywiał kompatybilne energie.
Dziękujemy mu za to.
A w Krymuldzie spacerowaliśmy po jarze leśnym ciesząc się jego pięknem.
Dostrzegam piękno wszędzie
Radosny Park koło Pałangii
Radosny Park koło Pałangi HBH 13-15 czerwiec 2016
– Czy na pewno chcesz jechać na to piwo – zapytał z niedowierzaniem Bartek, gdy powiedziałam, że chcę zobaczyć ten park z kompleksem knajp i własnym browarkiem.
A dowiedzieliśmy się o nim w cudowny sposób. Chcieliśmy się wykąpać, nasycić wodą, w końcu jesteśmy nad Bałtykiem, niestety zimnym i jak nasze wejścia do wody są krótkie.
Poszliśmy do jednego hotelu ze Spa:
– Dziś nie polecam naszego Spa, nie ma meczy więc będzie dużo ludzi, nie odpoczniecie – przyjdźcie jutro uczciwie powiedziała recepcjonistka.
Poleciła inny hotelik niedaleko.
– U nas malutki basenik i dwie sauny – odpowiedziała w nim kolejna uczciwa recepcjonistka – cztery kilometry od Pałangi jest fajny basen, a dalej o 1 km jest HBH w Żibininkaj, a tam nie tylko robią piwo, kwas i ale jeszcze można zjeść świetne potrawy kuchni litewskiej, do tego jest to w lesie.
Anioł powiedział – więc o 22 stanęliśmy na pustym parkingu pod Parkiem – przywitał nas przepiękny zachód słońca.
Nie sposób było opuścić w tak pięknym momencie to miejsce, więc zostaliśmy na noc. Ranek to chyba najpiękniejszy wschód słońca w naszym życiu.
A Park okazał się potężnym centrum rozrywki położonym w lesie.
Znajduje się w nim wiele atrakcji – tutaj jego strona dla zainteresowanych http://www.hbh.lt/lv/hbh-palanga/
My udaliśmy się ścieżką w las, tak po prostu na spacer.
Najpierw zaprosił nas kamienny krąg (współczesny) gdzie zrobiliśmy ustawienie programu perfekcjonizmu.
Tutaj nagraliśmy refleksje o ustawieniu…..
Uwalniam się od przymusu, że gdy idę inną drogą niż środowisko z którego pochodzę, to musi być ona idealna
Idę swoją drogą bez napięcia osiągnięcia celu
Idę swoją drogą z radością i pozwalam sobie osiągać swoje cele na niej
Szliśmy przez las gdzie od czasu do czasu pojawiały się drewniane zwierzęta zapraszające do wspólnej bytności, czasami wzrok przyciągały kamienne rzeźby.
Gramofon grał ptasią symfonię, szamani grali na bębnach i nikt nikomu nie przeszkadzał, wszyscy pozostawali w jedności i harmonii. Wszystko było tak jak ma być.
Do spaceru zaprosiła nas błotna ścieżka edukacyjna, gdzie z pomostu można było zobaczyć i poznać po imieniu mieszkające tutaj rośliny.
Szliśmy jak urzeczeni.
Zobaczcie filmik
I tak spacerując, spacerując dotarliśmy w rejon sztucznej letniej górki do zjazdu na oponkach (takich zimowych).
Takie „sankowe” zjazdy mają dla mnie jakąś magię.
– Idziemy? – zapytał Bartek .
– Idziemy – odpowiedziałam.
I z radością 3 razy zjechaliśmy w dół…
Zobaczcie na filmiku ile to ma radości (i uwolnienia napięć).
Na koniec pięknego czasu opiliśmy się przepysznym naturalnie fermentowanym kwasem chlebowym i popróbowaliśmy równie wspaniałe tradycyjne litewskie cepeliny z twarogiem. Są to kluski z gotowanych ziemniaków (podobne do śląskich) nadziewane tradycyjnie głównie farszem mięsnym. Byliśmy zaskoczeni ich delikatnością w jedynej dostępnej bezmięsnej formie – z twarogiem.
Podziękowaliśmy miejscu i pojechaliśmy zobaczyć aquapark.
Okazał się kompleksem basenowo-saunowym. Bardzo sympatycznym. Wykupiliśmy bilet na 3 godziny i poddaliśmy się tym razem wodnej radości (wstęp na 3 godziny bez basenu z mineralną wodą 20 euro)
Największą atrakcją była sauna, banja litewska z rytuałami saunowymi odbywającymi się o każdej pełnej godzinie.
Sama banja ma proste długie ławy na jednej wysokości, piec bez dodatku żelaza w konstrukcji, temperaturę ok 60-80 stopni i wilgotność podobną.
Ubrani w lniane bluzo sukienki mężczyźni przeprowadzali rytuały. Jeden aromatyczny (machanie różnymi witkami roślinnymi), drugi solny polegający na przesypywaniu soli z propolisem i polewaniu kamieni w piecu wodą z solą.
Czad, na koniec rytuału krótki koncert na drumli, czy misie tybetańskiej.
Jak wiecie jesteśmy miłośnikami saun, bani , ale czegoś takiego jeszcze nie doświadczyliśmy nigdy i nigdzie.
Sauna czyści ciało i ducha, przed wejściem zostawia się wszystkie problemy, a tutaj spędza się czas w ciszy i spokoju.
– Czy to tradycyjna sauna, banja litewska? – pytam prowadzących rytuał.
Piec i ułożenie ławek całkowicie tradycyjne, piec w tym kompleksie wybudowany na podstawie odnalezionego pieca z XVII wieku.
– A sam rytuał robimy taki, bo nam się taki podoba – odpowiedzieli radośnie.
– Róbcie taką saunę u siebie, wtedy będzie polska, bo nie znaczenia jak jest wybudowana, ważne jest w jakim języku mówią w niej ludzie – dodali na koniec.
Bardzo byli zaskoczeni, że Polska nie ma własnej, odrębnej popularnej tradycji saun czy banji.
A czemu nie ma???
W dwóch słowach z tego co wiem, to to że tradycje słowiańskie zostały mocno zniszczone, przez m.in. przez kościół rzymski i wpływy germańskie. Uznali wtedy to jako coś lepszego. Oni niszczyli tradycje i wierzenia słowiańskie, a myśmy to przyjmowali jako postęp. Może nam się to podobało?
Słynne jest powiedzenie Sobieskiego do Marysieńki, nie myj się bo będę wracał.
Świeżość ciała i ducha nie była w tym świecie w cenie.
Uwalniam się od pretensji do przeszłości
Pozwalam sobie na świeżość, lekkość ciała i ducha
I po pełnym radości dniu wróciliśmy na znaną nam widokową polankę pod parkiem rozrywki.
Miała być chwilowa wizyta okazała się praktycznie dwu dniowa.
Dziękujemy za ten niesamowity czas .
I na drugi dzień opuściliśmy niesamowicie gościnną kolejny raz Litwę.
Pałanga – kurort o wielu twarzach
Pałanga – kurort o wielu twarzach 11-13 czerwca 2016
Uwielbiam to nasze podróżowanie, chyba pierwszy raz bez pośpiechu, bez chęci gnania…. bo jeszcze tyle do zobaczenia.
Cieszymy się dniem i każdego dnia, praktycznie w każdej godzinie decydujemy co dalej.
Z wolna jedziemy naprzód.
Teraz przyszła pora na największy kurort litewski, jeden z piękniejszych jak nie najpiękniejszy bałtycki kurort, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie.
Kilometrowy knajpiany deptak, park z ogrodem botanicznym i pałacem Tyszkiewiczów, do tego piękna piaszczysta plaża, rowery i wiele, wiele atrakcji. Gwar i cisza – spokój i ruch.
Nas Pałanga przyjęła najpierw płatnym, ojjj… całkiem nieźle parkingiem w centrum (1,7 euro za godzinę) by potem zaprosić w okolice stadionu i dać nie tylko miejsce na nocleg, ale i darmowy postój na następny dzień.
Noc , czy późny wieczór zależy jak na to się patrzy, gdyż słońce zachodzi po 22, a niebieskie niebo jest do ok 24. Deptak mimo chłodu pełen ludzi, spacerujących i cieszących się kurortem, jak my.
Byłam w Pałandze 15 lat temu i już wtedy ją bardzo polubiłam, teraz również bardzo mi się podoba. Wtedy również przyjęła mnie piękną pogodą jak teraz. I niesamowitą gościną babuszki od której wynajmowałam pokój. Są miejsca, które goszczą tak po prostu.
Pozwalam sobie być goszczona
Główną architektoniczną atrakcją jest pałac Tyszkiewiczów otoczony przepięknym parkiem znajdującym się w lesie , znajdujący się obok starego pogańskiego miejsca kultu.
Dlatego energia bardzo sympatyczna, czuję się, że tutaj odpoczywam. W pałacu muzeum bursztynu gdzie można nie tylko pooglądać wspaniałe okazy, to może przede wszystkim popatrzeć jak w sosnowej żywicy (bursztynie) straciły życie i zakonserwowały się różne owady. Taka „wartościowa” śmierć.
Po wizycie w Obwodzie Kaliningradzkim to tutaj w sklepach nie ma ładnych bursztynów, kiedyś były…… , ale pamiętajmy, że ponad 95% światowego bursztynu (niezależnie co kto mówi) pochodzi z kopalni w Jantarnym w Obwodzie Kaliningradzkim.
A my z parku na piękną szeroką piaszczystą plażę, na długie molo, na deptak, do miasteczka chodzimy i chodzimy i cieszymy tym miejscem.
Pozwalam sobie cieszyć miejscem jak mi pasuje
– Cieszmy się Pałangą, bo taki kurort długo może nam się nie trafić – mówi Bartek.
Tym bardziej, że mistrzostwa Europy i dziś gra Polska czyli po litewsku – Lenkija.
Na szczęście obsługa Chili Pizza zaprosiła nas do tajnego pokoiku na mecz, gdyż oglądanie go w knajpie pełnej napiętych emocjonalnie ludzi, mogłoby być trudne, szczególnie dla mnie.
Dziękujemy im bardzo za to. Zresztą napoje i jedzenie mają również super.
Mecz Polska wygrała, i grała pięknie dlatego i my :
Pozwalamy sobie pięknie żyć i wygrywać
i przyjmujemy to przesłanie od polskiej reprezentacji.
A jak już pisaliśmy Pałanga to miejsce gdzie praktycznie każdy może znaleźć coś dla siebie:
Knajpiany deptak jak na Krupówkach w Zakopanym, czy Monciaku w Sopocie, gdzie w każdej praktycznie restauracji rozumieją kto to wegetarianin.
Piękne piaszczyste, szerokie złote plaże,
Ogromny park z ogrodem botanicznym z dużą kolekcją kaktusów i muzeum bursztynu w pałacyku przechodzący potem w las,
Starym miejscem kultu – wzgórze Biruta czy Samogitian (na początku je pomyliłam, bo Samogitian silniejsze i lżejsze)
Po prostu w jednym miejscu ruch, gwar i hałas, a w innym cisza i spokój. Mnie Pałanga po raz kolejny uwiodła sobą.
A na ulicy brak sprzedawanego piwa w plastikowych kupkach, sprzedawane jest tylko w restauracjach w szkle (dzięki temu wszędzie czysto), za to królują gofry na patyku oblewane czekoladą, a następnie obtaczane w równych specyfikach jak orzechy, kokos itp. Wygląda to pięknie. Knajpki w większości przystępne cenowo , a jak na kurort morski to nawet tanie, oczywiście luksusowych nie brakuje również. Polecamy…
Filmik o miejscowości
Dziękujmy za ten sympatyczny czas
Jarmarkowy Kaliningrad w świątecznej szacie
Jarmarkowy Kaliningrad w świątecznej szacie 4-5 stycznia 2016
Miasta są jak ludzie – jedne gościnne, serdeczne, wciągające i nie chcące wypuścić, chcą się pokazać w jak najlepszym świetle, pokazać to co istotne dla odwiedzającego, a inne złe wręcz się się do nich przyszło i chcące się jak najszybciej pozbyć i w ogóle nie chcą pokazać.
Do Kaliningradu zajechaliśmy późno, praktycznie już w nocy, gdyż granica, jak to granica – przytrzymała nas na ponad 5 godzin, (ponoć zawsze tak jest, gdyż jest mały ruch graniczny, czyli osoby z przygranicznych gmin mogą jeździć na drugą stronę do przygranicznych gmin bez wizy) do tego zmiana czasu jednej godziny do przodu i …….
Sama granica była bardzo wesoła, celnicy zarówno polscy jak i rosyjscy przyzwyczajeni tylko do mrówek…… widząc nasz zapakowany samochód z dużą ciekawością pytali :
– Dokąd jedziecie ?
– на море – nad morze – odpowiadał Bartek.
Jakby to byłoby w środku lata. Patrzyli troszkę zdziwieni, ale potem gdy opowiadaliśmy,że już jesteśmy 7 miesięcy w drodze, z radością podpowiadali przyrodnicze miejsca dzikie do zobaczenia.
A Kaliningrad zgodnie z planami miał być tylko na chwilę, tzn miała być wizyta w makro i tyle.
W nocy oświetlone świąteczne miasto wyglądało pięknie, choinka na placu, budynek galerii handlowej stylizowany w oświetleniu na moskiewski GUM.
Raz miałam wrażenie, że jestem w normalnym nowoczesnym mieście europejskim, innym razem w namiastce Moskwy. Choć przecież Moskwa też jest w Europie……… tylko nie w Unii i taka różnica.
A miasto na dzień dobry zaprosiło nas na główny parking i do knajpeczki czynnej chyba do 3-4 rano (nie dyskoteki, pizzerio – sushi bar i coś jeszcze ) z wegańskimi daniami, wyciskanymi sokami.
Po Polsce gdzie był problem czasem zjeść coś wegetariańskiego, nie mówiąc o dalej idących wariacjach, czy wypić coś innego niż kawa, herbata, soki z kartonika – tutaj różnorodność zachwycała. Nawet zupa miso, smoothy i wszystko w bardzo przystępnych cenach. Szczególnie napoje w lokalach. W Polsce mała herbata z torebki często jest droższa od piwa, tak samo jak mineralna. Może promuje się w ten sposób sprzedaż piwa, a nie herbaty.
Tutaj, podobnie jak w całej Rosji, poza „europejskimi” kawiarniami miast – napoje są tanie i jest ich dużo. Dzbanek herbaty 500 ml – 5 zł.
Restauracja jest prawie pełna – fakt okres świąteczny (główne święta rosyjskie są od 31 grudnia do 7-8 stycznia – w tym roku do 10 stycznia, połączone z prawosławnym Bożym Narodzeniem, które jest 2 tygodnie później niż u nas z uwagi na zmianę kalendarza), jednak nie tylko w niej widać tłum ludzi. Większość otwarta do 24, a niektóre dłużej. Ładne stylizowane knajpeczki z klimatem. Widać takie miastowe życie.
Dziękujemy za ten piękny wieczór, a praktycznie noc w knajpce Tabasco, takie niesamowite powitanie ponowne z Rosją i z Kaliningradem.
Gdy już wychodzimy na galerii handlowej zauważam znak prawosławnego jarmarku cerkwii z Rosji, Ukrainy, Grecji, Białorusi, gdzie będzie można kupić produkowane przez nich rękodzieła.
I jak w objęciach tego miasta nie zostać dzień dłużej…????
Gdzieś na obrzeżu miasta przy jeziorku znajdujemy nocleg, aby na drugi znów zawitać do centrum.
Tym razem za parking w centrum musimy zapłacić – brak miejsca na bezpłatnych (50 rubli – 3 zł za godzinę), jednak landrynka też może swoimi oczkami cieszyć się widokiem noworocznej choinki.
My na dzień dobry idziemy przywitać się z piękną nową cerkwią, w środku właśnie budują stajenkę i robią bożenarodzeniowe ozdoby.
Święta u nas trwają.
Bóg rodzi się w nas non stop
Uwalniam się od przekonania, że Bóg jest na zewnątrz
Pozwalam, aby Bóg rodził, się we mnie każdego dnia.
Przed cerkwią również stajenka przy której z radością fotografują się ludzie.
Święta , święta znów święta w nas.
Ile radości daje nam przebywanie tutaj.
Zaprasza nas i gości nowa część, stara w ogóle się do nas nie uśmiecha i nie zaprasza.
Potem jarmarki, jest ich kilka, jednak główny który nas tutaj zaprosił to prawosławny znajdujący się części parkingowej clever@ citycenter.
Na jarmarku jest prawie 100 wystawców część to cerkwie z ich produktami, część to tradycyjne produkty zioła, kremy, miody, troszkę ubrań z lnu, bawełny, wełny, nawet z Mongolii.
Na stoiskach cerkwi można cerkwi poza zakupem oferowanych produktów zioła, ikony, wyroby własne zamówić modlitwy.
Nie wyobrażam sobie jakby taki jarmark zrobić w Polsce, co by się działo. A daje to możliwość poznania wielu monastyrów, zobaczenia ich położenia – tego czym się zajmują, poznania mnicha czy mniszki. Dla mnie super.
Z rzeczy materialnych zafascynowały nas miody smakowe. Miody malinowe, sosnowe, z pierzgą, mleczkiem pszczelim, wszystkie praktycznie jagódki, z ziołami. Każdy zestaw dedykowany na określone dolegliwości. Wszystko jest po coś???
Bo malinowy to nie polega na tym że pszczoły zbierały pyłek z kwitnących kwiatów malin, tylko owocki zmieszane z miodem.
Nie pierwszy raz je spotykamy, jednak teraz pierwszy raz przyglądamy się ich produkcji. Jak informuje nas pszczelarka z Kubania (krasnodarski kraj) miód jest kupażowany w specjalnym wolno-obracającym się urządzeniu. Dlatego potem nie rozwarstwiają się, są bardzo jednolite i nie tracą swoich właściwości zdrowotnych.
Druga rzecz to grzyby kiszone : maślaczki, prawdziwki i inne. Są przepyszne. Jak tylko pojawią się latem będziemy zgłębiać tą technologię. Może ktoś już kisił i może coś doradzić.
A poza tym również dżemiki owocowe z roślin rosnących w Rosji poza wartościami smakowymi, każdy ma przypisane wartości lecznicze.
Zaintrygował mnie również maleńki szklany inhalator z Krymu, do którego wlewa się kropelkę olejku, a potem wdycha.
Dopiero to urządzenie uzmysłowiło mi ile taka maleńka kropelka ma w sobie życia, energii, wartości odżywczych ile zapachu.
Uświadomiłam sobie również, że gdzieś głęboko we mnie było przekonanie, że odżywiam się tylko przewodem pokarmowym, teraz uświadomiłam sobie (co na poziomie świadomym było oczywiste) – poczułam cała sobą, że odżywiam się całym ciałem, a ilość fizycznego ciężkiego jedzenia, nie ma wpływu na jakość i na sposób odżywienia ciała, wręcz szkodzi ciału niż pomaga.
Uwalniam się od przekonania, że odżywiam ciało tylko przez przewód pokarmowy
Otwieram kanały na odżywianie mojego ciała praną
Uwalniam się od przekonania, że odżywianie musi być ciężkie fizycznie i wypełniać mój żołądek
Pozwalam sobie na lekkie fizycznie, ale bardzo skoncentrowane energetycznie pożywienie jak np. prana
Poza jarmarkami syciliśmy się sklepami z bursztynowymi dziełami, szopkami, choinkami, mikołajami w galeriach handlowych i nie tylko.
Oddaliśmy się magi świąt , którą Rosjanie potrafią wg mnie tworzyć najlepiej ze znanych mi państw, może dlatego, że pozwalają sobie wejść w połączenie świata ludzi i zwierząt. Zwierząt które żyją w harmonii z człowiekiem, a Mikołaj rozdaje prezenty również zwierzętom….