Grecja
now browsing by category
Zima, wiosna, lato na Peloponezie
Przez góry Peloponezu 13 marzec 2015
Po noclegu na wysuniętej skalnej półce, kilkadziesiąt metrów nad lustrem morza, postanowiliśmy opuścić na chwilę piękny ciepły i ukwiecony brzeg. Zapuściliśmy się kolejny raz w głąb gór.
Jeszcze na wstępie drogę zagrodziło nam miasteczko Leonidio (Czerwone Skały). Zagrodziło w sensie dosłownym – swoją niezwykle ciasną zabudową (ciekawe co tu dzieje się w sezonie). Otoczone ze wszystkich stron skalnymi pionowymi ścianami, jest przystanią dla wspinaczy skałkowych.
Wydało nam się bardzo sympatyczne, i o mały włos nie zaprosiłby nas kamienny , najstarszy w mieścince ciepły w środku hotelik (grecka rzadkość). Jednak czego innego mieliśmy doświadczyć i po spacerze w deczszu ruszyliśmy dalej, drogą pnąca się między skalami w głąb wąwozu.
Pogoda była zachęcająca do dalszej drogi, ponieważ przechodzące mżawki wysyciły powietrze wilgocią, a kilkustopniowa temperatura zaczęła generować na nasze drodze świat lekkich mgieł. W tej aurze zobaczyliśmy zawieszony na skale, stary monastyr.
Dawno temu mnisi, lub raczej pustelnicy wykorzystując półkę skalna wybudowali kościółek i kilka pustelni. Magiczne miejsce , jednak coś nam nie grało. Czuliśmy się energetycznie słabo – może za sprawą dziwnego portiera – bo nikogo więcej nie było na terenie monastyru. Dziś ponoć działa jako sanktuarium.
Nie zdawaliśmy sobie sprawy , że droga wywiezie nas na wysokość 1200 m.n.p.m. . Już dojeżdżając na szczyt aura zmieniła się kolejny raz, teraz na śnieżno zimową, dając nam chwile prostej radości z podglądania gęsto padających wielkich krupów śnieżnych.
Na szczycie mijamy górskie kamienne miasteczko Kosmas, jednak po wizycie w kilku sklepikach szybko uciekamy stamtąd – czuć brak klientów i ogromną chęć wyciągnięcia od nas pieniędzy.
Teraz w dół, ciesząc się zaśnieżonymi kwiatami( i nowymi oponami),
zjeżdżamy w ukwiecone na czerwono-żółto-różowo-niebiesko-biało winnice i gaje oliwne okolicy miasteczka Skala.
Im niżej, tym więcej sadów pomarańczowych, cytrynowych, mandarynkowych…….. teraz już po horyzont…….. w postaci niezwykle intensywnej……..aż do pojawienia się specyficznego fetoru biegnącego z przetwórni oliwek ( a raczej zakładów produkujących najprawdopodobniej biopaliwa z pestek oliwek – smród jak z kompostowni – tylko zasięg wielokrotnie większy, czasami ciągnie się 20 km.) Widząc to nie mamy złudzeń, że pomarańczy w Europie w tym roku nie zabraknie.
Dalej jedziemy w kierunku miasteczka Aeropoli, mijając słabo zabudowany brzeg, z oliwkami po samo morze. Otacza nas eksplozja wiosny, kobierce różnokolorowych kwiatów, dają zapomnienie w czasie i przestrzeni z aparatem w ręce.
Do tego sycąca zieleń traw i roślin łąkowych, zapach kwitnących drzew i krzewów. Zdecydowanie po to przyjechaliśmy do Grecji, aby doświadczać ciepła wiosny w silnym już tutaj słońcu i temperaturze 18 st. w cieniu (nareszcie!).
Z Aeropoli kierujemy się wybrzeżem do Kalamaty. Niedaleko nas piętrzą się ponad dwu tysięczne góry w czapeczkach śniegu.
Radość prostego bycia – ucięta wieczornym, maniakalnym, bezowocnym, (ciągnącym się już kilka dni) – pragnieniem znalezienia – czynnego, ciepłego hotelu (16 dni nocujemy w ciągu w landrynce, w czasie chłodnego okresu z dużą ilością deszczu, chce się większej przestrzeni ogrzanego pokoju z łazienką). W martwym sezonie jest to trudne (do tego grecka obsługa przyzwyczajona do wciskania kitu turystom, o możliwości krótkotrwałego nagrzania, wilgotnego pokoju np. klimatyzatorem, który nie ma funkcji grzania lub jest zepsuty). Kłamstwo jest w tym przypadku przeciwnością wysokowibracyjnej pięknej przyrody. Budzimy się zatem kolejny raz w dźwięcznym świergocie ptaków.
Antyczny teatr w eksplozji wiosny
Wiosenna eksplozja w antycznym teatrze 12 marzec 2015
Teatr antyczny, starożytny, teraz pusty, gdyż aktorzy zmienili miejsce, wybrali okoliczne łąki na ekspresję swojej twórczości.
My więc podąrzyliśmy za nimi z aparatem w ręku, sycąc:
oczy niesamowitą grą kolorów,
uszy świergotem ptaków, brzęczeniem pszczół
węch zapachem wiosny połączonej z pyłkami kwiatów
Wtopiliśmy się w tę przestrzeń, bez oceny czy aktorzy grają dobrze czy nie, z pełną akceptacją otaczającej przestrzeni, z grą światła, a może światła w nas.
Z radością dziecka biegaliśmy po łąkach zachwycając się kwiatkami, tak jak byśmy je pierwszy raz w życiu widzieli.
A czy nie odradzamy się na nowo każdego dnia kimś innym
Patrzę na świat oczami dziecka, które nie ma jeszcze zdania na temat otaczającego świata.
Patrzę i napatrzyć się nie mogę.
Teatr jednak zamyka kurtynę, aktorzy chcą iść spać, wtopić się w inny stan bytu nie bytu.
Nie zastanawiając się, że przecież dorosły czlowiek kulturalny, wykształcony POWINIEŃ dać większą uwagę teatrowi, a nie zajmować się jak dziecko kwiatkami, które są wszędzie.
Cieszę się tym co sprawia mi przyjemność.
A o teatrze i starożytnym mieście parę informacji z Wikipedii (wstęp 6 euro)
Epidauros (dawny polski egzonim: Epidaur) –starożytne greckie miasto wArgolidzie na Peloponezie na Zatoką Sarońską, obecnie stanowisko archeologiczne w miejscowościLigurio w gminie Epidawros.
Gdy w 293 p.n.e. szalała w Rzymie zaraza, księgi sybillińskie nakazały sprowadzić z Epidauros (rzymskiego Epidaurus) uzdrawiającego boga Asklepiosa (Eskulapa). Specjalna delegacja wysłana do Epidauros sprowadziła do Rzymu świętego węża, symbolizującego boga. Na Polu Marsowym wąż wśliznął się do rzeki T yberi popłynął na wysepkę Tyberyjską, gdzie zniknął, wskazując w ten sposób miejsce budowy świątyni, ukończonej w 289 roku p.n.e.
-
Widownia teatru jest swoistym fenomenem akustycznym. Rozmowa czy moneta rzucona na scenę w jej centralnym punkcie są dobrze słyszalne na całej widowni, bez względu na miejsce zajmowane przez widza. Zjawisko szczególnie korzystnej akustyki budowli stało się przedmiotem badań naukowych[1].
Korynt – miasto rozpusty czy przyjemności?
Korynt – miasto rozpusty – uwalnianie seksualności 11-12 marzec 2015
Odpuszczając kolejny warstwy cierpienia w ciele dotarliśmy do Koryntu, a właściwie Akrokoryntu, który w czasach antycznych był określany przez współczesnych jako miejsce rozpusty.
Ulokowaliśmy się na górnym parkingu ciesząc się z rozległego widoku na okolicę i …….. rano pokazał nam się ośnieżony pięknie Olimp.
Gdyż miasto położone było przepięknie w oparciu o mityczne góry i morze. Łączące światy ludzkie i boskie.
A więc dlaczego przyjemność ciała kojarzy się w naszej kulturze z rozpustą? Czymś wstydliwym?
W Atenach rozróżnia się trzy wizerunki kobiet, które zostały przedstawione w mowie Apollodora przeciw Neairze:
-
hetery (prostytutki) – dla przyjemności,
-
konkubiny – dla codziennego fizycznego zadowolenia,
-
małżonki – dla zapewnienia legalnych potomków i jako zarządczynie domu.
Czy nie jest tak do dziś w większości społeczeństw?
Życie seksualne przyjemność ciała temat tabu, wstydu wyparcia.
Coś czego większość bardzo potrzebuje – jak jedzenia, tylko nie specjalnie ma odwagę o tym mówić. Z braku jedzenia ludzie umierają, a z braku przyjemności ciała nie. A potrzeba, pragnienie podobne, tylko inna moc nadana mu przez wieki. A może dlatego, że jedzenie jak towar można było sprzedać? A ciałem i jego przyjemnością trudniej się handlowało.
Potężna energia seksualna schowana gdzieś głęboko.
Dlaczego, zaczęliśmy sobie zadawać pytanie?
Pytanie niech dźwięczy w przestrzeni, a my
Pozwalamy sobie uwolnić naszą seksualność z naszych ciał, wszystkie wyparcia nasze i naszych przodków.
Tak przede wszystkim przodków, bo ile seks powodował napięć i komplikacji, ile często wstydu za niechciane dzieci. Warto prześledzić to przez pokolenia i uwolnić w swoim rodzie z szacunkiem do tych którzy zachowywali się akceptowalnie w oczach tamtego świata, którzy często wstydzili się swoich postępków.
Przestać je wieszcie chować, bo każda tajemnica to potężna ilość uwiązanej energii, która nie tylko nas blokuje, ale również nakazuje dodatkowo wydatkowanie dalszych energii na utrzymanie status quo.
Czy to nam potrzebne? Czy nie warto mieć więcej energii?
Pozwalam sobie na przyjemność w moim ciele
Tutaj świetne naszym zdaniem filmy z Esterą o seksualności
A my podążyliśmy śladami świętej seksualności, której potem zbudowano potężną twierdzę.
Uwalniając przekonania blokujące zbliżenie w jedności ciał.
Warto zauważyć, że kobiety we większości kultur nawet nie mają praw na równi z mężczyznami, w niektórych miejscach dopiero od powiedźmy wieku, a wcześniej były uznawane, za coś niższego.
W kościele katolickim dopiero na początku XVI uznano, że kobieta ma duszę (teraz te same dyskusje dotyczą zwierząt).
Czy w ten sposób można było tworzyć harmonijne partnerskie związki?
Do dziś większość kobiet usługuje mężczyznom, uznając to za coś normalnego, a kobiety które zachowują się inaczej neguje przez zazdrość i brak zrozumienia tematu partnerskie związki.
Patrząc na pokoleniowe silne obciążenia, partnerskie harmonijne związki nie biorą się same, tak od siebie – no może bardzo rzadko.
Nad nimi trzeba pracować, uwalniając przekonania własne i swoich przodków.
Trzeba dążyć do tego co się chce, a nie iść najprostszą drogą schematu pokoleniowego, który nam w sumie nie odpowiada.
Pozwalamy sobie tworzyć związek pełen harmonii, miłości, szacunku na poziomie fizycznym, psychicznym i duchowym.
Tutaj troszke o Akrokoryncie z Wikipedii:
Akrokorynt (gr.Ακροκόρινθος) – wzgórze w Grecji, na Peloponezie, wznoszące się na 575 m nad poziom morza. W starożytności wzgórze było akropolem położonego u jej stóp Koryntu. Znajdowała się tu słynna, znana w całym greckim świecie świątynia Afrodyty, w której miały miejsce praktyki sakralnej prostytucji. W czasach Bizancjum na gruzach dawnej świątyni zbudowano kaplicę, której pozostałości są widoczne jeszcze dzisiaj.
Akrokorynt służył też już od czasów starożytnych jako twierdza. Pierwsze umocnienia powstały tu już w VI w. p.n.e.. Od tamtej pory twierdza była często rozbudowywana przez Greków, potem Rzymian i Bizantyjczyków. Począwszy od1147 roku, kiedy Korynt zdobyli Normanowie, twierdza często zmieniała właścicieli. W 1210 roku krzyżowiec Gotfryd z Villehardouin włączył Akrokorynt wraz z całym miastem do Księstwa Achai. Znaczną rozbudowę twierdzy przeprowadził jego syn Wilhelm II z Villehardouin. Akrokorynt należał później przez wiele stuleci do Turcji Osmańskiej, dopiero po 1821 roku, kiedy wypędzono stąd osmańskich zarządców, twierdza straciła na znaczeniu. Do dziś zachowały się mury obronne i ruiny dawnych budynków.
Przez góry Peloponezu
Przez góry Peloponezu 10-11 marca 2015r.
Już jadąc wzdłuż kontynentalnej Grecji zauważyliśmy wysokie góry na drugim brzegu. Szybkie zczytanie mapy określiło to miejsce jako wyspę Peloponez (na wyspę wjechaliśmy mostem do Patry za 13 euro) z niezłymi naprawdę górkami.
No bo zapewne nie wszyscy wiedzą , że Grecja to bardzo górzysty kraj. A że Peloponez jest tak bardzo górzysty, to nie mieliśmy bladego pojęcia. No bo jeżeli góry wyrastają niemal z samego morza, pną się ostro do góry i osiągają ponad dwa tysiące metrów na krótkim odcinku lądu, to znaczy że są to całkiem niezłe góry! I właśnie takie są, wjeżdża się w nie wąskimi dolinami porośniętymi początkowo sadami mandarynkowymi i pomarańczowymi, potem zamieniające się w gaje oliwne, by zmutować do upraw winorośli. Dalej to lasy dębowe i w niewielkiej części iglaste. Wyspa przywitała nas niezwykłym widokiem ośnieżonych gór, niezwykłym – bo nasze wyobrażenie o Grecji jest raczej ciepłe. I będąc teraz na wysokości południowej Turcji, mieliśmy nadzieję na 20-to stopniową aurę.
Niestety niż obejmujący całą Europę, przyniósł tu także zimno, deszcz, a w górach śnieg. Brak ciepełka wynagradza jednak egzotyczny widok kolorowych drzew pełnych owoców cytrusowych, ciągnących się wzdłuż wybrzeża, oraz wyraźnie świeższy smak pomarańczy sprzedawanych w sklepikach. Niestety jak na razie oczekiwanych bazarów brak.
I tak z odwagą jadąc w głąb wyspy, zanurzyliśmy się w masywie gór, zbliżając się do granicy śniegu. Miejsce przywitało nas swoim spokojem, krzykiem drapieżnika w oddali i rześkim powietrzem. Nareszcie chwila medytacji i kontemplacji otaczającej przestrzeni spokojnej przyrody, z dala od dróg i miast europejskich. Wytchnienie przerywane tylko świadomością przebywania w okolicy jakiegoś stadka kóz. Taki zakątek w którym jest jeszcze specyficzny głęboki spokój miejsca.
Świeci słońce i równocześnie zaczyna padać deszcz, otaczające polany dziesiątkami kwiatów zwiastują wiosnę, a w oddali biel górskich szczytów. Z zadumy wyrywa nas przejeżdżający pick-up. Grecy odmachują rękami chętnie, ale już bez gruzińsko-armiańsko-tureckich uśmiechów na twarzy. Tacy są – próbujemy to zrozumieć i zaakceptować, podobnie jak obrażone miny sprzedawców z lokerskich miasteczek, oraz zbytnio sztucznie napierających z tych turystycznych. Jedziemy dalej , drogi fenomenalnie kręte, ubrane w serpentyny o ostrym skłonie zmuszają nas do jazdy na reduktorze, w ogóle nie zabezpieczone, obsuwające się, wąskie szczególnie między domami małych wioseczek – klimatyczne!. Jakieś drogowskazy zaprowadzają nas na szutrówkę idącą przez prawdziwy złożony z dużych drzew iglastych las. Powoli zanurzamy się we mgły i lekką aurę zimy, kolorytu dopełniają mchy obrastające korzenie i kamienie.
Czy my na pewno jesteśmy w Grecji południowej, na praktycznie wyspie? Po kilkunastu kilometrach czar pryska, pojawia się odpowiedź – wraz z wjazdem na ogromne ciągnące się po całej dolinie i zboczach sąsiednich gór pole z winnicą. Po magii lasu, odczuwamy ten widok jak szarpnięcie energetyczne. Nasza landrynka przenosi nas teraz szybko w dół, poprzez wszystkie klimaty, od zimowego spoczynku, poprzez wczesną udekorowaną kwietnymi łąkami wiosnę, aż do ciepła wybrzeża i owocowego szaleństwa kolorów pomarańczy, mandarynek, grapefruitów i cytryn na tle zielonych liści.
Czyli uginających się drzew owocowych, kojarzonych w naszym klimacie raczej z jesienią. Turkusowy kolor greckiego morza koi nasze nerwy, napinające się pod wpływem przymorskiego naporu cywilizacji. Trafiamy tu do jednego z większych sklepów z owocami. Nareszcie powiew regionalnych wyrobów, poza świeżymi owocami sporo zieleniny, sery z gór, miejscowe wino i oliwki w kilku odmianach (i takie suche w ziołach). Na nocleg przygarnia nas półka nad doliną, jeszcze na skraju gaju oliwnego i sadu owocowego, skąd roztacza się widok na okoliczne szczyty i morze w dole za wioską. Wpierw gwiazdy nas pozdrawiają, a potem usypia pohukiwanie dwóch sów i deszczyk.
A ranek pozwolił nam sycić się kolorami wiosny połączonej ze zwisającymi owocami cytrusowymi. Kwiaty łąkowe robiły wręcz kolorowe dywany, a owoce jak obrazy wisiały w oddali. Obrazu dopełnia intensywny świergot ptaków.
Niesamowite jest to, że praktycznie 15 km dzieli śnieg od eksplozji ciepła i drzew cytrusowych. Dziękujemy za tę odsłonę wiosny, kolejną już w czasie naszej podróży,
Delfy – cisza transformacji
Delfy – cisza transformacji 9 marzec 2015
Historia kompleksu świątyń sięga niepamiętnych czasów, po prostu kiedyś ludzie znaleźli wydobywający się z ziemi dym powodujący odurzenie, a Ci co go powąchali zaczynali mówić tajemnicze, często niezrozumiałe słowa, były one interpretowane przez kapłanów. Powstał kompleks świątyń, położony w wąskiej dolinie u stóp ponad dwutysięcznych gór Parnasu.
Takie miejsca niezależnie z jakiej epoki zawsze nas fascynowały, niepokój powodowało tylko to, że jest to największa atrakcja turystyczna Grecji.
Wieczorkiem dojechaliśmy na miejsce bez zbędnych przygód po drodze, na razie Grecja podobnie jak cała kontynentalna Europa jest jazdą od punktu do punktu, przez mniej fascynujące, a można rzec odpychające rejony.
I tak znaleźliśmy nocleg w oliwkowym gaju z widokiem na Delfy i świątynię Apolla, a u stóp świątyni Ateny.
Rano weszliśmy do środka (wstęp razem z muzeum 9 euro) masa wycieczek, gdy weszliśmy poczułam napięcie i praktycznie niechęć bycia. Jednak gdy zadałam pytanie po co jestem tutaj, jakie energie mam transformować, a jakie zabrać, a jakie zostawić, zaczęły pojawiać się odpowiedzi.
Miejsce, a praktycznie ruiny, jaką musieli mieć silną energię budowniczy, czy twórcy tego miejsca, skoro przetrwało tyle tysięcy lat, i istnieje nadal w postaci ruin – tłumnie odwiedzanych?
Wyrocznia – przepowiadanie przyszłości.
Czy muszę być wyrocznią dla innych?
Uwalniam się od potrzeby mówienia innym co mają robić i jak żyć. Pozwalam innym doświadczać życia i brać za to odpowiedzialność.
Tak ileż razy kogoś na coś namawiamy, nawet mówiąc będzie Ci lepiej.
Tylko skąd to wiemy?
A poza tym, po co nam odpowiedzialność za innych.
Gdy wchodzimy w energię innych – wchodzimy w ich świat, często zapominając o swoim. Tworzymy ich rzeczywistość własnymi myślami, emocjami, czy tego chcemy czy nie.
Tak myśląc negatywnie o danym kraju wzmacniamy taki jego wizerunek, a potem jesteśmy zaskoczeni że świat koło nas wygląda jak wygląda.
To proste prawo energetyki.
Uwalniam się od oceny rzeczywistości, pozwalam mu być taki jaki jest.
To nie znaczy, żeby innym nie pomagać, jak ktoś prosi można pomóc, jednak bez brania odpowiedzialności za decyzję innych.
Bardzo nas tutaj lubią, bo prosiliśmy o zobaczenie tych miejsc bez zbędnego tłumu i ……… mimo wielu autokarów jesteśmy sami w zwiedzanych świątyniach.
Muzeum z posagami greckimi pokazuje szacunek do ciała, jego siłę i brak wstydu za nagość.
W świątyni Ateny (leży poza granicami kompleksu, można wejść za darmo) zatapiam się w ciszy wiosny – Brigid to bogini wiosny.
Przychodzą obrazy rozważań nad kobiecością i męskością. Jaka powinna być kobieta, jaki mężczyzna.
Uwalniam moje ciało ze wszystkich blokujących przekonań przodków o tym jaka powinna być kobieta,
Gdy to powiedziałam pojawił się program wścibstwa zwany ładniej ciekawością. Ciekawością świata, jedzenia, innych.
A przecież ciekawość powoduje, ze wchodzimy w te energię, a tego nie zawsze chcemy.
Co zrobić?
Żyć w świetle 5D – świecie wysokowibracyjnym, bez zajmowania się światem dla samego zajmowania. To tak jakbyśmy chcieli odwiedzić wszystkie domy na kuli ziemskiej.
Czy na pewno chcemy, czy jest nam do potrzebne?
Najlepiej wejść tam gdzie chcemy i nas zaproszą.
Tworzę swoją przestrzeń światła w radości, miłości, harmonii, w zdrowym ciele.
Hałas wokoło nie ma większego znaczenia, gdy wewnątrz jest cisza, dobrze gdy cisza wokoło wzmacnia ciszę w środku, to tylko poszerzenie pola.
Uwalniając stare programy inaczej popatrzyliśmy na te miejsca, zobaczyliśmy ich niesamowitą ciszę i moc transformacji. Dostępną dla każdego kto o to poprosi.
Dookoła piękna wczesna wiosna, śpiewające ptaki, żółto-pomarańczowo- fioletowe kwiaty wokół, zielona trawa, wszystko z radością budzi się do nowego życia.
Wąska dolina w której położone są Delfy wzmacnia wszystko to co w nich było, czy pozostało.
Wzmacnia to co jeszcze żywe. Góry tworzą niesamowitą przestrzeń dla oczu.
Czy tak wyglądał raj, czy tak wygląda oświecenie ?
Dziękujemy temu miejscu za niesamowite doznanie ciszy w ciele i umyśle, a może i w duszy. Za transformację naszych programów, za możliwość bycia z lekkością i łatwością w procesie zmian.
Z każdego miejsca w tym jestem, biorę co najlepsze dla mnie, zostawiając miłość.
Tutaj dodatkowo fioletowe światło transformacji, gdyż chyba czas na zmiany dla tego miejsca, ono nie chce być umarłym muzeum.
Jaki jest ten tekst – pytam Bartka, który dokonał jego korekty
Gazu się nie nawdychałaś – odpowiedział z uśmiechem
Tak, trudno oddać w słowach magię tego miejsca
Gazu, na którym powstała wyrocznia już nie ma. Najprawdopodobniej w czasie jednego z trzęsień ziemi kanał został zablokowany.
A dla ciekawych więcej informacji o Delfach polecam Wikipedię http://pl.wikipedia.org/wiki/Delfy