Litwa

now browsing by category

 

Ucieczka z magii? Dlaczego? Rosyjska mierzeja kurońska

Mierzeja kurońska 9-12 stycznia 2016

 

 

 

 

Zielonograd kolejny kurort kaliningardzkiego obwodu. Nazwy miast zostały zmienione z pruskich na proste, odpowiadające temu co dzieje się w miasteczku – jak wygląda. Wszystkie tutaj tak wyglądają.

A Zielonograd malutki z promenadą, knajpeczkami, choć jakiś energia walki chce wyjść z nas i zamiast ją obserwować szukamy zaczepki między sobą, zaczepki to chyba za mało powiedziane, tym bardziej, że jesteśmy na wodzie bo przecież nów.

Bartek cierpi z powodu niemożności pójścia do knajpki.

Gdy za jakiś czas emocje ochłonęły okazało się, że chodziło o komfort psychiczny do którego był przywiązany, nie chciał też zobaczyć swoich emocji, chciał udawać spokojnego mimo że wiele razy gotował się w środku.

 

Uwalniam się od przymusu komfortu psychicznego w moim życiu

 

Obserwuje życie i jego doświadczenia

 

Uwalniam się od przymusu zasłaniania moich emocji, pozwalam sobie je obserwować

 

Wjazd na mierzeję (park narodowy) kosztuje po stronie rosyjskiej 150 rubli od sztuki (człowiek, samochód), czyli płacimy 450 rubli na rogatce parku i ruszamy dalej. Przygarnia nas parking przy morskiej plaży Lesnyj.

Po miasteczkach – tutaj wreszcie czas pobytu na przyrodzie, a rano spacer po bezkresnych piaszczystych plażach, których piasek oscyluje od jasnego po ciemny. A do tego teraz dochodzi jeszcze lód, w nocy przyprószył śnieg, więc pojawił się kolejny kolor. Zawsze marzyłam o zobaczeniu śniegu na plaży. Mówisz i masz. Fakt, że trzeba było troszkę poczekać, ale za tę scenerię która tutaj panuje powiem, że warto.

Magia i bajka spotkania człowieka, Boga, wiatru, wody….

Jak cudnie, że możemy tego doświadczać.

 

 

 

 

Jest niedziela ostatni dzień prawosławnych świąt Bożego Narodzenia, powoduje to że muzeum regionu jest otwarte (wstęp 150 rubli). A na miejscu również muzeum podarunków prowadzone przez bardzo sympatycznego rzeźbiarza (fotografowanie 100 rubli), który uchwycą w swoich dziełach niewidzialne duszki mieszkające w legendach i nie tylko – tutejszych ludzi, oddając ich emocje, uczucia.

Mierzeja Kurońska zarówno po stronie litewskiej jak i rosyjskiej od wieków zamieszkiwało wiele stworzeń.

 

 

 

 

Poza rozmową o duszkach rozmowa schodzi na niemieckich turystów.

– Tak, tak oni są mistrzami oszczędzania, tego można się od nich uczyć, jak ktoś chce – mówi Pan .

– Jak  sprzedam dwie rzeźby Niemcom w ciągu jednego dnia – to uznaję się za bohatera Rosji – śmieje się nasz rozmówca.

A Rosjanom sprzedać to nic trudnego, oni jak mają pieniądze to wydają.

Mają do nich większy luz…

 

Uwalniam się od przymusu oszczędzania czy wydawania

 

Jestem w przepływie i wydaję na to co ważne dla mnie z radością

 

 

 

 

 

W innym budynku muzeum rybołówstwa.

 

I znowu kolejne spacery tym razem po tańczącym lesie (o nim w kolejnym poście), diunach, plażach gdzie piasek miesza się ze śniegiem, a my łączymy się z tym biegając boso po plaży na granicy sniegu, piasku i wody.

 

 

 

 

 

Pada śnieg tworząc nieopisany rodzaj magii, drzewa okwiecone tak białym kwieciem, że trudno oddzielić płatek od kwiatka. Słońca nie ma, ale śnieg dodał światło do przestrzeni, zasypując krainę białym czystym puchem. Pokazując ludziom – popatrzcie jak pięknie, jak jasno, jak czysto.

 

 

 

 

Zalew zamarzł, jeziorka koło niego również, tylko morze ostało się żywe, szumiące, przypominające o tym, że wszystko płynie.

A my – jak skończeni idioci – wyjeżdżamy z tej magii!!!.

Po co, na co?

Tego nie wie nikt. Zamiast dalej wjechać w Litewską część mierzei – na środku jest granica – stwierdzamy, że już jedziemy stąd tak w ogóle .

Zielenograd pokazuje że chyba to nie był dobry pomysł (skok wibracyjny w dół, tiry na drogach, pęd ludzi w marketach….), rodzi się tęsknota za magią, za tym co zostało.

– Po co wyjechaliśmy – pytamy jeden drugiego (bo taki był plan?, bo jeszcze coś jest do zobaczenia?). Powoli dojrzewamy do świadomości – czego chcemy doświadczać, gdzie przebywać, jakie świadomie podejmować decyzje – przyznajemy się do tego że chcemy żyć w magii przyrody i jej wibracji…..

– To może pojedziemy do klasztoru koło granicy z Litwą, a potem przez Kłajpedę wrócimy na litewską mierzeję – rodzi się pomysł.

 

 

 

 

Pomysł który potem realizujemy, przyznając się do błędu lub dojrzewając do tego co tak naprawdę oczekujemy od życia…. (jeżeli doświadczanie życia można w ogóle uznać za błąd…..po prostu dojrzewamy i rezygnujemy z pewnych zachowań zastępując je innymi).

 

Uwalniam się od uczucia popełnionego błędu…

 

Pozwalam sobie doświadczać życia

 

O błędach wypowiedział się Bartek – „dla mnie zrozumienie tego mechanizmu to skok w nanoprzestrzeń

 

Noc spędzamy pod klasztorem niedaleko Sławska, który rano odwiedzamy. Paląc świeczki w intencji pozwolenia sobie na magię w życiu…

 

 

 

 

Uwalniam się od przymusu szybkiego wyjeżdżania z miejsc gdzie mi dobrze.

 

Pozwalam sobie na magię w moim życiu

 

 

I przez miasteczko jakby z innej epoki Sowjeck – może ta nazwa wpływa na takie zimne, obrażone zachowania ludzi – wjeżdżamy na Litwę, a potem jeszcze tego samego dnia przepływamy (puki co jeszcze promem) na Mierzeję Kurońską.

 

 

Pożegnanie z Rosją, w kierunku Polski

W kierunku Polski, niesamowita gościna Litwy 8-10 grudnia 2015

 

 

Żal nam by żegnać Rosję, nie wiedzieć czego szukaliśmy w miasteczkach, sklepach chcąc nacieszyć się jeszcze jej energią.

Załatwimy co mamy załatwić i szybko wrócimy, pojedziemy do Karelii, może i też fińskiej.

 

Pozwalam się prowadzić

 

Jednak doskonale wiemy, że gdy idzie się za energią obiecywanie, że się wróci jest tylko uwiązaniem energii, niczym więcej.

Jednak rodził się żal, tęsknota, tak wielka, że gdy przyjechaliśmy na granicę okazało się, że jest zamknięta.

Tak zamknięta, bo……… nie ma prozaicznie ………….prądu.

Na szczęście za kilka godzin go włączyli i po 6 godzinach czekania na granicy powitała nas Łotwa w imieniu Unii Europejskiej.

Spokojnie pustymi drogami dojechaliśmy na Litwę, gdzie przy barze nad jeziorkiem ulokowaliśmy się do snu.

Rano poszliśmy do baru na kawę, po pierwsze, aby w ten sposób podziękować za nocleg, a po drugie przywitać się z Litwą. Trafiliśmy na przemiłą Panią, która ma campera w Hiszpanii, gdzie spędza całą zimę. Rozmów nie było końca.

Potem zatrzymała nas Udena, na targu mieliśmy okazję zakupić rarytas litewski czyli ser jabłkowy, przepis tutaj może kogoś zainspiruje http://www.greenmorning.pl/ser-jablkowy/

Z serem wynikła śmieszna sytuacja, bo Bartek zrobił duży gryz w kupiony ser, przerażone Panie poinformowały go, że kroi się go na cieniutkie kawałeczki i je z serem czy z twarogiem.

Jak można tylko konsumować rarytasy.

 

Uwalniam się o przymusu jedzenia czegoś z czym

 

Jem to na co mam ochotę

 

Od jakiegoś czasu słychać było szurający klocek hamulcowy, pojechaliśmy w miasteczku do mechanika, chcąc go wymienić. Wymiana okazała się niemożliwa, gdyż zapiekł się jeden tłoczek w zacisku. Naprawa polegała więc na wyjęciu klocków, odkręceniu z zacisku i zaślepieniu wężyka hamulcowego. Od teraz Landrynka hamuje trzema kołami – równie sprawnie.

Przemiły Pan nie tylko wykonał usługę za darmo, ugościł nas kawą, to jeszcze poznał z mieszkającym w Udenie Polakiem, który bardzo chciał zaprosić do siebie.

Wszystko znów stało się magiczne, fakt krajobraz za oknem przypominam wczesną wiosnę, taką już bez śniegu i dodatkowo jeszcze bez słońca, jednak duchy miejsca okazywały niesamowitą gościnę.

Potem już Kowno, gdzie mimo że na głównej ulicy jak się później okazało są dwie restauracje wegetariańskie, nas zaprosił bar w bramie, można rzec spelunka, gdzie bardzo pełna energii Pani zrobiła nam pyszne świeże placki ziemniaczane i sama od siebie do jednej porcji dała dwa widelce, a sąsiadom obok, którzy wyszli właśnie na papierosa przykryła placki talerzykiem z góry, aby im nie stygły.

Czułam się zadbana jak w gościach u serdecznej cioci.

Potem już z umysłu weszliśmy dla porównania do wegetariańskiej, ludzie z małą ilością energii, zmęczeni tym, że muszą pracować. Wzięliśmy zupę, oczywiście chłodna, była tylko jedna łyżka, zupa bardzo smaczna, ale z małą ilością energii.

Często mam wrażenie, że spokój osób pracujących nad sobą jest utożsamiany z małą ilością u nich energii.

Wysoka energia i wysoka wibracja to nie to samo.

 

Uwalniam się od przekonania, że spokój to wyparcie energii, że w wysokiej energii jest niepokój

 

Pozwalam sobie na wysoki poziom energii , spokoju i wysokiej wibracji.

 

A Kowno, sympatyczne miasteczko, jak to mówimy no fajne.

 

I tak, krok za krokiem, żegnając na koniec bardzo gościnną Litwę w czwartek wieczorem, wjechaliśmy do Polski.

 

O pierwszych wrażeniach, może później ….

 

Uzdrowisko wśród sosnowych lasów Druskienniki

5-6 czerwca 2015 Uzdrowisko wśród lasów Druskienniki

 

 

W Druskiennikach w 1996 roku spędziłam 2 tygodnie, zapamiętałam je jako lekko zaniedbane, jednak przy tym spokojne, położone w lasach – głównie sosnowych, gdzie sam zapach drzew leczył.

Ulubione miejsce odpoczynku Piłsudskiego. Od co najmniej stu lat wraz ze swoimi wodami leczniczymi stanowi kompleks sanatoryjny .

Wiele razy gdy jechaliśmy do, czy ze Skandynawii byłam się do niego wstąpić, aby nie zobaczyć jego nowoczesnej odsłony połączonej z wycinką pięknego parku. Wolałam aby został w pamięci ten stary obraz kurortu, bardziej niż nowy, nieznany zapewne zmieniony na bardziej ucywilizowany. Słyszałam o letnim stoku narciarskim, super nowoczesnym aquaparku.

 

 

 

I ……… jakie było moje zdziwienie gdy zobaczyłam, że miasto co prawda bardziej rozbudowane niż kiedyś, dalej znajduje się prawie w lesie, a park na nowoczesnych działaniach wiele nie ucierpiał.

Takie miłe zaskoczenie, często boję się zmian, a tutaj przykład, że wcale nie muszą prowadzić w gorsze, może nawet w lepsze…….

 

Otwieram się na zmiany w nowoczesność

 

Dalej panuje tutaj energia spokoju, a zapach sosny rankiem i wieczorem roznosi się po okolicy, dając naturalne inhalacje.

Niemen w dolince leniwie płynie z jemu tylko znanym spokojem i majestatem.

W parku nasadzeń kwiatowych nie powstydziłby się królewski park, czysto schludnie przestrzennie, zielono. Można kilometrami spacerować po lasach, pływać po Niemnie czy jeździć na rowerze oddając się kontakcie z naturą. Można również zanurzyć się w uroki kurortu jeżdżąc latem na nartach, czy spędzając dzień w Aquaparku.

 

 

 

No właśnie w aquapark www.aquapart.lt (nie wolno w środku robić zdjęć) 

 

 

 

Raczej miłośnikami aquaparku nie jesteśmy, jednak ten zagadał i to bardzo. Czyżby miał być odpowiedzią na prośbę Bartka o zmyciu z ciała wszystkich przerobionych energii w domu w ciągu dwóch ostatnich miesięcy?

Po cudownym noclegu nad jeziorem, ok. 10 km od Druskiennik na drodze z Leipalingis (zjazd przed campingiem)

 

 

 

rano postanowiliśmy wejść do aquaparku, kupiliśmy jak nam się wydawało bilet (basen i sauny) z dużą nadstawką dla nas – na 3 godziny (20,5 euro na osobę) – weszliśmy do środka (zazwyczaj 1,5 – 2 godziny nam całkowicie wystarcza)

Obiekt okazał się potężny – baseny wewnętrzne i zewnętrze, sztuczne fale, rzeka, gdzie można pływać na dużych dmuchanych oponach, 5 czy 6 zjeżdżalni – od przyjemnych (gdzie zjeżdża się na oponach) po bardzo ekstremalne i co najważniejsze dla nas łaźnie składające się z 20 saun suchych i parowych o różnej temperaturze i wilgotności. Wypoczywalnie, lodowa komnata, kawiarnie, bar w wodzie i ……

Do tego bezpłatne programy saunowe, co godzinę czy nawet pół.

Istne szaleństwo. Umysł może nie odpoczywa, gdyż maszyny czuwające nad pracą tych wszystkich urządzeń wydają pomruki, ale ciało jest zachwycone, dopieszczone.

Najpierw skorzystaliśmy z programu „aromaty”, gdzie wypociliśmy się w suchej saunie zostawiając wraz z potem wszystko co stare i niepotrzebne. Potem zapodaliśmy sobie program „maseczka na twarz”. W parowej saunie najpierw otworzyliśmy pory, a potem posmarowaliśmy się błotną maseczką wraz z olejkami eterycznymi. Poprosiliśmy wszechświat aby do gliny weszło wszystko co przeszkadza nam cieszyć się naszą prawdziwą twarzą. To wszystko co narzuciła nam rodzina, schemat.

 

Uwalniam się od tego kim mam być i jak chcą mnie widzieć inni.

 

Pozwalam sobie pokazać innym moją prawdziwą twarz

 

Potem był program soli na całe ciało, gdzie smarowaliśmy się w parowej saunie mieszanką soli z aromatami, zostawaliśmy pod jej działaniem 10 minut, wypacając wszystko to – co przeszkadza i wstrzymuje nas przy pójściu swoją drogą.

 

Idę swoją drogą z podniesioną głową

 

Potem jeszcze był program miód, gdzie znów jak solą w parowej saunie smarowaliśmy się mieszanką miodu z aromatami. Zabieg ten uspokoił nasze ciało dał mu gładkość i delikatność.

Delikatność i czułość to cechy , których nam bardzo potrzeba

 

Otwieram się na czułość i delikatność w moim życiu

 

W między zabiegami były baseny, zjeżdżalnie, inne sauny, nie było czasu na odpoczynek, w sumie spędziliśmy w kompleksie 3,5 rodziny (3 euro dopłata za 30 minut). Dlatego polecamy wykupić cały dzień.

Na koniec ułożyliśmy się nago na tarasie zewnętrznym i pozwoliliśmy by słońce napełniło nasze ciała ( w saunach dozwolone jest chodzenie nago, są również zabiegi tylko dla gołych ( jest na nich mało ludzi – my byliśmy na miodzie i soli).

 

Tak, tak… zdecydowanie była to odpowiedź na prośbę Bartka – ze zregenerowanym ciałem wyszliśmy z kompleksu, aby wśród pięknej przyrody dać szansę umysłowi na regenerację.

Jedno czego brakowało mi w aquaparku to basenu z wodami mineralnymi. W pozostałym aspekcie bardzo sympatyczny, bez głośnej muzyki. Jak na aquapark bardzo spokojne.

Druskienniki również nakarmiły nas daniami regionalnymi – pyszną babką ziemniaczaną (bez skwarek), plackami z mąki gryczanej mieszanej z twarogiem, napoiły kwasem chlebowym, domowym w bardzo przyjemnej knajpeczce przy jeziorku.

 

 

Dziękujemy temu miejscu za cudowną regenerację ciała, umysłu, za smaki tutejszej kuchni w najlepszym wydaniu.

Na pewno to miejsce pozostanie w naszym sercu i będąc w pobliżu już nie będę bała się tu wstąpić.

Jest to miejsce gdzie jeszcze docenia się to, że przyroda regeneruje – mikroklimat miejsca, lasy sosnowe, spokój, wody mineralne, a wszystko w towarzystwie spokojnej rzeki Niemen

Jest to subtelna regeneracja, dla nas fantastyczna. 

 

 

I z nową energią ruszyliśmy dalej, aby na wieczór a może już noc

zawitać do Wilna z krótką wizytą. 

 

Ruszyliśmy na wschód

3-5 czerwca 2015 Upalny początek podróży

 

 

 

 

W Polsce mieliśmy być 2 tygodnie,zrobiły się 2 miesiące.

Przed przyjazdem daliśmy intencję aby poczyścić to co stare – oczywiście w zakresie w jakim byliśmy gotowi – i podziało się ojj…- podziało, ale o tym może w innym poście. Poza tym dosprzętowaliśmy landrynkę (snorkel, bateria słoneczna, separator napięcia akumulatorów, namiot tylni i piecyk do jego ogrzania (to taka nasza ekstrawagancja).

Energia długiego weekendu była dla nas bardzo wspierająca do wyjazdu. Po prostu podpięliśmy się pod społeczny wzorzec i skorzystaliśmy z jego siły, aby ruszyć i zostawić za sobą to co stare.

Bielsko opuściliśmy po 17. w starszym przedburzowym upale i duchocie, ojjj jak ja to lubię!!!!!

I skierowaliśmy się w kierunku Warszawy.

Pogoda nie nastrajała do jazdy, temperatury dochodziły w samochodzie do 40 stopni.

Może zrobimy przerwę na jabłko Daisy w Pszczynie – zaproponował Bartek – gdy zlani potem znaleźliśmy się w Czechowicach – przeczekamy ten upał.

 

 

Tak rozpoczynaliśmy naszą ostatnią szczęśliwą podróż – więc może i tą też tak warto.

Pisaliśmy o tym http://brygidaibartek.pl/ruszylismy-w-kolejna-podroz-kilkumiesieczna/

Jednak wszechświat pokazał, że podążanie za starym w tej podróży, może tylko odebrać nam siły.

W restauracji w Pszczynie okazało się, że właśnie od czerwca mają nową kartę i legendarne jabłko Daisy (deser najsłynniejszy w Pszczynie) z niej wycofali.

Tak, tak będąc w Bielsku często jeszcze wchodziliśmy w stare role, teraz już koniec.

 

 

W korku właśnie odbierającym energię wyjechaliśmy z Pszczyny i skierowaliśmy się w kierunku Częstochowy, aby tam poprosić o bezpieczną podróż.

Po drodze pachniały akacje czasami układające się długie szpalery.

 

 

 

 

Częstochowa przyjęła nas bardzo gościnnie u schyłku dnia. Pobłogosławiła Apelem jasnogórskim, gdy najświętsza polska madonna kładła się spać (obraz był zasłaniany) poczułam smutek, że coś się skończyło i łzy napłynęły mi do oczu. Jednak 3 sekundy potem poczułam wielką radość.

Przeszłość była smutna, przyszłość będzie radosna zawirowało w mojej głowie.

 

 

 

 

 

Noc spędziliśmy w lesie w Gaju (koło Spały) – na działce Bartka ojca, gdzie wszechświat stwierdził, że jeszcze nie poczyściliśmy się wystarczająco do nowego i w środku nocy przeżyliśmy atak meszek, nim zdążyliśmy otoczyć się moskitierą byliśmy cali pogryzieni.

Las dał nam odpoczynek jak i pierwsze grzyby pokazując, że przyroda nas nakarmi. Czasami zastanawiamy się co będziemy jeść w Rosji …… dary natury.

 

 

 

 

Tak jemy jeszcze i to różne ilości w zależności od dnia i energii jakie przez siebie przepuszczamy, jednak brak jedzenia nie wywołuje w nas emocji i to jest super. Jak będzie w praniu okaże się .

Proces na pewno trwa .

Jadąc dalej skorzystaliśmy z żywiołu wody w Termach Mszczonowskich, aby zrzucić balast ostatnich miesięcy i w nowej energii późno dojechaliśmy na Bagna Biebrzańskie na Grądy-Woniecko nad Narwię , gdzie chłodna noc, bezmierna cisza, księżyc prawie w pełni i otulająca mgła zapraszały do odpoczynku ciała i umysłu.

Nastąpiła tak silna regeneracja podczas snu, że nie byliśmy w stanie wstać na wschód słońca, obudziliśmy się ok 9 rano, w stanie pełnej harmonii z otaczającą przyrodą, goście, a może współmieszkańcy tego miejsca – w tym czasie.

 

 

 

Tryb domowy został przełączony na podróżniczy.

Tylko dlaczego jest w tym zakresie rozdzielenie ?

Czas się temu przyjrzeć. Tak samo dlaczego w domu nie chce mi się pisać? Może to program –

Nie mów nikomu co się dzieje w domu…???

Jednak gdy nie będziemy o tym mówić czy to zakłamywać nie damy sobie szansy na zmiany.

 

Jestem tym kim jestem i taka jaka jestem pokazuję się światu. Ze swoim światłem i cieniem, gdyż to tworzy jedność. Widzenie tylko światła daje rozdzielenie osobowości,

 

Dziękując wszechświatowi za ten czas piszę te słowa życząc sobie i Wam miejsc gdzie ciało i umysł w jednym czasie będą wstanie doznawać regeneracji.

 

Pokręciliśmy się jeszcze po bagnach biebrzańskich sycąc się żółto różowymi ich barwami, bo teraz zamiast bagien, są albo pola uprawne, albo jaskrowo – firletkowe łąki.

 

 

 

 

 

 

Potem opuściliśmy bagna i kierowaliśmy się w stronę granicy z Litwą, by potem przekroczyć granicę w Brzeżnikach szutrową drogą wśród lasów, gdzie tylko zdezelowany szlaban przypominał o tym fakcie.

Żegnając piękną wczesno-letnią Polskę wjechaliśmy w świat jak z bajki, kolorowych drewnianych domków wśród pól i przyrody bardziej obfitej, dzikiej.

 

 

 

 

 

 

Aaa zapomniałam napisać gdzie jedziemy, na ile ?

Mamy roczną wizę do Rosji (polecam www.wadi.pl – najlepsza agencja w sprawie rosyjskich wiz), tzn. 6 miesięcy możemy być w Rosji, gdzie nas wszechświat dalej zaprowadzi nie wiemy.

Ogólne plany to Ałtaj, Bajkał, Mongolia.

Jednak nie dajemy temu żadnych ram, pozwalamy aby kolejny dzień kolejna chwila pisała swój scenariusz w najbezpieczniejszy dla naszych ciał i samochodu sposób, ale również najlepszy dla naszego rozwoju na wszystkich poziomach. Abyśmy szli w kierunku jedności.

Prosta droga Supraśl – Otepaa

Droga Supraśl – Otepaaa 21-22 luty

P1070054

 

Czasami zastanawialiśmy się czy proste ,to nie znaczy również nużące , gdyż proste drogi często dawały nam się w kość swoją monotonią .

Bolała noga od jednej pozycji na gazie .

Może czasem specjalnie coś komplikujemy , aby było ciekawiej . Gdzie granica pomiędzy ciekawością , a monotonią, prostotą , a skomplikowaniem…?

Wiele prawd jest znanych mędrcom od tysięcy lat , jednak naukowcy potrzebują lat aby je udowodnić , komplikują słownictwo , żeby wychodziło, na to że to tylko wiedza dla nielicznych , a gdy dochodzi do jej kwintesencji jest tak prosta , że każdy może ją zrozumieć .

O co w tym wszystkim chodzi ….?

 

Cokolwiek zrobisz, będzie nieznaczące, lecz jest bardzo ważne, byś to zrobił. (M. Gandhi)

 

Dlatego warto iść swoją drogą i drogą swojej duszy i robić to co czujemy w głębi serca , że chcemy zrobić . Nie ma rzeczy lepszych i gorszych . To, że tak myślimy to tylko OCENA

Każdy z na rodzi się z jakimś zadaniem , darem i podążanie w tym kierunku działa nie tylko dobrze na nas , ale i cały wszechświat . To tak jakby wątroba , chciała być sercem . Co z tego wyniknie ? Zniszczy siebie, a przy okazji organizm jakim jest ciało człowieka .

Gdy zaakceptujemy siebie takim jakim jesteśmy i drogę , którą nam przydzielono , to wszystko będzie się działo z korzyścią dla nas i całego świata.

 

To wymaga tylko POKORY !!!

 

Przy monotonii dróg postanowiliśmy zawitać do Trok koło Wilna . Troki zamek książęcy, po wielu zniszczeniach , zrekonstruowany . Taka perełka na wyspie na środku jeziora . Również bardzo turystyczna , my na szczęście jesteśmy późnym wieczorem ok 21

Zamek pokazuje nam się co prawda z zewnątrz , ale w jak najlepszym świetlne . Tak jak może próbuje nas ugościć . Mimo mrozu i wilgoci , czujemy się tutaj wspaniale .

 3

Podróż do Trok to taka podróż w czasie , gdy całe życie skupione było w zamku i wielcy tego świata podróżowali od zamku do zamku . Zamek był małym wielkim światem , gdzie toczyło się życie , może na tamte czasy było ciekawe , ale czy na pewno ……

Czy dawało wolność , czy było uwikłane schematami ….

Chłop zazdrościł Panu , a czy Pan był szczęśliwy?

A może nie o szczęście tutaj chodziło? I chodzi do dzisiaj …..