sierpień, 2018
now browsing by month
Z wizytą u ojca Pio
Z wizytą u Ojca Pio 28-31 czerwca 2018
Wielki mistyk katolickiego kościoła – czuliśmy wielkie podniecenie że do niego jedziemy.
Miasteczko bez wyrazu i klimatu, tak samo kościół.
Jednak gdy siadłam w kaplicy, wyrwało mnie w przestworza. Ciało nabrało lekkości, a umysł stał się bardzo spokojny, świadomość poszerzyła się bardzo szeroko.
Tak po prostu bez większego wysiłku byłam w wielu miejscach równocześnie, rozumiałam więcej niż wcześniej.
Magia połączona ze świadomością siebie samego, drugiego człowieka, świata.
Wielu marzy o takich stanach i one są – może i fajne na chwilę. Jednak gdy żyje się w nich na co dzień, cały czas trzeba uczyć się pokory, miłości, zrozumienia.
Bo przecież lepiej nie widzieć, zakładać coraz to grubsze okulary i iść przez życie.
Ostatnie nauki duchowego świata mówią, nie patrz na świat, patrz tylko na siebie. To co odbija Ci świat na zewnątrz to znaczy, że taka (taki) jesteś.
Więc większość stara sobie udowodnić, że nie widzi cierpienia, tej „złej” prawdy o świecie, każe całemu światu i ludziom być pięknymi, pełnymi miłości – bez pytania ich o zdanie, czy na pewno tego chcą?
Bo mam widzieć innych pięknych pełnych miłości!
A może warto ich zapytać – czy tego chcą i czy chcą zmienić fizyczną rzeczywistość wokół siebie – w tym „dobrym”kierunku?
– Ludzi trzeba widzieć pięknych, dobrych, pełnych miłości – w kółko to słyszę w duchowych środowiskach, niezależnie czy tak jest – czy nie.
A jak w ten sposób nie widzę – to pewnie jest ze mną coś nie tak!
Więc dla bezpieczeństwa lepiej powtarzać mantrę o „miłości”.
Przypomniała mi się znajoma, która pojechała na ceremonie ayahauskowe do Ameryki Południowej i opowiadała o tamtejszych plemionach:
– Jacy to piękni ludzie – roztapiała się.
– Widziałaś ich – zapytałam intuicyjnie.
– Nie, oni nie pokazują się turystom!
– To skąd wiesz?
– Powiedzieli nam o tym przewodnicy.
Moja pacynka i duchowość tego nie ogarnia, mam bardziej przyziemną naturę i lubię widzieć prawdę.
Dużo też gadania o połączeniu z całym wszechświatem, kosmosem , ale drugiego człowieka – jak nie zachowuje się pozytywnie lepiej nie widzieć!
Na ostatnim Festiwalu „Prana World Festival” – Emeya, polska breatarianka powiedziała:
– Lepiej jakbyście nie wiedzieli co ja widzę (chodziło o negatywizm świata).
Od razu poczułam w tym zakresie bratnią duszę, osobę, która widzi świat, taki jaki jest, a nie taki – jaki by chciała, żeby był.
– Jaki jest świat i ludzie? – pytam ojca Pio.
– Tacy jacy są. Widzą zazwyczaj tylko czubek własnego nosa. Gdy przychodzili do mnie, wcale ja ich nie obchodziłem – tylko chcieli dostać rozgrzeszenie, radę, uzdrowienie.
– Ci którzy przychodzili z pokorą dostawali, tych roszczeniowych goniłem.
– Znany byłeś z tego – zaśmiałam się.
– Bo wiesz czym jest grzech? – zapytał.
– Gdy o coś prosisz, szukasz pomocy, osób które Ci w tym pomogą, a sama nie chcesz się zmieniać, czy coś z tym zrobić. – odpowiada.
- Chcesz być zdrowa – mówię jednej kobiecie.
- Tak – odpowiada .
– To pokochaj swojego męża – odpowiadam.
– Nigdy w życiu, wolę umrzeć, to przecież przez niego jestem chora – odpowiada.
– Znam to doskonale – mówię i czasami zastanawiam się czy jest sens w ogóle z rozmawiać ludźmi.
– Największy sekret bycia tu na ziemi dla nas – to wypełnianie woli Boga, bez skupiania na ludziach.
– Gdy się na nich za bardzo skupiasz, zaczynasz wierzyć w to co mówią – że chcą, że jest itp.
– A sama przecież dobrze wiesz, jak mało ludzi mówi prawdę ?
– A połączenie z kosmosem, wszechświatem – pytam?
– A kim jest Bóg jak nie wszystkim.
– Im mniej rusza Cię ziemski świat, tym bliżej jesteś Boga – odpowiada.
– Rusza – co to znaczy? – pytam dalej…
– Nie rusza – oznacza dla mnie, że obelgi, złe oczernianie przez innych, życzenia innych, dobra materialne, przyjemności, cierpienie, wojny – nie wywierają na Tobie wpływu.
– A współczucie? – pytam zaciekawiona.
– Współczucie jest przeciwstawne do litości, czy chęci zmiany kogoś lub czegoś, to musi być czysta energia z pełnym zaufaniem i szacunkiem do tego – co stanie się potem.
Weszła jakaś Polska pielgrzymka, modli się w przeciwieństwie do rozwrzeszczanych Włochów, którzy nawet w kaplicy nie mogą przestać gadać, a głównym oddaniem szacunku jest selfie ze świętym leżącym w szklanej trumnie – aż nie chciało nam się go od tego wszystkiego fotografować.
Choć trzeba przyznać, że jak się modlą to robią to żarliwie. Mieliśmy okazję tego doświadczyć w czasie sobotniego „spaceru” Matki Boskiej. Była to niesamowita procesja z lampionami, rozśpiewana, rozmodlona. Takie magiczne doznanie wspólnego bycia…
Jedno co dochodzi do mnie w czasie zwiedzania szczególnie tutejszych kościołów – jesteśmy bardzo w Polsce „wytresowani” w tym – co wolno w kościele, a co nie.
Włosi za to mają luz do wszystkiego… Zresztą to cudowna cecha Włochów. Nawet na drogach jeżdżą bardziej zwracając uwagę na bezpieczeństwo, niż zgodnie z przepisami. Tak też mnie uczono na kursie prawa jazdy wiele lat temu. Bezpieczeństwo po pierwsze, a przepisy swoją drogą.
Bo co jest ważniejsze bezpieczeństwo czy przepisy?
……………………………
Czy flamingi tańczą breakdance ?
Czy flamingi tańczą break dance? 27 czerwca 2018
Noc spędziliśmy w malutkim kurorciku przy deptaku , blisko plaży. Byliśmy wdzięczni temu miejscu za przygarniecie , bo wczoraj szukaliśmy dogodnego miejsca do pierwszej w nocy. Problem polega na mocno ciepłych nocach. Aby spać w Landrynce należy uchylić szeroko okna , a najlepiej tylne drzwi. W miejscu tym zatem musimy się czuć w miarę bezpiecznie. I tak wczoraj długo jechaliśmy…….jechaliśmy, i nic nie zapraszało….dopiero to miejsce.
Teraz rano gdy jeszcze żar z nieba jest limitowany – jedziemy dalej.
Droga biegnie szeroką groblą, z jednej strony jest morze z drugiej zalew lub bagna. Jest tu nawet ptasi rezerwat lub park narodowy.
Od czasu do czasu, mijamy zabudowania, i tak o dziwo przy większej grupie budynków na obszernym zalewie brodzą jakieś biało – różowe ptaki. Flamingi???
Ostatnio widziałem je w Grecji na granicy z Turcją, a wcześniej we Francji na Lazurowym Wybrzeżu.
Postanawiamy objechać zatokę od drugiej strony. Jednak drogę przecina nam szlaban jakiegoś ośrodka wypoczynkowego. Zawsze w takich sytuacjach mam problem jak się zachować i się wycofuję – wycofuję się z realizacji swoich zamierzeń, a w przeszłości nawet i marzeń.
Tym razem w mojej głowie nadal uśmiecham się do obrazu flamingów. Zapewne dlatego pan ochroniarz widząc obcokrajowców pyta tylko – camping?
– Tak naturalnie!!! – Możemy też zwiedzić po drodze do flamingów i camping! Objeżdżamy teren. Szutrówka biegnąca wzdłuż rozlewiska ma swój szlaban – szczęśliwie teraz akurat otwarty, a może po prostu nie ma chętnych na jazdę po tej drodze, bo trzeba jeszcze sforsować brud z ostrymi krawędziami brzegów. Są tuż….tuż. Widząc nas – spokojnie brodząc i zanurzając łepki w wodzie – odchodzą powoli w głąb zalewu. Stadko ma około 20 sztuk.
„A flaming z symboliki zwierząt (wg opisu J. Ruland „Siła zwierząt”) wzywa do zajęcia się delikatnym kostiumem duszy i do skoncentrowania się na swoim sercu. Przekazuje nowa szatę serca,a wraz z nią zdolność do przeżywania siły miłości i prawdy. Zwraca uwagę nie tylko na delikatny kostium duszy, ale również na kostiumy duszy innych istot, oraz na to aby nikogo nie zranić. Przekazuje Ci dar współczucia, dar oczyszczenia się ze starych zranień i szybkiego dochodzenia do siebie, podpowiada ci, że powinieneś zregenerować się nad uzdrawiającymi życiodajnym wodami. Uczy widzenia pozytywnych stron, wskazuje na dar wewnętrznego spojrzenia i medytacji.”
Nareszcie kawałek przyrody postanowił się nam pokazać. Różnica pomiędzy Wschodem dokąd zwykle podróżujemy polega na tym, że tam nie zabiegamy o kontakt z przyrodą – i nas otacza – a tutaj należałoby ją szukać!!! Pamiętajmy że Włochy są trzy razy gęściej zaludnione niż Polska.
Tymczasem ptaki zaczynają toaletę przed drzemką. Wyginają przy tym swoje głowy i szyje kładąc je na tułowiu, spektakl trwa. Dziękujemy Wam za to powitanie na ziemi ojca Pio – bowiem już tylko kilkadziesiąt kilometrów dzieli nas od San Giovani Rotondo. Nagle jeden zaczyna swój taniec – oberwaniec i tylko ten jeden!!! Patrzę na to jak urzeczony….. Czy to znana forma zachowania flamingów? Popatrzcie sami…………
Dar kwiatowego miasta
Locorotondo 26 czerwca 2018
Spaliśmy na parkingu w uroczym Locorotondo, po który biegaliśmy z radością pól nocy, o tym może kiedyś. Rano zaczęł bardzo silnie padać deszcz. Do toalety publicznej miałam 100 metrów, z radością, wolno szłam przez deszcz, taplając się jak dziecko w spływających kałużach. Z jednego z garaży parasolką machał do mnie starszy Pan. I tak z toalety wróciłam z parasolką lekko zepsutą, ale chroniącą od deszczu, bo jak nie przyjąć tak cudnego daru.
Zawsze namawiam do tego, aby mieć odwagę dawać innym, wiecie ile to radości czuć się tak zaopiekowanym.
Kwiatowe miasto,obdarowało mnie parasolką,nie była potrzebna bo kocham chodzić po ciepłym deszczu i moknąć i dlatego zapewne trafiła w moje ręce. Zauważam, że im mniej jestem do czegoś przywiązana tym więcej tego posiadam.
Uwalniam się od przymusu przywiązania do tego co chcę
Pozwalam sobie mówić co chcę i nie przywiązywać do tego
Nocleg w kwiatowym mieście
Kwiatowe miasto Locorotondo 25 czerwca 2018
Zachciało nam się klimatu starówki, a może jej chłodu wąskich uliczek, a może klimatu wieczornej włoskiej biesiady pod gołym niebem, a może energii pieca do pizzy opalanego drewnem – wokół którego uwijają się energicznie panowie, a może jakiejś gelaterii artigianale– czytaj lodziarni z własnymi wyrobami, a może telewizora z meczem mistrzostw świata w Rosji, a może….. powodów było sporo aby taką znaleźć. Bo krotko mówiąc Włosi są mistrzami wieczornego nastroju miasteczek, deptaków. Gdy upał odpuści gromadnie wylegają do swoich restauracyjek na kolację. Tak, na kolację – bo jest tam niezwykle mało alkoholu. Po turystycznych miastach Europy czy polskich miasteczkach jesteśmy przyzwyczajeni do widoku ogródków piwnych i dobiegającego z nich alkoholowego bełkotu. Tutaj króluje rodzinny nastrój biesiady, spotkania z innymi. Piją wodę, kawę tylko czasem lampkę wina. Jedzą natomiast obficie, lecz powoli delektując się każdym daniem po kolei…….czyli na dobry początek przystawka – antipasti np. grillowane warzywa, potem pierwsze danie np. pizza (jedna na łeb) lub makaronik pływający w gęstym serowym sosie, ewentualnie gnocci, teraz chwila koncentracji przed drugim daniem – na który wybierają mięsa lub ryby z sałatkami……..potem już tylko deserek coś jak tyramisu, panacota – przygotowane na ich dobrych regionalnych serach – czasem z kawą ekspreso – czyli roztopionym asfaltem. Zajęci są rozmowami, a co by nie mówić to ten język swoją melodię ma – zwykle mówi kilka osób jednocześnie. Teraz można zażyć spaceru w kierunku zaparkowanego auta, by pod lodziarnią zatrzymać się krótko ma naprawdę królewskie lody. Taka „lekka” kolacja zapewne wpływa bezpośrednio na ich postawę ciała – zwykle wysuniętą w różne strony (np. w połowie wysokości do przodu). Po jakimś czasie dajemy sobie spokój z siadaniem do stołu, kupujemy coś na wynos – mamy dość ich wydłużających się min widzących dwóch chudziaków jedzących jedną pizze po połowie….i nic dalej.
Jadąc wybrzeżem lub wnętrzem półwyspu nie trudno natknąć się na taką starówkę. Zatem po zaparkowaniu w Locorotondo, wyruszyliśmy na doświadczanie wieczornego spektaklu atmosfery konsumpcji. I wyobraźcie sobie że niczego takiego w tym miasteczku nie było…….zapewne za sprawą wcześniejszej burzy lub po prostu późnej pory. Duszki tego miejsca przygotowały dla nas jednak niespodziankę , w tych pustych o północy uliczkach z pomalowanymi na biało ścianami ukazały się miejsca z bogatą zielenią posadzoną w doniczkach. Od razu kamienne uliczki ożyły, ich surowa energia się ociepliła, przestrzeń się uśmiechnęła. A ja idąc z aparatem zagłębiałem się dalej jak w las deszczowy……