sierpień, 2018
now browsing by month
W starej skrzaciej osadzie
W starej skrzaciej osadzie Alberobello 25 czerwca 2018
Dowiedzieliśmy się o nich od jakiegoś anioła. Mało ich tu spotykamy, bo włoskiego nie znamy, a turyści europejscy raczej zachowują dystans. Droga przez region w którym tradycyjnym domem jest kamienny trull, była z gatunku zachęcających………… zachęcających do szybkiego wyjazdu stąd. Rozumiem to że tam gdzie ziemia ma w sobie kamienie, i że podczas jej orania wydostają się kamienie na powierzchnię – zbiera się je i rzuca na miedzę. Potem powstaje z nich mur……………..z upływem pokoleń coraz wyższy……….tutaj poszli dalej z postępem cywilizacji przedłużając mury w górę siatką………..
Państwo budując drogi poszerzyło je pod same mury. Jeździ się zatem w omurowanych uliczkach, gdzie ciężko się zatrzymać. I tak jedzie się….. i jedzie się…..i w końcu z rozpaczy obsikuje czyjąś bramę – bo nie ma nieomurowanego miejsca…..i to wszystko się dzieje w rolniczo-sadowniczym rejonie. Na głównej drodze była by stacja paliw , czy knajpa z WC – tu brak. Jakiś czas temu wpadła nam informacja w oczy, że jednym z większych problemów wsi Włoskiej są kradzieże owoców i innych płodów rolnych – nawet oliwek! I to się od czasu do czasu czuje w niektórych miejscach tego państwa. Wibracja tych miejsc jest wtedy „niezwykle subtelna”. Strach właścicieli upraw przed kradzieżą czuć nawet przez zamknięte okna samochodu.
Na odpoczynek zatrzymaliśmy się z boku skrzyżowania – bo to była jedyna możliwość. Z czujnością byliśmy obserwowani przez dziadka – potem zamiast dziadka pojawił się warczący pies. Część właścicieli tych gospodarstw dorabia sobie na agroturystyce. Ich gospodarstwa zawierają trulle, w których kiedyś mieszkali. Brygidka chciała skorzystać z noclegu w trullu, jednak to co poczuła obok – skutecznie wygoniło ją z tego regionu. Osoby które chciałyby skorzystać z tej oferty muszą być świadome „wibracji” okolicy.
A miasteczko Alberobello w którym jest nagromadzona największa ilość kamiennych domów, choć mocno turystyczne – to sympatyczne. Uświadomiło nam jednak pewną „prawdę” o tradycyjnym budownictwie.
Udaliśmy się bowiem do dzielnicy hotelowych trulli.
Jeden z jego gości siedział w środku trulla, jednak miał na oścież otwarte drzwi. Bowiem drzwi są jedynym oknem na świat. I mimo że posiadają szybę do połowy wysokości to, w środku jest na tyle mrocznie, że trzeba włączyć światło. Po włączeniu światła należy zasłonić żaluzję , by uzyskać minimum intymności w swoim domu, inaczej wszyscy przechodnie gapią się z ciekawością do środka. Ale wtedy siedzi się w pomieszczeniu bez okien – jak w piwnicy. Brak światła, lub widoku na zewnątrz to częsty problem tradycyjnego budownictwa. Kiedyś nie było ciepłych okien. Dlatego wstawiano je małe, a zimą były jeszcze doszczelniane okiennicami. Czy dziś ktoś z nas chciałby tak mieszkać na stałe? Ja na pewno nie! Na pewno nie jest to też marzenie Brygidki, bańka pragnień zatem prysła……….
Trull jest w jakimś sensie protoplastą domu kopułowego, zadbajmy zatem o dostateczną ilość okien!
Matera -miasto jaskiniowców
Matera – miasto jaskiniowców 24-25 czerwca 2018
Pamiętacie zapewne amerykańską bajkę o jaskiniowcach z naszego dzieciństwa. Zastanawiałem się wtedy – mają samochody , AGD, świadomość, a mieszkają w jaskiniach – po co? Teraz odwiedziliśmy miasto jaskiniowców, którzy również mieszkali do lat sześćdziesiątych poprzedniego stulecia w wydrążonych w skałach jamach. Pomimo że wokół jeździły auta, pociągi, latały samoloty i śmigłowce. Nawet rakiety kosmiczne, to oni nadal pozostawali w swoich grotach. Hodowali zwierzęta i z nimi mieszkali – co najciekawsze ich miasto nie miało instalacji ściekowej, ani wodnej i elektryczności – a żyło tu 20 tysięcy ludzi. Prawie by weszli tak nawet do unii europejskiej. Likwidacje miasta dokonano w 1954 roku – trzy lata przed wstąpieniem….
Nic dziwnego że panoszyły się tutaj plagi chorób, ubóstwo……
Jednak coś niezwykłego jest w tym miejscu, miasto ma swój początek w epoce kamienia łupanego i od tego czasu było stale zamieszkałe. Dochodzi po czasie do mnie świadomość ile pokoleń ludzi w nim mieszkało, ile jest tu różnorodnych energii, ile informacji.
PODRÓŻNICY TO TAK NAPRAWDĘ ZBIERAJĄ CZĄSTKI SWOJEJ POZOSTAWIONEJ W INNYCH WCIELENIACH ENERGI W RÓŻNYCH MIEJSCACH ZIEMI.
Tu to rozumiem – na pewno tu mieszkałem – za dobrze się tu czuję , i to już po krótkim pobycie………..mimo że teraz to skansen – turystyczna atrakcja.
Popatrzcie sami
Magia spotkania Ciro Kalabria
Magia spotkania Ciro 23-24 czerwca 2018
Tworze nowy świat,
świat na zewnątrz, tak mi się wydaje
A tak na prawdę tworzę nowy świat w sobie
Świat wolny od przekonań, ze muszę zdobywać, wymuszać, manipulować
Od porównywania się z tym co tak żyją.
Bo fakt koło nich więcej funów, więcej lików na facebooku
Oni pomagają innym osiągać cele, zdobywać
A ja chcę żyć w boskim przepływie,
W jedności z całym kosmosem
Mówię co chcę, otwieram się na to,
Przyjmuję, a potem dopiero się tym dzielę, tym nadmiarem.
To mój nowy świat i ten stary zostawiam w spokoju.
Pozwalam mu istnieć obok.
Wybaczam sobie swoje stare oprogramowanie.
Teraz wybieram połączenie w spokoju, miłości i przepływie z całym kosmosem.k
I pierwszy raz w czasie podróży we Włoszech jesteśmy w raju. Czym dla mnie jest raj? To harmonia na wszystkich poziomach wzroku, energii, miejsce gdzie panuje luz, wolność, przestrzeń, gdzie można być sobą na wszystkich poziomach. Miejsce które wspiera nas we Własnym raju.
Rano zaprosił mnie na spektakl magicznego wschódu słońca budząc subtelnie….
Nasze miejsce przy miejscowości Ciro przy kościółku Matki Boskiej Morza. Kiedyś zapewne było to stare miejsce kultu, takie rzadkie w tej wojowniczej części świata, gdzie energia “zdobywam” znaczy, że coś znaczę.
Zaprosiło nas wczoraj wczesnym popołudniem i dziś mimo już południa nie chce nam się stąd ruszać.
Kolor wody, wiatr, przestrzeń i świadomość bycia połączonym z całym szerokim kosmosem dodawała energii ,wzmacniała kreatywność, wdzięczność.
Kolejny kochany przyjaciel rezonujący z nami, który objął tym co miał najlepsze.
Dziękujemy za to spotkanie.
Scilia czy Sycylia
Scilia czy Sycylia… 23 czerwca 2018
Patrz tu jest zjazd na Sycylię – powiedziałam do Bartka widząc drogowskaz.
I tak dzięki mojej ignorancji znaleźliśmy się w klimatycznym miasteczku Scilia.
Zapadał zmrok.
– Może zamiast przejeżdżać na Sycylię o tej porze, zostaniemy tutaj na noc – stwierdził Bartek.
– Tylko czy bez otwarcia tylnych drzwi w nocy, jesteśmy w stanie się przespać? – odpowiedziałam trzeźwo.
Temperatury mimo godziny 22 dalej oscylowały w granicach 25 stopni, a powietrze stało nad nagrzanym asfaltem.
Nocleg w takich warunkach daleki jest od czegoś co przypomina sen.
– Jedźmy więc może na tę prawdziwą Sycylię. Scilia pokazała nam się pięknie, ale miejsca na nocleg brak – stwierdziłam.
I pojechaliśmy, Sycylia migotała światełkami z drugiej strony wąskiej zatoki.
Patrzyliśmy i nie czuliśmy zaproszenia, było tam coś odpychającego i niepokojącego dla nas.
Każdy z nas bał się pierwszy powiedzieć swoje zdanie, bo może ten drugi bardzo czuję potrzebę wyjazdu na wyspę.
– Czy na pewno chcemy tam jechać – zapytał Bartek po dwóch godzinach krążenia po miasteczkach naprzeciw Sycylii, szukaniu promu i oglądania w internecie co ciekawego na Sycylii, bo może coś zaprosi, do czegoś zapalą się oczy…..
– Ja nie – powiedziałam szczerze…
– Ja też – odpowiedział…
– To mamy sprawę jasną – stwierdziliśmy z ulgą…
A Bartek postanowił upamiętnić ten moment podroży kupując sobie o drugiej godzinie w nocy loda! Ten region południa Włoch słynie bowiem z tego wyrobu. To były najcięższe smaki, i faktycznie najlepsze!!!
Chwila wytchnienia – Tropea
Chwila wytchnienia – Tropea 19-22 czerwca 2018
Późnym popołudniem wjechaliśmy do Tropei. W uliczkach gwar sporo turystów ogląda mecz w wystawionych w ogródkach telewizorach. Niby tłumek i znajomy włoski wrzask, a jednak dobrze się tu czujemy. Zatem odkrywamy kolejne zaułki w uliczkach, nikt nas nie nagabuje byśmy siadali do stolików restauracyjnych, od razu tak jakoś miękko i swobodnie się robi. Przełamuje się wieczorem temperatura powietrza, pomaga temu ciasna kamienna zabudowa. Miasto postawiono na wysokim klifie, u jego podstawy powstała dość szeroka plaża. Jesteśmy przed sezonem, więc teraz jeszcze mało na niej plażowiczów.
Z jednego z tarasów widokowych widzimy przy plaży dość obszerny zwarty koronami zagajnik.
- To coś dla nas , może się tam zaszyjemy i słoneczko rano nas nie obudzi swoim gorącem…..
- To pewnie park – mówię do Brygidy – a do parku nie da się wjechać!
Sprawdzamy tą opcję, bo chcemy zostać do północy w miasteczku , a lepiej wcześniej „obłaskawić” miejsce na nocleg. Ku naszemu zdziwieniu jest to teren campingu, jego cena jak na ten rejon świata przystępna – 16 euro – dwie osoby i auto z namiotem, lub camper. Po kilkunastu dniach całodziennego pobytu w temperaturach „upalnych”, to dla nas koło ratunkowe od Wszechświata. Zostajemy zatem na trzy noce………..regenerując siły swojego ciała. Możemy teraz spać z otwartymi tylnymi drzwiami na oścież , czyli tak jakbyśmy spali leżąc na polu. Baldachim bardzo gęsto posadzonych drzew szczelnie broni nas od żaru dnia. Przez otwarte drzwi mamy widok na poletko z cytrynami, pomarańczami, ziemniakami, koprem i papryką – należące do właściciela tego miejsca.
Oczywiście jest tu sporo atrakcji „kurortowych”. Deptaki pełne knajpek, małych klimatycznych sklepików, całkiem fajna plaża choć kamienista. Na plaży nieduża ilość parasoli z leżakami– tak jeszcze ze smakiem i przyjemnie zacienione kawiarnie, ta w której byliśmy miała zdumiewającą w sobie lekkość obsługi.
Należy mieć jednak świadomość że jesteśmy przed sezonem i turystów jest tak w sam raz……………. ceny umiarkowane………….. można stąd popłynąć na wyspy z wulkanami.
Czadowe są te stragany dla turystów, gdzie jest taki sam stały skład towarów jak i w innych regionach Włoch – ale tu jeszcze uzupełniony w uprawianą w okolicy wielką czerwoną cebulę.
To specyfik regionu. Jest w kartach tutejszych restauracji zupa cebulowa, na półkach dżemy cebulowe, a my idąc za tą kreacją kazaliśmy sobie upiec pizze Marinarę – która zawiera tylko sos pomidorowy i posypać tą właśnie cebulą. Średnia była , mimo że z pieca na drewno – a to za sprawę dziwnego ciasta, które było takie suchawe i chrupkie. Trzeba było mocno „zagryzać problemy” aby pogryźć i przełknąć. W innych pizzeriach w mieście widziałem, że turyści mieli podobne problemy. Jak widać specyfik goni specyfik…………A to własnie cebula zaprosiła nas tutaj. W pierwszym włoskim sklepie zaraz po festiwalu, właśnie ta cebula przykuła naszą uwagę i to tak mocno, że zrobiłem sobie z nią zdjęcie.