o podróży w “stronę serca” 2016
now browsing by category
Archipelag Kuzowa – zapoznanie z magią
Archipelag Kuzowa powitanie 8-18 lipca 2016 tydzień pierwszy
Kuzow Niemiecki powitał nas znajomym kajakarzem Białorusinem poznanym w porcie Kiem i zaproszeniem od naszych znajomych z którymi dotarliśmy tu motorówką na samogona. Białorusin pokazał nam część wyspy i poopowiadał którędy wyjść na najwyższy szczyt.
Kuzow Niemiecki znajduje się w Archipelagu Wysp Kuzowa w skład który wchodzi 14 niezamieszkałych wysp, z czego Kuzow Niemiecki i Kuzow Rosyjski są wspaniałymi miejscami widokowymi – ich wysokość przekracza 100 metrów ponad poziom wody.
W archipelagu znajduje się labirynt, tron kamienny, sejdy.
Główną wyspa archipelagu to Kuzow Niemiecki uznawana kiedyś za świętą wyspę, znajdują się na niej kamienne sejdy, pozostałości (prawie nie widoczne) starego labiryntu i inne kamienie. Tutaj wiele osób szuka (może i znajduje zagubioną Atlantydę).
Miejsce iście magiczne.
Zresztą wyjście na jeden z wierzchołków i popatrzenie na okalające morze w setkami wysp uzmysławia nam, że jesteśmy w „naszym raju”. – o nim oddzielny wpis
Na wyspie jest miejsce biwakowe, obsługuje tą przestrzeń 3 strażników przyrody. Gdyż cały archipelag jest zakaźnikiem (miejscem chronionym). Strażnicy również oprowadzają po wyspie i można z nimi popłynąć na wycieczki na inne wyspy archipelagu.
Pilnują porządku i przyrody. Na wyspach obowiązuje zakaz polowań, śmiecenia, rozpalania ognisk w miejscach do tego nie wyznaczonych. Ogień to potężny wróg przyrody, zarówno od ognisk, które Rosjanie rozpalają zawsze, gdyż na nich gotują, jak również od niechlujnie rzucanych niedopałków. W czasie naszego pobytu widzieliśmy jak jedna z dziewiczych wysp płonęła (prosiliśmy o deszcz i padało potem dokładnie tydzień), zapalona najprawdopodobniej od niedopałka.
Na wyspy znajduje się las, laso-tundra, tundra, bagna, czyli wszystkie biotopy północy. Rośnie zarówno roślinność leśna,tundrowa, bagienna, jak i morska.
Wyspa z dwóch stron sąsiaduje z innymi wyspami, co powoduje, ze tworzą się tam przytulne zatoki.
Na wyspie są trzy strefy gdzie można rozstawiać namioty (no może 4 – ale przy bagnie komary). Dwie od zatok, są tam biesiedki (zadaszenia z miejscami na ognisko i ławkami), WC.
W jednym miejscu jest źródełko z wodą. Oraz trzecie miejsce, południowe, najbardziej magiczne, oparte o górę z widokiem na bardziej otwarte morze.
Sama wyspa ma ok. 500 metrów w najszerszym miejscu szerokości i 1000 metrów długości. Jednak przejście z jednej strony na drugą nie jest tak szybkie jakby się wydawało. Strzegą go bowiem wzniesienia ok 100 m.n.p.m i kamienistymi ścianami. Na najwyższy szczyt nawet zrobiono ścieżkę z linami.
Pierwszy wieczór to gościna naszych znajomych z łódki, niestety alkoholowa i mimo że uczestniczy w niej lekarz i profesor obarczona jest brakiem chęci dbania o zdrowie i szydzeniem ze wszystkiego czego nie rozumieją.
Bartkowi wychodzi program, że „co to za mężczyzna który nie pije”.
Zresztą wyniósł go z domu, gdzie ojciec nie tylko nie pił, ale również niechętnie uczestniczył w imprezach. Nieakceptacja tego zachowania przez otoczenie doprowadziła do izolacji.
Uwalniam się od przekonania, że prawdziwy mężczyzna musi pić alkohol
Uwalniam się od przekonania, że gdy nie piję alkoholu jestem nieakceptowany przez otoczenie
Nie piję alkoholu i otaczam się ludźmi, którzy to akceptują i szanują
Tak, nie trzeba było długo czekać na realizację tego programu. Zachar – główny strażnik wyspy bardzo pilnował, wręcz nas chronił przed alkoholem ze strony innych „przyjaźnie nastawionych” turystów. Sam miał problem z alkoholem, więc Bartek był dla niego przykładem tego, że można być normalnym, fajnym i nie pić. W sumie nie tylko nie pić, ale również nie zabijać zwierząt po to by je zjadać (a widać było że już mu to nie odpowiada).
Bardzo cieszyła go możliwość oglądania fok, biełuch, ptaków, które podpływały blisko człowieka. Zdawał sobie doskonale sprawę, że zjadanie zwierząt niszczy ten kontakt.
Zresztą Zachar to stary szaman, czujący jak mało kto okoliczną przyrodę, słyszący ją, widzący, czujący.
Mu udało się sfilmować niedźwiedzia, który przepływał z wyspy na wyspę, to on pierwszy zobaczył ze wyspa płonie, on czuł na kogo uważać na wyspie, a kto szanuje przyrodę i można mu pokazać pewne miejsca.
Tak, bo szaman to ten co ma moc, ale również ma czucie tego co dookoła.
Tak, tak kochani „szamani” dzisiejsi – poza mocą i znajomością techniczną rytuałów trzeba czuć, widzieć, słyszeć …
Widzę, słyszę, czuję to co wokół, zarówno to widzialne jak i niewidzialne
Szamani mieli w zwyczaju posiłkowania się energią z zewnątrz, ziemi, przodków, energią roślin, zwierząt – z nich uzyskiwali moc.
Uwalniam się od przymusu jedzenia, picia , aby czerpać stamtąd energię
Jem i piję dla przyjemności, a życiodajną energię czerpię z boskiej prany
Pozwalam aby moje ciało przyswajało pranę
Kolejny program tego magicznego miejsca.
Po pierwszym dniu pobytu na wschodnim brzegu z naszymi pijącymi znajomymi, nie wiedzieliśmy co robić dalej, miejsce nam się bardzo podobało jednak „impreza” nie.
Gdzie przenieść się, aby nie być zdanym na pijących obok.
Bo wyspa maleńka.
I niespodzianka, nasi znajomi jadą na parę dni na wyspy Sołowieckie. Nastał spokój. Był dzień, że na całej wyspie byliśmy tylko my i 3 strażników. Magia spotkania człowieka i wyspy.
Gdy nasi znajomi wrócili przenieśliśmy się na południowy, najbardziej magiczny brzeg i będąc znów tam sami, zatapialiśmy się w ciszę tym bardziej, że miejsce jest odizolowane od turystów z jednodniowych wycieczek. Tylko my, morze, wyspa.
Morze z jego przypływami i odpływami.
Wszystko płynie, a ja napełniam się ciszą
Pogoda dopisywała, było cieplutko, z rzadka popadywało, a polarne dni napełniały nas światłem nawet wtedy gdy spaliśmy. Czas przestał mieć jakieś znaczenie.
Noc, dzień kto to wymyślił? Przecież może tego nie być. Może być tylko 24 godzinny dzień, za parę miesięcy właśnie tutaj będzie 24 godzinna noc.
Uwalniam się od przymusu spania bo noc, działania bo dzień
Pozwalam sobie żyć we własnym rytmie
I tak właśnie żyliśmy, gotowaliśmy na ognisku, zbieraliśmy maroszkę, borówki, grzyby, jeździliśmy na morskie wycieczki z cudownym szamanem Zacharem poddawaliśmy się tej magii w różnych miejscach – o tym osobne wpisy.
Chodziliśmy na najwyższy szczyt poddając się jego magii i właśnie tego dnia schodząc z góry zahaczyłam nogą o wystający korzeń, praktycznie się w nim zaplątałam, krzywo stanęłam i skręciłam nogę w kostce.
Praktycznie zaraz, jak pierwszy ból ustąpił – zrobiliśmy ustawienie, okazało się, że – „Boję się być cały czas w raju, chcę zmian, nieważne jakich, ale zmian”
Uwalniam się od przymusu zmian
Pozwalam sobie nasycić się rajem
Tak nasycić, wiele razy zauważyłam, że gdy nasycę się jakimś miejscem, jedzeniem, energią nie ciągnie mnie już potem do niego, a gdy go sobie odmawiam, to ma „wieczny” niedosyt
Niech raj – błogostan, magia, szczęście, zdrowie młodość przenika każdą komórkę mojego ciała.
Drugą rzeczą która wyszła w związku ze skręceniem nogi, było uwolnienie energii spowodowane skręceniem nogi wiele lat temu w Chorwacji. Tak jakby energia która wtedy została zachwiana, wróciła teraz na swoje miejsce.
Chyba z 2 dni miałam silne przepływy energii przez moje ciało
A co to była za energia….. zawiści innych osób
Uwalniam się od przymusu brania do siebie zawiści innych osób
Uwalniam się od przymusu krzywdzenia siebie gdy czuję zawiść innych
Uwalniam się od przymusu rezygnowania z siebie gdy czuję zawiść innych
Korzystam ze swoich talentów, możliwości, otrzymanych darów i zawiść innych ludzi nie ma na to żadnego wpływu
Niestety po tygodniu pobytu, od 16 lipca przyjechało ok. 70 osób na naszą maleńką wyspę i zrobiło się ciasno. Fakt, że jedna grupa był to ekspedycja jogi i Tummo (gdzie po rozmowie z organizatorką mogliśmy uczestniczyć), to i tak postanowiliśmy pojechać na 2 dni na sąsiednią bezludną wyspę.
Bezludna to ona była, jednak wrzaski turystów z Kuzowa niosące się po wodzie spowodowały, że nie czuliśmy się jak na bezludnej. Moja świeżo co skręcona noga, nie pozwalała mi na wycieczki po wyspie .
Plusy były dwa, obok wyspy gniazdowało wiele ptaków, które były praktycznie na dotknięcie i na wyspie były najlepsze borówki świata, duże jak amerykańskie i wygrzane w słoneczku.
Wyspę nazwaliśmy potem „niedźwiedzią wyspą”, gdy godzinę potem jak odpłynęliśmy z wyspy, pojawił się tam niedźwiedź (widziały go jednocześnie cztery osoby).
Słoneczko, które do tej pory świeciło nam prawie non stop, teraz postanowiło sobie zrobić przerwę, a niebo zasłonić deszczowymi chmurami.
To pewnie z powodu palącej się wyspy.
I tak minął nam pierwszy tydzień poznawania wyspy i jej ciszy, jej lekcji otrzymanych w warunkach raju.
Pozwalam się nasycić energią raju
25 dni na wyspie na Morzu Białym – Skrót
Kuzow Niemiecki 8 lipca – 2 sierpnia 2016
Pojechaliśmy na 2 doby – zostaliśmy 25 dni. Niesamowity czas w bardzo wysokiej energii.
Może napiszemy co mieliśmy ze sobą, bo to daje ciekawy obraz doświadczania przestrzeni:
namiot z Juli jednowarstwowy o nieprzemakalności 2000
śpiwory puchowe Pajaka do -5 stopni
karminaty
butla campinggaz z palnikiem – pełna
menażka 1 szt
miseczka 1 szt
łyżka 1 szt
łyżeczka 1 szt
kubki 2 szt
kilogram ziemniaków
100 g puire ziemniaczanego
zupa w proszku 1 szt
przecier pomidorowy 200 ml
sok pomidorowy 2 l
kawa na ok. 10 kaw
śmietanka kokosowa w proszku też na ok. 10 kaw
Na wyspie nie ma sklepu, ani restauracji, jest źródełko wody pitnej – które ze względu na suszę w drugim tygodniu pobytu wysychało
Ubranie Brygida :
2 pary majtek
5 sztuk skarpetek ( dwie i pół pary)
wełniane getry
spodnie z membraną
spodnie 2 pary letnie
sukienka
softshel
ortalion od deszczu
polar letni łapiący wilgoć
klapki
buty z gore-tex-em
koszulka termoaktywna z krótkim rękawem
koszulka termoaktywna z długim rękawem
Ubranie Bartek
majki 1 szt
skarpetki 1 para
spodnie 1 szt
spodnie z membraną 1 szt
koszulka 1 szt
polary 2 szt
kurtka z membraną 1 szt
Telefony
komputer
aparaty fotograficzne
kamera
tablet
wszystko bez ładowarek
Szczoteczki, pasty do zębów, szampon, odżywka, mydło.
Bartek nosi szkła kontaktowe – zapomniał płynu i prawie cały czas chodził bez szkieł.
Ja nie wzięłam kremu, ani olejku do twarzy. Przez pierwsze dni trudno mi było bez niego, a teraz zaważam, że nie widzę potrzeby go używać codziennie.
Zapytacie dlaczego tak trochę bez sensu się spakowaliśmy? Mieliśmy być na wyspie dwa dni.
Gdy przyjechaliśmy do portu w Kiem, co pisaliśmy w poprzednim poście, okazało się, że jest gotowa do drogi łódka na archipelag Kuzowa – w której już siedzą ludzie. Dostaliśmy 10 minut na spakowanie, odbyło się to szybko i chaotycznie, najważniejszy był namiot, śpiwory, reszta na zasadzie co było po ręką.
Ja wzięłam więcej rzeczy – na pewno intuicyjnie, chodziliśmy w nich potem razem, a również dlatego, że miałam więcej czasu. Bartek szukał plecaków, zbierał namiot, pakował śpiwory, kuchenkę…
Żyjemy w samochodzie i mamy w nim wszystko luźno poukładane w różnych miejscach.
I co nam to pokazało?
Namiot sprawdzał się w upały, ale padł w czasie ulewnego 12 godzinnego deszczu z porywami wiatru, jak również śpiwory puchowe, które przesiąkły wilgocią, mimo że otrzymaliśmy plandekę od gospodarzy wyspy, którą powiesiliśmy nad namiotem.
Ubranie – na początku byłam przerażona, że mam tylko jedną sukienkę, w której chodziłam cały czas. Potem weszłam w takie energie, że to, że chodzę w tej samej sukience przestało mieć dla mnie jakieś znaczenie. Byłam tak szczęśliwa pobytem w tej przestrzeni wyspy, że cieszyłam się z tej jednej sukienki.
Generalnie po powrocie do samochodu stwierdziłam – na co mi tyle rzeczy?
Jedzenie – od pierwszego dnia chcieli żywić nas różni ludzie, nie zawsze tym co chcieliśmy jeść – mięso, alkohol. A las dawał grzyby, przepyszne borówki, maroszkę, szczaw. Morze – laminarię (morską kapustę) , a resztę – niewielkie ilości chleba , makaronu, mąki, warzyw – dodawali dobrzy ludzie. My uczyliśmy się pokory brania, pracowaliśmy z wypływającymi programami zachowania gdy brakuje jedzenia. Zapytacie dlaczego nie testowaliśmy na 100% prany?
Trudno jednoznaczenie odpowiedzieć, na pewno była taka możliwość. Jednak gościnność przyrody i ludzi pokazywała, że na ten moment dalej mamy jeść – i to z radością i wdzięcznością.
Tym bardziej, że znajdowaliśmy się w miejscu bardzo wysoko wibracyjnym, i już z tego samego tytułu wypływało z naszej psychiki mnóstwo programów. Intensyfikacja tego procesu poprzez brak ziemskiego pożywienia mogłaby być już zbyt trudna.
Cieszyliśmy się bardzo z hojności wszechświata i jego gościny.
Na wyspie był generator włączany na 2 godziny co 2-3 dni , a na górkach zasięg słabego internetu. Mogliśmy ładować telefony i tableta (bo obsługa miała uniwersalny kabel). Abonament internetu skończył nam się w po 10 dniach. Oszczędzaliśmy energię w aparatach, komputer służył tylko do zgrywania z kart.
A czego doświadczyliśmy tam, teraz w skrócie, a w kolejnych postach przyjdzie czas na rozwinięcie. Podzielę nasz pobyt na trzy oddzielne tygodnie. Może one nie będą równe, jednak tak też zapisały się w naszej psychice…
Pierwszy tydzień 8 lipca – 18 lipca
Magia pierwszego tygodnia, piękna pogoda, polarne dni, i prawie bezludny archipelag…
Powitanie z wyspą
Wycieczka na najwyższy punkt wyspy z przewodniem, opowieści o człowieku, który zamieszkiwał kiedyś te tereny
Radość odpływów i przypływów
Wycieczka na wyspę Alioszyn – labirynt, maroszka, ptaszki jak pingwiny
Wycieczka po morzu przy zachodzie słońca, spotkanie z foką i ptakami wysp
Wycieczka na wyspę rosyjski Kuzow
Szukanie spokojnego miejsca na wyspie (był momenty, że byliśmy tylko my i strażnicy), ale pod koniec tygodnia przyjechało ok. 70 osób.
Kolejna zmiana miejsca nocowania na bezludną wyspę naprzeciwko Kuzowa Niemieckiego – nazwaną potem Niedźwiedzią Wyspą
Skręcenie nogi – Brygida
2 tydzień 18 lipca – 23 lipca – czyszczenie
Warsztat tummo i jogi – na który zostaliśmy bezpłatnie zaproszeni. Goszczeni jedzeniem, co pozwoliło pozostać dalej na wyspie. Warsztat prowadził profesor fizjologii uniwersytetu w Petersburgu, zwany również Człowiekiem Zimna.
Cały czas padał deszcz, temperatury w zakresie 10 stopni , wiatr i wilgoć.
Po wcześniejszym zaprzyjaźnieniu się z wyspą i otwarciu siebie programy wychodziły intensywnie.
Bardzo wysoki poziom zajęć porannej jogi, poparty wiedzą naukową, jak zrobić ćwiczenie aby było efektywne. Mnie w pełnym uczestniczeniu blokowała noga.
Nauka oddychania i sens zatrzymania oddechu, w świetle ciepła w ciele.
Zwieńczenie kursu – kąpiel w zimnym, północnym morzu, przy zimnym wietrze. Mi po niemiłym zachowaniu niektórych uczestniczek poszły emocje, zaczęłam trząś się z zimna i w ogóle nie poszłam, a Bartek – bohater wysiedział w wodzie ok. 5 minut.
Niesamowity czas…..
3 tydzień 18 lipca – 2 sierpnia
Ugruntowanie energii
Kąpiele dłuższe w morzu niż w poprzednim tygodniu
Medytacje
Radość w specyfice rosyjskiej tradycji biwakowania – gotowaniu na ognisku
Wycieczka na wyspę Alioszym, Maroszka i Labirynt
Foczka niedaleko na naszej plaży
Ulewa z połamaniem namiotu
Znalezienie zegarka Tissot do 30 metrów
Pożegnanie wyspy
To tyle w skrócie, a może i w punktach które lepiej pozwolą nam to wszystko opisać.
Gościnność „Wszechświata była niesamowita”, cały ten miesiąc kosztował nas ok 1000 zł – na dwie osoby ( wliczając wycieczki i koszty transferu na wyspy, oraz posłane potem prezenty dla strażników przyrody). Taki przykład, że gdy jesteśmy we właściwym miejscu, we właściwym czasie, na swojej drodze przez życie dary wszechświata spływają na nas, a my o nic nie musimy się martwić.
Wyrzucam program martwienia się o egzystencję, pożywienie, pieniądze, materię….
Otwieram się na dary wszechświata i na pełny rezonans z własną drogą życia.
Jeszcze bardziej zrodziła się w nas wdzięczność, radość za ten czas, gdy parę dni po wyjeździe z wyspy trafiliśmy do wioseczki – Nilguby i zobaczyliśmy programy wycieczek po tamtejszych okolicznych wyspach morza Białego, w kwotach 3000-5000 tysięcy złotych na tydzień od osoby.
Taki przykład, że jak jest się na swojej drodze w rezonującej z człowiekiem wibracji wszystko co potrzeba spływa w obfitości, trzeba tylko nie sabotować tego daru i umieć przyjąć z wielką radością i wdzięcznością.
Sołowki, nie Sołowki, przebaczenie historii
Sołowki, nie Sołowki 6-8 lipca 2016
Wyspy Sołowieckie od paru dni pojawiają się blisko nas… Z Białomorska pływały promy, a tutaj w Raboczeostrowsku – nazywanym również Kiem port, jest główne centrum pielgrzymkowo-turystyczne dla przeprawy na wyspy (ok. 50 km w morze).
Coś nas na nie ciągnie???
Wszechświat stawia w porcie, skąd pływają promy, a umysł krzyczy – „nie chcę”.
Tam były stalinowskie obozy pracy – więzienia – energia będzie trudna.
– Po co tu jesteśmy??? – rodziło się pytanie w głowie.
No po co???
Wycieczka po porcie wydawałoby się dała podpowiedź. Trafiliśmy bowiem na reklamę wycieczek na archipelag Kuzowa znajdujący się w połowie drogi między lądem a wyspami Sołowieckimi. Znajdują się tam labirynty, sejdy, dzika przyroda chroniona prawem.
Udaliśmy się do informacji turystycznej w porcie, gdzie poinformowano nas, że może dziś pójdzie łódka: cena wynosi 1100 rubli od osoby w jedną stronę (ok 70 zł), a na wyspie Kuzow Niemiecki znajduje się coś w rodzaju pola namiotowego. Cały Archipelag Wysp Kuzowa to zakaźnik (rodzaj chronionego obszaru przyrody), wstęp do niego jednorazowo 250 rubli (15 zł.) od osoby i również 250 rubli od osoby dziennie za zatrzymanie się tam na miejscu.
Namiot mamy, więc czemu nie. Jeden problem to łódka, która nie wiadomo kiedy pojedzie: tam i z powrotem też nic nie wiadomo, bo dla dwóch osób się nie opłaca.
Poczekaliśmy do popołudnia na decyzję , i po informacji – że dziś łódki nie będzie – zostawiliśmy numer telefonu. Pojechaliśmy z powrotem na nasze filmowe miejsce, opisane w poprzednim wpisie.
Miejsce na drodze do filmowego kościółka, więc uczęszczane.
Każdy przechodząc pyta: – czy jedziemy na Sołowki?
Pojawia się sympatyczny Białorusin na kajaku, który płynie na Sołowki (50 km, z czego 25 km przez otwarte morze).
Innym razem spotykamy Polaka, który już kiedyś był na wyspach i bardzo mu się spodobała przyroda. Teraz płynie na cały tydzień.
Sołowki zapraszają, jednak czuję, że nie czas…..
Następnego dnia dostajemy trzy godziny spóźnionego sms-a – z informacją że jest łódź na Kuzowa. Odpłynęła bez nas….
– O co chodzi? – rodzą się pytania.
Pan w informacji wylicza, że możemy przepłynąć okrężną drogą na Sołowki, a potem na Kuzowa – ale może nas to kosztować nawet 9000 rubli (540 zł) – rodzi się w nas sprzeciw. I znów udajemy się nasze filmowe miejsce, rozmawiając z przechodzacymi ludźmi i ciesząc się spokojem miejsca, oraz pięknem przyrody (odpływy i przypływy tworzą spektakle).
Bartek w czasie krótkiego spaceru po półwyspie nazbierał trochę jeszcze niezbyt dojrzałej maroszki.
Budzi się kolejny dzień, a wraz z nim pomysł, że jeżeli dziś nie będzie łódki na Kuzowa, to jutro może wybierzemy się na Sołowki (pływają 3 statki dziennie cena 1200 w jedną stronę (80 zł)).
– Wiesz Sołowki mają dużo w sobie energii „nie przebaczenia” – powiedziałam do Bartka.
„Nie przebaczenia” – do historii, do Stalina, Hitlera itp.
A przecież, to właśnie oni stworzyli nam świat w którym żyjemy i byli to jedni z największych kreatorów we współczesnej historii świata.
– Może nagramy medytację ”przebaczenia im”, w ogóle przebaczenia i pojedziemy do portu kupić bilety na jutro na wyspy Sołwieckie – ciągnęłam dalej swój pomysł.
Poszliśmy na skałę opodal filmowej cerkwi rozpoczęłam medytację, ale jej nie dokończyłam, gdyż przyszli do nas udający się na Sołowki do pracy przy renowacji monastyru dwoje Białorusinów (jechali tam na 2 miesiące, cerkiew opłacała wszystkie koszty, plus postne jedzenie, mieszkanie w wagonie + płaca minimalna 1000 dolarów miesięcznie – w czasie pobytu i pracy obowiązywał zakaz picia alkoholu, codziennie robiono im zdjęcia potwierdzające trzeźwość). Mówili, że jak szybko, sprawienie i dłużej będą pracować to jest szansa, że i 2000 dolarów za miesiąc zarobią. Znali zarobki w Polsce – kiedyś jeździli do naszego kraju – teraz wyższe zarobki są w Rosji…
Na początku się spięłam, że przerwali moje dzieło, ale teraz mam wrażenie, że niech każdy dokończy tą medytację na swój sposób.
Uwalniam się od przekonania, że żyję w złych czasach
Uwalniam się od przymusu szukania winnych i nie akceptacji obecnej sytuacji
Dziękuję wszystkim, którzy stworzyli dzisiejszy świat, abym mogła go doświadczać właśnie takiego.
No właśnie, gdy to zrozumiałam wszystko potoczyło się szybko.
Jeszcze nie skończyliśmy rozmawiać z Białorusinami, gdy podszedł do nas kajakarz który czekał na swoją dziewczynę, aby z nią popłynąć kajakiem na Sołowki.
– Skoro chcecie na Kuzowa, to może popytamy po wsi – powiedział pomocnie…
Spacer nie dał zadowalającego efektu, gdyż ludzie tu jacyś dziwni, zamknięci na kontakt.
– Jedziemy do portu – zdecydowaliśmy, kupimy bilety na jutro na ranny statek na Sołowki – powiedzieliśmy do znajomego kajakarza, a tego wieczoru posiedzimy razem przy ognisku.
W porcie jednak czekała na nas miła niespodzianka, właśnie już teraz siedzieli i czekali na nas w łódce ludzie jadący na wyspy Kuzowa. Dano nam 10 minut na pozbieranie rzeczy…………………… Pełne zaskoczenie…..
Namiot, karimaty, śpiwory, plecaki, ubranie, aparaty, coś do zjedzenia, picia, butla. Wszystko szybko i w chaosie. Myśleliśmy, że jedziemy na 2-3 dni……, i tak się spakowaliśmy …. zapominając…. połowy ekwipunku….
Jestem wdzięczna, że jestem tu gdzie jestem TERAZ
I przy ciemnych deszczowych chmurach, z pijącymi alkohol kapitanami, skacząc po falach – odpłynęliśmy w głąb morza Białego…
Na planie fimowym filmu Ostrov – Wyspa
W scenerii filmu „Wyspa” 6-8 lipca 2016
– „Chcę tam pojechać” – rzucone niedbale wiele lat temu po obejżeniu filmu „Wyspa” na festiwalu filmu rosyjskiego w Pszczynie spowodowało, że właśnie czuję się jakbym była na planie filmowym. Troszkę już zdegradowanym, ale gdy z lekka przymknie się oczy, czuje się co chcieli przekazać jego twórcy.
Choć z drugiej strony, czy dopiero wielkie poczucie winy, kieruje nas na ścieżkę odpuszczania ziemskiego i czynienia „cudów”.
Uwalniam się przekonania, że dopiero wielka wina, sprowadzi mnie na drogę światła
Idę drogą światła, miłości, radości.
Niesamowite są dzisiejsze możliwości techniczne, siedzieliśmy praktycznie na planie filmowym jednocześnie oglądając ten film w samochodzie na tablecie. Patrzyliśmy na żywo skąd były kręcone poszczególne sceny. Niesamowite uczucie. Uroku dodawał polarny dzień. Tutaj link do filmu.
Kiedyś miałam z polskimi napisami, ale teraz nie mogę znaleźć, polecam nawet tym co nie znają rosyjskiego słów mało.
Dla mnie sam film tym razem miał przesłanie komunikacji: gdy widzę problemy innych, a Ci inni chcą zmiany, komunikuję możliwość rozwiązania w sposób docierający do drugiej osoby bez lęku, że np.: się obrazi itp. Bez bycia grzecznym – bo ktoś może już nie przyjść drugi raz.
Przecież najlepsza pomoc jest taka która działa szybko, a nie przez wiele tygodni i lat.
Uwalniam się od przymusu bycia grzecznym, gdy inni proszą mnie o pomoc przy pracy z psychiką.
Z odwagą pomagam bezpiecznie dla mnie i dla drugiej osoby w sposób najbardziej efektywny.
Pozwalam sobie szybko działać i szybko pomagać, trafiać w sedno
Przyciągam do siebie osoby, które chcą zmian i są gotowe iść w ich kierunku.
No właśnie bo chcieć zmian to jego, aby gotowym na nie – to drugie.
Z odwagą pozwalam sobie na zmiany w moim życiu.
Zapytacie, a gdzie kręcony był film?
Niedaleko miasteczka Kiem we wiosce Raboczeostrowsk – niedalek portu skąd pływają promy na wyspy Sołowieckie.
Och te wyspy czyżby zapraszały?
Petroglify, Białe morze i zawłaszczanie przestrzeni
Petroglify, Białe morze i zawłaszczanie przestrzeni
Biełomorsk 4-5 lipca 2016
Złe prognozy znad Oniegi zaprowadziły nas nad morze Białe, gdzie przez najbliższe dni miało być ładnie. Zresztą mamy wielkie szczęście, panują tutaj temperatury powyżej 20 stopni praktycznie non stop, co jak na daleką północ jest sporym ewenementem. Taki prezent dla nas.
Biełomorsk powitał nas portem skąd odchodzi prom na wyspy Sołowieckie, przemiły Pan z obsługi zapraszał do wypłynięcia na wyspy jutro z rana. Opowiadał jeszcze że od dwóch lat poza komarami, meszkami, gzami pojawiły się u nich kleszcze. Wskazał nam również fajne miejsce do zatrzymania nad samym morzem, lubiane przez miejscowych.
Niesamowite, a może to zwykłe prawo natury, że Pan powiedział, gdzie mniej więcej jest to miejsce, a my bez żadnych wielkich szczegółów wjechaliśmy właśnie w to miejsce.
On zrobił obraz w umyśle, a my podpięliśmy się pod niego. Ten obraz był dla nas ważny, bo chcieliśmy to zrobić. Szczególnie media wykorzystują ten mechanizm do manipulowania ludźmi, którzy potem nie wiedzieć dlaczego zachowują się w określony często nielogiczny sposób.
Manipulacja innych nie ma na mnie wpływu na żadnym poziomie świadomości.
Miejsce okazało się bajkowe i znów wtopiliśmy się w radość patrzenia na polarny dzień, mimo że zegar wskazywał drugą w nocy.
Teraz doszedł nam jeszcze jeden element: przypływy i odpływy morza sięgające ok 1,5 metra wysokości.
Raz jest morze blisko, a za jakiś czas oddala się o kilkadziesiąt metrów, wszystko w nieustannym ruchu przypływu i odpływu.
Ranek powitał nas lekkim ruchem turystycznym na „naszej plaży” i aby inni wciąż nie podjeżdżali zbyt blisko nas Bartek zagrodził dojazd do naszego zakątka kamieniem. Mijały godziny, my oglądaliśmy przypływ i odpływ nie mogąc nacieszyć się ich fenomenem.
Nagle przyjechały dwa auta z których wysiadło głośne towarzystwo w wieku od 5-75 lat.
Zaczęliśmy rozświetlać przestrzeń wokół nas i nowi sąsiedzi zdecydowali się przenieść 100 metrów dalej. Niestety wiatr wiał w naszą stronę, a oni słuchali muzyki techno (alkohol i muzyka to ulubiony sposób spędzania tutaj czasu przez miejscowych na przyrodzie). Po kilku godzinach wspólnego słuchania tego samego rytmu poszłam poprosić o ściszenie muzyki do nieźle pijanego już towarzystwa.
Moja prośba spowodowała agresję imprezowiczów i dyskusje bez sensu, w które też dałam się wciągnąć.
Towarzystwo było pijane, agresywne i wcale nie miało ochoty nic zmieniać. Po kłótni, w czasie której mieli kamienie w rękach (najbardziej agresywna była młoda kobieta, bo towarzystwo było mieszane), starsza Pani najbardziej szukająca kompromisu i trzeźwa – mówiła, że to wnuczka z Petersburga do niej przyjechała i pojechali imprezować na przyrodę. Pojechaliśmy pierwsze na policję, gdyż z takimi ludźmi to nigdy nic nie wiadomo.
Policjanci obiecali posłać tam samochód, bo chamskie zachowanie się im nie podobało – ale sami stwierdzili że: – u nas w Rosji na przyrodzie można głośno słuchać muzyki, jest dużo swobody.
Zgłoszenie zrobiliśmy dla naszego bezpieczeństwa.
– Wiesz, że oni zawłaszczali tak przestrzeń, podobnie jak ja rano próbowałem to zrobić dając kamień, aby nikt nie wjeżdżał do naszego zakątka – powiedział Bartek.
A potem przestrzeń oddała błyskawicznie tę energię.
Uwalniam się od przymusu zawłaszczania przestrzeni
Każdy sąsiad jest aniołem, który niesie dla mnie określoną informację
Zawłaszczając przestrzeń, zamykając ją tylko dla siebie, zamykamy się na dopływ informacji, ludzi, energii – także pozytywnych. Prawo przyciągania działa i każda osoba przynosi coś dla nas.
Choćby to, że czas jechać gdzieś indziej.
I tak też zrobiliśmy.
Podziękowaliśmy za radość przypływów i odpływów Białemu Morzu, i chcąc się nim jeszcze cieszyć udaliśmy się do sąsiedniego miasteczka Kiem, oddalonego 150 km od Białomorska, gdzie jest dojazd na brzeg morza (często nad Białym Morzem nie ma dojazdu do brzegu nawet na przestrzeni wieludziesięciu kilometrów – ze względu na teren bagienny, podróżujący kajakami po morzu zachwycają się dziewiczością przyrody szkierowego brzegu)
Po drodze na obrzeżach Białomorska odwiedziliśmy jeszcze „rezerwat Petrogrifów”.
Miejsce przyjęło nas dziwnie, stadami komarów, a kamienie na których znajdowały się Petroglify (bądź co bądź zabytek sprzed wielu tysięcy lat w tył) czyścił…… szuflując z mchów – jakiś Pan ……łopatą.
Sama energia dziwna. Przyszło do mnie przesłanie związane z dzisiejszą sytuacją.
Nie przeceniaj swojej mocy, to już nie jedną cywilizację doprowadziło do upadku.
Znam siebie i swoją moc
– Gdy widzisz, że nic nie możesz zrobić, uznaj swoją niemoc i pomyśl jak najlepiej ułożyć się w danej sytuacji, a nie trać energii na walkę – dźwięczało w mojej głowie.
Tak, tak zamiast próbować dogadać się z tymi ludźmi, można było wcześniej wyjechać, zamiast tracić energię na kłótnie. Było to pierwsze doświadczenie agresji w czasie naszych dotychczasowych wielomiesięcznych podróży po Rosji.
Wokół Biełomorska znajduje się wiele śladów życia człowieka dawno, dawno temu ……..
Jednak energia tutejszych miejsc spowodowała, że białą piękną nocą dojechaliśmy prawie do Kiem zatrzymując się nad bajkową rzeką na nocleg.