Mongolia
now browsing by category
Wegańska restauracja. Największe zaskoczenie Mongolii
Największa niespodzianka Mongolii – wegańska restauracja Arwajheer 27 lipca 2015
Wegańska restauracja w Mongolii? – czy my na pewno dobrze widzimy….
Patrzyliśmy na szyld który był dla nas – mało powiedziane – zaskoczeniem, to był SZOK.
Było wcześnie ok. 9 rano, więc restauracja była zamknięta, brak informacji od kiedy do kiedy pracuje (co tutaj jest normą), a życie zaczyna się zazwyczaj 10-11 najwcześniej.
– Poczekamy do 12-tej – zadecydowałam – zobaczymy może otworzą.
I otworzyli …………
Z radością zeszliśmy do środka, do miejsca gdzie nie pachniało gotowaną baraniną, czy koziną. Czysto schludnie i lżej energetycznie niż w miejscowych barach, restauracjach. Ceny 2 razy wyższe niż w prostych barach (gazarach) , ale…
Karta zawierająca ok. 20 dań – zupy, drugie dania, sałatki, pierożki. Wszystko wegańskie, czyli bez mięsa i nabiału. Rewelacja.
Nie wiemy co wybrać, wzięłoby się wszystko naraz, ale jak to zjeść – szczególnie przy naszej skromnej diecie.
Ja wybieram zupkę warzywno-sojowo-grzybową (10 zł), a Bartek czeburieki warzywne i sałatkę z marchewki (15 zł. ). Porcje duże, za duże jak dla nas, ale siedzimy jak urzeczeni. Na ścianie telewizor z programami o zdrowym stylu życiu, na stole ulotki.
Czy na pewno jesteśmy w Mongolii…???
W kraju gdzie mięso jest podstawą pożywienia…..???
Ponadto dowiadujemy się, że takich restauracji jest ok 20 w Mongolii, głównie w Ułan Bator 15 szt. są one Mongolian Organic Green Food Association .
Zaskoczenie pełne, licząc inaczej na prawie 3 mln mieszkańców – 20 wegańskich restauracji (to chyba nawet są lepsi od Polski) u nas głównie to wegetariańskie.
Strony wegańskie mongolskie:
lovinghutmongolia\facebookpage
Weganizm w Mongolii ma duże szanse na rozkwit naszym zdaniem.
Dlaczego zapytacie?
We większości krajów europejskich kiedyś mięso było luksusem dla bogatych i było jedzone od święta, biedniejszy miał do dyspozycji warzywa, owoce, mąkę….
Tutaj odwrotnie jest do dziś – biedny ma dostatek mięsa, serów i to jest najtańsze!. Warzywa, owoce, maka to luksus bardzo drogi.
Dlaczego się tak podziało?
Silny przed wiekami szamanizm spowodował, że o ziemię się dbało, a uprawa jej – przekopywanie było uznawane za sprawianie jej bólu.
Dlatego mimo że uprawy roślin są tutaj możliwe – nikt nigdy nic nie uprawiał. Teraz powoli w miasteczkach pojawiają się tunele, ale i tak większość warzyw , owoców, mąki, makaronów przyjeżdża z Rosji, Chin, Korei.
Jedzenie mięsa, jak już pisałam wcześniej, było ochroną przed szybką materializacją myśli (uciężenie się ciężkowibracyjnym mięsem), które w tych niesamowitych wysokowibracyjnych przestrzeniach materializują się błyskawicznie (sami doświadczamy tego non-stop). Teraz gdy większość mieszka w miastach, gdzie wibracja jest dużo niższa następuje u nich tęsknota za tamtą wyższą wibracją (może nawet podświadomie) , a rezygnacja z mięsa i nabiału na pewno podnosi wibrację. Choć już bardziej świadomie muszą przyjrzeć się swoim myślom.
Jest jeszcze jeden mechanizm, nasycenia się. Mongołowie nasyceni są mięsem, nabiałem (kiedyś to praktycznie 100% ich pożywienia) , aby następował rozwój potrzebne są zmiany. Czas na odkrywanie warzyw i owoców.
Klasyczna dieta Mongołów to ser zagryzany jak chleb, a na obiad mięso popijane kumysem i tyle……. Więc ……..
Może z czasem będzie tu więcej wegan (w przeliczeniu na ilość mieszkańców) niż w Europie, Ameryce, czy Australii – zobaczymy.
Jeszcze jedno moje spostrzeżenie – bodajże drugiego dnia pobytu w Mongolii Bartek złapał mnie na tym , że zaczęłam brzydzić się pić kawę w miejscowych barach.
– Co się stało, przecież to ja kiedyś miałem z tym problemy ? – zapytał.
– Nie wiem – odpowiedziałam zdziwiona sama moją reakcją .
Za jakiś czas przyszła odpowiedź, w tym knajpkach śmierdziało mi nie tylko gotowane mięsne jedzenie, ale również ludzie.
– Jak to ci śmierdzą ludzie, przecież są czyści – oponował Bartek.
Tak oni są czyści, ale ich ciała przesiąknięte są gnijącym w trzewiach mięsem i czy chcą czy nie, ich ciała śmierdzą potem zawierającym metabolizmy rozkładu białka i tłuszczu zwierzęcego, szczególnie jest to wyczuwalne w tej niesamowicie czystej przyrodzie, krystalicznym powietrzu.
Zresztą sprawdźcie to sobie sami – odstawcie na jakiś czas mięso, nabiał. Zobaczycie jaki Wasza kupa będzie miała zapach. Zacznijcie jeść tylko owoce i warzywa przez jakiś czas i jak znowu wrócicie do poprzedniej diety to poczujecie różnicę .
A co myślicie, że jelita są tak hermetyczne, że nie przepuszczają zapachu do ciała?
Po tym odkryciu puściło mnie i z radością zaczęłam pić kawę w przydrożnych barach, od czasu do czasu nawet kumys – zwany tutaj Ajrakiem (fermentowane mleko klaczy).
Pozwalam sobie, aby moje ciało pachniało naturalnie.
W Ułan Bator odwiedziliśmy kolejną weganską restaurację tym razem klasyczną włoską.
Jeszcze raz dziękuję duchom, że zaprowadziły nas do miasteczka Arwajheer i pokazując wegańską restaurację (bo nawet w Ulan Bator nie pomyśleliśmy, aby jej szukać).
A samo miasteczko popatrzcie jak nam się pokazało.
Przez krainę mgieł
Przez krainę mgieł – z Bajahongor do Arwajheer – 26 lipca 2015
I znów byliśmy we właściwym miejscu we właściwym czasie. Jechaliśmy na dwójce asfaltem przy padającym całodziennym deszczu ( wtedy gruntowe, czy szutrowe drogi mogłyby być błotniste), a przed nami rozgrywał się spektakl. Duchy, z którymi zaprzyjaźnialiśmy się po drodze, zechciały nam się bezpiecznie pokazać. Jechaliśmy przez doliny które otulała warstwa mgły, niebo zeszło na ziemię, tuląc tutaj swoje dzieci i dając im wypoczynek.
Mongolia znów pokazywała nam się w innej odsłonie, chłodnej, deszczowej, mglistej, a jakże magicznej.
Przestrzeń ustępowała miejsca nieostrości formy, łączyły się światy, otwierały portale. Wszystkie istoty były razem bez podziałów na człowieka i istoty światła. Wszystkie bratnie dusze przenikały się nawzajem.
Przenikam się z innym światami w nieostrości formy
Kiedy przed nami odsłania się nieostry inny wymiar na początku się go boimy, świat dookoła wmówił nam, że to choroba psychiczna – widzieć inne światy, nieostre formy. Lęk przed zobaczeniem czegoś więcej blokuje nas, szczególne wmówionego nam złego ducha.
Widzę inne wymiary, w nieostrości pozwalam sobie na to bezpiecznie, z odwagą i w radości spotkania
Ileż razy osoba bardziej wrażliwa coś widzi i mówi o tym w nieodpowiednim towarzystwie (a może to oni są zblokowani!), a co jest w stanie odpowiedzieć otoczenie:
– Głupia jesteś, wypiłaś za dużo, idź do psychiatry.
Uwalniam się od przekonania, że gdy widzi się więcej niż inni to jest się chorym psychicznie.
Uwalniam się od lęku przed chorobą psychiczną, nie akceptacją otoczenia
Pozwalam sobie widzieć świat, wszechświat taki jak chce mi się pokazać, a ja jestem w stanie zobaczyć, bez oceny co winnam, powinnam widzieć
A jak nam się pokazywała droga, zobaczcie sami jej magię, piękno i może gdzieś dostrzeżecie to coś, czego inni nie są w stanie dostrzec, może jakiś przekaz, informację dla Was, tak po prostu wyrażoną między obrazami.
Wzrok nasz coraz bardziej się rozluźniał, pozwalając stopić z otaczającą rzeczywistością.
Pozwalam sobie nie wytężać wzroku, pozwalam sobie go puścić wolno.
Tak, pozwalam sobie widzieć świat taki jaki jest, bez napięcia
Uwalniam napięcie z moich oczu już teraz
A jak odpuścić napięcie? Po prostu pozwolić mu odejść. Bez napięcia patrzyć daleko w przestrzeń, czy blisko na płomień świecy. Patrzyć bez napinania wzroku. Obserwować to.
Dziękujemy za magię przejazdu, za ten cudowny dzień magicznej radości.
Bo przegonią nas rowerzyści – jedziemy na dwójce
Bajahongor – buddyzm, bo przegonią nas rowerzyści 25-26 lipca 2015
Lisek ze swoim przesłaniem dodał nam radości i wiary. Z werwą na dwójce dojechaliśmy do miasteczka Bajanhongor, które na zjeździe powitało nas dużym sklepem i centrum targowym (dużym jak na wielkość 30000 miasteczka) zanurzyliśmy się magii kolorowych ubrań sprowadzanych z Chin (dlaczego do nas takich nie sprowadzają?), oglądaliśmy przymierzaliśmy i cieszyliśmy się kolorowym światem. Do tego dużo firmowych rzeczy, spodni, butów, wcale nie wyglądających na podróbki. Masę drobnych sprzętów gospodarstwa domowego.
Tutejsi ludzie chodzą ubrani bardzo ładnie, kolorowo, czysto i często dają po oczach firmowymi napisami. Chiny zapewne na początku zaczęły ubierać swoich, z czasem sąsiadów i połowę świata. Pojawiło się wiele przy tym propagandy na ich ceny, jakość, wykorzystywanie ludzi. Na pewno jest różnie, jak wszędzie. Poszli na ilość bo mają potężny rynek do ubrania – 20% świata, a zachód się wkurzał i wkurza bo zabrali mu biznes.
Najbardziej wypromowane marki zachodnioeuropejskie – gdzie produkują swoje towary? Wystarczy popatrzyć na metki (Chiny, Bangladesz ….), ale im wolno ….
Propaganda i wielkie pieniądze. Oczywiście trzeba patrzeć co się kupuje, bardziej niż na zachodzie (bo tam obowiązują przepisy, kontrole , gdyby nie one zapewne robiliby to samo).
Bo tutaj bawełna, nie koniecznie oznacza bawełnę.
Do tego na targu fajna knajpeczka, gdzie nie śmierdziało mięsem, a obrotna obsługa zrobiła nam czeburieki z ziemniakami i kapustą (pierwszy raz ktoś się dał namówić na modyfikację menu). Poezja w ustach.
Chcieliśmy Wi-Fi, bo może czas dać wreszcie na bloga troszkę Mongolii, podjechaliśmy pod hotel w centrum, okazało się że jest WI-Fi – pani w restauracji podał hasło, więc zamówiliśmy kawę , jednak ikonka pokazywała, ze serwer nie podłączony, może dlatego, że na zewnątrz rozgrywała się burza z potężnym gradem?……. Myśleliśmy, że dlatego nie ma. Kelnerka wyprowadziła nas jednak z błędu mówiąc, że WI-Fi jest w pokojach hotelowych ……..Ale wcześniej podała hasło – tak byśmy złożyli zamówienie………….Przesiąkają już marketingowym zachodnim chamstwem….
Lubimy być niezależni internetowo, bo potem siedzenie często w niezbyt przyjaznym otoczeniu, wkładanie postów z energią speluny, kupowanie setnej kawy, albo przemysłwego picia, jedzenia itp., A tutaj na tych przestrzeniach nie wierzyliśmy za bardzo, że może być internet bezprzewodowy, tym bardziej, że więcej jest kawiarni internetowych niż komputerów.
Poszliśmy jednak do jednej sieci komórkowej MobiCom i jakie było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że jest internet i to w całkiem sensownej cenie i zasięgu 3G (w praktycznie każdym miasteczku).
Karta z 1 GB koszt 15000 (30 zł.), a potem dokupienie 1 GB 10000 (20 zł.) 2 GB 15000 (30 zł. ) 5 GB 20000 (40 zł.)
Miała być aż burza z gradem, aby rozładować nasze nadęcie, że „na pewno nie ma tutaj bezprzewodowego internetu”
Uwalniam się od przekonania, że wiem lepiej
Pozwalam się prowadzić
Tak, może gdyby nie problem z internetem – nie poszłyby te wszystkie emocje co do wyboru drogi, bo oglądając potem filmiki na youtube okazało się, że nasza po ludniowa droga przez Mongolię bardziej nam się podobała i prowadzenie mamy cudowne.
Jestem w nieustającej wdzięczności za prowadzenie dla moich przewodników, istot światła.
Ulokowaliśmy się na centralnym parkingu między parkiem, a widokową górką i zaczęliśmy wkładać wpisy na bloga, przy okazji przyglądając się otoczeniu i sami korzystając z prostych atrakcji jak kąpiel w fontannie.
Wiele już razy zauważyłam, że właśnie takie proste atrakcje dają mi dużo takiej lekkiej radości. Te bardziej wyszukane, mają dla mnie jakiś element sztywności.
Pozwalam sobie na lekkie, radosne przyjemności.
Przyglądaliśmy się łucznikom na ich treningu .
Na zachód słońca poszliśmy na szczyt okolicznej górki, przyglądając się tutejszej zabudowie – tak ciasnej, jakby będącej przeciwwagą na otaczającą przestrzeń.
Pozwalam sobie nie ograniczać niczym swojej przestrzeni, pozwalam sobie wyjść poza przestrzeń.
Noc spędziliśmy na obrzeżach miasteczka, na skrzyżowaniu polnych dróg, gdzie wyspaliśmy się cudownie.
Pozwalam sobie spędzać noce w miejscach dających regenerację, niezależnie jak wyglądają.
A rano udaliśmy się do znajdującego na obrzeżu miasteczka, żyjącego (z mnichami) kompleksu datsanów.
Przyglądając się buddyzmowi tybetańskiemu od kuchni, w kraju gdzie jest główną religią. Jego bogom, gadżetom modlitewnym.
Modlitwie mnichów (właśnie była msza) która nic nie miała w sobie z medytacji, wchodzenia w stany wysokowibracyne, była takim samym paplaniem bez energii, jak większość mszy w kościele katolickim i innych (to jaki kontakt ma kto z górą, nie zależy od religii, a od człowieka, który decyduje się wejść w to co robi na 100% – jak nasz ulubiony święty prawosławny Serafin z Sarowa) .
Wchodzę w 100 procentach w to co robię
Atmosfera w datzanie bardzo miła i ze strony ludzi (sporo ubranych w ludowe stroje) i mnichów. Magii nam się jednak nie ukazała.
O religii napiszemy zapewne oddzielny post.
Z radosnym kichnięciem – Mongołowie lubią wciągać tabakę – pojechaliśmy na czeburieka z piree ziemniaczanym, bo nie wiadomo kiedy następny raz zjemy coś w knajpce …………..
i ……………….. spotkaliśmy naszych znajomych rowerzystów Turka i Niemca, którzy na rowerach, lub jak uda się złapać stopa z bagażnikiem na rowery – przemierzają Mongolię.
Ojjj ile było radości ze spotkania.
Teraz zaczęliśmy się śmiać, jedźmy szybciej – bo rowerzyści nas przegonią, szczególnie teraz gdy jedziemy na dwójce, a do Ułan Bator zostało tylko 600 km, prawie cały czas asfaltem.
Jednak po głębszym zastanowieniu – dlaczego nie, skoro takie moje tempo.
Pozwalam sobie iść swoim rytmem, tempem, bez oglądania się na innych.
Dziękując miasteczku za cudowną gościnę w deszczu i temperaturze ok. 20 stopni (jak ciało odpoczywa), pojechaliśmy dalej swoim rytmem na Ułan Bator – przyzwyczajeni tak mocno do szutrówek i błotnistych dróg, na asfalcie się pogubiliśmy zarówno my, jak i nasza nawigacja – zjechaliśmy gdzieś w polne drogi. Na szczęście udało nam się znaleźć po jakimś czasie asfalt (był objazd, a jazda tylko na dwójce przez błotniste drogi mogłaby nie być bezpieczna) i pojechać płynnie z prędkością ok. 35 km/h dalej na wschód.
Odpuszczam to co chcę i pozwalam się prowadzić. Droga do Bajanhongor
Odpuszczam to co chcę, jestem wdzięczna za to co mam – Droga do Bajanhongor – 24 lipca 2015
Cuda, cuda każdego dnia – tutaj w Mongolii. W jej niesamowitym spokoju ujawnia się wszystko co spokojem nie jest. Pokazuje się abyśmy mogli zdecydować, czy to sobie zostawić czy odpuścić.
I tak było i tym razem. Ze słonego jeziorka zjechaliśmy do miasteczka Buucagan , z maleńkim dastanem, które było niesamowicie spokojne.
Nawigacja znalazła drogę w kierunku głównego traktu do Bajanhongor. Z miasteczka wjechaliśmy na przełęcz, gdzie zmieniliśmy również rejon (województwo),
napiliśmy się kawy i ruszyliśmy przez piękną kamienistą dolinę, gdzie każdy kamień chciał opowiedzieć swoją historię. W kamieniach mieszkały skrzaty przyjazne, ale mało gościnne, więc nie wychodziliśmy z samochodu, tylko jak na safari przemierzaliśmy kamienne miasta. Mogą jak turyści je obserwować z daleka.
Magia jednak była niesamowita, gdy skończyła się kamienna dolina pojawiły wulkaniczne kopki, czasami jak igiełki, dumnie zwrócone do nieba.
Przy jednym z duszków doliny z pięknym rozłożystym widokiem powiedziałam :
– Może zostaniemy tutaj na noc….
– Super, tylko znajdźmy mniej wietrzne miejsce – powiedział Bartek .
I wjechaliśmy nieco w bok, opodal w dolinę, od razu czuć było zmianę energii, magię zastąpił jakiś niepokój. Tego miejsca pilnował drugi, inny duszek – miał swój kopczyk na sąsiednim pagórku.
– Wyjedźmy stąd – powiedziałam po jakimś czasie.
– Widzisz, że mam problem z biegami – powiedział Bartek .
– Wyjedziemy to przejdzie – powiedziałam spokojnie .
I faktycznie zaraz bo wyjeździe na drogę, skrzynia zaczęła chodzić normalnie. Chwilę odpoczęliśmy poniżej przy kolejnym, trzecim duszku ( dziwne miejsce trzy kopczyki w bezpośrednim sąsiedztwie – do teraz zawsze dzieliło je zwykle kilkadziesiąt kilometrów), a tu niespodzianka, nie sposób wstawić żadnego biegu.
Chwila konsternacji……
– Może spróbujemy na reduktorze – powiedziałam
I tak udało się wbić chyba 2-kę.
Ruszyliśmy z radością, zawsze lepiej jechać na 2-ce i reduktorze niż być holowanym.
Z czasem na reduktorze zmieniliśmy na biegi szosowe, jednak nie mieliśmy odwagi zmieniać biegu na skrzyni – najwcześniej w miasteczku jak uda się dojechać – stwierdziliśmy, zostało ok. 100 km – nie wiedzieć jakimi drogami (raczej po prostu teren).
Najpierw jechaliśmy koło pięknych wulkanicznych kopek, wyglądających jakby je ktoś tak misternie usypał. Krajobraz można rzec księżycowy. Jednak energia dziwna, mało przyjazna. Droga zrobiła się jak nigdy dotąd w standardzie luksusowej szutrówki – doprowadziła nas do rzeki, gdzie chyba na wiosnę na drogę wtargnęła rzeka zabierając duże jej części. Energia napięcia i konfliktów, nie wiedzieć kogo z kim….
Woda kłóci się z ziemią., duchy między sobą. Cały czas gdy wyjeżdżaliśmy z tego miejsca rozmawiałam z domami tej doliny co się to stało.
Duszek który zapraszał na nocleg, zapraszał koło siebie, a nie poniżej w dolinie, bo tam już mieszkają inne duszki. On się obraził, a tamte nie przyjęły. Z drugiej strony to on chciał nas chronić przed innymi duchami.
– Odpuszczaj wszelkie obrazy – powiedziałam do Bartka – rób szybko przegląd życia.
Odpuszczam wszelkie obrazy na cokolwiek i kogokolwiek
Odpuszczam wchodzenie w energie konfliktowe, mimo że materialnie piękne wzrokowo
Pozwalam sobie przebywać w przyjaznych energiach, które prosto, jasno i przejrzyście się ze mną komunikują
Wjechaliśmy w maleńkie miasteczko Bombogor, kompletnie nie przyjazne, wyrzucające
i potem dalej na przełęcz, gdzie zmieniały się rejony – na ich granicę. Bartek stanął za przełęczą już po stronie innego województwa, poszliśmy do kolejnego kopczyka podziękować duchom za przejazd i poprosić o dalszą szczęśliwą jazdę.
Zaraz też zaczęliśmy ustawiać całe zdarzenie.
Pojawiło się kilka nurtów.
Po pierwsze: Bartek bardzo chciał jechać inną drogą przez Mongolię – w góry, nie potrafił być tu i teraz, wiele razy kombinował jaki w przyszłości kupić samochód, gdzie pojechać….
Cieszę się tym co MAM teraz i jestem za to wdzięczny
Jestem tu i teraz
Gdy tylko skończyliśmy ustawienia, zaraz pojawili się ludzie, którzy zapraszali do siebie, z powrotem do tamtej doliny!
Taka poplątana energia, ja Ci nie dam tego co chcesz, ale gdy chcesz odejść – zrobię wszystko by Cię zatrzymać.
Kontaktuję się z energiami, ludźmi innymi istotami, które jasno mówią co chcą, a czego nie chcą, ja również wyrażam się jasno i precyzyjnie.
Zdecydowanie pojechaliśmy dalej w kierunku Bajanhongor………..
– Wiesz w Rosji nam tak fajnie szło podróżowanie, bo ja niczego nie chciałem, nie lansowałem – przyznał się – Czas zacząć iść za energią, odwiązać się od tego co chcę z umysłu.
– Zrozumiałem, że lansowanie pomysłów na siłę może przynieść wiele szkody. Gdy idzie się za energią wszystko idzie lekko i prosto – dodał.
Uwalniam się od tego co chcę, mówię co chcę i pozwalam, aby samo się działo w miejscu i czasie najbardziej odpowiednim dla mnie
Pozwalam się prowadzić lekko i prosto przez życie.
Jechaliśmy na jedynce a może raczej dwójce, bojąc się zmienić bieg. Szutrową lekko rozmokniętą po deszczu drogą , już nocą. Albo prowadziła nas nawigacja, albo duchy podsyłały nam samochód, czy motorek w formie przewodnika po właściwym śladzie. Bo droga – jak wiele tutaj – rozciągała się i może na kilometr na boki, mając wiele równoległych nitek, na których widniały ślady walki w błocie. Nawet zajączek przebiegł nam drogę przypominając ( będąc symbolem), że w pełnym zaufaniu, mamy poddać się miłości.
Po około 100 kilometrach wróciliśmy na główny, również szutrowy, niczym się nie różniący trakt. Jechaliśmy już teraz coraz bardziej zrelaksowani, gdy przed nami zamigotała rzeka.
– Jeżeli trzeba się przeprawiać, to śpimy po tej stronie – zadecydował Bartek .
Nagle zamigotały światła samochodów, i zwarta ich kolumna przejechała przez most.
I my pojechaliśmy, okazało się, że most chyba nie był przejezdny, gdyż z tamtej strony były widoczne blokady na drodze.
Dziękując duchom za bezpieczny przejazd, stanęliśmy na stepie i szybko po wrażeniach dzisiejszego dnia zasnęliśmy (pora też się dołożyła – druga w nocy).
Rano obudziliśmy się w słońcu, jakby się nic wczoraj nie stało, jakby samochód był całkowicie sprawny.
Jest tutaj niesamowita moc regeneracji.
A zaraz rano wszechświat miał dla nas przesłanie, posyłając małego liska….
„Ten kto spotyka lisa, ma sprytnego przebiegłego przewodnika duszy w ciemnym lesie cieni. Pomaga Ci uwolnić schwytaną przez demony energię. Nie zna lęku przed zniekształconymi obrazami duszy. Nie daje się zwieść ani formie ani wyglądowi, a już na pewno nie fałszywej pobożności. Lis wie gdzie znaleźć zagubione części Twojej duszy.
Lis obdarza Cię energią i siłą do podążania własną drogą, słuchania siebie i pozostawania sobą.
Lis porusza się na granicy światów i wie, jak znaleźć wejście do podświadomości.”
Uwalniam się od zwodzenia mnie formą, pozwalam sobie widzieć prawdę.
Jestem chroniony i bezpieczny w swoim istnieniu i wszelka siła wraca do mnie z powrotem
Symbolika lisa z książki Siła zwierząt Jeanne Ruland.
A młody lisek obchodził spokojnie samochód dookoła, przyglądał się nam, czasami miałam wrażenie, że chce wskoczyć na łóżko i się tam rozłożyć. Daliśmy mu trochę kocich chrupek, które kupiliśmy dla kotów w Rosji, z ciekawości zjadł kilka, popatrzył na nas z dezaprobatą i poszedł polować na łąkę na ptaszki.
Niesamowite spotkanie z naszym pięknym dzikim bratem, również piękne jest jego przesłanie.
Nie daj się zwieść formie, bo ona zabiera Twoją siłę, idź za głosem duszy, ona wyznacza kierunek.
Dziękujemy za te lekcje, spotkania, za ten niesamowity dzień w którym tyle się zadziało.
A skrzynia….. boimy się ruszać, jedziemy na dwójce, zresztą większość dalszej drogi ( kolejne około 40 km do miasteczka) to lekki teren i tak byśmy jechali z podobną szybkością – do 40 km/ h.
Magia słonego jeziorka
Magia słonego jeziorka 24 lipca 2015
Wcześnie rano, aby nie jechać na upał ruszyliśmy w kierunku kolejnego miasteczka, a może inaczej mówiąc najbliższej miejscowości (po drodze z dwie super wioseczki i rozproszone jurty) Bajanhongor oddalonej o 360 km. Pierwsze 100 km przeleciało szybciutko bo dobrym asfaltem, gdy asfalt się skończył pojechaliśmy prosto, za dobrze wyjeżdżoną drogą. Wchodząc w kontakt z miejscem.
Dopiero za parę kilometrów popatrzyliśmy na nawigację i okazało się, że wcale nie jedziemy główną drogą, tylko gdzieś pomiędzy górami. Mając jednak przeświadczenie, że kierunek mamy dobry i jakoś dojedziemy – jechaliśmy dalej. Bartek trochę się spinał, chcąc kontrolować sytuację, jednak droga wzdłuż kwitnącego stepu radowała nas.
Mieszkańcy jego również pokazywali się okazale
Gdy nagle na drodze pojawiły jakieś białe plamy.
Ciekawe co to jest – zaczęliśmy się zastanawiać…
Gdy koło białych plamek zobaczyliśmy również białe kopczyki.
Tak, słone jeziorka .
Wypatrzyliśmy drogę i podjechaliśmy pod sam brzeg. Kawałek wewnątrz jeziorka stał duch tego miejsca i jakaś grupa witała się z nim składając mu dary.
Gdy zaczęliśmy podchodzić, prawie mężczyzna odnosił atrybuty (wódkę, mleko, słodycze) do samochodu. My również położyliśmy cukierka, a kobiety pokazały mi, że należy obejść trzy razy zgodnie z ruchem wskazówek. Potem pokazały, aby zdjąć buty i taplać się się w solnym błocie.
Z radością ściągnęłam klapki i zaczęłam brodzić w słonym błotku.
Jedna z kobiet pokazując na wodę powiedziała ANGINA.
Od dziecka miałam problemy z anginą, nawet w wieku 13 lat chcieli mi wyciąć migdałki, uratował mnie wtedy IRS-19, rozpoczęłam proces oczyszczania gardła u Serafina w Sarowie, gdy wchodząc do apteki zobaczyłam go – kupiłam. Potem w Ałtaju zaciekawiło mnie gardłowe śpiewanie i okazało się, że do tego trzeba maksymalnie rozluźnić gardło, zaczęłam być bardzo uważna co do mojego gardła. Do tego ułożenie głowy i ramion w prawidłowej pozycji powoduje, że nie trzeba napinać gardła i samo z siebie się luzuje. Ten kto ma zadartą głowę ma napięte gardło.
Mam rozluźnione zdrowe gardło już teraz
Jestem w soli, która wyciąga wszystko co nie przynależy do mojego pola energetycznego. Czuję niesamowite połączenie z ziemią, a niebo wspiera ten proces.
Obok grupa przyjaznych pielgrzymów, z wielkim szacunkiem odnosząca się do tego miejsca. Same kobiety z dziećmi i jeden mężczyzna kierowca, może i szaman.
Jak nie w tym, to w jakimś wcieleniu. Przyglądam się jego energii z radością – miękka, łagodna i silna zarazem.
Tak chcę korzystać z mojej siły
Korzystam z mojej siły łagodnie, radośnie z miłością, jestem na ziemi i w niebie jednocześnie.
Obok mężczyźni kopią dziury w ziemi, chcąc pozyskać sól. „Szaman” pokazuje nam jak wydobywa się sól, prezentując i podarowywując parę garści.
A na koniec częstuje kumysem.
Magia jeziora, dzięki obecności tej cudownej grupy.
Dziękujemy duchom o przyprowadzenie nas w tym czasie, gdy ta grupa była nad jeziorem, dodali jej magii, a szaman pokazał że chcę korzystać z energii ziemi i nieba łącząc je w swoim ciele.
Dziękujemy za te magię spotkania ziemi z niebem. Bieli soli i czerni ziemi. Przeciwieństw, które łączą się w jedność. Tworząc coś co daje uzdrowienie.
Największe uzdrowienie daje łączenie przeciwieństw w jedność, łączę przeciwieństwa w jedność.
Podziękowaliśmy duchom miejsca za gościnę, dopytaliśmy się jak jechać dalej (drogi do jeziorka na było na nawigacji) i ruszyliśmy w nieznane.