Mongolia
now browsing by category
Mongolia i jej drogi
Mongolia i jej drogi.
Specyfiką tego państwa jest wielka przestrzeń przyrody, warto więc sobie uświadomić że kraj ma swoistą sieć komunikacyjną. Ńajkrócej można opowiadać o asfalcie, jest go mało i dotyczy to głównie ok. 300 km odcinka od Ułan-bator do rosyjskiej granicy przy Ułan-ude, od Ułan- Bator na zachód ok.700 km do miasta Bajachongor, na południe w kierunku pustyni Gobi ok. 600 km, nad jezioro Chabsugul na północy ok.700 km, i na zachód w kierunku miasta Karakorum, i ponoć jeszcze na wschód i południowy-wschód do granicy z Chinami. Resztę kraju przecinają szutrówki o różnej jakości. Od takich zadbanych, do skrajnie zrujnowanych że śladami jesienno-wiosennej przeprawy w głębokim błocie. Niezależnie od jakości występuje powszechnie zjawisko tarki, czyli drobnych muld wysokości 10 – 15 cm. I owa tarka ma zasadnicze znaczenie co do stylu jazdy po bezdrożach Mongolii. Poruszając się powoli, około 20 kilometrów na godzinę, można uzyskać dość dobry komfort jazdy, a ilość drgań podwozia nie wywołuje nadmiernych turbulencji. Jednak łatwo obliczyć że przy dystansie 2 tysięcy kilometrów i chęci licznych postojów, czas przejazdu przez kraj byłby dość pokaźną sumą godzin . Jest więc pewna alternatywa – należy…… przyśpieszyć do 60 – 70 km/h! Wybieramy odcinek z małą tarką i…. gwałtownie dodajemy gazu. Teraz koła jadą dotykając tylko czubków muldek, nie mając możliwości opadnięcia w dołek. Wszystko fajnie ale…, drogą jest kręta z dziurami, dołami , leżą na niej ostre kamienie i głazy, koleiny to standard, grząski piasek również, często kilkanaście alternatywnych dróżek – istne szaleństwo. Dlatego aby tu przyjechać własnym samochodem – to też trzeba lubić – ostry dźwięk przyspieszającego silnika, świst zasysanego powietrza przez snorkel, wielki pióropusz pyłu za kołami – jednym słowem rajd Paryż – Dakar. Tylko czy my mamy rajdówkę, czy terenówkę?
Czy zatem można jeździć po Mongolii zwykłą osobówką? Oczywiście, miejscowi to robią, my jednak nie polecamy – widzieliśmy takie z wyłamanymi kółkami, lub dzwoniące podwoziem – większość aut to wypasione terenowe Toyoty. Nasza landrynka wygląda tu troszkę zabytkowo – ale nam się nadal podoba.
Spokój pokazujący wszystko co nim nie jest Ałtaj
Oczyszczanie z emocji w sile spokoju – Ałtaj 21-24 lipca 2015
Mongolskie miasto Ałtaj podobnie jak Khovd, Olgij, jak i zapewne kolejne miasteczka na naszej drodze ma niewielkie centrum, trochę bloczków, czasem w centrum są jurty, ale głównie wokół rozlokowane są dzielnice z domami i jurtami. Powstają domy mieszkalne ,a stada maleją, wyraźnie widać, że nomadzi zanikają. Mieszkają w miastach w jurtach, gdyż zapewne nie stać ich na murowany dom o jakim marzą. Zapewne marzą o świecie takim jaki pokazują im w telewizji. Baterie słoneczne, a dzięki nim i telewizja zmieniła życie tych ludzi.
Pokazano inny pozornie lepszy, wygodniejszy świat, więc …………… rodzą się marzenia, aby tak żyć. Bo jest bardziej kolorowo, wygodnie, a pieniądze same przychodzą i wszyscy są milionerami. Mit kolorowego świata zachodu lansowany w mediach.
Wygodniej jest, ale czy zdrowiej, bezpieczniej?
W sumie Ci ludzie żyją w czystym powietrzu, jedzą świeże, bez chemii jedzenie, mają z czego być dumni. Jednak WYGODA i pozorny dobrobyt ma większą moc przyciągania niż zdrowie i spokój.
Choć może chcą zmiany, a co za tym idzie rozwoju……???
W każdym razie jurta mało pasuje do miasta, szczególnie jego centrum.
Niedaleko od miast również jest największe nagromadzenie jurt, po prostu jak wiejskie domki. A miasto daje zbyt na towary.
Myślę, że my coraz bardziej chcemy być nomadami , podróżując czy zmieniając domy. Ich ciągnie do osiadłego życia. Po prostu zmiany i chęć doświadczania czegoś nowego.
A sam Ałtaj ulokowany 420 km od Khowd (Kobda), 360 od Bajanhongor i ok. 200 od miasteczka na południe. Pomiędzy nimi mini wioseczki w ilości 2-3 sztuk. To miasto ma 15000 mieszkańców.
Takie duże i małe miasteczko na szlaku. W mieście zespół buddyjskich datsanów, jednak bez mnichów.
Bo przecież sama Mongolia jest 5 razy większa od Polski, a zamieszkuje ją tylko 3 mln ludzi, z czego połowa w stolicy Ułan Bator.
Ostatni odcinek półpustyni był bardzo wymagający ( tarka, dziury). Nam opadały na zawiasie drzwi tylne bagażnikowe, opadały więc postanowiliśmy je wreszcie naprawić – podjechaliśmy do mechanika, który dzielnie naprawiał, spawał ( przy okazji szpilkę od koła zapasowego). Zajęło mu to ok. 2 godzin (nie ustaliliśmy ceny), i jakie było nasze zdziwienie gdy po skończeniu pracy powiedział 120 000 (240 zł) zapowietrzyliśmy się. Na szczęście, czy nieszczęście już wcześniej zawołali kobietę mówiącą po rosyjsku. Po ostrej wymianie zdań stanęło na 80000 (160 zł). Myślę, że właściwa kwota wynosiła 40000-60000, a resztę dodawała kobieta za tłumaczenie (już któryś raz spotykamy się z niezwykłym pazerstwem kobiet!).
Ceny żywności w sklepach (poza mięsem i kumysem – czego nie ma sklepach) mają wysokie, więc…..
Nam włączył się program dojenia innych, jestem obrotny to pokazuję to – dojąc innych. W duchowym biznesie w Polsce nazywa się to „szanowanie siebie”. Tak, nie dać się wydoić obowiązuje w dwie strony. Ja swoją przeróbkę miałam przy Vedic Art, choć widać, że jeszcze nie przerobiłam tego do końca. Może dlatego nie mam jeszcze żadnego duchowego biznesu pełną parą, bo nie mam to do końca poukładane.
A co się tyczy Vedic Art, to będąc sama na kursie czułam się jak kolejny uczestnik, który przynosi 700 zł. Nie podmiotowo, a przedmiotowo. Potem słyszałam od prowadzącego – że za weekend zarobiłam 20000 zł – popatrz jaka jestem obrotna.
Tak Ci co przyszli na kurs chcieli doświadczyć tej energii, również przedmiotowości – ja również.
Jednak cały czas czułam, że to nie o to chodzi z tymi pieniędzmi.
Potem gdy już byłam nauczycielką ,zrobiła się zadyma z ceną – za jaką mamy robić kurs, nie czułam 700 zł bo dlaczego w kraju, gdzie zarobki są 3 razy niższe jak w Szwecji – mają obowiązywać te same ceny. Wielu powie, pieniądze się zmaterializują na warsztat jak trzeba – tak, tak… jednak po co duchowość robić elitarną i najpierw kazać komuś przerabiać pieniądze, bo prowadzący je bardzo potrzebuje i też je przerabia. Wszystko kręcące się wokół pieniędzy. Masz przerobione pieniądze to możesz przerabiać teraz więcej ( bo masz za co).
Pamiętam jak powiedziałam, że szwedzka cena kursu w Polsce to za dużo.
Usłyszałam, że się nie szanuję.
A poza tym jak można uczyć innych metody opartej na wolności, która ma sztywne zasady finansowe.
Gdzie wolność???
Nikt na kursie czy najlepiej przed kursem nauczycielskim mi nie określił, że będę musiała brać sztywną kwotę za prowadzenie warsztatu. A jak już ma być sztywna, dlaczego nie zrobić jej proporcjonalnie do np. średniej krajowej danego kraju ???
I mieć uczucie szanowania siebie . Może na ten moment nie moją drogą jest prowadzenie kursów za tą cenę. Jak iść za energią przy sztywnych zasadach….????
Bardzo szanuję zagranicznych nauczycieli duchowych, którzy przyjeżdżają do Polski i dają niższe ceny, bo zarobki u nas niższe.
Dla mnie to są prawdziwi duchowi nauczyciele z przerobioną materią, nie robiący duchowych kursów dlatego, że muszą z czegoś żyć, a gdyby mieli pieniądze – nie robiliby ich, albo znacznie mniej.
Uwielbiam ten duchowy biznes z jego ośrodkami i ludźmi zarządzającymi, którzy za wszystko chcą tylko pieniądze. Gdy nie chce się jeść posiłków w ośrodku duchowym, ale się w nim śpi – należy płacić pieniądze, jak się nie śpi i je też. Masażyści z ledwo skończonym 2 dniowym kursem masażu, chcący za godzinę masażu 150 zł.
Uwalniam się od przymusu robienia biznesu, pozwalam sobie mieć swobodę finansową – tak po prostu – robiąc to co lubię i nie myśląc o robieniu biznesu czy pozyskiwaniu pieniędzy.
Uwalniam się od przekonania, że mój stan finansowy zależy od innych ludzi
Uwalniam się od przekonania, że szacunek do mnie zależy od wysokiej ceny świadczonych przeze mnie usług
Jestem otwarta na boskie prowadzenie w finansowych sprawach
Bo gdy wierzymy, że to Wszechświat – Bóg, a nie ludzie – dają mi pieniądze, że mój stan finansowy nie zależy od tego jak i kogo wydoję.
Najważniejsze jest poukładać to w swojej głowie i poczuć swoim ciałem być spójnym i szczerym, oczywiście fajnie zarabiać na tym co się lubi, niż na tym czego się nie lubi.
I teraz mechanik ruszył ten temat pokazując – ja jestem obrotny, więc doję innych. Tak, kontrasty są bardzo duże w małych miasteczkach Mongolii – luksusowe Hummery, a obok mamy małą świadomą tanią siłę roboczą.
Czy o to chodzi ?
Uwalniam się przekonania, że inni muszą mnie doić finansowo
Pozwalam aby ludzie świadczący mi usługi, sprzedawali towary robili to z szacunkiem.
Biorę pełną odpowiedzialność za moje finanse i stosunek otaczających mnie ludzi do nich
Bardzo często robimy zakupy tam gdzie energia sprzedawcy nam pasuje, a nie gdzie tanio, a inni niech się zachowują jak chcą. Widocznie jest zapotrzebowanie na taką energię.
Przerabiamy tutaj jedną lekcję za drugą, wszystko czyści się – pokazując nam siebie.
Zostaliśmy na przełęczy w górach 3 noce – obserwując życie pasterzy w dole miasteczka, a od pustyni wiał nam wiatr. Staliśmy w połączeniu przestrzenią pustyni, gór, wiatru, ziemi, przeszła burza – pojawiła się energia wody, wszystko tańczyło odsłaniając kolejne przestrzenie w nas. I tak oczyszczały się nie tylko finanse, również wiele innych rzeczy , a przede wszystkim seksualność o czym w kolejnym poście.
Przyglądaliśmy się pasterzom, którzy rano zaganiali swoje zwierzęta na pastwiska, a wieczorem zganiali. Na koniach robiły to głównie dzieci, starsi zganiali je na motorkach i samochodami. Z rzadka ubrani już narodowo.
Podjeżdżali do nas chcąc się z nami napić wódki, czy zaprosić do jurty na jedzenie i spanie. Jak na razie nie skorzystaliśmy z zaproszenia. Dostaliśmy pół litra mleka w prezencie.
A sami mieliśmy czas na zrobienie kupionych w Rosji suszonych grzybów koreańskich (należy je namoczyć w wodzie na dwie godziny i potem polać sosem – ocet, czosnek, przyprawy, ewentualnie sos sojowy), czy marchewki po koreańsku, kompot z rodzinek. Po prostu pobyć i ułożyć te wszystkie energie, które przez nas przeszły, to wszystko co na ten moment jesteśmy w stanie odpuścić.
Miejsce przyjmowało nas takimi jakimi jesteśmy, jednak pozwalało zobaczyć jak najwięcej chmur nad nami, rozpoznać je i uzdrowić.
Dziękujemy temu miejscu za pokazanie nas sobie takimi jakimi jesteśmy, za uwolnienie wzorców i możliwości .
A gdy człowiek nie jest pewny, że jest na swojej drodze, to szuka innej – my też wyczailiśmy drogę na północ, bo może jeszcze nas przyjmie.
Znów zaczęły rodzić się pytania – jak jechać?
Kto może odpowiedzieć? Kto może poradzić?
Popatrzyłam na woreczek ze słowiańskimi runami kupionymi obok błękitnego kamienia koło Moskwy.
Tak, tak…. to odpowiedź – wysypię cały woreczek odwrócone droga północna, w dobrej pozycji południowa.
Już po rozsypaniu widać było, że większość jest za drogą południową
Co nam ma dać droga południowa? Każdy z nas wyciągnął po jednej runie.
Bartek ma otworzyć się na nowe, nie tylko na to co zna. Uzdrowić kontakt z przodkami,
ja na tej drodze mam wzrosnąć w siłę.
Teraz już bez żadnych wątpliwości, bez dawania energii na pytania – skierowaliśmy się do Ułan Bator południową drogą.
Przez pustynię i step z Khovd do Ałtaju
Przez pustynię i step Mongolii – z Khovd do Ałtaju 20-21 lipiec 2015
Gdzie jedziemy ? – kolejny raz rodziło się pytanie .
Na to szybko przychodzi odpowiedź – gdy ma się dobre prowadzenie i jest mu posłusznym. Do tego nie ma większych pragnień, a u nas …..???
Pragnienie o wariancie drogi północnej – bo ta południowa to magistrala (i ominęlibyśmy piękną przełęcz z płaskowyżem!) bez gór i większych trudności terenowych. Pewna część asfaltem.
Coś krzyczy – chce na północną drogę, jednak pozostaje tylko krzyk – bo tam nie ma zaproszenia – a pytanie – gdzie jedziemy? – powtarzane jest jak mantra.
Bo umysł krzyczy – ja chcę drogą północną, a dusza południową – ciało nie wie gdzie kroczyć. Przewodnicy duchowy są pozbawieni głosu, a głos duchów miejsc – słabo słyszalny. Nie ma spójności…
Mam spójność ciała, umysłu, duszy na mojej drodze życia, słuchając przewodników duchowych, duchów miejsc
– Pojedźmy kawałek w stronę północy, a jak będzie ciężko zawrócimy – zaproponował Bartek.
Wszechświat jednak nie chciał nas w ogóle wpuścić na tę drogę.
– Poprośmy o podpowiedź wszechświata – może spotkamy jakiś aniołów z informacją dla nas – bądźmy uważni – stwierdziłam.
Przy sklepie spotkaliśmy spotkaną wczoraj przy rzece parkę motocyklistów:
– Jechaliśmy tamtą północną drogą 170 km i zawróciliśmy – brody, grząski piasek i duże kamienie, nawigacja gubiła szlak.
Brody czy piaski nie były większą przeszkodą dla nas, ale kamienie tak….. butki landrynki są szutrowe, bez ekstremów.
I tak pojechaliśmy drogą południową do Ałtaju, 420 km przez step, najpierw 170 km asfaltem, a potem już terenową drogą (dlaczego podpowiedzi wszechświata kierują nas w lipcu na pogranicze Gobi?).
Byliśmy blisko pustyni, żar lał się z nieba, zatrzymaliśmy się w jednej przydrożnej kafejce chłodząc się nieco. Potem drugiej, gdzie znaleźliśmy nie tylko kubek zimnej herbaty, ale również możliwość położenia się (2 kubki herbaty i jakieś drożdżowe kulki 1000 – 2 zł.)
Sama knajpka przypominająca standardem może karczmy sprzed 50 lat i dalej. W budyneczku bez klimatyzacji mimo 40 kilku stopni za zewnątrz panował przyjemny chłód, duży stół , telewizor zasilany z baterii słonecznej, i siedzisko tak szerokie, że można się na nim położyć i zasnąć.
Bardzo miła atmosfera zarówno gospodarzy jak i klientów.
Obok górski potoczek z wodą gdzie można się umyć.
Takie miejsce to dar od bogów, w sytuacji gdy już świat zaczyna się troszkę kolebać od upału.
Dziękujemy mu za wytchnienie, za ten chłód.
No właśnie najpierw mamy domy, które są chłodne latem i ciepłe zimą, potem korzystamy z „marketingowych dobrych technologii” i ……… zimą dajemy więcej na ogrzewanie, a latem kupujemy klimatyzator, a potem Ci bardziej odważni ……….. wracają z powrotem do starego. I tak koło się zamyka.
Jechaliśmy przez pusty o tej porze roku step, napełniając się jego przestrzenią. Gdzieniegdzie opuszczone domostwa nomadów, którzy teraz są w górach, a powrócą tutaj jesienią.
Nomad to nie osoba bez domu ( bezdomna), w klasycznym zakresie ma dwa domy letni i zimowy. Lato spędza zazwyczaj wysoko w górach w przenośnej jurcie (gdzie chłodniej i więcej trawy dla zwierząt), a zimę na łąkach bliżej pustyni, razem ze swoimi stadami ( jeszcze nie karmią ich paszami z hormonami i antybiotykami).
Stepie szeroki………., długi – gdzieś na horyzoncie czasami migoczą góry, tworząc jakby granice tego co teraz możliwe, takie nieostre. Step jeszcze zielony…..
Nieograniczona przestrzeń możliwości ziemi przechodzi przez ze mnie teraz
Noc oczywiście na stepie, wśród rozgwieżdżonego nieba, gdzie nieograniczona ilość gwiazd i mgławic chce się nam pokazać w jednej chwili .
Nieograniczona przestrzeń nieba przechodzi przez ze mnie teraz.
Niebo, ziemia tańczą w nas przeplatając się nawzajem.
Miejsca piękne do życia, ale jakże trudne, gdyż tutaj każda myśl błyskawicznie się realizuje. Może dlatego najpierw przysłowiowa Ewa zjadła jabłko, a potem ludzie zaczęli jeść coraz więcej, gdyż zauważyli, że wtedy złe myśli się tak szybko nie materializują (dobre też, jednak zapewne na początku chodziło o złe). Tak, tak … , tak – szybko się nie materializują, czasami odsuwane są na lata, czasem na przyszłe pokolenia, gdzie już nikt nie zauważa związku choroby ze złą myślą własną lub prapraprzodków.
Pozwalam sobie jasno, konkretnie, przejrzyście myśleć
Kolejny dzień był dla nas nie lata niespodzianką. Jadąc przez step, o tej porze suchy, przyglądając się budowie nowej drogi przez Chińczyków (nie zawsze najmądrzej),
witając się z kolejnymi duchami dolin, znaleźliśmy się w miejscu, gdzie step ustępował miejsca czarnej, kamienistej pustyni, a może półpustyni bo poprzecinanej teraz suchymi rzekami.
Nie chcieliśmy na pustynię – hihihi – mówisz i masz, bo to czego się boisz, nie chcesz – też się materializuje.
Powitaliśmy się z duszkiem stojącym na granicy zielonego stepu i czarnej pustyni.
Znaleźliśmy się na pustyni, żal lał się z nieba, na szczęście również wiał wiaterek – jeszcze nieco chłodnawy.
– Czy nie przypomina Ci to czarnej pustyni w Maroku – zagadnęłam Bartka.
– Tylko tam była to droga ekstremalna, a tutaj normalna droga przez kraj .
Uśmiechnęliśmy się do duchów miejsc, siebie, sobie nawzajem i zagłębiliśmy w kamienistą czerń pustyni, zdecydowanie gorącą. Pozwalając słońcu przechodzić przez nas, bez zatrzymywania go na zapas. Napełnialiśmy się światłem, a nadmiar stapiał się z przestrzenią.
Praktycznie od paru dni nie jemy, dużo pijemy i czujemy się dużo lepiej niż jak wcześniej jedliśmy w upały. Brak jedzenia powoduje, że mamy więcej przestrzeni do wypełnienia jej światłem, praną , światło obmywa nas, karmi, organizm nic nie musi trawić w żołądku – nic nie fermentuje, ma energię na to by zanurzyć się w świetle boskiej energii.
Uwalniam się od przymusu jedzenia, pozwalam się sobie napełnić boską energią
Bez jedzenia bez problemu znoszę upał dochodzący do 45 st. C. , wilgotność minimalna, gdyby ktoś mi powiedział, że w lipcu wytrzymam na pustyni – wyśmiałabym go, a teraz znoszę to bez jakiś większych problemów. Jeszcze parę lat temu od upału bolała mnie zaraz głowa, jadłam wtedy paracetamol. Teraz zero okularów, kapelusza, jedzenia, paracetamolu, kremów z filtrami i jest super.
Dziękuję wszechświatowi, że pozwolił mi przepuszczać przez siebie gorąc, pozwalając napełniać się światłem.
Droga szutrowa, kamienista, prosta zazwyczaj wielopasmowa -wszystkie drogi prowadzą do celu – jedyny problem to wybrać właściwą drogę, a właściwą to znaczy najlepszą nawierzchniowo, bez tarki. Bo jazda po tarce to ciężka wibracja non stop.
A na pustyni niebo dotyka ziemi, między nimi tworzy się jasna przestrzeń, tak część wspólna świata ludzi i bogów. Miejsce gdzie światy się spotykają – tworzą jasną przestrzeń.
Do pustyni pięknie pasują wielbłądy, które majestatycznie ją przemierzają , pokazując nam, że wiele można osiągnąć małym kosztem energii.
Nie mogę się napatrzyć na te piękne zwierzęta. Nasycam się ich wdziękiem i wytrwałością.
Jestem kobietą pełną wdzięku, która z wytrwałością kroczy przez życie swoją drogą.
I nagle pojawiły się wzgórza wjechaliśmy między nie i temperatura spadła do ok. 30 stopni, wiaterek zrobił się teraz bardziej chłodny, choć trzeba przyznać, że wiał cały dzień i bardzo pomagał. Teraz wjechaliśmy między góry, podjechaliśmy na przełęcz przywitać się z duchami miejsc. Miejsce od razu zaprosiło nas na dłużej, na ugruntowanie przepuszczonych na pustyni energii.
Jeszcze na początek pojechaliśmy do miasteczka Ałtaj.
Dziękujemy za te cudowne przestrzenie, za pokazanie nowych możliwości naszych ciał, za odpuszczanie lęku przed upałem, za bezpieczne przeprowadzenie nas tym szlakiem.
Przyroda górskiego płaskowyżu, płaskowyż raz jeszcze
Przyroda górskiego płaskowyżu – góry Mongolii
Raz jeszcze należy powrócić do opisu rajskiego zakątka gór Mongolii. Prowadząca tam pylista szutrówka nie zapowiadała tej bajecznej przyrody której doświadczyliśmy na płaskowyżu. Jest on usytuowany na wysokości ok. 2,5 tys. m.n.p.m., i roztacza się z niego widok na ośnieżone szczyty, a właściwie lodowce Górnego Ałtaju.
Początkowo powitała nas głęboka dolinka z jeziorkiem, gdzie tak szczęśliwie padające słońce wyostrzyło sylwetki pasących się kóz i owiec. Jeziorko białawe na brzegach jak gdyby od soli , okazało się zbiornikiem słodkiej wody. Całą scenę na którą patrzyliśmy z góry , dopełniał pasterz jadący wolno na koniu za stadem.
Była to niewątpliwie zapowiedź górskiego rejonu, który o tej porze roku był siedzibą licznych stad kóz, owiec, jaków i wielbłądów. Wbrew pozorom dodawało to uroku temu zakątkowi , a białe pojedynczo rozrzucone jurty ich opiekunów, podkreślały malowniczość tego ogromu przestrzeni przyrody.
W głąb łańcucha górskiego prowadził nas przez chwilę ciekawski drapieżny ptak, szybujący nad naszym jadącym autem.
Staliśmy się jej częścią stojąc na środku wielkiej równiny otoczonej wyraźnie rysującymi się szczytami. Napełniliśmy się jej niemalże bezgraniczną przestrzenią. Polana nas zaprosiła aby wdzięczyć się swoimi kwietnymi łąkami , jednocześnie dając odprężenie i rozrywkę przy fotografowaniu roślin. A są to kwiaty piętra alpejskiego – niskie, karłowate – darniują powierzchnię ziemi. Tak, jesteśmy tam gdzie kochamy być!
Ogrom przestrzeni dzikich gór w których człowiek przebywa tylko sezonowo i w niewielkim natężeniu – nie powoduje spadku wysokiej wibracji dziewiczego boskiego dzieła. Przyjazna temperatura około 30 st. i słońce jest prezentem dla nas od duchów doliny.
Dziękujemy wam duchy tych gór i dolin za wspaniałe przyjęcie w gościnę , zaopiekowanie i bezpieczny przejazd.
Tak bezpieczny , bo po drodze brody i widoczne koleiny po grzęznących autach. Moglibyśmy przecież przyjechać tu zaraz po deszczu i zamiast napełniać się przestrzenią miejsca skupialibyśmy się na przeprawie przez błoto.
Kolejną nagrodą jest spotkanie z wielblądami, tym bardziej ,że niektóre leżą lub stoją na tle pobliskich lodowców. Taka obserwacja z odległości około 30 metrów daje wrażenie egzotycznego safari. Patrzymy na swoje uśmiechnięte i rozpromienione twarze i już jesteśmy kolejny raz pewni, że warto był „odsiedzieć” te 10 tysięcy kilometrów.
Patrzymy na to wszystko jak na wielki ziemski ogród, tutaj piękny – bo ludzka gospodarka jeszcze współgra z przyrodą. A przyroda nadal silna ma co dać i dzieli się chętnie. My też korzystamy – znajdując górską rzeczkę tankujemy wodę na dach do kompania się w te ciepłe dni.