Vottovara – magiczna góra ludów północy dojazd
Droga na Vottovarę 3 lipca 2016
Są miejsca, które posyłają zaproszenie za zaproszeniem, jednak gdy jest się od nich o krok – testują człowieka i jego chęć spotkania się.
I tak było z górą Vottovarą.
Miejsce mocy w zachodnio-środkowej Karelii rosyjskiej, znane z dużego nagromadzenia sejdów (latających kamieni) jak również pęknieć kamienia tak równego jak od jakiegoś urządzenia.
Góra śmierci starego i narodzenia nowego.
Święta góra Saamów, a może i cywilizacji która zamieszkiwała te tereny przed nimi.
Koncepcji jest wiele, zapewne tyle ile osób badających tę górę – tyle teorii. Dlatego bardziej zajmę się swoimi doświadczeniami, niż dociekaniem jak to było naprawdę. Pod tekstem dam linki i tłumaczenia materiałów o górze.
My udaliśmy się bez przewodnika i dokładnych koordynatów jak jechać. Trochę poczytaliśmy o trudnej drodze, ale jeżeli mamy tam dojechać to landrynka da radę. Nabiliśmy górę na nawigację, google map i o dziwo wyznaczyła drogę z ostatniej wioski – Gimoly ruszyliśmy w drogę między lasy i bagna kilkanaście kilometrów przez las i bagna .
Syciliśmy się pięknem wełnianki błotnej (nazwaliśmy ją bawełną błotną), bagnem, które mogliśmy wyznaczoną drogą przemierzać.
Lecz nagle drogę zagrodziła potężna kałuża….
– Jeżdżą tutaj – stwierdziliśmy patrząc na ślady.
I bez sprawdzania głębokości brodu ruszyliśmy przez wodę. Na szczęście nie był głęboki.
Potem pojawiło się kolejne rozlewisko, potem kolejne i kolejne, a my pewnie jechaliśmy do przodu.
Ostatnie czasy nie było tutaj deszczy więc wody w brodach bagiennych było na góra 50 cm, jednak po deszczach należy być bardzo uważnym, ponieważ w jednej z kałuż był kamień w który uderzyliśmy mocno mostem.
Po przejechaniu rozlewisk pojawiło się rozwidlenie: część drogi szła prosto, część zakręcała w lewo.
Na drzewie wisiały tablice samochodów, które nie wróciły z Vottovary.
My wybraliśmy wariant po prostej, jak się okazało po kilku kilometrach zakończony zdezelowanym mostkiem.
– Może sprawdzimy ten wariant w lewo – powiedziałam do Bartka z lekkim przerażeniem patrząc na most.
– Jak nas Vottovara nie nie chce przyjąć, to nie będziemy tego robić na siłę – powiedzieliśmy zgodnie.
I tak przed mostkiem zawróciliśmy obierając potem drugi wariant drogi.
Nie ujechaliśmy dwóch kilometrów gdy naszym oczom ukazał się terenowy bus czekający na turystów.
– Na Vottovarę to tutaj ?– zapytaliśmy.
– Tak – 3 km pod górkę pieszo– odpowiedział sympatyczny kierowca.
Anioł, który wskazał ścieżkę po której stąpać, aby wejść w magiczne objęcia góry.
Witaj Vottovara.