kuchnie świata
now browsing by category
Bez przywiązań noclegowych, ale czy na pewno
Bez przywiązań noclegowych, ale czy na pewno? Ułan Bator 27-30 październik 2015
Czasami bawi nas nasze własne zachowanie. Jeden dzień śpimy stojąc pod miastem na budowie, a drugi dzień w całkiem dobrym hotelu. Bez przywiązywania się, że jakiś sposób na spędzenie nocy jest jedyny, właściwy.
I tak najpierw spędziliśmy dwie noce na podmiejskiej budowie, pierwszą to był bardziej ranek niż noc, a drugą gdy chodziliśmy cały dzień po Ułan Bator, było wręcz pewne, że wrócimy na to miejsce. Bo spało nam się tam bardzo dobrze.
Tak, tak są miejsca osadzone gdzieś w przyrodzie w ciszy i spokoju, a śpi się w nich czasem średnio. A są takie przy głównej drodze jak to, co dają niesamowity wypoczynek, Zasady nie ma.
Drugiego dnia rano nawet podjechał mieszkaniec lub pracownik z pobliskiej jurty zaciekawiony, a chyba bardziej zatroskany tym jak radzimy sobie w tych niskich temperaturach (pierwszą noc było – 17 i wiatr, a drugą tylko minus 10).
Dobrze, że tutaj nie ma takiego lęku przed ludźmi jak w Europie (bo ludzie jeszcze nie zaleźli sobie nawzajem tak za skórę) i bardziej są ciekawi, zatroskani niż wylęknieni widokiem nieznajomego samochodu.
Jednak chodząc po Ułan Bator naszła mnie wizja hotelu – porządnego wykąpania się, czy może nasycenia wodą po pobycie na pustyni w małej wilgotności powietrza. Czy może i sauny, aby wygrzać się po ostatnich paru dniach pierwszego dotkliwego chłodu, tym bardziej, że tutaj w Mongolii jest wyższy standard, a niższe ceny niż w Rosji.
Przeglądnęłam szybko internet i zainteresował mnie Flower hotel http://www.flower-hotel.mn/, okazało się, że ma saunę.
Cena za duży jak na standardowy pokoik – 35 metrów 120000 (240 zł – 2 osoby) ze śniadaniem i sauną. Po oglądnięciu pokoiku postanowiliśmy przyjechać następnego dnia zaraz od kiedy zaczynała się doba hotelowa, aby nacieszyć się przestrzenią i zrobić wielkie pranie.
Hotelik bardzo sympatyczny o energii japońskiej, daleki od mongolskiej. W hoteliku 4 restauracje (indyjska, japońska, chińska i europejska)
Z sauną miałam swoją zabawę (jest oddzielnie męska i żeńska) , bo bardzo jej chciałam i z radością do niej poszłam. Pani recepcjonistka dała mi ręczniczki, a potem okazało się, że nie jest nagrzana .
Poszły mi emocje ……….
Może nie potrzebna mi teraz…… trudno mi było to zaakceptować. Tym bardziej, że hotel ma ambicje wysokiej klasy, więc byłam trochę niemiła dla obsługi, która bardzo się starała wyprostować tę sytuację.
Bacznie obserwuję co dla mnie dobre, czym wszechświat chce mnie gościć
Tak, tak obserwowanie kierunku prowadzenia, bezpiecznej drogi, wychodzi mi całkiem dobrze, ale gdy wchodzę w detale, subtelności idzie troszkę gorzej.
Najgorzej ma się sytuacja gdy zapłaciłam i należy mi się, chcę z tego skorzystać, bez względu na to czy to dla mnie dobre czy nie….
Uwalniam się od przymusu korzystania z tego co mi się należy, za co zapłaciłam, co mi obiecano
Uwalniam się od przymusu tracenia czasu na rozliczanie innych z innych pracy
Obserwuję co dla mnie dobre i skupiam się na tym
Cieszyliśmy się przestrzenią pokoju – mieszkania, innej energii niż landrynki, niż mongolska. Czasem lubimy to zmienić i nacieszyć się czymś innym.
Wieczorkiem poszliśmy do restauracji indyjskiej, która uraczyła nas kolejnymi cudownymi smakami.
Ojj te smaki, jak bardzo bym chciała bardziej się delektować małą ilością …. może kiedyś to nastąpi.
Następnego dnia, aż nie chciało mi się wychodzić na ulicę, zmieniać tej energii.
W hotelu czułam się jakbym była w Japonii, czy Korei a na pewno nie w Mongolii. Lubię Mongolię, ale z Mongołami mimo ich gościnności, troski nigdy się nie zaprzyjaźniłam, a może potrzebna mi była energia Dalekiego Wschodu, który zaprasza do siebie dając niewielkie zajawki i oswajając ze swoją energią.
A śniadanie …… to istna poezja smaku, barw, wysokiej jakości warzyw i owoców, sałatek ….. nie wiem ale było chyba z 50 różnych dań (zapomniałam aparatu niestety), a nawet owoce dobrane te najlepsze smakowo i co za tym cenowo szczególnie w Mongolii.
Widać, że kucharz stara się, aby wszystko było również z produktów wysokiej jakości.
Po jednej dobie pełni wdzięczności wyjechaliśmy z hotelu, zderzając się na bazarze z energiami trudnymi dla nas, a może anielskimi, które uruchomiły ponownie masę napięć i emocji.
Uwalniając z nas kolejne części zamknięcia – jak się potem po ustawieniu okazało na miłość, na nas samych.
Tylko na wodzie w pełnię – w drodze do Ułan Bator
Tylko na wodzie w pełnię księżyca 27 październik 2015
Spotkany w sanatorium w Goraczinsku Kazach opowiadał nam, że każdą pełnię i nów „głoduje” albo na wodzie albo na sucho. Trwa to 36 godzin, czyli od wieczora przed pełnią, czy nowiem do rana następnego dnia po.
Zainspirowało nas to tak bardzo, że postanowiliśmy również w te dni lub koło nich (oczywiście bez fanatyzmu i ortodoksji) pić co najwyżej czystą wodę.
Pełnia zbiegła się z wyjazdem z Gobi i załamaniem pogody. Śmialiśmy się, że dlaczego nie może być spokojnie.
Gdy jedliśmy było plus 20, gdy nie jemy to minus 10.
Ciekawe to wszystko.
Jechaliśmy w kierunku Ułan Bator żegnając kolejne wielbłądy, pustynię przechodzącą w półpustynię. Przyglądaliśmy się sobie….
– Ja nie umiem sobie popić czystą wodą – stwierdził Bartek.
– Ona nie ma smaku – dodał.
O co chodzi – o smak czy o nawodnienie ciała?
No właśnie.
Następuje gorsze samopoczucie, gdy napój nie ma smaku, jakby wymuszenie tego, że coś musi mieć smak.
Uwalniam się od przywiązania do smaku
Uwalniam się od przymusu doświadczania smaków
Pozwalam sobie delektować się smakiem
Woda ma smak, o tym wiem doskonale, ojciec uczył mnie rozróżniać smak wody. Jednak w uzależnieniu od słonego czy słodkiego smaku, woda wydaje się nijaka. Jeden łyk do degustacji ok, ale więcej…….
Droga mijała nam w miarę szybko, tak szybko zaczęło się ściemniać drogę przebiegł lisek, potem stado sarenek, a może jeszcze gazelek – zatęskniliśmy w duchu (zawsze pokazywały nam, że jesteśmy na właściwej drodze)
Tak, tak jesteśmy na swojej drodze z niedostarczaniem organizmowi jedzenia materialnego, to wiemy. Czujemy się zdecydowanie lepiej, świadomość wzrasta.
Przymus, uzależnienie zawsze zabiera nam bardzo dużo energii, powoduje lęki przed brakiem.
Wiem, że kwestia przywiązania do smaku trzyma mnie w pętach uzależnienia.
Gdzieś podświadomość boi się, że już nigdy nie będzie napełniać się smakami.
Moja intencja jednak jest inna, ja nie chce wcale przestać jeść na ten moment. Moim marzeniem zresztą chyba od dziecka jest częstowanie się darami ziemi jak są, delektowania jedną malinką, a jak nie ma obywać się bez tego.
Dlaczego gdy nam coś smakuje musimy dostarczać bardzo dużo tego smaku???
Rodziły się pytania, czasem pojawiały się odpowiedzi…..
Z refleksji wyrwała nas zielona spadająca gwiazda, lecąca nad ziemią czy na ziemię.
Tak, uwolnienie się z przymusu jedzenia to nasza droga, ale co to jest ………
Przypominało najbardziej na meteoryt – spadającą gwiazdę, jednak w wersji wielkiej i zielonej z fantastycznym ogonkiem.
Znalazłam podobne zdjęcie na stronie http://www.geekweek.pl/aktualnosci/24590/wiecej-jasnych-meteorow-na-polskim-niebie z opisem meteorytu.
Magia drogi z dostrzeżeniem jej cudownych szczegółów. Magia lekkości.
Niesamowity dzień, późno już w nocy znaleźliśmy nocleg przy drodze niedaleko Ułan Bator – pod datzanem. Jednak nie dane nam było długo pospać, wyłączyło się webasto – ogrzewanie postojowe.
Najprawdopodobniej kupiliśmy jeszcze letnie paliwo, które zamarzło w cienkich rurkach urządzenia. W samochodzie było strasznie zimno, potęgowała to nie tylko temperatura, ale i sztormowy wiatr. Gdy potem spojrzeliśmy na termometr było -17.
A my na wodzie….. tylko od pewnego momentu ciepłej…..
Pojechaliśmy dalej do Ułan Bator kupić trochę paliwa. Po nagrzaniu się silnika i kabiny ogrzewanie odpaliło, znaleźliśmy miejsce przy drodze – na budowie i ułożyliśmy się do snu.
Niesamowite jest czasem to, że pozornie nie nadające się np. do snu miejsca, otulają do niego swoją niewidoczną pierzynką i śpiewają cudowne kołysanki. I tak też było tutaj (o miejscu w następnym poście) . Nie raz spaliśmy w Finlandii przy minus 25 – 27 stopniach, jednak zjawisko silnego wiatru przy minus 17 to naprawdę wyzwanie którego nie można lekceważyć.
Rano wyspani pojechaliśmy w kierunku centrum, a gdy zobaczyliśmy restaurację Living Hut (wegańską – pisaliśmy o nich) http://brygidaibartek.pl/weganska-restauracja-najwieksze-zaskoczenie-mongolii/
od razu do niej zjechaliśmy. Okazała się sympatycznym barem z niskimi cenami, świeżym jedzeniem i bardzo miłą (nie mówiąca po angielsku) obsługą.
Cudowna zupka, czeburieki, sałatka – szczególnie po okresie braku smaków umysł chciał się tym wszystkim nasycić i …………. po paru kęsach czułam się ciężka i wręcz otumaniona. Bartek czuł to samo. Jedzenie pyszne, energia też, ale ciało woli co innego, a może nie woli. Na jedzeniu energetycznym czuje się lekkio, a materialnym bardziej ciężko. Wybór zawsze należy do nas.
Uwalniam się lęku przed lekkością
Dziękujemy za to cudowne doświadczenie jedzenia po niejedzeniu, za ten magicznym dzień i noc na wodzie. Za to kolejny raz głębsze doświadczanie nas samych….
Ziemniaczane Sushi,a może zwykła bezglutenowa kanapka
Sushi ziemniaczane, a może zwykła kanapka
Z sushi kojarzą nam się glony Nori z ryżem i nadzieniem pocięte na kawałki.
Ryż musi być właściwy, do tego inne gadżety wypromowane przez przemysł.
Tutaj w każdym sklepie nawet w zapiziałej dziurze na pustyni można kupić glony Nori w bardzo dobrej cenie – najtańsze 3 zł za 10 szt.
Skąd ich taka popularność???
Chleb nie jest za bardzo znany ( brak tradycji – teraz się pojawia, ale z rzadka), a fajnie zawinąć ryż w coś np. nori.
Można więc spotkać na targach rulony z nori, w które zawinięty jest ryż zazwyczaj z kawałeczkiem kiełbasy.
W Servey poszliśmy do gazarku, o czym pisaliśmy w poprzednim poście,
http://brygidaibartek.pl/w-objeciach-gobi-po-raz-kolejny/
gdzie przesympatyczna kobieta uraczyła nas sushi bez mięsa – czyli z kiełbasą, a nori dodatkowo było jeszcze zawinięte w naleśnik. Taki naleśnik z nori i jego nadzieniem.
Ryżu i innych glutenowych rzeczy jemy ostatnio niezwykle mało, jednak przez mój kreatywny umysł zaraz poszła myśl – czy nie można zrobić sushi z piure ziemniaczanym….
Eksperyment …….. zakończył się powodzeniem
A jak zrobiliśmy:
Listek Sushi posmarowaliśmy ziemniaczanym puree dość cienko (my użyliśmy przemysłowego piure, ale można zrobić samemu rozgniatając ziemniaki), a do środka to co było: ogórek, kiszona kapusta, ser tofu, rzepa kiszona (tutaj dostępna w dobrych cenach, w Polsce też widziałam w internetowych sklepach), orzechy ……..
I tyle – bez krojenia można brać do ręki i jeść jak kanapkę. Taka bezglutenowa kanapka.
Można ją zrobić praktycznie ze wszystkiego, ważne jest moim zdaniem, aby ta podstawowa warstwa ziemniaki, ryż kleiła się. Można zapewne makaron zmiksowany np. z jakimś sosem, warzywa zmiksowane trzeba eksperymentować i cieszyć się kanapeczkami.
Nori najlepiej wybierać cienkie, gdyż łatwiej nasiąka i dobrze się gryzie.
Gdy ma się grubsze, czyli twardsze lepiej taką kanapkę przygotować wcześniej i zostawić np. z pół godzinki, albo włożyć do plastikowego woreczka.
Smacznego , udanych eksperymentów…
Nie będę jadł przyjaciół posprzątam świat
Servey – Nie będę jadł przyjaciół, posprzątam świat 20 październik
Po wodę pitną pojechaliśmy 60 km przez diuny, wyschnięte brody, 2 godziny jazdy. Można gdzieś poszukać bliżej studni, do gotowania nie ma problemu, jednak do bezpośredniego picia wolimy wodę butelkowaną, a może też przestrzeń zamknęła się na diunach dla nas i brakiem wody objawiła konieczność odjazdu.
Jechaliśmy już znajomą drogą wtapiając w jej rożne odsłony.
Bartka zaskakiwały czasem niemiłe kolejne przeszkody terenowe, w momencie gdy odwracał na sekundę uwagę.
– Dlaczego nie mogę być bezpiecznie prowadzony??? – Zaczął się zastanawiać.
-Ustawmy to – zaproponowałam.
Zaczęły wychodzić różne programy, że należy iść do celu nie oglądając się na boki, że …. należy to i to…… i nagle…
– Żer – krzyknęłam będąc w roli podświadomości, zaciskając zęby tak mocno, że myślałam, że je połamię, a Bartkowi chciałam coś wrzucić nawet nie do ust, a od razu do przełyku.
– O co chodzi z tym jedzeniem? – padło pytanie.
– Żer – krzyczałam jako jego podświadomość – wściekła na cały otaczający świat.
A Bartek bardziej się bronił i zaciskał, odrzucał mnie.
– Dlaczego muszę jeść?
– Dlaczego mam taki opór przed jedzeniem?
– Dlaczego w jedzeniu jest tyle agresji?
Padały kolejne pytania.
Bartka mama jest, a pewnie i była wielką fanatyczką wpychania w innych jedzenia, oszukiwania składu – co jest w potrawie, dokładania więcej – gdy ktoś nie widzi mu do talerza, a przy tym nie mającą ani daru, ani energii do gotowania.
Gdy się pojawiłam – też próbowała mnie oszukać wkładaniem mięsa do potraw, myślała zapewne, że nie mam smaku. A Bartek wręcz się ze mną kłócił, mówiąc „skoro tak powiedziała” – tak jest i zjadał, a potem przez cały wieczór bolał go żołądek.
Zresztą rozpoznawać smak to ja go uczyłam, gdyż jak sam mówił, rzadko smakowało mu coś co zrobiła jego mama, gdy był dzieckiem, a potem nauczył się to połykać wręcz, bez uczucia i zauważenia smaku.
Uwalniam się od przymusu napełniania jedzeniem które mi nie smakuje i nie pasuje energetycznie
Pozwalam sobie delektować smakiem
Jednak sam smak i przymus jedzenia tego co było złe i smakowo i energetycznie – nie za bardzo uspokoiło podświadomość.
A gdy trochę puściło jej szczęki, zaczęła płakać histerycznie (pierwszy raz Bartka podświadomość płakała).
– Dlaczego płaczesz? – pytał Bartek.
– Ja nie chcę zjadać przyjaciół – szlochała podświadomość.
– A dlaczego musisz zjadać przyjaciół? – dopytywał .
– Żer to – odpowiadała w agresywnym szlochu podświadomość.
Uwalniam się od przymusu jedzenia mięsa i nabiału.
Jem to co jest zgodne ze mną i buduje moje ciało.
Okazało się przy ustawieniu, że Bartek ma więcej emocji gdy je – niż nie je, przeciwnie jak większość, tak że wraz z jedzeniem dostarcza również masę emocji. Pamiętam z jeszcze niedawnego okresu, że im bardziej była trudna energia w jakimś miejscu, im mniej smaczne i trudniejsze energetycznie jedzenie – tym chętniej tam ciągnął.
Taki model miał z domu i ciężko było mu go puścić.
Bartek jako dziecko miał skazę białkową, z przedszkola mięso wynosił w ustach, jednak dalej był terroryzowany, straszony, karany i oszukiwany jedzeniem. Ten sposób jedzenia (przymusowy) nigdy nie nabudował jego ciała (chyba że tłuszczem), nawet rok czy dwa chodził na siłownię, wspinał się po skałach, jeździł na nartach, żeglował, jeździł na szosowym rowerze – zawsze był bardzo aktywny sportowo, pochłaniał takie ilości jedzenia, że nie powinien mieć problemów z nabudowaniem ciała. Jadł nieświadomie, wrzucał w siebie. Nieraz się śmiałam, że jakbym mu bezwonne gówno dała – to by nie zdążył zauważyć i go by zjadł.
Uwalniam się od jedzenia tego co nie buduje mojego ciała, a go osłabia
Pozwalam sobie jeść to co służy mojemu ciału i smakuje moim zmysłom
Uwalniam się od przekonania, że muszę jeść mięso, nabiał aby przeżyć na ziemi
Jedzenie zakrywa nasze emocje, więc część rodziców woli napchać dzieci jedzeniem (u Bartka głównie to była biała mąka, chleb, mięso – mniej ryż i makaron) , aby ich znieczulić, u Bartka jak już pisałam przybrało to postać niesamowitej podświadomej agresji.
Uwalniam się od przymusu jedzenia, aby być grzecznym i nie zobaczyć swoich emocji
Pozwalam sobie widzieć moje emocje
I gdy po ustawieniu dojechaliśmy do Servey czekał nas test.
Weszliśmy do gazaru (knajpki) na herbatę, przemiła właścicielka zaraz zaczęła nam pokazywać świeże buzy (kluski z mięsem) .
– Mah Uguj – bez mięsa? – zapytaliśmy.
Pomyślała chwilkę i pokazała nam ryż zawinięty w Nori .
– Mah uguj? – powtórzyłam raz jeszcze.
Przytaknęła.
Mieliśmy niezły ubaw gdy okazało się, że w środku jest kawałek kiełbasy.
Mah – pokazaliśmy radośnie.
Zresztą nie pierwszy raz podano nam kiełbasę w sałatce informując, że to bez mięsa. Spotkani Rosjanie wegetarianie opowiadali, że po zapewnieniach, że bez mięsa dostawali gotowane kiełbaski.
Aż dziwne ……..
Pani podbiegła wyciągnęła kiełbaskę ze środka i pokroiła profesjonalnie. Sama kanapka stała się potem inspiracją do kanapek z Nori – o tym w kolejnym poście.
Kobieta była niesamowita, mająca potrzebę nakarmienia nas, ale z szacunkiem do tego co jemy.
Za chwilę zatroskana przybiegła ze śmietaną i chlebem (chleb jest w Mongolii, ale w gazarach rzadko). Odmówiliśmy.
Popatrzyła na nas, pomruczała – dając ubaw parce Mongołów z sąsiedniego stolika i ….. pobiegła do kuchni.
Zaczęła trzeć warzywa i je smażyć, a za kilka chwil przed nami pojawiły się warzywa z patelni (zapłaciliśmy za nie 4500 – czyli 9 zł za dwie porcje).
Test wszechświata, gdy stanowczo i radośnie odmawiasz dostajesz to co może nie jest idealne (dużo tłuszczu), ale akceptowalne w tym miejscu, a co najważniejsze przyrządzone z dobrą energią.
Odmawiam stanowczo, gdy ktoś próbuje karmić mnie czymś czego nie czuję, niezależnie czy potem się obrazi czy nie.
Traktuję z szacunkiem moje ciało dostarczając mu tylko to co mu służy, słucham mojego ciała
A w miasteczku było teraz wielki sprzątanie, dzieci z nauczycielami zbierali śmieci, inni malowali płotek koło studni.
Miasteczko tętniło życiem zmian. Pamiętam jak byliśmy tutaj w sierpniu, żar lał się z nieba i prawie wszystko było pozamykane. Miasteczko było wymarłe. Teraz przyjechały dzieci do szkół i atmosfera wielkich porządków dodawała energii nam do przekonania, że nie musimy zjadać naszych „mniejszych braci”
Tak, tak gdy mamy masę emocji, to „MOŻE” lepiej zabić zwierze niż człowieka.
Choć czy do droga??? Zostawiam do przemyślenia rodzicom terrorystom.
Wyrzucam program, że muszę zjadać przyjaciół aby żyć
Kocham moich przyjaciół
W niesamowicie radosnej energii kupiliśmy butelkowaną wodę do bezpośredniego picia (3500 tugrików – to 7 zł za 5l), a ze studni do gotowania nabraliśmy 20 litrów (studnie w miasteczkach są zamykane i woda jest płatna, ile kosztuje nie wiemy, raz skasowano nas 150 (30 gr) za 20 litrów innym razem 500 (1 zł) za 30 litrów) . W Servey dostaliśmy ją gratis.
W domach czy w okolicznych jurtach nie ma wodociągu, więc każdy przychodzi po wodę do studni. Dobra czysta woda, to znak zdrowia.
A samo miasteczko jak ma z 1000 mieszkańców to wszystko, jak zresztą większość miejsc na pustyni, które nazywamy miasteczkami.
Dziękujemy za ten czas w tym miasteczku wtopionym ponad 200 km w Gobi.
A gdy pisałam ten tekst – za parę dni wyszły kolejne rzeczy związane z jedzeniem. Od kiedy Bartek pozwolił sobie jeść co chce i co mu smakuje, programy rozsypały się.
– Robimy sushi ? – Bo coś podgryzam – zapytał Bartek.
– Tak – odpowiedziałam.
– To weź z bagażnika piure, rzepę do sushi ……
– Tylko rzepę? – ja jej nie lubię – odpowiedział…
– To weź tofu – odpowiedziałam.
Przyszedł bez tofu i zaczął marudzić, że nie lubi rzepy i czemu musi jeść z nią sushi.
– To idź po tofu – powiedziałam może lekko nerwowo.
I to spowodowało naszą kłótnię.
Sprowokowaną tym, że Bartek nie pozwala sobie wyrażać to na co ma ochotę.
Pamiętam czasy jak uczyłam go mówić, że czegoś nie będzie jadł, że mu coś nie smakuje.
Zostałam wychowana w szacunku do tego na co mam ochotę jeść, nie chciałam nie jadłam, bardzo szybko nauczyłam się gotować, aby jeść to na co miałam ochotę.
Mój ojciec gdy stwierdzałam, że nie będę czegoś jadła bo mi nie smakuje – często mówił:
Święci nie jadali, piknie wyglądali
Mimo, że znam patologię jedzenia w jakiej Bartek był wychowany, sama musiałam ostro postawić w jego domu granice, aby nie jeść tam mięsa. To czasem ciężko mi zrozumieć, że ponad 40 letni facet nie umie powiedzieć na co ma ochotę. Zresztą sam przygotowując jedzenie.
Ja jako 5 latka bym wiedziała na co mam ochotę.
Bartek zaś nie potrafi mówić co chce, tylko wymusza awanturą. Mechanizm nam znamy, ale pojawia się coraz rzadziej.
Tak patologia tego, że ktoś nie mógł określać co chce, nawet w kwestii swojego ciała, nie miał prawa doświadczać jedzenia.
Musiał jeść to co mu dano, na siłę.
Gdy mówił, że chce coś innego mówiono, że niezdrowe i zabraniano jeść.
Rodziło to bunt, ale co gorsze brak odwagi mówienia o swoich potrzebach, pragnieniach. Mówienia, a nawet ich nie rozpoznawania.
Nie rozpoznawania tego co potrzebuje ciało,
Pozwalam sobie rozpoznawać to co potrzebuje moje ciało.
Z odwagą mówię o tym co chcę nawet przed sobą
Tak, wszyscy wiedzą lepiej co dla mnie dobre, a to co dla mnie dobre jest strasznie złe, z drugiej strony to przerzucenie odpowiedzialności na innych za swoje życie. Inni wiedzą lepiej, a ja mogę tylko dawać opór i bunt. Samodzielność dziecka i zaufanie do siebie idzie ma bezpośredni związek z możliwością wyboru przez niego jedzenia i komunikacji z rodzicami.
Uwalniam się od przekonania, że nie wiem co dla mnie dobre
Wiem co dla mnie dobre i podążam za tym
Biorę odpowiedzialność za swoje życie, zdrowie
Ja znowu pozwalam sobie zrozumieć innych, że wychowani zostali w tym zakresie totalnie w nie samodzielnych warunkach. I to co dla mnie oczywiste i proste na poziomie 5 latka, oni sobie z tym nie radzą. Zapewne też mam takie rzeczy. Nie daję się też prowokować emocjom innych.
Uwalniam się od przymusu reagowania na emocje innych
Akceptuję innych w nieradzeniu robię z najprostszymi rzeczami.
Tak gdy już emocje z lekka opadły nie wiadomo skąd pojawiła się na niebie tęcza, pokazując cały koloryt wszechświata i to, że szkoda tracić życie na kłótnie.
Emocje pokazują nam nas samych, a konkretnie to ile jest ich w jedzeniu.
Dziękujemy za kolejne lekcje,
A zaraz potem przyszedł ten filmik tak zgodny ze mną. Polecam bardzo