Dagestan
now browsing by tag
Górskie wioseczki w pobliżu miasteczka Gunib
Górskie wioseczki w pobliżu Gunib 26.09.2017
Przyszedł czas na rozstanie się z płaskowyżem roztaczającym się powyżej miejscowości Gunib. Tak to bywa z tym podróżowaniem, że jak się gdzieś zadomowimy to przychodzi informacja z przestrzeni – jedźcie w nowe……..
Był to czas również “do wewnątrz”, to dzięki internetowemu warsztatowi Eweliny Stępnickiej, którego przekaz cudownie łapaliśmy oddaleni od siedzib ludzkich, a który układał w nas to co gromadziliśmy dotychczas na naszej drodze duchowej. Z drugiej strony to niesamowite siedzieć na półce skalnej i mieć kontakt z osobami z końca świata.
Dziękujemy za te chwile w sosnowych lasach płaskowyżu Gunib.
Jestem wdzięczny za dary wszechświata, nie zawłaszczam ich, tylko otwieram się na doświadczanie energii kolejnych miejsc, przestrzeni…
Wyraźnie odpoczęliśmy w niższych temperaturach – w międzyczasie było załamanie pogody i nowy front przyniósł wręcz zbyt niską temperaturę na wierzchołkach, w zamian dotychczas gorące doliny zrobiły się teraz takie w sam raz.
Spotkani na drodze turyści z Moskwy zwrócili nam uwagę na fenomenalnie krętą drogę biegnącą na przeciwległy szczyt, zatem po kilkudniowym postoju nabraliśmy ochotę na troszkę włóczęgi po okolicy.
Fenomenalnymi serpentynami pieliśmy się teraz po stromym zboczu, tak by po kilkunastu minutach dojechać na rozległy płaskowyż. Sporą jego część zajmują sady morelowe, po których włóczą się konie.
Morela jest tu podstawowym owocem i w sklepach można spotkać w szklanych butelkach soki tłoczone przez pojedynczych sadowników. Najczęściej mają leciutką nutę goryczy – co nadaje niezwykły charakter temu nektarowi. Nektarowi, bo mimo że to naturalny sok to jego słodkość jest powalająca.
A w oddali zamajaczyła wioseczka. Zapragnęliśmy zobaczyć taką nieturystyczną siedzibę ludzką usytuowaną w górach. Usytuowana była nad krawędzią malowniczego i dość głębokiego wąwozu.
Jej centralnym lub najbogatszym budynkiem był meczet, poza tym reszta to kamienne domki często otoczone oranżeriami.
Wokoło ogrody z jabłoniami. Było by to całkiem przyjazne w odbiorze miejsce – niestety tak jak wiele innych społeczności odwiedzanych na naszej drodze podróży – ta ma też jakiś wyraźny opór do zadbania o swoje otoczenie……i to nie chodzi o zamożność, bo nic nie kosztuje pozbierać śmieci na ulicy obok własnego domu.
Płaskowyż Gunib
Płaskowyż Gunib 21 – 25.09.2017
Miejscowi chwalą się że mikroklimat tego miejsca jest podobny do jakiegoś innego w Szwajcarii i tyle….są dwa. Tak więc kilka następnych dni korzystamy z niższych temperatur i wilgotnego powietrza przesyconego zapachem żywicujących sosen. Po lasach prowadzą górskie kamieniste drogi. Można nimi dojechać na połoninowaty szczyt, jednak urokiem tego miejsca jest po prostu bycie w nim.
Jest tak swojsko uroczo z pięknymi drzewami , zielenią trawy że od razu doceniamy piękno lasów Polski, czyli klimatu umiarkowanego.
Dodatkowym atutem tego miejsca był przypadek Brygidki, która wystawiła z łóżka nogi przez otwarte drzwi tylne i została zaszczycona lądowaniem sikorki na palcach……
Nie zabrakło również w przestworzach orłosępów, a jeden z nich zauważony dzięki Brygidzie, przeleciał 5 metrów nad moją głową. Takie spotkanie robi wrażenie….dziękujemy naszym przyjaciołom wysłanym przez duszki tych miejsc za te chwile.
Jestem w jedności w tym miejscem i istotami natury
Po dwóch miesiącach jazdy przez tereny objęte zakazem palenia ognisk ze względu na suszę – tutaj pierwszy raz podczas wyjazdu mogę zaznać przyjemności wieczoru przy ogniu.
Trochę się śmieję z sytuacji, bo rok temu na północy przesiedziałem około sześćdziesiąt nocy podziwiając róże, czerwienie, i fiolety polarnych nocnych „dni”.
Czasami zjeżdżamy do miasteczka na plac główny w dzień targowy. Można tam jeszcze spotkać osoby mówiące tylko w narodowym języku swojego klanu.
Przy okazji wizyty w ogrodzie botanicznym który gości tutaj okazy drzew z innych stref klimatycznych – tych chłodniejszych – dowiadujemy się o drodze wojennej wykutej przez żołnierzy carskich podczas wojny Rosji z Dagestanem.
Miasteczko zawieszone na półce skalnej było wtedy niezdobytą stolicą i aby zmusić ją do kapitulacji przez góry półką skalną poprowadzono drogę kując przy okazji tunel.
Wyraźnie zrzucamy napięcie upałów i wojennych energii. Czuję się tu dobrze … jak w stały mieszkaniec, poznający coraz dalsze zakątki okolicy.
Jednak przestrzeń nawet tutaj jest po napinana i jednej nocy ( o drugiej po północy) funduje nam zjazd na dół w światłach reflektorów – górską drogą w pobliże sanatorium. Powodem jest niezwykle czujny i odczuwający zagrożenie sen Brygidy, który zaowocował obserwacją serii niezwykłych białych rozbłysków pod szczytem góry. Faktycznie wyglądało to jakby zza grani góry ciągnęła na nas potężna bezdźwięczna burza. Zjechaliśmy w dół przy moim sprzeciwie ponieważ sama jazda także nie była bezpieczna. Doszło do spięcia między nami, które mogłaby pomóc rozładować ta burza – jednak ona tajemniczo się rozpłynęła……
Pobliże sanatorium było twórcze – ruszyły wspomnienia mojego własnego procesu uwalniania się od alergii i wstępnej formy astmy oskrzelowej. Zapewne miałem pozostawić tu informację poradzenia sobie z tymi dolegliwościami…..
W formie fizycznej także dzieliłem się opowieściami ze spacerującymi matkami z dziećmi……..
A przy tej okazji raz jeszcze mój filmik jak wyglądało uwalnianie się od przypadłości…………..
Gunib – w zieleni drzew
Gunib – w zieleni drzew 20.09.2017
Nękani upałami trwającymi od niecałych dwóch miesięcy postanowiliśmy poszukać troszkę chłodniejszego regionu. Oczka zaświeciły się nam na nazwę miasteczka Gunib. Wiele osób nam go polecało, zaznaczając że jest to górskie uzdrowisko z sanatoriami. Swoją sławę zyskało dzięki mikroklimatowi z większą ilością wilgoci, oraz lasom sosnowym sięgającym wysokości powyżej 1500 – 1700 m.n.p.m. (leczenie wysokością). W tych warunkach rozrzedzonego powietrza i lepiej dzięki temu wysyconego olejkami drzew – dzieci szczególnie z gorącej i zapylonej latem stolicy leczą astmę , alergię i inne przypadłości dróg oddechowych. Jak zapewne wiecie lubimy stare uzdrowiska – jest w nich przeważnie nabudowana specyficzna energia regeneracji, wyciszenia, odpoczynku biernego.
Gunib leży w centralnej części Dagestanu, drogi do niego biegną poprzez głębokie doliny które obfitują w posterunki wojskowe i policyjne. To jeszcze pozostałości po tragedii wojny domowej która toczyła się w Czeczenii i części Dagestanu dwadzieścia lat temu. Niestety robią one nieprzyjemne wrażenie, kiedy żołnierze w pełnym rynsztunku z automatami w rękach wertują paszporty w poszukiwaniu nie wiedzieć czego – skanują je na komputerach i pytają o cel podróży. Choć same kontrole przebiegają spokojnie i z dużą dozą życzliwości, to jednak bunkry betonowe ze stanowiskami cięższych karabinów otoczone drutami kolczastymi i workami z piaskiem mają swój poziom wibracji….
Powoli zatem dociera do nas świadomość, że w tym kraju ciężko nam będzie włóczyć się tak beztrosko swoim zwyczajem po drobnych górskich dróżkach. Często są one zastawione posterunkiem z zasiekami, który nie wiadomo czy broni tych wsi do których biegnie ta droga , czy broni resztę świata przed tymi ludźmi….
Przy naszym sposobie „ swędania się” naprawdę ciężko byłoby wytłumaczyć gdzie chcemy jechać, albo co tu robimy.
Jedziemy zatem główną asfaltówką, która wiedzie wzdłuż rzeki, a nad nami rozpościerają się ostre ściany skalnego wąwozu…..i też jest fajnie. Po drodze sklepiki, garkuchnie i małe piekarenki miejscowych. Chleb jest z białej przemysłowej mąki, ale nadrabia swoją energią i ciepłem świeżo wyjętego przez gospodynię z małego przydomowego pieca. A na ulicach ciężarówki z arbuzami, melonami, winogronami…. i nawet w nocy jest gorąco…..
Do miasta prowadzi kręta serpentynowata ulica, czujna policja natychmiast przechwytuje obcych i po wykonaniu pamiątkowych fotografii naszych dokumentów – doradza nam gdzie jechać w przyrodę na nocleg! Okazuje się że jeden z funkcjonariuszy także uwielbia biwakowanie opodal w sosnowych lasach ze swoją rodzinką. Mijamy zatopione w ciemności miasteczko na półce skalnej i dojeżdżamy do ściany zielonych drzew!!!
Od razu jest czym oddychać….zasypiamy otuleni powietrzem lasu i śpimy nieprawdopodobną ilość godzin.
Kanion rzeki i jezioro Czirkejskoje
Kanion rzeki i jezioro Czirkejskoje 18-20.09.2017
Serpentynami po asfaltowej drodze mijamy wzniesienia, tak by za kolejnym razem pokonać przełęcz i dotrzeć na brzeg wielkiego krystalicznego jeziora Czirkejskoje. Jego brzegi i góry wokół są kamieniste lub raczej skaliste z małą ilością zieleni. Po piaszczystej i trawiastej równinie Kałmucji zmiana jest niesamowita. Taka zmiana daje satysfakcję i przypomina o wdzięczności za możliwość doświadczania kolejnej przestrzeni z jakże odmienną energetyką.
Jestem wdzięczny za możliwość pójścia w nowe…..
A samo jezioro ma opinię krystalicznego i rzeczywiście woda jest tu przejrzysta. Powstało po wybudowaniu zapory wodnej produkującej do dzisiaj prąd, a mieszkańcy wysiedleni z rejonu zbiornika mieszkają w pobliskim miasteczku i mają elektryczność za darmo. Zapora wodna wybudowana za komuny przypomina tę z której James Bond skoczył na bungee.
Korzystamy z uciech kąpieli wodnych , bo temperatura powietrza nadal dochodzi do 30 stopni…
…nagle powietrze przeszywa ostry świst…….widzimy jakiś samolot zapewne z turystami lecący nad jeziorem – no tak to przecież Rosja – lubią latać samolotami, helikopterami…….
………zaraz… zaraz on jest wielki jak odrzutowy samolot pasażerski…….
……….. i obniża swój lot nad samą wodę – o taką fantazję nie posądzaliśmy biura podróży – lot nad lustrem wody – niesamowite…… teraz strumień powietrza z silników wzbija pióropusz wody za samolotem……..a on sam jakby prawie muskał powierzchnię……widać tutaj asów pilotażu też nie brakuje….
i już teraz w ogromnym rykiem zwielokrotnionym przez echo otaczających gór wzbija się w przestrzeń nieba…….niezła wycieczka. A spektakl specjalnie dla nas…..dziękujemy.
Rozwiązanie zagadki kto do nas przyleciał tego dnia przychodzi niebawem. Jakiś mężczyzna informuje nas że był to pożarniczy samolot który lecąc nad powierzchnią jeziora wysuwa specjalne klapy i zagarnia do swojego wnętrza ponoć około 60 ton wody. Gasi nią płonący las. Konstrukcja Made in ZSRR. Godzinę później przyleciał jeszcze raz , i to były jedyne dwa widowiska na przestrzeni trzech dni które spędziliśmy w pobliżu jeziora. Raz jeszcze dziękujemy.
A my podczas pobytu poznajemy grupę właścicieli motorówek świadczących wycieczki po jeziorze. Biorą opłatę za całą motorówkę – czekamy zatem na innych turystów którzy dołożyli by się nam do rachunku (nie tak wcale niskiego) i popłynęli do wnętrza kanionu rzeki która wpływa do jeziora. Bardzo sympatyczni i gościnni przewoźnicy zapraszają nas na herbatę, sałatkę warzywną i specjalny chleb “sałony”. Jest to odmiana miejscowa chleba – ma kształt warkocza zwiniętego w krążek i jest wypiekany w tłuszczu lub z tłuszczem. Świetny…….niebezpiecznie dobry, niebezpiecznie….. bo po kilku miesiącach bez spożycia mąki znowu zaczynam podgryzać…….chleb.
Niestety jest już lekko po sezonie klientów brak, lub tacy co przyjeżdżają swoją grupą. Dlatego z wielką radością przyjmujemy prezent w postaci krótkiej wycieczki po lustrze jeziora na bezludną wysepkę – tak przy okazji odwiezienia na nią innych turystów. Pęd ciepłego powietrza, bryzgi fali i całkiem spora prędkość łodzi napędzanej około 200 konnym silnikiem daje poczucie lotu po wodzie…….
Kaukaskich prezentów ciąg dalszy………..niesamowite……..
Powitanie w Dagestanie
Witamy Dagestan 18.09.2017
Lub raczej Dagestan wita nas – granicą obstawioną wojskiem pod bronią….
Jadąc przez Kałmucję mieliśmy jeszcze wybór wjechać do Kazachstanu, by potem przejechać do Uzbekistanu. Scenariusz potoczył się jednak zgodnie z intencją nadaną przez nas na początku podróży – „w stronę stania w swojej wewnętrznej sile”.
Wiedzieliśmy o tym jak wygląda sytuacja w Dagestanie, jednak zaproszenie ewidentnie płynęło z tamtej strony – stawiliśmy się zatem tam gdzie należało „trwać w swojej sile”.
Odprawa paszportowa i bagażowa wygląda niemal jak na normalnej granicy – mimo że kraj ten wchodzi w skład Rosji. No może nieco inaczej – bo wszyscy żołnierze mieli automaty w rękach lub stały na stojakach w ich bezpośrednim zasięgu. „Witamy w Dagestanie” – lub raczej „CO MY TU ROBIMY?”. Od razu ruszają lęki które generują pretensje – “Trzeba było jechać na naszą kochaną północ….”
Zestresowani już po północy czasu miejscowego kładziemy się do snu na terenie przejścia granicznego wraz z grupą innych aut i ciężarówek. Jakoś nam nawet nie przeszkadza krzywo stojące auto.
Zapewne nie dacie wiary, ale właśnie to tu – w tym miejscu utula nas przestrzeń wraz z jego duszkami i kołysze w głębokim regeneracyjnym śnie…….bo są takie miejsca które wcale na to nie wyglądają, ale są wyjątkowo przyjazne w swojej wibracji.
Poranek wita nas słońcem i konsternacją – jechać dalej, czy wracać? Rozwiązaniem jest rekonesans po okolicy który od razu pokazuje koloryt miejscowej ulicy zupełnie inny od rosyjskiej nowoczesności. Sensacją dla nas są stacje benzynowe na których sprzedawane jest paliwo po 1,2 zł.
Przydrożne garkuchnie częstują nas tradycyjnymi potrawami takimi jak – ciudu ( dwa cieniutkie naleśniki złożone jeden nad drugim wypełnione farszem ze szpinaku, dyni z orzechami, ziemniaków, sera lub mięsa – robione na oczach klientów).
Bazary pełne wyrobów miejscowych rzeźników , zielarzy, pszczelarzy, piekarzy.
Koloryt ubiorów kraju muzułmańskiego. Inaczej mówiąc egzotyka którą lubimy.
Kuszą nas góry widoczne za miastem, zatem robimy krok pierwszy w stronę jeziora i kanionu rzeki…….