kalmucja
now browsing by tag
Stepy Kałmucji….
Stepy Kałmucji…. 8.07.2019
Już tu byliśmy obiecywaliśmy sobie że tu wrócimy na wiosnę, na kwitnienie tulipanów- niestety w tym roku z powodu suszy spektakl ten był wczesny i krótki….
A w znanym nam datsanie w Łaganiu naszło mnie do kolejnych refleksji o jedzeniu i jego następstwach….
A Brygidka swoje dała refleksje o szybkiej zmianie klimatu w podróży ….
Antylopy Sajgaki raz jeszcze….
Antylopy Sajgaki raz jeszcze….16-18.09.2017
Jest pięćdziesiąt stopni a my się cieszymy jak dzieci że wokół nas kręcą się antylopy Sajgaki. Dokładnie tak – raz z lewa raz z prawa a naprzeciw też…. jak na sawannie w Afryce. Choć tam nie byłem i może już tak poza rezerwatami nie biegają…Tu cieszą moje oczy, radują serduszko, naprawdę uszczęśliwiają swoją obecnością. Bo tak po prawdzie to zaszczyt dla nas spotkanie ich poza chronionym terenem parku.
A park narodowy „Czarna Ziemia” jest też takim rezerwatem tylko nie ogrodzonym, swoją urodą podobny do sawanny… Może kiedyś tam również się wybierzemy. Teraz jednak sycimy się przestrzenią stepów Kałmucji. Wyraźnie ten element w mojej duszyczce i zapewne pacynce jest ważny……jesteśmy przecież podróżnikami „w czasie i przestrzeni”….
Bardziej przestrzeni a nasze dusze wciąż zmieniają miejsca doświadczania. I tak ten wysuszony i jeszcze obżarty przez szarańczę kawał ziemi – stał się dla nas rajem na trzy dni…Rajem Dla Nas i Sajgaków.
Jeszcze raz nasz filmik ze spotkania z Sajgakami:
Antylopy Sajgaki – spotkanie
Sajgaki – spotkanie 16 -18. 09. 2017
Zalecenia były krótkie – siedzieć w środku w samochodzie – nie boją się auta. Jednak są bardzo płochliwe – jakikolwiek ruch i uciekają.
Fajnie powiedzieć – siedzieć w samochodzie kiedy temperatura w cieniu wzrosła do 43 stopni. Na słońcu 50 (pięćdziesiąt). Kałmucja jest obszarem o najniższej populacji drzew na terenie Rosji – widzieliśmy jedno na horyzoncie!
Co było robić – siedzieliśmy grzecznie i przyjmowaliśmy odwiedziny.
Pierwszymi gośćmi było stado wielbłądów, przyszły do wodopoju i były wyraźnie zaciekawione zestawem statywu z aparatem fotograficznym. A może po prostu ktoś w końcu przyszedł na 10 metrów i rozmawiał z nimi głośno…
Ciekawym ich zachowaniem jest zaciśnięcie szyku obronnego – gdzie młode są w środku „kupy”, a dorosłe potężne osobniki tworzą kordon zewnętrzny. Dziękujemy za to spotkanie….bo jak okiem sięgnąć kilkadziesiąt kilometrów nikogo nie było…przyszły do nas….na pogawędkę.
Kolejni goście byli również niezwykle zainteresowani zestawem statywu z aparatem…..straż parku narodowego. Niestety kolejny raz ludzka chęć doznawania czegoś wyjątkowego narusza wolność i prawo do życia innych istot. Dotyczy to poroża sajgaka, które w formie mielonej jest dodawane do afrodyzjaków w azjatyckich kulturach. Panowie sprawdzali czy nie mamy ochoty na kłusowanie na antylopy. Niestety mają zwyczaj straszenia turystów, wykorzystując ich niewiedzę dotyczącą przepisów oraz granic parku. Nas też straszyli że nie powinniśmy być, w miejscu gdzie staliśmy. Jednak nasza wiedza co do granicy rezerwatu wskazywała że jej linia przebiega dwa kilometry dalej, a my staliśmy na prywatnym terenie za zgodą jej właściciela. Teren będący otuliną jest miejscem do której przepustki nie są wymagane, natomiast strażnicy mają prawo kontrolować dokumenty i wnętrza aut – osób przebywających w przygranicznej strefie parku. ……..Oczywistą taktyką z ich strony jest namawianie na płatne wycieczki w głąb tego terytorium.
Kolejnymi gośćmi byli miejscowi gospodarze tych terenów – właściciel stada krów na którego ziemi gościliśmy oraz właściciel stada wielbłądów i tysiąc hektarowego rancza.
Czas też przyszedł i na Sajgaki, zobaczyliśmy je z dwóch kilometrów jak niespiesznie, nieufnie i ostrożnie zbliżają się w naszym kierunku.
Ich marszruta była jak jakiś taniec lub rytuał. To podbiegały powoli, aby zerwać się do pełnego biegu z powrotem. Za każdym razem były coraz bliżej, mogliśmy się im przyjrzeć. Dorosłe samce z rogami, samice i młodzież. Zwinne, szybkie…..
Pozwalam sobie na zwinność i szybkość w życiu………..
Uosobienie wolności……
Ostrożnie wbiegały do jaru z wodą, często coś je płoszyło i odbiegały po zbyt krótkim pobycie na wodopoju……..
Taka sytuacja ma miejsce w ciągu suszy letniej, potem korzystają z deszczy i rosy porannej lub wieczornej.
Wolność ta ma za sobą niedogodności i zagrożenia. Ich przejawem jest atak ze strony wilka – nie brakuje ich tutaj – właściciele stad także czekają na sezon polowań.
Nasz filmik ze spotkania z tymi sympatycznymi bohaterami Kałmucji:
Gdy żegnaliśmy się z naszym gospodarzem antylopy także podeszły blisko – był w szoku – my tu chodzimy, gadamy a one się cisną. Bardzo mu się spodobała koncepcja – nas się nie boją – bo nie jemy mięsa……
W drodze na Sajgaki
W drodze na Sajgaki 15. 09. 2017
Gdzieś zamachały łapkami, Brygida odpowiedziała i już wiedzieliśmy że zaproszenie od antylopek jest i czeka na nas.
Pozostało tylko pominąć administratorów terytorium – parku narodowego „Czarna Ziemia” – ponieważ ilekroć mieliśmy z nimi kontakt – tylekroć odrzucało nas od chęci pojechania na spotkanie z sajgakami. Pewne informacje jednak potrzebowaliśmy, by potem zastosować sprawdzającą się ostatnio taktykę spotkań z interesującymi nas zwierzętami na obrzeżach stref chronionych.
Zatem po licznych informacjach ze strony różnych urzędasów – sugerujących ile nas to będzie kosztowało – udaliśmy się do wsi Tawan-gaszun położonej na granicy parku narodowego „Czarna Ziemia”.
Jest to obszar chroniony gdzie żyją na wolności, ujęte w czerwonej księdze gatunków zagrożonych wyginięciem antylopy – sajgaki.
Dzień był piękny zatem temperatura szybko poszybowała na słuszne 40 w cieniu.
Staliśmy w cieniu budynku we wsi i czekaliśmy co się wydarzy.
I wydarzyło się……a może potoczyło.
Widać pojawienie się turystów o tej porze roku nie jest codziennością.
Tak więc po około pół godziny, podeszła do nas kobieta. Zagadnęła co nas interesuje, sama wtrąciła o swoich umiejętnościach leczenia, znajomości roślin ziołowych. Potem wyszedł temat intuicji, jasnowidzenia, korzeni szamańskich w rodzinie rozmówczyni. Miła rozmowa powoli zataczała szersze kręgi – tak aby dotrzeć do wielokrotnie zadawanego nam pytania:
- Macie dzieci.
- Nie, nie mamy.
- A to wy swobodni, możecie podróżować.
Jak zwykle był to czas aby przytoczyć znane nam przykłady podróżników przemierzających świat z dziećmi, i uczących je systemem domowym – przeświadczonych o wyjątkowej otwartości na przyswajanie wiedzy w tym systemie życia przez ich podopiecznych.
Kobieta ta niezbyt była przekonana co do takiej wizji – tylko niespodziewanie wypaliła:
- Wy pokazujecie innym świat, Waszymi oczami – po to tu jesteście!
Wyraźnie postanowiła nam w tym pomóc, bo wyciągnęła telefon i zaczęła wypytywać gdzie teraz najczęściej pojawiają się Sajgaki. Po chwili zaopatrzeni w miejscowego przewodnika na motocyklu ruszyliśmy w step…
Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze u chłopaka w domu rodzinnym na herbatkę. Jak to zwykle bywa przyciąga się podobne dusze…. zatem jego mama lubiła malować szklane naczynia. A w domu panował chłód – metrowe mury z gliny i słomy wraz z rodziną rodem z Kazachstanu kolejny raz zaprosiły nas do odpoczynku.
A nas na nocleg przygarnął wodny kanał. Dzieło rodem z komuny. To dzięki niemu przez te wszystkie lata – do dnia dzisiejszego duże stada krów , wielbłądów, owiec i kóz mogą być wypasane w tej wypalonej słońcem stepowej krainie.
Teraz gdy przez trzy miesiące nie spadła tu kropla deszczu, kanał jest również wodopojem dla antylop…
W drodze na pelikany
W drodze na pelikany 12.09.2017
Jadąc przez stepy Kałmucji zahipnotyzowała mnie wiadomość o możliwości zobaczenia tu dzikich pelikanów. Informacje o tym prowadziły wprost do rezerwatu jeziora Manycz, gdzie można się dostać za przepustką i takie tam dalej……..
Doświadczenie nabyte wcześniej dawało jednak możliwość posiadania nadziei na to spotkanie. Zatem dawaliśmy silną intencję aby spotkać te ptaki na granicy rezerwatu. I tam też się udaliśmy.
Droga wiodła przez nieużytki i pastwiska, przecinały je jeziorka i rzeczki, od czasu do czasu witali nas ich skrzydlaci gospodarze.
Nawigator pokazywał ten obszar na mapie z góry – widzieliśmy zatem że przybliżamy się do granicy parku. Zagadkowa była tylko pewna grobla, istniejąca 25 lat temu – czy dziś jest przejezdna?
I właśnie wtedy gdy zbliżaliśmy się już do niej, klucząc, gubiąc raz po raz drogę i szukając winnego tego zamieszania – zza naszych pleców pojawiła się jadąc – biała niwa.
W środku siedziała dwójka mężczyzn. Zaniepokojeni naszym pobytem na ich ziemi i podążaniem w kierunku zerwanej na wiosnę grobli, postanowili sprawdzić nasze zamiary.
Po pierwszym zapoznaniu się i obejrzeniu grobli – zostaliśmy zaproszeni na odpoczynek do ich domu. Przystaliśmy, pomimo mojego ciśnienia parcia do pelikanów – byliśmy ciekawi konstrukcji domów budowanych w tej okolicy, a temperatura dziś dawała sygnały że nam też już czas na odpoczynek.
Domek był stary i zdumiewająco chłodny. Technologia z gliny i słomy, mury na metr. Ciepło w zimie, chłodno w lecie – bez klimatyzatora i z jednym piecem.
Gospodarz pochodzi z tych stron, jednak posiadłość kupił jakiś czas temu. W jego majątku jest 280 hektarów pastwisk i 100 hektarów ziemi ornej – prawie czarnoziemu. Jest jednym z mniejszych farmerów, ci powstali po rozpadzie sowchozów – mają i po 1000. Na pastwiskach biega jego bydło – 280 szt. – z czego około setki to młodzież.
Zapładnianie jest naturalne, a byki nie konkurują ze sobą z uwagi na mnogość oblubienic.
Krowy nie dają się doić, hodowane są na mięso. Cały rok przebywają na polu, w zimie jest dodatkowo do ich dyspozycji obora chroniąca przed wiatrem, jak również zbelowane latem siano. Z powodu braku słodkiej wody w jeziorach zwierzęta piją wodę ze studni artezyjskiej, wywierconej za komuny na głębokość 300 metrów.
Gospodarstwo prowadzą we dwóch z bratem w systemie 4 dni jeden i cztery drugi, zatrudniają jednego pastucha. Roczny zysk od całości 240 tysięcy złotych.
Nasz gospodarz jest Rosjaninem urodzonym w Kałmucji, szerokim gestem zatem zachęcał nas do wspólnego biesiadowania. Na szczęście poza wypchaną mięsem krowy, ryb, kaczek lodówką (jak przystało na hodowcę), oraz dodatków alkoholowych były jeszcze na szczęście dodatki sałatkowe w słoikach roboty jego mamy.
Ciekawostką są zakładane w całości czerwone pomidory bez octu.
Trzymajmy kciuki aby Brygida porobiła eksperymenty i ujawniła przepisy.
Przy tej obfitości dobrodziejstw jego spiżarni był załamany i wyraźnie cierpiał przy podawaniu nam kaszy gryczanej z pomidorami!
Ponieważ jego posiadłość dotyka jeziora zorganizował kontener mieszkalny – chętnie wynajmowany przez myśliwych przyjeżdżających na kaczki. Telefon do naszego gospodarza uzupełnimy wkrótce………..
Nas także chciał tam po prostu gościć , jednak scenariusz potoczył się innym biegiem….