Gruzja

now browsing by tag

 
 

Gruzińskie powitanie

Powitanie z Gruzją 3-6 grudnia 2014

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Noc na gruzińskiej ziemi pokazała mi napięcie jakie było w Armenii, a które było kompatybilne ze mną. Historia nie jest dla Armeńców łaskawa, jak nie pogrom Ormian dokonany przez Turków, to trzęsienie ziemi, jak nie trzęsienie to wojna z Azerami. Ludzie nie wiedzą czy będą żyć za godzinę i co będzie. We mnie również z czasów dzieciństwa zostało widocznie wiele napięć i teraz puściły, poczułam się jakbym coś potężnego odpuściła, że nie muszę bać się jutra, czy nawet dnia dzisiejszego.

Dziękuję Armenii, że pokazała tę energię, a Gruzji, że dała miejsce do jej odpuszczania.

I aby nabrać świeżości do nowego kraju pojechaliśmy wykąpać się fizycznie i energetycznie w ciepłych wannach Aspindzy, zmywając z siebie wszystkie oczekiwania, porównania między Gruzją, a Armenią.

Pokochaliśmy Armenię, z Gruzją średnio się zaprzyjaźniliśmy wtedy, ale teraz jesteśmy innymi ludźmi i w inne regiony chcemy jechać. Przecież Armenia też cała nas nie zauroczyła, nawet nie zaprosiła tylko ok. 30%.

Zobaczymy jak teraz w Gruzji.

Na wannach Pani nas poznała i wycałowała.

Wygrzani, czyści udaliśmy się dalej w głąb Gruzji w kierunku morza – to główny nasz cel – mandarynki prosto z drzewa na wybrzeżu morza Czarnego.

Po drodze odwiedziliśmy Borjomi, nawet chcieliśmy się w nim dłużej zatrzymać w jakimś hoteliku jednak relacja cena, jakość – szczególnie teraz prosto po Armenii, była dla nas nie do przyjęcia.

 

8

 

W Gruzji hotele są o niższym standardzie i wyższych cenach niż w Armenii.

Pojechaliśmy więc na nocleg w las , w rejon stacji kolejki linowej nad miastem. Po ponad 2 miesiącach małej ilości drzew wokół siebie, a już tym bardziej iglastych, teraz zostaliśmy otoczeni przez potężne sosny, które po opadach śniegu wyglądały niesamowicie dostojnie.

Wtopiliśmy się w las razem z landrynką i zasnęliśmy otuleni przez tutejsze elfy i skrzaty.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

4

 

Pisaliśmy już o tym w Armenii, jak my nie doceniamy to co mamy czyli lasy, wilgotny klimat, jego świeżość i rześkość.

Tutaj największe kurorty budowane są w takich miejscach. W Armenii opowiadano mi, że kobiety z okolic Dilijan (najwięcej lasów i rzek w Armenii) mają super skórę i wyglądają młodziej niż w innych rejonach kraju, bo wilgoć -więcej deszczu.

Wiele razy namawiamy do docenienia tego co mamy. Skupienia się na tym.

 

Skupiam się na tym dobrym co mam.

 

Niedaleko kolejki linowej zaprasza nas monastyr Sefarina z Sarowa. Z Serafinem poznaliśmy się 3,5 roku temu w Grabarce gdy kupiliśmy jego życiorys. Tutaj pięknie odnowiona cerkiew, koło niej rekonstrukcja szałasu w jakim mieszkał Serafin, obok kamień podobny do tego na jakim lubił się modlić. Do te przemiłe siostry.

Jakaś bajkowa energia.

Tutaj, to chcemy zostać, niestety na ten moment siostry mają u siebie remont i nie wynajmują pokoi.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

7

 

Właśnie gdy energia nam pasuje, zapominamy o standardzie, nie jest on nam potrzebny. Ta magia wokół całkowicie go zastępuje, tak jak właśnie cudowne noclegi w landrynce.

Gdy już zniżamy energię, a wokół są mniej przyjazne miejsca standard ma znaczenie.

Stwierdziliśmy więc, że czas na nas w dalszą drogę, zabraliśmy też Sarafina ze sobą, który swoim światłem będzie wskazywał nam drogę radości i miłości w otaczającym świecie.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Takie perełki jak jego monastyrek tak niedaleko od słynnego kurortu, a tak inny i cichy, magiczny.

O takie miejsca prosimy na swojej drodze.

Dziękując za ten piękny czas z Serafinem z radością zjechaliśmy do kurortu napić się wody, a potem już chyba z umysłu, a może z ochrony przed zatłoczoną drogą Tbilisi-Batumi zjedliśmy trochę buły z fasolą (lobiano) i frytek (Gruzja nie jest przyjazna takim ludziom jak my jedzeniowo) i w deszczu podążyliśmy w kierunku morza Czarnego, tak symbolicznie jakby wyjeżdżając z ciemności,

Ciemności zmęczenia własnych emocji. Reakcji na zmęczenie.

Bartek gdy jest zmęczony szuka pretekstu do kłótni, bo złość daje energię.

 

Jestem wolny od czerpania energii ze złości.

 

Pozwalam sobie rozpoznać zmęczenie i poprosić wtedy o wsparcie siły światła.

 

 

Już w nocy znaleźliśmy nocleg koło Tkibuli nad jeziorkiem , a ranek powitał nas pięknym słońcem i ciepłem. Już nie pamiętam kiedy ostatni raz chodziłam w polarku samym cienkim.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Nie wiadomo czy to wiosna, czy jesień?

 

Podjechaliśmy po wodę mineralną do miejscowości Leghva , gdzie Pan sprzedający warzywa i owoce z busa podarował nam reklamówkę pysznych mandarynek i poopowiadał jakie ciekawe kurorty z wodami mineralnymi są w okolicy.

Kolejny prezent i podpowiedź wszechświata.

 

Prezenty, podarki dla turystów – pielgrzymów tutaj na Kaukazie są czymś normalnym, naturalnym, oczywiście nie w miejscach turystycznych gdzie rządzą troszkę inne energie.

Choć nawet targi w Gruzji (w Armenii są wredne i wyrachowane) są miłe, sprzedawcy często też tak po prostu coś dają od siebie. Może bardziej naciągają, jednak atmosfera jest przyjaźniejsza.

Miałam nie porównywać????

Jeszcze nie potrafię, na pewno będzie się to przewijać.

Jedno co nas bardzo uderzyło po przyjeździe z Armenii to przygarbieni, przygnieceni życiem ludzie.

Z pozoru wygląda to jakby Armenia była bogatsza, choć chyba te kraje żyją na podobnym poziomie, emerytury są podobne, zarobki myślę, że też. Armenia przez ostatnie lata doświadczyła wiele nieszczęść, jednak ludzie chodzą nie tylko bardzo dobrze ubrani, ale przede wszystkim wyprostowani. Z dumą noszą głowę na karku.

A w Gruzji nie.

Dlaczego?

Ormianie są lepiej wykształceni, ale i naszym zdaniem mniej pracowici.

Gruzinów ciężka praca przygniata do ziemi – stwierdził Bartek

Może to klucz???

 

I tak zaproszeni przez piękny ośnieżony Kaukaz i Pana od mandarynek pojechalismy w jego głąb w kierunku granicy z Osetią.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Życiorys świętego Serafina http://glosojcapio.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=292&Itemid=75

 

Serafin z Sarowa to ostatni kanonizowany święty przed rosyjską rewolucją 1917 roku, ulubiony patron prawosławia, powoli odkrywany także przez katolików. Całe życie spędził w małym, zagubionym wśród lasów monastyrze w Sarowie. Każdego napotkanego witał słowami: „Radości moja! Chrystus zmartwychwstał!”. Jan Paweł II napisał o nim: „To, obok św. Franciszka z Asyżu, jeden z większych mistyków Kościoła”.


 

Serafin, a właściwie Prochor – bo takie imię otrzymał na chrzcie – urodził się 19 lipca 1759 roku w Kursku. Był drugim synem Izydora i Agaty Moszninów, którzy pochodzili z bogatej rodziny kupieckiej. Rodzice żyli bardzo pobożnie, a ich dom był otwarty dla biednych. Z wdzięczności za dobro, jakim ich Bóg obdarzył, postanowili nawet wybudować w Kursku świątynię.

Izydor zmarł, kiedy Prochor ukończył trzy lata. Wychowaniem dzieci zajęła się wtedy matka, dzielna kobieta, która wzięła na swoje barki również nadzór nad rozpoczętą budową kurskiej świątyni.

Cudownie ocalony
Prochor był bardzo żywym i energicznym chłopcem. Pewnego razu, a miał wtedy siedem lat, wraz z matką poszedł oglądać budowany kościół. Weszli na dzwonnicę, aby podziwiać widok miasta. W pewnym momencie chłopiec niebezpiecznie wychylił się i wypadł. Matka była pewna, że jej syn nie przeżył wypadku. Z wielką trwogą w sercu zbiegła na dół. Jakież było jej zdziwienie, radość i wdzięczność wobec Boga, kiedy zobaczyła na dole zupełnie zdrowego, czekającego na nią ze spokojem syna. Pomyślała wtedy: „To szczególne dziecko. Musi być wybrany, skoro Opaczność Boża nad nim czuwa”.

Kolejne trudne doświadczenie przyszło dwa lata później: dziewięcioletni Prochor zapadł na chorobę, której lekarze nie potrafili wyleczyć. Wszyscy byli pewni, że chłopiec nie przeżyje. Matka jednak ufała Bogu i z gorącą wiarą modliła się o uzdrowienie syna. Chłopcu przyśniła się wtedy Matka Boża, która obiecała, że przyjdzie mu z pomocą. Na drugi dzień, w święto Matki Bożej, obok ich domu przechodziła procesja z cudowną ikoną Matki Bożej Kurskiej. Agata wzięła nieprzytomnego syna na ręce i wyniosła go z domu, aby prosić Bogurodzicę o cud. I stało się. Chłopiec niebawem wrócił do zdrowia.

Po tym wydarzeniu Prochor prowadził normalne życie: uczył się dalej w szkole, bawił się z kolegami, czytał książki, uczestniczył w nabożeństwach. Jednak coraz więcej czasu zaczął spędzać w odosobnieniu – na modlitwie. Powoli rodziło się w nim pragnienie życia zakonnego. Przed podjęciem ostatecznej decyzji wybrał się z pielgrzymką do Ławry Kijowskiej, gdzie z ust pustelnika usłyszał: „Synu mój, Bóg posyła cię do monastyru sarowskiego. Zachowaj czystość duszy i nieskazitelność ciała oraz zawsze pamiętaj o modlitwie Jezusowej, a wszystko pozostałe będzie ci dane od Boga”. Po tym spotkaniu Prochor wrócił do Kurska, aby pożegnać się z matką. Agata pobłogosławiła syna i zawiesiła mu na piersi krzyż, który nosił do końca życia. Wyruszył do Sarowa. Miał wtedy dziewiętnaście lat.

Monastyr w Sarowie
W nowicjacie Prochor z pokorą, posłuszeństwem i gorliwością wykonywał wszystkie polecenia przełożonego. Jego czas wypełniała modlitwa i praca fizyczna: wypiekał chleb, pracował jako stolarz i drwal, chodził po kweście. Nieustanną pracą odgradzał się od nudy – tej, jak później mawiał – „największej pokusy dla młodych mnichów, którą wyleczyć można modlitwą, powściągliwością języka, pracą fizyczną, czytaniem słowa Bożego i cierpliwością, ponieważ pokusa ta rodzi się z małoduszności, bezczynności, braku cierpienia i pustosłowia”. Wkrótce z powodu nadmiernej ascezy zachorował. Stan młodego mnicha z każdym dniem się pogarszał. Przełożony namawiał go, aby skorzystał z pomocy lekarzy, lecz Prochor odpowiadał: „Życie swoje powierzyłem jedynemu prawdziwemu lekarzowi, Jezusowi Chrystusowi i Przenajświętszej Bogurodzicy”. I znów, jak w dzieciństwie, doświadczył cudownego uzdrowienia.

W 1786 roku Prochor złożył śluby zakonne i otrzymał nowe imię – Serafin. Po przyjęciu święceń kapłańskich codziennie sprawował Eucharystię. Pewnego razu miało miejsce niezwykłe zdarzenie: podczas nabożeństwa sprawowanego w Wielki Czwartek Serafin ujrzał otwarte niebiosa i Jezusa Chrystusa w wielkiej mocy i chwale. Kilka godzin trwał w zachwycie i nie mógł wypowiedzieć słowa ani ruszyć się z miejsca. Wszyscy obecni w świątyni w milczeniu wpatrywali się w jaśniejącą twarz młodego mnicha, przeczuwając, że doświadcza on obecności Boga.

W stronę odosobnienia
Po tym wydarzeniu Serafin jeszcze gorliwiej pragnął służyć Bogu. W ciągu dnia – jak dotąd – wypełniał obowiązki, ale w nocy szedł na modlitwę do swojej leśnej pustelni. Po pewnym czasie uzyskał zgodę przełożonych na życie w całkowitym odosobnieniu. Do monastyru przychodził tylko w sobotę wieczorem na nocne czuwanie przed niedzielną liturgią.

Obok swojej celi założył warzywnik, zaczął także hodować pszczoły. Zachowywał surowy post, jadł tylko raz dziennie to, co zdobył pracą własnych rąk. Raz w tygodniu bracia z monastyru przynosili mu chleb. W środy i piątki niczego nie jadł, a w Wielkim Poście pożywienie przyjmował tylko raz w tygodniu – po niedzielnej Eucharystii. Bywało, że w swoim odosobnieniu tak bardzo pogrążał się w modlitwie, że przez długie godziny pozostawał nieruchomy, niczego wokół nie widząc ani nie słysząc.

Wieści o „świętym mnichu z lasu” szybko się rozeszły. Oprócz współbraci zaczęli go odwiedzać także okoliczni mieszkańcy, a po pewnym czasie także przybysze z daleka – wszyscy szukali jego mądrej rady i błogosławieństwa. Zakłócało to jego odosobnienie. Serafin wyprosił pozwolenie przełożonego, aby zabronić dostępu do pustelni najpierw kobietom, a później pozostałym osobom. Poczuł bowiem, że Bóg wzywa go do jeszcze większego odosobnienia. Odpowiadając na to wezwanie, przyjął na siebie ślub całkowitego milczenia. Drogę do pustelni zagrodził pniami sosen. Odtąd odwiedzały go tylko ptaki i dzikie zwierzęta. Swoją porcją chleba, którą bracia przynosili mu z monastyru, Serafin dzielił się z niedźwiedziem, którego karmił z ręki.

Trud modlitwy nieustannej
Aby całkowicie uwolnić się od pokus, Serafin podjął trud nieustannej modlitwy. Co noc wspinał się na ogromny kamień w lesie i modlił się z uniesionymi rękoma, wołając: „Boże, bądź miłościw mnie, grzesznemu”. W ciągu dnia modlił się w celi, także na kamieniu, który przytaszczył z lasu. Schodził z niego tylko na krótki odpoczynek, dla pokrzepienia ciała skromnym pożywieniem. Tak modlił się 1000 dni i nocy.

Pewnego razu na jego pustelnię napadło trzech rabusiów. Serafin pracował w tym czasie w ogrodzie i miał w ręku topór. Opuścił go jednak i powiedział: „Czyńcie, co musicie”. Rabusie najpierw zażądali pieniędzy, a ponieważ ich nie posiadał, okrutnie go pobili, związali i chcieli wrzucić do rzeki. Przedtem jednak przeszukali jego pustelnię. Kiedy nie znaleźli niczego oprócz ikony i kilku ziemniaków, odeszli. Odzyskawszy przytomność, Serafin cudem wyswobodził się z więzów i ruszył po pomoc do monastyru. Miał bowiem poważne rany głowy i połamane żebra. Przez siedem dni leżał nieprzytomny, a lekarze nie mogli się nadziwić, że mimo takich ran przeżył. Po pięciu miesiącach, kiedy poczuł się na siłach, wrócił do swojej pustelni. Na skutek odniesionych obrażeń do końca życia chodził zgięty w pół, opierając się na kiju lub toporku. Swoim oprawcom przebaczył jednak i prosił, żeby ich nie karano.

Mistrz duchowy
Jeszcze przez trzy lata po tym wydarzeniu Serafin żył w swojej pustelni i zachowywał całkowite milczenie. Potem, na prośbę przełożonego, wrócił do monastyru, ale w swojej celi dalej prowadził życie pustelnicze. W listopadzie 1825 roku miał we śnie widzenie, podczas którego Matka Boża nakazała mu pozostawić odosobnienie i służyć ludziom potrzebującym nawrócenia, pocieszenia i duchowego kierownictwa. Tak rozpoczął się ostatni etap życia Serafina. 66-letni mnich otworzył drzwi swojej celi dla wszystkich. Przychodziło do niego wielu potrzebujących – codziennie odwiedzało go ponad 2 tysiące osób. W ten sposób posługiwał jeszcze osiem lat.

Wszystkim mówił o tym, że celem życia chrześcijanina jest zdobywanie Ducha Świętego, co można osiągnąć jedynie poprzez czyny osadzone w wierze: „Tylko dobro czynione ze względu na Chrystusa ma moc pozyskania Ducha Bożego. Nie jest to zdobywanie cnoty dla niej samej, za czym stoi nierzadko miłość własna, chęć zasłużenia sobie na przychylność Boga. Gdy modlisz się czynem, działaniem, nie musisz już dzielić czasu na pracę i modlitwę. Duch Święty przebóstwia wtedy wszystko, co robisz i czym żyjesz. Codzienność staje się modlitwą. Wszystko, czego dotyka Duch Święty, przemienia się w radość. Staraj się zjednoczyć twoje serce, przyjmij do twego serca pokój, a wtedy tysiące osób, które są wokół ciebie, zostaną zbawione”.

Serafin miał świadomość, że jego życie dobiega kresu i chciał się dobrze przygotować na ten moment. „Ciałem zbliżam się do śmierci – mówił – a duchem jestem niczym nowo narodzone dziecko, z całą świeżością początku, a nie końca…”. Sam zrobił sobie trumnę, w której chciał być pochowany, i postawił ją przy wejściu do swojej celi. W przeddzień śmierci śpiewał wielkanocne pieśni – tak jakby nie mógł doczekać się spotkania ze Zmartwychwstałym. Zmarł w nocy, podczas modlitwy. 2 stycznia 1833 roku jeden z mnichów, idąc na poranną modlitwę, znalazł go w celi klęczącego przed ikoną Bożej Matki. Na twarzy Serafina zastygła radość.

Małgorzata Sękalska
„Głos Ojca Pio” (nr 45/2007)

 

 

 

Przypowieści serafina ze strony http://www.cerkiew.szczecin.pl/prawosawie/teologia/5-pouczenia-witego-serafima-z-sarowa.html

 

Dlaczego Chrystus przyszedł na ziemię? Przyszedł bo Bóg patrzy z miłością na rodzaj ludzki, bo „Bóg tak ukochał świat, że Syna swego jednorodzonego dał” (J 3,16). Chrystus przyszedł, by odnowić wizerunek i dobroć Boga w upadłym człowieku. Pan przyszedł, aby zbawić ludzkie dusze, bo „Bóg nie posłał swego Syna na ziemię, aby świat potępić, ale by świat został przez Niego zbawiony” (J 3,17) i poza tym, my podążając za naszym Odkupicielem Jezusem Chrystusem musimy wieść życie według Jego Boskiej nauki, by przez to zbawił nasze dusze.

Bóg jest ogniem, rozgrzewającym i zapalającym serce i wnętrze człowieka. Więc jeśli czujemy chłód w naszych sercach, który pochodzi od diabła (bo diabeł jest zimny), tedy dajmy znać Panu. On, kiedy przychodzi, rozgrzewa nasze serca Swą doskonałą miłością nie tylko ku sobie, ale i ku naszym bliźnim. A chłód nienawidzących ustąpi pod wpływem ciepła Jego dobroci, która będzie bić z naszych twarzy.

Tam gdzie jest Bóg, tam nie ma zła. Wszystko co pochodzi od Boga jest spokojne, zdrowe i prowadzi człowieka do uznania prawdy o sobie i własnych niedoskonałościach i do pokory.

Bóg ukazuje Swoją miłość do człowieka, nie tylko w przypadku kiedy czynimy dobro, ale kiedy obrażamy Go naszymi grzechami i sprawiamy Mu ból. Z jakąż cierpliwością znosi On nasze bezprawie! „Nie nazywaj Boga sprawiedliwym sędzią – mówi św. Izaak, bo Jego    sprawiedliwość nie jest podobna naszej . To prawda, że Dawid nazwał Go sprawiedliwym sędzią i właściwie, ale Syn Boży wciąż ukazuje, że Bóg jest dobry i miłosierny ponad miarę.

Wiara według nauczania św. Antiocha jest początkiem naszego zjednoczenia z Bogiem, prawdziwie wierzący są kamieniami Kościoła Bożego, przygotowanymi do wznoszenia tej budowli przez Boga Ojca, która wznosi się przez moc Jezusa Chrystusa- to jest przez Krzyż  i moc łaski Ducha Świętego. „Wiara bez uczynków martwa jest” (Jk 2,26) Owocami wiary są miłość, pokój, cierpliwość, miłosierdzie, dźwiganie krzyża i życie według ducha. Prawdziwa wiara nie może obyć się bez uczynków. A ten, kto prawdziwie wierzy z pewnością także czyni dobre dzieła. 

Wszyscy, którzy mają mocną nadzieję w Bogu są ku Niemu porwani i oświeceni blaskiem wiecznej światłości. Jeśli człowiek pozbawiony jest nadmiernej troski o siebie, kieruje swą miłość ku Bogu i cnotliwym czynom i wie, że Bóg troszczy się o niego- taka nadzieja jest prawdziwa i pełna mądrości. Lecz jeśli człowiek pokłada wszelkie swoje nadzieje tylko w swoich zamierzeniach, a zwraca się do Boga w modlitwie jedynie w chwilach niepowodzeń  i  tylko wtedy zaczyna ufać w pomoc Bożą gdy przestaje wierzyć w swoje możliwości i nie może im zapobiec, to taka nadzieja jest nieważna i fałszywa. Prawdziwa nadzieja szuka jedynie Królestwa Bożego i jest pewna, że otrzyma wszystko co potrzebne jest w tym śmiertelnym życiu. Serce nie zazna pokoju dopóki nie zdobędzie tej nadziei. Nadzieja ta bowiem całkowicie uspokaja i raduje. Najświętsze usta Zbawiciela powiedziały o niej: “Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni I obciążeni jesteście, a ja was pokrzepię”(Mt 11,28)

Kto odnalazł doskonałą miłość Bożą idzie przez życie, jakby nie istniał. Uważa siebie w tym wszystkim co widzialne za obcego i oczekuje z cierpliwością na to co niewidzialne. Jest całkowicie przemieniony w miłość Bożą i porzuca wszelkie przywiązanie do świata. Kto prawdziwie kocha Boga uważa siebie za wędrowca i przybysza na ziemi, wszystko w nim jest skierowane ku Bogu obecnym w jego myślach i duszy, Którego jedynie kontempluje.

Szczególnie należy troszczyć się o duszę , bowiem człowiek w swoim ciele jest jak płonąca świeca. Świeca musi kiedyś zgasnąć, a człowiek umrzeć. Ale skoro nasze dusze są nieśmiertelne należy poświęcić im znacznie więcej troski niż ciału „Cóż za korzyść z tego jeśli człowiek cały świat pozyska, a na swojej duszy szkodę poniesie, lub cóż jest człowiek w stanie dać za swoją duszę?” (Mt 16:26) Jak wiadomo nic na świecie nie może służyć za okup, jeśli sama dusza warta jest więcej niż cały świat i wszystkie królestwa świata, a Królestwo Niebieskie jest nieporównanie bardziej cenne. Uważamy duszę za tak drogą według tego co mówił nam  Makary Wielki : „ Bóg nie pragnął duchowej więzi  z żadnym stworzeniem poza człowiekiem, którego kocha bardziej niż jakiekolwiek ze swoich stworzeń.”

Musimy mieć szczególną postawę wobec naszych bliźnich, nie czynić nikomu obraźliwych uwag, przytyków. Kiedy odwracamy się od człowieka lub obrażamy go, to nasze serce kamienieje. Każdy musi starać się o radość ducha, by do trudnych lub niechętnych nam osób zwracać się ze słowami miłości. Kiedy widzisz, że brat twój grzeszy, okryj go, jak poucza św. Izaak Syryjczyk : „Zdejmij z siebie swój płaszcz i okryj nim grzesznika.”

W naszych relacjach z bliźnimi musimy być przejrzyści wobec każdego równie dobrze w słowach, jak i  w myślach, w przeciwnym razie czynimy nasze życie bezużytecznym. Musimy kochać innych, nie mniej niż siebie samych, zgodnie z Prawem Pańskim: „Będziesz miłował… bliźniego swego, jak siebie samego” (Łk 10,27). Ale nie tak, aby nasza miłość ku innym wiązała nas przywiązaniem stojącym w sprzeczności z pierwszą częścią tego przykazania miłości względem Boga, jak nas naucza nasz Pan Jezus Chrystus: „Jeśli kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien, i jeśli ktoś miłuje syna i córkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien”(Mt 10,37)

Jest absolutnie koniecznym być miłosiernym wobec nieszczęśliwych i tułaczy. Wielcy biskupi i Ojcowie Kościoła kładli na to ogromny nacisk. Względem tej cnoty musimy próbować zrozumieć i wypełnić wszystko zgodnie z Prawem Pańskim: „Bądźcie miłosierni, jak miłosierny jest wasz Ojciec”, i „Chcę raczej miłosierdzia, niż ofiary”(Łk 6,36 ; Mt 9,13) Mądrzy będą zważać, by zachować te słowa, ale głupcy na to nie zważają. Z tego powodu nagroda także jest różna dla nich, jak powiedziano :„Kto skąpo sieje, ten skąpo i zbiera, kto zaś hojnie sieje, ten hojnie tez zbierać będzie.”(2 Kor 9,6)

Przykład Piotra Chlebodawcy, który za kawałek chleba danego żebrakowi, otrzymał przebaczenie wszystkich swoich grzechów (zostało mu to objawione w widzeniu) niech pobudzi nas do bycia miłosiernymi wobec naszych bliźnich- każdemu mała jałmużna może przyczynić się do uzyskania Królestwa Niebieskiego.

Ofiarowana jałmużna musi wypływać z duchowego usposobienia, zgodnie z nauczaniem św. Izaaka Syryjczyka :„Jeśli dajesz wszystko tym, którzy cię proszą, niech radość twojego oblicza wyprzedza twój datek i pociesza w smutkach bliźniego odpowiednim słowem.”

Jest nieprawością osądzać każdego, nawet jeśli ktoś grzeszy i tarza się w przestępstwach wobec Prawa Bożego na Twoich oczach, jak jest powiedziane w Słowie Bożym: „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni”(Mt 7,11). „Kim jesteś ty, co się odważasz sądzić cudzego sługę? To, czy on stoi, czy upada, jest rzeczą jego Pana.”(Rz 14,4). Znacznie lepiej jest zachowywać w pamięci słowa Apostoła: „Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł.”(1Kor 10,12)

Nie można żywić złości i nienawiści wobec człowieka, który jest nam wrogi. Przeciwnie, musimy kochać go i czynić mu tyle dobra, na ile to możliwe, według nauki naszego Pana Jezusa Chrystusa: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół i czyńcie dobrze tym, którzy was nienawidzą.”(Mt 5,44). Jeśli będziemy starali się to wypełniać na miarę naszych sił, możemy mieć nadzieję, że Boże światło zacznie świecić w naszych sercach, oświecając naszą drogę do Niebieskiego Jeruzalem.

Dlaczego potępiamy innych? Ponieważ unikamy poznania samych siebie. Jeśli będziemy dążyć do poznania samych siebie, nie będziemy mieli czasu, by rejestrować uchybienia innych. Zacznijcie osądzać samych siebie, a przestańcie sądzić innych. Sądząc zły uczynek, nie osądzajcie czyniącego go. Koniecznym jest poznanie siebie, najbardziej grzesznego ze wszystkich i wybaczenie swojemu bliźniemu każdego przewinienia. Musimy nienawidzić tylko szatana, który go zwiódł. Przewinienie to może jawić się jako coś złego tylko nam, a w rzeczywistości występujący przeciw nam miał dobre intencje. Poza tym, drzwi pokuty są zawsze otwarte i nie wiadomo, kto wejdzie przez nie szybciej- ty “sędzia”, czy też sądzony przez ciebie.

Pragnący zbawienia musi zawsze mieć serce skłonne do pokuty i skruchy: „Moją ofiarą, Boże jest duch skruszony; pokornym i skruszonym sercem, Ty Boże nie gardzisz”(Ps 51, 19) Z tak skruszonym sercem człowiek może uniknąć bez problemu wszystkich przebiegłych sztuczek szatana, którego wszystkie wysiłki skierowane są ku zaniepokojeniu ludzkiego ducha. Przez te niepokoje chce zasiać żałobę, według słów Ewangelii: „Panie, czy nie posiałeś dobrego nasienia na swej roli? Skąd więc wziął się na niej chwast? On im odpowiedział,’ uczynił to wróg’.” (Mt 13, 27-28) Lecz kiedy człowiek walczy, aby mieć łagodne serce i zachować spokój myśli, wtedy wszystkie podstępy wroga są pozbawione mocy, a tam gdzie jest spokój myśli, tam przebywa sam Bóg: „W Salem (z hebr. Shalom- pokój) powstał Jego przybytek, a na Syjonie Jego mieszkanie.” (Ps 76,2).

Obrażamy wspaniałość Boga grzesząc przez całe nasze życie, a więc zawsze powinniśmy pokornie prosić Pana o przebaczenie nam naszych win.

Gruzińskie refleksje

Gruzińskie refleksje wrzesień 2014

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Gruzja była dla nas bardzo gościnna, a zarazem była bardzo wymagającym nauczycielem. Czyściło się naraz tyle programów z przeszłości, że nie raz byliśmy tym zmęczeni, a jeszcze nie mogliśmy znaleźć przyjaznej „norki”, aby to wszystko przemedytować. Nie potrafiliśmy tak szybko przepuszczać nowych energii przez siebie.

Najtrudniejsze programy to:

beznadzieja

do światła trzeba się przebijać

wszystko przychodzi ciężko i wymaga wysiłku

trzeba zadać sobie trud by coś odnaleźć

przywiązanie do przeszłości

złość na kościół

krzywdy doznane od kościoła,

kłamstwa kościoła,

kościół, a duchowość,

materialna droga kościoła,

stagnacja,

materializacja,

kontrasty materialne,

dominacja męska,

narzucanie przestrzeni światu,

Z drugiej strony uczyliśmy się:

radości ze spotkania z drugą osobą

niesamowitej gościnności

szczerej ciekawości drugiej osoby.

Gościnność bezinteresowna , której doświadczyliśmy jest już unikatowa w skali światowej i tutaj można przyjeżdżać jeszcze się jej uczyć. Jest ona wręcz dziecinnie szczera i spontaniczna. Pomimo posiadania w każdej praktycznie nawet bacówce w górach anteny satelitarnej, bardziej cenią sobie bezpośredni kontakt z człowiekiem , jego opowieści jak naprawdę się żyje gdzieś w świecie.

 

Jak na tak krótki czas bardzo wiele, jednak jak pisaliśmy nigdzie nie udało nam się znaleźć przyjaznego miejsca na dłużej , nic nas nie zaprosiło, a może duchy prowadzą nas do Armenii, aby jeszcze jesienią rozsmakować się w jej widokach, a do Gruzji powrócić zimą na narty i mandarynki.

Czas pokaże!!!

 

Długowieczność – prawda czy mit

Kiedyś chyba prawda, teraz jedyne co może pomóc ludziom tutaj dożyć w zdrowiu sędziwego wieku, to przekonania odziedziczone po przodkach – mocno już wypierane przez nich samych.

Kiedyś Gruzini nie tylko myśleli, że są długowieczni (bo tak żyli ich dziadowie),

ale też wiedzieli że są długowieczni bo:

żyją pół roku na wysokości w górach ,

oddychają czystym powietrzem,

jedzą naturalne jedzenie, dużo serów, kultury bakterii.

piją zioła w dużych ilościach i odmianach

alkoholu sobie nie odmawiają

i dużo ruszają się chodząc za krowami.

To tak w skrócie.

Teraz często wynajmowani są pasterze do pilnowania stad, a Gruzini siedzą przed telewizorem. Zresztą chyba to pierwszy kraj gdzie byliśmy, a nie widać było poza biegającymi dziećmi żadnego ruchu. (nie licząc pasterzy w ich letnich siedzibach, chadzających za krowami). Reszta już cierpi na wszystkie znane choroby cywilizacji, przemysł farmaceutyczny ostro tutaj inwestuje, w małym miasteczku praktycznie tyle samo jest piekarni co aptek. Zielarze których tutaj było kiedyś dużo powoli zanikają .

 

Obserwowaliśmy Gruzję gdy z jednej strony wspomina komunizm jako czas obfitości, a z drugiej strony cieszy się na przyjęcie do Unii Europejskiej. Myśli, że ta Unia będzie lepsza od poprzedniej.

 

My nie znaleźliśmy się tutaj do końca mimo pięknych widoków, nakładające się na siebie energie sprzed wieków zagęszczały przestrzeń , nawet w miejscach gdzie wzrokowo było jej dużo.

To właśnie będące tutaj przywiązanie do przeszłości nie pozwalało oczyścić staroci. Pozwolić im odejść, wybaczyć, żyć teraźniejszością, pamiętać to co dobre, a ze złego wyciągać wnioski.

 

Kuchnia nas nie rozpieszczała, z dań wegańskich bez mąki : to lobio (zupa fasolowa), zupy postne (jak się ma szczęście i ktoś ugotuje) smażone grzyby, pływający w tłuszczu bakłażan i oczywiście orzechy w soku winogronowym (nam średnio smakowały, gdyż sok naszym zdaniem miał za dużo mąki i cukru).

Chaczapuri to danie z mąki z serem i tłuszczem. Straszny zapychacz, spróbowaliśmy każdej wersji, ale…… mimo że nawet dobre w smaku, nie czuliśmy się po nim za dobrze. Gruzini jedzą bardzo dużo mączno-serowych, tłustych rzeczy, smażonych często w oleju, wysyconych nim, może dlatego mają niesamowitą otyłość (20-30 kg to norma nadwagi).

Przez mniej otwartych nasza postura była wręcz wyszydzana.

Na pytanie czy zdrowo jest być otyłym ?

Właściwie nie znali odpowiedzi .

Jedna z kucharek w turystycznej miejscowości, gotująca również dla hotelu (pani od cudownych smażonych boczniaków) powiedziała, że Polacy dużo jedzą, ale Gruzini dużo więcej – szczególnie chleba.

Jak przy takiej diecie mieć lekkość umysłu i ducha ??? O ciele nie wypominając.

 

W miastach legendarne gruzińskie syfiastwo odchodzi do historii, śmieci na ulicach już prawie nie ma, a toalety są prawie czyste, odwrotnie proporcjonalnie do wsi i miejsc piknikowych.

Gdzie pozostawienie po sobie butelek po alkoholu szklanych i plastikowych jest praktycznie na porządku dziennym. Często aby skorzystać z takiego miejsca musieliśmy go sobie posprzątać.

Mieliśmy wrażenie (a czyścioszkami nie jesteśmy), że jesteśmy cały czas brudni i poruszamy się w brudzie, również energetycznym.

Nasze noclegi były przeważnie w pięknych przyrodniczo, spokojnych miejscach, których jest dostatek. Takiej ilości ognisk nigdy nie paliliśmy , zawsze czuliśmy się wyjątkowo bezpiecznie.

 

Policja bardzo przyjazna, widoczna, ale nie zaczepia turystów bez przyczyny. W Batumi widzieliśmy akcje, gdy łapała kogoś kto za szybko jechał (ojj bardzo za szybko ).

 

Gruzja mimo niskich zarobków, wcale tania nie jest przy takim klasycznym podróżowaniu (chyba Słowacja jest tańsza, zarówno w knajpach, jak i noclegach) . Dla nas była tania, gdyż nie płacimy za noclegi (lubimy nocować w dzikiej przyrodzie z dala od siedzib ludzkich) i jedliśmy praktycznie warzywa i owoce, a do knajpy chodzimy na kawę czy zupę.

A kawa czy napoje w restauracjach są tanie.

Warzywa i owoce – czasami udało się kupić jakieś perełki, generalnie jednak we większości przemysłowe odmiany. Nas syciły przydrożne figi, śliwy swoim dzikim aromatem.

Warzywa i owoce są droższe niż w polskim hipermarkecie, czy rejonach rolniczych centralnej Polski, można powiedzieć, że są w takiej cenie jak u nas (Bielsko-Biała).

Często zauważyliśmy, że wielu podróżników uważa za tani kraj taki, gdzie jest tani alkohol, czyli procenty. Tutaj wino marki wino z targu jest tanie nawet za 3 zł można kupić litr.

Reszta w podobnych cenach jak w Polsce, poza winem butelkowanym, które o podobnej jakości jest 30-50% droższe niż w Europie.

 

Nie zakochaliśmy się w Gruzji, ale chyba każdy ma swoje miejsca. A może nie zakochaliśmy się teraz, w innej odsłonie kiedy indziej może pokaże nam się inaczej. Tak jak każda droga, każdy czas ma swoją energię. W pewnym momencie poszliśmy za umysłem, bo chcieliśmy w Wysoki Kaukaz. Gdyby nie to może już szybciej wjechalibyśmy do Armenii. Podróżując z Anią i Arturem po terenach zamieszkałych przez Ormian poczuliśmy lżejszą energię i gdyby nie ciśnienie wysokich gór, bo może spaść śnieg już wtedy bylibyśmy w Armenii. Jak Armenia nam się pokaże czego nauczy, nie wiemy.

Dziękujemy Gruzji za niesamowitą gościnę , mało krajów które potrafią tak gościć. Fakt tutaj też już się to zmienia. Wchodzi „Europa” i jej biznesowy priorytet. Widać to bardzo.

Choć z drugiej strony nie możemy innym zabraniać zmian i namawiać ich do życia w skansenie, bo my go chcemy oglądać. Fajnie byłoby jakby nie przyjęli tak ślepo jak Polacy Uni Europejskiej, tylko zrobili to świadomie zostawiając to co u nich najlepsze i biorąc to co najlepsze z Europy. Czy to możliwe ?

A może to ich ufność, życzliwość, spontaniczność powoduje, że wierzą tej „Europie” ślepo. A potem „sparzą” się i zaczną zamykać na drugiego człowieka. Może tak było w całej Europie i na całym świecie????

Tylko czy tędy droga???

W krainie naszych rodziców

W krainie naszych rodziców. 23 września 2014

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Resort Aspindza znajduje się ok. 2 km od miasteczka. Fakt resort to wielka nazwa bo w jego skład wchodzi 3 budynki i kilka domków, maleńka kawiarenka. Kuracjusze sami sobie gotują jedzenie, nie ma specjalnych atrakcji, zresztą jeżeli przyjeżdża tu emeryt który dorobił sobie na pobyt tutaj (emerytura jest dla wszystkich taka sama w Gruzji i wynosi 300 zł, bez względu na staż i wcześniejsze zarobki), więc za co ma iść do knajpy na obiad za 10 zł. Oczywiście jest grupa którą stać na więcej, w miarę rosnącego standardu zaczynają się ceny z „księżyca” i wszyscy są zaskoczeni gdy mówimy, że w Polsce w takim standardzie jest taniej. Choć czasami mam wrażenie, że oni są dumni z tego, że u ich drogo (tak jakby cenili to co drogie i słabo osiągalne).

Nam brakło atrakcji, pojechaliśmy do miasteczka i trafiliśmy do kawiarni w domu towarowym. Panie gdy usłyszały, że nie chcemy chaczapuri, czyli mąki z serem stwierdziły, że ugotują nam postną zupkę. Głupio nam było zamówić jedną, więc zamówiliśmy dwie. Czekaliśmy na nie spokojnie i dawaliśmy wpisy na bloga. Panie też przygotowywały jedzenie dla innych klientów. Gdy klienci się skończyli, a my zjedliśmy zupkę, nastał czas gdy Panie siadły do stołu, przyniosły sałatkę i jakieś kawałki upieczonego ciasta, do tego likierek. Pojadły, popiły, włączyły głośno muzykę…………. i zaczęły tańczyć. Powrót do czasów naszego dzieciństwa, coś do czego tęsknią nasi rodzice. Taki luz w pracy, a czy praca gorzej zrobiona niż dziś? Naszym zdaniem zdecydowanie lepiej. Kto dziś w restauracji na zamówienie ugotuje zupę? – chyba, że w bardzo luksusowej – a tutaj wszyscy zadowoleni i panie też, mające radość z przebywania w pracy. Ile pozytywnej energii, taki pracownik wnosi w takie miejsce, w przeciwieństwie do miejsca gdzie musi przyjść i za karę tzn. „wynagrodzenie” wykonywać pracę. Jak inna jest energia tego pożywienia. Dlaczego luz odznacza źle wykonaną pracę? Wiadome są ludzie , którzy bez bata nie pracują, ale większość odpowiedzialnych ludzi, lepiej zrobi swoją pracę, gdy zostawi się im przestrzeń.

Oczywiście do zabawy ku uciesze Pań jesteśmy wciągnięci. My się dobrze bawimy i Panie też. Świat przeszłości, luzu, radości przy świetnie wykonanej pracy i zadowolonych klientach.

Ile radości w pójściu i przebywaniu w pracy???

Dziękujemy Panią co cudowną zabawę i cudowny czas.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Abastumani – grzybowa uczta

ABASTUMANI grzybowa uczta 19-21 WRZEŚNIA 2014

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Kurorty , kurortów Gruzja ma ich bardzo mało. Jedne narciarskie się tworzą, a inne mniej komercyjne upadają.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Tak właśnie wygląda Abastumani, piękne porzucone wille z czasów carskich , do tego baza turystyczna z czasów sawieckich również opustoszała. Daje to wrażenie jednego wielkiego pogorzeliska. Całości piękna architektury uzdrowiska dopełniają chyba 10- piętrowe zamieszkałe bloki w kolorze szaro burym. Wygląd na pewno odstrasza, do tego energia turystycznego wyrywania. Jednak gdy przebije się przez te energię – dostaje się nie lada nagrodę.

Cudowne rześkie powietrze – szczególnie teraz gdy od ok. tygodnia zelżały upały, a ich miejsce zastąpiły deszcze (chłodne i ostre – rodem z tatr). Przyroda się cieszy. Nam przydałaby się fajna kwaterka do posiedzenia, jednak tutaj w Gruzji baza turystyczna jest „śmiesznie” droga. Można znaleźć kwatery za ok. 30 lari (60 zł.) – to ponoć najtańsze. Za super przeciętny 2-osobowy pokój z łazienką żądają 150-200 zł,

Zresztą w Abastumani tych czynnych hoteli jest chyba ze 3 i tyle , parę sklepików i basen a właściwie 2 baseny z ciepłą termalną siarkawo-radonową wodą.

Kurort położony wśród sosnowo-liściastych lasów na wysokości ok 1300 m. w wielkim obszarowo parku narodowym Borjomi, i im zawdzięcza wspaniałe powietrze przesycone wilgocią i żywicą drzew, w których miejscowi wiosną zbierają pyłek i szyszki, aby potem sprzedawać to turystom. Wiedzieli carowie gdzie najlepiej odpoczywać (usytuowanie w wilgoci i cieniu drzew cenią sobie również współcześni Gruzini).

Zabudowania tej miejscowości są rozlokowane nie tylko na dnie doliny, ale również po jej bokach luźno wśród drzew. Jeżeli kiedyś wróciłoby tu życie to ze względu na charakterystykę tej miejscowości i jej mikroklimat chętnie powracalibyśmy tutaj. 

Hotele nas nie zapraszają, ale basen bardzo, może nie sam basen co jego woda. Mięciutka delikatna.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Ma ok 38 stopni . Mam wrażenie, że mogę się w niej rozpuścić, stopić z nią,.

Otoczenie basenu brudne, zresztą nie ma się czemu dziwić, bo wszyscy chodzą tutaj w butach, a niektórzy nawet myją je ciepłą wodą obok basenu. Nikogo nie dziwią palacze na basenie. Taki inny świat kurortu.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Choć z drugiej strony Gruzja kojarzy mi się z brudem zarówno fizycznym, pełno wszędzie śmieci (w miastach już troszkę się nauczyli je sprzątać), jak i energetycznym – zarówno dzisiejszymi myślokształtami przywiązania do przyszłości, beznadziei, podświadomej agresji jak i tymi z przeszłości – programami wojen, najazdów, walki o dominację.

Bardzo duże zagęszczanie energii, jednak gdy wejdzie się do wody ma się wrażenie, że jest się w raju energetycznym, bo co do fizycznego lepiej zamknąć oczy (po raz pierwszy od kilku lat rygorystycznie zakładam klapki na basenie).

 

Na noclegi zaprasza nas miejsce nad rzeczką. Deszcz pada obmywając landrynkę i nas z wielu programów, które wychodzą nam tutaj w Gruzji.

Jest tego tak sporo, że od jakiegoś czasu marzy mi się zatrzymanie na jakiś tydzień, jednak nic nie zaprasza, a pogoda przy niskiej jakości i drogiej bazie turystycznej dopełnia dalszej części naszego gnania przez Gruzję.

5 km od miejscowości na wysokości ok 1500 metrów znajduje się obserwatorium astronomiczne z lat 30 XX wieku. Znajduje się tam 16 teleskopów. Niestety pogoda nam nie sprzyja w temacie wieczornego oglądania nieba.

Spacer po terenie obserwatorium, włożył w nas nowego ducha. Po terenie ośrodka oprowadzał nas biało-czarny kot .

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Odpoczywaliśmy, nasycaliśmy się zapachem sosny, a nawet las, dał nam 2 maślaczki. Grzyby się dopiero zaczynają, gdyż wcześniej była wielka susza.

Niestety na górze nie było miejsca noclegowego, hotel zamknęli 3 lata temu i obiecują, ze w przyszłym roku otworzą. Z góry do miasta i z powrotem można podróżować kolejką linową .

Gdy już wychodziliśmy z terenu obserwatorium, przy portierni zobaczyliśmy dziwnego grzyba

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Co to jest? – zapytałam.

Grzyb , bardzo dobry jadalny odpowiedział jeden z mężczyzn z portierni .

Chcesz podaruję Ci go – powiedział widząc moje wielkie oczy.

-ale ja nie umiem go przyrządzić – odpowiedziałam

-to łatwe- gotujesz krótko grzyba, odlewasz wodę, a potem smażysz na oleju i cebuli i tyle – padła wskazówka

No proste .

-To może ugotujemy go razem i razem zjemy – zaproponowałam.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Pomysł się spodobał, tym bardziej, że mieliśmy wino – co prawda nie domowe – tylko sklepowe, ale alkohol.

Po przyrządzeniu grzyb okazał się niesamowitym delikatesem, po rosyjsku nazywany jest kapustą. I w smaku moim zdaniem to takie grzyby z kapustą w najlepszym wydaniu.

U nas ponoć pod ochroną.

Czas gotowania to czas biesiady, toastów. Taki miły czas w towarzystwie sympatycznych ludzi.

Dziękujemy za odpoczynek, cudowne wody i cudowny grzybowy delikates. Tak zapamiętamy Abastumani i może kiedyś wrócimy obejrzeć gwiazdy………..

 

Tbilisi i święty Gabriel

Tbilisi z wizytą u świętego Gabriela 19-20 wrzesień 2014.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Do Tbilisi ściągnęła nas przetwornica napięcia (12 na 220 V) w której zaczął siadać wentylator. Stwierdziliśmy, że skoro przejeżdżamy obok poszukamy sklepów, gdzie coś takiego może być. Sklepy nam się nie ujawniły, ale dzięki szukaniu przejechaliśmy Tbilisi parę razy.

Wstąpiliśmy na potężny targ przy samym wjeździe do miasta od wschodu, gdzie przytrafiła nam się ciekawa przygoda.

Bowiem odpoczywając wśród budek targowych od energii Kakhetii, powiesiłam na ramieniu aparat, w sumie nic nie sfotografowałam, ale miałam. W pewnym momencie po około dwóch godzinach chodzenia zorientowałam się, że nie mam aparatu.

Gdzie może być ? zaczęliśmy się zastanawiać.

To nie możliwe aby go znaleźć , jednak krok po kroku zaczęliśmy odtwarzać, nie wiem jakim cudem trasę w tej plątaninie straganów. Gdzie coś kupowaliśmy, przymierzaliśmy, oglądaliśmy. Wszyscy żałowali nas, jednak nigdzie go nie było.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Idąc krok za krokiem, już straciliśmy nadzieję, pożegnaliśmy aparat i zdjęcia, szczególnie ze zjazdu z Omalo. Nagle w ostatnim straganie gdzie przymierzałam spodnie, znaleźliśmy grzecznie leżący czarny aparacik na czarnych ubraniach. Tu około pół godziny leżał na swoim miejscu . Jaka radość, ale z drugiej strony zdaliśmy sobie sprawę z naszej reakcji jaką było odwiązanie się i odpuszczenie przywiązania do tej cząstki materii, może dlatego siły wyższe pomogły nam go znaleźć .

Wiatraczku nie kupiliśmy,a na nocleg zaprosiło nas miejsce przy Soborze Świętej Trójcy największej budowli sakralnej Gruzji. Budynek nowy jednak zrobiony z rozmachem i miejsce energetycznie spokojne po walecznej Katheti.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Z Tbilisi udaliśmy się znów w kierunku Mcchety do Klasztoru Samtawro, gdzie znajduje się grób świętego Gabriela. Świętego tych czasów Gruzji, do jego grobu przybywają wierni z prośbą o zdrowie itp. . Wierzą, ze z jego grobu promieniuje niesamowita energia.

A czym zauroczył nas Gabriel?

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Zdarzało się, że chodził z tabliczką na piersi: „Kto nie ma miłości, jest jak naczynie bez dna” i na dowód nosił ze sobą dziurawy kubek. Przez tę dziurkę patrzył na ludzi

Bez jedzenia, bez snu mógł wytrzymać całe dnie. Bez Cerkwi ojciec Gabriel żyć nie mógł, a z uwagi na podpalenie portretu Lenina w czasie pochodu piewszo majowego, nie mógł uczestniczyć w Euchrystii. – bez jedzenia snu można żyć, ale bez ducha (to nasz komentarz patrzący szerzej na temat)

Osobliwy był też i w zachowaniu. Dawał ludziom powody, by myśleli o nim źle. Czasem przeklinał, czasem bywał jak pijany. Mawiał, że gdy wszyscy się z niego śmieją to wie, że niczego nie jest godzien.

Kiedy kogoś na Paschę widział ze smutną miną, nauczał, że w radości paschalnej trzeba zapomnieć i o swoich grzechach.

Najważniejszą nauką o. Gabriela było jednak przykazanie miłości. To, że w czasach ostatecznych ludzi zbawi tylko miłość.

W czasach ostatecznych zwolennicy antychrysta będą chodzić do cerkwi, będą się chrzcić i głosić Ewangelię. Ale nie wierzcie tym, którzy nie będą czynić dobrych uczynków [uczynkiem złym – samym w sobie, będzie przyjęcie liczby bestii] . Tylko po owocach można poznać prawdziwego chrześcijanina.
Prawdziwa Wiara przebywa w sercu, a nie w rozumie. Za antychrystem pójdzie ten, kto będzie miał Wiarę rozumu, a kto będzie miał Wiarę serca, ten rozpozna antychrysta.
Obecnie zaczynają się doniosłe wydarzenia. Takiego zagrożenia nie było na ziemi od czasu stworzenia świata.

W czasach ostatecznych ludzi uratuje miłość, pokora i dobroć. Dobro otworzy bramy Raju, pokora wprowadzi do Raju, a miłość ukaże Boga.

(Cytaty z http://www.przegladprawoslawny.pl/articles.php?id_n=3360&id=2)

Czy nie warto było jechać specjalnie w odwiedziny, do takiej postaci?

Słyszałam również, że potrafił kupić butelkę wódki w sklepie i pić, gdy ktoś próbował okazywało się, że pił wodę.

Obrazek Gabriela podróżuje z nami, chcemy uczyć się od niego powyższego przesłania, ale również tej zabawności w życia. Tego :”kpienia” z pozornie poważnych rzeczy.

Dziękujemy , że pojawił się w naszym życiu.