kalmucja
now browsing by tag
Kałmucka włóczęga
Kałmucka włóczęga 12.09.2017
Kolejne godziny tego dnia upływały nam na tym co lubimy tak naprawdę – najbardziej. Po prostu jechaliśmy sobie powolutku pomiędzy słonymi jeziorami – zatrzymując się co chwilkę. Przyciągały plenery do robienia fotek, rośliny, ptaki, zwierzęta , trawy…
Mimo że jest to teren pastwisk to jesienna wysokość po kolana roślin świadczy o tym, że stada nie ingerują w przyrodę tak mocno jak w Mongolii.
Czuliśmy że jesteśmy na Swojej Drodze… nawet wzrastająca dynamicznie temperatura … wcale nam nie przeszkadzała…ani pył na tych drobnych pasterskich dróżkach.
A wokół przestrzeń pagórków – nie odsłaniała się naraz cała okolica, tylko dawkowała swe oblicze.
Urzekająca była przestrzeń białego jeziora, a za nim widok na pasterza jadącego na koniu. Na początku nawet myśleliśmy że specjalnie wskoczył na niego by nam zapozować do zdjęcia. Tak czy siak – dziękuję za ten widok – jakże nadający charakter temu miejscu.
Nas zaprosił półwysep przez który biegła droga – taka tylko na dwa koła – powoli zaczęła ginąć w metrowych zaroślach….Pozwoliło to jednak podjechać na brzeg i wykonać sesję fotografii mydełek koleżanki Brygidy na tej słonej tafli.
Wieczorem dojechaliśmy do wielkiego lekko słonego jeziora. Jego połowa to park narodowy. Tam też szukaliśmy noclegu , jadąc wzdłuż jego brzegu. Znaleźliśmy nawet dziewicze miejsce z trawami po pas, zlokalizowane na nadbrzeżnym wzniesieniu – klifie z widokiem na zachód słońca.
Miejsce rajskie – dla mnie – Bartka. Dla Brygidy – jednak nie….z powodu bagiennego zapaszku idącego z przepaści…
I zamiast zrobić ustawienie – dlaczego nie może ten nasz dobry czas trwać dłużej – zagłębiliśmy się w dywagacje na temat wyższości świąt bożego narodzenia nad……….. Te dywagacje przeistoczyły się oczywiście w awanturę – kiedy alternatywą na nocleg zaproponowaną przez Brygidę stało się towarzystwo obsranego milionem kup wodopoju dla bydła…..
I zamiast otworzyć się na trzecie rozwiązanie – znowu trzeba było nabijać na nawigację urząd stanu cywilnego w Bielsku-Białej……..Znaleźliśmy na szczęście po drodze brzeg jeziora który zaprosił nas na nocleg.
Kałmuckie błoteczko
Kałmuckie błoteczko 12.09.2017
Z Elisty skierowaliśmy się praktycznie z powrotem bo na południowy zachód w stronę jeziora Manycz. Duszki podpowiedziały nam o możliwości kąpania się w błotno-solankowych jeziorach. Szukając odpowiedniego jeziora natknęliśmy się na sympatyczną rodzinkę z pobliskiej wioski. Poza dokładnymi instrukcjami – dostaliśmy wodę na dach landrynki, aby zmyć z siebie sól po kąpieli. Gościnność gospodarzy dała możliwość posłuchania opowieści o życiu przy herbatce.
Przyjechali tu z Dagestanu, dobrowolnie – ponieważ kołchozy dobrze płaciły w czasach komuny – po ich upadku trudnią się drobnym handlem owocami z ich ojczyzny.
Wychodzi mi przy okazji program rodowy, może z innej kultury , ale spoglądam na niego z uwagą. Mianowicie najmłodszy syn dziedziczy dom po rodzicach, ale w zamian opiekuje się nimi na starość. Nie ma możliwości pójścia swoją drogą, nawet jeżeli ją ma!
Idę swoja drogą przez życie, jestem wolny od kulturowo-rodowych zwyczajów.
A na nocleg zaprosił nas brzeg solnego jeziora.
Ranna pogoda nie nastrajała do kąpieli. Wiatr , zimna woda i to cudowne błoto na dnie – wyglądało jak rozmoczona krowia kupa…z zapachem gnijących glonów.
– Przecież zdrowy jestem…nie muszę się kąpać, leczyć – powiedziałem do Brygidy.
O dziwo ona też nie chciała. Patrzyliśmy zatem w dal, nasza kawiarnia pokładowa dostarczyła dziś kawę z torebki ekspresowej. Z wnętrza auta przez przednie okno pogoda była całkiem fajna – słoneczko, bezwietrznie, ciepło, bezzapachowo….
I przez to samo okno zobaczyliśmy…..jadącego mercedesa….dojechał do naszej zatoczki….wyskoczył z dywanów dziarsko szofer…..wlazł do jeziora z dużą butlą…..i pakował do niej graź. Widzieliśmy wyraźną dezaprobatę w oczach pasażerki siedzącej na dywanach….jeżeli by nie powiedzieć odrazę….tylko szofer spokojnie pakował dalej błoto mimo że zapadał się coraz głębiej….po kolana w czarną maź…..potem wygramolił się….umył….zapakował butlę na dywany bagażnika i odjechał…..
Takie jakieś niesamowite było to połączenie dywanów mercedesa z błotem….
- Widziałaś…wyglądał na zupełnie zdrowego – powiedziałem do Brygidy, która z niepokojem patrzyła jak zakładam kąpielówki i wchodzę w błoto….
Ośmielona, ona także podążyła za moim przykładem – a nawet znacznie więcej – wymazała się na czarno…
Dziękujemy kierowcy mercedesa za oswojenie nam tego miejsca błotno-solankowych kąpieli. Dzięki niemu doświadczyliśmy tej niecodziennej procedury mazania się grazią leczniczą.
Dziękujemy duszkom tego miejsca za pokazanie nam tego kawałka Matki Ziemi z jej specyficzną wibracją.
Elista życie to szczęście – radosny pobyt w mieście
Elista życie to szczęście – radosny pobyt w mieście 10.09.2017
Cieszyliśmy się jak dzieci ze spacerów po mieście.
Mongolia, Mongolia ……….
– Patrz skarpeteczki takie jak w Mongolii – cieszyłam się spacerując po targu.
Nawet napiłam się kałmuckiej herbaty (gotowana herbata z mlekiem, z dodatkiem soli i masła) – zapraszam na tę herbatkę na roślinnym mleku po przyjeździe.
Jedzenie tak podobne jak w Mongolii i porcje dużo większe niż w Rosji.
Chodzimy po mieście ciesząc się, jak mijają nas ludzie о mongolskich rysach twarzy.
Ludzie też cieszą się, że nam się podoba.
– A wiecie jakie mamy piękne stroje – mówią.
– Wiesz może pójdziemy do teatru zobaczyć tradycję – pada pomysł.
– Zaraz popatrzę gdzie teatr – zerkam do internetu.
Okazało się, że przejeżdżając spod datzanu do centrum miasta, stanęliśmy pod teatrem.
Niesamowite.
Jeszcze bardziej niesamowite jest to, że o godzinie 18 jest spektakl na rozpoczęcie sezonu pokazujący kulturę kałmucką, jego reżyserem jest człowiek, który dostał dużo nagród za swoją twórczość.
Przed spektaklem jedziemy jeszcze do miasteczka szachowego wybudowanego na olimpiadę szachową w latach 90-tych.
A skąd tradycja szachowa w kałmucji?
Prezydentem był szachista i bardzo propagował swój ulubiony sport w tym kraju.
W miasteczku spotykamy chłopaka, który opowiada nam o filozofii starych kałmuków.
Życie to szczęście
Wszyscy jesteśmy powiązani
Zobaczcie filmik z moim tłumaczeniem . Dla osób, które znają rosyjski mogą doczytać więcej o ich filozofii.
Nasz rozmówca prowadzi mini muzeum. Zwraca uwagę na zapożyczoną wojskową czapkę przez polskie wojsko przedwojenne.
Miasteczko szachowe jest miejscem gdzie przyjeżdżają młodożeńcy fotografować się , częstują nas szampanem.
Kałmucja – jej gościnność jest fizyczna, ale i na poziomie energetycznym. Czujemy się jak w raju, nawet w mieście.
Wracamy do centrum na nasz spektakl pokazujący historię narodu kałmuckiego od czasów szamanizmu do dzisiaj. Historię, która często nie była lekka.
Bardzo nam się spektakl podoba.
Naładowani mocą wychodzimy z teatru i jedziemy na nasze ulubione noclegowe miejsce pod datzanem.
Kochamy Elistę i i ona kocha nas.
– Pokaż Kałmucję innym – słyszę nieśmiały głos z przestrzeni.
Jasne, pokażę jak cieszę się ze spotkania z cudownym przyjacielem. A przecież to dopiero początek spotkania …..
Stepy Kałmucji – ile radości
Stepy Kałmucji – ile radości 09.09.2017
Nigdy nie przypuszczałabym, że step czy półpustynia sprawi mi tyle radości.
Jakże podobne do ukochanej Mongolii. Jaka radość ze spotkania z dawno nie widzianym przyjacielem,do tego w miejscu najmniej przewidywalnym.
Jedyna różnica brak jurteczek.
I mimo ponad 40 stopni w cieniu, uśmiech nie schodzi nam z ust.
– A co jest magicznego z tej prostej drodze po horyzont – zapyta wielu z Was.
Przestrzeń, przestrzeń i jeszcze raz przestrzeń…
Przestrzeń nieskończonych możliwości. Tutaj wszystko może się stworzyć, bo jedyną inspiracją jest siła stwórcza.
Przestrzeń, która niczego nie narzuca, dając całkowitą wolność bycia i tworzenia.
W tej przestrzeni wszystko jest widoczne, zauważalne i możliwe zarazem.
Tutaj nic nie odwraca naszych zmysłów od siebie, tutaj jesteśmy w naszej przestrzeni, przestrzeni nas samych.
I jak się w niej czujemy ???
Wyśmienicie, nawet mimo upału…
Tak w środku siebie mamy radość, przestrzeń, kreację…
A gdy kontaktujemy się z dużą ilością bodźców , zastępujemy jej część myślokształtami innych, schematu, rodu ……
One dają poczucie przynależności do tłumu, ale również ograbiają nas z siebie.
Uwalniam się od przekonania, że wśród ludzi nie mogę być w pełni sobą
Zachowuję siebie zawsze i wszędzie
Wtłoczony nam od niemowlęctwa program „co ludzie powiedzą”, obdziera nas z nas samych i zamiast śpiewać solo piosenkę swojej duszy z pełnym zaangażowaniem, radością, miłością. Śpiewamy w chórkach często nie podobające nam się piosenki.
Ci co mnie znają powiedzą, ale Ty się prawie nie przejmujesz tym co ludzie powiedzą.
A jednak gdzieś głęboko program co ludzie powiedzą – odcina mnie od działania i bycia w pełnej zgodzie z sobą.
Zresztą popatrzcie z ilu rzeczy rezygnujecie tylko dlatego co powiedzą inni???
Dziękuje Kałmucji, że jest i będziemy się nią dalej cieszyć, mamy nadzieję, że ona cieszy się ze spotkania z nami.
Kałmucja – z wizytą w Łaganiu
Kałmucja – z wizytą w Łaganiu 09.09.2017
Zapewne nikogo nie zdziwi informacja że mieszkańcy trzydziestotysięcznego miasta Łagań położonego sześć kilometrów od brzegu morza Kaspijskiego nie mają dostępu do linii brzegowej i plaż. Jest to związane z terenem chronionym związanym z wydobyciem ropy naftowej. Szeptali nam że gdzieś tam ścieżką z miejscowym….. można się przedrzeć! Lub kanałem na motorówce…niesamowite!
Tymczasem rozwiązujemy konkurs na najmniejszy , najniższy domek w mieście. Spora ich część jest nadal zamieszkała. Większość została jednak przebudowana w większe lub zamieniona na „komfortne” bloki.
Miało być morze a jest…. pustynia. Tak się kończą pragnienia doświadczenia czegoś – znanego, „szczególnego” -w tym przypadku morza. Nauczyliśmy się już jednak cieszyć z takich zmian sytuacji i jedziemy dalej co prawda po asfalcie – ale przez przestrzeń pustynnego stepu.
Ruszają wspomnienia…Mongolii, bezkresu jej stepu, przestrzeni po horyzont, stad kaszmirków. Jak komuś Mongolia za daleko – polecamy Kałmucję… Bez jurt co prawda, ale widzimy duże podobieństwo. Kałmukowie to lud który przywędrował z Czyngis- hanem, ma mongolskie rysy twarzy, czarne włosy. Za Stalina byli wysiedleni, jednak wrócili…