Monastyr Gughtak
now browsing by tag
Radość spotkania – jesienny czas z monastyrkiem
Monastyr Gughtak radość spotkania 25-26 październik 2014
I znów jadąc za energią, bez planu oczekiwań dojechaliśmy do Monasturu Guthak z XII wieku.
Jak już pisałam parę razy, większość tutejszych monastyrów, kościołów, cerkwi, są to muzea bez religijnego życia lub prawie bez. Kiedyś służyły duszy ludzkiej, a teraz co najwyżej umysłom oglądaczy, którzy jak szybko przyszli, tak szybko odchodzą. Są zamknięte, zablokowane na kontakt z ludźmi. Może trochę obrażone na los jaki ich spotkał.
I tak samo tutaj podjechaliśmy pod monastyrek, nim jeszcze wysiadłam z samochodu już krzywiłam noskiem.
Był spory dystans między mną, a miejscem. Monastyrek ma zachowane 2 kościółki. Od razu podążyłam do większego kościółka i jakie było moje zdziwienie gdy okazało się, że nie ma on sklepienia górnego wieżyczki. Ileż razy mówiłam, że jest to zamknięcie na wszechświat, na energię boską, a tutaj taka niespodzianka. Nie wiem co zniszczyło kopułę, jednak energia wewnątrz łączyła wszystkie znane mi światy.
Do tego ktoś pokarmił tutejsze duchy dużą ilością słodyczy, a świeczki kiedyś przyklejone do ścian poodpadały.
Zaczęłam je zapalać, prosząc duchy o spełnienie zawartych w nich życzeń. Robiłam to z taką radością, że okalająca mnie przestrzeń przypominając sobie o takich uczuciach (na początku była zimna i na dystans) stopiła się ze mną.
Poczułam taką siłę i radość z podróży przez życie i pomoc w spełnianiu marzeń innych osób.
Radość i siłę z działania. Wszystko tańczyło, a kościółek rozbłysł blaskiem zapalonych świec.
Przechodząc do drugiego kościółka (mniejszego, ale ze sklepieniem) zobaczyłam miejsce po ognisku, a koło niego prosty teren, idealny na nocleg.
Chcesz spać koło kościoła – zdziwił się Bartek
Miałaś jakieś problemy z komunikacją z taki miejscami – stwierdził
Tutaj miejsce mnie zaprasza – powiedziałam zdecydowanie
I ustawiliśmy landrynkę między kościółkami. W oddali pohukiwała sowa, a kontrolę nad miejscem sprawował owczarek kaukaski.
Puściłam w samochodzie utwory Hildegardy z Bingen – katolickiej świętej z X wieku. Z podobnego okresu niż kościółki.
Puśćmy Hildegardę w kościółku – powiedział Bartek
Świetny pomysł – powiedziałam
Wzięliśmy świeczki, telefon (ojj te udogodnienia techniki) i poszliśmy do małego kościółka.
Gdy puściłam muzykę miałam wrażenie, że cała przestrzeń najpierw się zdziwiła, a potem ożyła z radością.
Energie, które były w stagnacji, bezruchu, może złości i rozczarowaniu, nagle ożyły przypominając sobie najbardziej radosne czasy tego miejsca.
Zrobiło się lekko, radośnie, wszyscy cieszyli się ze wspólnego spotkania.
A my znów pomogliśmy spełnić marzenia innym, przypomnieliśmy czasy sprzed wieków, a z drugiej strony pokazaliśmy, ze wszystko jest możliwe i może wrócić.
Muzyka ucichła i nastała cisza, jednak nie była to już cisza wyczekiwania , beznadziei, bezruchu była to cisza kontemplacji radości, nadziei na nowe, lepsze.
Taka przestrzeń przed zmianami na lepsze.
My też wtopiliśmy się w magię miejsca. Ileż razy mówiłam, że tutaj nie ma magii w kościółkach, że jest tak drętwo. To miejsce pokazało nam, ze magię możemy tworzyć razem z miejscem, wspomagać je w tym, a nie tylko iść na gotowe.
A zresztą przy wspólnym tworzeniu ma się tyle radości.
A oto piekna muzyka katolickiej świetej
A oto film o życiu tej świetej.
Ranek powitał nas deszczem i mgłą dającą jeszcze większą magię miejscu.
Kościoły cieszyły się na wspólne spotkanie, szczególnie ten mniejszy można powiedzieć, że przy dźwiękach Hildegardy z Bingen wręcz skakał z radości.
Ileż radości można zrobić takim miejscom i sobie wprowadzając klimat z czasów gdy były żywymi perełkami.
Przyglądaliśmy się swoim programom zależności od innych na przykładzie jedzenia Bartka.
Ojjj od dziecka większość nie może jeść tego co chce, bo to nie zdrowe, nie wolno w tym czasie itp.
I nawet potem gdy dorastamy i teoretycznie jemy to co chcemy, dalej włączają się programy, że czegoś nie możemy jeść, nie można jeść to co się chce.
I zamiast obserwować swoje podejście do jedzenia i ze spokojem zmieniać znajdujące się w umyśle programy, wypieramy te pokarmy które chcemy jeść, a wyparcie to jeszcze większe zakopanie.
I tak np. Bartek objadał się czymś na co nie miał specjalnie ochoty, aby nie pozwolić sobie na jedzenie tego co chciał, gdyż od dziecka nie wolno mu było jeść tego – co chciał.
To tego dochodzi potężna zależność od osób przygotowujących jedzenie, idąc dalej od osób go produkujących.
Często mówimy o wolności, a z drugiej strony jesteśmy niewolnikami.
Wolność kosztuje i trzeba być na nią gotowym. Widać to szczególnie tutaj w Armenii, gdzie wszystko pięknie rozwijało się w czasach sowieckich, a potem wolność i koniec pomocy Rosji spowodował upadek kraju. Jest wolność, ale nie ma gospodarki.
Trzeba być tego bardzo świadomym puszczając kolejne pęta zależności.
Może dlatego Szkocja wybrała dalszą zależność.
Wolność jest piękna, jednak trzeba umieć z niej korzystać,a nie tylko o niej mówić.
Gdy wyjeżdżaliśmy z kościółków miałam wrażenie, że opuszczam dobrych przyjaciół. Życzyliśmy im wszystkiego co najlepsze i prosimy Was puszczajcie w takich miejscach religijną muzykę. Hildegarda bardzo im się spodobała, niech ożywią je dawano nie widzianym blaskiem.