odżywianie praną
now browsing by tag
Przez pustynię i step z Khovd do Ałtaju
Przez pustynię i step Mongolii – z Khovd do Ałtaju 20-21 lipiec 2015
Gdzie jedziemy ? – kolejny raz rodziło się pytanie .
Na to szybko przychodzi odpowiedź – gdy ma się dobre prowadzenie i jest mu posłusznym. Do tego nie ma większych pragnień, a u nas …..???
Pragnienie o wariancie drogi północnej – bo ta południowa to magistrala (i ominęlibyśmy piękną przełęcz z płaskowyżem!) bez gór i większych trudności terenowych. Pewna część asfaltem.
Coś krzyczy – chce na północną drogę, jednak pozostaje tylko krzyk – bo tam nie ma zaproszenia – a pytanie – gdzie jedziemy? – powtarzane jest jak mantra.
Bo umysł krzyczy – ja chcę drogą północną, a dusza południową – ciało nie wie gdzie kroczyć. Przewodnicy duchowy są pozbawieni głosu, a głos duchów miejsc – słabo słyszalny. Nie ma spójności…
Mam spójność ciała, umysłu, duszy na mojej drodze życia, słuchając przewodników duchowych, duchów miejsc
– Pojedźmy kawałek w stronę północy, a jak będzie ciężko zawrócimy – zaproponował Bartek.
Wszechświat jednak nie chciał nas w ogóle wpuścić na tę drogę.
– Poprośmy o podpowiedź wszechświata – może spotkamy jakiś aniołów z informacją dla nas – bądźmy uważni – stwierdziłam.
Przy sklepie spotkaliśmy spotkaną wczoraj przy rzece parkę motocyklistów:
– Jechaliśmy tamtą północną drogą 170 km i zawróciliśmy – brody, grząski piasek i duże kamienie, nawigacja gubiła szlak.
Brody czy piaski nie były większą przeszkodą dla nas, ale kamienie tak….. butki landrynki są szutrowe, bez ekstremów.
I tak pojechaliśmy drogą południową do Ałtaju, 420 km przez step, najpierw 170 km asfaltem, a potem już terenową drogą (dlaczego podpowiedzi wszechświata kierują nas w lipcu na pogranicze Gobi?).
Byliśmy blisko pustyni, żar lał się z nieba, zatrzymaliśmy się w jednej przydrożnej kafejce chłodząc się nieco. Potem drugiej, gdzie znaleźliśmy nie tylko kubek zimnej herbaty, ale również możliwość położenia się (2 kubki herbaty i jakieś drożdżowe kulki 1000 – 2 zł.)
Sama knajpka przypominająca standardem może karczmy sprzed 50 lat i dalej. W budyneczku bez klimatyzacji mimo 40 kilku stopni za zewnątrz panował przyjemny chłód, duży stół , telewizor zasilany z baterii słonecznej, i siedzisko tak szerokie, że można się na nim położyć i zasnąć.
Bardzo miła atmosfera zarówno gospodarzy jak i klientów.
Obok górski potoczek z wodą gdzie można się umyć.
Takie miejsce to dar od bogów, w sytuacji gdy już świat zaczyna się troszkę kolebać od upału.
Dziękujemy mu za wytchnienie, za ten chłód.
No właśnie najpierw mamy domy, które są chłodne latem i ciepłe zimą, potem korzystamy z „marketingowych dobrych technologii” i ……… zimą dajemy więcej na ogrzewanie, a latem kupujemy klimatyzator, a potem Ci bardziej odważni ……….. wracają z powrotem do starego. I tak koło się zamyka.
Jechaliśmy przez pusty o tej porze roku step, napełniając się jego przestrzenią. Gdzieniegdzie opuszczone domostwa nomadów, którzy teraz są w górach, a powrócą tutaj jesienią.
Nomad to nie osoba bez domu ( bezdomna), w klasycznym zakresie ma dwa domy letni i zimowy. Lato spędza zazwyczaj wysoko w górach w przenośnej jurcie (gdzie chłodniej i więcej trawy dla zwierząt), a zimę na łąkach bliżej pustyni, razem ze swoimi stadami ( jeszcze nie karmią ich paszami z hormonami i antybiotykami).
Stepie szeroki………., długi – gdzieś na horyzoncie czasami migoczą góry, tworząc jakby granice tego co teraz możliwe, takie nieostre. Step jeszcze zielony…..
Nieograniczona przestrzeń możliwości ziemi przechodzi przez ze mnie teraz
Noc oczywiście na stepie, wśród rozgwieżdżonego nieba, gdzie nieograniczona ilość gwiazd i mgławic chce się nam pokazać w jednej chwili .
Nieograniczona przestrzeń nieba przechodzi przez ze mnie teraz.
Niebo, ziemia tańczą w nas przeplatając się nawzajem.
Miejsca piękne do życia, ale jakże trudne, gdyż tutaj każda myśl błyskawicznie się realizuje. Może dlatego najpierw przysłowiowa Ewa zjadła jabłko, a potem ludzie zaczęli jeść coraz więcej, gdyż zauważyli, że wtedy złe myśli się tak szybko nie materializują (dobre też, jednak zapewne na początku chodziło o złe). Tak, tak … , tak – szybko się nie materializują, czasami odsuwane są na lata, czasem na przyszłe pokolenia, gdzie już nikt nie zauważa związku choroby ze złą myślą własną lub prapraprzodków.
Pozwalam sobie jasno, konkretnie, przejrzyście myśleć
Kolejny dzień był dla nas nie lata niespodzianką. Jadąc przez step, o tej porze suchy, przyglądając się budowie nowej drogi przez Chińczyków (nie zawsze najmądrzej),
witając się z kolejnymi duchami dolin, znaleźliśmy się w miejscu, gdzie step ustępował miejsca czarnej, kamienistej pustyni, a może półpustyni bo poprzecinanej teraz suchymi rzekami.
Nie chcieliśmy na pustynię – hihihi – mówisz i masz, bo to czego się boisz, nie chcesz – też się materializuje.
Powitaliśmy się z duszkiem stojącym na granicy zielonego stepu i czarnej pustyni.
Znaleźliśmy się na pustyni, żal lał się z nieba, na szczęście również wiał wiaterek – jeszcze nieco chłodnawy.
– Czy nie przypomina Ci to czarnej pustyni w Maroku – zagadnęłam Bartka.
– Tylko tam była to droga ekstremalna, a tutaj normalna droga przez kraj .
Uśmiechnęliśmy się do duchów miejsc, siebie, sobie nawzajem i zagłębiliśmy w kamienistą czerń pustyni, zdecydowanie gorącą. Pozwalając słońcu przechodzić przez nas, bez zatrzymywania go na zapas. Napełnialiśmy się światłem, a nadmiar stapiał się z przestrzenią.
Praktycznie od paru dni nie jemy, dużo pijemy i czujemy się dużo lepiej niż jak wcześniej jedliśmy w upały. Brak jedzenia powoduje, że mamy więcej przestrzeni do wypełnienia jej światłem, praną , światło obmywa nas, karmi, organizm nic nie musi trawić w żołądku – nic nie fermentuje, ma energię na to by zanurzyć się w świetle boskiej energii.
Uwalniam się od przymusu jedzenia, pozwalam się sobie napełnić boską energią
Bez jedzenia bez problemu znoszę upał dochodzący do 45 st. C. , wilgotność minimalna, gdyby ktoś mi powiedział, że w lipcu wytrzymam na pustyni – wyśmiałabym go, a teraz znoszę to bez jakiś większych problemów. Jeszcze parę lat temu od upału bolała mnie zaraz głowa, jadłam wtedy paracetamol. Teraz zero okularów, kapelusza, jedzenia, paracetamolu, kremów z filtrami i jest super.
Dziękuję wszechświatowi, że pozwolił mi przepuszczać przez siebie gorąc, pozwalając napełniać się światłem.
Droga szutrowa, kamienista, prosta zazwyczaj wielopasmowa -wszystkie drogi prowadzą do celu – jedyny problem to wybrać właściwą drogę, a właściwą to znaczy najlepszą nawierzchniowo, bez tarki. Bo jazda po tarce to ciężka wibracja non stop.
A na pustyni niebo dotyka ziemi, między nimi tworzy się jasna przestrzeń, tak część wspólna świata ludzi i bogów. Miejsce gdzie światy się spotykają – tworzą jasną przestrzeń.
Do pustyni pięknie pasują wielbłądy, które majestatycznie ją przemierzają , pokazując nam, że wiele można osiągnąć małym kosztem energii.
Nie mogę się napatrzyć na te piękne zwierzęta. Nasycam się ich wdziękiem i wytrwałością.
Jestem kobietą pełną wdzięku, która z wytrwałością kroczy przez życie swoją drogą.
I nagle pojawiły się wzgórza wjechaliśmy między nie i temperatura spadła do ok. 30 stopni, wiaterek zrobił się teraz bardziej chłodny, choć trzeba przyznać, że wiał cały dzień i bardzo pomagał. Teraz wjechaliśmy między góry, podjechaliśmy na przełęcz przywitać się z duchami miejsc. Miejsce od razu zaprosiło nas na dłużej, na ugruntowanie przepuszczonych na pustyni energii.
Jeszcze na początek pojechaliśmy do miasteczka Ałtaj.
Dziękujemy za te cudowne przestrzenie, za pokazanie nowych możliwości naszych ciał, za odpuszczanie lęku przed upałem, za bezpieczne przeprowadzenie nas tym szlakiem.
Nawyk jedzenia – nasze świąteczne obżarstwo
Nawyk jedzenia Tskaltubo 7-16 grudnia 2014
Tskaltubo resort spa http://tskaltuboresort.ge/index.php?page=1261&lang=eng
dał nam na początku pakiet z 3 razy dziennym jedzeniem w formie szwedzkiego stołu. Bez jedzenia Pani chciała nam obniżyć cenę o ok 30 zł więc stwierdziliśmy, najwyżej nie będziemy jedli. A pójdziemy tylko na kawę.
Można powiedzieć, że rzeczywistość nas trochę zaskoczyła.
Stołówka to sala w 100% okrągła bez żadnych załamań, jedzenie nawet jak było mało ludzi (najmniej było nas 7 osób 5 Kazachów i my) składało się na obiad i kolację z około dziesięciu rodzajów surówek, do tego zazwyczaj frytki, ryż, jakieś warzywa na ciepło, czasem ciasto, owoce, chaczapuri (ciasto z serem) lobiano (ciasto z fasolą) , macon (rodzaj kwaśnego mleka), śmietana, kemali (kwaśny sos ze śliwek) , sery, na śniadanie owsianka
Na pierwszą kolację byliśmy pod takim wrażeniem tego co zobaczyliśmy, szczególnie ilości surówek, z czego 80% bez mięsa i sera .
Powiem szczerze – objedliśmy się.
Często wiele osób unika danych rzeczy, mówiąc, że jest od nich wolny, jednak prawdziwa wolność jest wtedy gdy mamy je koło siebie i nie musimy z nich korzystać.
Nam to pokazało ile jest w nas chciwości, pragnień.
W każdym razie tak na początku myśleliśmy.
Jednak z każdym posiłkiem gdzieś nie mogliśmy przestać jeść.
Pojawiały się smaki polskie jak sałatka jarzynowa ze śmietaną czy jogurtem, jajka nadziewane pastą z żółtek (jak ja kiedyś taką pastę jajeczną lubiłam) – trzeba spróbować.
I co, nawet to smakuje. Jajek w czystej postaci to nie jadłam chyba ponad rok, a tutaj takie skuszenie. Białko mi nie smakowało, ale żółtkowa pasta. Rewelacja.
Tak rzadko mam ochotę na nabiał, a tutaj……
Po 3 dniach podjęliśmy decyzję, że rezygnujemy z jedzenia, objadamy się, programów dojrzeć nie umiemy aby odpuścić, więc lepiej jak zostaniemy tu bez jedzenia. Hotel zaproponował nam pobyt bez jedzenia za 100 lari (185 zł/2 osoby)
Ok.
Zaczęliśmy równoważyć umysły, prosząc je aby nie krzywdziły ciała, uznając jedzenie jako swoją rozrywkę. Zostały jeszcze 4 posiłki i ……………
Przyjechała kursokonferencja z 10-ciu sałatek zrobiło się 16-18 ( robione pod nas, praktycznie bez tłuszczu, nabiału, wyśmienite) , z jednych warzyw na ciepło dwa, z serwowanego raz na czas ciasta – teraz 4 rodzaje na jeden posiłek. Istne szaleństwo.
Pojawiły się nawet sosy orzechowe – typowe dla gruzińskiej kuchni. Jak sałatka marchewkowa w sosie orzechowym czy kalafior na ciepło w orzechach.
Wariactwo od którego nie byliśmy wolni.
Wariactwo które zaniżało naszą wibrację, ale gdzieś nie pozwoliło przestać jeść.
Oczywiście można było wojskowo rozkazać – nie idę, nie jem, ale to nie nasza droga na ten moment.
Wybieramy drogę, że coś odpada od nas samo i nie musimy tęsknić za tym, że czegoś nie możemy jeść, tylko po prostu nie jest to już na naszej drodze.
Znamy to z mięsa, teraz praktycznie w 99% odszedł nabiał.
Więc obserwowaliśmy siebie i to co dzieje się wokół jedzenia i praktycznie w ostatni posiłek doszliśmy do setna sprawy – to:
nawyk jedzenia.
A energia jedzenia krążąca po okrągłej stołówce nakręcała ten program. Okrągłe wnętrza mają to do siebie że nie blokują energii, tylko energia swobodnie krąży, a my nie będąc wolni od nawyku jedzenia, popadliśmy w jego niewolę.
Dziękujemy tej cudownej stołówce za pokazanie tego programu.
Świadomie ciężko byłoby mi go zauważyć, gdyż nigdy nie miałam przymusu jedzenia.
A tutaj nawyk, jak nawyk, coś nad czym rzadko się zastanawiamy.
Nawyki są najtrudniejsze do zauważania bo po prostu są. A nawyk jedzenia, jest kultywowany przez wieki. Już nie chodzi o mikro, makroelementy, o to że umrę jak nie będę jeść. Chodzi o zwykły mechaniczny nawyk jedzenia.
Nawyk, któremu większość ludzi poddaje się 3 razy dziennie, ciesząc się z tego że jest duży wybór i można się tak objeść, żeby być takim bardzo ciężkim,
Obżartym
bez zastanawiania się o przyczyny zdrowotne tego zjawiska.
Zauważyliśmy mechanizm, teraz przyjdzie czas na obserwację go w życiu. Ile jest nawyku jedzenia, a ile faktycznej potrzeby.
Nawyk jedzenia na stołówce wyhamowywaliśmy cały jeden dzień, myśląc o jedzeniu i go szukając.
Najbardziej fantastyczne było to, że objadając się na stołówce, potem zjadaliśmy wielkie ilości mandarynek w pokoju (sezon mandarynkowy w pełni).
Szukając po nich orzeźwienia, lekkości. Co oczywiście następowało tylko smakowo, bo żołądek, jelita napełniały się coraz to większą ilością pożywienia.
Potem jednak im bardziej wyhamowywaliśmy jedzenie, tym jedliśmy mniej w ogóle – również mandarynek. Po prostu nie potrzebowaliśmy tyle orzeźwienia.
Często zauważamy, że zjedzenie jednego pokarmu nakręca zjedzenie innego.
Zachęcam do obserwacji własnych
Moje są takie
Po tłuszczu, że mi się napić czegoś ciepłego
Po soli chce mi się pić (gdy nie używam soli nie muszę pić, choć zawsze mi się wydawało, że jestem uzależniona od picia)
Po gotowanym warzywie odświeżyć się świeżym, surowym
Po słodki pokarmie chce się kiszonki
I tak wkoło bez końca………………………………………..
Uwalniam się od nawyku jedzenia pożywienia materialnego
Pozwalam sobie na odrzucenie tego nawyku.
Pozwalam sobie nie działać pod wpływem nawyków.
Pozwalam aby każdy mój krok w życiu był całkowicie świadomą decyzją, szczególnie w sprawach wyboru jedzenia.
Dziękujemy tej przestrzeni za tę lekcje, gdy pisałam te słowa, przedostatniego dnia naszego pobytu właśnie wysypała się z busików kolejna kursokonferencja.
Może wykupimy jedzenie, prawie mamy 3 posiłki do czasu gdy chcemy odjechać, będzie najwyższych lotów – zażartował Bartek
Nie, nie, nie – odpowiedziałam stanowczo
Myślę, że jeszcze nie czas testować uwolnienie się od nawyku jedzenia, szczególnie w tym okrągłym wnętrzu, trzeba go teraz ugruntować, a za jakiś czas czemu nie przyjrzeć mu się znowu.
Od 25 grudnia do 6 stycznia jest wysoki sezon noworoczny, ale potem ceny znów robią się niskie, więc któż to wie. Może znów zawitamy do wód radonowych i wtedy……
Wszechświat nas prowadzi, a my idziemy wskazanymi przez niego drogami
Aragats 3880 m.n.p.m Mgliste niebo
Aragats 3880 m.np.m we mgle 1.10 2014
Gdy wjechaliśmy do Armenii, Aragats machał do nas ręką. Teraz byliśmy pod nim, u jego stóp. Nie mieliśmy wielkiej chęci zdobywania szczytu. Tym bardziej, ze pogoda się zmieniała raz było słonecznie parę godzi, a potem znowu była burza z wiatrem pod 100 km na godzinę.
Gdy nie ma się ciśnienia iścia na szczyt – po co się ruszać w taką pogodę. Tym bardziej, że w instytucie czuliśmy się jak w domu. Chronił nas od zony turystycznej (będącej obok w hotelu, do którego restauracji przyjeżdżały wycieczki) , a my byliśmy odizolowani. Taki znak, że nawet w miejscu totalnie komercyjnym i turystycznym można znaleźć super miejsce.
W środę rano, gdy otworzyliśmy oczy, zobaczyliśmy piękne słońce i znowu pięknie ośnieżone szczyty.
Idziemy w kierunku Ararats, padła decyzja. Czy dojedziemy to się okaże. Jednak oboje czuliśmy, że warto iść. Świeciło piękne słońce, jednak wiał wiatr temperatura przy jeziorku była ok 0. Chmury przelatywały to nad nami to przez nas. Czasem widzieliśmy 100 km dookoła, a czasem parę kroków. Tak jak w życiu,. Czasami wydaje nam się, że nie ma wyjścia, a potem odsłania się cała przestrzeń. Czy może to lekcja zaufania we mgle, że nie widząc celu, krok za krokiem zmierza się do niego.
Mimo, że w ostatnich miesiącach mało chodziliśmy po górach , czy uprawialiśmy jakieś sporty, droga szła nam spokojnie. Powoli we własnym tempie pieliśmy się w górę. Droga na początku jest praktycznie płaska , jednak tutaj najłatwiej zwieść się tym, aby iść w kierunku szczytu i wparzyć w głazowiska – zamiast komfortową drogą. Znaliśmy to ze spacerów, z zaprzyjaźnienia się z przestrzenią, dlatego wiedzieliśmy, że najpierw musimy oddalić się od szczytu by potem do niego skierować.
Na pewno sporym utrudnieniem był śnieg, który powodował, że szło się ciężej. Jednak widoki, gdy odsłaniały się chmury, oraz rześkość powietrza nagradzały niewygody iścia. Tym bardziej, że śnieg był zmrożony. Bowiem im dalej szliśmy, tym temperatura spadała i wiatr był bardziej przenikliwy.
Droga stawała się bardziej wyraźna i zaczęła wić się wygodnymi, wyraźnie jeszcze przy tej ilości śniegu, zaznaczonymi serpentynami. W miejscach gdzie było zawiane, śnieg sięgał czasem kolan. Szliśmy powoli, wysokość robiła swoje, zastanawiam się czemu mi tak ciężko, skoro droga nie jest taka ostra.
Czasami szliśmy w chmurach, czasami w pięknym słońcu. Przez 90% drogi szliśmy sami, nie widząc nikogo. Bylismy sami, my i przyrodą ciesząc się sobą i ucząc nawzajem Dopiero kawałek przed szczytem zobaczyliśmy idących granią (inną drogą) 2 turystów, z którymi spotkaliśmy się na szczycie.
Na szczycie siedzieliśmy w mlecznej mgle, przy temperaturze z -10 i wiejącym wiatrze, co spowodowało, że nie doczekaliśmy kolejnego prześwitu pięknego słońca. Przy prześwitach widać Aragats szczyt najwyższy mający 4090 . Nam pokazywał się z dołu, z góry nie chciał
Na szczycie byliśmy w niebie, trochę mało widać było dookoła, ale przyjdzie czas by rozszerzyć tę przestrzeń i zobaczyć cuda nieba, raju na ziemi.
Schodziliśmy potem szybko , aby się rozgrzać . Droga, gdy nie jest zbyt ostra szybko ucieka. Poza tym wyszli z mgieł i świat stał się kolorowy i słoneczny. Wróciliśmy jeszcze z mało znanego nieba na piękna ziemię.
Zresztą sama droga nie jest daleka nam tam i z powrotem, bardzo wolnym tempem w śniegu zajęła ok. 6 godzin. W Instytucie mówili nam, że latem trwa 4 godziny .
Góra tzn. jeden z jej wierzchołków zaprosił nas do siebie, pozwalając na niego wejść. I wraz z parką Rosjan, cieszyć się wspólną przestrzenią w znajdującym się tam schronie. Nie dała mi satysfakcji z przekroczenia 4000 m.n.p.m jednak pokazała, że jeżeli zaprasza, to kondycja i przygotowanie fizyczne nie mają większego znaczenia.
Nas cieszy również to, że będąc w instytucie jedliśmy w ostatnich dniach niewiele (była tam lekka atmosfera)– jakieś zmiksowane z wodą warzywa, czy troszkę ziemniaczków. Jakaś herbatka z warieniem czy owoce (ale ich prawie nie mieliśmy) i przy takim jedzeniu – nie jedzeniu bez większych problemów weszliśmy na szczyt ( bez uczucia głodu w trakcie i po zejściu).
Nie tylko weszliśmy i zeszliśmy, ale na drugi dzień nie mieliśmy żadnych zakwasów.
Jedynym efektem ubocznym naszego wejścia były spalone twarze – szczególnie Bartka ,czerwona i spuchnięta – tak jakby nigdy po górach nie chodził i nie znał operacji słońca, na wysokościach – jeszcze przy śniegu – schodził Alpy łącznie z Mont Blanc (hihihi).
Fakt od lat nie używamy kremów z filtrem, odkodowaliśmy programy, że skóra musi się palić. Wcześniej też będąc na jeziorkiem 3200 przy słońcu i śniegu nic nam się nie stało (również jesienią w Atlasie na podobnych wysokościach).
Tutaj jednak ruch, wiatr , śnieg, słońce zrobiły swoje.
Fakt smarowaliśmy się przed wyjściem w góry olejkiem z dziurawca, jednak widocznie na takiej wysokości i z naszymi podświadomymi przekonaniami nie był w stanie nam pomóc.
Dziękujemy górze przede wszystkim za to, że pokazała nam, że jak idzie się swoją drogą rzeczy według wielu za niemożliwe są możliwe (bez przygotowania, kondycji na 4000 m) . Gdy tylko prowadzą tam przyjazne siły.
Dziękujemy za wszystko czego tutaj doświadczaliśmy .
Bartek przeczytawszy ten post stwierdził, tak widać z niego jasno zadaniowy charakter wejścia na szczyt. Tak magia gdzieś się ukryła tak samo jak Ararat. Może to jego dzieło?
A może po prostu w tej czystej przestrzeni to co wnosimy to dostajemy?
Po prostu pokazano nam nasze programy do wchodzenia na szczyty???
Będziemy się temu przyglądać.
Kwietno-łąkowe refleksje
Łąki kwiatowe w Visoko
Widzieliśmy lepsze tylko raz na Huculszczyznie – Ukraina, te są niższe , ze względu na mniejszą ilość opadów deszczu . Bogactwo jest pełne. A po lakach pasą się owce (raczej leczą , bo to zioła) . Jaki ser można się domyślić (jest go dużo w kuchni Bośni) , a łak jest najwięcej w krajach gdzie nie liże się każdego metra kwadratowego ziemi tylko pozwala rosnąć i kwitnąć roślinom, bez uporczywego koszenia. W Polsce za mojego dzieciństwa takie laki były powszechne, nawet skład pastwisk był wieloroslinny – teraz dominuje trawa . Mechanizacja i wzrost wydajności procesu koszenia wyparł kwiaty łąkowe z naszego otoczenia . Zastąpiły je trawy , dobrze znoszące koszenie
Wszystko ma swój bacik . Pojawiło się w powietrzu większe stężenie pyłków traw , a to na nie przede wszystkim są uczuleni alergicy .
A sery , przecież każda matka wie, że w mleku znajduje się te wartości odżywcze , które wcześniej jadła . Więc tutejsze sery mają w sobie całe bogactwo tutejszych leczniczych ziół, wibracji miejsca , to jedzenie może leczyć , może być lekarstwem . Tu nie trzeba dodawać ziół tutaj one są .
Co prawda produkty od przemysłowo hodowanych zwierząt również są lekarstwem gdyż z założenia mają sobie hormony i antybiotyki .
Zawsze mamy wybór co jeść , a jak nie mamy to odzywanie praną , światłem …….. Czasem mamy wrażenie, że to dzisiejsze jedzenie , jest takim „kopem w du….” dla wielu , aby z niego zrezygnować .
Bo wybieranie tego niby lepszego ekologicznego dalekie już jest od wysokowibracyjnego . Jest bez pestycydów czy zwierzeta hodowane są bez hormonów antybiotyków, ale cała produkcja jest bardzo podobna . Obok nie ma wielu innych roślin , aby jedząc np. pomidora sycić się energetycznie jego sąsiadem . Pyłkami innych roslin, spotkaniem z wieloma owadami .
Jedzenie wysokowibracyjnie syci, go można zjeść mało. Zresztą za mojego dzieciństwa porcje były dużo mniejsze niż teraz . Myślę, że podświadomie większość z nas czuje , że w tym jedzeniu jest mniej energii i je coraz więcej i więcej . Zresztą wyraźnie widać to po Amerykanach.
Można to transformować, ale to przecież też wymaga naszej energii …………
Dzisiejszy świat motywuje nas do zmian, gdyż aby zachować siebie trzeba zmienić bardzo wiele , iść mniej utartymi drogami, i tak jak w związku nie szukać kompromisów tylko lepszych rozwiązań .
Najlepiej czujemy się gdy nie jemy nic lub niewiele owoców czy zupek warzywnych , jednak czasami pojawia się chciwość na stopienie się ze światem , takie dostosowanie do niego . I od razu czujemy róznicę . Wiemy , że jesteśmy gdzieś pionierami w przecieraniu nowych szlaków, czasami cieżko nam jeszcze iść z przodu i chcemy gdzieś w środku peletonu . Jednak nie czujemy się na tej pozycji dobrze .
Wszechświat ma widocznie inne plany wobec nas .
Takie miejsca jak tutaj, gdy rodzą się pragnienia smaków powodują, że zdajemy sobie sprawę z drogi jaką mamy iść . Jeszcze trochę brakuje nam takiego silnego zdecydowania . Myślę, że z czasem się pojawi .
A przecież bedąc w miejscach wysokowibracyjnych zawsze można poczęstować się jego produktami w mini ilości .