pomarańcze
now browsing by tag
Radość targu w Cayu
Radość i gościna targu w Cay 25 luty 2015
Jedziemy do Cay na herbatę stwierdziliśmy gdy zobaczyliśmy na nawigacji nazwę Cay (po turecku herbata). Gdy byliśmy już kawałek przed miasteczkiem minęliśmy parę bryczek. Czyżby był dziś targ, uśmiechnęłam się w duchu. Bo bardzo lubię „fajne”, lokerskie, kolorowe targi.
Miasteczko przywitało nas zerem kolorytu, po prostu jedno z wielu jakie minęliśmy na trasie.
Może odpuścimy sobie ta herbatę, przecież ona i tak tutaj nie rośnie – powiedziałam zdegustowana.
Nagle moją uwagę zwróciły stragany rozstawione po węższych uliczkach miasteczka.
-oooo – chyba jest targ – zawołałam radośnie.
Zatrzymaliśmy landrynkę i wtopiliśmy się w miejscowy targ. Bez turystów, z towarami dla miejscowych.
Stragany uginały się od pomarańczy, granatów.
Pojawiła się jakaś dzikawa zielenina, koloryt oliwek, serów, a przede wszystkim ludzi. Wielokolorowość kobiecych, narodowych strojów, w których najwyraźniej chodzą na co dzień, zaskoczyła nas i nadała temu miejscu niepowtarzalny klimat.
Jak na Kaukazie uśmiechali się – jak potrafili – pytali skąd jesteśmy, byli zaskoczeni, że chcemy chodzić po ich targu, a nie wielkich kurortach, resortach.
A nam dawało to tyle radości. Przyglądaliśmy się wszystkiemu czego nie znaliśmy.
Próbowaliśmy pasty z sezamu i maku świeżo przyrządzanej _- prażonej i mielonej,
próbowaliśmy miejscowych bułeczek z soczewicą.
Nie ma co mieć złudzeń co do jakości upraw, z targu wyjeżdżały całe przyczepy nawozów sztucznych i pestycydów.
Daliśmy wczoraj intencję sytości w ciele i dziś wszechświat w pełnej miłości do nas – to realizował. (należy bardzo precyzować to co się chce – chcieliśmy raczej to osiągnąć bez spożywania jedzenia!) Kupiliśmy jedną bułeczkę dostaliśmy dwie, w herbaciarni Pan ugościł nas herbatą mimo że nic innego nie zamówiliśmy (zazwyczaj w tradycyjnych knajpkach herbata jest za darmo,gdy zamawia się posiłek), pokazał, że z serca, wszędzie próbowano nas częstować herbatą lub odrobiną czegoś . Gdy kupiliśmy odrobinę oliwek – tak za 2 złote – dostaliśmy bez ważenia niezły woreczek
Na koniec właściciel sklepiku z elektryką pod którym staliśmy wybiegł ze sklepu i wręczył nam dwie bułeczki z soczewicą, tak po prostu. Bez słów bo o nie tutaj trudno (prawie nikt nie mówi po angielsku) .
Gościnność jak na Kaukazie. Gdyby znać język. Bo poza centrami turystycznymi znajomość jezyków jest bardzo słaba.
Bardzo pozytywnie nas Turcja zaskakuje. Ciekawość, radość spotkania. Miękkość języka (w porównaniu z Gruzińskim i Ormiańskim to śpiew), spokój i lekkość energii miejscowej ludności.
Dziękujemy za to radosne przyjęcie, za kolejne pokazanie nam, że gdy podróżujemy jesteśmy na swojej drodze i wtedy o nic nie musimy się martwić. Gdyż cały wszechświat dba o nas.
To miasteczko z jego targiem pełnym kolorytu pozwoliło nam zrzucić resztki starej skóry i z radością podążyć dalej przez świat.
Dziękujemy za gościnę