Hiszpania
now browsing by category
Pożegnanie z Afryką
Pożegnanie z Marokiem 26 październik 2013
I dojechaliśmy do Tangeru .
Miasto jak europejskie, mniej chaosu, więcej agresji , widać to szczególnie w jeździe po ulicach.
Dwaj przewoźnicy oferują przewozy do Hiszpańskiej Tarify .
FRS , którym płynęliśmy z Algaciras do Ceuty i Inter Shipping, różnica w cenie 250 DH (100 zł.) tzn FRS kosztuje 1600 DH , Inter Shipping 1350 DH . Chciwość zwyciężyła i kupiliśmy na tańszy prom , mimo że mieliśmy dobre doświadczenia z poprzednim przewoźnikiem i gdyby nie taka duża różnica w cenie na pewno kupilibyśmy na FRS.
Kupiliśmy bilety na g. 21 i pojechaliśmy do miasta . O tej porze miasto było prawie puste , tym bardziej, że w telewizji był jakiś ważny dla Maroka mecz w piłce nożnej i chyba wszyscy mężczyźni siedzieli przy herbatce po restauracjach , kibicując swoim.
Zbliżał się wieczór i ruch gęstniał, zauważyliśmy, że Marokańczycy bardzo lubią wieczorami wychodzić, robić zakupy , po prostu spacerować .
Ruch gęstniał , a my poddaliśmy się temu spacerowaniu .
Pomimo że jesteśmy w Maroku 25 dzień i wydawałoby się, że jesteśmy już wprawieni w wykrywaniu oszustwa , tego dnia jesteśmy 4 razy oszukani . Dwie próby w markecie i na parkingu wyłapujemy.
Jednak na koniec chcieliśmy wymienić pozostałe dirhamy – znowu nas oszukali.
I nie wiedzieć kiedy zrobiła się g. 20 . Na ulicach straszne korki – w międzyczasie skończył się jeszcze mecz . Do portu z 2 km , ale czy zdąrzymy .
Jakimś cudem pokazano nam nie zakorkowane przejazdy i ………
Podjeżdżamy do portu i na granicy dowiadujemy się , że zwrócą nam pieniądze , bo nie ma miejsca na promie dla nas . … jakaś paranoja – 4 godziny temu kupowaliśmy bilet .
Nie ma miejsca i już .
Gdy zaczęliśmy się kłócić , zaczęli nam wmawiać, że za późno przyszliśmy ………
Zawiadomiony policjant powiedział nam , ze mamy jechać . Niestety już oddaliśmy bilet – zresztą czy mielibyśmy ochotę wchodzić na ten prom . Firma szybko rzuciła, nam pieniądze i tyle . Prom pełny , mamy iść do konkurencji . Następnie wypchnięto nas z biura i pożegnano marokańskim pozdrowieniem Fuck you !!!!
Taka marokańska gościnność.
Wcześniej biegali aby u nich kupić , a nie iść do konkurencji.
Jakaś paranoja .
Firma Inter Shipping to totalnie niepoważni ludzie , liczący chyba po sprzedaży biletu jeszcze na łapówki . Taka mafia marokańska . Zdecydowanie nie polecamy !!!!!
Po wielkiej awanturze poszliśmy do FRS , Panowie widząc nasze wkurzenie dali nam bilet za 1400 DH (gdyby od razu dali w takiej cenie , nie kombinowalibyśmy z innymi) .
Sytuacja pokazała nam , że nie materialnie mamy dokonywać wyborów . Nawet w takich sytuacjach , teoretycznie bez znaczenia, mamy kierować się intuicyjnie , a nie zwracać uwagę na pieniądze .
Widzieliśmy , że Maroko nas wsysa , że jakaś energia nie chce nas wypuścić . Nie pierwszy raz mamy problem z tego typu energią . Mamy nadzieję,że uda nam się ją rozpoznać i kiedyś je przepracować . Na razie odpływamy z Afryki .
Ponawiamy w tym poście raz jeszcze pytanie , Marokańczycy dlaczego , żeby żyć musicie oszukiwać ???
Dziękujemy Maroku za lekcje, ale i za piękne momenty , za cudownych aniołów i twardych nauczycieli .
Po przeprawie na noc udaliśmy się do znajomego Sanktuarium , a potem plażę w Marbelii.
Z wizytą w hiszpańkiej szkole
W wizytą w szkole 1 października 2013
Nasi gospodarze servasowscy okazali się super ludźmi . Otwartymi, gościnnymi .
Luis nasz gospodarz jest nauczycielem angielskiego w szkole wieczorowej i wpadł na pomysł , aby zabrać nas na lekcje . Chciał pokazać , że język angielski nie musi być perfekcyjny , aby się komunikować , podróżować. Pokazać młodzieży inne podejście do życia , świata . Otworzyć ich horyzonty .
Poszliśmy więc prowadzić dwie lekcje . Jedną z młodymi inżynierami , drugą z ceramiczkami (w klasie był jeden mężczyzna) .
Opowiadaliśmy o nas , o tym, że warto iść za głosem swojego serca . Żyć swoim życiem. Pokazywaliśmy zdjęcia z polskiej zimy i z naszych zimowych podróży .
Zimowych dlatego , że w tym miejscu świata, zima jest bardzo niepopularna . Najniższa temperatura w Ceucie to + 7 stopni .
Poziom angielskiego bardzo niski (jak zresztą w całej Hiszpanii) , więc to co mówiłam nasz gospodarz tłumaczył na hiszpański . Często do rozmowy włączał się Bartek (nie mówi po angielsku) i były 3 języki , polski, angielski, hiszpański .
Chłopaki z ciekawością słuchali o podróżach , próbowali zadawać po angielsku pytania , interesowali się skąd wziąć pieniądze na podróże .
Dziewczyny natomiast reagowały bardzo emocjonalnie na każdą rzecz której nie znały wcześniej , więc lekcja u nich była w wielkim gwarze . Zakończyła się tańcem jednej z dziewczyn przy śpiewie reszty .
Bardzo ciekawe doświadczenie . Pokazujące kawałek normalnego życia . Poznaliśmy również nauczycieli – tutaj też nikt łącznie z dyrektorem nie mówił po angielsku .
Dziękujemy wszechświatowi , naszemu gospodarzowi za to cudowne szkolne doświadczenie.
Hiszpańska Afryka
Hiszpańska Afryka Ceuta 30 wrzesień / 2 październik
I wreszcie popłynęliśmy do Afryki , na razie hiszpańskiej . Ceuta , tak samo jak Tangir jest nazywana bramą Europy i należy do Hiszpani.
Jest to nasz pierwszy pobyt w Afryce , wcześniej jakoś nas nie zapraszała . Nawet jak pojechaliśmy do Egiptu na Synaj , to okazało się się Synaj należy do Azji ……
Zobaczymy jak nas przyjmie .
Płynęliśmy z Algenciras. Pływa stamtąd około 5 operatorów . Ceny u wszystkich podobne 155-159 euro w jedną stronę za 2 osoby i samochód.
Czemu wybralismy Ceutę , a nie Tangir ???
W Ceucie jest gospodarz servasowski (www.servas.pl) , a spotkania z ludźmi są dla bardzo cenne.
Sama Ceuta okazała się dość sympatycznym dla nas miastem . Takie europejskie miasto z nutą orientu. Afryki tutaj nie czuć, a może naszego wyobrażenia o niej .
Z uwagi na fakt , że mamy troszke załadowane autko , a parkingów strzeżonych (takich dla wysokich aut) nie ma . Postanawiamy spać w samochodzie , a nie u naszego hosta . Na nocleg wybieramy miejsce na wzgórzu koło kościoła Świętego Antoniego, skąd wraz z landrynką patrzymy na niedaleką Europę .
Największą atrakcją Ceuty, oczywiście dla nas, jest kompleks basenów z pięknymi zabudowaniami i roślinnością, jak w ogrodzie botanicznym .
Niestety kąpać w basenach się nie wolno , bo sezon się wczoraj skończył (mimo 30 stopni upału) , ale można je oglądnąć (gratis) i posiedzieć w cieniu drzew , przygladając się obsłudze robiącej tutaj porządki .
Jest jednak za to pewna cena , zgromadzenie w jednym miejscu różnych gatunków palm i innych roślin , nie zawsze będących rdzennymi z tego rejonu i późniejsza chęć utrzymania ich wszystkich w dobrej kondycji jako cennych egzemplarzy botanicznych , powoduje konieczność wkroczenia w świat chemii. I tak gdy rano gdy odwiedziliśmy ten rajski zakątek miasta, jeden z pracowników właśnie kończył oprysk środkami chemicznymi przeciwko szkodnikom – na co najmniej połowie terenu utrzymywał się nam znajomy zapach pestycydu .Ale czy warto się tym przejmować ….???
W miastach oddychamy zatrutym powietrzem , pijemy zanieczyszczoną wodę , jemy zafaszerowane chemią jedzenie …. czy ten dodatek pestycydu coś zmienia . Wielu powie , że nie …..
Niech zatem będą konsekwentni i nie przejmują się również swoimi chorobami …..
Taka oaza spokoju zieleni w centrum zatłoczonego miasta .
Troszkę duchowości
Troszkę duchowości
Santuario Nuestra senora de la Luz – 29 września
Na wybrzeżu było miło i przyjemnie , jednak mi (poza wizytą w stupie) brakowało magii , duchowości , takiej subtelniejszej wibracji.
Dlatego gdy na mapie zobaczyłam sanktuarium, zaraz chciałam tam pojechać . Sanktuarium znajduje się około 10 km od Tarify
Już zjazd z głównej drogi ,to wjazd w inny świat . Nawet nie umiem nazwać jaki . Jakiś taki spokojniejszy ,wolniejszy .
Jest noc ok 24 – gdy jedziemy , więc wyłączone są mocno inne zmysły (wzrok to tylko światła samochodu ) , odczuwanie otaczającego świata jest całkowicie inne . Polecam obserwować swoje odczucia w tych samych miejscach nocą i w dzień .
Na nocleg wybieramy miejsce koło sanktuarium . Spokój cisza , tylko od czasu przejedzie jakiś zabłąkany samochód .
Na śniadanko w kościelnym sklepiku kupujemy jeszcze ciepły chleb o specyficznym smaku i miód . Sanktuarium ma w sobie spokój, wiarę , siłę . Te wszystkie atrybuty zawarte są figurce Matki Boskiej , ale energia ta roztacza się na okolicę .
Jak cudownie zatopić się w tej energii , poczuć ją i stać się z nią jednością .
Mam wrażenie , że czas się zatrzymał . Nie ma gdzie biec , co robić . Jest tylko tu i teraz .
Koło południa zaczyna zjeżdżać się coraz więcej Hiszpanów . Zajmują znajdujące się na terenie sanktuarium stoliki i piknikują , każdy w swoim towarzystwie .
Taki świat normalnych ludzi , spędzających niedzielę razem z rodziną .
My też zajmujemy jeden ze stolików pod rozłożystymi sosnami i rozkoszując się śpiewem cykad , zapachem sosny , podglądaniem i karmieniem owsianką mrówek – poddajemy się błogiemu NIC .
Śpiew cykad był tak intensywny , że zastanawialiśmy się, czy ogród klasztorny, nie zamieszkuje jakaś endemiczna odmiana tych owadów o bardzo donośnym głosie .
A z tego nic piszemy te słowa , a może one piszą się same .
Zaskoczeniem dla nas jest brak mszy – jesteśmy w niedzielę – w Sanktuarium . Pamiętajmy, że Hiszpania jest bardzo katolicka – przynajmniej z definicji. Ciekawe ….