kuchnie świata
now browsing by category
Gnanie przez życie? To stan umysłu? Nadmorska Turcja
Nadmorskie kurorty 27 luty 2015- 1 marca 2015
Nie nasyceni do końca błogością Pammukale ruszyliśmy dalej w kierunku Izmiru, rekompensując tę potrzebę w centrach handlowych. Galeriach iście europejskich, gdzie miało się wrażenie, że jest się w jakimś dużym europejskim mieście, a nie kraju muzułmańskim.
Szukaliśmy nie wiedzieć czego, bawełnianych rzeczy z bawełny rosnącej obok? A może czegoś innego? Szczerze powiedziawszy chyba chcieliśmy zabić wewnętrzny brak spełnienia w Pammukale.
Dlaczego nie można pozwolić sobie na bycie w błogości, tylko trzeba gonić za czymś ulotnym dźwięczało w głowie.
Skąd przymus nieustannego ruchu i robienia czegoś?
Za czym gnamy?
Pytania, które od lat zadajemy sobie, zwalniamy, wręcz stajemy, a dalej mamy wrażenie, że gnamy.
Kto, co gna i za czym?
I tak w tym gnaniu spaliśmy na stacji benzynowej przy autostradzie, aby być w tym ferworze działania, ruchu, emocji.
Rano ruszyliśmy dalej, już wcześniej zapraszało nas miasteczko Akcay na samym wybrzeżu Morza Śródziemnego. Dając odpowiedź na gnanie.
Miasteczko – kurorcik dla miejscowych gościł nas herbatką na ulicy, od Pana z agencji nieruchomości (taka bezinteresowna gościna, bez słów). Panami wypiekającymi miejscowe naleśniki, czy makaron, ryżem sprzedawanym z wózka.
Spokojem i energią relaksu, skrzatami z których jeden zechciał pojechać z nami. Tak, tak zaczęliśmy być w królestwie skrzatów.
Nie wiedzieć jak zszedł nam cały dzionek, zresztą czy trzeba tak myśleć że zszedł ?
Czy trzeba udowadniać, że na coś sensownego?
Może lepiej zadać pytanie, czy było nam dobrze? Czy byliśmy w tym czasie na swojej drodze życia?
Na nocleg zaprosił nas 1000 letni gaj oliwny nad samym morzem, przy resztkach starej brukowanej nadmorskiej (starożytnej) drogi.
Energia …………… trudna, walk religijnych i nie tylko, wiele dusz dalej jest na posterunku.
Jednak ochrona drzew dała nam w miarę spokojną noc.
Radość targu w Cayu
Radość i gościna targu w Cay 25 luty 2015
Jedziemy do Cay na herbatę stwierdziliśmy gdy zobaczyliśmy na nawigacji nazwę Cay (po turecku herbata). Gdy byliśmy już kawałek przed miasteczkiem minęliśmy parę bryczek. Czyżby był dziś targ, uśmiechnęłam się w duchu. Bo bardzo lubię „fajne”, lokerskie, kolorowe targi.
Miasteczko przywitało nas zerem kolorytu, po prostu jedno z wielu jakie minęliśmy na trasie.
Może odpuścimy sobie ta herbatę, przecież ona i tak tutaj nie rośnie – powiedziałam zdegustowana.
Nagle moją uwagę zwróciły stragany rozstawione po węższych uliczkach miasteczka.
-oooo – chyba jest targ – zawołałam radośnie.
Zatrzymaliśmy landrynkę i wtopiliśmy się w miejscowy targ. Bez turystów, z towarami dla miejscowych.
Stragany uginały się od pomarańczy, granatów.
Pojawiła się jakaś dzikawa zielenina, koloryt oliwek, serów, a przede wszystkim ludzi. Wielokolorowość kobiecych, narodowych strojów, w których najwyraźniej chodzą na co dzień, zaskoczyła nas i nadała temu miejscu niepowtarzalny klimat.
Jak na Kaukazie uśmiechali się – jak potrafili – pytali skąd jesteśmy, byli zaskoczeni, że chcemy chodzić po ich targu, a nie wielkich kurortach, resortach.
A nam dawało to tyle radości. Przyglądaliśmy się wszystkiemu czego nie znaliśmy.
Próbowaliśmy pasty z sezamu i maku świeżo przyrządzanej _- prażonej i mielonej,
próbowaliśmy miejscowych bułeczek z soczewicą.
Nie ma co mieć złudzeń co do jakości upraw, z targu wyjeżdżały całe przyczepy nawozów sztucznych i pestycydów.
Daliśmy wczoraj intencję sytości w ciele i dziś wszechświat w pełnej miłości do nas – to realizował. (należy bardzo precyzować to co się chce – chcieliśmy raczej to osiągnąć bez spożywania jedzenia!) Kupiliśmy jedną bułeczkę dostaliśmy dwie, w herbaciarni Pan ugościł nas herbatą mimo że nic innego nie zamówiliśmy (zazwyczaj w tradycyjnych knajpkach herbata jest za darmo,gdy zamawia się posiłek), pokazał, że z serca, wszędzie próbowano nas częstować herbatą lub odrobiną czegoś . Gdy kupiliśmy odrobinę oliwek – tak za 2 złote – dostaliśmy bez ważenia niezły woreczek
Na koniec właściciel sklepiku z elektryką pod którym staliśmy wybiegł ze sklepu i wręczył nam dwie bułeczki z soczewicą, tak po prostu. Bez słów bo o nie tutaj trudno (prawie nikt nie mówi po angielsku) .
Gościnność jak na Kaukazie. Gdyby znać język. Bo poza centrami turystycznymi znajomość jezyków jest bardzo słaba.
Bardzo pozytywnie nas Turcja zaskakuje. Ciekawość, radość spotkania. Miękkość języka (w porównaniu z Gruzińskim i Ormiańskim to śpiew), spokój i lekkość energii miejscowej ludności.
Dziękujemy za to radosne przyjęcie, za kolejne pokazanie nam, że gdy podróżujemy jesteśmy na swojej drodze i wtedy o nic nie musimy się martwić. Gdyż cały wszechświat dba o nas.
To miasteczko z jego targiem pełnym kolorytu pozwoliło nam zrzucić resztki starej skóry i z radością podążyć dalej przez świat.
Dziękujemy za gościnę
Refleksje nad intencją – jezioro Tuz Gulu
Przygoda z jeziorem TUZ GULU – refleksje nad intencją 24 luty 2015
Pragnienia, brak zaproszenia……..
Turcja jest krajem średnio ciekawym, gdy jedzie się przez nią tak po prostu. Ma natomiast ciekawe punkty. Dlatego podróż tutaj jest od punktu do punktu. My wolimy włóczenie się, ale jak na razie tutaj nie wydaje nam się ono sensowne (większość terenu to rejony upraw rolniczych).
I tak zobaczyliśmy na mapie piękne, białe, słone jeziorko, po drodze z Kopadocji do Pammukale. Dlaczego nie spędzić tam jakiegoś czasu.
Nastawiliśmy nawigację i ruszyliśmy. Nawigacja miała chyba opcję najkrótszej drogi, bo prowadziła nas wioskami, drogami już nie asfaltowymi, w pewnym momencie jednak chciała nas już utopić w błocie, więc zawróciliśmy. Potem nie mogliśmy wydostać się na główną drogę. Jeździliśmy po wioskach rolniczych tonących w błocie i gównach, śmierdzących przy wilgotnej pogodzie już nie obornikiem , ale mieszaniną chemicznego fermentu.
Znowu cena jedzenia – nie tylko mięsnego, nabiałowego i roślinnego również gdyż zazwyczaj obornik potrzebny jest do uprawy roślin.
Byliśmy zmęczeni, energia trudna. Jakże inna od energii nowo budowanych miast, nie wspominając o przyrodzie lasu, gór.
Wreszcie dotarliśmy na główną drogę i zatrzymaliśmy się w knajpce na herbatkę.
Miała być herbatka, a …………..
Już jakiś czas mówiłam, że zjadłabym dobrą zupkę (tę czerwoną na chlebie), pojawiły się również pide (rodzaj cieńskiego ciasta z nadzieniem mięsnym czy serowym w kształcie długiej zapiekanki pieczonej w piecu opalanym drewnem ) też gdzieś chciałam tego spróbować.
Tutaj robiona na żywym ogniu naciągana na długą deskę i przy jej pomocy wkładana do pieca. Cały majstersztyk produkcji.
A wszechświat mnie kocha i teraz w tej przydrożnej knajpce dał mi to wszystko w najlepszej jakości.
Może intencja jedzenia była silniejsza niż nawet intencja dotarcia nad jeziorko?
Tak, tak – zjeść jak tutaj od czasu do czasu to jeszcze mogę.
Wszystko pyszne przygotowane z energią radości pana obsługującego piec. Zresztą knajpka pełna ludzi. Jakże inna energia niż w miejscach turystycznych.
Jednak zaczęliśmy się zastanawiać nad intencjami, które puszczamy we wszechświat. Wydawało nam się, że tego pilnujemy hihihihi
Chęć zjedzenia zupy, pidy po co dawać temu taką moc? Czy na pewno to jest dla mnie takie ważne?
Bo po tym cudownym jedzeniu, żołądek miał ciężkość.
Dlaczego nie skupiam się na lekkości?
Bo nawet jeżeli chcę spróbować smaku to mogę to zrobić w małej ilości. Czemu jak mi coś smakuje to muszę się tym objadać?
Właśnie jedzenie niesmaczne, ma swoje plusy, że nie zjem go za dużo, do tego jedzenie nawet smaczne a przyrządzone z ciężką energią tak samo – jest mało atrakcyjne.
Ale smaczne, świeżo przyrządzone z dobrą energią, jak na razie mamy problem mu się oprzeć.
Tylko dlaczego musimy się nim nadmiernie wysycać?
Daję intencję, że jestem ciągle syty – stwierdził Bartek. (o konsekwencjach takich intencji w następnym rozdziale!)
A jedzenie to również forma zatrzymania. W knajpce zrównoważyliśmy energię, patrząc na nawigację powtarzaliśmy – jak daleko nad jeziorko 50 km.
Wiemy już dobrze, że kiedy wydaje nam się gdzieś daleko – niezależnie od kilometrów – zaproszenia z tamtąd nie ma.
To po prostu – daleko przede wszystkim energetycznie.
Podjęliśmy decyzję, że jedziemy dalej w kierunku Pammukale, a jeziorko sobie odpuszczamy.
Jeziorko mimo że nie zobaczone będzie symbolem czystości intencji.
Badam wnikliwie moje intencje eliminując wszelkie sprzeczności.
Czitawa, pchali z dzikich roślin
Czitawa i inne gruzińskie dziczki połowa lutego 2015
Połowa lutego, a na targu w Tskaltubo i Kutaisi widać początek wiosny. Przyjeżdżając tutaj jesienią wydawało nam się, że niewiele ciekawostek tutaj jadają. Jednak początek wiosny pojawił się iście magicznie.
Najpierw w Tskaltubo pojawiły się http://en.wikipedia.org/wiki/Allium_paradoxum, wiosenne cebuleczki. Na szczęście Panie znały rosyjski i ujawniły przepis.
Gdyż robi się z nich pchali, które tutaj nazywa się czitawą.
Chciałam Panie namówić na zrobienie go dla mnie, jednak wykręcały się brakiem czasu. Więc nie przyszło nic innego jak zrobić samemu i na drugi dzień zanieść do degustacji.
Degustacja na drugi dzień spowodowała, że chyba cały targ mnie zapamięta.
Radości przy tym było co niemiara, zbiegło się chyba z 20 czy więcej kobiet, a potem każda dopowiadała co by dodała, czy inaczej zrobiła. Jednak generalnie moje pierwsze wykonanie smakowało…….
A jak zrobić
ok 50 dag roślinek pokroić na ok 3-5 cm pogotować ok 30 minut
odlać wodę
dodać
3-4 ząbki czosnku drobno pokrojonego
10 dag orzechów włoskich mielonych
ostry pieprz
trochę octu
sól do smaku
Wymieszać i jeść
Można również zblendować, wtedy masa będzie miała bardziej jednolitą konsystencję pasty.
Zresztą ilość czosnku, orzechów, pieprzu to wszystko umowne i zależy od preferencji smakowych.
Tak samo zresztą przyrządza się mieszankę dziczków, którą sprzedawali na targu w Kutaisi
wchodziła w jej skład pokrzywa, mlecz, szczaw, prymula kaukaska, rzeżucha, kolendra, fiołki …… zresztą popatrzcie sami.
Standardowe przyrządzenie jest takie same jak powyżej
Mieliśmy nadzieję, że w Batumi również będą dzikuski na targu, jednak zakończyliśmy ich oglądanie i kupowanie w Kutaisi, a szkoda.
Szkoda wyjeżdżać w najlepszym okresie do dzikiego jedzenia, które tak bardzo lubimy.
Jednak nasz czas w Gruzji kończy się, mijają nam 3 miesiące pobytu, widocznie nie dane nam nacieszyć się dzikim tutejszym jedzeniem.
Dziękujemy za pokazanie nam, że jest dużo roślin dzikich wykorzystywanych kulinarnie. Może kiedyś wrócimy na wiosnę, aby nacieszyć się jej darami.
Objęciach duchów gór
W objęciach duchów gór 3 luty 2015
Całą noc duchy Svanów opowiadały mi historie. Dobre i złe. Jednak najbardziej były zaniepokojone tym co dzieje się teraz. Nie mogą działać, bo nie ma już jednoznacznych myślokształtów.
Kiedyś większość ludzi coś chciała i to się z czasem materializowało, Svanowie nie byli zadziornie i zaczepnie waleczni, a odważni, prawi i pewni siebie.
Jak już podjęli decyzje to za nią szli. Dlatego żyło im się dobrze komunikując się ze światem widzialnym i niewidzialnym. Pozostając w harmonii tego co stworzyli, z miejscami, zwierzętami.
Gdy dzięki drodze zostali otwarci pojawiły się nowe wartości, rzeczy, bogowie.
Dawne wierzenia, poglądy poszły gdzieś w zapomnienie, a pojawiły się nowe.
Nikt nie podjął decyzji o zmianie, w pozbyciu się starego i przyjęciu nowego. Wszystko tkwi w zawieszeniu, karmione wątpliwościami bo co wybrać? Za czym iść?
Tym co stare czy nowe?
W miejsce Boga Niebo, pojawił się Bóg pieniądz. Dlaczego oni nie mogę istnieć obok siebie?
Z tego wszystkiego powstał chaos, bo może jedno nie wyklucza drugie, ale nie ma przejrzystej jasnej wizji dalszego życia jak kiedyś.
Tak, z chaosu powstał wszechświat i na pewno powstaną tak również nowi Svamowie, jednak na ile zachowają siebie?
Z przejrzystą jasną wizją idę przez świat
A rano ruszyliśmy w kierunku wyciągów narciarskich 8 km od Mestii. Chcieliśmy kanatką (krzesełkiem) wyjechać na górę, aby wejść w głąb magicznego Kaukazu, sycąc się jego pięknem z dala od ludzkiego chaosu.
Kolejka znajduje się 8 km od Mestii, o tej porze roku służy głównie narciarzom, kilka tras dobrze przygotowanych w otoczeniu majestatycznych gór, nam nie chciało się zakładać nart, chcieliśmy tak po prostu pobyć.
Pogoda dopisywała, piękne słońce oświetlało okoliczne szczyty które uśmiechały się do nas. Cały świat radował się z naszej wizyty, przenikaliśmy siebie nawzajem nie mogąc nacieszyć dawno obiecanym spotkaniem.
Kolejka wwiozła nas nas szczyt góry 2300 m.n.p.m, skąd mogliśmy być w środku tej cudownej przestrzeni.
Zapomnijcie o tym co mówią, robią inni, idźcie za swoją wizją bez żadnych wątpliwości
zdawało się słyszeć z każdego zakamarka przestrzeni.
I poszliśmy na spacer wydeptaną jakby specjalnie dla nas ścieżką, takie zaproszenie na maleńki nieplanowany spacer wzdłuż górskiej grani, wtapiając się w przestrzeń.
Temperatura przekraczała zapewne 20 stopni, a słońce wręcz parzyło jak u nas w kwietniu. Jakaś magia, czy aby normalna o tej porze roku?
W każdym razie prezent wszechświata dla nas. Rano góra Uczba migotała radośnie, a potem schowała się za chmurki, zresztą nie tylko ona – spektakl zakrywał się – na wieczór zapowiadali deszcze.
Gdy kładliśmy się na śniegu mieliśmy wrażenie, że leżymy na obłoczku samego Boga, mając kontakt z ziemią i Bogiem jednocześnie. Światy zlewały się w całość, nie było rozdzielenia, a my mogliśmy cieszyć się częścią boską i ziemską jednocześnie. I jedno i drugie było niezbędne do doświadczania tego stanu.
Gdy tak leżeliśmy na śniegu na niebie pojawiły się 2 kruki
„Dociera do Ciebie wysłane dawno temu wołanie Twojej duszy. Coś w Tobie chce być wysłuchane. Nasłuchaj przekazów i wypatruj znaków. Jesteś wzywany, by się przebudzić i odważnie pójść dalej. Zbliża się chwila wtajemniczenia. Zapowiadane są zmiany.
Nie oceniaj wydarzeń jako dobre i złe, lecz przyjmuj je tak jak przynosi życie. One wyrwą Cię ze snu.
Wołanie Twojej duszy o zmiany zostało wysłuchane. Skoncentruj się na środku, nasłuchuj przekazów swojej duszy. Wyostrz zmysły, nastaw uszy. Proś o znaki i prowadzenie.
Kruk przychodzi do Twojego życia, aby pomóc Ci rozświetlić cienie w Tobie, by przyciągnąć z powrotem zagubione części duchowe, by Cię prowadzić i dodać sił. Jako zwierze Mocy przyjmuje to co przychodzi. Nie próbuje niczego upiększać, ani niczego tuszować, lecz wszystko bierze takim jakim jest. Poddanie się przeznaczeniu, kapitulacja i zwracanie uwagi na znaki mogą wskazać drogę do nowych spostrzeżeń i uwolnienie z pęt. Złap wiatr w żagle i sam sobie pomóż. Teraz zsyłane jest Ci wszystko czego potrzebujesz, by zerwać stare więzy być szczęśliwym i zadowolonym z życia.
Wszystko co wydarza się w życiu służy mojemu dobru”
Opis kruka z książki zwierzęta mocy J. Ruland, M. Karacay
I gdy się jest w jedności ze Wszechświatem wszystkimi istotami dostaje się Tylko co co najlepsze dla siebie na ten moment. W przeszklonej restauracji na górze polecono nam wspaniały gruziński muskat składający się ponoć z 70 (?) odmian winorośli.
Wszystko było w harmonii, aż szkoda było wyjeżdżać. Jednak zaproszenie przyszło na 2 dni i nie polecano nam przedłużania pobytu.
Z łezką w oku pożegnaliśmy Svanetię i udaliśmy się dalej.
Jest to pierwsze miejsce w Gruzji, które urzekło nas nie spotykaną gdzie indziej w tym kraju, albo nie objawioną nam magią miejsca. Svamowie szczupli, niscy o pogodnych rysach twarzy, chodzący, prosto, dumnie, są tak inni niż Gruzini. Nigdzie po drodze nie spotykaliśmy tak życzliwie machających nam ludzi jak tutaj.
Cieszą się, że ludzie przyjeżdżają do nich i podziwiają to piękno, które oni mogli doświadczać od pokoleń.
A przyroda jest piękna, życzliwa i duchy bardzo łaskawe i pogodne. Cieszące się, że ktoś ich słucha, wtedy prowadzą i dają to co wydaje się niemożliwe.
Na pewno jest tu cudownie na wiosnę, latem, gdy można chodzić po górach, przyglądać się ludziom którzy ponoć zbierają zioła, szukać ich korzeni, szamanów, czy rytuałów i wtapiać w tę magię, w której jeszcze można przeczytać informacje z przeszłości.
Dlaczego są szczupli?
Dlaczego chodzą prosto?
Co spowodowało, że mimo izolacji przez wieki w dzisiejszym świecie potrafią fantastycznie się znaleźć?
Ile lat żyją lub żyli ich przodkowie?
Czy ich przodkowie dużo pili i palili?
Co jedli? Bo restauracjach są 3 potrawy narodowe : tj. Kudari – chaczapuri tylko z mięsem, cziszdwari czyli kotleciki z mąki kukurydzianej z serem, ziemniaki pure z serem – taki kleik. W sklepach ani w restauracjach poza solą z ziołami (typową dla Swanetii) nie ma żadnych ziół na herbatę, czy do potraw.
Ile się ruszali?
Jakie mają rytuały i czy ktoś ma namiar na ich szamana?
Namiary na swańską muzykę?
Jeżeli ktoś zna odpowiedzi na któreś z tych pytań, proszę o komentarz. Duchy opowiadały swoje historię, jednak poznanie tego wymaga sporo czasu, poza tym ciekawe są inne wiadomości.
My na ten czas byliśmy za krótko, aby samemu tego doświadczyć, zaobserwować, jednak ten lud jak i jego teren bardzo nas zafascynował i na pewno będziemy wgłębiać się w jego tajniki.
Kaukaz jest piękny bo, oddaje nam wszystko to co w niego wnosimy. Svanowie wiedzieli moim zdaniem o tym doskonale, dlatego tak pięknie przeżyli tam swój czas.
Teraz można im życzyć wszystkiego co najlepsze na nowej dla nich drodze życia.
My dziękujemy za ten piękny czas i zaproszenie w te strony. Zaproszenie które przyszło na dwa bardzo silne energetycznie dni – święto ognia i wody Imbolc (moje imieniny) i pełnię księżyca. Pokazując siłę tych miejsc, jednak taką miękką siłę opartą na sile działania bez wątpliwości. Jeszcze raz bardzo, bardzo dziękujemy
Idę swoją drogą z podniesioną głową, z pewnością, przejrzystością i lekkością .






































































D5 Creation