zwierzęta mocy

now browsing by category

 

Noravank – docenić piękno wewnątrz siebie i na zewnątrz

Noravank docenić wewnętrzne piękno na zewnątrz 3-4 październik 2014

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Noravank znajduje się koło Areni, miejscowości gdzie prawie miesiąc temu byliśmy na festiwalu wina. Jednak wtedy jedna z głównych atrakcji Armenii nas nie zaprosiła do siebie.

Dlaczego?

Bo chciała nam się ładnie pokazać w ciszy i spokoju.

A w weekendy jak powiedział nam mężczyzna sprzedający świeczki trudno się poruszać bo jest taki tłok. Zresztą sami widzieliśmy te dzisiątki autokarów zmierzających tutaj.

A samo miejsce monastyru malutkie więc zadeptane.

Teraz przy zachodzącym słońcu wjechaliśmy w dolinę prowadzącą do Noravanku, wszystko igrało z nami kolorami, bielą ośnieżonych szczytów w oddali i czerwieni skał.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Noravank jak zresztą większość monastyrów tutejszych położony jest w przepięknym przyrodniczo miejscu. Oparty o skały, można rzecz na końcu doliny, wtulony w przyrodę.

Jest to monastyr z ok XII wieku dlatego jego czubki większości jego kopuł już nie są otwarte na wpływ energii kosmicznej boskiej, a zamknięte na szczycie krzyżami, jak zamki i fortece.

Energia zimna, nie przyjemna wręcz można rzecz odpychająca.

Idźcie dajcie odpocząć dało się słyszeć wewnątrz.

Przyszedł Pan sprzedający świeczki i robiąc zdjęcie naszym aparatem pokazał podobiznę Jezusa w naciekach na ścianie.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

To takie wprowadzenie.

No dobra oglądajcie – usłyszeliśmy od przestrzeni .

 

Mimo że przyjeżdżają tutaj setki turystów każdego dnia monastyr jest „nie żywy” (nie ma mnichów) zamknięty na przepływ energii. Większość postrzega go tylko jako budynek, zapominając o jego duszy. A przecież ten budynek został stworzony aby pokazać duszę tego miejsca, a nie odwrotnie, jak się stało teraz. Został budynek, a o duszy zapomniano.

Kupiliśmy świece i jak zwykle zaczęliśmy zapalić te zgaszone, prosząc również w imieniu innych o spełnienie ich życzeń.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Było zimno zarówno fizycznie jak i psychicznie. W monastyrze wyciągam telefon i włączyłam Hildegardę, miałam wrażenie, że podskoczył z radości. Od razu zrobiło się ciepło i przyjemnie, a wszystkie duchy miejsca nie tylko zatańczyły z radości, ale również przyszły na spotkanie.

Bawcie się z rami, radujcie – usłyszeliśmy .

Nie tylko mogliśmy tutaj być, ale staliśmy się mile widzianymi gośćmi, a może już jednością?

 

I tak byliśmy dalej goszczeni.

W hali restauracyjnej nastawionej na autokarowego klienta zapytaliśmy o lobio – zupę z fasoli, stwierdzili, że mają – jest bez mięsa i bulionu.

Ucieszyliśmy się, bo chcieliśmy się zagrzać, a nie chciało nam się nic gotować.

Przyniesiono nam nie zupę z fasoli, a z aveluka (moja ulubiona), ile radości.

Do tego zapłaciliśmy za to bardzo symboliczną cenę jak na takie miejsce 8 zł, za dwie duże zupy z lawaszem.

Poczulismy ze zostaliśmy ugoszczeni również przez duchy tego miejsca.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Do tego Panie proponowały nocleg w pokoikach nad muzeum w niskiej cenie 80 zł za 2 osoby ze śniadaniem, bo w sezonie 160 zł.

Nie czuliśmy tego i pojechaliśmy na dno dolinki, nad strumyczek spać.

Gdy jechaliśmy drogę przebiegł nam białawy lis,

przypominając nam o nas samych, będący symbolem wniesienia w nas samych światła rozpoznania.

 

Jestem tym kim jestem. Powraca do mnie cała siła. Światło rodzi się we mnie i przyciąga do mojego życia wszystko czego potrzebuję, by być szczęśliwym TERAZ.

 

Piękna i jakże adekwatna afirmacja z książeczki Zwierzęta mocy (J.Ruland, M. Karacay)

Dziękujemy za to piękne spotkanie.

Strumyk dawał dźwięki naśladujące chyba wszystkie nam znane i nieznane, udając rozmowy, odgłosy zwierząt, dźwięki aut, księżyc będąc prawie w pełni oświetlał to miejsce, miało się wrażenie, że świecą latarnie (nawet sprawdziliśmy czy mamy wyłączone postojowe światła ) Dookoła piętrzyły się skały, widoczne w szczegółach ich pęknięć i formacji.

A ranek powitał nas słonecznym mrozem ok. minus 5 stopni.

Pojechaliśmy po monastyr (spaliśmy ok 1 km od niego) by wczesnym rankiem, w całkowitej pustce zwiedzających, nacieszyć się sobą.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Cisza poranka i nieśmiała prośba duchów o muzykę.

Siadłam na krzesełko włączyłam telefon i ………………………….

to co martwe ożyło, to co uśpione nabrało życia, to co za kamieniowane zrzuciło sidła

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Ukryta gdzieś dusza wyszła na spotkanie. Ciesząc się, że piękna otoczka, nie zakrywa tego co w środku.

 

Że są ludzie, którzy przyszli tutaj dla duszy, doceniając piękno tego co na zewnątrz.

 

Dziękujemy za to magiczne spotkanie sam na sam świątynnym pogłosie muzyki chóralnej.

 

Spotkanie, które pokazało mi, że często lekceważę to co na zewnątrz, gdyż boję się, że większość skupi się tylko na tym, nie doceniając tego co w środku.

Wręcz może specjalnie nie dbam o to co na zewnątrz.

 

Uwalniam się od lęków, że gdy będę dbała o zewnętrzną otoczkę siebie, inni tylko ją dostrzegą.

 

Pozwalam innym postrzegać mnie jak chcą, a ja emanuję pięknem wewnętrznym na zewnątrz i pozwalam sobie go wyrażać sobą i wokół mnie,

 

A o Novaranku informacje ze strony :

http://www.krajoznawcy.info.pl/klasztor-wsrod-pomaranczowych-skal-32061

 

Na skalnej, nieco pochyłej półce w końcowej części wąwozu rzeczki Gniszik (Gniszkadżur), dopływu rzeki Arpa, trzy kilometry na wschód od wsi Amagu w regionie Vajk Armenii, znajduje się niewielki, ale jeden z najważniejszych kompleksów klasztornych tego kraju.

Odegrał on znaczną rolę w jego dziejach, kulturze oraz religii i duchowości. A i współcześnie jest niezwykłym przykładem odbudowy i rewaloryzacji zabytku zniszczonego częściowo przez trzęsienie ziemi w roku 1840, na koszt mieszkającego w Toronto w Kanadzie, ormiańskiego z pochodzenia lekarza Tigrana Adżetjana i jego żony Diany. To im zabytkowy monastyr zawdzięcza obecny wygląd. A jego ponowne poświęcenie, po trwających 11 lat pracach, w dniu 18 kwietnia 1999 roku stało się wielkim świętem. Z udziałem Katolikosa Wszystkich Ormian Garegina I (Karekina I), jego następcy, katolikosa Garegina II (Karekina II), wówczas arcybiskupa Narsesjana, biskupów: Mesropa Adżemjana i Avraama Mkrtchjana, obojga sponsorów rewaloryzacji oraz około 10 tys. wiernych, którzy z trudem – co widziałem na zdjęciach – zmieścili się na terenie klasztoru wewnątrz jego historycznych murów.

Droga do klasztoru

Monastyr Noravank stoi we wspaniałej scenerii. Otoczony jest dzikimi, urwistymi skałami, w większości koloru czerwonego lub różowego, ale we fragmentach niezwykłego w przypadku formacji skalnych: jaskrawo pomarańczowego. Atrakcję stanowi już sama droga do tego klasztoru kilkukilometrową, odchodzącą od większej, szosą wijącą się dnem kanionu. Warto przejść ją pieszo, a przynajmniej najciekawszy, najgłębszy fragment, i obserwować skały, pokrywającą je roślinność, a także liczne groty i jaskinie na różnych poziomach. W jednej z nich urządzona jest stylowa kawiarenka, w której można chwilę odpocząć i coś przekąsić oraz wypić. Na otoczonym murami klasztornym terenie znajduje się 12 budowli i obiektów umieszczonych na planie oraz zalecanych jako warte zobaczenia. O informację zadbano tu znakomicie. Przed każdym zabytkiem i innym obiektem stoi tablica w kilku językach – korzystałem z niektórych wyczytanych na nich faktów i danych.

Ruiny kościoła Jana Chrzciciela

Najstarszym zabytkiem są, odsłonięte dopiero w trakcie wspomnianej rewaloryzacji w końcu minionego wieku, i zachowane do wysokości około 1 – 1,5 metra, kamienne fundamenty i fragmenty ścian kościoła Surb Karapeta, jak Ormianie nazywają św. Jana Chrzciciela. Został on zbudowany w IX wieku i był niezwykle mały. Z trudem mieściło się w nim zaledwie kilka osób. Przypuszcza się, że przede wszystkim, a może nawet wyłącznie, kapłanów.

 

Dookoła tej świątyni leży lub stoi sporo dawnych kamiennych płyt grobowych. Na jednej z nich, o czym czytam na tablicy informacyjnej, znajduje się płaskorzeźba śpiącego lwa oraz napis w języku ormiańskim: „Tu spoczywa Sarkis, podobny do lwa – zwycięzcy w boju, syn Fałka. Niech moje modlitwy zachowają wieczną pamięć o nim”. Naprzeciwko tego najstarszego kościoła zachowało się też kilka, wspaniałej roboty, ażurowych chaczkarów – kamiennych stelli wotywnych z wizerunkami krzyży i elementów dekoracyjnych. Jeżeli chodzi o informację o tym zabytku, to podczas jego rewaloryzacji zbudowano, trochę w głębi terenu klasztoru po prawej stronie od wejścia, kamienny pawilon niewielkiego muzeum, punktu informacyjnego oraz sklepu z pamiątkami. Można w nim otrzymać folder – informator o klasztorze i jego zabytkach w języku angielskim, niemieckim lub rosyjskim.

Symbol narodowej jedności

Do ruin najstarszej tutejszej świątyni przylegają zabytki z XIII w. Wzniesiony w latach 1216 – 1221 roku kościół Surb Stefanos – św. Stefana Pierwszego Męczennika. Jednym z fundatorów tej świątyni był biskup Saris I, a z okazji uroczystego jej poświęcenia przed blisko 9 wiekami klasztor otrzymał mnóstwo cennych darów ze złota i srebra. Biskup odbył pielgrzymkę do Jerozolimy, gdzie otrzymał relikwiarz z palcem wskazującym św. Stefana. Dar odesłał do Noravanku, sam jednak poniósł w Ziemi Świętej męczeńską śmierć w roku 1240. Dodam, że w XIII w. region Sjunikski Wielkiej Armenii, w którym znajdował się Noravank, wyzwolił się spod jarzma Seldżuków. Ale już wcześniej, pod rządami Stefanosa (1170-1216) w klasztorze ustanowiono biskupstwo. Nastąpiła rozbudowa monastyru, powstała duża biblioteka, a także pracownia malowania miniatur. To tutaj ozdobiono jedną z pereł ormiańskiego kronikarstwa , „Historię okręgu Sisakan” z 1298 r. Później zaś prowadzono prace, które w 1447 roku zakończyły się ponownym przeniesieniem patriarchatu Kościoła Wszechormiańskiego do jego kolebki w Eczmiadzyniu koło Erywania. Zaś klasztor Noravank przez wieki był symbolem narodowej jedności Ormian i ich dążeń do wolności. A także umacniania i kontynuowania wiary apostolskiej oraz jedną z kolebek narodowej kultury, architektury i odrodzenia.

Tradycja i nowatorskie pomysły

Wróćmy jednak do kościoła św. Stefana.  Zbudowano go na planie krzyża, ma on dużą, wydłużoną dwupoziomową zakrystię. A jego zakończona szpiczasto kopuła oparta jest na czterech arkach. We wnętrzu uwagę przyciągają płyty nagrobne króla Smbata z wyrzeźbioną jego postacią oraz – z płaskorzeźbą lwa – Elikuma. Zaledwie kilka lat po wybudowaniu kościoła św. Stefana, w 1230 r. dobudowano do niego obszerny narteks. Wzniesiony w taki sposób, że jego dach nie opiera się na kolumnach, lecz na ścianach. Wspaniałe są kamienne płaskorzeźby zdobiące tę budowlę. Nie tylko zharmonizowane z nią, ale stanowiące, jak twierdzą znawcy, oryginalne połączenie tradycyjnej ormiańskiej rzeźby średniowiecznej, Renesansu oraz nowatorskich pomysłów.

 

Najstarsza nekropolia

Kolejnym zabytkiem w tym ich zespole jest niewielka świątynia – nekropolia p.w. Surb Grigiora Łusaworicza – św. Grzegorza Oświeciciela wzniesiona w 1275 roku w najwyższym punkcie klasztornego terenu na polecenie Tarsaicza – młodszego brata króla Smbata, przez architekta Saranesa. Do niej przeniesiono szczątki władcy, a później chowano wysoko postawione osoby z roku Orbelianich. Między tymi trzema budowlami oraz ruinami najstarszego kościoła i bramą wejściową na teren monastyru stoi piękna, o bogato zdobionej kamiennymi rzeźbami fasadzie, świątynia Surb Astvatsatsin – p.w. Matki Bożej. Nazywana jednak potocznie Burtelaszen. Wzniesiona została bowiem w 1339 r. na planie krzyża, z kopułą opartą na 12 kolumnach, na polecenie ks. Burteła, wnuka Tarsaicza. Uważana jest za jedną z najcenniejszych pereł architektury wśród ormiańskich kościołów – nekropolii. Była jednym z ostatnich dzieł sławnego średniowiecznego architekta Momika. Wspomniałem o kamiennych zdobieniach. Jednym z nich jest herb rodu Orbelianich: orzeł trzymający w szponach jelenia.

Niezwykłe płaskorzeźby

Na mnie największe wrażenie zrobiły cztery płaskorzeźby – tympanony umieszczone nad drzwiami lub  oknami świątyń, ewentualnie między nimi.Na górnym poziomie Narteksu jest to niezwykła postać Boga Ojca. Prawą ręką błogosławi on Jezusa na krzyżu, prawą podtrzymuje głowę biblijnego praojca Adama. Obok artysta umieścił gołębia – symbol Ducha Świętego. W dziele tym, przypisywanym też wspomnianemu już Momikowi, przedstawione są także inne postacie biblijne oraz bogate elementy dekoracyjne. Na tympanonie umieszczonym na tej samej ścianie, ale niżej, między drzwiami i oknami, jest wykuta w kamieniu Matka Boża siedząca z małym Jezusem na wschodnim kobiercu, na bogatym dekoracyjnym tle. Inny tympanon o tej tematyce: Maria siedząca na tronie z małym Jezusem, oraz dwoma aniołami po bokach i przeplatającymi się dekoracyjnie dużymi literami, pędami roślin, liści i kwiatów, znajduje się na ścianie kościoła Surb Astvatsatsin – Matki Bożej, zwanego, jak już wspomniałem, Burtełaszen. Zaś na innych zabytkach postać Chrystusa z apostołami Piotrem i Pawłem. Nie brak i innych, mniejszych, ale też pięknych, kamiennych dekoracji rzeźbiarskich, chyba na wszystkich zabytkowych budowlach monastyru. Na jego terenie stoją także dwie kaplice, cele mnichów, nowy budynek klasztorny, dwa pomieszczenia do produkcji masła, a także najmłodszy obiekt: oddane do użytku w 2002 roku obudowane źródło, upamiętniające katolikosa Garegina I (Karekina), który – przypomnę – ponownie poświęcił klasztor i jego świątynie w roku 1999 przywracając mu funkcje monastyczne.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Słowiańskie dziady u stóp megalitów

 

Megality i stóp Azhdahak (Mt Mets Azhdahak) 3598 m.n.p.m Słowiańskie dziady  31 października 2014

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Historie pisane przez wszechświat zaskakują nas non stop.

Gdy wyjechaliśmy z Erewania późno w nocy skierowaliśmy się w kierunku atrakcji turystycznej monastyru Gegharda.

Geghard to również nazwa miejscowości, a my nieopatrznie skręciliśmy do niej. Przespaliśmy się na jej obrzeżach i rano nieporadnie kręciliśmy się po wiosce.

Gdy nagle jakiś samochód zatrąbił na nas,a jego kierowca wskazał drogę w którą mamy jechać.

Więc grzecznie pojechaliśmy.

Okazało się, że jest to droga ku pięknym szczytom 3000-3500 oddzielających jezioro Sevan od Erewania.

Szczególnie wiele razy migotał już do nas Azhdahak, polecany zresztą bardzo przez spotkanych na Aragats Rosjan.

Z radością podjęliśmy zaproszenie wszechświata, wjechania znów w góry na pasterskie drogi.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Tym razem nie tak komfortowe jak ostatnio bo mokre, gliniaste, a powyżej 2800 przyśnieżone.

Staraliśmy się dojechać jak najbliżej Azhdahak jednak to droga była zaśnieżona, to za błotnista (a butki naszej landrynki mają już nie najlepszy protektor), coś nie szło. Śnieżynki – 3-tysięczniki pojawiały się i znikały. Pogoda była iście chimeryczna.

Czy na pewno góra nas tutaj zaprosiła???

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Bartkowi w oczy wpadło na mapie jeziorko znajdujące się 2 km od nas. Droga wyznaczona przez nawigację wpakowała nas w błoto.

Przejdźmy się nad jeziorko – zaproponowałam to tylko 2 km

Ruszyliśmy po błotnistej mazi, gdy naszym oczom ukazała się komfortowa szutrowa droga. Popatrzyliśmy jak na nią wjechać i za parę chwil znaleźliśmy się nad jeziorkiem zaporowym, niemal pustym i niezbyt pięknym.

Podoba Ci się ? – zapytał Bartek

…….. zrobiłam skwaszoną minkę

 

Gdy nagle na przeciwległym zboczu zobaczyłam dwa kamienie.

Pobiegłam do nich i już wiedziałam kto nas tutaj zaprosił.

Kamienie megality najprawdopodobniej ze starego kultu słońca.

Na większym kamieniu wyryta twarz, a pod nią 2 czaple.

Miejsce dawnego kultu, na tę specyficzną noc, słowiańską noc dziadów. 

Jedno sprzęgło się z drugim, chyba nie mogło być lepszego terminu.

Zaparkowaliśmy landrynkę pod kamieniami i oddaliśmy się medytacji.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Poprosiliśmy wszechświat o dalsze prowadzenie, o zrzucenie kajdan przeszłości, abyśmy mogli iść z radością i miłością swoją drogą.

Wszechświat podpowiedział proste ćwiczenie, aby iść jak bocian wysoko podnosząc kolana i tupać przy tym, ruszając receptory na stopach i mówiąc – odrzucam wszystko co wstrzymuje mnie od pójścia swoją drogą.

 

Z radością miłością, idę swoją drogą.

 

Wyciągaliśmy sobie kartę ze zwierząt mocy na dzisiejszy dzień :

Owca- Baran – zwierzęta, które tu spotykamy na codzień na pastwiskach.

Zwierzęta urzeczywistniania marzeń .

Łagodności owcy z determinacja Barana.

Wzięliśmy swoje marzenia i przyjrzeliśmy się im bez ograniczeń, bez oceniającego umysłu, wdzierających się w umysł autorytetów,

Zadaliśmy pytania

Co nas powstrzymuje?

Na co czekamy z wdrożeniem ich w czyn?

Czego nam potrzeba by je wdrożyć ?

 

Medytowaliśmy, cieszyliśmy się chwilą

Obserwując co dzieje się z nami w tym magicznym miejscu.

Jakieś dziwne programy braku szczęścia, spełnienia, radości zaczęły się ujawniać.

Były tak silne rozładowania energetyczne, że gdy Bartek przypomniał sobie o włoskich orzechach – tak bardzo się ucieszył, że od razu dziadek do orzechów się rozpadł w sposób nie do naprawienia.

Odkryliśmy po raz kolejny program, że nie wolno nam się cieszyć z tego co chcemy. I praktycznie, każde marzenie możemy nazwać chciejstwem.

A życie smutne, bez wyrazu, na kogoś drodze to co?

Nie chciejstwo?

 

Pozwalam sobie z radością i pełną świadomością iść za moimi marzeniami. Obdarzać je pełnym zaufaniem i szacunkiem.

 

Miejsce tak nas czarowało, że zaprosiło nas na noc.OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

I tak cieszymy się magią tego miejsca (2800 m,n.p.m) i kamieni.

Wszystko gdzieś tańczyło i cieszyło się spotkaniem.

I nawet góry pozwoliły się nam zobaczyć w swoich śnieżynkowych pierzynkach.

 

Gdy już po zmroku medytowałam, przyszła do mnie informacja, że gdy jak zacznie padać deszcz, mamy zjeżdżać w dół.

Wiadome, na tej wysokości o tej porze roku, nie będzie już padać deszcz, a sypać śnieg.

Siedzieliśmy kontemplując ciszę

Nie wiesz jaką pogodę zapowiadali ? – zapytał Bartek

Nie, ale możemy sprawdzić, jakiś zasięg jest.

Patrzymy, a zapowiadają deszcz i to na najbliższy czas.

Była 21,30 od 22 miało padać, a już teraz zaczęło posypywać.

Jedziemy?

Bartek nie był szczęśliwy, zaczęły mu iść emocje, że przecież mamy już doświadczenie podróżnicze i pierwsze powinniśmy sprawdzić pogodę, a potem pakować się w góry.

Jazda w nocy w terenie górskim po zboczach, kamieniach i błocie, nie jest bezpieczna (do wsi w dolinie było 13 km).

Ale skoro idziemy za energią, to co ma do tego jakiś schemat.

Gdy Bartkowi szły emocje, mi wychodził program poczucia winy, że mi emocje nie idą.

Bo przecież każdy powinien się w takiej sytuacji denerwować, a nie trzeźwo myśleć.

Tak, zawsze opieprzała mnie o to moja mama, że za mało reaguję emocjonalnie.

I w sumie wstyd mi było, że trzeźwo myślę.

Wiadome z czasem zrozumiałam, że brak stresu daje mi siłę, aby coś zrobić w trudnych warunkach. Koncertując się na działaniu, a nie na emocjach.

I tak zaczęliśmy zjeżdżać, prosząc naszych opiekunów duchowych, i wszystkie sprzyjające nam energie wszechświata o wsparcie i opiekę w drodze powrotnej w dół do doliny– dobrze, że wgraliśmy po raz pierwszy raz w życiu, ok. tygodnia temu do telefonu nawigację i mapę Armenii.

Gdyż po nocy nie za bardzo wiadome było gdzie jechać (którą pasterską dróżkę wybrać), na szczęście często widoczne były ślady naszych własnych kół.

I nagle na drodze przed nami pojawił się brat szakal, który zaczął biec razem z samochodem w światłach reflektorów. Pokazując, że nasza droga to droga na granicy światów, a może we wszechświecie bez granic między życiem, a śmiercią?

 

Im zjeżdżaliśmy niżej tym śnieg przechodził w deszcz. Około 2 km od wsi drogę przebiegł nam biały zajączek (wersja zimowa), aby przypomnieć nam o delikatnej, cząstce nas samych., aby dać priorytet miłości.

 

Otwieram serce, oraz przyjmuje oraz rozdaję miłość wszędzie gdzie jestem

 

Ok. 1 km przed wsią znaleźliśmy nocleg na polanie (2100 m.n.p.m.) i wsłuchiwaliśmy się w deszcz, który grał na karoserii naszej landrynki.

 

Dziękujemy za cudowne prowadzenie tego dnia, za czas magii i dużego wglądu w nas samych w tym dniu gdy świat ludzi i duchów łączył się ze sobą,

Za te piekne słowiańskie dziady. 

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Niebo zstąpiło na ziemię Sevanvang po raz trzeci

Sevanrang – magia po raz trzeci 26 października 2014

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Jadąc z Dilijan w stronę Erevania, nie sposób nie przejechać koło Sevanvang i handlarzy z kamieniami.

W Dilijan podało i wydawało się, że zaraz sypnie śniegiem, było mgliście, dżdżysto, ale magicznie Gdy wjechaliśmy na przełęcz nagle zrobiło się słonecznie, białe obłoczki fruwały po niebie oblepiając czasami górki.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

A może to góry mogły wreszcie wyjrzeć zza chmur. Ruchu dodawał tutaj wiatr, który porywał do tańca chmury , które ze swoją gracą i zalotnością przemieszczały się szybko i zwinnie nie tylko wśród górek, ale i po tafli zafalowanego Sevanu.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Wody Sewanu są jak kawałek nieba, które zstąpiło na ziemię pomiędzy góry”. (Maksym Gorki)

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Świat ludziki spotyka się ze światem boskim w każdym momencie i każdego dnia, pokazując jego magię i piękno.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Trzecie spotkanie z Sevanem, trzecia odsłona jakże inna od poprzednich.

Są takie miejsca, które każdego dnia są inne. A Sevan urzeka nas sobą, kusi , a potem wyrzuca w dalszą podróż.

Jednak jak w taką pogodę nie odwiedzić znajomego monastyru i kamieni. Sezon się kończy handlarzy coraz mniej, znajome kamienie już nie przyjechały, więc może nie chciały jechać z nami do Polski.

Jednak tym razem nie kamienie były na pierwszym planie, a taniec obłoków w wiatrem na Sevanie. Gdy weszliśmy na górkę wiał zimny, dość silny wiatr, jednak urok tego co dzieje się na dole nie tylko powodował, że zapominaliśmy o chłodzie, ale było nam wręcz ciepło.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Przykład tego, że ciepło, zimno to stany umysłu, tak samo jak głód.

Oczywiście ma to związek z naszym ciałem, którego struktura zależy nie tylko od myślenia, ale i od spożywanego jedzenia.

Przecież jemy określone produkty, unikając innych. Dlatego ciało każdego jest inne i nie sposób stosować jakiegoś generalizowania.

Wskoczenie do przerębli po saunie, nie jest dla mnie żadnym wyzwaniem, wręcz niesamowitą przyjemnością i radością. Natomiast wejście do zimnego basenu czy jeziora bez rozgrzania sauną, szczególnie zimową porą to na razie wyzwanie.

Jak to mówiła nasza koleżanka z Murmańska – Ania, która pływała zimą w przerębli

to czy to robisz czy nie

 

To tylko stan umysłu.

 

I na razie przyglądamy się mu i cieszymy, gdy uda nam się „zapomnieć” o zimnie, wtedy gdy według innych, przede wszystkim rodziców w dzieciństwie, powinno nam być zimno.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Pogoda i miejsce sprzyjają takim eksperymentom. Bo mimo że pojechaliśmy na południe w kraj w którym latem temperatury sięgają 45 stopni (w miejscach niższych) to jednak należy pamiętać, że Armenia to kraj górzysty, gdzie przebywanie na wysokości naszego Kasprowego jest czymś normalnym. Dlatego teraz jest tutaj pogoda bardzo podobna jak w naszym rodzinnym Bielsku, czasem ciepło, czasem zimno, czasem słońce, czasem deszcz.

Jest to pierwsza nasza chłodna pora roku od kiedy jemy niewiele i gdy w dużej mierze zrezygnowaliśmy z dogrzewania organizmu przez gorące jedzenie.

Będziemy również odprogramowywać ten temat i mu się przyglądać.

A teraz w radości zeszliśmy z Sevanvangu, by natknąć się na dole na samochód weselny ozdobiony szakalem (w Armenii jeden z samochodów weselnych ma na sobie wypchane zwierzę) . Kolejny raz ten nasz zwierzęcy przewodnik przychodzi pokazać nam, że stare się skończyło i czas zacząć myśleć całkiem po nowemu. 

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Serduszkowo-ziołowa górka

Wycieczka na serduszkowo- ziołową górkę 12 października 2014

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

W 2007 roku wybudowano w Jermuku wyciąg krzesełkowy na pobliską górkę 2478 m.n.p.m który latem służy do przejechania się kolejką, a zimą z narciarzami. Są tutaj 2 trasy narciarskie o długości ok 1300 m każda Według nas takie z pogranicza czerwono-czarnych.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Na górze znajduje się restauracja. Większość Ormian wjeżdża i zjeżdża od razu traktując sam przejazd jako atrakcję (jak my za naszego dzieciństwa), albo wchodzą tylko do restauracji. Spacerowiczów brak.

Weszliśmy w jedną trasę i jakie było nasze zdziwienie, że nagle znaleźliśmy się w ziołowym królestwie, jedno zioło wystawało znad drugiego. Zioła co prawda już podsuszone, a pomiędzy nim kolorytu dodawały piękne zimowity.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Gdzieniegdzie, majestatycznie stały już suche dziewanny.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Po wygryzionych przez krowy i owce łąkach, tutaj znaleźliśmy się w ziołowym raju. Szliśmy i oglądaliśmy jak wyglądają znane i nieznane nam rosliny w wersji praktycznie zasuszonej.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Nad nami krążyły sójki, tak nisko, że czasami miałam wrażenie, że wlecą nam na głowę.

W okolicznych laskach zapraszały śliwki, dzika róża, jarzębina.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Wszyscy cieszyli się na spotkanie i chcieli dać nam jak najwięcej.

Słońce świeciło rozświetlając twarzyczki uśmiechniętych roślin, a nam dając ciepełko i możliwość spokojnej kontemplacji otaczającej przyrody.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Gdy siedzieliśmy pojawiły się kruki, przypominając nam o naszej mądrości, jak również o tym, że czas zrobić może nie krok, ale skok w nowe nieznane. Przyjrzeć się swoim ciemnym stronom, emocjom, zaakceptować je i podążyć dalej w nowe.

Dziękujemy tym wysłannikom Wielkiego Ducha za pojawianie się i przypomnienie o naszej drodze.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Czas bowiem w sanatorium, gdzie przyjmowaliśmy różne zabiegi, ruszył w nas wiele emocji, programów . Czas je uporządkować, by podążyć dalej.

Na szczycie ktoś rozsypał serduszka, pokazując nam, że miłość jest wszędzie, a my po niej praktycznie stąpamy, mamy ją pod nogami.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Zaprosiła nas również restauracja na smażonego Aveluka (koński szczaw – miejscowa atrakcja, o tym specjalny post), w sanatorium jedzenie zawiera mało tłuszczu, tutaj praktycznie tłuszcz z tego wyciekał.  Do tego lubimy podawaną tutaj kiściami zieleninę i chlebek Lawasz Już w czasie jedzenia czuliśmy oblepienie przełyku, a po zjedzeniu (bo było dobre – chyba nam potrzeba tej rośliny, bo dalej nam smakuje) nasz żołądek zrobił się ciężki.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Przyjrzeliśmy się programom i okazało się, że ciężkość, otępienie, senność po jedzeniu odziedziczyliśmy po przodkach, którzy marzyli o tym, aby mieć pełny brzuszek, móc się zdrzemnąć i zalegnąć w bezruchu. W ten sposób odpoczywali.

My teraz już tak nie musimy, a czas który zajmuje nam senność i utrata energii po jedzeniu – mamy na co wykorzystać. Fakt pojawił się następny program, że jak będzie dużo energii to inni nam ją zagospodarują wg swoich zasad i nie będzie jej na to co się chce. Choćby na świadome nic nie robienie. Bo to nie wypada.

Również ciało zaczęło się bronić, że też czasem chce odpocząć i żeby uważać z ciągłym dokładaniem zajęć i obowiązków, z eskalowaniem tego zjawiska.

Dużą ilość energii gospodaruję tak jak uważam za słuszne, pozwalając sobie zadbać o ciało i umysł

 

Podeszliśmy na następną okoliczną górkę z której widok był praktycznie w 360 stopniach – zawierał góry. Góry wysokie. Sami byliśmy już na 2600, a otaczały nas 3000-3500 . Dookoła przestrzeń, gdzieniegdzie rozrzucone pasterskie domki. Tak, tylko Jermuk w dole i przestrzeń, przestrzeni w której można się rozpłynąć. Gdy stałam na brzegu góry, a wiatr przewiewał mnie od tyłu, czułam, że jestem cząstka tego świata i każda moja komórka ma informację tego wiatru, tych gór i całego stworzenia. Tylko trzeba chcieć z tych informacji skorzystać.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Wczoraj pokazał mi się szczur, jako symbol charyzmy, ale również niecierpliwości i inteligencji.

Symbol ujawnienia swoich ciemnych stron, podziemnych korytarzy. Odpuścić to co stare, coś co więzi w starych schematach, nie pozwalając jaśnieć.

Na pewno jedzenie jest sporą kotwicą.

Wczoraj na kolację był bigos i chyba pierwszy raz od lat (jadłam potrawę mięsną) z radością zajadałam się nim, wyciągając mięso – tak mi smakował. Póżniej gdy to ustawiliśmy okazało się, że bigos był symbolem celebracji urodzin, świąt.

Gdy przyjrzeliśmy się temu bliżej okazało się, że u mnie w domu nie celebrowało się jedzeniem świąt, ale moja babcia tak robiła. Bigos, który gotowała parę dni był symbolem urodzin, imienin.

Odpuściłam już któryś raz (a może wcześniej mało byłam tego świadoma) celebrowanie pożywieniem życia.

Odpuszczam przymus celebrowania życia pożywieniem, pozwalam sobie celebrować życie miłością i radością.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Podziękowaliśmy przestrzeni za cudne ustawienia, programy które same wyskakiwały i zeszliśmy drugą trasą narciarską, również ziołową, w dół.

 

Ciesząc się jak dzieci z dzisiejszego spaceru.

Jutro opuszczamy sanatorium i w związku z tym, że zrobiła się piękna jesień, pojeździmy autem po górkach. Nie będziemy musieli nigdzie schodzić wieczorem, będziemy mogli cieszyć się tą przestrzenią non-stop.

A te noclegi mogą być głęboko w przyrodzie i nigdzie nie musimy zjeżdżać.

Dlatego tak lubimy podróże naszą landrynką. Gdy noclegi w niej dają podstawę, a w cywilizacji, hotelach są w mniejszości.

Choć nie uważamy, że mamy tylko spać w landrynce. Wszystko ma toczyć się według boskiego prowadzenia.

Dziękujemy za cudowny spacer

 

Inna odsłona Hiszpani

Parki Narodowe Sierra Las Villas i Sierra Las Carzola 30-31 październik 2013

1

Do tej pory myśleliśmy, ze Hiszpania to kraj półpustynny , gdzie las w naszym polskim znaczeniu nie występuje , oczywiście można spotkać rzadki las , ale prawdziwy las to raczej nie .
Więc jakie było nasze zdziwienie , gdy wjechaliśmy do Parku Narodowego Sierra Las Villas i naszym oczom ukazał się las . Normalny las . Jakiś raj .
Wjechalismy do Parku przy przepięknym zachodzie słońca i powitały nas daniele .

2
Daniele i jelenie towarzyszyły nam przez cały pobyt w parku . Dziękujemy tym cudownym zwierzętom za pojawienie się na naszej drodze i przypomnieniu nam , abyśmy nie zbaczali ze swojej drogi , niezależnie od okoliczności, dziękujemy rogatym braciom.

3
Po ponad miesiącu spędzonym w półpustynnym i pustynnym terenie , gdzie od czasu do czasu gościliśmy w rajskich oazach . Tutaj , ten głównie sosnowy las wydawał nam się swoistym rajem i to jeszcze pięknie pachnącym . Gdzieniegdzie przebarwiające się topole , przypominały o aktualnej porze roku, dodawały niesamowitego kolorytu temu miejscu .

4
Jakie to dziwne , mieszkamy w kraju , gdzie jesień jawi się nieskończoną ilością kolorów , jest czymś co powinno być wpisane jako polska atrakcja turystyczna .
A my narzekamy ….
W Maroku od sprzedawców czy restauratorów , często słyszałam jak złą pogodę mamy w Polsce tylko zimno i pada .
Gdy mówiłam, że aktualnie w Polsce jest złota jesień , byli zaskoczeni .
A może to opowiadali Polacy mieszkający w Anglii i osoby słuchające źle to zrozumiały .

5
Tak czasem pada , jednak wtedy nie tylko rośliny otrzymują picie tak potrzebne do swojego wzrostu, ale również czasami wtedy pojawia się tęcza. Po zimnie następuje ciepło . Ciągle zmiany …..
Tym co chcą tylko słonce i brak deszczu polecamy tereny pustynne , miejsca jeszcze dużo i nie widać tam wielkiej migracji . Tak wygląda świat słońca , bez deszczów …. miejcie tego świadomość , gdy będziecie prosić wszechświat o taką rzeczywistość .
Tutaj w Parku Las Villas czujemy się wyśmienicie , doceniamy na każdym kroku piękno tutejszej przyrody , jak również naszej polskiej , bo czy się Wam to podoba czy nie żyjemy w przepięknym kraju.

6
Parki Las Villas i Carzorla mają na swoim terenie potężną ilość dróg , piękne zaporowe jeziorko i całą infrastrukturę turystyczną.
My jesteśmy na „przelocie” więc nie mamy zbytnio czasu wgłębiać się w te parki , chodzić po nich , a jest po czym i jeździć . W
ałęsając się bez składu i ładu zrobiliśmy 150 km , a myślę , ze dróg jest około 500 km .
Z tych dwóch Parków bardziej do gustu przypadł nam Las Villas , większą dzikością , wyższymi górami , po prostu wyższą energią .
W Las Carzola jest już więcej oliwkowych upraw .

7
Cudowny pobyt tutaj w Parku zmusił nas do refleksji …. może kiedyś większą część tego kraju porastały wolne (dzikie) lasy , które potem człowiek zamienił na gaje oliwkowe ?

11
Nie wiem dlaczego, ale gdy patrzę na te monokultury robi mi się smutno. Oliwka  koło oliwki, czasami nawet źdźbła trawki .
My zaś zasiedzieliśmy się trochę w Hiszpanii , wyjeżdżamy z parku i kierujemy się prosto w kierunku Francji .

P1240990