Mongolia fascynacja kuchnią koreańską
Ułan Bator – fascynacja kuchnią koreańską 8-9 października 2015
Dla nas zawsze wjazd do dużego miasta, to okazja pójścia do kawiarni czy restauracji, nie wspominając o zakupach itp. . Czasem to wychodzi, czasem nie.
W Ułan Bator jest 15 wegańskich restauracji sieci Living Hut, jednak ich wielkim mankamentem jest to, że zazwyczaj otwarte są do góra 19-20 godziny.
My wjechaliśmy do Ułan Bator koło 17, odwiedziliśmy potężne targowisko w 7 piętrowym budynku i w sumie rzutem na taśmę wpadliśmy do włoskiej wegańskiej. Jedzenie może smakowo smaczne, ale jakieś bez energii – z mikrofali.
Po drodze wpadała nam w oczy koreańska knajpka ( już przy pierwszej wizycie latem w Ułan Bator byliśmy w koreańskiej, jednak wybór wegańskich potraw dla nas nie za duży.) I właśnie dlatego teraz z umysłu zjedliśmy coś co nie za bardzo nam smakowało we włoskiej wegańskiej.
Uwalniam się od przymusu jedzenia smacznych rzeczy smakowo, które nie odpowiadają mi energetycznie.
Jem to czego potrzebuje moja dusza i ciało.
Troszkę rozczarowani, pojechaliśmy do tej koreańskiej, która zapraszała po drodze. Powitał nas tłum ludzi i zapach świeżego jedzenia – głównie mięsa. Na stołach wmontowane były w blaty grille z rozżarzonymi węglami, na których smażone było mięso samodzielnie przez klientów. Z sufitu zwisały nad paleniska rury odprowadzające dym i wyziewy smażonego mięsa. Tu była energia jedzenia i zadowolenia jedzących osób.
Czegoś takiego jeszcze nie widzieliśmy, siedliśmy więc przy jedynym wolnym stoliku i udało nam się dogadać z kelnerką odnośnie tego, że nie jemy mięsa, ryb i żeby zupa też nie była na mięsnym bulionie.
Otrzymaliśmy zimą koreańską zupę z kostką lodu, smak ostro słodki. W przepisach wyczytałam, że przyrządza się ją w wołowiny i razem z makaronem trzyma w lodówce,aby się przegryzła. Mięsnego wywaru nie wyczułam, kelnerka i właściciel również potwierdzali, że bulion jest bez mięsa. Wyśmienita.
Do tego kultową wegetariańska potrawę czyli ryż, a na tym warzywa ułożone tematycznie, a pośrodku jajko. Bardziej ładne niż fascynujące w smaku.
Do tego dodatkowo litrowy dzbanek herbaty i kilka przystawek warzywnych.
A wszystko w fajnej energii. I w cenie jak we włoskiej wegańskiej tj. ok. 40 zł za całość.
Gubimy tutaj w Mongolii czas, jednak gdy wychodziliśmy zorientowałam się, że chyba mam dziś imieniny.
– To dlatego dwa razy byłaś w restauracji – śmiał się Bartek.
Tak, tak nawet nieświadomie program celebracji świąt jedzeniem nadal jest.
Ale muszę przyznać, że wizyta w koreańskiej dała mi tak wiele radości, że gdy na drugi dzień robiliśmy zakupy w centrum stolicy, stwierdziłam, że mam ochotę nasycić się ich energią.
W Ułan Bator jest bardzo dużo koreańskich restauracji. Tym razem trafiliśmy do skromniejszej niż wczoraj.
Zamówiliśmy bezmięsne sushi i zupę z pasty sojowej z tofu, oczywiście przystaweczki i herbatka gratis.
Zubka była bardzo dobra, podana bardzo gorąca w żaroodpornym naczyniu, tak jakby prosto wyciągnięta z piekarnika z ziemniakami i tofu. Smak super, jednak coś mi przypominał…….
Nagle olśnienie, ona jest zrobiona z któreś z tych past sojowych co wcześniej kupowaliśmy w sklepie.
Pasty są:
brązowa Dwenjang to tradycyjna koreańska pasta z fermentowanej soi
zielona Ssamjang to mieszanka pasty chili Gochujang i pasty sojowej Dwenjang z dodatkowymi przyprawami
czerwona Pasta Chili Gochujang, to ostra koreańska pasta z ostrej papryki.
Oczywiście decydujące znaczenie ma firma je produkująca, czy nam smakuje czy nie. Oczywiście pasty można kupić w Polsce w internecie.
Aby dopełnić koreańskich specjałów na koniec dnia, chcąc zrobić ostatnie zakupy w dużym mieście trafiliśmy do supermarketu Mini, i pierwszy raz w Mongolii zobaczyliśmy niesamowitą półkę warzyw i owoców po w miarę przystępnych cenach, z której części smaków nie znaliśmy m.in. bakłażan japoński, maniok, bataty, jakieś zieleninki w smaku przypominające szczypiorek, egzotyczne dla nas grzyby, cudaczne dynie ……
Wszystko sprowadzane z Korei. Rzuciliśmy się na zakupy jak wariaci. Tyle nowości, trzeba kupić po troszeczce, aby popróbować. I do tego sensowne ceny. Zauważyliśmy, że jak coś jest koreańskie to jest stosunkowo tanie, jak rosyjskie czy polskie to drogie.
Poza tym ser tofu w różnych wariantach od smażonego, po zwykły. Dostępny nie tylko w Ułan Bator, ale praktycznie w każdym większym miasteczku w cenie ok 3-4 zł za 400 g kostkę naturalnie fermentowanego (mongolskiej produkcji).
Mogę nie jeść jakiś czas, jednak gdy pojawia się nowy smak mam ochotę go spróbować.
Uwalniam się od przymusu próbowania każdego nowego smaku
Słucham mojego ciała , które podpowiada co dla niego dobre.
Tak, tak podróżowanie i nowinki smakowe to coś co powoduje, że czasem za dużo jem. Za dużo w stosunku do tego co potrzebuje moje ciało.
Dostarczam mojemu ciału tyle jedzenia i takiego jakie jest mu potrzebne do zachowania zdrowia.
A pomysł na zupkę z pasty na drugi dzień przetestowałam …….
Pasty sojowej pasty można kupić na stronie http://www.kuchnieorientu.pl/sosy-pasty-oleje-ocet/595-pasta-sojowa-chili-koreanska-ssamjang-500g-polecam.html
Ja robiłam zupkę z pasty zielonej, czerwona jest dla mnie za ostra, a brązowej jeszcze nie znam.
W wodzie rozpuszczamy tyle pasty, aby nam to smakowało, potem możemy dodać ugotowane w kostkę pokrojone ziemniaki, ser tofu np. podsmażony z sosem sojowym czy surowy. Podgotować chwilkę i gotowe.
W tej koreańskiej co byliśmy pierwszego dnia taka zupa była z makaronem. Jak zwykle namawiam do eksperymentów i gotowania tak, aby smakowało.
Kuchnia koreańska mi osobiście smakuje, jednak z tego co widzę i czytałam po internecie jest to głównie kuchnia gotowana i co by nie mówić z dużą ilością przetworzonej żywności jak wodorosty (takie jak do sushi, czy zrobione z nich chipsy), grzyby uprawiane czy suszone, soja suszona uformowana jak szparagi, sosy sojowe, czy ser.
Korea zaprasza nas do siebie teraz kuchnią, wcześniej najbardziej uśmiechniętymi, kolorowymi, pogodnymi i otwartymi turystami jakich spotykaliśmy na swojej drodze.
Jak kiedyś tam zajrzymy to na pewno dla ludzi i kuchni. Przyrody jak sami się śmieją Koreańczycy , jest tam niewiele.
Dziękujemy za kolejne doznania smakowe i nowe informacje dla naszych ciał.
I tak w Mongolii zamiast fascynować się kuchnią mongolską ( bo to prawie samo mięso, lub conajmniej dodane do potraw) , pozwoliliśmy zauroczyć się koreańskiej.
O sosie sojowym pisaliśmy http://brygidaibartek.pl/krem-z-marchewki-z-tofu-w-10-minut-bezglutenowy-weganski/
O restauracjach wegańskich w Mongolii http://brygidaibartek.pl/weganska-restauracja-najwieksze-zaskoczenie-mongolii/