Maroko
now browsing by tag
Uciekajacy komputer w dolinie Dades
Uciekający komputer w wąwozie Dades 14-16 październik 2013
Z różanego królestwa podjechaliśmy do wąwozu Dades , słynącego również z kaskad które nam się nie objawiły , jednak pokazał nam się piękny wąwóz i przygarnął nas cudowny kemping o bardzo wysokim standardzie i wyjątkowo niskiej cenie 42 DH. Przy samym canonie , a więc z małą ilością słońca, co po doświadczeniach upału na pustyni , dawało nam odpoczynek .
Syciliśmy się spokojem , wolnością od stylo, sprzedawców i upału .
Rozkoszowaliśmy się błogością , jednak wszechświat stwierdził, że na błogość non-stop jeszcze nie zasługujemy i ………….. zmontował nam pełną emocji przygodę.
Przygodę , która pokazała nasze przywiązania do materii .
A było to tak……..
Rankiem podłączyliśmy nasz komputer do gniazda usytuowanego około 5 metrów od naszego auta , pustka kempingu i dwa wcześniejsze dni błogiego spokoju uśpiły naszą czujność .
W pewnym momencie chcąc skorzystać z komputera , zauważamy że niestety komputer znikł wraz z futerałem i zawartym w nim twardym dyskiem oraz modemem . Wielkie zaskoczenie i wielka konsternacja. Przez chwilę zastanawiamy się kto pół godziny temu opuszczał hotelo-kemping.
Wyobraźcie sobie, że była to grupa polskich motocyklistów . Ponieważ w sprawach kradzieży tutaj w Maroku (nie bywamy jak na razie w dużych miastach) czujemy się wybitnie bezpiecznie , podejrzenie pada na nich . Podejrzenie jest oczywiste , ponieważ znikł sam komputer , a na kempingu pozostał kabel zasilający.
Zawiadamiamy właściciela obiektu oraz dopytujemy się jedynej pozostałej parki Francuzów czy nie wiedzą coś w tej sprawie . I tutaj pełne zaskoczenie , przyczyną zamieszania są właśnie oni Francuzi, ponieważ nasz komputer poprostu dali polskim motocyklistom – a Ci wzięli .
Zagadką jest tylko dlaczego wypięli komputer z kabla i dali go samego …….
Ruszamy w pościg za naszymi rodakami, sytuacja wydaje się dość beznadziejna, przed nami serpentyny górskiej drogi, oni mają do dyspozycji szybkie ścigacze i zapewne wielkie umiejętności jazdy po tego typu drogach – my 2 tonową terenówkę . Cała nadzieja, że peleton ów będzie opóźniał wóz serwisowy organizatora .
W pościg rusza także właściciel hotelu , zaniepokojony naszym pomysłem zawiadomienia żandarmerii (policji). Tutaj w Maroku przed większymi miastami znajdują się posterunki żandarmerii , które w różnym stopniu kontrolują kto wjeżdża do miasta . Jest wręc nadzieja , że taki posterunek odnajdzie gdzieś naszą grupę motocyklistów. Wielkie wzburzenie i wielki stres . Choć jadąc powoli się uspokajamy . Obserwujemy nasze programy :
Kto kradnie ? Polacy!
Obserwujemy nasze przywiązania do materii , zdjęć, bloga , przeżyć zapisanych na czymś materialnym . Jadąc pod górę powoli rozstajemy się z komputerem, zdjęciami , przeszłością .
Uspakajamy się . Świadomie wiemy, że wszechświat nas w ten sposób testuje , a może wychowuje , ale podświadomie jeszcze tkwi wiele emocji . Emocji na które po prostu reagujemy . Emocji które wpisane są w nasze ciało, umysł . Często również przez poprzednie pokolenia .
Przełączka , a na niej nasze stadko motocyklistów . Ufff, pościg zakończony powodzeniem .
Organizator od razu przyznaje się do zabrania komputera , który wcisnęła mu para Francuzów. Bo miał zamiar zapytać czy to kogoś od nich i wrazie czego odwieść .
Dlaczego nie odwrotnie . Najpierw zapytać , a potem podjechać po niego .
Nie ma to większego znaczenia .
Komputer odzyskany i przeszłość którą parę minut temu pożegnaliśmy .
W tej przygodzie każdy uczestnik miał zapewne coś swojego do przerobienia . My program , że jeżeli zostaniemy okradzeni to w Polsce lub przez Polaków .
Mamy nad czym pracować , bo szkoda widzieć naszych rodaków jako złodziei . Bo przecież 99% Polaków to uczciwi ludzie .
Dziękujemy wszechświatowi za ciekawą lekcję w przepięknej scenerii i jeszcze w pierwszy dzień jednego z największych muzłumanskich świat . Czyżby jego energia była czyszcząca również dla nas …..???? O święcie ofiarowania w następnym poście.
To tak jakby kolejne wtajemniczenie z książki niebiańska przepowiednia Redfielda .
Landrynką przez piaski
Landrynką przez piaski. 11 październik 2013
I podążyliśmy w kierunku Merzougi drogą pokazaną przez właściciela hotelu . Jechaliśmy drogą gruntową gdy nagle zagrodziły nam ją wydmy .
Nastąpiła konsternacja
czy na pewno tędy mamy jechać – zastanawialiśmy się ,
chyba nam coś źle pokazali
Jedzie Tuareg na motorku ,
Do Merzougi tędy – pytamy
tak tędy pokazuje ślady opon
Oferuje pomoc przy przeprowadzeniu , bo też jedzie do Merzougi .
Jak w Maroku nic gratis .
Pan oferuje również pomoc przy przeprowadzeniu nas kultową pustynną drogą do Zagory ok 230 km , tutaj już z ciekawości pytamy o cenę , bo droga nas interesuje a nie mamy przecież GPS-a z mapami.
Pan pisze na piasku cenę odpowiadajacą 1000 euro !!!
– za drogo – mówię
– a ile dasz – pyta Pan
– szanuję Twoją cenę i Twoją wartość – odpowiadam dusząc się ze śmiechu
Żeby zachować powagę, o cenę pokazania drogi do Merzougi nie pytamy , bo mogłaby być równie ciekawa.
Spuszczamy powietrze z opon . Po piasku jeździ się z ciśnieniem około 1 atmosfery lub nieco poniżej , jeżeli opona jest oponą twardą typu MT
I ruszamy , ślady po kołach są ledwo widoczne , ponieważ dzień wcześniej wiał wiatr i zasypał je piaskiem , jednak szczególnie w dolinkach diun (wydm) widać je wyraźnie. To pierwszy raz jak naszą landrynką wjeżdżamy na kopny piasek, rośnie więc adrenalina, pokonujemy kolejne wydmy o wysokości 10-30 metrów .
Trasa przejazdu wiedzie krótkimi zjazdami i krótkimi dość ostrymi podjazdami . Czasami podjazd jest przechylony na jedną stronę co sprawia wrażenie, że się za chwilę przewrócimy. Jednak przy zachowaniu pewnej prędkości nasza landrynka bardzo sprawnie pokonuje kolejne diuny . Od czasu do czasu zatrzymujemy się na szczycie diunki tak aby łatwo było ruszyć dalej i odpoczywamy ……
…..głównie od emocji
Ponieważ nie każdy podjazd idzie tak dobrze jakbyśmy chcieli . Czasami ściąga nas na bok – na dno wąwozika , sprawiając wrażenie, że już ugrzęźliśmy. Mamy ze sobą trapy , jednak nigdy z nich nie korzystaliśmy , jest to tylko wiedza teoretyczna.
Po kilku kilometrach takich hopków dojeżdżamy na większą polanę , która kończy się dość wysokim i ostrym podjazdem . Jedziemy po nim trawersem , auto ma słabą prędkość przy niepotrzebnie lekko skręconych kołach . W związku z czym grzęźniemy nie dojeżdżając do szczytu . Na szczęście wszystko dzieje się w dość dużej dolince i wstecznym zawracamy , a potem objeżdżamy ją dookoła . W sumie niezła zabawa .
Ale tak naprawdę najfajniejszym jej elementem jest moment kiedy podczas postoju , mija nas karawana wielbłądów . Spotkanie światów . Tego dzisiejszego i tego starego.
Stojąc na szczycie diun i patrząc w ogrom złotego piasku , który styka się z błękitem nieba , ma się wrażenie , że ziemia człowieka , spotyka się z Bogiem – Ojcem niebem . Wszystko w ulotności materii, a może jej duchowości , a może materii ducha ……. Magia , magia , nieważne , że żar leje się z nieba , nam to teraz nie przeszkadza .
Choć nie do końca starego , bo zapewne wielbłąd radzi sobie o wiele lepiej na pustyni niż najlepsze samochody . Tu na Erg Chebbi jest wykorzystywany tylko do wożenia tyłków turystów.
Lekcja jeżdżenia po luźnym piasku na diunach jest bardzo cennym doświadczeniem . Ponieważ po raz kolejny pokazuje , nieprzeciętne zdolności do jazdy w terenie naszej landrynki .
Okazało się, że zamiast do Merzougi objechaliśmy Erg Chebbi dookoła , wjeżdżając w pewnym momencie na czarną pustynię w kierunku Taouz (skąd zaczyna się szlak przez pustynię ) . Fantastyczny widok złotego piasku stykającego się z czernią kamiennej pustyni . Kontrasty natury .
Dziękujemy za cudowny chwile , tak rzadkie tutaj w Maroku chwile magii .
Pierwsze piaski Erg Chebbi
Pierwsze piaski – Eeg Chebbi 10-11 październik 2013
W drodze na Erg Chebbi mijamy króla Maroka , który najprawdopodobniej doglądał swoich włości . Cała trasa była monitorowana przez policję, służby specjalnie i pięknie ustrojona , więc jak królowie jechaliśmy w kierunku Erg Chebbi .
Od jakiegoś czasu jesteśmy już na Saharze . Sahara to największa gorąca pustynia na świecie o powierzchni 9 064 300 km². Jej piaski zajmują tereny przy południowej i południowo-wschodniej granicy Maroka.
Teraz jedziemy podziwiać najpiękniejsze wydmy Maroka i największą Erg Chebbi. Ten wał piasku ma długość 22 kilometrów, wysokość 150 metrów i szerokość 5 km.
Zmierzamy w kierunku Merzougi , po drodze zaczepia nas właściciel jednego z hotelu przy samym Erg Chebbi (tutaj to normalne , jednak zazwyczaj olewamy takie zaproszenia , tym razem jedziemy w kierunku hotelu) . Żar leje się z nieba , termometry w samochodzie zresetowały się , na pewno w cieniu jest ponad 40, a w słońcu chyba 60 , bo termometr jest do 55 .
Faktycznie hotelik , a przy nim kemping i wioska Touaregów (dla turystów) znajdują się przy samej wydmie . Na dzień dobry jesteśmy poczęstowani herbatką i możemy w przytulnej restauracji siedzieć ile nam pasuje . Wieczorem gdy włączany jest agregat jest WI-FI . Czyściutkie , zadbane toalety i prysznice z ciepłą wodą , a wszystko za 40 DH (16 zł.) tzn miejsce na campingu .
Żadnego wpychania czegokolwiek, opieka i szacunek , mimo, ze jesteśmy bardzo niewiele wydającymi pieniędzy turystami .
Tutaj można zamówić jedzonko w restauracji, wielbłądy na wycieczkę , czy pojechać na nocleg na wielbłądach na wydmę .
Polecamy to miejsce Auberge Kasbah Leila : email: aubergekasbahleila@gmail.com
Wieczorem pierwsze spotkanie z piaskami o zachodzie słońca , zakładam pancerne buty przeciwko wężom i skorpionom , do tej pory „niepoważnie” chodziłam w klapkach, i idziemy przez piękny złoty piasek, byliśmy zmęczeni upałem, suchością powietrza , jednak teraz mamy wrażenie jakby ktoś dodał nam skrzydeł . Wieje wiatr , bawiąc się z piaskiem , pokazując tym samym nietrwałość całej materii .
Z wydmy na wydmę przeskakujemy radośnie , obmywani piaskiem wszędzie tam gdzie może wejść . Razem ze stadem turystów czekamy na to co ma nastąpić . Jednak jesteśmy troszkę zaskoczeni, tyle słyszeliśmy o zachodach i wschodach słońca na pustyni , damy jeszcze szansę wschodowi .
A wschód , a może raczej świt to niesamowita gra światła, wszystko zaczyna nabierać kolorów , Co sekundę wszystko jest inne , w bardziej zaskakujących barwach czerwieni, złota , po coraz jaśniejszy pomarańcz . Takie spotkanie człowieka , nieba i słońca . Powitanie jasności w sobie . Nabranie siły na kolejny dzień . Niesamowity był widok rozchodzącej się po niebie rozety od słońca , niesamowite zjawisko , niespecjalnie widoczne na zdjęciach . To taki znak jakby słońce otulało swoją ziemię swoim blaskiem .
Ten wschód słońca na pewno na długo pozostanie w nas i zrobił pragnienie pobytu na piaszczystej pustyni . Może czas do Algierii , któż to wie!!!!
Polecamy , polecamy, ale trzeba być z godzinkę przed wschodem słońca .
Dziękując cudownemu miejscu , cudownemu przyjęciu ruszamy dalej w kierunku Merzougi
Życie oazy
Życie oazy 7-10 październik 2013
I przez trzy dni przyglądaliśmy się życiu oazy , z naszego kempingu , który z uwagi na źródło był w przewodnikach turystycznych (podróżujemy zazwyczaj bez przewodnika) .
Oglądaliśmy pracę na polach , zbiór kukurydzy i transport na osiołkach, zbieranie daktyli, pranie w strumyczku .
Poletka maleńkie, ale w tym klimacie plon z nich można zbierać 2-3 razy w roku, więc ziemi potrzebują o wiele mniej od nas . Jesienne deszcze znoszą muł , który jest świetnym nawozem .
Wszystko tutaj naturalne i w 100% ekologiczne .
Przyglądaliśmy się turystom, którzy wyskakiwali z aut, biegli zobaczyć źródełko , potem nawet nie okąpawszy się w nim (temp około 35-38 stopni na zewnątrz ) biegli dalej do aut .
Kto biedniejszy? Ci ludzie spokojnie pracujący na polach, czy Ci turyści biegający za czymś nieokreślonym . Na pewno wszystko zależy od tego do czego się porównuje .
Może tutejsi ludzie chcieliby mieć te dobra co europejczycy , ale czy chcieli by tak biegać ….???
Tutaj wszystko spokojnie po afrykańsku .
Poza natrętnymi dziećmi , reszta miejscowych ludzi uśmiechnięta , z radością odpowiadająca na uśmiech, czy "dzień dobry" drugiej osoby , w przeciwieństwie do turystów , którzy jakby się zastanawiali, po co się uśmiechać …..
Przez te 2 dni pobytu w oazie spotkaliśmy co najmniej 100 turystów w czego na nasz uśmiech odpowiedziało około 5-ciu .
W sumie można by się zastawić , czy tej dziwnej energii wyrywania nie przywieźli tutaj europejczycy .
Maroko było kolonią francuską .
Nieustanny podział na lepszych i gorszych , biedniejszych i bogatszych , wyzyskiwanych i wyzyskiwaczy . Nie ma człowieka, liczy się to kim jest i do jakieś kasty grupy należy .
Tak przyglądając się światu , najsilniejsze podziały były tam gdzie były kolonie .
Bo przecież żadnej osobie wyzyskującej nie zależy na podnoszeniu świadomości osób które wyzyskuje , bo w pewnym momencie osoby te zobaczą , że są wyzyskiwane i ……….
Często porównujemy się z innymi europejskimi krajami , ale przecież potęga Francji , Anglii , Hiszpanii została stworzona na koloniach .
Może dziś przyjeżdżający tutaj tłumnie Francuzi , rozdając dzieciom prezenty , pieniądze próbują uwolnić się podświadomie z poczucia winy za swoich przodków .
Jednak ta droga do niczego nie prowadzi ……..