o podróży do “wewnętrznej siły” 2017
now browsing by category
Kąpiele w ropie
Kąpiele w ropie 02.-05. 10. 2017
Miasto Izberbasz poza plażami znane jest jeszcze z termalnego leczniczego basenu . Zasila go źródło wody które bije z wnętrza ziemi. Geneza jego powstania jest prosta , ale jednocześnie niezwykła. Teren ten jest roponośnym areałem, na którym są rozlokowane odwierty wraz z pompami które „wyciągają„ na powierzchnię ten surowiec. W latach 60-tych gdy zabrakło ropy w jednym z odwiertów – zdemontowano instalację. Jakiś czas potem wybiła z niego gorąca woda o zapachu ropy naftowej. Analiza wykazała że poza pozostałościami ropy woda zawiera niemal wszystkie pierwiastki z tablicy Mendelejewa. Z biegiem lat sława źródełka rozpostarła się na cały kraj – jako leczącego „wszystko”.
Wybudowano hotel obok basenu, do którego zjeżdżają się kuracjusze przez cały rok. Ma ono swoją charyzmę i duszę….gdy jakiś biznesmen wybetonował cokół basenu i zadaszenie z szatnią z zamiarem sprzedaży biletów wstępu – woda tajemniczo przestała wybijać z ziemi. Źródło na jakiś czas wyschło…..gdy biznesmen odpuścił….. woda wróciła………! Od tego czasu jest tu bezpłatny wstęp, podzielony na część męską i żeńską. Z dna wybijają takie strumyczki gorącej wody że można się poparzyć. A my przenieśliśmy się na cztery noce do właśnie wspomnianego wyżej hotelu.
Prawie pusty o tej porze roku (cena po sezonie 50 – 70 zł za cały pokój dwuosobowy z łazienką), dawał możliwość kilkukrotnego skorzystania w ciągu dnia z termalnego basenu. I tak pierwszy raz po dwóch i pół miesiącach podróży zamknęliśmy się w czterech ścianach na cztery noce…
Był czas również na penetrowanie miasteczka. Gdzie nie gdzie zachowały się jeszcze małe gastronomiczne budki z regionalnymi specjałami. Do nich należy chleb „sałony” lub „salony”(nazwa nie pochodzi od soli – tylko tłuszczu). To rodzaj chleba zwiniętego w warkocz pieczonego z tłuszczem w środku.
A w kolejnej budce pan z Uzbekistanu piecze chleby w okrągłym piecu jak beczka, klejąc bochenki do ścianek wewnętrznych.
Nie brakuje wyrobników „ciudu”, jest to rodzaj placka – z wewnętrznym nadzieniem w postaci szpinaku, dyni, sera i mięsa.
Gdyby komuś brakowało wyboru potraw , to może zjeść to samo jeszcze raz………………tylko z regionalną czapką kaukaską na głowie. Nic bowiem innego Dagestan nie proponuje dla wegan z tradycyjnych dań na ciepło……
Wpis zakończę tradycyjnym podziękowaniem za kolejne dary. Na zasadzie że wpis bez prezentów to wpis stracony. Brygidkę regularnie „nawiedzały cukiereczki” pozostawione przy jej ubraniach. I nie ze względu na to że jest gościem w Dagestanie , tylko po prostu przychodzące panie na basen rozdawały je każdemu…………
Zostaliśmy także zaproszeni przez pana opiekującego się hotelem – Żenii wraz z jego partnerką na danie tradycyjne świąteczne pochodzące z Dagestanu , jest to
„Naftuch” – to taka trochę „mączna chałwa” :
300-350 g mąki pszenna biała + , filiżanka miodu, filiżanka cukru, 3 jaja, 50-100g rodzynek i orzechów włoskich (i inne odmiany, nasiona), olej do smażenia i sól. Przesiać mąkę, zrobić wgłębienie, dodać pół łyżeczki soli i jaja, wyrobić ciasto. Rozwałkować na centymetr i pokroić na kawałki 1 cm na 2 -3 cm, zostawić na 15-20 minut. Rodzynki namoczyć w gorącej wodzie 15-20 minut, rozdrobnić orzechy włoskie. Kawałki ciasta smażyć w głębokim oleju na złoty kolor, po wyjęciu dodać orzechy i rodzynki – zmieszać. Do garnuszka dać miód i cukier, lekko podgrzewając rozpuścić cukier w miodzie, jeszcze ciepłym zalać ciasto z bakaliami, rozmieszać , nadać formę.
Było niezwykle słodkie, ale zachęcano nas do spróbowania , bo jak mówili nam gospodarze tradycja powoli ginie, i już nigdzie go nie kupimy. Darów było więcej, a herbatą służącą do parzenia tradycyjnej kałmuckiej mieszaniny z mlekiem i solą częstujemy do dziś. My częstowaliśmy sałatką w oryginalnym półmisku z wydrążonego arbuza……….jak widać szybko zeszła…..
Piaszczyste plaże morza Kaspijskiego
Piaszczyste plaże morza Kaspijskiego 28.09-02.10.2017
Nadszedł taki czas, czas lekkości, radości, bycia tam gdzie przestrzeń zaprasza i utula jako pożądanego gościa.
Ten nasz malutki raj zlokalizowany był przy miasteczku Izberbasz. Tak po prostu na plaży gdzie zarówno w jedną jak i druga stronę można było spacerować bez ograniczeń.
Właściwie czułem się jakbym postawił swój pensjonat, bowiem była to kilkuset metrowa wydmowa przerwa pomiędzy nieczynnymi o tej porze roku hotelami.
Morze, mewy i my ( no… jeszcze piasek i stada różnych duszków tego miejsca). Kocham takie miejsca gdzie staję swobodnie na krawędzi wody i obserwuję przyrodę przez przednią szybę naszej oranżerio-kawiarni.
I tak od świtu do zmierzchu, bez ciśnienia wykonania jakiegoś planu. Na przestrzeni dnia przewalają się nad nami stada chmur . Jedne są ciężkie, inne dają przebłyski słońca.
Słoneczko pozwala na kąpiel w morzu. Gdyby nie wiatr , byłoby tu normalnie ciepło, a morze ma temperaturę polskiego Bałtyku latem, choć to już październik.
Cudowną magię tych chwil uchwyciłaby zapewne Brygidka w swoich opisach, ja starałem się to oddać na zdjęciach.
Zatopieni w szumie fali pozwoliliśmy aby przepłynęło kilka dni….
Morze Kaspijskie
Morze Kaspijskie 27.09.2017
Bliskość morza zapowiadają rozległe winnice. Bliżej miasta Izberbasz pojawiają się przydrożne stragany z owocami winogron w kilku odmianach. Smaczne i niedrogie.
To jednak nie one nas tu przyciągnęły, to widok morza daje jakże inną po górach odsłonę piękna naszej planety. Jedziemy na przełaj gruntówką byle na brzeg. Nawet nie zatrzymuje nas krótki ale niezwykle stromy zjazd na plażę.
I po chwili jesteśmy kilka metrów od wody, a wzrok wędruje od razu w tę przestrzeń po horyzont….
Po naszej prawej stronie „plażują” mewy w wielkim stadzie.
Mimo że akurat dzień jest chłodny i wietrzny to nic nas nie jest w stanie powstrzymać przed uzewnętrznieniem radości na piasku. Nareszcie tyle razy próbowaliśmy dojechać do linii brzegowej Morza Kaspijskiego nadrabiając czasem po kilkaset kilometrów. Dopiero teraz nas przyjęło – może należało coś zrozumieć tam w górach……
Jestem zachęcony do kolejnego wypróbowania prezentu Brygidy. Zatem latawiec leci w niebo…………dając jeszcze więcej radości….. takiej prostej pogody ducha. Wyraźnie odczuwam podobnie zresztą jak Brygida miękkość wibracji tego morskiego wybrzeża.
Duszki nas zaprosiły i wiedziały co lubimy – wielkie fale przelewają się z łoskotem, piana barwi go na biało, a w fali widać przejrzystość wody…..
Z tymi zanieczyszczeniami to chyba przesada, jesteśmy po upalnym (40 w cieniu) długim lecie , a woda nie zakwitnięta na zielono, bez zapachu glonów……te opinie które słyszeliśmy to chyba były porównania z krystalicznymi jeziorami gór Dagestanu.
Po specyficznej energetyce gór to miejsce jawi się na raj, brakuje tylko słońca i ciepła by rozgościć się na plaży na kocu. W zamian za to jedziemy do miasteczka na plaże miejskie, w pobliże hoteli – tak by zaprzyjaźnić się z z tym miejscem. Jest po sezonie więc prawie nic nie jest otwarte. Zaglądamy zatem do pustego wnętrza bistro, aby raczej pogadać z obsługą którą stanowią dwie panie. Przy herbatce opowiadamy o sobie a one także chętnie opowiadają historie życia i losu, który jedną z nich zawiódł nawet na daleką zauralską północ. Żegnamy się i wychodzimy…..jednak nie mija dużo czasu jak pojawiają się przy naszym aucie z ………….prezentami oczywiście w postaci papućków i czekoladek. Kaukaz nadmorski to także Kaukaz gościnny………..
Kontrasty na drodze do morza Kaspijskiego
Kontrasty na drodze do morza Kaspijskiego 26-27.09.2017
Dagestan – kraj kontrastów. Tak nam się pokazuje, jest bowiem złożony z ponad 36 nacji – rodów posługujących się swoimi językami do dzisiaj. Mogą się porozumieć ze sobą tylko dzięki urzędowemu językowi rosyjskiemu. W tradycji tych rodów od …..zarania dziejów jest spór , a nie tak rzadko wojna. Z drugiej strony wiara muzułmańska mająca wdrukowany w siebie zapis gościnności, którą obdarza się przybysza. Tak więc z jednej strony co kawałek spotykamy się z życzliwością, gościnnością w postaci prezentów i zaproszeń, a z drugiej po ulicach jeżdżą wojskowe ciężarówki i czołgi na gumowych kołach należące do federalnej armii rosyjskiej. W tej chwili pełnią służbę rozjemczą pilnując porządku pomiędzy klanami, ponieważ członkowie niektórych rodów sympatyzują ze „skrajnymi” odłamami muzułmanizmu , a inni wyznają formę „miękkiego”. Ci górale jak mówią o sobie „gorącej krwi” jeszcze do tego mają jeszcze tendencje do oderwania się od Rosji. Napięcie minionej wojny czuje się do dziś………. ma to dla mnie swój ciężar, zwykle w przestrzeniach przyrody czuję się “lekko jak u siebie”, lub jak powiedział jakiś francuz “w zakątku swojego wielkiego ogrodu, w którym jeszcze nie byłem”. Tu jednak takiego uczucia brak……
Jak zwykle na drodze mijamy punkty kontroli wojskowej lub policyjnej. Nawet policjanci są uzbrojeni w automaty i trzymają się grupami. Liczba kontroli dziennych dochodzi do siedmiu. Za każdym razem trzeba opowiadać o trasie minionej i celu podróży. Większość nie kryje zadowolenia że mówimy po rosyjsku i że można przy okazji kontroli pogaworzyć jak jest u nas w Polsce. Żołnierze pochodzący z centralnej Rosji najczęściej nie kryją zdziwienia – „ po co wyście tu przyjechali – nie lepiej nad morze Czarne?” . Uspokajamy ich że tam też dotrzemy, a tu nam się podoba bo gór wielokrotnie więcej niż u nas w kraju i to w wydaniu z dodatkiem regionalnej kuchni serwowanej najczęściej przez babuszki w garkuchniach………….a to już umarło w Polsce na dobre.
Pomimo że zmierzamy asfaltową drogą jest nam dobrze. Biegnie dnem górskiej doliny, z biegiem rzeki lub wzdłuż zalewu mijając wioseczki i miasteczka. Jeziora te powstały za komuny aby produkować prąd i stanowić rezerwuar wody pitnej dla mieszkańców. Najczęściej widzimy w nich krystaliczną wodę.
W miasteczkach obserwujemy pilnie zachowanie mieszkańców, nie zawsze jest ono sympatyczne względem Rosjan Słowian na jakich wyglądamy, jednak po rozwianiu wątpliwości co do pochodzenia stajemy się obiektem „skomasowanego ataku gościnności”. I tak właśnie siedząc w aucie raz jeden w miejscowości której nazwa i tak nic by Wam nie powiedziała – zostaliśmy namierzeni, rozpoznani i zaskoczeni prezentem w postaci wielkiej pizzy.
Niestety ze względu na porę dnia i nocy zdjęcia z darczyńcami są nieostre. „Krąg obdarowywania” który tu funkcjonuje od pokoleń działa świetnie. Dajesz prezent, a za jakiś czas na pewno ktoś inny Cię obdaruje……………..
Jestem świadomy że świat przed moimi oczami rozgrywa się dla mnie
Zauważam świat taki jaki jest, a skupiam się na tym w czym chcę uczestniczyć
Górskie wioseczki w pobliżu miasteczka Gunib
Górskie wioseczki w pobliżu Gunib 26.09.2017
Przyszedł czas na rozstanie się z płaskowyżem roztaczającym się powyżej miejscowości Gunib. Tak to bywa z tym podróżowaniem, że jak się gdzieś zadomowimy to przychodzi informacja z przestrzeni – jedźcie w nowe……..
Był to czas również “do wewnątrz”, to dzięki internetowemu warsztatowi Eweliny Stępnickiej, którego przekaz cudownie łapaliśmy oddaleni od siedzib ludzkich, a który układał w nas to co gromadziliśmy dotychczas na naszej drodze duchowej. Z drugiej strony to niesamowite siedzieć na półce skalnej i mieć kontakt z osobami z końca świata.
Dziękujemy za te chwile w sosnowych lasach płaskowyżu Gunib.
Jestem wdzięczny za dary wszechświata, nie zawłaszczam ich, tylko otwieram się na doświadczanie energii kolejnych miejsc, przestrzeni…
Wyraźnie odpoczęliśmy w niższych temperaturach – w międzyczasie było załamanie pogody i nowy front przyniósł wręcz zbyt niską temperaturę na wierzchołkach, w zamian dotychczas gorące doliny zrobiły się teraz takie w sam raz.
Spotkani na drodze turyści z Moskwy zwrócili nam uwagę na fenomenalnie krętą drogę biegnącą na przeciwległy szczyt, zatem po kilkudniowym postoju nabraliśmy ochotę na troszkę włóczęgi po okolicy.
Fenomenalnymi serpentynami pieliśmy się teraz po stromym zboczu, tak by po kilkunastu minutach dojechać na rozległy płaskowyż. Sporą jego część zajmują sady morelowe, po których włóczą się konie.
Morela jest tu podstawowym owocem i w sklepach można spotkać w szklanych butelkach soki tłoczone przez pojedynczych sadowników. Najczęściej mają leciutką nutę goryczy – co nadaje niezwykły charakter temu nektarowi. Nektarowi, bo mimo że to naturalny sok to jego słodkość jest powalająca.
A w oddali zamajaczyła wioseczka. Zapragnęliśmy zobaczyć taką nieturystyczną siedzibę ludzką usytuowaną w górach. Usytuowana była nad krawędzią malowniczego i dość głębokiego wąwozu.
Jej centralnym lub najbogatszym budynkiem był meczet, poza tym reszta to kamienne domki często otoczone oranżeriami.
Wokoło ogrody z jabłoniami. Było by to całkiem przyjazne w odbiorze miejsce – niestety tak jak wiele innych społeczności odwiedzanych na naszej drodze podróży – ta ma też jakiś wyraźny opór do zadbania o swoje otoczenie……i to nie chodzi o zamożność, bo nic nie kosztuje pozbierać śmieci na ulicy obok własnego domu.