o podróży na Wschód 2015

now browsing by category

 

Posanatoryjne refleksje

Po sanatoryjne prowadzenie październik 2015

 

 

Nasze rozświetlanie w sanatorium rozpoczęliśmy w przesilenie jesienne, potem nastąpiło krwawe zaćmienie księżyca, a na koniec jego pełnia.

Jakby ktoś poukładał to w czasie wzmagając siłę procesu.

Moje problemy z tętnem zmobilizowały mnie do szukania odpowiedzi: co? gdzie?, zarówno na planie fizycznym jak i psychicznym.

Niesamowitą podpowiedź dała moja wspaniała koleżanka Ania, wspaniały naturoterapeuta, że te objawy idealnie pasują do źle ustawionego pierwszego kręgu szyjnego – atlasa, lub następnego drugiego kręgu szyjnego, po prostu następuje w szyi ucisk na nerw, który idzie aż do brzucha.

W Polsce mam świetnego osteopatę (www.dominikwrotniak.pl), jednak gdy ciało jest spięte nie wszystko można łatwo ustawić. A ramiona zawsze miałam przyblokowane.

Atlasa ustawił mi przed wyjazdem, jednak czy dał rady z szyją…….???

Wskazuje na to fakt, że mój ojciec miał podobne objawy jak ja na „głodówce” , i pod koniec życia praktycznie nie ruszał szyją.

Zaraz znów do mojego życia zawitała niesamowita książka Luizy Hay. Możesz uzdrowić swoje życie (chyba już setny raz – to kultowa pozycja, polecam bardzo każdemu) , a potem kolejna „Lecz swoje ciało” również Luisy Hay. Gdzie jest wyszczególniona choroba i co ją powoduje na planie psychicznym oraz pozytywna afirmacja.

 

Pierwszy krąg szyjny

 

Lęk. Zamieszanie. Ucieczka od życia. Poczucie, że nie jest się dość dobrym. „Co sąsiedzi powiedzą?" Niekończąca się paplanina z samym sobą.

 

Jestem skoncentrowany, spokojny i zrównoważony. Wszechświat mi sprzyja. Ufam mojemu Wyższemu Ja. Wszystko jest w porządku.

 

Drugi C2

 

Odrzucanie mądrości. Niechęć, by wiedzieć lub rozumieć. Niezdecydowanie. Uraza i wyrzuty. Niezrównoważony stosunek do życia. Zaprzeczanie własnej duchowości.

 

Jestem jednością z Wszechświatem i całym życiem. Bezpiecznie jest wiedzieć i rozwijać się.

 

Znowu kolejne demony znajdują ujście, dziękuję wszechświatowi za kolejne podpowiedzi i czuję, jak szyja i ramiona nabierają luzu.

 

 

Uwalniam wszystkie wzorce które spowodowały problemy z tętnem bezpiecznie z odwagą,

 

Link do ksiązki

http://lepszezdrowie.info/Lecz_swoje_cialo_Louise_L.Hay.pdf

 

U Bartka „zamigotały” oczy. Nosi szkła 4,5 dioptria. W Iwołgińskim datsanie naszym ulubionym miejscem do parkowania, jest teren przy źródełku, źródełku ze świętą wodą właśnie na oczy.

Luise Hay w książce „Możesz uzdrowić swoje życie” pisze

OCZY reprezentują zdolność widzenia. Jeśli występują kłopoty z oczami, zazwyczaj oznacza to, że nie chcemy widzieć czegoś w sobie lub w życiu, w przeszłości, teraźniejszości lub w przyszłości.

Ilekroć widzę małe dzieci noszące okulary, wiem że coś dzieje się w ich domach coś, na co one nie chcą patrzeć. Jeśli nie mogą zmienić przeżywanego doświadczenia, wolą „rozproszyć" wzrok, by nie wi­dzieć tego dokładnie.

Wielu ludzi miało dramatyczne doświadczenia uzdrawiające, gdy zdecydowali się wrócić do przeszłości i oczyścić z problemów, na które nie chcieli patrzeć kilka lat przed założeniem okularów.

Czy odnosisz się negatywnie do tego, co dzieje się teraz? Jakiemu problemowi nie chcesz stawić czoła? Obawiasz się widzieć teraźniejszość czy też przyszłość? Gdybyś widział wyraźnie cóż takiego mógłbyś zobaczyć, czemu nie chcesz się przyjrzeć teraz? Czy zdajesz sobie sprawę, jaką krzywdę sobie wyrządzasz?

Warto skupić się nad tymi pytaniami.”

 

To lekcje dla Bartka, który nie chciał widzieć sytuacji rodzinnej panującej u niego w domu, czas również i tu poodpuszczać demony. 

 

Patrzę na świat z miłością i radością

Sam na sam z lamą Itigełowem na 3 wizycie

Sam na sam z Lamą Itigełow na 3 wizycie 1-3 października 2015

 

 

Datzan Iwolgiński zaprosił nas po raz kolejny, a może inaczej lama Itigełow. Gdzieś pojawiła się myśl, że 2 października ma być jakieś święto, więc po zreperowaniu landrynki w Ułan Ude późnym wieczorem, a właściwie nocą pojechaliśmy do Iwołgińska by zając nasze miejsce przy świętym źródełku.

Gdy jechaliśmy mówiliśmy, zostaliśmy poproszeni, aby zdać relację z ”dobrze odrobionych lekcji”.

Gdy byliśmy tutaj 1,5 miesiąca temu pierwszy raz było lato, 2 tygodnie temu piękna jesień, a teraz już późna jesień z popadającym śniegiem.

 

 

Nic nie musieliśmy robić więc powoli organizm zaczął się regenerować po oczyszczaniu w sanatorium. Około 14 dopiero poszliśmy do klasztoru okazało się, że nie ma żadnego święta. Jest cicho, spokojnie, wręcz sennie. Powiem szczerze, że chyba tak najbardziej lubimy.

Wszystko było jakieś inne niż znane nam z ostatnich dwóch wizyt. Pierwsza była niedługo po pożarze dachu, był to czas pożogi, czyszczenia. Teraz wszystko się budowało nie tylko nowy dach, ale powstawały nowe chodniczki, remontowano młynki.

Czy my się też w tym tempie zmieniamy – zaczęliśmy się zastanawiać.

Jak tak to nas to cieszy.

Aż miło patrzeć jak tutaj wszystko rośnie. Tym razem z radością można i dać datek.

Powoli miarowo pada śnieżek, płatki spadają i od razu topnieją.

My też rozmarzamy ze swoich zbroi, otwieramy nasze serca na siebie i na innych.

 

Uwalniam się od zbroi na ciele

 

Otwieram moje serce

 

Niektórzy już nas poznają, pytają co tutaj robimy.

Sprzedająca bilety do lamy Pani – pierwszy raz wielka fanatyczka – teraz opowiada o Chinach i namawia do wizyty.

Energia jest niesamowita.

Do lamy wchodzimy z grupą 10 Mongołów, atmosfera jest kameralna.

Gdy patrzę na lamę mam wrażenie, że do mnie mruga. Dziękuję za dotychczasowe prowadzenie i proszę o unormowanie mojego tętna i dalsze bezpieczne dla mnie rozświetlanie.

 

Rozświetlam siebie spokojnie i bezpiecznie

 

Siadamy na krzesełkach 5 metrów od lamy i pogrążamy się w medytacji.

 

Gdzieś pojawia się myśl – kiedy mnich zacznie się modlić? – myśl robi się natarczywa.

 

Nie oczekuj niczego, nic nigdy nie jest takie samo słyszę

 

Mongołowie się modlą i jak oni mają w zwyczaju, w miarę szybko wychodzą, opiekujący się nami mnich odprowadza ich do drzwi.

Zostaliśmy sami tylko my i lama. Takie niesamowite spotkanie twarzą w twarz. Patrzymy po sobie troszkę zaskoczeni tym co się stało.

Łapiemy się za ręce i prosimy lamę aby pomógł nam otworzyć się na miłość do siebie, a przy okazji innych. Abyśmy otworzyli swoje serce. Rozmrozili je.

 

Otwieramy się na miłość do siebie nawzajem

 

Po dwóch minutkach wraca mnich, a my w takiej radosnej atmosferze wychodzimy z datzanu. Chodzimy dalej po innych datzanach z radością kręcąc młynkami, a potem grzejąc się na herbatce w kawiarence.

Jednak dzień nie obył się bez lekcji

Miłości czy współczucia.

Koło klasztoru i na jego terenie biega wiele psów, które proszą o jedzenie, jest to normalne i mało na to reagowaliśmy. A teraz zobaczyliśmy sukę z dwójką maluchów. Patrzyła na nas taki oczami, że poszliśmy do sklepu i kupiliśmy chlebek. Jeden mały rzucił się jak szalony do jedzenia odganiając drugiego. Tamten biedak trząsł się cały z zimna. Podrzucaliśmy mu, jadł jednak niewiele. Wcześniej widzieliśmy, że ssał matkę.

Więc lepiej sobie pójść, bo wtedy zjedzą i suka przekryje go sobą. A dla dużego psa, wychowanego w takim klimacie nawet spanie w śniegu to żaden problem – widzieliśmy to na półwyspie Kola.

Czułam, że lepiej nie ingerować.

Jednak na tym nie koniec

W kawiarence widzieliśmy dziwnego mężczyznę z dużą walizka, po czasie wyszedł a teraz leżał przy drodze prosto na ziemi z walizką obok. Bartek podszedł do niego.

Powiedział mu, że przyjechał z Mongolii, a noclegi w Rosji za drogie.

Gdy Bartek zapytał pokazując czy nie jest mu zimno.

Odpowiedział, że nie. Zresztą wcale się nie trząsł.

I położył się dalej.

Mnie naszło wzruszenie łzy popłynęły.

A potem naszła refleksja czy robiąc komuś wg mnie lepiej nie robię mu gorzej.

Zapytałam wszystkie swoje duchy opiekuńcze i tego człowieka co mogę zrobić.

Usłyszałam, że nic, co gdzieś bym chciała.

 

Pozwól doświadczać innym ich życia, nie ingeruj nawet dla ich wg Ciebie dobra

 

Poprosiliśmy wszystkie istoty światła o najlepsze doświadczenie dla tego mężczyzny.

 

Zresztą jak mu będzie bardzo zimno, to mieszkają tam mnisi i myślę, że jakoś mu pomogą.

 

Trudne lekcje dla mnie. Zresztą wszyscy święci i sam bóg, nie działają za nas tylko pozwalają nam doświadczać życia.

 

I znów zajęliśmy miejsce koło źródełka, tym razem w naszej Iwolginskiej telewizji było pochmurno , a tutejsza młodzież umówiła się na mecz.

Szkoda tylko, że nie mieli jakiś oznaczeń widocznych kto z jakiej drużyny.

 

Po tygodniu bycia odciętym od przyrody w sanatoryjnym pokoju, teraz cieszymy się jej bliskością w dzień i w nocy.

To inny świat, tam okno z widokiem na przyrodę, a tutaj ona dookoła.

Gdy czytałam Żeromskiego zamarzył mi się dom ze szkła, wtedy pokazywany był jako iluzja. Teraz jest w pełni realny i mam nadzieję, że na realizację tego marzenia przyjdzie czas.

 

Uwalniam się od przekonania, że coś jest nierealne.

 

Każdy pomysł jest realny,tylko w określonym czasie i miejscu.

 

Poprzednie nasze wizyty u lamy

 

Pierwsza http://brygidaibartek.pl/wyjdz-poza-przeslanie-lamy-itigelow/

Druga http://brygidaibartek.pl/z-kolejna-pielgrzymka-do-lamy-itigeowa/

Uzdrowienie landrynki i zakupy w energii wilka

Uzdrowienie landrynki i wizyta w Ułan Ude i okolicy – 30 września do 6 października 2015

 

 

Pompa wspomagania nie rabotajet.

Pożegnaliśmy bardzo transformacyjne sanatorium i wsiedliśmy do autka.

 

Nasze autko nie ma ładowania akumulatorów w czasie jazdy, gdyż zdejmując paski z pompy wpomagania siłą rzeczy unieruchomiliśmy alternator, energia jest tylko pobierana z akumulatorów, dlatego ważne jest słońce, aby przez baterię słoneczną doładowywały się nam one.

Gdy będzie słońce dojedziemy do Ułan Ude i poszukamy warsztatu regeneracji pomp, a gdy się nie uda poprosimy gdzieś po drodze we wiosce o ładowanie akumulatora, bądź poczekamy na słońce. Na ten moment mamy 2 pełne akumulatory. Jadąc bez świateł nasz silnik diesla potrzebuje niewiele energii.

 

Do Ułan Ude 180 km ok 3 godzin.

Mówimy do widzenia Bajkałowi, zabieramy troszkę nie zadowolonego Gira (który uwielbia wodę), i ruszamy prosząc wszystkie istoty światła o wsparcie w dojeździe do Ułan Ude i uzdrowieniu naszej pompy.

Słoneczko świeci, czasami troszkę za chmurkami, jednak powoduje to, że poziom naładowania obydwu akumulatorów utrzymuje się na poziomie 12,6 V . Jedziemy przez lasy i góry bez świateł – mimo całorocznego obowiązku ich stosowania w Rosji.

Posuwamy się spokojnie do przodu, najgorzej jest na przełęczy ok. 1200 m.n.p.m odgraniczającej Bajkał od Zabajkała zaczyna padać grad z deszczem, słoneczko schowało się za chmury, nie tylko nie ma ładowania, ale wypadałoby użyć świateł dla bezpieczeństwa i wycieraczek.

Jednak dzięki boskiemu przewodnictwu udaje nam się przejechać ten nieprzyjemny odcinek, za którym zaraz rozbłysło światło. Pokazując piękną złotą jesień mieniąca się tysiącem barw.

 

Ok g. 18 dojechaliśmy na 10 km przed Ułan Ude na jedno z bardziej ulubionych miejsc piknikowych miejscowej ludności. Z wielką wdzięcznością podziękowaliśmy za ten cudowny przejazd i stwierdziliśmy, że jazda i szukanie mechanika o tej porze jest bez sensu – po pierwsze słoneczko nie będzie ładować baterii, po drugie trzeba będzie użyć świateł, co spowoduje, że po 20 minutach zostaniemy bez energii.

Rozlokowaliśmy się na środku polany (energii starczyło jeszcze na ogrzewanie postojowe – czyli grzanie landrynki nocą).

Po bardzo twórczych snach…… rano ruszyliśmy szukać, a może znaleźć mechanika.

U nas w Polsce regeneracja takiej pompy to zazwyczaj 2 dni, zobaczymy jak będzie tutaj. Spotkany właściciel starego Range Rovera (już nas prowadzą – dziękujemy) doradził nam ulicę Szalapina 25, gdzie miał być szrot starych landrowerów (jak się później okazało landroverów tam nie było), pytając w mechanice gdzieś obok, życzliwi mechanicy wezwali super speca, który jako jedyny w tutejszej okolicy mógł się tego podjąć.

Przyjechał za jakiś czas i stwierdził, że regeneracja wiele nie daje, a nowych do landrowerów nie ma. Jedno co można to dopasować pompę z przeróbkami od innego samochodu, tak abyśmy dojechali do domu.

Bartek zaczął tłumaczyć, że nie jedziemy jeszcze do domu i podstawą jest regeneracja lub zamówienie przesyłki z Moskwy lub Polski z nową pompą.

Popatrzył na nas i kazał za sobą jechać.

Trafiliśmy do potężnego warsztatu ślusarskiego, remontów i regeneracji wielkich silników czy czegoś tam, prowadzonego przez jego ojca. Jak się sam przedstawił nie Rosjanina ale Żyda.

Mechanicy rozkręcili pompę i okazało się, że uszczelka na wylocie wałka się wyrobiła, została wymieniona (koszt naprawy 4000 rubli 240 zł) i Bartek mógł mocować pompę.

 

 

 

Znaleźliśmy inny ciepły warsztat gdzie nam pozwolono to zrobić samemu (był wyjątkowo zimny dzień z wiatrem – a trafiliśmy na naprawę tylko samochodów rosyjskich – daliśmy im 60 zł za 4 godziny wynajmu i zdjęcie wiatraczka). Niestety w trakcie montażu okazało się, że wentylator od alternatora wyrobił się na ośce i terkocze. Na razie został zdjęty, jednak trzeba będzie pomyśleć i nad tym.

Podziękowaliśmy wszechświatowi za tak szybką naprawę pompy. Czasem w sanatorium Bartek myślał, że coś powinien robić w tym zakresie , miał wyrzuty sumienia, że nic nie robi. Ale wtedy przestrzeń była na to zamknięta, po co walić głową w mur, kiedy można wejść przez otwarte drzwi, tylko troszkę w innym terminie.

 

Uwalniam się od przymusu działania na siłę, walenia głową w mur,

 

Pozwalam sobie działać wtedy gdy otwiera się przestrzeń.

 

W wielkiej wdzięczności pojechaliśmy na noc do Iwołgińska, do lamy (o tym w kolejnym poście)

 

W sobotę rano wróciliśmy znów do Ułan Ude zrobić zakupy i załatwić sprawę wiatraczka do alternatora. I znowu kolejny cud. W odnalezionym szrocie na Szalapina 25/3 Pan poformował nas, że jest firma Rjemstart, która zajmuje się tylko alternatorami.

W mieście znajduje się tylko punkt przyjęć, natomiast warsztat z częściami znajduje się na lewym brzegu. Wiatraczków tam było dostatek, więc bez problemu udało się dopasować odpowiedni. I za dwie godziny (niestety była kolejka) landrynka była w pełni zdrowa (koszt wymiany razem z wentylatorkiem 950 rubli ok 57 zł.)

 

 

 

 

Niedziela to czas na nasze zakupy troszkę do landrynki, tak aby doszczelnić namiot tylni – zbliża się późna jesień – czy już zima. Tutaj jesień jest zdecydowanie krótsza jak u nas.

I troszkę dla nas.

Tym razem wilk wszedł do naszego życia u mnie w postaci spodni, a Bartka pięknej koszulki.

Przynosząc siłę przywódczą. ……

 

 

 

Zmobilizował nas do zastanowienia z czym kojarzy nam się przywódca.

Oboje mamy doświadczenie w zarządzaniu ludźmi w państwowych instytucjach. Niestety musieliśmy tam być wymuszającymi przywódcami, a takimi nie chcemy być.

 

Uwalniam się od przekonania, że przywódca musi na siłę prowadzić innych i wymuszać na nich pewne zachowania

 

Pozwalam sobie prowadzić tych i tylko tych którzy tego chcą na zasadach wolności, miłości i radości

 

To taki kolejny zapewne rozdział w naszym życiu, choć blog za pewne pokazuje nasz świat i mamy nadzieję, że niektórzy czerpią z niego inspirację w tym zakresie w jakim jest im to potrzebne.

Teraz na pewno z większą odwagą jasnością będziemy pisać o tym co dla nas ważne i co nam pomaga w życiu, a co przeszkadza i jak nad tym pracujemy.

 

A samo Ułan Ude powoli pokazywało nam się w coraz to większej krasie, zapraszając to spacerów po jego ulicach.

 

 

 

Zaprosiło na jesienny targ

 

 

 

 

 

Ugościło nas również przepysznymi dim sam chińskimi gotowanymi na parze pierożkami z warzywami (farsz z warzyw obwinięty niewiarygodnie cienkim – papierowym, prześwitującym wręcz ciastem), pyszną wodą z imbirem, cytryną i miodem w sympatycznej knajpce, gdzie nie tylko można zjeść za nieduże pieniądze, ale i sympatycznie posiedzieć.

 

 

 

 

I już w drodze ku mongolskiej granicy – tak znów jedziemy do Mongolii – zatrzymaliśmy się na dwie noce w Iwołgińsku, tu jak w domu.

Nawet jeden z lamów stwierdził:

zostawajcie u nas”

 

Nam trzeba się nasycić zmianami energii i podróżami, ruchem, pójściem w nowe z radością. 

Refleksje z “głodowania” albo rozświetlania

Parę dni na głodówce, oczyszczaniu rozświetlaniu – refleksje Brygidy i Bartka  23-30 września 2015 roku

 

 

Refleksje Brygidy

 

Pierwsze 2 dni były rewelacyjnie ok. Czułam się normalnie, biegałam załatwiałam wszystkie sprawy, żadnego dyskomfortu, ani w ciele, ani w umyśle.

Fakt denerwowało mnie to co tutaj było, nie przepuszczałam tego przez siebie.

I w trzecią noc żołądek zaczął wariować. Na czwarty dzień do tego doszedł puls 120, a w 7 dzień i 150. Wysoki puls połączony był z bólem żołądka, a gdy ból mijał również puls się stabilizował. I nawet była siła na spacery.

Oczywiście zabiegi masaże, sauna lewatywy wyciągały z ciała dodatkowe toksyny.

Niesamowite jak silna terapia. Już zapominałam co ze mnie wychodziło.

Jakaś ciężkość, choroby, martwienie się otoczenia, że jestem chuda, a nie pięknym pyzatym (mającym wiele kilogramów nadwagi) dzieckiem.

Grube dziecko było w modzie lansowaną przez otoczenie. Bo na pewno nie przez moją mamę, która jak sama mówiła najlepiej się czuła gdy ważyła 48 kg, ale otoczenie……..

Mama zawsze dawała mu priorytet i zamiast mnie po prostu kochać taka jaka jestem – próbowała non-stop porównywać.

 

Uwalniam się od przymusu porównywania z innym

 

Jestem sobą

 

Tak porównywanie z najlepszymi to cecha nauczycielska (praktycznie chyba nie znam osoby będącej dzieckiem nauczycielskim, aby nie miała pewnych cech).

I to wszystko wychodziło, wychodziło……….

A ja gdzieś nie umiałam tego odpuścić, bałam się.

Ustawiliśmy to i okazało się, że mam program, że jak żyję swoim życiem, robię to co lubię zaraz muszę ukarać się chorobą. Ile razy słyszałam, gdy robiłam to co uwielbiałam, że nagonię coś, że coś mi się stanie. Bo gdybym zachowywała się jak inni – na pewno byłabym zdrowa.

Tylko kim Ci oni są????

 

Uwalniam się od przekonania, że gdy idę swoją drogą muszę być chora

 

Robię to co kocham, w pełnym zdrowiu, radości i miłości

 

Zastanawiające było to tętno, które notabene nie pozwoliło mi ostatniego dnia dokończyć procesu wg planu. Lekarka stwierdziła, że trzeba wyjść, dostałam tego dnia i następnego kroplówki z soli fizjologicznej i do picia ok 500 ml wywaru z moreli do picia przez cały dzień.

 

Gdzieś jest ściana????

 

Takie objawy jak teraz żołądek i tętno miałam od dziecka, były momenty, że zaczynałam się trząść, potem to przechodziło, czy musiałam usiąść bo myślałam, że zemdleję.

O co chodzi, musi to być bardzo głębokie i bardzo głęboko zakopane.

Do tego dochodziły emocje, zachomikowane w brzuchu.

Odkryłam, że emocje inaczej mówiąc nerwy dają mi siłę i są moją ochroną.

 

Uwalniam się od przekonania, że emocje dają siłę i ochronę

 

Siłę i ochronę daje mi spokój, miłość i boskie prowadzenie.

 

Tak dobrze powiedzieć …………….

 

Jednak wszechświat dał odpowiedź we śnie. Gdy już opuściliśmy sanatorium i spaliśmy niedaleko Ułan Ude przyszedł sen :

Miałam klucze od sprzedanego domu po rodzicach i chciałam je oddać właścicielowi, podjechałam pod dom, nikogo nie było. Weszłam więc do środka.

Bartek, który był ze mną zapytał – co robisz?

– Popatrzymy co się zmieniło – stwierdziłam.

Potem przyszli znajomi, dom był wiele razy większy niż ten po rodzicach, więc miejsca było dużo rozpoczęła się imprezka.

Bartek tylko mówił – co robisz????

– No co mogą mi zrobić ??? – zaczęłam się zastanawiać wykorzystując moją wiedzę prawniczą

– No wezwać policję.

Pojawił się strach dość silny paraliżujący .

Zaczęłam się przebudzać, od dziecka mam dar, że jak coś złego mi się śni, po lekkim przebudzeniu transformuję to na pozytywne w drugiej części snu.

I tak i teraz świadomie zaczęłam odpuszczać emocje, które ustępowały .

– Źle robiłam ma prawo wezwać policję- uspokoiłam się i zapadłam w głęboki sen .

Już spokojna zaczęłam sprzątać w tym domu, gdy poinformowano mnie, że właściciel przyjechał i rozmawia z Bartkiem.

Ja sprzątałam kuchnię.

Nagle właściciel wchodzi do kuchni w jaskrawo żółtych kąpielówkach i z nożem czy sztyletem skierowanym w moją stronę z chęcią zabicia mnie.

Emocje podskoczyły do zenitu – tego się nie spodziewałam – on zaczął krzyczeć, a ja stałam i nic nie mówiłam, odpuszczałam życie, ciało, uspokajałam emocje.

Gdy stałam się spokojna on odłożył swoje narzędzie, a ja się obudziłam.

 

Niesamowity sen. Gdybym zaczęła się szarpać, na pewno byłbym zginęła. Pokazał mi siłę spokoju.

 

Spokój daje mi siłę

 

 

A co z tętnem ……..

Tutaj kluczem okazał się pośpiech. Zawsze lubiłam coś robić w swoim rytmie, po prostu przychodził czas – robiłam, a gdy nie leżałam. Ojciec non-stop mi mówił, że już powinnam to i tamto zrobić, że gdybym to zrobiła miałabym spokój i mogłabym leżeć.

Byłam szybka w działaniu, jednak miałam wrażenie, że mam się śpieszyć i spieszyć.

Jeszcze tego nie zrobiłaś, jeszcze, jeszcze…………

Taka presja niby łagodna, ale non- stop.

 

Uwalniam się od presji innych

 

Pozwalam robić sobie wszystko w moim rytmie.

 

 

Robił to zapewne w dobrych intencjach, bojąc się, że nie zdążę.

 

Uwalniam się od lęku, że czegoś nie zdążę

 

Wszystko robię we właściwym czasie

 

Tak we właściwym czasie, a nie wtedy kiedy oczekują tego ode mnie inni.

 

Mam nadzieję, że teraz tętno zacznie się uspokajać.

 

A co do samego procesu to na pewno stwierdzę, że jeden z silniejszych jakie przeszłam w życiu.

Mimo, że trwało to niecałe 7 dni.

Zabiegi, brak jedzenia, destylowana woda, oczyszczała ciało na wszystkich poziomach.

Dodając pracę z umysłem już we własnym zakresie, można mieć niezły proces…

Podziwiałam osoby przyjeżdżające tu na głodówki.

Moja towarzyszka z sauny 8 dnia głodowania, mówiła, że nie ma siły mówić – bo jej mowę blokuje, ale na wszystkie zabiegi chodziła.

Spotkany Kazach w 3 dzień suchej diety bez wody – robił to pierwszy raz w życiu – postanowił pobiegać.

Inna dziewczyna otyła przyjchała się odchudzać na 21 dni – pierwszy raz w życiu ograniczając jedzenie.

Czy są z żelaza, czy nie przejmują się ciałem, czy może dużo, dużo szybciej dopuszczają zmiany do swojego życia????

I jeszcze jedno – gdy wyskoczyło mi 7 dnia to wysokie tętno – nikt nie zakazał mi iść na zabiegi i do sauny. Wręcz było to wskazane (!!!!!!!!!!!!).

Tak odpuszczania będę się na pewno od nich uczyć.

 

Uwalniam się od blokowania przepuszczania energii

 

Pozwalam sobie pozbywać starych niepotrzebnych przekonań szybko, we właściwym rytmie.

 

Poddaję się rytmowi wszechświata z pełnym zaufaniem, miłością i radością.

 

 

Refleksje Bartka

 

Postanowiłem podzielić się wrażeniami z pobytu w sanatorium. To cenne doświadczenie, ponieważ tzw. głodówki pod opieką lekarza w Polsce są rzadkością. A oddział oficjalnej medycyny dopuszczając leczenie głodem połączonym z zabiegami to już egzotyka. No właśnie zabiegi, jest ich dużo i wymagają hartu ducha nawet dla jedzącej osoby. Codzienna sauna, borowina, masaż, lewatywa, wanna z wodą mineralną lub podwodny masaż strumieniem wody, kontrola u lekarza powiązana ze staniem w kolejce, a przede wszystkim picie tylko wody destylowanej spowodowało u mnie głęboki kryzys przez pierwsze trzy dni. Podłoga się uginała, a ściany pomagały. Na kolejne zabiegi typu gimnastyka i zapisaną przez lekarza siłownię nigdy nie poszedłem. Podobnie było z zaleceniem długich spacerów. Rosjanie, a szczególnie Sybiracy to ludzie ze stali……. Po trzech dniach kryzys ustąpił, pozostała słabość. MIMO ŻEOD SAMEGO POCZĄTKU TRAKTOWALIŚMY TEN POBYT JAKO OKRES ODŻYWIANIA SIĘ CZYSTĄ PRANĄ ( a nie głodówki!) moje ciało traciło codziennie fenomenalną ilość dekagramów wagi ( ok. 80-90 dkg). W moich wcześniejszych takich doświadczeniach , łącznie z procesem pranicznym u Wiktora Truvano, gdzie był dodatkowo okres trzech dni bez wody, spadek wagi był o połowę mniejszy. Osiągnąłem wagę najniższą w życiu, przekraczając barierę która półtora roku temu wywołała u mnie pojawienie się głębokiego lęku o życie. Teraz go nie było.

Dało mi to natomiast wgląd w prawdę o sobie, ponieważ u ludzi prawidłowo otwartych na przyjmowanie energii pranicznej nawet podczas codziennego wysiłku nie występuje spadek wagi ciała. Są jeszcze we mnie programy w umyśle i ciele które zakłócają możliwość pełnego otwarcia się na odżywianie energią praniczną. Dlatego postanowiłem puki co wspierać odżywianie swojego ciała lekką, smaczną dietą frutariańską, ponieważ to na niej czuję się dobrze, mogę biegać, jeździć po górach na rowerze, a zimie na biegówkach ( i bez żadnych fanatyzmów, bo jak w Mongolii cena jabłek waha się między 10 a 20 zł za kilogram to nie mam nic przeciwko zupie np. z marchewki i grzybów, albo przepysznym mongolskim ogórkom lub kapuście z których robimy kiszonki itp.)

Tak na marginesie okres z przed procesu u Truwano, kiedy pracowaliśmy z Veni był najbardziej cenny, wtedy niczego nie oczekiwałem, a moje potrzeby względem ciężkich produktów spożywczych odchodziły same – odpadały.

Po procesie rozpoczął się okres oczekiwania, wymuszenia postępu, wręcz fanatycznego podążania do celu bez odstępstw, łącznie ze znalezieniem programu że umysłem pochłoniętym wizją prany dążyłem do zniszczenia ciała (pogłębiało jeszcze to zjawisko rozliczanie mnie przez środowisko ezoteryczne! – to presja która czasami pomaga – tym co mają żandarma w głowie – ale najczęściej przeszkadza).

Teraz rezygnuję że swojego żandarma i postanawiam odbudować swoje ciało, tak odbudować – bo z tym nie czuję się komfortowo. Choć tak znowu źle nie jest, niedawno trzej żołnierze zaprosili mnie do pływania pod prąd silnego strumienia, jako jedyny wypłynąłem powyżej na spokojną wodę.

Ważne tylko by dieta nie odbierała lekkości w ciele, umyśle i duszy, a zmiany pojawią się same w odpowiednim dla mnie czasie.

Kierunek praca z praną trwa nadal, tylko z akceptacją że doświadczanie ziemskości to także doświadczanie bogactwa boskich smaków owoców i orzechów – co mi jest na ten moment jeszcze potrzebne.

 

 

A jak wracaliśmy do większej ilości materialnego jedzenia?

 

Na początku w sanatorium dano nam odwar z moreli, bardzo silny. Pierwszy dzień po prostu wprowadziliśmy wodę ze smakiem.

Na drugi dzień powoli mus z owoców. Trzeciego owoce i chlap zupki z warzyw.

Przez 5 dni nie jedliśmy soli, a teraz gdy jest w czymś, ale nie specjalnie, szczególnie ja

Do tego zupki z zieleniny i drobniutko pokrojonych ziemniaczków lub miksowane na krem, owoce

Teraz 6 dni po zakończeniu okresu powstrzymania się spożycia, jemy to co zwykle czyli owoce i warzywa.

Lewatywy, które na początku wydawały się lekkie (gdyż schodziła z nas tylko woda) rozmiękczały to co głębiej i gdy zaczęliśmy jeść zaczęły wypychać znajdujące się w jelitach starocie (nawet i 5-6 dnia).

Teraz czujemy się normalnie, jednak dużo bardziej świadomi siebie, swoich ciał, tego co gdzieś niedomaga i co prosi o zainteresowanie.

Jeszcze raz dziękujemy za ten czas.

 

Gorjaczinsk – unikalne sanatorium, gdzie można głodować nawet na sucho

Gorjaczinsk sanatorium 23-30 września 2015

 

 

 Niesamowite sanatorium – gdzie przeprowadzane są kuracje głodówkowe i to nawet 30 dniowe, do tego można również głodować na sucho 3 dni. Co w ogóle jest rzeczą całkowicie unikalną i niesamowitą w medycynie konwencjonalnej.

Metoda oparta w dużej mierze na pracach żyjącego w latach 1905-1998 Nikiłajewa.

 

(https://ru.wikipedia.org/wiki/%D0%9D%D0%B8%D0%BA%D0%BE%D0%BB%D0%B0%D0%B5%D0%B2,_%D0%AE%D1%80%D0%B8%D0%B9_%D0%A1%D0%B5%D1%80%D0%B3%D0%B5%D0%B5%D0%B2%D0%B8%D1%87)

 

 

 

Poszliśmy do rejestracji – Pani była inna, nie tak uprzejma jak ostatnio, tylko styl rosyjski czyli warczący.

 

Pokochaj co jest do pokochania

 

Musicie iść do doktora zapytać o zgodę.

Skierowaliśmy się do odpowiedniego domku, niestety okazało się, że Pani doktor ma przerwę do 14, a i pokoju nie dostaniemy mimo rezerwacji, bo Panie kuracjuszki będą w pokoju do 16, a Pani sprzątaczka nie zdąży posprzątać bo pracuje do 14,30. Dotyczyło to standardowego pokoju z łazienką na dwa pokoje, gdzie ponoć mieszkają wszyscy głodujący.

 

Matuszka Rasija.

 

O 14 o dziwo przyszła Pani doktor zapytała tylko czy głodowaliśmy kiedyś i powiedziała, że daje zgodę.

 

Wróciliśmy do rejestracji Pani wypisała dokumenty, dała zastępczy pokój o dziwo w wyższym standardzie – zapłaciliśmy zapobyt z zabiegami i z parkingiem ok 27000 rubli (1600 zł) za dwie osoby i wróciliśmy do Pani doktor, która przepisała procedury na 7 dni pobytu

5 saun

4 masaże kręgosłupa

5 błot punktowych

2 masaże podwodne w mineralnej wodzie (gidromasaż)

2 wanny w mineralnej wodzie

4 gimnastyki

siłownię

codzienną konsultację lekarską

codzienną lewatywę

do picia woda destylowana

 

Nawet gdyby nie było oczyszczania poprzez powstrzymanie s ię od jedzenia, twierdziłabym że bogaty program.

 

Na pierwszy dzień dostaliśmy 30g gorzkiej soli, którą mieliśmy wypić na noc rozpuszczając w szklance wody z siarkowego istocznika i popijając drugą, a potem kładąc na wątrobie ciepły termofor przez 40 minut.

 

i na tym się dzień skoczył, bo procedur już nie ustaliliśmy.

 

I dobrze, tu wszystko trwa !!!!

 

 

Nie wiem czy zapomnieliśmy o tym, że Rosjanie gdy pracują robią się nieprzyjemni, a może spotkani w czasie pobytu byli normalni!!!!!

Poszliśmy do pokoju w w którym w rezultacie zostaliśmy do końca pobytu. Dwu osobowy dość duży pokoik z nowymi otwieranymi oknami (należy na to zwracać uwagę bo Rosjanie, mają fobię ciepła) wyremontowany dość bez gustu z widokiem na las, łazienka bez remontu jednak z prysznicem (z bardzo szczelną kabiną i mocnym strumieniem wody) WC i umywalką.

Za pobyt w dopłaciliśmy 6600 rubli (400 zł) bo za tą jedną noc Pani nas nie skasowała Standard tutaj kosztuje, a z obsługą ciężko się dogadać co za ile. Masz płacić i ………

 

 

Rano następnego dnia poszliśmy ustalać zabiegi ……….

I zaczęła się zabawa, bo okazało się, że samemu sobie je trzeba zaplanować gdyż każdy oddział narzuca tylko kiedy przyjść i tyle, tak narzuca i czasem wręcz trzeba się wykłócić, że w tym czasie mam inny zabieg. Nie ma takiej instytucji jak planowanie zabiegów, do tego wszędzie Panie przez które trzeba się przebijać, nikogo nie obchodzi, że my 2 dzień na głodówce. A wszystko w atmosferze wielkiej, wielkiej łaski.

Rekord pobiła dziewczyna od sauny i masaży praktycznie nie tylko udając, że nie rozumie co jeszcze próbując bezczelnie narzucać (bardzo młoda).

Jak taka osoba mi ma robić masaże – paranoja.

Bartek swoim zwyczajem stwierdził, że on najwyżej nie będzie chodził.

 

Pokochaj co jest do pokochania

 

Fajnie się mówi, ale emocje mi już idą.

Musimy jeszcze zrobić registrację (recepcja) jako obcokrajowcy, wczoraj byliśmy umówieni na 10, idziemy, a panie próbują obrócić kota ogonem, że mamy teraz się iść rozpakować (co zrobiliśmy wczoraj) i przyjść o innej porze bo poczta nie pracuje.

Już robię awanturę i ………….. idziemy na pocztę otwartą – dokumenty zawierają błędy i cała wizyta trwa ok. 2 godzin. Jednak idąca z nami dziewczyna podpowiada, że można zmienić masażystę. Idę w tej sprawie do Dyrektora!!! Bo już pogubiłam się do kogo mam iść.

 

 

Posprzątali nam wreszcie pokój w domku dla głodujących, w którym de facto prawie nie mieszkają głodujący…… W czasie pobytu okazało się, że praktycznie każdy z głodujących którego poznaliśmy spał gdzie indziej. Idziemy go oglądać, a tam się okna nie otwierają, więc rezygnujemy….

I znowu recepcja – bo trzeba dopłacić i …….. kolejny czas.

Tam chociaż mają komputery – choć trudno uzyskać cenę pokoju – natomiast całe zabiegi są ręczne. Masakra. Ruski chaos…..

Jakimś cudem udało mi się zdążyć na jeden zabieg – błoto połączone z prądami.

Zmęczeni energią tutaj panującą, tym bieganiem, padamy zmęczeni w pokoju.

Nie umiem tego wszystkiego przez siebie przepuszczać, za bardzo idą mi emocje.

 

Pokochaj to co jest do nie pokochania

 

Rodzi się tęsknota za naszymi ulubionymi Sklenymi Teplicami, tak – to jest fajnie nawet w Gruzji jakość obsługi była wiele razy wyższa ……….

 

Nie porównuj dźwięczy w głowie

na ten czas jest to najlepsze miejsce dla Ciebie i Twojego rozwoju

 

Rodzi się gdzieś bunt, złość, w emocjach pojawia się program pogardy dla tych co nie chcą nic robić, tylko wszystkiego oczekują od innych i narzekają.

Pokochanie ich cwaniactwa to dla mnie trudna lekcja.

 

I znów kolejny dzień, tym razem całą noc boli mnie żołądek, zaczęło się oczyszczanie. Wczorajszy dzień wywarł swoje piętno.

Rozpoczynają się zabiegi, może je opiszę po krótce.

 

 

Sauna

gdyby nie wiecznie obrażona Pani masażystka, która zresztą zrobiła wszystkich w konia i nie przyszła do pracy w niedzielę. Gdy ja stałam pod sauną, nikomu nic nie mówiąc. Dyżurna pielęgniarka uruchomiła nam saunę kilka godzin później. Złośliwość to podstawowa cecha w tym sanatorium.

Ale gdy przebije się przez tę niemowę (nie odpowiada dzień dobry) .

Sauna jest super, może jak na głodówce troszkę za bardzo ją dogrzewają, lepiej było jak w niedzielę była niedogrzana i miała ok 60 stopni, bo można było w niej poleżeć i faktycznie to ciepło przez siebie przepuścić, a nie tylko wskoczyć i wyskoczyć, do tego basenik tak 4×4 metra gdzie dolewana jest ciepła woda. Tak, że jest chłodna z dołu gorąca z góry. Dla mnie lepiej się wygrzać i wskoczyć do zimnej tak jak właśnie w tą niedzielę (nikt nie odkręcił ciepłej wody). Tak wtedy to był dar niebios. Czas 1 godzina .

 

 

Masaże ręczne kręgosłupa

Zmieniłam masażystkę na Sonię (największy mistrz masażu klasycznego jakiego znam) i powiem Wam, że nigdy nie myślałam, że 15 minutowy masaż może przynosić takie efekty.

I to 15 minut w tym wyczulonym w tym procesie ciele był całkowicie wystarczający.

 

Nie robiła masażu wg schematu, tylko zatrzymywała się na tym co trzeba czyli tam gdzie są napięcia. Czułam jak rozstaję się z kolejnymi blokami dzięki jej wspaniałym rękom. Bartek również dostał się potem do niej i był zachwycony .

 

Dziękuje jesteś wielka

 

 

Błota

 

Błota energia taka sama jak nazwa wskazuje , wszyscy obrażeni, że mają coś zrobić.

Bartek ma błota na kolana lub lędźwie, a ja prądy połączone z błotami. Na górną część kręgosłupa.

Gdy pierwszy raz kobieta położyła mi elektrody na plecy poczułam, że wreszcie ktoś trafił – to zasługa dokładnego opisu lekarki. Poza tym błota ani nie widzę ani nie czuję ciepła, bo chyba zdawało się że o to chodzi w tym zabiegu by był ciepły.

Na jakieś tam plastry przykładane są elektrody, a potem zimna cała brudna poduszeczka (może to to błoto? Poduszeczka jest wielorazowa)

Gdy spokojnie – to cud jak na mnie – zapytałam – czy to ma być zimny zabieg, bo mi zimno. Odpowiedziała, że przecież to tylko zimna poduszka, a coś tam jest ciepłe i dała mi pomacać, tak miało na oko z 25 stopni.

Innym razem gdy włączała prąd pyta się czy go czuję odpowiadam nie, a ona sobie poszła. Wołanie nie ma sensu bo gdzieś jest lecz nie wiadomo gdzie!!!!

Nie poszłam już na błota, i to ma taki cel – zrazić – jak najmniej pacjentów. Można wtedy do woli mieć czasu dla siebie. Na papierosy.

Czas zabiegu 7-10 minut.

 

Błoto na lędźwia i kolana dla Bartka- było gorące i wszystko byłoby dobrze, gdyby codziennie dostawało się świeże błoto. Technika jest inna.

Błoto jest zbierane, wkładane do woreczka z oznaczeniem numeru pacjenta, niestety na 4 zabiegu przypadkowo wyszło, że leżący obok sąsiad ma ten sam numer błota co Bartek. Więc jest duże prawdopodopieństwo, że albo z oszczędności albo z niechlujstwa można otrzymać błoto z kogoś energią. Na kolejny zabieg Bartek już nie poszedł.

Nie tylko on i ja, wiele spotkanych osób nie chodziła na błota. Metoda Pań się świetnie sprawdza, są mistrzami kreacji.

 

 

Masaże podwodne w mineralnej wodzie .

 

Robiąca je kobieta to mistrz masażu podwodnego, wiele razy go gdzieś mieliśmy jednak był to typ głaskający, tutaj silnie punktowo przez całe ciało.

Rewelacja

 

Wanny w mineralnej wodzie

Wanny jak wanny w ciepłej mineralnej wodzie – 10 minut.

 

 

Gimnastyka siłownia – nie skorzystaliśmy – nie mieliśmy siły……

 

Lekarz

Bardzo dobra lekarka, znająca również medycynę chińską. Jak sama mówiła – nazwa lekarz pochodzi od słońca i lekarz ma leczyć i na pewno w niej jest taka intencja.

Czas wizyt dla głodujących od 8-9 rano, jednak i tak nie zawsze była w tym terminie (może wezwania z sanatorium), poza tym duże kolejki i trzeba odstać swoje aby uzyskać konsultację.

Tego brakowało – takiego dłuższego kontaktu z lekarzem.

 

 

Lewatywy

Wlewano nam codziennie ok 1 litra czystej wody, obok była toaleta i kazano się zaraz wypróżniać. No oczywiście nie trzeba było zaraz – tylko wtedy trzeba było dojść do swojej toalety. Żadnych instrukcji większych. Dla mnie taka lewatywa light. Siostry ją wykonujące bardzo sympatyczne

 

I tak mijał nam pobyt, demony wychodziły lub pojawiały się ściany. Chcieliśmy oczyszczać się 7 dni i zostać jeden dzień dłużej aby nie tak od razu jechać.

Jednak 7 dnia rano u mnie pojawiła się ściana w postaci wysokiego tętna, Bartek bardzo tracił na wadze, a gdy poszliśmy do recepcji Pani opryskliwie powiedziała, że nasz pokój jest zajęty od jutra i musimy go opuścić, zresztą cały korpus będzie zajęty.

Zresztą z tym była cała zabawa, bo 8 dnia mogliśmy być w pokoju do 12, mimo że normalnie nikogo nie wyrzucają przez cały dzień. Ja byłam na kroplówce (sól fizjologiczna – na moje tętno), a Bartek poszedł zanieść część rzeczy do samochodu. Gdy śpieszyłam się po siostry mówiły – po co? – u nas nikt nikogo nie wygania.

Tak poza nami…..

Gdy 12,05 weszłam do pokoju usłyszałam od Pani sprzątaczki (normalnie zachowywała się super, naprawdę była bardzo w porządku i myśląca), że mam szybko brać swoje rzeczy bo ludzie czekają. A pokój już był posprzątany. Czyli nawet nam do 12 się nie należało.

Emocje mi poszły, rozpowiedziałam to potem po całym sanatorium i okolicy.

Stawiam, że to sprawka złośliwej rejestracji.

 

 

Na koniec, gdy już emocje mi opadły poszliśmy z Bartkiem poopowiadać swoje doświadczenia sanatoryjne dyrektorce. Najpierw negatywne potem pozytywne o unikalnej metodzie głodowania w oficjalnej służbie zdrowia, o tym, że można głodować również na sucho. Rewelacja.

 

Przepraszam – nie usłyszeliśmy,

ale – Przyjeżdżajcie – my się poprawimy…..

 

Tak jak z dziewczynką z sauny, która po zwróceniu jej uwagi przestała w ogóle odpowiadać dzień dobry.

 

 

A sama Pani dyrektor człowiek starej daty, widać, że nowe rozwiązania jak komputery trudno jej wprowadzić. Poza tym płace w sanatorium są strasznie niskie (10000 rubli – 600 zł) więc na pewno przełożonym ciężko wtedy wymagać.

 

Dziwne jest to, gdyż ceny tam nie są wcale niskie, mając na uwadze niskie ceny mediów należy zadać pytanie gdzie idą pieniądze????

I w takiej sytuacji zazwyczaj dyrektor wszystko zbiera na siebie – co widać po niej.

A o sanatorium dba, kwiatuszki przy domkach sielsko anielsko, tylko nie wchodzić w kontakt z większą częścią pracowników…

 

 

Tak położone 500 metrów od Bajkału w przepięknym lesie, nad pięknym nie zamarzającym stawem, gdyż dobiega do niego woda z gorącego źródełka, tak gorące źródełko gdzie można moczyć nogi i pić wodę (mocno przeczyszczające). Poza za tym pięknie rozproszone małe na ok 10 pokoi drewniane domki (jeden ceglany w nim najbardziej luksusowe pokoje, nie wiem po ile) ok .20 szt .

 

 

 

Świat jak z bajki stworzony przez „innych” ludzi, we współpracy z przyrodą .

Czas dla nas tam to piękna lekcja.

Duchy miejsca też są zmęczone dojeniem go przez człowieka, poprosiły mnie o pomoc. Dlatego ten wpis na bogu z taką dokładnością.

Dla tych co mają ochotę jechać – niech wiedzą czego się spodziewać, choć wiadomo szczególnie w czasie głodowania każdy ma swoje doświadczenia i swoje oczyszczenie.

 

A temat pompy wspomagania zawiesiliśmy praktycznie na ten czas, zdjęć też nie wiele udało się zrobić, był to czas do środka nas samych.