o podróży na Wschód 2015

now browsing by category

 

Pożegnanie z Rosją, w kierunku Polski

W kierunku Polski, niesamowita gościna Litwy 8-10 grudnia 2015

 

 

Żal nam by żegnać Rosję, nie wiedzieć czego szukaliśmy w miasteczkach, sklepach chcąc nacieszyć się jeszcze jej energią.

Załatwimy co mamy załatwić i szybko wrócimy, pojedziemy do Karelii, może i też fińskiej.

 

Pozwalam się prowadzić

 

Jednak doskonale wiemy, że gdy idzie się za energią obiecywanie, że się wróci jest tylko uwiązaniem energii, niczym więcej.

Jednak rodził się żal, tęsknota, tak wielka, że gdy przyjechaliśmy na granicę okazało się, że jest zamknięta.

Tak zamknięta, bo……… nie ma prozaicznie ………….prądu.

Na szczęście za kilka godzin go włączyli i po 6 godzinach czekania na granicy powitała nas Łotwa w imieniu Unii Europejskiej.

Spokojnie pustymi drogami dojechaliśmy na Litwę, gdzie przy barze nad jeziorkiem ulokowaliśmy się do snu.

Rano poszliśmy do baru na kawę, po pierwsze, aby w ten sposób podziękować za nocleg, a po drugie przywitać się z Litwą. Trafiliśmy na przemiłą Panią, która ma campera w Hiszpanii, gdzie spędza całą zimę. Rozmów nie było końca.

Potem zatrzymała nas Udena, na targu mieliśmy okazję zakupić rarytas litewski czyli ser jabłkowy, przepis tutaj może kogoś zainspiruje http://www.greenmorning.pl/ser-jablkowy/

Z serem wynikła śmieszna sytuacja, bo Bartek zrobił duży gryz w kupiony ser, przerażone Panie poinformowały go, że kroi się go na cieniutkie kawałeczki i je z serem czy z twarogiem.

Jak można tylko konsumować rarytasy.

 

Uwalniam się o przymusu jedzenia czegoś z czym

 

Jem to na co mam ochotę

 

Od jakiegoś czasu słychać było szurający klocek hamulcowy, pojechaliśmy w miasteczku do mechanika, chcąc go wymienić. Wymiana okazała się niemożliwa, gdyż zapiekł się jeden tłoczek w zacisku. Naprawa polegała więc na wyjęciu klocków, odkręceniu z zacisku i zaślepieniu wężyka hamulcowego. Od teraz Landrynka hamuje trzema kołami – równie sprawnie.

Przemiły Pan nie tylko wykonał usługę za darmo, ugościł nas kawą, to jeszcze poznał z mieszkającym w Udenie Polakiem, który bardzo chciał zaprosić do siebie.

Wszystko znów stało się magiczne, fakt krajobraz za oknem przypominam wczesną wiosnę, taką już bez śniegu i dodatkowo jeszcze bez słońca, jednak duchy miejsca okazywały niesamowitą gościnę.

Potem już Kowno, gdzie mimo że na głównej ulicy jak się później okazało są dwie restauracje wegetariańskie, nas zaprosił bar w bramie, można rzec spelunka, gdzie bardzo pełna energii Pani zrobiła nam pyszne świeże placki ziemniaczane i sama od siebie do jednej porcji dała dwa widelce, a sąsiadom obok, którzy wyszli właśnie na papierosa przykryła placki talerzykiem z góry, aby im nie stygły.

Czułam się zadbana jak w gościach u serdecznej cioci.

Potem już z umysłu weszliśmy dla porównania do wegetariańskiej, ludzie z małą ilością energii, zmęczeni tym, że muszą pracować. Wzięliśmy zupę, oczywiście chłodna, była tylko jedna łyżka, zupa bardzo smaczna, ale z małą ilością energii.

Często mam wrażenie, że spokój osób pracujących nad sobą jest utożsamiany z małą ilością u nich energii.

Wysoka energia i wysoka wibracja to nie to samo.

 

Uwalniam się od przekonania, że spokój to wyparcie energii, że w wysokiej energii jest niepokój

 

Pozwalam sobie na wysoki poziom energii , spokoju i wysokiej wibracji.

 

A Kowno, sympatyczne miasteczko, jak to mówimy no fajne.

 

I tak, krok za krokiem, żegnając na koniec bardzo gościnną Litwę w czwartek wieczorem, wjechaliśmy do Polski.

 

O pierwszych wrażeniach, może później ….

 

Deszczowe zaproszenie od placu Czerwonego

Moskwa 7 grudnia 2015


 

 

 

 

Tym razem omijamy Moskwę, zdecydowaliśmy zgodnie. Chciałoby się gdzieś spotkać ze znajomymi, przejść przez Plac Czerwony, jednak lepiej najbardziej zewnętrznym kolcem – ringiem jechać w kierunku Polski.

Moskwa jednak miała wobec nas swoje plany. Najpierw pokazywała nam kolejne markety w których szukaliśmy nie wiedząc czego. Robiło się coraz później i ruch malał.

– Gdzie jedziesz – zagadnęłam Bartka gdy nie skręcił na trzecie kolco.

-Wiesz pojedziemy drugim – odpowiedział – będziemy bliżej centrum – odpowiedział z tęsknotą w głosie.

– Może jak nie będzie korków to podjedziemy pod Plac Czerwony – powiedziałam tym razem ja z tęsknotą w głosie.

A dalej to działo się samo, tak jak zazwyczaj wtedy gdy, miejsce do którego się jedzie zaprasza i czeka. Kilkanaście kilometrów w kierunku placu przejechaliśmy bardzo szybko, by w ostateczności zaparkować 100 metrów od niego.

 

 

 

 

Lał praktycznie ulewny deszcz, ale my byliśmy przeszczęśliwi.

– Dziękuję, że dałeś inspiracje do zawitania tutaj – mówiłam już przemęczona, ale szczęśliwa…

Pozwalam sobie rozpoznawać to co daje mi szczęście, radość i podążać za tym.

Nie wiem co Plac Czerwony w sobie ma, dla mnie ma niesamowitą magię i radość spotkania, niezależnie od pory roku, dnia. Jestem w Moskwie 6 raz i każde spotkanie ma inny wymiar.

– Szkoda, że leje – powiedziałam do Bartka

– A byłaś kiedyś na tutaj w ulewnym deszczu? – zapytał świadomie.

Tak, tak, tak magia spotkania

Do tego jarmark, lodowisko – już zamknięte jest po godzinie 22 i piękna choinka udekorowana najbardziej znanymi rosyjskimi cukierkami i pocztówkami noworocznymi w wersji makro.

 

 

 

 

 

Uwielbiam te noworoczne rosyjskie karty pokazujące motywy zwierzęce, bajkowe – taka magię spotkania człowieka i przyrody.

I znowu gdzie budzi się retrospekcja z przeszłości, że kiedyś wstydziłam się przyznać, że te kartki mi się podobają, bo przecież trzeba było być najpierw poważnym, a potem wszystko co rosyjskie negować. Może dlatego mój ojciec nie miał odwagi pojechać nad Bajkał.

Nie raz zauważyłam, że gdy mówię coś dobrego o Rosji jestem postrzegana za komunistkę, rusofoba. W Polsce tylko mówienie źle o wschodzie jest dozwolone. Ja widzę dobre i złe. Odwrotnie jest z Niemcami – można mówić o nich tylko dobrze.

Taka paranoja.

 

 

 

Teraz nikomu nie muszę, nie chce udowadniać, że mi gdzieś dobrze i coś mi się podoba, wole cieszyć się jak dziecko Placem Czerwonym i tym magicznym spotkaniem…

Uwalniam się od przejmowania opinią ludzi wiecznie krytykujących i mających swoje zdanie jako jedyne właściwe.

Pozwalam im iść swoją drogą i ja też idę swoją drogą bez względu na opinie innych.

Cali szczęśliwi podziękowaliśmy za te gościnę i równie sprawnie wyjechaliśmy z Moskwy, znajdując nocleg późno w nocy przy drodze na parkingu.

 

 

 

 

Wegetariańska uczta u Tatarów i refleksje o zakorzenieniu

Kazań 5-6 grudnia 2015

 

 

I znów byliśmy w drodze, gościł nas dziadek Ural, który znów dał to co najlepsze i najbardziej nam potrzebne w danym momencie – czyli szybki i w miarę komfortowy przejazd. Po tym jak jeszcze w Czernoucze silne mrozy zelżały do 0 stopni, czasami sypało, czasami świeciło słońce. Drogi były zazwyczaj dobre, więc w swoim rytmie dotarliśmy do Kazania.

Miasta, które w tamtą stronę bardzo nas ugościło, pokazało w przepięknym słońcu.

Teraz było szare, bure, praktycznie bez śniegu, który zgubił się gdzieś po europejskiej stronie Uralu, do tego bez udekorowanego świątecznie miasta – w końcu jesteśmy w stolicy Tatrstanu czyli islamskiej republiki.

Popatrzyliśmy na siebie troszkę zdziwieni – jeszcze tylko wpadniemy do baru wegetariańskiego , latem było tam cudowne świeże (co rzadkość w Rosji) i bardzo tanie jedzenie (co też rzadkość, gdyż jedzenie wegetariańskie lansowane jest jako coś modnego, luksusowego bardziej niż pospolitego, biednego).

Nagle na głównym deptaku drogę „zagrodził” nam hotel Nogai. Widziałam go na bookingu i wiedziałam, że mają tanie pokoje, a chcieliśmy się już umyć (przy drogach hotele są w granicach 1500 – 2000 rubli (90-120 zł) za noc w skromnych pokoikach z łazienkami).

Tutaj za przepiękny duży pokój ok. 40 metrów (łóżko, komplet wypoczynkowy, łazienka) 2200 rubli (130 zł) plus 180 9 10 zł ) za parking. Wszystko jeszcze pachnące nowością, gdyż hotel był niedawno remontowany. http://www.hotelnogai.com/

Jakaś bajka, chyba Kazań nas bardzo lubi stwierdziliśmy, a opatrzność czuwa.

Bowiem gdy zapłaciliśmy za hotel zaczął bardzo gęsto sypać śnieg. Sypiący śnieg jest przepiękny pod warunkiem, że nie jedzie się po zatłoczonej drodze.

Wszystko zależy bowiem od punktu siedzenia, patrzenia.

I teraz właśnie mogliśmy się cieszyć śniegiem, każdym spadającym płatkiem, ulica która parę chwil wcześniej była czarna, teraz zrobiło się przepięknie biała, nabrała światła, nabrała życia.

Wegetariańska restauracja jeszcze bardziej nas urzekła niż latem, nie tylko ilością potraw, ale ich dobrym smakiem i ceną, która powoduje, że część ludzi stołuje się tutaj jak w taniej czy wręcz bardzo taniej stołówce. A może u nas bary mleczne mogłyby być w części wegetariańskie (byłaby dotacja i jedzenie byłoby tańsze). Osoby obsługujące i Panie kucharki bardzo zadowolone z faktu, że obcokrajowcom smakuje. Wszystko w takiej niesamowicie dobrej energii. Takiej radości tego co robię.

 

Cieszę się z tego co robię i tą radością karmię innych

 

 

 

 

Kazań oczarował nas swoją regionalnością, pojawiły się nie tylko słynne tatarskie czak-czaki (rodzaj słodkości), w różnych różniastych formach, ale również inne tatarskie symbole.

Regionalizm którego bardzo nam brakowało w podróży przez Syberię, tutaj jest bardzo silny. Takie zakorzenienie tego miejsca, tej republiki, co daje na pewno niesamowitą siłę tym ludziom.

Zakorzenienie każdemu człowiekowi daje siłę, niezależnie czy mieszka na terenie danego miejsca czy nie. Wypieranie swoich korzeni, ucieczka przed nimi daje to, że nie można poczuć swojej tożsamości, własnej wartości swojej siły.

Zakorzenienie to poznanie mocnych i słabych stron miejsca z którego się pochodzi, czy pochodzą najbliżsi przodkowie i przyjrzenie im się, z asimilowanie w sobie.

Polakom polecam szczególnie w obecnej sytuacji politycznej wypisanie wszystkich cech Polaków negatywnych (co znając naszą mentalność przyjdzie łatwo) i poszukanie pozytywnych i wypisanie również

 

Taka, taki jestem w tym co pozytywne tkwi moja siła, a nad tym co negatywne będę pracował

 

Gdy zaakceptujemy swoje korzenie dostaniemy wsparcie swoich działań od całych zastępów Polaków, poczujemy tę siłę, siłę która przede wszystkim da nam wewnętrzną pewność siebie taką prosto z serca.

Popatrzcie na narody, które są silne??? Te których obywatele są dumni z tego, że są przedstawicielami tego narodu, znają swoje cechy pozytywne.

A Ci wiecznie wystraszeni i negujący skąd pochodzą?

Pamiętajcie, że każdy człowiek ma plusy i minusy i ważne jest na czym się skupimy. Tak jak postrzegamy swoje korzenie, tak w dużej części postrzegamy siebie.

 

Pamiętanie o tym skąd pochodzimy, to jak pamiętanie o matce, która dała nam życie….

 

Podziękowaliśmy Kazaniowi za kolejną cudowną gościnę, za refleksje nas swoją tożsamością, obiecaliśmy powrót niebawem i w mikołajkowej atmosferze pojechaliśmy na zachód.

Na pierwsza wizyta w Kazaniu http://brygidaibartek.pl/z-wizyta-w-tatarskiej-stolicy-i-o-pomocy-w-rosyjskim-wydaniu/

 

Bądź pewny swoich kanałów informacji – przede wszystkim duchowych

Z wizytą u batjuszki Sergieja 1-2 grudzień 2015

 

 

Prowadzeni przez ikonę Marii Magdaleny znaleźliśmy się w Jekaterynburgu, najbardziej nowoczesnym mieście Uralu. Trzecim mieście Rosji, mieście gdzie zabito carów.

Po paru miesiącach pobytu w przyrodzie bądź w miastach, które dalekie były od blasku z początku sami daliśmy się nim oczarować.

Tak, postrzegamy świat naszymi oczami i gdzieś wydaje nam się że kolorowo, czysto to znaczy bogato.

Taka iluzja……….

A dlaczego biedny nie może o siebie zadbać???

 

 

 

 

I tak wciągnięci przez miasto, nowo otwierane galerie, energię nowego roku przespacerowaliśmy praktycznie cały dzień, aby wieczorem podjechać pod Sredniouralski Monastyr. Jakie było nasze zdziwienie gdy okazało się, że od drogi wjazd do klasztoru, dzieli szlaban. Już się miałam wycofywać (czasem tak mam w zwyczaju), ale Bartek stanął na wysokości zadania i zaparkował auto na noc obok szlabanu.

Za chwilę przywitaliśmy się z ochroniarzem, który z radością oznajmił nam, ze możemy tutaj spać – jest bezpiecznie i spokojnie (to może nie było do końca prawdą, gdyż znajdowało się nasze miejsce przy ruchliwej czteropasmowej drodze). Powiedział również o jasnowidzącym batjuszce Sergjeju – on wszystko wie, z nim koniecznie musicie się spotkać…

Rano już przy otwartej bramie wjechaliśmy na teren budowanego kompleksu klasztorów – historia pod tekstem.

Pierwsza spotkana siostra w radością i otwartością przejęła funkcję anioła przewodnika i oprowadziła po klasztorze, a potem zaprowadziła nas do matki przełożonej. Matka przełożona przedzieliła inną siostrę do towarzyszenia nam przez nasz pobyt.

Zostaliśmy zaproszeni na obiad razem z zakonnicami. Składał się on bardzo lekkiej, rzadkiej zupy z warzyw, a na drugie danie były warzywa na gęsto i troszkę z olejem. Do tego mandarynka, ziołowa herbata i chleb pieczony na miejscu (z pełnym rytuałem obmodlenia go w cerkwii przed wypiekiem)

– Jest adwent więc jemy skromniej – poinformowała nas siostra – Normalnie też nie jemy mięsa i ryb, a nabiał sporadycznie. W czasie adwentu, wielkiego postu nawet tłuszcz jest ograniczany – dodała. Kawy ani czarnej herbaty nie piją nigdy, tylko ziołowa. Mają własne ogrody gdzie uprawiają warzywa i obory ze zwierzętami (nabiał dla dzieci w szkole, pracowników).

Przy wejściu na stołówkę siedzieli pracownicy budujący klasztor – oni otrzymywali nawet mięso.

Nasza siostra z uwagi na to, że ma słabość to słodkiego i jest z lekka otyła w czasie adwentu może jeść i pić tylko przez godzinę dziennie od 16-17.

Po obiedzie było nabożeństwo w którego głównym przesłaniem było przypomnieć sobie zapomniane grzechy, nie wyparte, ale po prostu zapomniane.

Przed nabożeństwem poznaliśmy słynnego batjuszkę, który mimo swoich 60 lat błyszczał młodością, świeżością, radością i dowcipem.

Rozpoczęło się nabożeństwo, my staliśmy na zewnątrz pouczeni przez siostry, aby nikt nam nie robił znaków krzyża na ciele, gdyż jesteśmy katolikami.

A w czasie nabożeństwa robiono znaki krzyża na ustach, oczach, uszach aby osoby namaszczane przypomniały sobie te grzechy które zapomniały.

– Ale ich zamykają tym krzyżem na energię – powiedział Bartek.

Wszystko zależy jaki mają program krzyża w podświadomości jak pozytywny to super, jak negatywny to może to zrobić krzywdę.

Fakt bierze się ze sobą całe dobrodziejstwo iwentarza o czym była mowa potem z batjuszką przy okazji tematu buddyzmu.

– Jak może być coś dobrego w tym co służyło jako swastyka – do czynienia takiego zła jak wojna – stwierdził batjuszka…

– Ale krzyż też robił wiele zła – powiedzieliśmy.

Jednak ten temat został z lekka przemilczany,

W czasie nabożeństwa batjuszka parę razy wyskakiwał do nas, szukając z nami kontaktu, aby wreszcie zaproponować chrzest.

– Jesteście gotowi…

Uwielbiam to w cerkwi, jak łapie się z nimi kontakt na podłożu duchowym zaraz chcą chrzcić. Fakt chcą dać, najlepsze co mają do dania, ale z drugiej strony przeradza się to w fanatyzm i w postrzeganie swojej wiary jako jedynej właściwej na świecie – zresztą katolicyzm też taki jest, chyba całe chrześcijaństwo.

 

Uwalniam się od przymusu szukania jedynej właściwej drogi

 

Podążam tą drogą, która mi służy i szanuję drogę innych.

 

Uwalniam się od przekonania, że moja droga jest najlepsza i jedyna właściwa dla wszystkich.

 

Batjuszka Segiej mimo że przyjmuje w czasie mszy przez całe dwie godziny – zazwyczaj są do niego długie kolejki. Poświęcił około godziny po nabożeństwie na rozmowę z nami. Fakt część czasu przekonywał nas do prawosławnej wiary, jednak w takich niesamowitych przestrzeniach, tematach zadał pytania, które były bardzo ważne dla nas.

Rozmawialiśmy o wizjach, jasnowidzeniu…

– Ja nic nie wiem – odpowiadał batjuszka –

ja tylko przekazuje informacje płynące do mnie – dodawał.

– A skąd te informacje – zapytałam .

– Od Boga, Jezusa – odpowiadał.

– A ty skąd masz informacje ? – zapytał batiuszka .

– O Boga – odpowiedział Bartek .

– Jakiego Boga? – zapytał.

– Inaczej mówiąc z jakiego kanału?

– Ja mam Jezusa i jestem go pewien – objaśnił batjuszka.

To niewątpliwie niezwykle ważna informacja dla wszystkich – z jakich energii korzystamy? Czy jesteśmy ich pewni? Czy są czyste?

 

Znam swoje kanały korzystania z informacji i jestem ich pewna

 

 

Cała przestrzeń tutejszego monastyru była obmodlona na Atosie w Grecji przez batjuszkę i została naznaczona przestrzeń, której gospodynią jest tylko Matka Boska, a wszyscy, którzy przybywają do tego monastyru są na jej zaproszenie. Wspaniała praca na przestrzeni i pokora, że nie przyjeżdżają tu tylko mili ludzie, ale Ci których zaprosiła Matka Boska dla ich korzyści, tego miejsca i mieszkających tutaj ludzi.

Nawet siostra sprzątająca WC zastanawiała się „dlaczego się spotkałyśmy”. Poziom świadomości w tym monastyrze jest niesamowity. Nie tylko dąży do duchowości, ale również do samowystarczalności materialnej (hodowla żywności), prowadzi sierociniec, szkołę i hospicjum. Nie ma tu radia, telewizji, a posiłki są bardzo skromne. Siostry są sympatyczne, pogodne i uśmiechnięte (pozdrawiają się uśmiechem). Pewne swojej drogi.

Bo co może być ważniejsze niż pewność drogi po której kroczymy???

Przeciwnicy, oponenci, krytycy zawsze będą, ale naszym zadaniem ważne jest iść dalej pewnie po swojej drodze z szacunkiem dla drogi innych. Tak, osoba pewna siebie nie będzie u wszystkich wzbudzać sympatii, ale …… dlaczego dać się ściągać.

 

Idę swoją drogą z pewnością bez względu na to co mówią o tym inni.

 

Mam siłę iść własną drogą

 

Mogliśmy zostać w tym miejscu na noc, a może i dłużej, jednak w pewnym momencie stwierdziliśmy, że dostaliśmy tu chyba na ten moment wszystko po co przyjechaliśmy.

Pożegnaliśmy duszki miejsca i pojechaliśmy dalej w kierunku zachodnim.

Miejsce z siostrami i batjuszką Sergiejem na pewno zostanie głęboko w naszym sercu, gdy będziemy znów przejeżdżać w pobliżu z radością zawitamy ponownie do tego bardzo niesamowitego miejsca, powstającego z przysłowiowego niczego – w tajdze – w przeciągu ostatnich kilkunastu lat. Gdzie jak mówią siostry – cuda uzdrowienia są tutaj codziennością i nikogo tutaj nie dziwią…

 

Uwalniam się od przekonania, że przynoszę innym nieszczęście

 

Tak, przez całe swoje życie słyszałam od mojej mamy, że jej życie zmarnowałam tym, że się urodziłam. Im bardziej poznaję jej rodzinną sytuację, odkrywam rodzinne tajemnice, tym więcej przestrzeni otwiera się przede mną, a przy okazji ją mogę oczyścić.

 

Pozwalam, sobie doświadczać cudów, jak również innym znajdującym się w moim towarzystwie, sąsiedztwie.

 

Informacje ze strony z tłumaczeniem google

http://phateev.ru/2014/07/sredneuralskij-zhenskij-monastyr/

Sredneuralsky klasztor ku czci Najświętszej "chleba Sporitelnitsa" Dziewica Maryja

Kościół Matki Boskiej Kazańskiej

 

Dwadzieścia kilometrów na północ od Jekaterynburga jest Sredneuralsky klasztor ku czci NMP "chleba Sporitelnitsa." To jest młody klasztoru. Jego budowa rozpoczęła się w 2002 roku, robotnicy przybyli do Ganina Yama. W kwietniu 2005 roku klasztor został ustanowiony decyzją Świętego Synodu. Gdy na miejscu, w czasie II wojny światowej był obóz jeniecki, zwany "niemiecki Farm". Wtedy ta ziemia należała Sredneuralskaya elektrownię, po czym trafił do diecezji Jekaterynburg. Teraz w klasztorze stoi kilka świątyń.Kościół Matki Boskiej Kazańskiej do komórek prawosławnych i refektarzu.Kościół Ikony Matki Bożej "Sporitelnitsa chleba", konsekrowanego na początku jesieni 2004 roku. Świątynia znajduje się na trzecim piętrze budynku. Oto relikwie świętych i cudownym obrazem. O cudzie leczyć poważne choroby w klasztorze matka przełożona powiedziała mi, Barbara. Według Barbary, klasztor zbudowany jest wyłącznie na pielgrzymów pieniądze, ludzie, którzy wierzą w Boga pomogła przezwyciężyć ciężką chorobę. A sądząc po aktywnej budowy takiej wielu ludzi. Był tam człowiek z zaawansowanym stadium raka, współczesna medycyna nie miał siły na choroby. Pomógł wiarę i modlitwę. Człowiek cudownie uzdrowiona, ale lekarze nie mogli stwierdzić tylko fakt pełnego wyzdrowienia. I to nie jest jedyny przypadek.
Naprzeciw kościoła Matki Bożej "Sporitelnitsa chleba" jest zvonarnya z dzwoneczkami i mieczem pokuty.


Kościół Świętej Trójcy Inna struktura zbudowana na terenie klasztoru jest świątynią dvuhprestolny Trójcy. Górna świątyni poświęcony na cześć Trójcy Świętej, na cześć dole Royal Męczenników. Obok kościoła jest uwielbienie krzyż, zainstalowany na cześć rodziny królewskiej Romanowów.Klasztor jest niemal samowystarczalny, mają swoje gospodarstwo z hodowli zwierząt, ogrodnictwa, warsztaty, szkoły dla dzieci, hospicjum. Jest domem dla ponad 300 namestnits pracują, modlą się, troska o chorych i sierot. Do dziś jest budowany na terenie klasztoru, wzniesiono nowy kościół, jest gotowy na wielki dzwon o wadze około 40 ton.

współrzędne 57.038634,60.498648

 

Film o monastyrze

 

 

Informacje o batjuszce, bez niego bo na to się na zgadza

 

 

Magia syberyjskiego poranka gdzieś w drodze

Poranek słońca między Tjumenem i Ekateremburkiem grudzień 2015

 

 

 

 

Są miejsca w których się jest w określonym czasie, które emanują swoją magią.

Właśnie gdzieś przy drodze rozpoczął się spektakl poranka, słońce odbijające się w śniegu i w nas, a może już zakrywające nas.

Popatrzcie zresztą sami.

A droga czasem czarna i sucha, czasem mokra, czasem lekko oblodzona, a czasem pokryta lodem. Powodowała, że z każdym kilometrem rodziła się wdzięczność podróży, każdego przejechanego kilometra, doświadczania tej pięknej syberyjskiej zimy i drogi przez jej tysiące kilometrów.

Taka nasza droga przez życie