kuchnie świata
now browsing by category
Chaczapuri z zieleniną – powtórna gościnność magicznej Gurii
Chaczapuri z zieleniną – powtórna gościnność magicznej Gurii 4-5 stycznia 2015
Raz jeszcze zawitaliśmy w sympatycznej górskiej wioseczce usytuowanej na wzgórzach przy drodze do Bakmaro.
Już podczas pobytu w Batumi odwiedziliśmy księgarnię i zakupiliśmy książkę o oczyszczaniu organizmu i leczeniu ziołami. Zrobiliśmy to z myślą o sympatycznej rodzince z Gurii, która gościła nas w czasie Świąt Bożego Narodzenia, dając wspaniały i zarazem egzotyczny sposób na spędzenie Wigilii.
Wioseczka przywitała nas strugami subtropikalnego deszczu. Potoczki przemieniły się w rzeczki. To doskonała pogoda by w tradycyjny sposób zmielić kukurydzę na mąkę.
I tak w sympatycznym, elfim młyneczku wrzało tym razem od roboty. Woda doprowadzona rurą napędzała koło młynka wodnego.
We wnętrzu na kamiennym żarnie powoli mieliła się kukurydza na mąkę. Doglądający ją, młody gospodarz zaprosił nas do domu.
Zostaliśmy powitani przez Georgika i Mery jak dawno nie widziani dobrzy znajomi. I tym razem gościnność przechodziła nasze wyobrażenie, na nic nie zdały się nasze zapewnienia, że przecież wiedzą że prawie nic nie jemy.
Gospodyni odpuściła dopiero jak razem z kiszonkami było na stole 18 dań! Nastąpił czas kiedy mogliśmy w końcu porozmawiać o ziołowych sposobach leczenia dolegliwości gospodarzy. Tylko czy na pewno jest im ono potrzebne! Zaskoczeniem dla wszystkich było nieoczekiwane pojawienie się Georgika z workiem mąki na plecach! Ten krzepki 78 letni mężczyzna przyniósł na swoich plecach przewiązany linką około 25 kilogramowy worek (podobny wagowo do mojego gongu), niosąc go około 200 metrów pod górkę po rozmiękłej, śliskiej i wąskiej ścieżce!
Jak wspomina nosił w sile wieku po dwa 100 kg ciężary pod pachami naraz.
Tym razem Mery dała się namówić na zrobienie chaczapuri z zieleniną którą przywieźliśmy z bazaru. Naszą intencją było pokazanie że podobnie jak w Nagornym Karabachu można przyrządzić danie z ziół, które będzie równocześnie leczyć.
Dla mieszkańców tych gór o jeszcze bogatej roślinności dzikiej w tym i ziół , ta forma leczenia była bliska i należy ją wskrzeszać.
Tym bardziej że już sami nas informują o nieskuteczności leczenia chemicznego. Potrawa podobna do Żyngelov hasa wszystkim smakowała i obiecywali że wiosną będą zbierać świeże dzikie zioła, aby wzmocnić organizm w sposób naturalny.
A skrzaty tym razem zaprosiły na imprezę skrzacie kobiety……. Były rozmowy o skrzacim życiu, współistnieniu z człowiekiem, miejscach mocy , oraz wesoła zabawa do białego rana. Giro fascynat surfingu pływał na rwących strumieniach na desce wystruganej z kory……..
Sowy hukały, a deszcz przygrywał do tańca.
Bożonarodzeniowa uczta
Bożenarodzeniowa uczta 25-26 grudnia 2014
Mery – nasza bożenarodzeniowa gospodyni, bo tak ją nazwiemy, oczywiście po gruzińsku – zamiast cieszyć się spotkaniem – musiała coś przygotować do jedzenia. (w prawosławiu obchodzą święta dwa tygodnie później ) .
Jak znaleźliśmy się w domu Mery i Dzordzika w kolejnym poście.
Dobrze, że za kuchnie służyło pomieszczanie z pieco-kominkiem i stołem, gdzie wszystko się odbywało ( gospodyni przygotowywała jedzenie przy nas).
Zaczęło się od chaczapuri, pierwszy raz ktoś przy nas je przygotowywał, więc nie oponowaliśmy, choć nie jemy sera i mąki. Zresztą święta, skoro tak nas goszczą …….
Najpierw do miski powędrowała mąka kukurydziana ( z ich poletka, mielona we własnym młynku wodnym nad strumieniem) i woda, potem troszkę soli i suszone drożdże, zostało do sprawnie szybko wyrobione, tak, że odstawało od rąk.
Potem Mery starła ser na tarce (taki miękki, świeży, jak nasz podpuszczkowy bunc, od własnej krowy pasącej się na górskiej dzikiej łące) , dodała do niego białko z jajka od kury biegającej po podwórku, wymieszała.
Ciasto (bez wyrośnięcia) ugniotła w placek do którego włożyła starty ser, zamknęła jak cukierka, a potem znów ugniotła w płaski placek.
Takie cacko powędrowało na grubą, żeliwną, głęboką patelnię, stojącą na specjalnym metalowym stojaku, pod którym były palące się polana drewna.
Tam placek został jeszcze uformowany do wielkości patelni.
Już w czasie pieczenia został posmarowany jajkiem i przykryty pokrywką . I tak smażył się z 15-20 minut na żarze (jeden raz odwrócony).
Parę razy jedliśmy chaczapuri kupowane gdzieś na ulicy w miasteczkach.
Jednak to odróżniało się od innych przede wszystkim cienkim ciastem (jak we włoskiej pizzy) i dużą ilością sera. W sumie to chyba kiedyś więcej w tym daniu było sera niż mąki, i chaczapuri to był bardziej ser z mąką, z niż jak na ulicy miasta – mąka z aromatem sera.
Dla mnie słone, bo ser słony, ale energia bardzo dobra ( wraz z energią żywego ognia). Oczywiście najlepsze jakie jedliśmy.
Gościnność nie skończyła się na chaczapuri, mieliśmy okazję zobaczyć jak robi się mczadi – czyli banalny chlebek kukurydziany (mąka świeżutka prosto z elfiego młyna).
Mąka z wodą zagniecione tak aby bardziej odstawały od naczynia niż od ręki i potem łyżką kładzione na tłuszcz znajdujący się na żeliwnej patelni ( niestety olej już kupny). Banalnie proste.
Po paru minutach Mery przewróciła placuszki i po następnych kilku wylądowały na stole.
Do tego khemali (sos ze śliwek), ogórki kiszone, kapusta. Na osobną uwagę zasługują kiszone ogórki. W tym regionie rosną tak duże , że są kiszone w 3 litrowych słoikach, zajmując przestrzeń od dna do pokrywki. Dodatek jednej papryczki Chili powoduje ich ostrość, po ukiszeniu są pełne w środku.
Jej mąż starszy od niej o 20 kilka lat polewał wino domowe winogronowe (kompotowe). Mandarynki, pomarańcze i jabłka zerwane z własnych drzew dopełniały kolorytu tej uczty.
Tak uczty, no bo jak już jeść – to takie pożywienie z własną energią, ekologiczne, naturalne świeże, gotowane na żywym ogniu!!!!
Iście królewska uczta na święta. Jeszcze gdzieś mamy program celebrowania świąt jedzeniem i nie jesteśmy gdzieś wolni od nabiału (skoro pojawia się) jednak będziemy się uczyć, a może przeprogramować umysł, aby jedzenie było miłym choć nie obowiązkowym dodatkiem celebracji miłością i radością jakiejś okazji.
Dziękujemy za tę ucztę na święta z tymi cudownymi ludźmi. – refleksje o pobycie u nich w kolejnym poście.
Dziękujemy za ten czas magii świąt bez śniegu. Bo magia jest w nas i ona nas prowadzi, a czynniki zewnętrze są tylko dodatkiem do niej.
Dziękujemy za ten niesamowity czas w dolince nad strumyczkiem u Mary i Georgika w ich skromnym domostwie.
Wigilijne skrzacie przesłanie
Wigilijne skrzacie przesłanie 24 grudnia 2014
Oddając czas świąt we władanie skrzatów nie przypuszczaliśmy, że spędzimy tak piękne święta.
To, że przywiozły nas pod domek młynarza nad potoczkiem to już wiecie.
Pierwszy raz landrynka była naszym domem w czasie świąt Bożego Narodzenia i sprawiało nam to wiele radości. Udekorowaliśmy ją serduszkowymi łańcuszkami i kupiliśmy mrugające światełko.
Stanęliśmy przypadkiem w skrzacim miejscu, na zakolu strumienia, praypadkiem obok krzyża oświetlonego, jak się później okazało, ledowym oświetleniem, imitowało to choinkę.
W wigilię skrzaty zaprosiły nas na przejażdżkę po okolicy, aby po drodze poinformować skrzacią brać, że są i że wieczorem będzie wielka impreza.
Tak, tak wielka, że nas uspały wcześnie, a rano Giro tylko opowiadał, że było 120 elfów, skrzatów, a wielu z nich ,specjalnie przyleciało na tę okazję w to miejsce.
Gdyż to miejsce wcześniej żyło, był to wielki skrzaci kurort, miejsce mocy , a potem gdzieś popadło w zapomnienie, stagnację i teraz gdy wielu dowiedziało się o wielkim otwarciu tego miejsca przez Giro i Mikołaja, zjeżdżało z całego świata.
My mieliśmy Bożonarodzeniową Wigilię, nie udzieliło nam się jedzenie, ale zrobiliśmy zakupy w sklepie spożywczym za fenomenalnie duże jak na nas 50 zł. Jakieś soczki, cukiereczki.
Gdy już w samochodzie sięgnęłam po drugi sok aby go spróbować,
Bartek popatrzył i powiedział:
– Chyba nie chcesz tego wszystkiego teraz otworzyć co kupiliśmy.
Zaczęłam się śmiać.
-Na normalną wigilię jest 12 dań – powiedziałam ze śmiechem – A ile my mamy?
Dwa soki, z 3 rodzaje cukierków, wino z róży – jeszcze z Nagornego Karabachu ( najlepsze ze znanych nam ), piwo, mandarynki, pomarańcze, zielenina.
-No uzbiera się – zaczęliśmy się śmiać.
Najdziwniejsze było to, że nie zjedliśmy prawie nic, a byliśmy cali pełni, energia wigilii udzieliła nam się, tak że wcześnie zasnęliśmy.
Czy radość spotkania musi kojarzyć się z uciężeniem?
Ile osób po świętach stwierdza że utyło, bo przez 2 dni nie odchodziło od stołu, czy to naprawdę daje radość?
Giro z Mikołajem wyjaśnili mi:
My Elfy i Skrzaty najpierw się cieszymy i radujemy, a potem jemy dla smaku!
Wy ludzie na odwrót.
Uważacie, że jedzenie daje Wam radość i zabawę, bez niego nie ma zabawy na którą już potem nie macie siły.
Dodajecie alkohol , aby to szybciej strawić i zapomnieć o ciężkim ciele.
To tylko kwestia priorytetów.
Moim priorytetem w życiu jest radość, miłość, zdrowie i za nimi podążam.
A rano przestrzeń wokół była otwarta i zostaliśmy zaproszeni nie tylko przez duchy miejsca na spacery po okolicy, ale również przez okolicznych mieszkańców na kawę, chaczapuri……… Zafundowano nam ludzkie święta.
Nawyk jedzenia – nasze świąteczne obżarstwo
Nawyk jedzenia Tskaltubo 7-16 grudnia 2014
Tskaltubo resort spa http://tskaltuboresort.ge/index.php?page=1261&lang=eng
dał nam na początku pakiet z 3 razy dziennym jedzeniem w formie szwedzkiego stołu. Bez jedzenia Pani chciała nam obniżyć cenę o ok 30 zł więc stwierdziliśmy, najwyżej nie będziemy jedli. A pójdziemy tylko na kawę.
Można powiedzieć, że rzeczywistość nas trochę zaskoczyła.
Stołówka to sala w 100% okrągła bez żadnych załamań, jedzenie nawet jak było mało ludzi (najmniej było nas 7 osób 5 Kazachów i my) składało się na obiad i kolację z około dziesięciu rodzajów surówek, do tego zazwyczaj frytki, ryż, jakieś warzywa na ciepło, czasem ciasto, owoce, chaczapuri (ciasto z serem) lobiano (ciasto z fasolą) , macon (rodzaj kwaśnego mleka), śmietana, kemali (kwaśny sos ze śliwek) , sery, na śniadanie owsianka
Na pierwszą kolację byliśmy pod takim wrażeniem tego co zobaczyliśmy, szczególnie ilości surówek, z czego 80% bez mięsa i sera .
Powiem szczerze – objedliśmy się.
Często wiele osób unika danych rzeczy, mówiąc, że jest od nich wolny, jednak prawdziwa wolność jest wtedy gdy mamy je koło siebie i nie musimy z nich korzystać.
Nam to pokazało ile jest w nas chciwości, pragnień.
W każdym razie tak na początku myśleliśmy.
Jednak z każdym posiłkiem gdzieś nie mogliśmy przestać jeść.
Pojawiały się smaki polskie jak sałatka jarzynowa ze śmietaną czy jogurtem, jajka nadziewane pastą z żółtek (jak ja kiedyś taką pastę jajeczną lubiłam) – trzeba spróbować.
I co, nawet to smakuje. Jajek w czystej postaci to nie jadłam chyba ponad rok, a tutaj takie skuszenie. Białko mi nie smakowało, ale żółtkowa pasta. Rewelacja.
Tak rzadko mam ochotę na nabiał, a tutaj……
Po 3 dniach podjęliśmy decyzję, że rezygnujemy z jedzenia, objadamy się, programów dojrzeć nie umiemy aby odpuścić, więc lepiej jak zostaniemy tu bez jedzenia. Hotel zaproponował nam pobyt bez jedzenia za 100 lari (185 zł/2 osoby)
Ok.
Zaczęliśmy równoważyć umysły, prosząc je aby nie krzywdziły ciała, uznając jedzenie jako swoją rozrywkę. Zostały jeszcze 4 posiłki i ……………
Przyjechała kursokonferencja z 10-ciu sałatek zrobiło się 16-18 ( robione pod nas, praktycznie bez tłuszczu, nabiału, wyśmienite) , z jednych warzyw na ciepło dwa, z serwowanego raz na czas ciasta – teraz 4 rodzaje na jeden posiłek. Istne szaleństwo.
Pojawiły się nawet sosy orzechowe – typowe dla gruzińskiej kuchni. Jak sałatka marchewkowa w sosie orzechowym czy kalafior na ciepło w orzechach.
Wariactwo od którego nie byliśmy wolni.
Wariactwo które zaniżało naszą wibrację, ale gdzieś nie pozwoliło przestać jeść.
Oczywiście można było wojskowo rozkazać – nie idę, nie jem, ale to nie nasza droga na ten moment.
Wybieramy drogę, że coś odpada od nas samo i nie musimy tęsknić za tym, że czegoś nie możemy jeść, tylko po prostu nie jest to już na naszej drodze.
Znamy to z mięsa, teraz praktycznie w 99% odszedł nabiał.
Więc obserwowaliśmy siebie i to co dzieje się wokół jedzenia i praktycznie w ostatni posiłek doszliśmy do setna sprawy – to:
nawyk jedzenia.
A energia jedzenia krążąca po okrągłej stołówce nakręcała ten program. Okrągłe wnętrza mają to do siebie że nie blokują energii, tylko energia swobodnie krąży, a my nie będąc wolni od nawyku jedzenia, popadliśmy w jego niewolę.
Dziękujemy tej cudownej stołówce za pokazanie tego programu.
Świadomie ciężko byłoby mi go zauważyć, gdyż nigdy nie miałam przymusu jedzenia.
A tutaj nawyk, jak nawyk, coś nad czym rzadko się zastanawiamy.
Nawyki są najtrudniejsze do zauważania bo po prostu są. A nawyk jedzenia, jest kultywowany przez wieki. Już nie chodzi o mikro, makroelementy, o to że umrę jak nie będę jeść. Chodzi o zwykły mechaniczny nawyk jedzenia.
Nawyk, któremu większość ludzi poddaje się 3 razy dziennie, ciesząc się z tego że jest duży wybór i można się tak objeść, żeby być takim bardzo ciężkim,
Obżartym
bez zastanawiania się o przyczyny zdrowotne tego zjawiska.
Zauważyliśmy mechanizm, teraz przyjdzie czas na obserwację go w życiu. Ile jest nawyku jedzenia, a ile faktycznej potrzeby.
Nawyk jedzenia na stołówce wyhamowywaliśmy cały jeden dzień, myśląc o jedzeniu i go szukając.
Najbardziej fantastyczne było to, że objadając się na stołówce, potem zjadaliśmy wielkie ilości mandarynek w pokoju (sezon mandarynkowy w pełni).
Szukając po nich orzeźwienia, lekkości. Co oczywiście następowało tylko smakowo, bo żołądek, jelita napełniały się coraz to większą ilością pożywienia.
Potem jednak im bardziej wyhamowywaliśmy jedzenie, tym jedliśmy mniej w ogóle – również mandarynek. Po prostu nie potrzebowaliśmy tyle orzeźwienia.
Często zauważamy, że zjedzenie jednego pokarmu nakręca zjedzenie innego.
Zachęcam do obserwacji własnych
Moje są takie
Po tłuszczu, że mi się napić czegoś ciepłego
Po soli chce mi się pić (gdy nie używam soli nie muszę pić, choć zawsze mi się wydawało, że jestem uzależniona od picia)
Po gotowanym warzywie odświeżyć się świeżym, surowym
Po słodki pokarmie chce się kiszonki
I tak wkoło bez końca………………………………………..
Uwalniam się od nawyku jedzenia pożywienia materialnego
Pozwalam sobie na odrzucenie tego nawyku.
Pozwalam sobie nie działać pod wpływem nawyków.
Pozwalam aby każdy mój krok w życiu był całkowicie świadomą decyzją, szczególnie w sprawach wyboru jedzenia.
Dziękujemy tej przestrzeni za tę lekcje, gdy pisałam te słowa, przedostatniego dnia naszego pobytu właśnie wysypała się z busików kolejna kursokonferencja.
Może wykupimy jedzenie, prawie mamy 3 posiłki do czasu gdy chcemy odjechać, będzie najwyższych lotów – zażartował Bartek
Nie, nie, nie – odpowiedziałam stanowczo
Myślę, że jeszcze nie czas testować uwolnienie się od nawyku jedzenia, szczególnie w tym okrągłym wnętrzu, trzeba go teraz ugruntować, a za jakiś czas czemu nie przyjrzeć mu się znowu.
Od 25 grudnia do 6 stycznia jest wysoki sezon noworoczny, ale potem ceny znów robią się niskie, więc któż to wie. Może znów zawitamy do wód radonowych i wtedy……
Wszechświat nas prowadzi, a my idziemy wskazanymi przez niego drogami
Przy granicy z Osetią Południową
Przy granicy z Osetią Południową, zima w Wysokim Kaukazie 5-6-7 grudnia 2014
Przyjęliśmy zaproszenie góry wystającej z jeziorka koło Tkibuli . i pojechaliśmy w Kaukaz. Jak już pisaliśmy z Kaukazie Wysokim zakochaliśmy się 2 lata temu, będąc po rosyjskiej stronie. W Gruzji szukaliśmy czegoś co było tam, a nie było tego tu. Kaukaz wyrzucał, wręcz wypluwał nas od siebie.
Jak będzie tym razem zastanawialiśmy się. Pogoda piękna, niebieskie bezchmurne niebo i białe ośnieżone góry. Droga całoroczna, odśnieżana zresztą, poprowadzona stosunkowo nisko n.p.m..
Najpierw wspięliśmy się na przełęcz ok 1000 n.p.m , gdzie jeszcze zalegało troszkę śniegu, sycyliśmy się pięknym górskim jeziorkiem w niesamowitej scenerii. Wszystko błyszczało się i lśniło. Światło przenikało ziemię, a może pomagało jej wydobyć jej piękno?
Wszystko tańczyło w energii miłości i radości i my razem z tym.
Zjeżdżając zaprosiła nas cerkiew Nikortsminda na osobiste spotkanie. A landrynka pierwszy raz bawiła się bezpośrednio ze świniami (tutaj świnie pasą się jak krowy).
Zjechaliśmy potem do miasteczka Ambronauli w winnej dolinie na wysokości ok 500 m.n.p.m , i skuszeni przez reklamę wina, nabyliśmy je w okolicznym sklepie . Niesamowite jest to, że to dokładnie to samo wino, które kupiliśmy parę miesięcy temu w Tbilisi, a które wtedy okazało się zepsute wtórną fermentacją. http://brygidaibartek.pl/wino-gruzji/
Wino kosztowało 50 zł. To taka standardowa cena w miarę sensownego wina tutaj.
Policja wypytywała nas kolejny raz dokąd zmierzamy i po co ( w końcu jesteśmy w strefie przygranicznej z Osetią Południową )
Jedziemy do Shovi – odpowiadaliśmy zgodnie z prawdą
a są tam jakieś dobre hotele – zagadnął Bartek policjantów
Da Konieszno – zgodnie odpowiedzieli
Podążyliśmy więc doliną z winnicami w kierunku zapraszających nas pięknie ośnieżonych czterotysięczników, które iskrzyły się i migotały.
Jak pięknie pokazuje nam się ten wysoki Kaukaz – tym razem stwierdziłam
Jest jak w bajce – odparł Bartek
Za miasteczkiem Oni pieliśmy się delikatnie coraz wyżej, najpierw wjechaliśmy w wąską dolinę, by potem znaleźć się w piękniej szerokiej lesistej dolinie otoczonej z każdej strony niesamowitymi śnieżynkami. Okalające góry to 3,5 -4,5 tysięczniki, dolina jest na ok.700 do 1 tysiąca metrów,
jedziemy więc ciepłą doliną w której zlokalizowane są winnice – bajka. Słońce już zachodziło, a my po już śnieżnej drodze wjechaliśmy do Shovi znajdującego się ok 1400 m.n.p.m .
Było pięknie magicznie jednak bliskość granicy z Rosją i Osetią wywoływała we mnie lęk snu w takim miejscu w samej przyrodzie.
Czego się boisz – spytał Bartek
Nie wiem jakiś bojówek – odparłam szczerze
No to szukamy noclegu w hotelu – padła decyzja.
Może uda nam się coś znaleźć na dłużej wtedy i pochodzimy po górach.
Tutaj jednak czekało nas spore rozczarowanie. Za wsią pojawił się opustoszały o tej porze roku hotel, a na jej końcu inny, co prawda oświetlony z zewnątrz, ale nie było tam żywej duszy. Nawet portiera, który oswoiłby szczególnie mnie z najbliższą okolicą.
Kiedyś tutaj było i sanatorium.
Koło bramy jednego z domów we wsi pisało hotel.
Weszliśmy zapytać się, młody biznesmen gruziński z werwą pokazał nam w znajdującym się obok budynku pokój z temperaturą ok 0 stopni, wilgocią, brudem itp. za bagatelka 35 lari od osoby bez jedzenia (ok 70 zł.)
Mam kaloryfer odpowiedział z entuzjazmem, za godzinę się nagrzeje
Nie chcieliśmy sprawdzać sprawności jego kaloryfera, ani zostawać w tej brudnej norze dłużej.
Podziękowaliśmy i poszliśmy zostawiając zaskoczonego człowieka .
O godzinie 21, nie chcieli zostać? Dziwni.
My rozłożyliśmy się autem na nocleg poniżej wsi. Księżyc zaczął oświetlać nie tylko naszą landrynkę, ale również okoliczne góry, zrobiło się bajecznie.
Bartek miłośnik alpejskiego krajobrazu nie mógł się napatrzeć.
Poddawaliśmy się kontemplacji tego piękna. Energia zachwytu nad magią tutejszej przyrody powodowała, że zapominałam o tym, że kilkanaście kilometrów stąd jest Osetia, a potem Rosja.
Do idylli wieczoru dołączyło wino kupione w sklepie, tym razem było bardzo poprawne smakowo.
Podaliśmy się ciszy wieczoru, blasku księżyca który na początku nieśmiało oświetlał śnieg. Z czasem śnieg zaczął się tak iskrzyć, że miało się wrażenie, że jakaś magiczna siła oświetliła naszą piękną ziemię. Gdy wychodziło się na zewnątrz miało wrażenie, że stąpa po magicznej rozświetlonej przestrzeni srebrnego światła ( dlatego właśnie kochamy noclegi w naszej landrynce, hoteli w takich miejscach praktycznie nie ma, a ściana budynku oddziela skutecznie od przyrody i jej magicznej energii) .
Jestem światłem
Nagle jakieś auto podjechało ku nam. Wybiegł z niego mężczyzna
-
co tutaj robicie? Jestem szefem tutejszej policji – powiedział pytając
-
śpimy, mamy ogrzewanie, łózko – nie martwcie się odpowiedziałam spokojnie
-
czy spisywali Was na mostku – spytał
-
nikt nas nie spisywał – odpowiedziałam zgodnie z prawdą, żadnej policji nie widzieliśmy
-
to bardzo źle – odpowiedział – to mój telefon jakby się coś działo – napisał szybko na kartce i pobiegł z powrotem do swojego samochodu
I znowu pojawiły się lęki, wszechświat znowu przypomniał mi gdzie jestem.
I dlaczego tutaj nie mogę czuć się dobrze?
Znów pojawiły się lęki nad bezpieczeństwem, magia gdzieś prysnęła
Popatrz jak pozwoliłaś zniszczyć swój nastrój temu człowiekowi ? Powiedział Bartek
Tak, tak – odpowiedziałam i zaczęłam równoważyć umysł
Przecież jeżeli decyduję się na nocleg w takim miejscu, ciężko przespać go w stresie i zamiast cieszyć się magią otaczającej przyrody skupić się na własnych lękach. Przecież to nic nie da.
To wiem świadomie, jednak w podświadomości coś się ulokowało i dopominało o uwagę.
Medytując, kontemplując zdrzemnęłam się trochę, ale gdy się przebudziłam emocje gdzieś odeszły. Ze spokojem wyszłam na zewnątrz przyglądając się błyszczącej magii.
Zasnęłam już spokojna.
Ranek obudził nas zachmurzonym niebem.
Może dlatego Wszechświat nie dał nam tutaj noclegu na dłużej – powiedzieliśmy z uśmiechem.
Nabraliśmy przepysznej wody ze źródełka przy którym spaliśmy (wspaniały narzan lekko gazowany) i pojechaliśmy z powrotem do Amrolauri by potem pojechać w kierunku Tsageri
Niebo było co prawda zachmurzone, jednak okoliczne góry wdzięczyły się dzielnie.
Jechaliśmy najpierw pięknym wąwozem, by potem wjechać na przepadzistą i wąską drogę prowadzącą na przełęcz by po zboczu zjechać do Tsageri.
Było pięknie wzrokowo, droga wąska, ale przejezdna. Taki prezent od wszechświata o tej porze roku. Jednak nie było magii zachwytu, tylko jak to mówimy:
no fajnie, no nawet pięknie
Największą radość sprawiła nam hurma (kaki) na drzewach, które migotały pomarańczem. Zamiast gór, pokazywaliśmy sobie drzewa hurmowe i cieszyliśmy się nimi jak dzieci.
Tak, tak czas jechać w stronę morza na hurmę, Wysoki Kaukaz zamigotał na krótko dla nas, a teraz już wyprasza ze swoich progów. Jedziemy w kierunku tego co najbardziej się dla nas wyostrzyło czyli w kierunku hurmy.
Zjeżdżaliśmy powoli w kierunku Tskaltubo z jedej strony radując się hurmą na każdym spotkanym drzewie, a z drugiej strony jacyś zmęczeni. Na ostatniej przełęczy przed miasteczkiem
– może uwarzę kawy – powiedział Bartek
Super pomysł powiedziałam radośnie.
Postój, kawa, dały nam luzu, spokoju. Po prostu odpoczęliśmy (najprawdopodobniej od energii beznadziei wyczuwanej często w górskich wsiach), gdyby nie fakt, że była 16, a miejsce było głośne, bo przy ruchliwej drodze, pewnie zostalibyśmy tutaj na noc.
Zjechaliśmy jednak do miasteczka Tsaltubo i po jakieś szarej energii kaukaskich wiosek, tutaj znaleźliśmy się w innym świecie. Szerokie świeżo wyasfaltowne ulice, w centralnie położonym parku idący potężny remont, tak samo okalające park wielkie budynki niektóre remontowane ….
Jakaś energia wzrastania – poczuliśmy
Co to jest gdzie jesteśmy?- zaczęliśmy się zastanawiać
Przyciągnęło nas miejsce, które zniszczone, pokaleczone jak my kiedyś, teraz zaczyna żyć, zaczyna rozwijać skrzydła. Stary rosyjski kurort z cudownymi radonowymi wodami.
Na nocleg zaprosiło nas Hotel Spa Resort kiedyś Sanatorium Wojenne – wysokich oficerów radzieckich. Położone w 16 hektarowym parku z fontannami (teraz w zimie nieczynnymi) wśród subtropikalnej roślinności. Do tego temperatura ok 20 stopni. Jaka zmiana rzeczywistości po prawie 1,5 miesiąca bycia w zimie.
Pani zaoferowała nam duży pokój z łazienką i 3 razy dzienne jedzenie w formie bufetu szwedzkiego za 125 lari (240 zł/ dwie osoby) i zostaliśmy ………………
Trochę na dłużej niż jeden dzień .
A tutaj tekst ze strony http://www.stosunkimiedzynarodowe.info/kraj,Gruzja,problemy,Osetia_Poludniowa o konflikcie z Osetią.
OSETIA POŁUDNIOWA DO 1992 ROKU
Osetia weszła w skład imperium rosyjskiego w 1774 roku. W latach 1918-20 doszło do serii krwawych rebelii Osetyńców przeciw istniejącej wówczas republice Gruzji. W latach 1922-24 Osetia została podzielona na część północną, która stała się autonomiczną republiką Rosji, oraz część południową, która stała się autonomicznym regionem Gruzińskiej SRR. Położona na północy Gruzji Osetia Południowa zajmuje powierzchnię 3900 km kw. W 1989 roku liczyła 98 tysięcy mieszkańców, z czego 2/3 stanowili Osetyńcy.
Stosunki między Osetyńcami a Gruzinami gwałtownie się pogorszyły pod koniec lat 80-tych, kiedy działalność rozpoczął front Ademon Nykhas, popierający aspiracje narodowe Osetyńców. 10 listopada 1989 roku przywództwo Osetii Południowej zażądało przyznania statusu republiki autonomicznej. W reakcji 23 listopada 1989 roku nacjonaliści gruzińscy zorganizowali marsz na stolicę Osetii Cchinwali, podczas którego doszło do pierwszych starć zbrojnych z Osetyńcami. 20 września 1990 roku Osetia Południowa ogłosiła pełną suwerenność w ramach ZSRR, co natychmiast zostało odrzucone przez Gruzję. Po przeprowadzeniu wyborów parlamentarnych w Osetii Południowej Tbilisi zniosło status autonomiczny Osetii Południowej 11 grudnia 1990 roku i na początku stycznia 1991 roku doszło do wybuchu konfliktu o niskiej intensywności, któremu nie były w stanie zapobiec władze radzieckie. W referendum 17 marca 1991 roku Osetyńcy niemal jednomyślnie poparli utrzymanie ZSRR w odnowionej formie, natomiast nie wzięli udziału w niepodległościowym referendum w Gruzji 31 marca 1991 roku. 19 stycznia 1992 roku w Osetii Południowej odbyło się referendum niepodległościowe. Wojna gruzińsko-osetyńska zakończyła się porozumieniem rozejmowym wynegocjowanym w Soczi przez prezydenta Rosji Borysa Jelcyna i przewodniczącego Rady Państwa Gruzji Eduarda Szewardnadze 24 czerwca 1992 roku. W lipcu 1992 roku rozpoczęła działalność Wspólna Komisja Kontroli, złożona z przedstawicieli Gruzji, Osetii Południowej, Osetii Północnej i Rosji oraz Wspólne Siły Pokojowe, złożone z żołnierzy gruzińskich, rosyjskich i osetyńskich pod dowództwem rosyjskim. Efektem konfliktu było wysiedlenie ponad 50 tysięcy Osetyńców (głównie do Osetii Północnej) i 10 tysięcy Gruzinów. Osetyńcy odnieśli zwycięstwo w wojnie i uzyskali de facto niepodległość, czego nie uznało jednak żadne państwo na świecie.
AKTUALNA SYTUACJA W OSETII POŁUDNIOWEJ
Sytuacja w Osetii Południowej była stabilna aż do gruzińskiej „rewolucji róż” z listopada 2003 roku. Nowe władze Gruzji określiły przywrócenie integralności terytorialnej kraju swoim nadrzędnym celem. Po udanym obaleniu adżarskiego watażki Asłana Abaszidze w maju 2004 roku Tbilisi skierowało swoją uwagę na Osetię Południową, wierząc w powtórzenie sukcesu z Adżarii. Podjęto działania zmierzające do ograniczenia przemytu z Rosji (m.in. zamknięcie głównego rynku Ergneti), licząc na odcięcie reżimu osetyńskiego od funduszy niezbędnych do wykonywania niezbędnych funkcji i w konsekwencji odwrócenie się ludności od władz. Jednak zostało to nieprzychylnie przyjęte przez większość Osetyńców, gdyż efektem było skurczenie się ważnego, niekiedy jedynego, źródła dochodów. Od czerwca 2004 roku zaczęły się mnożyć incydenty zbrojne, których największe nasilenie miało miejsce w sierpniu. Zginęło wówczas kilkanaście osób po każdej ze stron i ostatecznie Tbilisi postanowiło wstrzymać działania przeciw władzom osetyńskim. Doszło do względnej stabilizacji, aczkolwiek w październiku 2004 roku pod ostrzałem znaleźli się żołnierze sił pokojowych w Osetii. 5 listopada 2004 roku w Soczi prezydent Osetii Południowej Eduard Kokoity i premier Gruzji Żurab Żwania podpisali porozumienie o demilitaryzacji strefy konfliktu.
Władze Osetii Południowej dążyły do połączenia z Osetią Północną (mimo iż oba terytoria dzielą potężne góry Kaukazu) w ramach Federacji Rosyjskiej. Wielu wysokich urzędników osetyńskich jest Rosjanami (w tym Kokoity) lub posiada bliskie związki z Rosją. 12 listopada 2006 roku w Osetii Południowej wraz z wyborami prezydenckimi przeprowadzono referendum, w którym 99% głosujących opowiedziało się za secesją od Gruzji.
Rosja, aczkolwiek oficjalnie nie popierała separatystycznych dążeń, wspierała autonomię Osetii Południowej, wydając jej mieszkańcom rosyjskie paszporty, zezwalając na swobodny przepływ ludzi, szkoląc kadry, udzielając pomocy finansowej i humanitarnej. Walutą używaną w Osetii Południowej jest rubel. Rosjanie postrzegają Osetyńców, jedyny północnokaukaski lud wyznania chrześcijańskiego, jako naturalnych sprzymierzeńców w kłopotliwym regionie.
Gruzja oczywiście nie zgadzała się na secesję Osetii, gdyż podważyłoby to integralność terytorialną państwa i spowodowało, że wielu Gruzinów znalazłoby się za granicą. Nową inicjatywą Tbilisi było zainstalowanie w listopadzie 2006 roku „tymczasowej jednostki administracyjnej” dla Osetii Południowej pod kierownictwem Dmitrija Sanakojewa, byłego premiera Osetii Południowej. Administracja ta miała siedzibę w zamieszkałej przez Gruzinów wsi Kurta i miała stanowić alternatywne centrum władzy wobec rządu Kokoity.
Problem Osetii Południowej przybrał na sile w kontekście uzyskania niepodległości przez Kosowo. 15 lutego 2008 roku, na 2 dni przed deklaracją niepodległości Kosowa, rosyjskie MSZ zapowiedziało zmianę polityki wobec Abchazji i Osetii Południowej, w związku z czym gruzińskie MSZ zażądało wyjaśnień od ambasadora Kowalenki. 3 kwietnia 2008 roku rosyjski prezydent Władimir Putin zapowiedział w liście wysłanym do przywódców Abchazji i Osetii Południowej zwiększenie wsparcia Rosji dla tych terytoriów. W lipcu 2008 roku incydenty w Osetii Południowej zaczęły się mnożyć. 10 lipca Tbilisi odwołało z Moskwy swojego ambasadora gdy Rosja przyznała się, że jej samoloty myśliwskie przeleciały parę dni wcześniej nad Osetią Południową, rzekomo w celu „zapobieżenia rozlewowi krwi.”
Rosnące napięcia znalazły swoją kulminację w ataku gruzińskim na Osetię Południową 7 sierpnia, po którym już następnego dnia Rosja przystąpiła do zmasowanej interwencji zbrojnej przeciw Gruzji, bardzo szybko wypierając Gruzinów z obszaru konfliktu i okupując niektóre obszary Gruzji właściwej. Krótką wojnę gruzińsko-rosyjską formalnie zakończyło wynegocjowane przez Francję 6-punktowe porozumienie rozejmowe, podpisane przez prezydentów Saakaszwiliego i Dmitrija Miedwiediewa odpowiednio 15 i 16 sierpnia. 2 sierpnia Rosja ogłosiła o zakończeniu wycofywania się z terytoriów gruzińskich przy pozostawieniu „posterunków kontrolnych w strefie bezpieczeństwa.” 8 września Miedwiediew na spotkaniu z prezydentem Francji Nicolasem Sarkozym obiecał wycofać wojska z Gruzji właściwej w ciągu miesiąca; postanowiono też o wprowadzeniu do tzw. stref buforowych w Gruzji 200-osobowego zespołu europejskich monitorów. Rozpoczęli oni monitorowanie gruzińsko-rosyjskiego zawieszenia broni 1 października, ale bez prawa wstępu do rosyjskich stref buforowych na terytoriach Gruzji właściwej przyległych do Abchazji i Osetii Południowej; wojska rosyjskie wycofały się z nich 8 października.
Najpoważniejszą konsekwencją wojny było umocnienie niezależności Abchazji i Osetii Południowej i zacieśnienie ich więzi z Rosją. 26 sierpnia prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew podpisał dekrety o uznaniu przez Rosję niepodległości Abchazji i Osetii Południowej, 9 września Rosja nawiązała stosunki dyplomatyczne z oboma prowincjami, a 17 września Miedwiediew i liderzy Abchazji i Osetii Południowej, Siergiej Bagapsz i Eduard Kokoity podpisali na Kremlu traktaty o przyjaźni, współpracy i wzajemnej pomocy, przyznające Rosji prawo do utrzymywania baz wojskowych na obu terytoriach. 30 kwietnia 2009 roku Miedwiediew, Bagapsz i Kokoity podpisali na Kremlu porozumienia dające Rosji bezpośrednią kontrolę nad granicami obu prowincji na okres co najmniej 5 lat. 13 lipca 2009 roku Miedwiediew złożył swoją pierwszą wizytę w Osetii Południowej. 26 sierpnia premier Putin i Kokoity oficjalnie otworzyli w Moskwie nowy rurociąg gazowy biegnący z rosyjskiej Osetii Północnej do Osetii Południowej, omijający terytorium Gruzji. 15 września w Moskwie podpisano porozumienia o współpracy wojskowej między Rosją a Abchazją i Osetią Południową, a 1 lutego 2010 roku – porozumienie o podróżach bezwizowych. 7 kwietnia Rosja i Osetia Południowa podpisały 49-letnie porozumienie o ustanowieniu stałej rosyjskiej bazy wojskowej.

















































































D5 Creation