przepisy kulinarne
now browsing by category
Sałatka z białego chińskiego grzyba
Biały grzyb – trzęsak morszczynowaty sałatka
Internet jest fantastycznym narzędziem, dzięki niemu można mieć kontakt z cały światem, będąc gdzieś pozornie na jego końcu.
I tak wpadł mi w oczy artykuł mojego wielkiego mistrza jedzenia produktów dziko rosnących Łukasza Łuczaja http://lukaszluczaj.pl/czy-jadles-kiedys-biala-drzewna-meduze-to-trzesak-morszczynowaty-tremella-fuciformis-berk/ który właśnie wrócił z Tybetu, i pisał o trzęsaku morszczynowatym.
Dokładnie takie kupiliśmy, suszone – dość dawno temu w koreańskim sklepie na targu w Barnaul, i z raz czy dwa razy przygotowaliśmy z sosem na bazie sosu sojowego z orientalnymi przyprawami.
Przygotowuje się je dość prosto, najpierw należy grzyby namoczyć na ok. 1 godzinę aby zmiękły, dobrze odsączyć a potem robić już z nimi można wszystko.
Tym razem dodałam kiszonej kapusty (sami robiliśmy ze wspaniałej mongolskiej kapusty) majonezu i orientalnych przypraw. Sałatka wyszła rewelacyjna
Dobrze jest zaraz po odsączeniu wody szybko dać te składniki, którymi chcemy aby przesiąkł, gdyż tak jak soja łapie smak tego czym go doprawiamy.
Można z octem i orientalnymi przyprawami.
Można również na ciepło. Jak zwykłe inwencja nie zna granic, a eksperymenty smakowe poszerzają nasze horyzonty i pozwalają wyjść poza znajome smaki i potrawy.
Odwagi w kulinarnym i nie tylko eksperymentowaniu.
Artykuł Łukasza poniżej,
Chiny zawsze zaskakują nas wielością ingrediencji. Spopularyzowały się już u nas chińsko-japońskie uszaki (Auricularia) ale przybyszów z Europy wciąż zaskakują podobne grzyby o białej barwie. Jest to trzęsak morszczynowaty (Tremella fuciformis Berk.) powszechnie w Chinach uprawiany i konsumowany. Można go też kupić w postaci suszonej w sklepach. Ma bardzo delikatny przyjemny smak i jest wart rozpropagowania w Polsce. Jadłem już kilka lat temu, ale jakoś w tym roku w Chinach wszędzie ją dostrzegałem i pojawiła się w kilku potrawach. Wpierw myślałem, że to jakiś chiński szmaciak, dopiero potem okazał się, że to trzęsak.
W Chinach nazywany jest 银耳 (yín ěr; „srebrne ucho”), 雪耳 (xuě ěr; „śnieżne ucho”); or 白木耳 (bái mù ěr, „białe ucho drzewne”), w Japonii shiro kikurage (シロキクラゲ, „biała meduza drzewna”). W Wietnamie znany pod nazwą nấm tuyết or ngân nhĩ.
W Polsce dziko występują inne gatunki trzęsaków. Ciekaw jestem czy ich próbowaliście? Bo ja jeszcze nie…
Smacznego
Rosyjska sałatka z buraków z orzechami i śliwkami
Rosyjska sałatka z buraków
Nasza ulubiona sałatka buraczana, odkryta w klasztorze u Serafina z Sarowa, konkretny przepis znalazłam w jednym z czasopism kulinarnych, który specjalnie dla tego przepisu kupiłam. My zamiast śmietany daliśmy więcej majonezu, a buraki mieliśmy zeszłoroczne. Jak zwykle inwencja.
Składniki:
buraki młode 700 g
suszona czarna śliwka bez pestek 70 g
orzechy włoskie wyłuskane oczyszczone 0,5 szklanki
czosnek 2 ząbki
majonez 2 łyżki
śmietana 3 łyżki
koperek zielony
sól
Buraki ze skórką ugotować w małej ilości wody ok 40 minut. Potem dać do ostygnięcia do miski z zimną wodą. Zdjąć skórkę i utrzeć na grubej tarce.
Rozdrobnić orzechy w blenderze na grubsze kawałki
Koperek drobno pokroić
Śliwki zalać wrzątkiem, potem wysuszyć na papierze i drobno pokroić
czosnek oczyścić i zgnieść
Wszystko razem wymieszać z majonezem i śmietaną, posolić do smaku
Przed podaniem schłodzić
Tak wygląda z grubsza tłumaczenie z Вкусная домашнаяя кухня Приготовь nr 8/2015, z tego numeru również zdjęcie gotowej potrawy
Smacznego
Chubsugul – młodszy brat Bajkału
Chubsugul 24-30 sierpnia 2015
Sępy pojawiły się po drodze nad jezioro Habsugul. Na tej szaro burej drodze oznajmiały nam, że jedziemy rozstać się ze starym ( z symboliki zwierząt ).
Pokazać, że jesteśmy na swojej drodze, aby zbawić nasze cierpienie.
– Puść wszystko co nie jest we współbrzmieniu z Tobą – wołały.
To czego nie odczuwasz jako autentyczne, co nie znajduje się w harmonii z Tobą – nie należy do Ciebie. To są stare pęta, obietnice, wzorce i zachowania, które kiedyś stworzyłeś i które w tamtym czasie znajdowały się we współbrzmieniu z Twoim duchowym planem.
Mogą to być rzeczy których oczekują od Ciebie inni, mimo że nie czujesz ich w sobie.
Teraz stoisz w punkcie zwrotnym spirali swojego życia.
Pozostaw za sobą stare obciążenia. Jeżeli coś nie chce Cię puścić wolno i kurczowo się Ciebie trzyma, bądź gotów powierzyć to siłom wyższym. One pokierują Tobą bezbłędnie, abyś poszedł drogą szczęścia.
Sęp przynosi Ci pozwolenie na przemianę i uwolnienie, jak również siłę której do tego potrzebujesz.
Jestem gotowa pozwolić odejść staremu i przejąć pełną odpowiedzialność za moje szczęście. Stare śluby, sojusze, klątwy, ciężary, obietnice uznaję od teraz i po wsze czasy za niebyłe. Przekazuję je promieniowi przemian. Od tej chwili pozwalam sobie wejść w życie w harmonii, szczęściu, wolności i dostatku.
Opis z książki J. Ruland – Zwierzęta mocy.
I z takim przesłaniem przyjechaliśmy nad jezioro, które trochę chyba nas rozczarowało. Bazy turystyczne i jakaś taka ciężka energia.
Może to, że wszyscy tonęli w zachwytach nad tym jeziorem, a może……….
Przesłanie z jakim tutaj wjechaliśmy piękne, więc na pewno spotkamy jakiś szamanów, którzy pomogą to uzdrowić. Rodził się jakiś obraz tego jak ma być. Gdzieś umysł układał sobie scenariusz do tego przesłania.
To powodowało, że rodził się jakiś niepokój, złość, rozczarowanie, bo nie dostawaliśmy tego co gdzieś tam uroiło się w umyśle.
A głównym celem przyjazdu nad jezioro jest odpoczynek – ostatnio dużo gnaliśmy. Fajnie się tak zatrzymać na dłużej.
Najpierw zatrzymaliśmy się naprzeciwko miasteczka na sąsiednim brzegu na 3 dni (piknik z internetem),
potem pojechaliśmy 30 km w głąb jeziora na 3 dni , potem w urodziny chcąc doświadczyć czegoś „specjalnego” znów wróciliśmy do niego (fakt znaleźliśmy specjalny camp w cudnym miejscu na półwyspie z ochroniarzem nie mówiącym z żadnym języku, za bagatelka 640 zł za jurtę na dzień (370000 tugrików) , potem znów pojechaliśmy w głąb jeziora 50 km dalej (o tym oddzielny wpis)
Nie chciało nam się pisać, wkładać wpisów na bloga, dopadła nas energia ciężkości, powolności. Całkiem inny rodzaj energii, niż ten którego doświadczaliśmy na pustyni i stepie.
Pogoda również była można rzec neutralna, lekkie deszcze, burze, czasem ciepło, czasem zimno. Nie nastrajało to do wielkiego piknikowania. Jedno co – to las nas karmił ogromem grzybów (o lesie oddzielny wpis Bartka).
Fakt jezioro pozwoliło nam się wykapać w swojej niesamowicie krystalicznej wodzie (16 stopni) jednak było coś co nie pozwoliło złapać lekkości, wprowadzało we mnie niepokój.
Gdy zrobiliśmy ustawienie – to okazało się, że jezioro gości nas najlepiej jak potrafi, po prostu inaczej nie umie.
Dba o nas tak jak potrafi w swojej ciężkości, surowości i chłodzie.
Tak, energia miejsca bardzo podobna do norweskich fiordów.
Tutaj trzeba zmagać się z przyrodą, udowadniać sobie, że da się radę, tu nic nie przychodzi lekkości
Uwalniam się od przymusu zmagania z życiem , osiągania coś w nim i udowadniania światu, że jestem coś warta
Pozwalam, sobie iść z lekkością przez życie z boskim prowadzeniem
Wyrzucam program surowości wobec siebie, świata życia
Dbam o siebie z czułością, delikatnością, radością i miłością
Tak, tak…… oboje jesteśmy mocno surowi, mało czuli i delikatni zarówno wobec siebie jak i innych. Byliśmy z lekka zamknięci na tę przestrzeń, gdyż nie chcieliśmy już więcej tej energii wkładać do siebie. Całe życie musieliśmy zmagać się z życiem i udowadniać światu, że coś potrafimy, a nie iść swoją drogą (bo ona była i jest uznana przez najbliższych za nic nie wartą).
A przecież nie chodzi o to aby tę energie surowości zbierać i kolekcjonować, a o to aby ją przepuszczać przez siebie i brać z niej to w danej chwili co chcemy, a nie musimy.
Gdy po uświadomieniu sobie tego faktu, popatrzyłam na jezioro – wydało mi się bardziej przyjazne, a może ja popatrzyłam na nie bez oczekiwań i roszczeń tego co ma mi dać.
Uwalniam się od roszczeń i oczekiwań wobec innych
Pozwalam im być tacy jacy są i zauważać ich piękno, najlepsze cechy, szanować ich za to – że są.
Rozsypał się worek z programami, który powodował, że zaczęła pojawiać się lekkość, radość, spokój.
Jednym z ciekawszych to ten, że w ciężkości tkwi siła – zarówno siła materialna jak i duchowa.
Tak jak szamani czerpali siłę z ziemi, z przyrody, a ich siła kojarzyła mi się ciężką mocą. Pozwalam sobie mieć pamięć o tym, jednak teraz doświadczać siły w lekkości. Z tego co wiem to jest to dużo potężniejsza siła, a za nią są na pewno jeszcze bardziej subtelne, ale silniejsze……
Choć jak trzeba mogę skorzystać z ciężkiej siły, mam o niej informację w sobie.
Doświadczam swojej mocy w lekkości, radości i miłości w połączeniu ze światłem.
Lekkość to szybkość, im bardziej jesteśmy lżejsi – tym jesteśmy szybsi w ciele, umyśle , błyskotliwsi, dużo widzimy (również negatywnych rzeczy, kłamstwa i manipulacje innych).
Może dlatego wielu ludziom zależy na tym aby uciężyć takie osoby – choćby aby przytyły, nie mówiąc już o tym, aby masę swojej energii włożyły w robienie rzeczy i dzieł, które zabierają im energię zamiast ją dawać.
Pozwalam sobie na lekkość, szybkość w moim ciele, umyśle i duszy
Kolejna rzecz to udowadnianie innym słuszności swojej drogi, którą często z lęków czy braku zrozumienia chcą wyśmiać, wykpić.
Uwalniam się od potrzeby udowadniania innym swojej drogi i przekonywania ich do niej
Szanuję swoją drogę, swoje prowadzenie i pozwalam sobie nią iść w szacunku do siebie i innych, otaczając ludźmi szanującymi prowadzenie innych i nawet chcących iść tą samą drogą
Niesamowite było również spotkanie z aniołami – 3 rowerzystów z Rosji (wegetarianie), z których jeden okazał się nie tylko bardzo duchowy, ale mający w sobie niesamowitą akceptację swojej drogi i otwartość na innych ludzi.
Jak tej energii nam było potrzeba. Wegetarianin samotnie podróżował przez większość Mongolii zatrzymywał się w jurtach – gdzie ludzie szanowali to, że nie je mięsa, a on to jacy oni są.
Gdy od dziecka cierpi się z powodu braku szacunku do swojej drogi, ciężko uwierzyć, że mogą znaleźć się ludzie prości – całkowici mięsożercy którzy zaakceptują wegetarianizm innych.
Gdy najbliższa rodzina wręcz robi na złość wmuszając mięso, lub mówiąc że go tam nie ma (i człowiek się myli), a gdy się nie chce go zjeść – to się jest bezczelnym (nie dotyczy to tylko moich rodziców, którzy nigdy nie zmuszali mnie do jedzenia, jednak na wielu innych polach akceptacji i szacunku nie było).
Zresztą jedzenie to jedna z dziedzin życia, a inne ………..
Pozwalam sobie iść swoją drogą z szacunkiem do siebie i innych
Choć inni mogą uważać, że nie mam do nich szacunku – bo nie zachowuję się tak jak oni chcą.
Idę swoją drogą z boskim prowadzeniem, bez przejmowania się opinią innych.
Niektórych całe życie polega na życiu życiem innych, wielu czyta tego bloga aby pośmiać się z nas, pokpić a może się obrazić, być wścibskim i bezczelnym (doznawać różnych ulubionych emocji swojego umysłu).
To Wasza droga – żyć takim życiem i ja w nią nie chodzę.
Idę drogą mojego szczęścia niezależnie co Wy o tym myślicie i jak chcecie.
Uwalniam się od przymusu otaczania wścibskimi ludźmi, którzy mi źle życzą gdy idę swoją drogą
Pozwalam sobie otaczać ludźmi serdecznymi, otwartymi i pełnymi szacunku, zaciekawienia na drogę innych ludzi, korzystających z doświadczeń innych.
I tak jeziorko nas oczyszczało z kolejnych warstw uwalniając to co blokowało naszą siłę
Pozwalając abyśmy się stawali coraz bardziej przejrzyści dla siebie, aby coraz więcej światła mogło zagościć w nas.
Kolejne wieczory, kolejne ogniska – między tym urodziny, które chcieliśmy celebrować po nowemu (choć może i w postaci jakiś pragnień niezrealizowanych w przeszłości).
Zabrakło otwartości finansowej – 640 zł za noc w luksusowej jurcie – więc było po staremu: ognisko + wino (jak źle się czułam na drugi dzień), do tego banany z ogniska z warieniem borówkowym (to polecamy – borówki kupiliśmy od babuszek, a banany w sklepie w kurorciku – Mongolia + zona turystyczna = efekt w postaci ceny 24 zł za kilogram (w Norwegii na Nord Capp były tańsze) , był zatem ekskluzywny akcent urodzinowego ogniska).
Uwalniam się od przymusu celebrowania specjalnych dni
Pozwalam sobie celebrować całe życie, a w „specjalne” dni wsłuchuję się jak w informację przemian.
Jezioro, raz było jak morze, innym razem ciche i spokojne, wszystko zmieniało się szybko…
Żyję szybko i pozwalam aby zmiany w nim następowały również szybko, w spokojny i bezpieczny dla mnie sposób
Dziękujemy jeziorku za tą niesamowitą gościnę, za budowanie zaufania do Wszechświata – Boga, za uwolnienie się z więzów surowości, chłodu, braku szacunku, wymuszania, wyśmiewania, przymusu osiągania, bycia kimś.
Wiecej o Chubsugul z Wikipedii
Chubsuguł (mong.: Хөвсгөл нуур, Chöwsgöl nuur; zwane potocznie Małym Bajkałem, w przeszłości w j. polskim używano także nazwy Koso-Goł[1]) – słodkowodne jezioro tektoniczne w północnej części Mongolii, w pobliżu granicy zRosją.
Jest to drugie co do wielkości jezioro Mongolii i zarazem najgłębsze jezioro tego kraju[2]. Chubsuguł jest 16. co do wielkości zbiornikiem słodkiej wody na świecie, ma blisko 70% mongolskich zasobów wody słodkiej[3] i 2% światowych[4]. Należy do jezior ultraoligotroficznych[5]. Powierzchnia jeziora wynosi 2760 km², objętość 380,7 km³, długość 136 km, szerokość do 36,5 km, głębokość maksymalna 262 m, a głębokość średnia 138 m. Lustro wody leży na wysokości 1645 m n.p.m.[2].
Do jeziora wpływa 96 rzek i strumieni (34 stałych), a wypływa tylko jedna – Egijn gol[4]. Chubsuguł jest od grudnia do maja zamarznięty. Od 1913 roku latem na jeziorze odbywa się regularna żegluga między portami na południowym i północnym brzegu. W górach otaczających jezioro udokumentowano duże złożafosforytu i grafitu[6].
Rejon jeziora w 1992 został ustanowiony parkiem narodowym[5].
Turgajak – samowarowe jezioro
Turgajak – Ural – samowarowe jezioro 24-25 czerwca 2015
Bartek od lat marzył aby napić się herbaty z samowaru z duszą (opalanego węglem czy drzewem). Tzn. woda gotuje się w samowowarze, a na górze w czajniczku parzy się esencja herbaty w małym imbryku.
Marzył i marzył……. Pamiętał i zapominał o swoim marzeniu. Chciał, ale nie szukał, nie napierał, aby to otrzymać.
Przyjechaliśmy nad jezioro Turgajak, pokierowani przez portiera z Parku Narodowego Taganaj.
Wjazd był mało przyjazny (wjechaliśmy w najbliższy punkt od Złatoust) , pełno samochodów, pogrodzony dostęp. Po kolejnym dniu upału, ponad 35 stopni z radością wskoczyliśmy do chłodnej wody (18-20 stopni) przyglądając się tłumowi piknikowiczów.
– Może tutaj zostaniemy – powiedziałam.
– Tylko gdzie i ile to kosztuje – powiedział z lekkim dystansem Bartek widząc campingujący tłum.
– Tutaj wolno stawiać samochody nad brzegu i jest nawet prosto – powiedziałam.
– Choćmy się zapytać ile nas skasują – powiedział racjonalnie Bartek.
Okazało się, że postawienie samochodu to koszt 200 rubli (14 zł ) za dobę.
Wjechaliśmy, usiedliśmy nad jeziorem i poddaliśmy się kontemplacji jego ciszy.
Teoretycznie głośno, a gdy patrzy się w głąb jeziora – wtapia się w jego ciszę i wewnętrzny spokój. Jezioro Turgajak uważane za drugie pod względem czystości jezioro Rosji – po Bajkale, jest jego młodszym bratem.
Znowu wpada się w przestrzeń bez myśli……
Ojjj…. gdyby jeszcze zapomnieć o komarowej akupunkturze, to można byłoby zapomnieć cakowicie o czasie i przestrzeni.
Jednak jakaś energia spycha nas do ciała, pokazuje, że trudno nam odpuścić jego ból, to że inni nam go okaleczają, a może uzdrawiają……………
To jednak nie była ostatnia lekcja Turgajaka.
W nocy ok. 24 przyjechała osobówka z młodzieżą i zapodała dyskotekę do białego rana – fakt mieli świetne głośniki.
Kiedyś denerwowałoby nas to, ocienialibyśmy ich zachowanie teraz obserwowaliśmy siebie i ………………….. niewielką ilość emocji do tej sytuacji.
Dziękując rano za te lekcje, wyszłam rano z samochodu, a sąsiedzi którzy podjechali w nocy (normalni ludzie, młodzież od dyskoteki już wyjechała), zaraz zapraszają na herbatę pokazując stojący na brzegu samowar.
Bartek wstawaj szybko na herbatę w samowaru – krzyknęłam.
Marzenia , gdy je się odpuszcza spełniają się w sposób jaki byśmy nie mogli sobie wymyślić.
Bo to, że gdzieś będzie restauracja z herbatą z samowaru to ok., że ktoś poczęstuje nas w domu ok., ale samowar na brzegu pięknego jeziora, na to chyba byśmy nie wpadli.
Pozwalam sobie odpuszczać swoje marzenia i pozwalam im realizować w lepszy sposób niż mogłabym sobie wyobrazić.
Nasi sąsiedzi okazali się przesympatycznymi ludźmi, a dzień zrobił się pochmurny i chłodny ok. 25 stopni. Po upałach ostatnich dni ciało odpoczywało.
Mieliśmy jechać, a może płynąc na wyspę Wiery, gdzie znaleziono ślady człowieka sprzed 6000 tysięcy lat czy starszych, jednak energia raz szła na to, a raz nie szła. W rezultacie spędziliśmy pół dnia z naszymi nowymi znajomymi popijając herbatkę z samowaru.
Zauważyliśmy, że Rosjanie niezależnie od stopnia zamożności lubią piknikować, siedzieć przy ognisku, spać w namiocie. Niczym dziwnym jest widok luksusowego Leksusa, czy Range Rovera na brzegu jeziora z namiotem obok.
– Mamy romantyczną duszę – powiedzieli z radością nasi nowi znajomi.
My też, to chyba taka słowiańska natura, bądźmy z niej dumni.
Pozwalam sobie być dumna ze swojej romantycznej natury i radości kontaktu z naturą.
Dziękując za te piękny czas nad Turgajakiem, choć dla nas będzie samowarowym jeziorem, ruszyliśmy dalej w świat.
Dla zainteresowanych wyspą Wiery troszkę informacji ze strony http://pl.sputniknews.com/polish.ruvr.ru/2010/03/25/7085514/
-
Udajmy się na Ural, do Czelabińska . Zajrzeć na kilka tysiącleci wstecz pozwala wystawa, która prezentuje unikalny pomnik przyrody – wyspę Wiery na jeziorze Turgojak w pobliżu miasta Miass.
Udajmy się na Ural, do Czelabińska . Zajrzeć na kilka tysiącleci wstecz pozwala wystawa, która prezentuje unikalny pomnik przyrody – wyspę Wiery na jeziorze Turgojak w pobliżu miasta Miass. Na zdjęciach widać odłupane części wielkich płyt z kamienia, z których zbudowane są pradawne obiekty, naczynia ceramiczne z tamtego okresu, makiety rzeźb znalezionych tam przez archeologów.
„Na wyspie o powierzchni 6,5 hektara znaleziono przeszło 40 obiektów archeologicznych, w tym także kamieniołom z IV tysiąclecia przed naszą erą, grób z kamienia, stanowisko neandertalczyków, a także ruiny pustelni filiponów z XIX wieku” — powiedział szef wyprawy naukowej pracująccej na wyspie Wiery Stanisław Grigorjew. – „Jednakże za najbardziej unikalny można tu uznać zespół zabytków archieologicznych – megalitów. Są to urządzenia kultowe zbudowane w epoce kamienia przez ludzi z wielkich kamieni, można powiedzieć, że jest to nasz uralski Stonehenge. Proszę wyobrazić sobie, że waga tylko jednej płyty pełniącej funkcje stropu, wynosi siedemnaście ton. W jaki sposób udało się ją tam umieścić, pozostaje tajemnicą. Zanotowano powiązania istniejące między zabudową tego unikalnego terenu a podstawowymi kierunkami astronomicznymi. Wewnątrz urządzenia megalitowego znaleziono dwie rzeźby, przedstawiające byka i wilka. Jedna z ostatnich wypraw znalazła najprawdziwszy w świecie piec do wytapania metalu – i to dość złożonej konstrukcji. Przodkowie mieszkańców Uralu wytapiali tam metal jeszcze na cztery tysiące lat przed naszą erą! Moim zdaniem, żadnych podobnych pieców w naszym kraju jeszcze nie znaleziono!”.
Uczony zasugerował, że archeolodzy podjęli swoje prace wykopaliskowe na wyspie jak najbardziej w porę, dopóki nie rozgrabili jej ostatecznie turyści. Teraz ten pomnik przyrody znajduje się pod ochroną państwa, co lato pracują tu archeolodzy, prowadzone są prace w celu otwarcia skansenu.
„Wyspy Wiery należy nie tylko chronić, lecz również wykorzystywać ją maksymalnie do celów oświatowych – można organizowywać tu wycieczki, prezentować ludziom unikalne dzieła ich przodków i twory przyrody” – uważa Stanisław Grigorjew. – „Właśnie w tym celu zorganizowaliśmy swoją wystawę w Czelabińsku”.
Gubaja – tatarsko-baszkirski deser
Gubadja – tatarski, baszkirski deser
Alfinior nie tylko piękna tatarka, ale również wspaniała kucharka. Kuchnia tatarska, czy baszkirska to głównie mięso, dlatego byliśmy wdzięczni za ten wegetariański przepis.
Wszechświat zadbał aby był mniej nabiałowy, gdyż nie udało nam się kupić tradycyjnego gotowanego sera, więc skończyło się tylko na jajkach.
Gabadja jest to ciasto drożdżowe nadziewane ryżem, rodzinkami, morelami, jajkiem i serem (można dać kwaśny twaróg na górę po jajkach) .
Nasza wersja jest bez sera.
Ciasto to klasyczne drożdzowe :
0,5 litra mleka
łyżeczka soli
suche drożdze- łyżeczka
mąka ile ciasto przyjmie
Najpierw robimy zaczyn z całości mleka, soli i troszkę mąki – dajemy mu podrosnąć. Gdy zacznie fermentować wyrabiamy dodając makę, aż zacznie odchodzić od rąk i znowu zostawiamy do podrośnięcia.
Po podrośnięciu dzielimy na dwie części.
Pierwszą – ok. 70% – rozciągamy i kładziemy na spód posmarowanej olejem brytfanki (takiej tradycyjnej).
Drugą część ok. 30 % idzie na górę – na nadzienie – jest rozciągnięta na górze.
Nadzienie
0,5 szklanki ryżu
szklanka wody
100 g rodzynek
100 g suszonej moreli
1 jajko
100 sera
Ryż gotujemy do miękkości w wodzie.
Rodzynki i morele myjemy, moczymy w wodzie, a potem morele kroimy na drobne kawałki i mieszamy z ryżem i rodzynkami.
Jajko gotujemy na twardo, drobno kroimy.
Na ciasto rozciągnięte na brutfance dajemy ryż z bakaliami,
na to rozkruszamy jajko, a dalej jak mamy to rozkruszamy ser.
Zakrywamy drugą warstwą, zaplatamy górę z dołem jak pieroga, można artystycznie.
Górę można ozdobić wzorkami, można również zrobić posypkę kruszonkę z oleju cukru i mąki.
Całość zostawić, aby odpoczęło ok. 15 minut.
Nagrzać piekarnik do 220 stopni (termoobieg), włożyć ciasto i piec aż się zarumieni ok. 20 minut.
Smacznego.
Oczywiście najlepsze jest ciepłe.
Dziękujemy Alfinior za gościnę, za ten przepis, za wspólne gotowanie. Rzadko jemy ostatnio nabiał, ale w takim wykonaniu i z taką energią trudno się oprzeć.
My zrobiliśmy 2 pierogi, z czego jeden dostaliśmy na drogę.