Nagorny Karabach
now browsing by category
Górskie drogi Nagornego Karabachu
Górskie drogi Górskiego Karabachu 7 listopada 2014
W miejscowości Nareshar stojąc i sycąc się dźwiękiem strumyka, zaprosiła nas do siebie droga w góry.
Należy pamiętać, że jesteśmy w kraju, gdzie niedano była wojna i część terenu jeszcze jest zaminowana, więc jeździmy nie w dzicz, ale tam gdzie są ślady opon, gówna krów itp
Po ostatnich opadach śniegu nawet nie myśleliśmy, że wjedziemy w góry, a tym bardziej w Nagornym Karabachu. Fakt, tutaj góry są skaliste, a drogi są w dolinach na ok 1000-1500 metrach, więc nie są zaśnieżone, (wysokie przełęcze są na głównych drogach).
Na tej leśnej szutrówce były świeże ślady opon, więc bezpiecznie nią podążyliśmy.
Droga uwidoczniła nam piękno okolicznych gór i dolin. I pokazała się chyba w każdej odsłonie – suchutka piękna szutrówka, zaśnieżona, zalodzona, błotnista, kamienista i trzeba było przejechać parę razy rzeczki.
Wszystko w dziczy otaczających gór. Ponoć są tutaj niedźwiedzie. Troszkę jesteśmy tutaj za późno, jest późna jesień i większość liści już opadła z drzew. Na pewno ten region jest wyjątkowo atrakcyjny wizualnie , wtedy gdy lasy mają kolory jasnej zieleni. Jedno co nadal urzeka to świeże, ostre, rześkie, wilgotne powietrze. Po drodze minęliśmy osadę pszczelarza i pasterza na koniu, a na końcu dojechaliśmy do zagrody pasterskiej.
Tam poczułam, że dalsza jazda nie ma sensu i spokojnie zjechaliśmy z powrotem do miasteczka Vang.
Którego atrakcją są płoty w tablic rejestracyjnych z całkowicie zbombardowanego miasteczka Abgam.
Dziękujemy za piekną wycieczkę, a przede wszystkim możliwość wjechania w przyrodę w tym wojennym kraju.
Pełnia wśród gór w pięknym monastyrze
Gandzasar – pełnia księżyca wśród gór 6-7 listopada 2014
Piękne rozgwieżdżone niebo, księżyc w pełni oświetla okoliczne góry, które w wyższych partiach bielą się śniegiem.
Chyba w pochmurny dzień gorzej widać niż teraz w nocy.
A my stoimy na potężnym asfaltowym parkingu przed monastyrem i patrzymy na ten spektakl. Może nieruchomy, ale piękny w swojej istocie.
Do tego pięknie podświetlony monastyr. Magia nocnego spotkania. Z miejscem i ze świątynią, która zaprosiła nas na wieczorną medytację.
Jeszcze Pan stróż, sprzedał nam świeczki byśmy mogli jeszcze rozświetlić ciemne jej miejsca.
Świątynia żyje, została odnowiona w 1999 i jest najważniejszym kościołem Nagornego Karabachu, taką naszą Częstochową.
A my sami po nocy w lekko rozświetlonej świątyni, która cieszyła się z naszego spotkania.
Puściliśmy Hildegardę, a miejsce zaczęło, rozszerzać się jeszcze bardziej, gdy jednoczyłam się z nim moje granice rozszerzały się w nieskończoność, to co nie spokojne nabierało spokoju, to co zamknięte otwierało się, to co ciasne uwierające, rozszerza się, nabiera przestrzeni.
Taka energia rozpływania się wspólnie z kościółkiem.
Z odwagą poszerzam swoje granice
A poszerzanie granic, to widzenie świata z innej perspektywy. Można rzec z innego piętra.
Sprawdźcie sami ile widzicie z parteru, a ile z kolejnych pieter. I tak z naszą świadomością, z naszymi granicami, wszystko zależy od naszej odwagi patrzenia dalej, szerzej.
A my znaleźliśmy przyjazne miejsce na parkingu i ciesząc się z otaczającej przestrzeni spędzimy pierwszą noc w Nagornym Karabachu.
W samym monastyrze przechowywane są relikwie świętego Zachariasza ojca Jana Chrzciciela.
Ranek powitał nas też zapierającymi dech widokami na okoliczne ośnieżone góry, a klasztor rozbłyskał blaskiem pojawiającego się słońca.
Znów wszystko cieszyło się na wspólne spotkanie.
Teraz już w ciszy w kościółku oddaliśmy się medytacji wtapiając w to miejsce i jego historię.
To co na zewnątrz okrywa to co w środku i warto dbać o to
Dźwięczało mi w głowie, tak monastyr był zniszczony i w 1999 roku był poddany renowacji, prace trwają do dziś – mają się u końcowi. I chyba dobrze rozumie różnicę między tym jak być zaniedbanym, zdewastowanym, zniszczonym, a zadbanym, czystym, pięknym.
Dziękujemy duchom za prowadzenie i pokazanie kolejnego monastyru w ciszy i spokoju otaczającej przyrody, właśnie dla nas te monastyry są dodatkiem do przyrody.
I zachęceni przez miejscowego stróża pojechaliśmy ku miejscowości Nareshar, gdzie wzdłuż potoku ulokowały się letnie zony odpoczynku często bardzo ciekawe architektonicznie oraz hotel w kształcie łódki z kamiennym lwem. Kamień był inspiracją do dopracowania lwa , jednak efekt jest bardzo dobry.
Ten kamienny sprzymierzeniec przyszedł nam przypomnieć, o sile naszego wewnętrznego światła, o tym co potrzebnego nie tylko do ogrzania ciała, ale również życia w świetle na ziemi.
A gdy to pisałam zakrakały kruki na błękitnym niebie, a obok przeszedł pasterz z owcami.
Ufam temu co do mnie przychodzi i obdarzam to szacunkiem i z radością idę za tym.
więcej o monastyrze ze strony http://www.armeniawycieczki.com/Warto_zobaczy%C4%87_w_Armenii/arcach_pl/klasztor_gandzasar_pl/
Wspaniały Gandzasar to perła Górskiego Karabachu. Klasztor położony jest na wzgórzu na lewym brzegu rzeki Chaczen, w północno-wschodniej części regionu.
Po raz pierwszy o Gandzasarze wspomina w X w. Katolikos Anania Mokaci. W XIII w. na miejsce klasztor przebudował książę Hasan Dżalalian. Budowa trwała od 1216 do 1238 r. – daty te wyryto i na grobie księcia, i na kopule nowej budowli. Uroczystej inauguracji kościoła dokonało 22 lipca 1240 r., w święto urodzaju Wardawar, siedmiuset duchownych. Wedle średniowiecznych kronikarzy na przyklasztornym cmentarzu spoczywać ma głowa Howhannesa Mkrticza, czyli Jana Chrzciciela, przywieziona ze średniowiecznego królestwa Armenii Cylicyjskiej w czasie wypraw krzyżowych. Z tego też powodu Jan Chrzciciel został jednego z kościołów kompleksu klasztornego.
Gandzasar jest jednym ze skarbów bogatego dziedzictwa architektonicznego Armenii. Wzniesiony przez największych mistrzów, stanowi świadectwo ogromnego doświadczenia, jakie nagromadziło liczące już sobie w XIII w. wiele stuleci budownictwo ormiańskie.
W klasztorze zaobserwować można wyjątkowe rozwiązania architektoniczne i zdobnicze. Ściany kopuły pokryto płaskorzeźbami przedstawiającymi ukrzyżowanie Chrystusa, Adama i Ewę i inne sceny, wśród nich relief, na którym książęta prowincji Chaczen trzymają model klasztoru, którego dekorację sami stanowią.
W czasie konfliktu zbrojnego lat 1991-94 klasztor poważnie ucierpiał w wyniku działań artylerii i lotnictwa Azerbejdżanu. Główny kościół kompleksu uległ poważnemu uszkodzeniu w rezultacie nalotu 20 stycznia 1993 r. Obecnie renowacja Gandzasaru i przylegających doń zabudowań dobiegła końca i zespół klasztorny można znów podziwiać w całej okazałości.
Nagorny Karabach powitanie i kulinarne odkrycie wyjazdu. Żjengjałow Has
Nagorny Karabach powitanie i kulinarne odkrycie wyjazdu. Żjengjałow Has 6 listopada 2014
Czyści przy w pięknym słońcu i ośnieżonych szczytach znaleźliśmy się na granicy.
Tylko granicy czego, kogo?
Państwa, którego nie ma? Więc skąd granica?
Bo Państwo jest tylko nie uznawane.
A na granicy wszystko, miło sprawnie.
O Nagornym Karabachu słyszeliśmy od Ormian bardzo dobrze.
Piękny kraj
Druga Szwajcaria
Jak lubicie przyrodę to tylko tam
I jak było nie przyjechać tutaj
Zrobiliśmy wizę http://brygidaibartek.pl/wiza-do-kraju-ktorego-nie-ma-nagorny-karabach/ i jesteśmy,
witamy.
Piękną drogą dojechaliśmy do Stepanakertu tj. stolicy.
I na dzień dobry zaprosiła nas piekarenka, gdzie pojawiły się zielone chlebki tzn. cieniutkie ciasto chlebowe jak na lawasza ( 1 mm) nadziewane zieleniną jaką bądź. Tutaj szczawiem i pietruszką, cebulką soloną i z niewielką ilością oleju.
I znowu zostałam zaskoczona przez samą siebie. Wydawało mi się, że już żaden smak mnie nie zaskoczy. Tak też myślałam roku temu nim spróbowałam orzeszków cedrowych ……………
Tym bardziej jakiś tam cienki placek jak naleśnik z ciasta drożdżowego nadziany surową zieleniną (pierwszy był ze szczawiem i pietruszką , drugi z bazylią, kolendrą, cebulą, pietruszką ) i usmażony na elektrycznej blasze bez tłuszczu.
Zrobił w moim podniebieniu taką rozkosz, że tego dnia zjadłam 2 szt, a nie są to małe placuszki. I jak to być na pranie …….. gdy wszechświat tak cudownie karmi?
Chyba największe smakowe odkrycie tego wyjazdu, jak na razie.
Są to narodowe placki karabaskie i nazywają się Żjengjałow Has, co znaczy zielony chleb.
Powitanie iście królewskie. Kosztowały w Stepanakercie 400-500 drahm ( 3-4 zł.)
Nagorny Karabach słynie z ziół i dzięki temu z długowieczności (jak Abchazi i Adżarowie)
Będziemy się temu przyglądać. Fakt Panie stojące z owocami i warzywami miały również do sprzedania pokrzywę, którą mówiły, aby nie parzyć tylko posolić, wtedy traci ostrość i smakuje wyśmienicie. Popróbujemy jak trafi się gdzieś w przyrodzie.
Symbolem Nagornego Karabachu jest pomnik Tatik-Papik (Babcia i dziadek), zbudowany jest z tufy wulkanicznej, ukazuje jedność ludzi tutaj żyjących z okolicznymi górami .
My jesteśmy naszymi górami
W Karabachu waluta jest ormiańska, ceny paliw i inne są podobne.
Spotkani ludzie nie mówią „u nas w Karabachu”, tylko „u nas w Armenii”, albo ”to nasze armeńskie”, a nie nasze karabaskie.
20-letnia przesympatyczna dziewczyna w sklepie zionęła agresją na Azerów, twierdząc jak my Ormianie ich nienawidzimy.
Przed wieloma laty dziwne włączenie Karabachu do Azerbejdżanu z europejskim poparciem, powoduje te trwające już wiele lat przepychanki.
Co jest w tym kraju, miejscu, że tak musi walczyć o swoje.
A może nie ma odwagi powiedzieć tak do końca, ”ja chcę być Karabachem” nie wierząc w swoją siłę, tylko z uwagi na mały obszar szuka jej na zewnątrz, chcąc zjednoczyć się z większymi od siebie.
Wierzę w moją wewnętrzną siłę i daję jej moc.
Na ulicy dzieci mówią „Hello” do turystów. Czasami próbują bardziej skomplikowanej konwersacji jak
How are you?
What is your name?
Najprawdopodobniej nauczyciele angielskiego namawiają ich do rozmowy z turystami. Bardzo fajne, a przede wszystkim przemiłe.
Niestety komunikacyjne przyjecie nie było tak huczne jak jedzeniowe.
Po tanim wręcz bardzo tanim (0,60 groszy dziennie ) internecie w Armenii, tutaj zażyczono sobie 70 zł za 3GB, i to tylko na telefon, gdyż jakbyśmy chcieli na komputer musielibyśmy kupić ich modem, bo na innych nie działa.
Potrzebny nam kontakt z Polską, do tego pisanie bloga również potrzebuje internetu, a WI-Fi w miejscach które najbardziej lubimy nie jest zbytnio popularne nigdzie na świecie (niedźwiedzie, szakale nie mają go w swoich norkach) . A poza tym tutaj też z WI-Fi jest różnie.
Nawet WI-Fi przy symbolu Nagornego Karabachu czyli pomniku babci i dziadka miał być free, a chciał login i hasło.
Więc co robić – trzeba było kupić, bo nie lubimy być zdani na knajpki z WI-FI. Zresztą coraz mniej interesują nas restauracje. I jak już do nich idziemy, to tam gdzie chcemy, a nie tam gdzie WI-FI. Dzięki temu, że nie mogliśmy kupić internetu do komputera, poznaliśmy tethering, który pomógł nam spiąć telefon robiący za modem z komputerem.
Wszechświat pokazał rozwiązane potrzebne nam teraz bardzo, a do wykorzystania wszędzie. Dziękujemy Bartkowi za podpowiedzi, a opatrzności za prowadzenie.
Kupując telefon z internetem zwróciłam obsłudze uwagę na to, że przy pomniku ”babci i dziadka” pisze, że jest free WI-FI, a chce hasło. Zrobiła się z tego ostra awantura, w końcu w ramach przeprosin dostaliśmy kubek i czapeczkę z symbolami sieci Karabach Telecom . Czyżby znowu kreacja i jej spełnienie przez wszechświat. Jakiś czas temu rozbiła nam się jedna szklanka i jakoś nie mogliśmy kupić drugiej. . Teraz zadbano o nas, aby każdy mógł pić co chce.
I tak objadając się zielonymi chlebkami, oglądając budujące się miasto, słuchając i podziwiając jego muzyczną fontannę czy nawet próbując w restauracji słynnej wódki z morwy – 3 letniej (57%) (z umysłu) spędziliśmy przemiłe popołudnie.
A na nocleg pojechaliśmy 50 km dalej do ichniejszej Częstochowy – monastyru Gandzasar.