Nagorny Karabach powitanie i kulinarne odkrycie wyjazdu. Żjengjałow Has
Nagorny Karabach powitanie i kulinarne odkrycie wyjazdu. Żjengjałow Has 6 listopada 2014
Czyści przy w pięknym słońcu i ośnieżonych szczytach znaleźliśmy się na granicy.
Tylko granicy czego, kogo?
Państwa, którego nie ma? Więc skąd granica?
Bo Państwo jest tylko nie uznawane.
A na granicy wszystko, miło sprawnie.
O Nagornym Karabachu słyszeliśmy od Ormian bardzo dobrze.
Piękny kraj
Druga Szwajcaria
Jak lubicie przyrodę to tylko tam
I jak było nie przyjechać tutaj
Zrobiliśmy wizę http://brygidaibartek.pl/wiza-do-kraju-ktorego-nie-ma-nagorny-karabach/ i jesteśmy,
witamy.
Piękną drogą dojechaliśmy do Stepanakertu tj. stolicy.
I na dzień dobry zaprosiła nas piekarenka, gdzie pojawiły się zielone chlebki tzn. cieniutkie ciasto chlebowe jak na lawasza ( 1 mm) nadziewane zieleniną jaką bądź. Tutaj szczawiem i pietruszką, cebulką soloną i z niewielką ilością oleju.
I znowu zostałam zaskoczona przez samą siebie. Wydawało mi się, że już żaden smak mnie nie zaskoczy. Tak też myślałam roku temu nim spróbowałam orzeszków cedrowych ……………
Tym bardziej jakiś tam cienki placek jak naleśnik z ciasta drożdżowego nadziany surową zieleniną (pierwszy był ze szczawiem i pietruszką , drugi z bazylią, kolendrą, cebulą, pietruszką ) i usmażony na elektrycznej blasze bez tłuszczu.
Zrobił w moim podniebieniu taką rozkosz, że tego dnia zjadłam 2 szt, a nie są to małe placuszki. I jak to być na pranie …….. gdy wszechświat tak cudownie karmi?
Chyba największe smakowe odkrycie tego wyjazdu, jak na razie.
Są to narodowe placki karabaskie i nazywają się Żjengjałow Has, co znaczy zielony chleb.
Powitanie iście królewskie. Kosztowały w Stepanakercie 400-500 drahm ( 3-4 zł.)
Nagorny Karabach słynie z ziół i dzięki temu z długowieczności (jak Abchazi i Adżarowie)
Będziemy się temu przyglądać. Fakt Panie stojące z owocami i warzywami miały również do sprzedania pokrzywę, którą mówiły, aby nie parzyć tylko posolić, wtedy traci ostrość i smakuje wyśmienicie. Popróbujemy jak trafi się gdzieś w przyrodzie.
Symbolem Nagornego Karabachu jest pomnik Tatik-Papik (Babcia i dziadek), zbudowany jest z tufy wulkanicznej, ukazuje jedność ludzi tutaj żyjących z okolicznymi górami .
My jesteśmy naszymi górami
W Karabachu waluta jest ormiańska, ceny paliw i inne są podobne.
Spotkani ludzie nie mówią „u nas w Karabachu”, tylko „u nas w Armenii”, albo ”to nasze armeńskie”, a nie nasze karabaskie.
20-letnia przesympatyczna dziewczyna w sklepie zionęła agresją na Azerów, twierdząc jak my Ormianie ich nienawidzimy.
Przed wieloma laty dziwne włączenie Karabachu do Azerbejdżanu z europejskim poparciem, powoduje te trwające już wiele lat przepychanki.
Co jest w tym kraju, miejscu, że tak musi walczyć o swoje.
A może nie ma odwagi powiedzieć tak do końca, ”ja chcę być Karabachem” nie wierząc w swoją siłę, tylko z uwagi na mały obszar szuka jej na zewnątrz, chcąc zjednoczyć się z większymi od siebie.
Wierzę w moją wewnętrzną siłę i daję jej moc.
Na ulicy dzieci mówią „Hello” do turystów. Czasami próbują bardziej skomplikowanej konwersacji jak
How are you?
What is your name?
Najprawdopodobniej nauczyciele angielskiego namawiają ich do rozmowy z turystami. Bardzo fajne, a przede wszystkim przemiłe.
Niestety komunikacyjne przyjecie nie było tak huczne jak jedzeniowe.
Po tanim wręcz bardzo tanim (0,60 groszy dziennie ) internecie w Armenii, tutaj zażyczono sobie 70 zł za 3GB, i to tylko na telefon, gdyż jakbyśmy chcieli na komputer musielibyśmy kupić ich modem, bo na innych nie działa.
Potrzebny nam kontakt z Polską, do tego pisanie bloga również potrzebuje internetu, a WI-Fi w miejscach które najbardziej lubimy nie jest zbytnio popularne nigdzie na świecie (niedźwiedzie, szakale nie mają go w swoich norkach) . A poza tym tutaj też z WI-Fi jest różnie.
Nawet WI-Fi przy symbolu Nagornego Karabachu czyli pomniku babci i dziadka miał być free, a chciał login i hasło.
Więc co robić – trzeba było kupić, bo nie lubimy być zdani na knajpki z WI-FI. Zresztą coraz mniej interesują nas restauracje. I jak już do nich idziemy, to tam gdzie chcemy, a nie tam gdzie WI-FI. Dzięki temu, że nie mogliśmy kupić internetu do komputera, poznaliśmy tethering, który pomógł nam spiąć telefon robiący za modem z komputerem.
Wszechświat pokazał rozwiązane potrzebne nam teraz bardzo, a do wykorzystania wszędzie. Dziękujemy Bartkowi za podpowiedzi, a opatrzności za prowadzenie.
Kupując telefon z internetem zwróciłam obsłudze uwagę na to, że przy pomniku ”babci i dziadka” pisze, że jest free WI-FI, a chce hasło. Zrobiła się z tego ostra awantura, w końcu w ramach przeprosin dostaliśmy kubek i czapeczkę z symbolami sieci Karabach Telecom . Czyżby znowu kreacja i jej spełnienie przez wszechświat. Jakiś czas temu rozbiła nam się jedna szklanka i jakoś nie mogliśmy kupić drugiej. . Teraz zadbano o nas, aby każdy mógł pić co chce.
I tak objadając się zielonymi chlebkami, oglądając budujące się miasto, słuchając i podziwiając jego muzyczną fontannę czy nawet próbując w restauracji słynnej wódki z morwy – 3 letniej (57%) (z umysłu) spędziliśmy przemiłe popołudnie.
A na nocleg pojechaliśmy 50 km dalej do ichniejszej Częstochowy – monastyru Gandzasar.