osoby mocy
now browsing by category
Z wizytą u Świętej Matrony moskiewskiej
Święta Matrona Moskiewska 8 czerwca 2015
Moskwa to czy nie Moskwa, już samo wejście do Pokrowskiego Monastyru powoduje, że z głośnego, pędzącego szerokiego miasta przenosimy się w inny świat – spokojny, refleksyjny, przytulny, pełen zieleni. Matrona jak kochana matka rozpościera skrzydła nad tym miejscem tworząc aurę rozmodlenia. Do ikon i grobu Matrony długie kolejki, ludzie we większości kobiety, elegancko ubrane w chustkach na głowach z kwiatami w ręku dodają uroku temu miejscu.
My też stajemy w kolejce do grobu świętej, jak się później okazuje zajmuje nam to tylko 1,5 godziny (szczególnie w weekendy można stać w kolejce 4-6 godzin).
Kolejka to czas na przemyślenie tego z czym przychodzimy, popatrzenia w głąb siebie, bardziej i głębiej, a może i łatwiej co nie znaczy przyjemniej.
Przyszłam tutaj bez specjalnej intencji, chciałam po prostu poznać Matronę. W kolejce wchodzę jednak w swój proces. Zaczyna pojawiać się niecierpliwość, umysł tokuje, ocenia całą sytuację, chce ją na siłę zorganizować, według niego lepiej, bardziej sprawnie.
Uwalniam się od przymusu robienia wszystkiego szybciej, pozwalam sobie robić rzeczy we współbrzmieniu z rytmem wszechświata we właściwym dla nich tempie.
Szybciej to nie znaczy właściwie, dobrze i na czas.
Stoję, obserwuję siebie i innych, odpuszczam niecierpliwość i we właściwym na ten moment rytmie podążam w przód.
Umysł jednak nie odpuszcza, gdy zauważyłam potrzebę robienia wszystkiego szybciej i ze niecierpliwością, zafundowano mi poczucie zimna.
Jeszcze co najmniej pół godziny stania, a mnie zimno, może pójdę stąd zagrzać się gdzieś. Tylko co jest ważne, skupienie się na zimnie, czy na spotkaniu z Matroną. Znam tyle różnych technik ocieplenia ciała, dlaczego nie chcę ich stosować?
Dlaczego sabotuję to co chcę – zaczęło dźwięczeć w mojej głowie.
Dlaczego aby osiągnąć to co chcę, nie chce wkładać w to wysiłku, wiedzy którą posiadam, dlaczego przy byle niedogodności chcę się wycofać?
No właśnie dlaczego?
Uwalniam się od przymusu rezygnacji z moich zamierzeń przy byle niedogodności.
Wchodzimy do kościoła, a bardziej jesteśmy do niego wciągnięci przez służby pilnujące. W kościele nawiązuję kontakt z Matroną. Rozmawiam z Nią o potrzebie bólu, cierpienia (ona przez brak wzroku, niedołęstwo doświadczyła go wiele), dlaczego musimy go doświadczać, czemu przybliża do Boga?
– Bo wtedy odpuszczamy co ziemskie, jesteśmy tu i teraz – słyszę .
Tak, tak to wiem, ale czy to konieczne? – pytam dalej.
– Nie, jeżeli potrafisz być blisko Boga w szczęściu, radości, ale to wymaga dużo świadomości i uważności – odpowiada.
Odpuścić to co ziemskie, mając dużo ziemskiego aspektu jest trudniej, niż jak go się nie ma.
Dlatego mówi się, że łatwiej mieć niewiele, itp.
Ale to nie znaczy, że nie można mieć zdrowego ciała i dbać o niego.
Zadanie trudne, ale czy nierealne?
Dziękujemy za ten czas tutaj.
Wiecej o Matronie z Wikipedii http://pl.wikipedia.org/wiki/Matrona_Moskiewska
Matrona Moskiewska, właśc. Matrona Dmitriewna Nikonowa (ur. 1885 w Sebinie, zm. 2 maja 1952 w Moskwie) − święta Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego.
Życiorys
Urodziła się w rodzinie chłopskiej Dymitra i Natalii Nikonowów jako najmłodsze z czworga dzieci, po synach Iwanie i Michaile oraz córce Marii[1].
Według hagiografii, matka Matrony jeszcze przed urodzeniem czwartego dziecka planowała oddanie go do przytułku prowadzonego w sąsiedniej wsi Buczałki, gdyż uważała, że rodziny nie stać będzie na jego wychowanie. Zdanie w tej sprawie miała zmienić, gdy we śnie ujrzała białego gołębia z zamkniętymi oczami i twarzą człowieka[1].
Matrona Nikonowa przyszła na świat niewidoma. Według opracowań hagiograficznych od siódmego-ósmego roku życia posiadała dar przepowiadania przyszłości i uzdrawiania, a także czytania w myślach. Wychowana w głęboko religijnej rodzinie, spędzała wiele czasu w cerkwi[1]. Z powodu posiadanych darów Matrona stała się znana w całej Rosji. Do domu jej rodziców przybywali chorzy z nadzieją na wyzdrowienie dzięki modlitwie dziewczynki[1]. Dziewczynka miała również przewidzieć przyszłość kraju, w tym rewolucję październikową i jej następstwa[1]. W wieku siedemnastu lat Matrona Nikonowa straciła władzę w nogach[1]. Do rewolucji październikowej Matrona Nikonowa nadal zamieszkiwała w domu rodziców, razem z braćmi. Obaj wstąpili do Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Mimo tego kobieta nadal przyjmowała wszystkich, którzy pragnęli zwrócić się do niej z prośbą o poradę duchową i modlitwę. Ostatecznie jednak widząc, iż bracia obawiali się represji z jej powodu ze strony władz ZSRR, a także bojąc się, by nie spadły one również na jej rodziców, Matrona Nikonowa przeprowadziła się w 1925 do Moskwy, gdzie przebywała do końca życia, mieszkając u różnych krewnych i znajomych[1]. Według żywotu świętej milicja radziecka wielokrotnie zamierzała ją aresztować. Za każdym razem jednak kobieta przewidywała taką sytuację i w przeddzień przybycia milicjantów, lub nawet tego samego dnia, przenosiła się do nowego mieszkania[1]. Cały czas spędzała na modlitwie i spotkaniach z pielgrzymami. Od odwiedzających ją osób wymagała wiary i noszenia krzyżyka[1].
W 1939 miała przewidzieć wybuch II wojny światowej i straty w ludziach poniesione w niej przez Związek Radziecki. W 1941 miała ponadto zapowiedzieć rychły początek działań wojennych w ZSRR i końcowe zwycięstwo Armii Czerwonej[1].
Według popularnej w Rosji legendy, po ataku III Rzeszy na Związek Radziecki z Matroną miał spotkać się Stalin, zaś kobieta przepowiedziała mu zwycięską obronę Moskwy[2].
Matrona Nikonowa spotykała się z wiernymi do końca swojego życia, mimo pogarszającego się stanu zdrowia. Regularnie również przystępowała do spowiedzi i Komunii Św. Zmarła 2 maja 1952 i została pochowana dwa dni później na cmentarzu nieczynnego wówczas Monasteru Daniłowskiego[1]. Grób Matrony stał się celem licznych pielgrzymek[1]. Obecnie (2010) jejrelikwie przechowywane są w monasterze Opieki Matki Bożej w Moskwie[3].
Pamięć i kult
W 1999 Matrona Moskiewska została kanonizowana[4].
W 2014 w jej rodzinnym domu otwarto muzeum[5].
Kontrowersje
W 2008 kontrowersje wzbudziła ikona św. Matrony wystawiona w cerkwi św. Olgi w Petersburgu przez proboszcza parafii, ihumena Eustachego (Żakowa). Na wizerunku tym przedstawione zostało rzekome spotkanie świętej ze Stalinem, przy czym to postać radzieckiego dyktatora była głównym elementem kompozycji[2]. Po protestach wiernych ihumen przeniósł ikonę w mniej eksponowane miejsce w cerkwi[2], a następnie – do swojego domu. Rosyjski Kościół Prawosławny ocenił jego zachowanie jako „sekciarstwo” i ukarał go dyscyplinarnie za wystawienie dla kultu niekanonicznej ikony[6].
Magia nocej mszy w monastyrze
Bigorski monaster św. Jana Chrzciciela, monaster Sweti Jowan Bigorski 28-29 marca 2015
Po kąpielach w termalnych źródłach tacy czyści, otwarci na nowe dojechaliśmy do Monastyru św Jana Chrzciciela, polecanego nam bardzo przez przesympatycznego Pana biletowego od Św Neuma. . Na parkingu było parę samochodów, po przeciwnej stronie wąskiej doliny migotały ośnieżone szczyty.
– Patrz furtka otwarta, możemy chyba jeszcze wejść- powiedziałam do Bartka
– Zapytamy, może mają pokoje dodałam.
Na dziedzińcu było parę osób, schodzącego ze schodów młodego mnicha zagadnęłam o pokoje.
Odpowiedział, że niestety nie, jednak teraz jest nocna msza i jak chcemy możemy uczestniczyć.
Ucieszyliśmy się, zostaliśmy wprowadzeni do świątyni oświetlonej tylko nieśmiałym światłem świec. Nabożeństwo się zaczynało ludzi ok. 30 i tyleż samo mnichów. Istna magia chwili i znowu pełna synchronizacja czasowa, tak jakbyśmy wiedzieli dokładnie kiedy być i kogo zapytać o informacje.
Takie „zbiegi okoliczności” nie przestają mnie jeszcze zadziwiać.
Mieliśmy tu być w tym miejscu i w tym czasie, więc otwieram się na to będzie. Msze w cerkwi do krótkich nie należą.
Siadłam na wskazanym miejscu i poddałam się przestrzeni. Aby nie tworzyć ochrony powiedziałam do siebie
Otwieram się na to wszystko co jest dobre dla mnie.
Wyraziłam intencję uzdrowienia wszystkich moich relacji z kościołem i poddałam się kontemplacji, a zarazem obserwacji nabożeństwa.
Obraz siwego brodatego mnicha zapalającego po kolei świece na sufitowym żyrandolu, a następnie wprawienie go w ruch wahadłowy, migot światła w przestrzeni świątyni, a wszystko w kilkugodzinnym chóralnym śpiewie sporej grupy mnichów – to obraz który będzie towarzyszył do końca życia jako obraz żywej wiary ginący w większości miejsc na wyznaniowej mapie świata.
Magia świec zapalanych tam gdzie chwilowo były potrzebne, huśtające się potężne lampy z zapalony świecami, zapach kadzidła – czegoś takiego nigdy nie doświadczałam. Rzucona intencja powodowała różne emocje od znudzenia, senności, po złości.
Poczułam w pewnym momencie, że intencję trzeba rozszerzyć, nie tylko na kwestię kościoła, ale wszystkie duchowe aspekty mojego, czy moich przodków współistnienia na przestrzeni wieków.
Pojawiły się szamańskie obrazy, emocje, przychodziły i odchodziły.
Magia miejsca i jak to Bartek powiedział po nabożeństwie – „wiedzą jak tworzyć wysoką wibrację”.
Wiedzą ojjj – wiedzą.
Msza trwała ponad 4 godziny, gdy zatopiona w siebie przenosiłam się w różne czasy i miejsca uzdrawiając stare emocje.
Dziękuję temu młodemu mnichowi za zaproszenie. Mógł nas potraktować jak turystów i powiedzieć krótko – zamknięte.
Dziękuję tej przestrzeni, że chciała nas przyjąć i uzdrowić relacje kościoła z naszą duchową drogą.
Rankiem nie wstaliśmy na poranną mszę, mimo zaproszenia mnicha spaliśmy bardzo głęboko pod monastyrem.
Wstaliśmy gdy ludzie wychodzili ze mszy,
Teraz już zobaczyliśmy inny monastyr, bez magii – z rusztowaniami, można rzec w innym świetle.
Monastyr stoi przy samej albańskiej granicy (muzułmańskiej), po przeciwnej stronie góry wybudowane są meczety. Sam monastyr bardzo poważnie ucierpiał w czasie pożaru w 2009 roku i obecnie jest odbudowywany. Idealne miejsce do uzdrawiania duchowych problemów, walk religijnych itp.
Jeszcze przecież wąska dolina potęguje te energie.
W kościółku w dzień jest już elektryczne oświetlenie, oraz mnich, który mam wrażenie stoi na straży wiary prawosławnej. Wypytuje nas dokładnie o naszą wiarę i przygląda się dokładnie temu co robimy.
Przecież katolicy i oni – to chrześcijanie, którzy kiedyś 1000 lat temu się rozdzielili, pokłócili o jakieś drobiazgi. Uznając moja religia, twoja religia (nadal to ten sam Bóg!).
Tak poczułam silne uwolnienie w ramionach, tak jakbym nosiła przymus mojej religii na barkach przez 1000 lat. Ciekawe której? …. bo bardzo lubię prawosławie, a wychowałam się w katolicyzmie!
Uwalniam się od przymusu określania własnej drogi duchowej, szufladkowania jej, pozwalam sobie iść w kierunku światła i miłości.
Czy każdy musi przynależeć do określonej religii, inaczej jest kim? Ateistą? Nie wierzącym? Człowiekiem bez wiary? Nikim?
Dlatego gdy ktoś nas się pyta jakiej wiary jesteśmy odpowiadamy – katolicy, zresztą większość słysząc, że jesteśmy z Polski nie bierze innej opcji, a tłumaczenie naszej duchowej drogi byłoby trudne.
Popatrzyłam na mnicha jak bacznie mi się przygląda,
– boi się, że może znowu ktoś podpali monastyr – powiedział Bartek
Tak – innowiercy są zagrożeniem!
Uwalniam się od przekonania, że myślący inaczej są zagrożeniem, pozwalam sobie iść swoją drogą drogą duchową z pełnym szacunkiem do drogi duchowej innych i dzielić się własną.
Być jak Jan Chrzciciel
bez oceny , przymusu dawać światło każdemu kto go chce.
Dziękuję temu cudownemu miejscu za pokazanie siedzących gdzieś 1000 lat programów, dziękuję za ich transformację.
Dziś niedziela ale na mszach było niewiele osób, jednak wielu przyjeżdża do monastyru zapalić świeczkę i prosić o pomoc, wsparcie w swoich sprawach.
Niektórzy przywożą dary z marketu (olej, kawa, herbata) do monastyru, niektórzy po wyjściu z monastyru na parkingu jedzą placuszki.
Nabraliśmy cudownej wody, wody wolności i pojechaliśmy dalej w Macedonię
O monastyrze z Wikipedii
prawosławny klasztor położony ok. 25 km na północny wschód od miasta Debar w zachodniej Macedonii, należący do Macedońskiego Kościoła Prawosławnego. Określenie "bigorski" pochodzi od tufu (mac. бигор, bigor), z którego wzniesiono budynki klasztoru.
Kompleks klasztorny znajduje się na wzniesieniu nad brzegiem rzeki Radika wgminie Mawrowo i Rostusza (połoski region statystyczny) przy drodze z Debaru doGostiwaru, w pobliżu miejscowości Rostusza, Bitusze, Welebrdo i Trebiszte na terenie parku narodowego Mawrowo.
Według kroniki klasztornej z 1833 r. monaster został założony w 1020 r. przezJoana Debarskiego (Јоан Дебарски), późniejszego pierwszego arcybiskupa ochrydzkiego, w miejscu, gdzie ów wyłowił z rzeki ikonę Jana Chrzciciela. W XVI w. monaster został zniszczony przez Turków. Ocalała tylko niewielka cerkiew. Ponowne odrodzenie klasztoru nastąpiło w 1743 r. w okresie rządów ihumenaHilarego. Następnie w l. 1812–1825 został rozbudowany przez archimandrytęArseniusa.
Jednym z najcenniejszych zabytków klasztoru jest drewniany ikonostas wykonany w l. 1829–1835 przez miejscowych mistrzów, szczególnie Petra Filipowskiego Garkatę z pobliskiej wsi Gari. Innym skarbem monasteru Bigorskiego jest ikona św. Jana Chrzciciela, ponoć cudownie ocalona z pożarów i zniszczeń, a zdaniem wiernych mająca moc uzdrawiania.
W 2009 r. większość starych budynków klasztornych spłonęła. W maju 2010 r.rozpoczęto prace nad ich rekonstrukcją.
Z wizytą u świętego Neuma
Z wizytą u świętego Neuma 26-28 marca 2015
Klasztor św. Nauma–klasztor położony w Macedonii, przy granicy z Albanią, na południowy zachód od miasta Ohryda. Należy do eparchii debarsko-kiczewskiej Macedońskiego Kościoła Prawosławnego.
Założony w 905 przez św. Nauma Ochrydzkiego (św. Nauma Ochrydzkiego Cudotwórcę, maced. Свети Наум Охридски Чудотворец) − ucznia Cyryla i Metodego, współtwórcę ochrydzkiej szkoły piśmienniczej, jednego z największych ośrodków literatury i kultury słowiańskiej tamtych czasów. W klasztorze tym w 910 roku św. Naum został pochowany, tam też znajduje się jego grób.
Neum uważany jest za Twórcę cyrylicy.
To tyle z z Wikipedii , a my z Ohrydu przez muzeum rekonstrukcji domków na palach, gdzie można nurkować wśród stanowisk archeologicznych, pięknych gór, dojechaliśmy do najbardziej świętego miejsca Macedonii , monastyru świętego Neuma.
Parking 50 dinarów (3,5zł) gdy szliśmy do monastyru minęliśmy masę straganów, a potem bardzo ładną, ale plastikową restaurację na wyspie. Miejsce piękne z kolorową rzeczką po jednej stronie, a jeziorem po drugiej. Na wprost hotel?
A gdzie monastyr rodzi się pytanie?
Gdzie? Przecież wszędzie to zona tylko turystyczna.
Idziemy dalej i pojawia się wejście na dziedziniec monastyru, którego dzielnie strzegą piękne kolorowe pawie. Zresztą są wszędzie na drzewach, dachu cerkwi czy nawet kolektorze słonecznym.
Dziedziniec sympatyczny, na szczęście o tej porze roku wymarły, niestety wejście do malutkiego monasturku płatne – 100 dinarów (7 zł) – to troszkę mnie odrzuciło – miałam emocje na komercję tego miejsca, a może do łączenia wysokiej wibracji z biznesem?
Pospacerowaliśmy po dziedzińcu i po wewnętrznych negocjacjach zdecydowaliśmy się na wejście do środka.
I tutaj pojawiła się niespodzianka, Pan sprzedający bilety skasował nas po 50 (3,5 zł) – jak Macedończyków. Weszliśmy do środka i zaniemówiliśmy.
W tym otaczającym biznesie turystycznym nie spodziewaliśmy się takiej energii, tak wysokiej wibracji.
Jakiś cud.
W środku było zimno, leciała cerkiewna muzyka, przy tym poziomie energii temperatura była dla nas nieważna. Usiedliśmy w ławeczkach i zaczęliśmy kontemplować, muzyka ją wzmagała, a Neum miało się wrażenie, że dalej żyje i naucza.
Magia, która rozgrywała się w nas.
Mnie trochę dopadały emocje, które rozpoczęły się na zewnątrz, czyli czy można łączyć wysoką wibrację miejsca i niską komercyjną otoczenia.
Pieniądze to zmaterializowana forma energii, na co wydajesz to ważne dla Ciebie. Wydawaj świadomie. Na razie nie jesteś gotowa żyć bez nich.
Tak, tak dziękuję wiem i w 90% staram się tego trzymać kupując nie to co najtańsze, ale to co czuję i od kogo czuję.
Kup bębenek i graj na nim – usłyszałam znowu.
Fakt jak szliśmy wpadł mi w oczy ni bębenek, ni tamburyno, ale od razu kupować?
No dobrze kupię – odpowiedziałam pokornie.
Zanurzyłam się w medytacji, umysł stał a cały pogrążony w lekkości.
Tylko tu i teraz, a może już pustka.
Takie miejsce otoczone taką komercją, jak to możliwe?
Możliwe……… trzeba zachować siebie bez względu na okoliczności, bez przymusu zmiany otoczenia.
Promieniować swoim światłem dla tych co tego chcą.
No właśnie, właśnie……..
Uwalniam się od przymusu zmiany otoczenia, niezależnie jakie jest.
No tak – powiedziałam prawie na głos i otworzyłam oczy w świecie tutaj na ziemi.
W cerkwi nie było nikogo, na zewnątrz zaczęło padać.
Dziś bębenka już nie kupię, jednak z radością zawitam tutaj znowu jutro, znowu odwiedzę to cudowne, bardzo wysoko wibracyjne miejsce, przy okazji robiąc zakup na straganie.
Podziękowaliśmy Panu opiekującemu się monastyrkiem i pojechaliśmy na upatrzoną wcześniej polankę z widokiem na jezioro.
Rano, a bardziej już popołudniu dnia następnego znów podążyliśmy do świętego Neuma, padało było zimno ok. 8 stopni. Bębenka nie dojrzałam na straganach, zapewne nie przyjechał – pomyślałam.
Choć to dziwne, bo straganów już coraz więcej, od 1 kwietnia otwierają nawet hotel.
Pan kasujący wstęp do monastyrku popatrzył na nas dziwnie – gdy chcieliśmy płacić.
– Za co? – zapytał
– Za wejście – odpowiedzieliśmy
Ku naszej radości i kolejnemu zaskoczeniu wpuścił nas za darmo.
Usiedliśmy poddając się ciszy, potem muzyce (znowu leciała), i….. padającemu deszczowi, czy gadającym pawiom. Zanurzyliśmy w czymś co jest i nie jest równocześnie. Pozwoliliśmy sobie być, trwać. W pewnym momencie zrobiło mi się zimno – bo przecież siedzieć tyle czasu w bezruchu, w takiej temperaturze to „musi” być zimno. Zaczęłam to obserwować, rozluźniać i całe napięcie ustępowało, a wraz z nim robiło się ciepło.
I znowu można było trwać i trwać, napełniać się miejscem i jego informacją.
Żyj swoim życiem, nie popadaj pod żadne schematy, religie, bądź wolna – słychać było z przestrzeni.
Muzyka grała, deszcz wybijał rytm, a pawie destabilizując to swoim gadaniem – dodawały radości, a między tym Neum jak ponad 1000 lat temu nauczał.
Wyszliśmy z cerkwi, jednak przy wejściu czekała nas niespodzianka wspaniały prezent od Pana biletowego – płyta z muzyką cerkiewną, która leci w cerkwi.
Czyż nie cuda, cuda Neuma który już uczy nas materializować, to co dla nas ważne.
A gdy wychodziliśmy bębenek się znalazł, okazał się potężny, a zawiera w sobie dzikość i radość.
Energii które są bardzo moje i był potrzebny mu przyjaciel w swobodnym ich wyrażaniu.
Dziękuję Neumie za podpowiedź, dziękujemy za cudowny czas, cudowne 2 spotkania, pozostaniesz wraz z całym miejscem i ludźmi w naszym sercu, a Twoje nauki będziemy wcielać w życie TERAZ.
I znowu pojechaliśmy na naszą gościnną polankę, aby przy przy padającym o landrynkę deszczu, poddać się dalszej medytacji.
A zobaczcie jaka była nasza polanka o świcie
Thermopile wiecej niż można sobie wyobrazić
Thermopile więcej niż można sobie wyobrazić 22-24 marzec 2015
Targ okazał się pożegnaniem z Peloponezem, wszechświat pokierował tak, że pojechaliśmy autostradą do Koryntu, żegnając się z Peloponezem nagle i niepodziewanie.
Po drodze jak przy wyjeździe z miejsc dla nas przyjaznych i wjechaniu w intensywną cywilizację, nie obyło się bez emocji, np. Bartek miał żal , że nie zjadł kolejnych tzatzików w restauracji koło Jaskini (2-3 km), przeradzało się to wszystko w napięcie, w emocje (uwiązane energie). Pokazało to, że jeszcze jesteśmy za mało elastyczni przy zmianach.
Pozwalam sobie na elastyczność zmian energii
Pokazało również, że pragnienia nie tylko zaniżają nasze wibracje, ale powodują, że bardzo często nie idziemy po swojej drodze. Bo ktoś rozbuchał nasze pragnienia.
Dzisiejszy biznes robi to znakomicie, pokazując, że będziesz szczęśliwy, gdy, gdy, gdy………, to gdy nie ma końca bo przecież biznes musi się kręcić. A najprostszym marketingiem jest bazowanie na lękach i pragnieniach innych.
Tylko dlaczego?
Czy nie potrafimy wyzwolić się z pragnień?
Dlaczego to takie trudne?
Gdzie klucz do pragnień?
A może to klucz w energii seksualnej?
Pytania na które nie znamy odpowiedzi.
I tak dojechaliśmy do Thermopoli – miasteczka znanego z bitwy po Termopilami ok V .p.n.e, jednak my przyjechaliśmy do termalnych źródeł polecanych przez rumuńskich Niemców.
Przywitał nas piękny wodospad i polana do zatrzymania, na której już mieszkało parę kamperów.
Woda ok. 40 stopni, wypływająca z okolicznych skał, przeradzająca się momentami w termalną rzekę. Bardzo lubimy takie miejsca, jednak takiej siły termalnej wody nigdy nie widzieliśmy. A może wszędzie już się dała ujarzmić?
Thermopile wg. mitologii zostały stworzone przez Hefastosa, po wniosku Ateny, aby Herkules mógł kąpać się w nich, a tym samym odzyskać siły swojego ciała.
Charakterystyka: hipotoniczny przegrzana Cl Na- K HS-Br-CO2, lekko radioaktywna woda lecznicza.
Wskazania do stosowania: reumatyzm, schorzenia ginekologiczne i dolegliwości z nerwów obwodowych.
I my tym samym co Herkules prosiliśmy Boga o odbudowanie naszych ciał oddając się jej w objęcia.
Najpierw kapaliśmy się przy wodospadach,
by potem kąpać się w zagłębieniach termalnej rzeczki, a potem w jeziorku z gejzerkami (3-4 km w stronę Lamii) by ostatniego dnia razem z radosnymi Koreańczykami (60-70 lat) zanurzyć w maleńkim jeziorku, dającemu początek rzeczce.
Woda odmywała wszystko co niepotrzebne, rozluźniała ciało pomagając wyjść starym napięciom.
Podstawowy program, który ujawnił się w Thermopolach to ŁASKA, tak – ileż razy słyszeliśmy o bożej łasce, a ileż razy tą łaskę robimy sobie? Nie wspominając innych? Łaska Boża jest czymś pozytywnym, ale jednak nasza ludzka łaska robi nam wiele krzywdy.
Temat pokazał się już w Gruzji, gdy przyjechała Bartka mama i moja ciocia.
Moja ciocia zaczęła w emocjach, praktycznie robić mi łaskę o to, że przyjechała, i o to,że dała się zaprosić.
Ja nie chciałam przyjechać, mówiłam – że nie chcę – napominała.
Tak – wielka łaska, że przyjechała, że dała się zaprosić.
To świat w którym wyrosłam, żyłam, świat w którym każdy mi robił o łaskę o to co robi, mimo że tego chciał.
Bo moja ciocia przecież bardzo chciała przyjechać do Gruzji.
Uwalniam się od robienia łaski sobie i innym, pozwalam sobie jasno i stanowczo mówić co chcę, przede wszystkim wobec siebie.
Pozwalam sobie żyć bez ludźkiej łaski.
I tak w kolejnym źródełku obmywaliśmy kolejne programy, cieszyliśmy się miejscem, spotkanymi ludźmi.
Jeden Niemiec z bardzo wypasionego kampera-ciężarówki opowiadał nam, że 4 lata podróżuje – od śmierci żony.
Jego horyzonty się poszerzyły, a on jest zdecydowanie szczęśliwszy niż kiedyś. Dom zamienił na kampera i może mieć lato w zimie i kąpać się w ciepłych źródłach. Trochę mu brakuje partnerki, ale i tak jest dobrze.
Świat ludzi, którzy mieli odwagę powiedzieć – chcę inaczej. Szczególnie teraz przed sezonem i w kraju który nie należy do tanich.
Tak cena ma znaczenie, gdyż większość jak już decyduje się na zmianę, nie jedzie gdzie chce, ale tam gdzie tanio.
Wybieram to co chcę bez względu na cenę.
I znów kolejne źródełko, którego malutkie dżakuzowate bombelki pod nim robiły delikatny hydromasaż, obmywając ciepłą wodą, dodając światła, siły i energii.
I to wszystko za darmo.
Ostatniego wieczoru w zakolu rzeczki ustawiliśmy świeczki, w oparciu o skałę z przestrzenią zieleni, mała ciepła rzeczka, czerń nocy i my.
My którzy pozwalamy, aby zawarł się w nas cały wszechświat, magia wieczoru. Coś o czym chyba nigdy nawet nie śniłam, nie marzyłam.
Właśnie gdy otwieramy się na siebie i wszechświat – dostajemy więcej – niż możemy sobie wyobrazić.
Pozwalam sobie dostawać więcej niż chcę, pozwalam aby wszechświat był hojny dla mnie.
Do tego nasz kolega pies, który spał 10 metrów od samochodu, ciesząc się ze spacerów z nami. Jedzenia nie chciał (specjalnie pojechaliśmy do sklepu po karmę) po prostu był, jak anioł, przewodnik po tutejszym świecie nie oczekując nic w zamian.
Gdy wyjeżdżaliśmy, żegnała nas grupa radosnych 60-70 letnich Koreańczyków, który z braku strojów kąpielowych w ubraniach wskoczyli do wody, dając jej niesamowite pokłady szczerej radości,
oraz drapieżniki, które jak w szpalerze siedziały na drzewach, mówiąc – dziękujemy za odwiedziny, zapraszamy znów.
Termopole jak i termalna jaskinia pozostaną głęboko w naszym sercu, i jak będziemy w pobliżu na pewno zerkniemy. Nie myślałam, że takie miejsce są możliwe jeszcze w Europie, woda w pełnym przepływie, zawsze czysta, świeża, żywa, bez sanepidów, chlorowanych, ozonowanych basenów z raz na tydzień wymienianą wodą termalną.
Dziękujemy za ten kolejny magiczny czas. Zdjęcia w ogóle nie oddają magii miejsca, z uwagi na brak słońca.
Dojazd do źródeł :
Niedaleko muzeum historycznego, ok. 500 metrów po drugiej stronie drogi, zjazd obok nieczynnej stacji bęzynowej. Praktycznie to już przy muzeum można wypatrzyć maleńką rzeczkę.
Dojazd do jeziorka z gejzerkami, których chyba każdy ma inny skład, co widać po kolorze kamieni na dnie: ok 3-4 km w stronę Lamii, zwykłą drogą i przy tabliczce – jak poniżej na foto – w lewo.
Czas jednak zmierzać na północ, właśnie dostaliśmy wiadomość, że paszporty z rosyjską wizą czekają w agencji Wadi (Wadi zawsze robi nam wizy do Rosji, nie było nigdy problemów polecamy) Ok. 7-10 kwietnia zamierzamy być w Bielsku parę dni. Mamy nadzieję, że z wieloma z Was uda nam się spotkać.
Na razie zmierzamy w kierunku Macedonii, gdyż pogoda nie chce nam pokazać pięknych greckich gór, a może w tym czasie mieliśmy doświadczać czegoś innego….???
Kolejne zadziwianie wszechświata – dzikie rośliny
Dzikie zbieranie, oraz wieczór przy kominku w kamperze i niedzielny targ 21-22 marca 2015
Wszechświat cały czas mnie zadziwia.
Już mieliśmy wyjeżdżać z naszej gościnnej jaskini, gdy przyjechał maleńki samochodzik z sympatycznym kierowcom i jego psem. Poza tym jego dach był oszklony i otwierany. Moje marzenie i zadanie dla Bartka. Po oglądnięciu naszych domków Nikolas stwierdził, że też już jakiś czas jest w drodze.
Latem pracuje jako kucharz na greckich wyspach, a w pozostałe okresy czasu jest w drodze swoim pięknym autkiem. Poza tym świetnie się zna nie tylko na gotowaniu, ale i na dzikich roślinach jadalnych, których ponoć w Grecji je się sporo.
I tak od słowa do słowa pojechaliśmy do lasu i zaczęła się zabawa, przede wszystkim w zbieranie dzikich szparagów, wspaniałych na surowo również.
Grecy gotują je krótko, a potem smażą najczęściej z jajkiem.
Zbieranie szparagów to jak chodzenie za grzybami,
Oooo jest, jest …
Ile radości w kontakcie z przyrodą z dobrym przewodnikiem, którego duchy miejsca od razu przyjmują i pokazują mu co najlepsze.
Poza tym Nikolas pokazywał nam inne rośliny, zobaczcie je, ale nazwy nie pamiętam.
A na wieczór Magda ze swoim partnerem zaprosili nas do kampera, na wieczorek przy kominku.
W drodze jak w domu.
Marzenie nierealne dla wielu, a jednak życie pokazuje, że tylko trzeba trochę odwagi, a wszechświat pomoże.
I już żegnaliśmy się z miejscem, już mieliśmy z niego odjeżdżać, a ono zatrzymało nas na dłużej dając niesamowite dary : poznania dzikich roślin, jak i pobycia we wspólnej przestrzeni z ludźmi, z którymi każdy gdzieś przenikał się nawzajem, tworząc jedność i ucząc od siebie.
Była sobota, przyjeżdżali miejscowi kąpać się, przywożąc nawet swoje sprzęty do przechodzenia przez zamknięta bramę. Mówili, że od wieków źródło było ich własnością, a teraz ktoś wymyślił, że jest jego własnością i zabrania innym dostępu. Podobnie jak u nas chcieliby z lasami.
Dlaczego przyroda musi mieć właściciela? Dlatego chcemy zarabiać na tym co boskie?
Poza tym dowiedzieliśmy się, że w miejscowości Kovanaki jest niedzielny targ. To 30 km od nas, i trochę z umysłu, albo starego systemu podróżowania pojechaliśmy do Konavaki, pożegnawszy nasze cudowne miejsce, nasze źródełko, polankę i tych ludzi, za ten czas który był cudowny w tym miejscu i w tym czasie.
Czasami chce się aby trwał zawsze. Żeby nie zmieniać w tym nic. Tylko czy byłaby to wolność?
Pozwalam sobie na energię magii na co dzień, pozwalając sobie na elastyczne zmiany,
Targ ………. bez rewelacji, jednak dzikich roślin było sporo, widać, że je jedzą. Zazwyczaj gotują je krótko ze solą, a potem polewają oliwą i cytryną.
Dla mnie bez rewelacji, tym bardziej, że większosć zbieranych przez nich roślin ma sporo goryczki w sobie.
Dobrze do tego dodać czosnek i jajko – jak mówił Nikolas.
Były oczywiście szparagi, pomarańcze, jabłka, wino, miody, jeden stragan z oliwkami i olejem.
W Grecji bardzo nie podoba mi się to, że zazwyczaj jest wszystko szczelnie zapakowane i nie można przed zakupem spróbować. Jakieś dziwne dla mnie.
Bartek przyjechał przyjechał do Grecji po oliwę i oliwki w ziołach. Niestety teraz gdy nie ma turystów oliwki nawet w słynnej Kalamacie są jednego rodzaju i bez ziół, a olej…….. może i robiony na zimno ………..
Mamy porównanie z Marokiem, gdzie 2 lata temu przy nas wytłoczono olej i jest to całkowicie coś innego. Ja osobiście do spróbowania marokańskiego oleju, nie lubiłam oleju z oliwek, miał coś w sobie, co mi nie smakowało. Marokański był przepyszny, lekko gorzki bez ługowania, pełny aromatu i smaku, mocno mętny.
A teraz – ten grecki – znowu ma ten sam smak, co pamiętam z Włoch. Może są jakieś małe ręczne fabryczki, jednak chyba otwierane dopiero w sezonie.
Zresztą jaka jest technologia produkcji, że z gorzkich bardzo gorzkich oliwek produkuje się od razu słodki olej? Jak ługuje go się w procesie produkcji? Może ktoś wie?
Jak zwykle co innego świat normalnego życia danego kraju, a co innego świat dla turystów.
Bartek jest trochę rozczarowany greckim jedzeniem, ale miejmy świadomość, że to Europa i tutaj może i można znaleźć czasem coś fajnego, ale tylko od święta.
Pół roku w Azji troszkę nas rozpieściło.