NOCLEGI

now browsing by category

 

Stadko koni do tuleniać

Stadko koni Okliny 12-28 grudzień 2015

 

 

 

 

Jest takie miejsce w Polsce gdzie konie zachowują się prawie jak koty.

Same podchodzą do człowieka i ufnie się łaszą aby je głaskać, drapać. Można być pewnym ich zachowania, czuć się przy nich swobodnie, bezpiecznie, można się do nich tulić i otrzymywać noski. Co powoduje takie niezwykłe zachowanie? Przyczyna jest prosta – nikt od nich nic nie wymaga – to konie dla towarzystwa, żyjące cały rok na swobodnym wybiegu.

Jest ich dziewięć, stanowią integralną część tego siedliska wraz z agroturystyką prowadzoną przez Berenikę. To że nikt nie zmusza ich do pracy i nie jeździ na nich wierzchem zapoczątkowało w tym miejscu nową relację człowieka i konia.

 

 

 

 

Berenika niegdyś prowadziła prężną stajnię pełną koni i atrakcji dla jeźdźców.

Uczyła tajników sztuki jazdy wierzchem. Po latach jednak zauważyła bezpośrednie przełożenie formy użytkowania konia na jego charakter , poziom znerwicowania. Obecnie tym stadku czuje się spokój , łagodność, wolę partnerskiego ciekawego kontaktu z człowiekiem, dotyczy to także pięciu psów i czterech kotów chodzących wolno pomiędzy nogami rumaków. Jest hierarchia, ale psy dają noski kotom, które teraz zimą najczęściej śpią snem zimowym nie przejmując się przechodzącym psim towarzystwem.

 

 

 

 

To że konie są swobodnie puszczone na olbrzymim wybiegu ( rzadko go zwiedzają do końca – na tym 20 hektarowym ranczu) wcale nie znaczy że nie mają schronienia. Do dyspozycji pozostaje zawsze otwarta stajnia w czasie gdy aura jest dokuczliwa. Przy tak spokojnym rytmie życia jedzą tylko trawę, a teraz w zimie dodatkowo zgromadzone siano.

 

Berenika jest prekursorką idącą dalej w postrzeganiu formy kontaktu konia i człowieka ( po tym jak zakończyła ogólno obowiązującą komercyjną formę prowadzenia stadniny).

 

 

 

 

Kto chce się poprzytulać do koni, lub po prostu pobyć sobie z dużymi ufnymi i łagodnymi zwierzętami zapraszamy do domu Bereniki ( pokoje na wynajem w nowym domu z surowego drewna i stuletni tradycyjny gliniany suwalski dom – czynne cały rok). Możemy być świadkami rodzącej się filozofii równości i współżycia, możemy sami ten proces wesprzeć przyjeżdżając tu na wakacje ( i mając wyrozumienie że w czasie wiosennych i jesiennych ulew może być nieco miękko pod kołami na drodze dojazdowej).

 

W tym miejscu serce rośnie , mamy nadzieję że to nie jest odosobniony przypadek na świecie i zapoczątkują one nową świadomość w relacji pomiędzy człowiekiem a otaczającą go przyrodą.

 

Raz jeszcze o stadku. Są w śród nich takie "szczególnej troski ", znalazły tu swój dom. Pierwsza to klacz o imieniu Kuku (zmodyfikowane teraz do Koko). Miałem przyjemność wykonać jej coś na kształt masażu misami. Jej ruchomość jest ograniczona, często zalega na łące i nie może się podnieść. Moje zabiegi przyjęła spokojnie, wręcz z zadowoleniem. Misa miała dużo miejsca na ciele, a klacz wibracje i poświęconą jej uwagę przyjmowała chętnie za każdym razem. Drugi to piesek Koleś, potrącony przez auto napędza swoimi przednimi łapkami resztę ciała położoną na wózku inwalidzkim! Z wielką radością cieszący się na spotkanie z człowiekiem. Można się od nich uczyć woli życia, radości i siły

 

 

 

Fajnie było w tę chłodne dni wsuwać palce w suchą i ciepłą sierść końską. Zaskoczeniem też był jej zapach pozbawiony ostrej woni obornika i stajni. Konie trzymane na całorocznym wybiegu pachną bardziej trawą.

 

Jest w takim postępowaniu jakąś magia, ponieważ otwierają się nowe bramy do kontaktu ze światem zwierząt. Dziś jeszcze oparte o stadne zachowania dominacji i tworzenia hierarchii. A w przyszłości zapewne na wspólnym byciu. Przykład musi iść jednak od człowieka, jako istoty najwyżej wibracyjnej, i to on pierwszy musi w oparciu o niezwykłą własną świadomość zrezygnować z tworzenia hierarchii w swoim "stadku"- z czasem zwierzęta zaczną go naśladować – tak jak teraz też go naśladują.

Strona stadniny – nazwa stara, może czas na inną www.okliny.info

Pożegnanie z Rosją, w kierunku Polski

W kierunku Polski, niesamowita gościna Litwy 8-10 grudnia 2015

 

 

Żal nam by żegnać Rosję, nie wiedzieć czego szukaliśmy w miasteczkach, sklepach chcąc nacieszyć się jeszcze jej energią.

Załatwimy co mamy załatwić i szybko wrócimy, pojedziemy do Karelii, może i też fińskiej.

 

Pozwalam się prowadzić

 

Jednak doskonale wiemy, że gdy idzie się za energią obiecywanie, że się wróci jest tylko uwiązaniem energii, niczym więcej.

Jednak rodził się żal, tęsknota, tak wielka, że gdy przyjechaliśmy na granicę okazało się, że jest zamknięta.

Tak zamknięta, bo……… nie ma prozaicznie ………….prądu.

Na szczęście za kilka godzin go włączyli i po 6 godzinach czekania na granicy powitała nas Łotwa w imieniu Unii Europejskiej.

Spokojnie pustymi drogami dojechaliśmy na Litwę, gdzie przy barze nad jeziorkiem ulokowaliśmy się do snu.

Rano poszliśmy do baru na kawę, po pierwsze, aby w ten sposób podziękować za nocleg, a po drugie przywitać się z Litwą. Trafiliśmy na przemiłą Panią, która ma campera w Hiszpanii, gdzie spędza całą zimę. Rozmów nie było końca.

Potem zatrzymała nas Udena, na targu mieliśmy okazję zakupić rarytas litewski czyli ser jabłkowy, przepis tutaj może kogoś zainspiruje http://www.greenmorning.pl/ser-jablkowy/

Z serem wynikła śmieszna sytuacja, bo Bartek zrobił duży gryz w kupiony ser, przerażone Panie poinformowały go, że kroi się go na cieniutkie kawałeczki i je z serem czy z twarogiem.

Jak można tylko konsumować rarytasy.

 

Uwalniam się o przymusu jedzenia czegoś z czym

 

Jem to na co mam ochotę

 

Od jakiegoś czasu słychać było szurający klocek hamulcowy, pojechaliśmy w miasteczku do mechanika, chcąc go wymienić. Wymiana okazała się niemożliwa, gdyż zapiekł się jeden tłoczek w zacisku. Naprawa polegała więc na wyjęciu klocków, odkręceniu z zacisku i zaślepieniu wężyka hamulcowego. Od teraz Landrynka hamuje trzema kołami – równie sprawnie.

Przemiły Pan nie tylko wykonał usługę za darmo, ugościł nas kawą, to jeszcze poznał z mieszkającym w Udenie Polakiem, który bardzo chciał zaprosić do siebie.

Wszystko znów stało się magiczne, fakt krajobraz za oknem przypominam wczesną wiosnę, taką już bez śniegu i dodatkowo jeszcze bez słońca, jednak duchy miejsca okazywały niesamowitą gościnę.

Potem już Kowno, gdzie mimo że na głównej ulicy jak się później okazało są dwie restauracje wegetariańskie, nas zaprosił bar w bramie, można rzec spelunka, gdzie bardzo pełna energii Pani zrobiła nam pyszne świeże placki ziemniaczane i sama od siebie do jednej porcji dała dwa widelce, a sąsiadom obok, którzy wyszli właśnie na papierosa przykryła placki talerzykiem z góry, aby im nie stygły.

Czułam się zadbana jak w gościach u serdecznej cioci.

Potem już z umysłu weszliśmy dla porównania do wegetariańskiej, ludzie z małą ilością energii, zmęczeni tym, że muszą pracować. Wzięliśmy zupę, oczywiście chłodna, była tylko jedna łyżka, zupa bardzo smaczna, ale z małą ilością energii.

Często mam wrażenie, że spokój osób pracujących nad sobą jest utożsamiany z małą ilością u nich energii.

Wysoka energia i wysoka wibracja to nie to samo.

 

Uwalniam się od przekonania, że spokój to wyparcie energii, że w wysokiej energii jest niepokój

 

Pozwalam sobie na wysoki poziom energii , spokoju i wysokiej wibracji.

 

A Kowno, sympatyczne miasteczko, jak to mówimy no fajne.

 

I tak, krok za krokiem, żegnając na koniec bardzo gościnną Litwę w czwartek wieczorem, wjechaliśmy do Polski.

 

O pierwszych wrażeniach, może później ….

 

Wola życia kolejne przeslanie lamy z Iwołgińskiego datzanu

 

Wola życia kolejne przesłanie lamy 3-5 listopada 2015

 

 

 

 

Długo nie mogłam tego tekstu napisać, gdyż zauważyłam, że pewne energie chcę jak najdłużej trzymać, pamiętając o nich. Bo przecież pisanie po czasie to wejście znowu w tę energię. Takie trzymanie dłużej tego co najbardziej cenne.

Nie przepuszczenie tego, a zatrzymywanie, ale zatrzymywanie to brak otwartości w pełni na nowe.

 

Uwalniam się od zatrzymywania przyjemnych momentów życia

 

Przepuszczam przez siebie energię w danym momencie i z radością idę w nowe, będąc tu i teraz

 

Tak, tak….. w energii miejsca, i tu i teraz pisanie idzie najlepiej i najpłynniej. Jest najpełniejszym oddaniem tego co jest.

A Iwołgińsk powitał nas znów uroczyście, kolejny raz, przyjechaliśmy ponownie na święto (święta są tutaj 8 razy w roku szczegóły na stronie http://etegelov.ru/dni-poclonenia). Tym razem było to święto Wielka Churału Lhabab Duysen (Tybet Święto Świateł) obchodzone jest w 22th dnia, dziewiątego miesiąca kalendarza księżycowego (październik – listopad), a poświęcone jest zstąpieniem Buddy Siakjamuniego z nieba Tusita dla jego ostatniego odrodzenia na ziemi. Według legendy, przed zysku w zeszłym ziemskie wcielenie Buddy Siakjamuni był w niebie Tushita (SK nieba radości.) – Obszar, gdzie jest radość i satysfakcja, i żyć bodhisattwa, który wejdzie do świata mężczyzn w stanie Buddów. Pozostając w sferze bodhisattwy szczęśliwych bogów, Budda Siakjamuni sobie sprawę, że musi wziąć odrodzenie wśród ostatnich ludzi na świecie w obrazie Siddhartha Gautama Księcia. Decyzja Buddy znaleźć ostatnie ziemskie wcielenie, i otworzyć całą "ścieżkę Buddy" – głównej idei tej uroczystości. W tym dniu w okolicach skroni zapalone lampy i prowadzone nabożeństwach (khurals), którzy ukończyli uroczystej procesji.

Lama Itigełow tak jak miesiąc temu siedział w głównym datzanie i rękami innego mnicha błogosławił pielgrzymów. Ludzi niewiele – zapewne śliskie drogi zrobiły swoje. Do tego w datzanie była msza. Na zewnątrz zadymka śnieżna – zima, a wewnątrz ciepło i buddyjskie śpiewy.

 

 

 

Gdzie jesteśmy?

Burjacja, Rosja – czy na Pewno?

Czy może przenieśliśmy się w przestrzeni do Tybetu?

W sumie to przecież niedaleko ok. 2000 km, tak blisko przy tych wszystkich kilometrach, które przejechaliśmy. Gdyby Chiny otwarte były na turystykę samochodowa, na pewno potraktowaliśmy to jako zaproszenie, a tak…… Choć może to tylko nasza upartość.

Najpierw zostajemy praktycznie wepchnięci, błogosławieństwo lamy. Uspokajam moje emocje powstałe podczas jazdy lodową drogą. Ile lęki zabierają nam energii……

Jak przestać się bać, gdzieś kołacze pytanie?

– Wola życia – słyszę gdzieś w przestrzeni – Ty decydujesz o swoim życiu.

Tak, tak…. kołacze się jeszcze w emocji moje ciało, dobrze się to wszystko mówi, jednak w momentach gdy emocje biorą górę, niełatwo mi obserwować siebie, wręcz stapiam się z tym przed czym się bronię. A to przed czym się bronię zgodnie z prawami wszechświata napiera i tworzy się błędne koło.

Przecież wiem, że jazda śliską czy nie śliską drogą nie ma nic wspólnego z bezpieczeństwem. Umysł wie, a ciało reaguje.

Pozwalam sobie przyjrzeć się moim lękom i je rozpuścić

 

– Wyraź wolę życia tutaj na ziemi.

 

Tak, wola życia, taki banalny można rzec temat, wszystko rozpatrywałam w kierunku świadomości, jednak tego nigdy. Zaufać sobie, Bogu wszechświatowi i wyrazić jasno wolę życia i……

Stapiam się z energią buddyjskiego święta, kilkudziesięciu mnichów modli się razem, a lama patrzy na nich z góry. Właśnie religie, a może cały schemat życia ma to do siebie, że ktoś jest wyżej – ktoś niżej, nie ma jedności, jest hierarchia.

 

Uwalniam się od przymusu hierarchii w moim życiu

 

Żyje w jedności z innymi ludźmi bez separacji

 

Obok jakąś spóźniona mongolską wycieczka swoim zwyczajem pcha się, nie wiedzieć po co i na co – są tylko oni – ok 15 osób. Przypadkiem stoimy obok mnicha wiążącego supełki na szarfach – jego też szturmują ryjąc się przy okazji na nas. Bartek ma ubaw lekko popychając skrajnego mężczyznę i wywołując efekt kołysania się kolejnych sześciu osób. Obraz kolein życia, zachowania…..

Jestem jednością z nimi, nie ma separacji.

Siadamy na ławeczce podchodzi do nas jeden z mnichów jak się okazuje student, który przyjechał z Chin.

Rozmawiamy o praktykach duchowych, głodówkach na mokro, sucho.

Jedno co nas zaskakuje to to, że często mówi o niebezpieczeństwie tych praktyk.

Jasne, gdy nie słucha się ciała każda praktyka jest niebezpieczna, ale chyba całe życie robi się niebezpieczne wtedy, więc……

Może religie za bardzo próbują wziąć odpowiedzialność za innych, ograniczając w ten sposób wolność.

Takie pozornie dobre intencje, chroniące jednych, ograniczały drugich. Przykład na to, że nie ma idealnego rozwiązania.

Nabożeństwo się kończy, powoli mnisi przygotowują przeprowadzkę lamy Itigelowa do jego datzanu i proszą nas o opuszczenie datzanu. W związku z tym, że w datzanie porusza się po kole, a my siedzimy po lewej stronie od wyjścia. Mamy okazję jeszcze raz przejść koło lamy, otrzymać jeszcze jedno błogosławieństwo.

Niesamowity dzień, z jednej strony pełen emocji, z drugiej magii.

Choć jeszcze się nie skończył i za jakąś czas gdy wszyscy Pielgrzymi opuścili datzan, wyszła procesja mnichów razem z lamą Itigelowem.

Śnieg, mróz, ciemno, buddyści, kolorowi mnisi, bębny, piszczałki, talerze, lampy….

Tybet, Tybet dźwięczało w głowie. Wspomnienia z bardzo odległej przeszłości tak dalekie, a tak bliskie, a przy tym bardzo przyjemne. Jakaś część buddyjskiej duszy śpiewała z radości, uwalniając to wszystko co nauczyła się kiedyś na swojej drodze.

 

 

 

 

Bo właśnie to, że była buddyjska nie znaczy, że poziom jej świadomości był wyższy niż dziś.

Przez następne dwa dni obserwowaliśmy mnichów kręcąc się po datzanach, z jednym medytowaliśmy w cudowny sposób przez chyba ponad godzinę, a z innym rozmawialiśmy jak z totalnie nieświadomą osobą.

 

Uwalniam się od przekonania, że jak ktoś jest mnichem, zakonnikiem, księdzem…… to musi mieć wyższa świadomość niż ja….

 

Iwołgińsk pokazywał nam się w pełnym słońcu, we wczesnej zimowej odsłonie. Nie spaliśmy jak kiedyś przy źrodełku, ale przy bocznej bramie klasztoru. Rankiem w miejscu naszego nocnego postoju w ogrodzeniu datzanu wycięto kilkumetrową dziurę pod nowy kiosk, a nam tym samym na kolejną noc otworzono przestrzeń energii klasztoru.

Niesamowite, że wszystko działo się właśnie w tym czasie.

 

 

 

 

W kapliczce przy źródełku – gdzie wcześniej spaliśmy dałam kwiaty i zdjęcie Itigelowa robiąc coś w rodzaju ołtarzyka, takie drobne podziękowanie za te niesamowite noclegi tutaj.

 

 

 

Trzeciego dnia gdy już mieliśmy odjeżdżać poszliśmy kupić bilety na wizytę do lamy – aby się pożegnać. Młoda dziewczyna, obsługująca straganik z pamiątkami w głównym datzanie – od jakiegoś czasu poznawała nas, a gdy usłyszała, że jedziemy w kierunku Europy pobiegła na zaplecze, przyniosła ciasteczka i mleko w kartoniku.

– Taki drobny prezent, symbol aby drogi były białe, czyste – powiedziała pokazując na mleko.

Prezent od lamy dany jej rękami. Niesamowite, właśnie mleko jako symbol bezpiecznych dróg, w tym momencie kiedy tyle emocji kosztują mnie te lodowe drogi.

– Dziękuję bardzo.

 

 

 

 

A lama, jak to lama dał nam kolejną lekcję przy naszym pożegnaniu…..

Nie dość, że uczekaliśmy się na mrozie i wietrze ponad godzinę, to wprowadził nas razem z grupą mongolek do datzanu mnich, który cały czas rozmawiał przez telefon, podpędzał, a gdy jeszcze nie wyszliśmy – weszło trzech Rosjan z innym mnichem, którzy zaczęli się modlić – medytować.

Nas wyproszono.

Mongołki były wściekłe, mi też jakoś przykro się zrobiło.

Tak, dać pieniądze i s……. bo są inni uprzywilejowani…

Pojawiała się złość, przykrość, obraża…..

 

 

 

 

Tyle dobra zaznałam w czasie tego i nie tylko tego pobytu, a jakieś mało świadome zachowanie innych powoduje zaniżenie mojej energii, a przecież zgodnie z intencją poszliśmy lamie powiedzieć tylko dowidzenia na fizycznym planie. Bo na duchowym jesteśmy połączeni bez konieczności kontaktu fizycznego i pożegnań.

 

Zachowania ludzi o niższym poziomie świadomości nie mają na mnie wpływu.

 

I tak kolejny raz z kolejnymi lekcjami odjeżdżaliśmy z tego cudownego miejsca. Może tu kiedyś wrócimy, może nie, jednak na zawsze pozostanie częścią nas.

Pełni wdzięczności udaliśmy się do Ułan Ude już po czarnym asfalcie.

Nasze poprzednie wizyty u lamy

Pierwsza: http://brygidaibartek.pl/wyjdz-poza-przeslanie-lamy-itigelow/

Druga: http://brygidaibartek.pl/z-kolejna-pielgrzymka-do-lamy-itigeowa/

Trzecia: http://brygidaibartek.pl/z-kolejna-pielgrzymka-do-lamy-itigeowa/

 

 

 

Mongolia żegnała nas w przestrzeni jedności serca

Pożegnanie z Mongolią w przestrzeni serca 1-2 listopada 2015

 

 

 

Czy lubimy się z nią żegnać???

Chyba dlatego pożegnania się długie, jak kolejki na granicy.

A z klasztoru pojechaliśmy w kierunku Darhanu z planem, ( a może bez planu), aby przekroczyć granicę.

Po ostatnich paru dniach emocji czułam się zmęczona, Bartek jednak bardzo chciał w nocy wyjechać z Mongolii.

Gdy mijaliśmy jedno z naszych „ulubionych” noclegowych miejsc (ok. 40 km od granicy) , pojawiła się nutka tęsknoty za snem, no ale może czas wyjeżdżać, fakt granica potrzebuje energii, ale …..

Pomachaliśmy naszemu miejscu i ……..

Jakieś 2-3 km dalej Bartek stwierdził:

– Wiesz może jednak masz rację prześpijmy się, a jutro pojedziemy na granicę.

Ile zrobiło mi to radości, znaleźliśmy nasze ulubione drzewo i ulokowaliśmy się do snu.

 

 

 

Spaliśmy twardo chyba do 10 rano.

Gdy już praktycznie się zbieraliśmy po kolejnej nie widzieć czemu herbatce, podjeżdża do nas terenówka.

– Czy trzeba Wam coś pomóc – pyta po angielsku Europejczyk, jak się potem okazało Holender.

– Nie trzeba – spaliśmy tutaj – odpowiedzieliśmy zgodnie z prawdą.

– Ok. 2 km stąd jest święte drzewo i przestrzeń matki ziemi – powiedział zachęcając do odwiedzin.

Najprawdopodobniej myślał, że stoimy w polu, bo nie możemy tam trafić.

Anioł, którego przysłało to miejsce, abyśmy go odwiedzili.

Dokładnie wytłumaczył nam drogę i razem ze swoimi pasażerkami pojechał w kierunku Ułan Bator , gdzie mieszka w dotykającym do stolicy parku narodowym.

Chcieliśmy rano przekroczyć granicę, ale teraz przestało to mieć znaczenie! Skoro ktoś kto wraca z tego miejsca, nadkłada drogi – podjeżdża do nas, namawia abyśmy tam pojechali to na pewno to ma sens.

Czasami nie mogę przestać się dziwić cudom wszechświata, a miejsce znajdowało się za górką naszego „ulubionego” miejsca ok. 500 metrów w linii prostej. Niesamowita przestrzeń ogrodzona chorągiewkami, której głównym aktorem była piękna sosna.

 

 

 

Już samo wejście w tę przestrzeń powodowało, że wchodziło się do innego świata, niby na zewnątrz głośnego (słychać było drogę, pilarzy) jednak o niesamowitej wewnętrznej ciszy.

Dookoła ptaki latały ciesząc się z naszej obecności, a może z darów przyniesionym duchom. Świat ludzi i Bogów, jak niesamowicie żegna nas Mongolia, nie mogliśmy się nadziwić.

Ptaki przelatywały metr nam nami patrząc nam prosto w oczy, czasami siadały na gałęzi okolicznych drzew jeszcze bliżej. Słońce świeciło ogrzewało przestrzeń i nas.

Czy tak wygląda raj………???

 

 

 

 

Ustawmy dlaczego nie działam ze świadomością ???

Okazało się, że jedyną formą mojej świadomości był bunt i przekora, przekora była formą wyrażenia buntu, działanie na zasadzie przeciwieństwa, dawało spójną linię działania, bo sama nie miałam wyraźnie narysowanej drogi, powstała mieszanina celów rodzinnych, społecznych i moich i ……….

Bunt przekora, zdanie na każdy temat jako forma własnej tożsamości

 

Uwalniam się od wyrażania siebie przez bunt i przekorę

 

Określam jasno co chcę zgodnie z moim sercem i idę za tym

 

Przestrzeń wspierała każde słowo, obrazy przechodziły przez umysł

Tak zawsze miałam być na maksa racjonalna, poukładana

A to co chciałam zawsze było szalone, niepoprawne, to co było moje nie było akceptowane, nie było racjonalne.

 

Uwalniam się od przymusu kierowania rozumem w moim życiu

 

Kieruję się sercem w moim życiu, jestem szalona i zwariowana

 

Gdy to wypowiadałam siedzący przez cały czas kruk na drzewie zabulgotał (nie zakrakał, wyraził się w inny sposób).

– Cały wszechświat cieszy się z mojej zmiany – zawołałam radośnie i zatańczyłam z moją podświadomością.

 

Potem przyjrzeliśmy się umysłowi, który wyrażał się w buncie, a na końcu sercu, które totalnie nie miało otwartej drogi do działania.

Gdy to wszystko poodkręcaliśmy i z radością krzyknęłam:

– Idę drogą serca – kruk odleciał …

 

 

Przestrzeń się zamknęła, transformacja się dopełniła

 

Bartek zechciał otworzyć otwarcie serca na uczucia i emocje.

Porównywany zawsze ze zdolnym, nieruchliwym bratem, czuł się źle w swojej skórze.

Mając do dyspozycji masę talentów – jak większość wstążek na drzewie , skupiał się na tym co miał brat, a czego on nie miał. Na tej jednej żółtej wstążce, której nie posiadał, mimo, ze posiadał innych z 1000. Jednak tamte nie były istotne, bo nie były akceptowane przez najbliższych.

 

 

 

 

Uwalniam się przymusu bycia tym kim nie jestem

 

Pozwalam sobie odkrywać swoją własną naturę i skupiać na swoich talentach.

 

Talenty Bartka, były postrzegane jako złe, a on sam jako wielki kłopot. Gdyż np. wgląd w to jacy są najbliżsi, powodował masę problemów, szczególnie gdy mówił, że jest w rzeczywistości inaczej niż oni chcą mu powiedzieć.

Tak samo jak jego dynamika i zamiłowanie do sportu.

Spowodowało to odcięcie od duchowości i wadę krótkowzroczności.

Szacunek najbliższych tylko do drogi ”umysłu” spowodował, że zamknął się na uczucia…

 

Uwalniam się od bycia kłopotem w życiu dla innych

 

Uwalniam się od podążania drogą umysłu.

 

Otwieram się na widzenie najbliższych takimi jakimi są

 

Otwieram się na wyrażanie uczuć i idę drogą serca

 

 

Gdy tak ustawialiśmy pojawił się piękny dzięcioł, który przychodził coraz bliżej i bliżej przynosząc największe przesłanie od wszechświata

 

 

 

 

Wiesz i opis z książki Siła zwierząt . J Ruland

 

Stuk-puk do drzwi domu Twojego stukamy,

wewnętrzny relikwiarz Ci otwieramy,

wchodź, wchodź, drzwi są już otwarte!

Przestań czekać i tylko mieć nadzieję,

działaj, bądź aktywny w Twoim istnieniu!

My, dzięcioły, bardzo Cię dziś prosimy –

posłuchaj nas, jeśli chcesz świat swój zmienić,

na nowo go ukształtować obrzeżyć,

tylko zacznij tę pracę od siebie,

z sobą najpierw musisz się zmierzyć,

drzwi serca już stoją otworem.

W takt uderzeń serca rytm Ci wybijemy,

przy którym każdy przyłączyć się musi.

Przyjrzyj się swemu światu marzeń

zobacz, jak wszystko tam początek brało.

Na dole, pośrodku i w górze przecinek,

wszędzie wszystko ze sobą jest splecione.

My te stare wzorce wzorce i postronki rozwiążemy,

Twój rewir oczyścimy wolnym uczynimy,

zaraz zawołamy tu miłość i przemianę.

Obudź się ! Bądź aktywny ! Czas działać!

Niech tak się stanie!

 

Podążam za głosem mojego serca i urzeczywistniam marzenia

 

Bicie serca prowadzi mnie do źródła spełnionego życia, pełnego miłości i radości.

 

I tak nasz przyjaciel pokręcił się koło nas i gdy skończyliśmy ustawienie odleciał i już się nie pojawił.

 

Miejsce naszej przestrzeni serca.

 

 

 

 

Spędziliśmy w nim parę godzin obserwując ptaki, wiewiórkę i stapiając się z tą niesamowitą przestrzenią.

 

Wszystko tu miało swój przekaz, w sumie jak w życiu- gdy popatrzyło się się uważnie, każda najdrobniejsza część wszechświata miała swój przekaz, dla nas i my zapewne dla niej. Wszystko było najlepiej jak powinno być.

 

 

 

 

 

Gdyby nie fakt, że na jutro zapowiadali załamanie pogody (a sprawdzają im się praktycznie prognozy w 100%) zostalibyśmy na dłużej.

A tak dziękując za ten cudowny czas udaliśmy się powoli w kierunku granicy w Altanbułag,

która powitała nas kolejką i pchającymi się Mongołami. Tak jak w ustawieniu Bartka na pustyni, gdy się jest w koleinach życia, zawsze ktoś pcha i my też musimy pchać innych. Zostawienie przestrzeni może być niebezpieczne…..

Bo ktoś może ją nam zagrabić…..

Zostawienie pół metra przestrzeni między autami powodowało stukanie o auto i wręcz molestowanie o podjechanie do przodu.

Bo ktoś może się wepchnąć i zapewne to zrobi i co wtedy???

Przypomina mi to Warszawkę, gdzie z punktu widzenia osoby wychowanej na Śląsku byłoby dużo mniejsze zatłoczenie, gdyby większość kierowców myślała co robi na skrzyżowaniu, i czy nie zablokuje innych – a nie pchała się tylko blokując innym wjazd.

 

 

Wszystko jest jednością, nie ma separacji…….

 

Mongolia trzymała nas, a może my jeszcze chcieliśmy być w jej energii…??? Nawet takiej mało ciekawej jak granica????

 

Po 7 godzinach udało nam się znaleźć po rosyjskiej stronie…………….

 

 

Magiczną drogą do klasztoru Amarbajasgalant

Klasztor Amarbajasgalant 31 października – 1 listopada 2015

 

 

 

 

– Ten klasztor do mnie gada. Powiedziałam do Bartka pokazując miejsce na północy Mongolii, ok. 100 km od Darhanu.

Teraz po dłuższej wizycie w mieście i asfaltowej drodze z pustyni stęskniliśmy się za przestrzenią mongolskich bezdroży, za tym co w Mongolii dla nas najpiękniejsze , za swędaniem się po gruntowych drogach, dolinach – spotykając od czasu do czasu jurtę czy stado.

 

 

 

 

 

 

 

Z Darhanu pojechaliśmy kawałek w kierunku Erdenet asfaltem, a potem skręciliśmy na Orhon. Nocleg wśród przyrody, po drodze pojawiające się lisy, patrzące swoimi błyszczącymi w ciemności oczami.

Nocleg wśród przyrody łagodził ostatnie emocje. Budziły nas krowy, które próbowały zaprzyjażnić się z landrynką. 

 

 

 

 

Rano ruszamy w stronę klasztoru.

W dole wije się strumień, częściowo zamarznięty, szczyty gór są oprószone śniegiem, przy dzisiejszej słonecznej pogodzie wygląda to jakbyśmy znaleźli się jakieś bajkowej krainie. Gdzieniegdzie stada, czasem jurta. Świat ludzi i bogów.

Kolejne „duszki” strzegące swoich dolin i my ….. w jedności z całym stworzeniem odpuszczając nasze emocje, programy ….. cała przyroda wspierała naszą transformację.

 

 

 

 

Jechaliśmy sami przez tą cudowną krainę, gdy nagle na niebie pojawiły się 4 orły przynosząc przesłanie od wielkiego ducha.

 

Siła wielkiego ducha przenika mnie i prowadzi. Podążam za nią teraz

 

 

 

Każde miejsce wybierane przez nas niesie określoną dla nas informację i prowadzi nas dla lepszego rozświetlenia siebie.

 

I tak ciesząc się kolejnymi odsłonami tej pięknej krainy, dziękując duchom, że pomimo w sumie początku zimy w Mongolii możemy tutaj jeździć autem i dotrzeć do klasztoru Amarbajasgalant .

 

Popatrzcie zresztą sami na magię tej niesamowitej drogi.