PROGRAMY UMYSŁU
now browsing by category
Noworoczny prezent, a może wskazówka na cały rok?
Batumi Nowy Rok 30 grudnia do 2 stycznia 2015
Powróćmy do Nowego Roku. Na poziomie subtelnym w tym święcie jest jakby zawarty cały przyszły rok. Chcemy tego czy nie, ale wewnętrznie skupiamy się na przyszłości, nastawiamy się na nią. W jakim stanie spotkaliśmy Nowy Rok, tak będzie się układał cały późniejszy ciąg wydarzeń. Wszyscy znają przysłowie: jak przywitasz Nowy Rok, tak go przeżyjesz. Dlatego ludzie starają się zarzucić stół jedzeniem i bawić się do upadłego, aby rok był pomyślny. Jednak mało kto rozumie, że to przysłowie dotyczy stanu wewnętrznego, a nie stołu zarzuconego jedzeniem. Nowy Rok należy witać z czystą duszą, a nie z napchanym brzuchem. Jedzenie przy noworocznym stole jest potrzebne dla pozytywnych emocji i przejadanie się w tym przypadku może przynieść odwrotny efekt. Jeśli witamy Nowy Rok z niezamkniętymi obrazami, lękami i różnymi pretensjami, to powinny nastąpić wydarzenia, które uwolnią nas od tych emocji. Ziarno przyszłego roku powinno być czyste, bo inaczej niezależnie, jak będziemy go podlewać, nie wykiełkuje i nie da dobrych plonów. S.Łazariew. Diagnostyka karmy 8
Od jakiegoś czasu przychodziły do mnie obrazy Nowego Roku w Batumi. Potem pojawiła się ochota na powitanie Nowego Roku w jakimś miejscu z widokiem na miasto, z dala jednak od ludzi. Na myśl przychodził mi tylko Radisson hotel, który ma całkiem przeszklone pokoje z widokiem na miasto i zapowiadany pokaz sztucznych ogni..
Puściłam prośbę we wszechświat.
Przyjechaliśmy do Batumi 30 grudnia zaczęliśmy spacerować po starówce miasta i nagle 50 metrów przed głównym rynkiem udekorowanym choinką zamigotał do mnie hotel Brighton.
– Choć, zapytamy o cenę i zobaczymy pokój – powiedziałam.
Pokój okazał się duży, sympatyczny z balkonikiem i widokiem na plac w cenie 110 (200 zł/2 osoby) lari ze śniadaniem.
Zostaliśmy, zagadał.
Jakie było moje zdziwienie, gdy rano idąc na śniadanie zobaczyłam taras na 4 piętrze, czyli na dachu budynku z widokiem na miasto.
Czy trzeba lepsze miejsce na powitanie nowego roku, nie tylko widok na miasto, to jeszcze świeże powietrze, a ludzi w hoteliku niewiele, więc nie powinno być tłoku.
I tłoku nie było…
Przed północą poszliśmy na tarasik razem ze skrzatami i okazało się, że cały należy do nas.
W Rosji i w krajach post rosyjskich Nowy Rok był lansowany jako zamiennik świąt Bożego Narodzenia. A dzięki innemu kalendarzowi przypada on wcześniej niż Boże Narodzenie (7 stycznia)
Dlatego większość osób w tym czasie siedzi przy suto zastawionym stole, dziadek mróz przynosi prezenty. Można rzec odpowiednik naszej wigilii. Więc na ulicy nie ma tłoku. Na rynku jacyś tenorzy śpiewają, wszystko bardzo spokojnie.
Poza tym w tej kulturze wita się Nowy Rok, a nie żegna stary. Świat idzie w przyszłość, a nie zostaje myślami w przeszłości.
I tak ok 15 minut przed północą nastąpiła kawalkada sztucznych ogni prywatnych do których około 5 minut przed północą dołączyły miejskie. Stare stapiało się z Nowym, nie było żadnego rozdziału, przedziału. Cała gra światła trwała do 10-15 minut po północy. Gdzieniegdzie latały lampiony szczęścia, roznosząc radość i miłość po okolicy. A my z idealnej wysokości obserwowaliśmy świat radości, kolorów (tylko dlaczego musi być w takim huku? Czy radość to wrzask? )
Ale Cię wszechświat lubi – powiedział Bartek – dał Ci to co chciałaś, Ty o to wcale nie zabiegałaś, powiedziałaś i zapomniałaś! A on zrealizował zamówienie! – w czasie wybierania hotelu nikt nie pomyślał o widoku nas starówkę miasta i pokaz sztucznych ogni.
Tak było – i dostałam.
Tylko wtedy tak naprawdę jesteśmy otwarci na dobroć wszechświata, gdy na nim nie wymuszamy tego co chcemy, gdy co chwilę nie kontrolujemy.
Tylko pozwalamy zostać otwarty, ufnym ………….
Jestem wolna od przywiązania do tego chcę otrzymać, puszczam to i pozwalam wszechświatowi to realizować
Taki cudowny prezent wszechświata dla mnie.
Wam również życzymy ufności w Boga wszechświat, bez oceny, wymuszania, kontroli.
Zaufania, że zawsze otrzymuje to co najlepsze w danym momencie dla nas.
Bo właśnie na drugi dzień poszliśmy do Radissona na kawę, na 19 chyba piętro. Oszklenie od dołu do góry, aż zakręciło mi się w głowie. Po paru chwilach zdałam sobie sprawę, z tego, że jestem w miejscu gdzie nie otwierają się okna i całe powietrze jest wiele razy przetrawione. A co za tym idzie cała energia krąży w kółko po tym hotelu, bez wyraźnej świeżości, nowości.
Kiedyś pracowałam 1,5 roku w takim budynku i w pewnym momencie ku zgorszeniu zarządu znalazłam sobie pomieszczenie z otwieranymi oknami w piwnicy, gdzie poprosiłam o przeniesienie.
Tu w Batumi gdybym poszła za umysłem – zapłaciłabym nie tylko 3 razy więcej za hotel, ale przede wszystkim utknęłabym w marazmie energetycznym tego miejsca.
Jeszcze raz dziękuję wszechświatowi za ten prezent, a sobie za pokorę w podążaniu własną drogą.
Czego żałują ludzie w chwili śmierci? Refleksje na Nowy Rok
Nasza podróż to odpowiedź na obietnicę daną mojemu ojcu jakiś czas przed jego śmiercią, wielu zna jego przesłanie, czy inaczej mówiąc testament.
http://brygidaibartek.pl/przeslanie-mojego-ojca/
Mamy go w wielu językach i rozdajemy na swojej drodze spotkanym ludziom, jedni je rozumieją jednak mówią, tak, tak, ale ja będę żył wg schematów, za stary jestem na zmiany, inni dostają iskry do zmian, a inni mają całkowicie inną filozofią życia.
Na nowe tłumaczenia jesteśmy otwarci (jest rosyjski, niemiecki, angielski, włoski)
Już dawano widziałam artykuł z hospicjum o tym czego najbardziej żałujemy w chwili śmierci. Teraz tak do mnie zagadał, że postanowiłam umieścić do na blogu, abym ja sama gdy zapomnę miała gdzie wrócić i przeczytać.
Niech to będzie takie pierwsze przesłanie na Nowy Rok, inne wkrótce
Czego żałujemy
Cyt. “
Bronnie Ware, australijska pisarka i pielęgniarka, która przez wiele lat opiekowała się umierającymi ludźmi, w książce „The Top Five Regrets of the Dying” opisuje, czego żałują ludzie pod koniec życia.
1. Szkoda, że nie miałem odwagi być wiernym sobie
Rodzice, społeczeństwo, szkoła uczą nas zasad tego świata, wpajają, jak należy myśleć, czuć, działać. A my, zazwyczaj temu ulegamy, tracąc szansę na to, żeby skontaktować się ze sobą i żyć autentycznie. Na progu śmierci zauważmy ten bolesny fakt.
2. Szkoda, że tak ciężko pracowałem
Na łożu śmierci raczej nikt nie rozpacza z tęsknoty za pracą. Jest raczej odwrotnie, dużo osób dochodzi do wniosku, że w ich życiu zbyt dużo było harówki, rutyny, obowiązków. Wówczas widzimy, że praca była raczej uzależnieniem i więzieniem, sposobem na uniknięcie lęku spowodowanego brakiem poczucia bezpieczeństwa.
3. Szkoda, że nie miałem odwagi, aby wyrazić swoje uczucia
Autentyczne życie w zgodzie ze swoimi uczuciami oznacza, że nie mamy powodu, żeby ich nie wyrażać. Nie musimy się przed tym powstrzymywać. Czujemy i jesteśmy w tym prawdziwi, na bieżąco komunikując w różny sposób nasz stan. Jednak okazuje się, że nie jest to takie proste. Kiedy życie się kończy, żałujemy, że się na to nie odważyliśmy.
4. Szkoda, że nie miałem głębszych relacji
Najgłębiej możemy doświadczyć siebie w bliskości z inną osobą. Gdy tego brak, życie wydaje się pozbawione głębszego sensu. Ludzie zauważają to często dopiero pod koniec życia.
5. Szkoda, że nie pozwoliłem sobie być szczęśliwszym
Szczęście jest wyborem, świadomym postanowieniem. Owszem, wymaga samodyscypliny, żeby mieć uważność na to, jakie myśli wybieramy, jakie słowa wypowiadamy, jakie działania podejmujemy. Kiedy ludzie są bliscy śmierci uświadamiają to sobie jasno – że nie pozwolili sobie być szczęśliwymi. Spełniali oczekiwania innych, tkwili w toksycznych wzorcach, brakowało miłości własnej. Żałują, że nie walczyli o swoje szczęście”
Źródło:http://zwierciadlo.pl/2013/psychologia/zrozumiec-siebie/czego-zalujemy
Subtropikalny Park Narodowy
Park narodowy Mtrala 30 grudnia 2014
Może troszkę z racji deszczu na wybrzeżu, a może przy udziale informacji, że jakoby wybudowano hotelik w przyrodzie parku, postanowiliśmy odwiedzić ten zakątek przyrody.
I tak po nocy w Chakvi w czasie której ruszył się potężny wiatr i zaczęło padać, ruszyliśmy w drogę. Z naszych doświadczeń wynika, ze to właśnie deszczowa pogoda, jest tą najpiękniejszą w lesie z roślinnością subtropikalną.
Przekonaliśmy się o tym jak tylko otoczyły nas zamglone góry. Zielone zbocza dolin porośnięte były krzewami i drzewami z grubymi lśniącymi od wilgoci liśćmi. W dnach dolin huczały górskie rzeki.
Gdzie niegdzie pojawiały się skrzaty, wydobuwając piękno z okolicznej przyrody.
Przez pierwsze kilka kilometrów parku biegnie ogólnodostępna szutrówka, wijąc się po zboczu, wzdłuż strumienia. Po drodze mijamy kilka brodów na bocznych strumykach, o tej porze roku bardzo atrakcyjnych, ze względu na nasycenie zielenią paproci, poletek asplenium i zimozielonych pnączy, mchów.
Niesamowicie podoba się nam mijany po drodze młyn wodny. Jest dziełem człowieka, ale ośmielamy się twierdzić, że tak jest wtopiony w przyrodę, że wręcz komponuje się z nią. Bo dlaczego by nie tworzyć swoich siedlisk w harmonii z otoczeniem. Podkreślać ich urok, pokazywać – TAK – tutaj jest pięknie i tutaj się dobrze czuję.
Dbam o przestrzeń w której mieszkam, pomagam jej ,i nie degraduje !
Przykładem niechaj będzie ludność Finlandii, która mieszka w większości w rozrzuconych po całym terenie kraju niskich domkach, dbając o to by powstawały pod koronami drzew. Rozmyślając nad tym zagadnieniem, dochodzimy do wniosku: Praca ze sobą nad emocją władzy i pragnieniem dominacji jest podstawą w tym temacie.
Jeżeli przychodzimy w jakieś miejsce i go degradujemy – Bo moje! Bo ja tu rządzę! Rozpychamy się na teoretycznie „własnym” kawałku Matki Ziemi ( i dotyczy to również mojej byłej działalności typu szkółka roślin ozdobnych). Większość z nas może się w tym temacie przekonać, czy o powierzony kawałek wszechświata umie dbać, albo czy tylko ingeruje, sprawuje władzę i kontroluje!
Odpowiedzmy sobie , jakimi bylibyśmy władcami, jak byśmy się zachowywali mając możliwość podróżowania po galaktykach.
A dlaczego mowa o hoteliku – po 13 dniach spania w naszej landrynce z rzędu, zapragnęliśmy odrobiny luksusu w postaci ciepłej, większej przestrzeni z łazienką. A może po prostu to miejsce nie chciało o tej porze takich turystów. Jednak ten dzień był kolejnym z cyklu „popracujcie sobie nad pragnieniami”, ponieważ po przyjechaniu do przysiółka, okazało się że hotel nie ma ogrzewania, ani ciepłej wody, a jego przestrzeń jest ogrodzona płotem z drutu kolczastego (przeciwko krowom, nie ludziom). Tak czy siak, teren dolinki z luźno rozrzuconymi kilkoma domami nie zrobił dobrego wrażenia (to kolejna przestrzeń gdzie wyraźnie poczuliśmy się jakoś tak obco, mimo pięknej przyrody wokół), i po usłyszeniu ceny 50 zł od osoby za tę niewątpliwą atrakcję pobytu w 8 stopniach Celsjusza, w ciasnym pokoju z wygodami na ulicy (w landrynce mamy wyższy standard) pojechaliśmy przez mandarynkowe wzgórza w stronę Batumi.
Opowieści znad skrzaciego strumienia
Nad skrzacim strumieniem 26-28 grudnia 2014
I tak trafiliśmy w kolejne skrzacie miejsce. Przy drodze z Ozurgeti do resortu Gomismta Nad potężnym górskim strumieniem zaprosiła nas duża płaska polana. Po dokładnym przyjrzeniu się stwierdziliśmy , że jesteśmy w starym jabłoniowym sadzie, a gdzieniegdzie widać pozostałości po ludzkim siedlisku, takim górskim przysiółku. Graniczył on z kanionem rzeczki, i usiany był wieloma głazami obrośniętymi mchami i paprotkami. Na skraju skarpy zadomowiły się dawno temu, wielkie drzewa, teraz o dziurawych i obrośniętych pnączami jak lianami pniach.
Zresztą pełno tu roślin wspinających się, osobiście naliczyliśmy aż kilka zimozielonych. Skarpy potoku podobnie jak zbocza okolicznych gór upatrzyły sobie dzikie różaneczniki, obecnie z nabrzmiałymi pąkami kwiatowymi. Nawiasem mówiąc już sobie wyobrażamy wiosenny szał kwiatowo–zapachowy. Zielonym ścianom dopełniają krzewy laurowiśni, uzupełniając swoimi grubymi , połyskliwymi liśćmi zielony kobierzec , bardzo żywy jak na koniec grudnia.
Połączenie głazów mchów, paprotek i znanych z doniczek u nas w Europie pierisów, daje wręcz magiczny obraz subtropikalnej przyrody. Gdzieniegdzie kwitną (!) dzikie cyklameny dając zimie niepowtarzalny ciepły fioletowy kolor. Wszędzie wyczuwalna wilgoć w powietrzu, daje poczucie świeżości oddechu. Częste zakola ze skał tworzą naturalne przeszkody dla strumienia, dodając uroku płynącej wodzie. Mchy obrastają również pnie żywych drzew, a powalone zachwycają niemal tropikalnym , dżunglowatym charakterem. Ten magiczny obraz rozgrywa się przede wszystkim przy strumieniach, dalej na ścianach gór dominują lasy liściaste z różanecznikiem i laurowiśnią w podszyciu.
A w tym pięknym świecie żyją malutkie istotki. Podobne do ludzi w swoim wyglądzie, zachowaniu, radościach i problemach. Dzieci je widzą zazwyczaj, dorośli udają, że ich nie ma, a może to skrzaty schowały się przed nimi, bojąc się ich nieobliczalności.
Różnica między człowiekiem a skrzatami jest subtelna.
Człowiek zawłaszcza przyrodę, a skrzaty z nią współpracują.
No właśnie w tym raju, gdzie cała przyroda wdzięczyła się w promieniach słońca, skrzaty z radością i czułością patrzyły na jej piękno, pojawił się on – człowiek, człowiek z pistoletem.
Zwany myśliwym, wraz ze swoimi psami.
Wszystko zadrżało.
Poszedł w las by zabić.
Skrzaty rozniosły szybko wieści po okolicy. Jednak młody koziołek był mało uważny i padł ofiarą człowieka.
Najpierw psy zaczęły głośno ujadać, potem podały strzały, a potem znów psy ujadały.
Wszystko spokojne, harmonijne do tej pory napełniło się niepokojem.
Ze mnie uszła energia, gdzieś podświadomie poczułam się odpowiedzialna za działania przedstawiciela naszego gatunku.
Dlaczego zabijali?
Z głodu?
Dla zabawy?
Dla sukcesu?
Dla mody?
Bo wojna w ich umysłach się jeszcze nie skończyła?
Zaczęły pojawiać się pytania, jak ostrzegać, jak pomagać przyrodzie?
Można wyrwać myśliwym pistolety z ręki, zrobić awanturę, jednak fanatyzm w działaniu, zazwyczaj przynosi efekt odwrotny.
Gdy trochę ochłonęliśmy zaczęły pojawiać się odpowiedzi. Aby wyczulać siebie i innych na różne energie. Uczyć się i innych je rozpoznawać i odpowiednio reagować.
W energii myśliwych, zachować siebie, swoją wibrację, światło i ostrzegać innych, wspomagać przestrzeń lasu i ich mieszkańców, tak by zdążyli się schować lub bezpiecznie odejść.
Lecz teraz są ofiary, bo na błędach się uczymy. Tylko jak długo? Może warto uwierzyć w boskie prowadzenie, zamiast sprawdzać wszystko samemu i uczyć się non-stop na błędach?
Ufam boskiemu prowadzeniu
A panowie myśliwi, może gdy nie uda się im wiele razy upolować zwierza, zamienią np. strzelby na aparat fotograficzny. Podglądając przyrodę i ciesząc się nią. Zamiast być tam mordercami.
Uwierzcie ile energetycznego spustoszenia w tym świecie zrobiły te dwa strzały.
Zresztą łowiectwo to świat energii wojny . Może warto sobie wyobrazić, że od czasu do czasu w nasz świat wchodzą tacy myśliwi ze strzelbami, zabijając szczególnie nasze dzieci. Co wtedy powiemy??? Jak to nazwiemy???
Przeprosiliśmy tutejszą przestrzeń za działanie człowieka, szczególnie mamę małego koziołka.
Jesteśmy za tworzeniem miejsc gdzie zwierzęta i ludzie harmonijnie żyją, bez zjadania siebie nawzajem.
I tego sobie i przyrodzie życzymy
Patrząc już drugą noc w rozgwieżdżone niebo, prosiłam Boga, Wszechświat o zaufanie do Boskich podpowiedzi, zarówno dla mnie jak i całego Świata.
Skrzaty obiecały pomagać w tym zadaniu.
Dziękujemy tym cudownym skrzacim miejscom, że chcą nam się tak pięknie pokazać i pozwalają do nich dotrzeć. Często o tej porze roku jest tu i z metr śniegu.
Radosne strażniczki Archaniołów – Monastyr Erketi
Radosne strażniczki Archaniołów Monastyr Erketi 26 grudnia 2014
Radość Bożego Narodzenia i młodości, radości sióstr w monastyrze prawosławnym Erketi.
Mary widząc naszą radość w kapliczce na wzgórzu, obiecała, że następnego dnia pojedziemy do monastyru położonego 3 km od jej domu.
Mery – Adjarka wychowana w rodzinie muzułmańskiej, 15 lat temu przeszła na chrześcijaństwo i bardzo go polubiła, nie wyobraża sobie niedzieli bez wizyty w cerkwi.
Teraz też bardzo cieszyła się, że może pokazać nam to cudowne miejsce.
Sama cerkiew powstała ok. VI wieku, w środku znajdują się zachowane stare drzwi z drzewa winogronowego – jak mówiła oprowadzająca nas siostra symbol tego, że wszystko można wymodlić. Malowidła naścienne powstały ok XII-XVII wiek (czekają na konserwację), obok kościółka znajduje się święta woda.
Jest to monastyr pod wezwaniem głównych archaniołów.
A monastyr usytuowany jest na szczycie wzgórza z widokiem na całą rozległą dolinę, oraz ośnieżone o tej porze góry. Widok jak z bajki.
Czując energię miejsca podejrzewam, że kościół zaanektował sobie stare miejsce kultu.
Obecnie wybudowano obok monastyr, gdzie mieszka od 5 lat około 20 sióstr.
Większość to młode, piękne, radosne dziewczyny które swoją energią jeszcze wzmacniają to miejsce. Energią miłości, prostoty, radości, wiary.
Takiej dziecinnej naturalnej, wręcz naiwnej, a przy tym niesamowicie pięknej.
Mary wprowadziła nas w ten świat, opowiadając również siostrom o nas.
Siostry z radością pokazały nam swój świat. Chwaliły się apartamentem samego patriarchy (2 pokoiki, łazienka) w którym mieszka, gdy do nich przyjeżdża.
Pokazywały salę na 200 osób, gdzie mogą robić przyjęcia. Była tam choinka i nawet gdzieniegdzie skrzaty.
Potem zaproszono nas do kuchni, gdzie było ciepło i toczyło się życie zakonu.
Siostry przygotowywały ciasteczka dla patriarchy do którego jadą w niedzielę. Nas również nimi ugoszczono. Jedna z sióstr malowała ikony, a nad nią wisiała czapka skrzata.
Radość u większości sióstr gościła w każdej czynności. Gdym pierwszy raz była w kościele prawosławnym pomyślałabym, że tak jest (niestety jest jak wszędzie). Choć i tutaj zdarzyła się siostra, która fanatycznie i namolnie wypytywała nas dlaczego nie mamy krzyżyków.
Fajnie było obserwować niesamowitą radość ze spotkania innych siostr i napięciem u tej siostry. Co wybieram?
Wybieram niewinną, prostą, dziecinną radość każdego dnia.
Jakże to było czytelne. Mary poopowiadała o naszym samochodzie – domeczku, więc siostry z radością go oglądały. My podarowaliśmy im nasionka kwiatów i warzyw – dzięki Ani z www.obliczagruzji.pl wzięliśmy z Polski trochę i mamy na radosne prezenty (tutaj nasion jest mało i są drogie).
Siostry podarowały nam ikonę Archanioła Zbawiciela, Chroniciela, a my w zamian szybko i spontanicznie wręczyliśmy siostrze malarce Świętego Serafina robiąc jej wielką radość.
Energia była tak niesamowicie radosna, wysoka i podniosła, że siostry wymyśliły, że może byśmy się ochrzcili na prawosławie.
Zrobiło się jeszcze bardziej radośnie.
Nie chcieliśmy wchodzić w niuanse naszej wiary, i jednak stwierdziliśmy, że zostaniemy przy swojej.
Źródełko nam się nie pokazało, a może zagrodzono nam do niego dostęp?
Gdyż siostra „od krzyżyków” stwierdziła, że woda lepiej działa po błogosławieństwie Matki Przełożonej i nie ma po co tam iść. Zresztą i tak trzeba jej zgody.
Widać było, że ma silną potrzebę chronienia tego miejsca przed „obcymi”.
Odpuściłam spontanicznie. Czując, że jak na razie miejsce jest w dobrych energiach, choć wiadome jakaś część chce powiedzieć, to nasze prawosławne innym się nie należy.
Miejmy nadzieję, że miejsce się ochroni i będzie wzrastało w energii miłości, radości, młodości. Czego mu bardzo życzymy.
Na pewno jak będziemy w pobliżu, z wielką radością znów je odwiedzimy.
A w samym zakonie kobieta może się zatrzymać na zasadach uczestnika w życiu zakonu. Bardzo nas namawiali na pobyt. Bartkowi chcieli załatwić pobyt w męskim monastyrze.
Podziękowaliśmy za cudowną gościnę, za energię przy której wznieśliśmy się gdzieś wysoko w świat wewnętrznej miłości i radości. Miłości w oczach i duszy.
Dziękujemy Wam cudowne duszyczki, na długo zostaniecie w naszych sercach.
Jesteście dla nas cudownymi nauczycielkami radości w duszy.






















































































D5 Creation