PRZEKAZY

now browsing by category

 

Wola życia kolejne przeslanie lamy z Iwołgińskiego datzanu

 

Wola życia kolejne przesłanie lamy 3-5 listopada 2015

 

 

 

 

Długo nie mogłam tego tekstu napisać, gdyż zauważyłam, że pewne energie chcę jak najdłużej trzymać, pamiętając o nich. Bo przecież pisanie po czasie to wejście znowu w tę energię. Takie trzymanie dłużej tego co najbardziej cenne.

Nie przepuszczenie tego, a zatrzymywanie, ale zatrzymywanie to brak otwartości w pełni na nowe.

 

Uwalniam się od zatrzymywania przyjemnych momentów życia

 

Przepuszczam przez siebie energię w danym momencie i z radością idę w nowe, będąc tu i teraz

 

Tak, tak….. w energii miejsca, i tu i teraz pisanie idzie najlepiej i najpłynniej. Jest najpełniejszym oddaniem tego co jest.

A Iwołgińsk powitał nas znów uroczyście, kolejny raz, przyjechaliśmy ponownie na święto (święta są tutaj 8 razy w roku szczegóły na stronie http://etegelov.ru/dni-poclonenia). Tym razem było to święto Wielka Churału Lhabab Duysen (Tybet Święto Świateł) obchodzone jest w 22th dnia, dziewiątego miesiąca kalendarza księżycowego (październik – listopad), a poświęcone jest zstąpieniem Buddy Siakjamuniego z nieba Tusita dla jego ostatniego odrodzenia na ziemi. Według legendy, przed zysku w zeszłym ziemskie wcielenie Buddy Siakjamuni był w niebie Tushita (SK nieba radości.) – Obszar, gdzie jest radość i satysfakcja, i żyć bodhisattwa, który wejdzie do świata mężczyzn w stanie Buddów. Pozostając w sferze bodhisattwy szczęśliwych bogów, Budda Siakjamuni sobie sprawę, że musi wziąć odrodzenie wśród ostatnich ludzi na świecie w obrazie Siddhartha Gautama Księcia. Decyzja Buddy znaleźć ostatnie ziemskie wcielenie, i otworzyć całą "ścieżkę Buddy" – głównej idei tej uroczystości. W tym dniu w okolicach skroni zapalone lampy i prowadzone nabożeństwach (khurals), którzy ukończyli uroczystej procesji.

Lama Itigełow tak jak miesiąc temu siedział w głównym datzanie i rękami innego mnicha błogosławił pielgrzymów. Ludzi niewiele – zapewne śliskie drogi zrobiły swoje. Do tego w datzanie była msza. Na zewnątrz zadymka śnieżna – zima, a wewnątrz ciepło i buddyjskie śpiewy.

 

 

 

Gdzie jesteśmy?

Burjacja, Rosja – czy na Pewno?

Czy może przenieśliśmy się w przestrzeni do Tybetu?

W sumie to przecież niedaleko ok. 2000 km, tak blisko przy tych wszystkich kilometrach, które przejechaliśmy. Gdyby Chiny otwarte były na turystykę samochodowa, na pewno potraktowaliśmy to jako zaproszenie, a tak…… Choć może to tylko nasza upartość.

Najpierw zostajemy praktycznie wepchnięci, błogosławieństwo lamy. Uspokajam moje emocje powstałe podczas jazdy lodową drogą. Ile lęki zabierają nam energii……

Jak przestać się bać, gdzieś kołacze pytanie?

– Wola życia – słyszę gdzieś w przestrzeni – Ty decydujesz o swoim życiu.

Tak, tak…. kołacze się jeszcze w emocji moje ciało, dobrze się to wszystko mówi, jednak w momentach gdy emocje biorą górę, niełatwo mi obserwować siebie, wręcz stapiam się z tym przed czym się bronię. A to przed czym się bronię zgodnie z prawami wszechświata napiera i tworzy się błędne koło.

Przecież wiem, że jazda śliską czy nie śliską drogą nie ma nic wspólnego z bezpieczeństwem. Umysł wie, a ciało reaguje.

Pozwalam sobie przyjrzeć się moim lękom i je rozpuścić

 

– Wyraź wolę życia tutaj na ziemi.

 

Tak, wola życia, taki banalny można rzec temat, wszystko rozpatrywałam w kierunku świadomości, jednak tego nigdy. Zaufać sobie, Bogu wszechświatowi i wyrazić jasno wolę życia i……

Stapiam się z energią buddyjskiego święta, kilkudziesięciu mnichów modli się razem, a lama patrzy na nich z góry. Właśnie religie, a może cały schemat życia ma to do siebie, że ktoś jest wyżej – ktoś niżej, nie ma jedności, jest hierarchia.

 

Uwalniam się od przymusu hierarchii w moim życiu

 

Żyje w jedności z innymi ludźmi bez separacji

 

Obok jakąś spóźniona mongolską wycieczka swoim zwyczajem pcha się, nie wiedzieć po co i na co – są tylko oni – ok 15 osób. Przypadkiem stoimy obok mnicha wiążącego supełki na szarfach – jego też szturmują ryjąc się przy okazji na nas. Bartek ma ubaw lekko popychając skrajnego mężczyznę i wywołując efekt kołysania się kolejnych sześciu osób. Obraz kolein życia, zachowania…..

Jestem jednością z nimi, nie ma separacji.

Siadamy na ławeczce podchodzi do nas jeden z mnichów jak się okazuje student, który przyjechał z Chin.

Rozmawiamy o praktykach duchowych, głodówkach na mokro, sucho.

Jedno co nas zaskakuje to to, że często mówi o niebezpieczeństwie tych praktyk.

Jasne, gdy nie słucha się ciała każda praktyka jest niebezpieczna, ale chyba całe życie robi się niebezpieczne wtedy, więc……

Może religie za bardzo próbują wziąć odpowiedzialność za innych, ograniczając w ten sposób wolność.

Takie pozornie dobre intencje, chroniące jednych, ograniczały drugich. Przykład na to, że nie ma idealnego rozwiązania.

Nabożeństwo się kończy, powoli mnisi przygotowują przeprowadzkę lamy Itigelowa do jego datzanu i proszą nas o opuszczenie datzanu. W związku z tym, że w datzanie porusza się po kole, a my siedzimy po lewej stronie od wyjścia. Mamy okazję jeszcze raz przejść koło lamy, otrzymać jeszcze jedno błogosławieństwo.

Niesamowity dzień, z jednej strony pełen emocji, z drugiej magii.

Choć jeszcze się nie skończył i za jakąś czas gdy wszyscy Pielgrzymi opuścili datzan, wyszła procesja mnichów razem z lamą Itigelowem.

Śnieg, mróz, ciemno, buddyści, kolorowi mnisi, bębny, piszczałki, talerze, lampy….

Tybet, Tybet dźwięczało w głowie. Wspomnienia z bardzo odległej przeszłości tak dalekie, a tak bliskie, a przy tym bardzo przyjemne. Jakaś część buddyjskiej duszy śpiewała z radości, uwalniając to wszystko co nauczyła się kiedyś na swojej drodze.

 

 

 

 

Bo właśnie to, że była buddyjska nie znaczy, że poziom jej świadomości był wyższy niż dziś.

Przez następne dwa dni obserwowaliśmy mnichów kręcąc się po datzanach, z jednym medytowaliśmy w cudowny sposób przez chyba ponad godzinę, a z innym rozmawialiśmy jak z totalnie nieświadomą osobą.

 

Uwalniam się od przekonania, że jak ktoś jest mnichem, zakonnikiem, księdzem…… to musi mieć wyższa świadomość niż ja….

 

Iwołgińsk pokazywał nam się w pełnym słońcu, we wczesnej zimowej odsłonie. Nie spaliśmy jak kiedyś przy źrodełku, ale przy bocznej bramie klasztoru. Rankiem w miejscu naszego nocnego postoju w ogrodzeniu datzanu wycięto kilkumetrową dziurę pod nowy kiosk, a nam tym samym na kolejną noc otworzono przestrzeń energii klasztoru.

Niesamowite, że wszystko działo się właśnie w tym czasie.

 

 

 

 

W kapliczce przy źródełku – gdzie wcześniej spaliśmy dałam kwiaty i zdjęcie Itigelowa robiąc coś w rodzaju ołtarzyka, takie drobne podziękowanie za te niesamowite noclegi tutaj.

 

 

 

Trzeciego dnia gdy już mieliśmy odjeżdżać poszliśmy kupić bilety na wizytę do lamy – aby się pożegnać. Młoda dziewczyna, obsługująca straganik z pamiątkami w głównym datzanie – od jakiegoś czasu poznawała nas, a gdy usłyszała, że jedziemy w kierunku Europy pobiegła na zaplecze, przyniosła ciasteczka i mleko w kartoniku.

– Taki drobny prezent, symbol aby drogi były białe, czyste – powiedziała pokazując na mleko.

Prezent od lamy dany jej rękami. Niesamowite, właśnie mleko jako symbol bezpiecznych dróg, w tym momencie kiedy tyle emocji kosztują mnie te lodowe drogi.

– Dziękuję bardzo.

 

 

 

 

A lama, jak to lama dał nam kolejną lekcję przy naszym pożegnaniu…..

Nie dość, że uczekaliśmy się na mrozie i wietrze ponad godzinę, to wprowadził nas razem z grupą mongolek do datzanu mnich, który cały czas rozmawiał przez telefon, podpędzał, a gdy jeszcze nie wyszliśmy – weszło trzech Rosjan z innym mnichem, którzy zaczęli się modlić – medytować.

Nas wyproszono.

Mongołki były wściekłe, mi też jakoś przykro się zrobiło.

Tak, dać pieniądze i s……. bo są inni uprzywilejowani…

Pojawiała się złość, przykrość, obraża…..

 

 

 

 

Tyle dobra zaznałam w czasie tego i nie tylko tego pobytu, a jakieś mało świadome zachowanie innych powoduje zaniżenie mojej energii, a przecież zgodnie z intencją poszliśmy lamie powiedzieć tylko dowidzenia na fizycznym planie. Bo na duchowym jesteśmy połączeni bez konieczności kontaktu fizycznego i pożegnań.

 

Zachowania ludzi o niższym poziomie świadomości nie mają na mnie wpływu.

 

I tak kolejny raz z kolejnymi lekcjami odjeżdżaliśmy z tego cudownego miejsca. Może tu kiedyś wrócimy, może nie, jednak na zawsze pozostanie częścią nas.

Pełni wdzięczności udaliśmy się do Ułan Ude już po czarnym asfalcie.

Nasze poprzednie wizyty u lamy

Pierwsza: http://brygidaibartek.pl/wyjdz-poza-przeslanie-lamy-itigelow/

Druga: http://brygidaibartek.pl/z-kolejna-pielgrzymka-do-lamy-itigeowa/

Trzecia: http://brygidaibartek.pl/z-kolejna-pielgrzymka-do-lamy-itigeowa/

 

 

 

W “koleinach” życia przesłanie Małej Gobi

W 'koleinach” życia przesłanie Małej Gobi 23-24 październik 2015

 

 

 

 

Rano zauroczeni przestrzenią podążyliśmy dalej w Gobi, w kierunku miasteczka Nomgon.

Przestrzeń była tak potężna że czasami ciężko ją było objąć, pojawiało się uczucie zatopienia w przestrzeni, które uruchomiało czasami pokłady lęku, lęku przed zatopieniem się w tej przestrzeni, przed straceniem swojej tożsamości.

Jechaliśmy przez kolejne doliny, przyglądając się wielbłądom, pijąc kawę w ich sąsiedztwie. Takie safari po Gobi, gdzie ludzie i zwierzęta są ze sobą połączeni.

Mijaliśmy kolejne doliny które przybierały teraz różne kolory – kolory jesieni.

 

 

 

 

Bartek od paru dni próbował zrobić dłuższy piknik, rozbić namiot, wyciągnąć piecyk, jednak kompletnie nie szła na to energia.

W tym pięknym miejscu pojawiły mu się emocje, niezrealizowane pragnienie przejęło nad nim kontrolę, nawet przebiegające stadko gazel nie wyrwało go z iluzji własnych emocji.

Jechaliśmy przez piękne czarne góry, gdzie czerń po raz kolejny wydobywała nasze ukryte cienie. Czerń ziemi i zachód słońca – wszystko tańczyło wszystkimi odcieniami czerni i pomaranczu, nie mogłam się napatrzyć na tę przestrzeń – stapiając się z nią ( a Bartek odrzucił okoliczne piękno zamykając się w swoim niezrealizowanym pragnieniu).

 

 

 

 

 

Gdy na pięknym znów płaskowyżu znaleźliśmy miejsce do snu zaproponowałam ustawienie tych jego emocji, przywiązań.

Na powierzchni było wiele rzeczy, jednak wewnątrz chodziło o to, że dostawał od bliskich tylko akceptację wtedy gdy szedł utartą przez innych drogą, drogą w której nie ma miejsca na samodzielność. Szedł koleiną, którą szli wszyscy popychając siebie nawzajem. Tzn. Ci z tyłu popychali tych z przodu, kierunek. Było ciasno i trudno było się pogubić, obrać zły kierunek. W koleinie wszystko jest znane, wiadome, ale jak z niej wyjść?

 

Uwalniam się od przymusu podążania koleiną życia

 

Właśnie jak z niej wyjść ???

Na dwa sposoby – jeden objawił się po prawej północnej stronie, a drugi bliżej słońca po południowej.

Wypadnięcie na północną stronę jest nieświadome, tutaj wychodzą, albo wyrzucani są przez społeczeństwo Ci, którzy nie mają siły iść tą drogą, są za słabi, klęczą, majaczą, wiją się w męczarniach, jednak użytkownicy koleiny pilnują w niej swojego miejsca, bo jak wyjdą…….. to mogą już być w innym miejscu w innej konfiguracji, zresztą skupieni na pchaniu się nie widzą lub nie chcą widzieć tych z boku. Robią wszystko aby się nimi nie stać. Nie stać się marginesem społeczeństwa.

Po południowej stronie są Ci świadomi, którzy świadomie wyszli z koleiny. Idą w kierunku światła, słońca.

Użytkownicy kolein bacznie ich obserwują czekając na najmniejsze potknięcie i cieszą się z niego. Cieszą się bo podświadomie czują że też powinni „Coś” ze sobą zrobić , a potknięcie innych uwalnia ich od widzenia sensu pójścia NOWĄ DROGĄ.

 

Uwalniam się od przymusu szukania wsparcia u ludzi, którzy nie mogą mi go dać

 

Idę swoją drogą bez względu na konsekwencję i opinię innych.

 

Czy w koleinach nie ma potknięć? Są, ale tam są to tzw. „nieszczęśliwe wypadki”.

 

Potknięcie człowieka światła jest natomiast lekkomyślnością.

 

A dlaczego tak się dzieje???

Bo ludzie światła pokazują, że można „coś” inaczej, a Ci z kolein tak samo tego chcą, jednak lęk przysłania normalne patrzenie i powoduje, że są w stanie zrobić tylko tyle aby innym się nie udało, i dać w to bardzo dużo swojej negatywnej energii, złych myśli.

 

Uwalniam się od chciwości na złe myśli innych ludzi co do mojej drogi

 

Idę swoją drogą, a myśli innych są tylko ich myślami i mają do nich prawo.

 

Pojawia się samotność, odrzucenie

 

Uwalniam się od samotności, odrzucenia gdy idę swoją drogą

 

Uwalniam się od przymusu szukania wsparcia u ludzi, którzy mi źle życzą i odrzucają mnie i moje działania

 

Otrzymuję wsparcie od wszechświata i ludzi, którzy mnie rozumieją.

 

Żyję własnym życiem świadomie i działam świadomie.

 

Każdy ma wybór jak żyć i co robić.

 

 

 

 

 

Ustawienie było niesamowite bo na kamyczkach pojawiła się koleina, a w umysłach obrazy pojawiających się ludzi były tak plastyczne jakbyśmy oglądali film w kinie.

Tak czasem koleiny są cenne i wartościowe, tylko wtedy gdy wybiera się je świadomie i wtedy mogą nam pomóc w niektórych momentach.

Wszystko działo się w niesamowitej przestrzeni tutaj pięknie opisanej przez Bartka:

Księżycowe spotkanie.

 

 

Tym razem leniwie, noga za nogą podążyliśmy przez wielką, rozłożystą dolinę która zaprosiła nas wcześniej na nocleg. Oby oddać jej ogrom należy dodać jej rozmiary o szerokości ok 35 km i długości conajmniej 100. Istna egzotyka, drogę zagradzają stada dwugarbnych wielbłądów, o pięknych, gęstych zimowych futrach. Ciepłych, bo na nasze stopy także zagościły skarpetki z ich wełny. Dziękujemy przy okazji właścicielom i uspokojeni po troszku widokiem ich szczęśliwego życia prawie na wolności jedziemy dalej. Pustania przeobraża się w wyschnięty step, a potem w pozostałości po rozlewiskach i korytach okresowych rzek. I to one przede wszystkim dają bogactwo roślin w jesiennej teraz szacie. Słońce wyjątkowo dziś silne oświetla miękko pejzaże w odcieniach żółci, brązów, z dodatkami stalowoniebieskimi i bordo. Kolejny prezent Gobi – tak by odcisnąć niezatarte wrażenie, zachować pamięć i przekazać dalej zaproszenie, przy pomocy naszego bloga. Gobi jest w swym majestacie potężna, w szacie roślinnej ciekawa, nadrabia mniejszą różnorodność roślin skałami w odcieniach setek minerałów. Nas zapraszają różne kamyczki, jedne wdzięczą się tylko do zdjęcia, inne chcąc doświadczyć podróży same wskakując w kieszeń. Są też takie co wysiadają, i tak było z naszym kamieniem z jeziora Hapsugul, który służył jako obciążenie przy kieszeniu kapusty, teraz po przejechaniu pojemnika kołami naszej Landrynki wrócił do natury. Dziękujemy mu za pomoc.

 

 

 

 

Dzień chylił się ku wieczorowi, mimo więc magii miejsca ruszyły programy chęci zaspokojenia planów związanych z chęcią obozowania, okąpania się, wykonania prania w świetle nadchodzącej zmiany pogody. Dopiero stado gazel i zbliżenie się do czarnych jak węgiel szczytów gór pozwoliło mi na ponowne wtopienie się w przestrzeń. Przestrzeń która była zadziwiająca. Jeżeli miałbym sobie wyobrazić powierzchnię księżyca to tak właśnie by wyglądała. Czarne nagie skaliste góry , czarna prawie równa powierzchnia plato wyściełana połyskliwym kamykiem, odległy widok w dół na dolinę kończącą się daleko, daleko kolejnymi łańcuchami szczytów ….. Potem zachód słońca, żółty, różowy, aż do pomarańczu podświetlającego od drugiej strony wyraźnie ostro zakończonej górskiej grani. To wszystko bez zmiany głębokiej czarnej barwy skał….

– Spektakl trwa…..

 

 

 

 

Teraz sympatyczny bohater księżyc zalewa w ciemności całą okolicę. Żadnego tchnienia wiatru, ruchu powietrza, rośliny, owada, ptaka. Całkowita cisza………, nie cisza bo gadają skały, góry i kamyczki odbijając połyskliwe białe światło, napełniając i oświetlając na dziesiątki kilometrów okolicę. Pejzaż nocny przy niesłychanie jak na tą porę roku ciepłym powietrzu ok 16 stopni. Z kontemplacji chwili wyrywa nas widok wyraźnych świateł jadącego auta w masywie górskim na horyzoncie. Spojrzenie w nawigację pozwala stwierdzić że to……………80 kilometrów……………., nie……. jaja jakieś……… fata morgana……..… ale w nocy?

 

Rano z radością zjechaliśmy do miasteczka Nomgon, które robiło wrażenie niesamowicie zadbanego. Miasteczka pustynne to miejscowości mające ok 1000 mieszkańców, parę sklepików, szkoły, urzędy. Oddalone od siebie o 100 czy 200 km, a między tym pojedyncze jurty. Taka jest Gobi. W tym miasteczku pojawił się jeszcze klasztor buddyjski. Niestety nie zaprosił nas do siebie.

 

 

 

 

I tak kończył się powoli na czas na Gobi w tej najbardziej dzikiej odsłonie.

Na jutro zapowiadali załamanie pogody (a prognozy się tutaj sprawdzają), więc zdecydowaliśmy, że jedziemy do Dalanzagdad, aby być bliżej asfaltu.

 

 

 

Pogodowo pustynia gościła nas bajkowo w dzień 20 stopni w cieniu, czy więcej w słońcu ze 27 w plusie, w nocy minimalnie koło zera, ale zazwyczaj 5-8. Piękna jesienna Gobi….

I tak już o zmroku dojechaliśmy na nasze „ulubione” miejsce koło Dalanzagdad (dla przypomnienia największe miasteczko Gobi ok 18 000 mieszkańców, lotnisko).

Dziękujemy za ten magiczny czas na Gobi – zrobiliśmy teraz jesienią w październiku ok. 600 km bezdrożami, ciesząc się z każdej chwili.

Powiem szczerze jeszcze się Gobi nie nasyciłam, i gdy ponownie zaprosi – z radością powrócę.

Dziękujemy za tę magię i ten czas….

 

 

 

W objęciach Gobi po raz kolejny

W objęciach Gobi Servey Balandalay 20-22 października 2015

 

 

 

 

 

 

Gobi znów postanowiła zaprezentować się przed nami w kolejnej odsłonie. Pojechaliśmy z gościnnego Servey w kierunku Balandalay tym razem drogą południowej stronie masywu górskiego – 130 km.

Na początku pustynia gościła nas swoją nieprzebraną przestrzenią czerni.

Zobacz swój cień – szeptała…

Twój cień to również Ty , popatrz jak czerń oświetla słońce, pozwól mu się rozpuścić w słońcu.

Nocleg pod bezkresnym morzem gwiazd, gdzie cały wszechświat przenika nas swoim jestestwem.

 

Uwalniam się wybierania swojego cienia, wypierania części siebie.

 

Jestem jednością sama z sobą

 

 

 

 

 

 

 

Radość spotkania przenikała nas całkowicie.

 

A Gobi jak to Gobi zdecydowała pokazać nam się jeszcze piękniej

 

Uwalniam się zakazu pokazywania innym mojego piękna

 

Pokazuję innym moje piękno z radością i miłością

 

 

 

 

Tak , kolejne odsłony tej niesamowitej przestrzeni gdzie ludzie bogowie spotykają się w jedności w tym samym miejscu, bez podziałów, tylko wolna wola decyzji – czy chcę stać się jednością z Bogiem.

 

Po bezkresnych czarnych przestrzeniach wjechaliśmy w pustynne góry gdzie czerń mieszała się z kolorami czerwieni, bordo, zieleni znów wszystko grało i tańczyło.

 

Nie ma separacji z całym stworzeniem

 

Gdzieniegdzie pojawiały się słone rzeczki czy jeziorka, lekko wyschnięte które swoją niesamowitą czystością rozświetlały krajobraz wydobywając z niego jeszcze więcej światła.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wszystko działo się poza umysłem, słowami – w przestrzeni serca, czy już Boga gdzie człowiek jest, jednak nie zawłaszcza przyrody, tylko stara się żyć z nią w harmonii z tym co robi.

 

Już niedaleko przed Balandalay spotkaliśmy dzieło człowieka, buddyjską stupę, informującą nas w przestrzeni jakich wpływów religijnych jesteśmy.

 

 

 

Tak, tak to dzieje się wszędzie i w każdej religii. Religia to potężniejsze narzędzie niż Państwo – bo zazwyczaj dużo większe i w mające potężne duchowe (a co za tym idzie manipulacyjne ) zaplecze.

 

My przywitaliśmy się z tym miejscem radośnie, pokarmiliśmy duchy i gdy zjeżdżaliśmy już do Balandalay spotkaliśmy mężczyznę z wielbłądami, przypominając nam o tym, żeby działać skuteczne bez przesadnego wysiłku ( symbolika wielbłąda ).

Takie spotkanie światów starych i obecnych, mieszających się w jednej przestrzeni.

 

 

 

 

 

Słowa to za mało, aby opisać co działo się w przestrzeni Gobi, w przestrzeni tej drogi przez swoje cienie.

Zapraszamy do uważnej obserwacji zdjęć i w słońcu wydobycia swojego cienia.

 

A my po wizycie w miasteczku i zatankowaniu wody ułożyliśmy się do snu opodal sycąc się kolejną cudowną nocą w objęciach wszechświata.

 

 

 

 

Przez śpiewające piaski Gobi

Spacer po diunach 15 października 2015

 

 

 

 

Diuny Park Narodowy Gobi Gurwansajchan tylko częściowo zaprosił nas w swoje progi ostatnim razem, pozwolił nam podziwiać siebie z dalsza i dał możliwość objechania diun kilkuset kilometrowym kołem, przy okazji sycąc się bezmiarem pustyni.

Nie odwiedziliśmy wtedy w sierpniu najbardziej turystycznych miejsc (był środek sezonu), teraz mijając po drodze pojedyncze samochody podjechaliśmy w rejon campusów.

Te mniejsze usytuowane bezpośrednio przy diunach, te większe troszkę dalej, patrząc na Soviet Military Map stało się jasne, że większe campusy są w miejscach wydajnych studni.

Powitał nas również helikopter lecący z turystami nad diunami, sugerując nam, że też możemy nauczyć się latać…

 

Z odwagą odrywam się od ziemi

 

Pozwalam sobie latać.

 

 

 

 

 

 

 

 

Już wjazd w tereny pustynne spowodował, że miałam wrażenie, że latam będąc na ziemi, zatapiając w bezkresie przestrzeni, a tutaj informacja, że jeszcze czas nabrać większej lekkości.

Tak lekkości, otwartości.

 

 

 

 

Zablokowanie mojej szyi, która powodowała wysokie tętno, wzmogła moją uwagę na mój upór – odsłaniając przede mną kolejne jego odsłony.

Tylko tak, a nie inaczej będę działać…

Nigdy nie będę szyć…

Nie umiem szyć…

Muszę to robić tak, a tak ….

Polała się lawina kolejnych rzeczy ………….

 

Uwalniam się od oporu w moim życiu

 

Działam z pełną otwartością, nie zamykając żadnych możliwości działania.

 

 

 

 

Na dłuższy postój zaprosiło nas miejsce koło zakazu wjazdu na diuny (chyba pierwsze tutaj jakie widzieliśmy). Zakaz wjazdu, zakazem, a dalej wyjeżdżona droga.

Pod diunę zostało z 300 metrów postanowiliśmy się przejść przywitać z piaskiem, energią diun (wydm). Do naszej wycieczki dołączył mały radosny piesek. Najpierw doszliśmy do jeziorka będącego źródłem rzeczki płynącej u podnóża diun, tworząc niesamowicie piękne rozlewiska, by potem widząc ślady na górę po piasku postanowiliśmy zobaczyć świat z czubka diun.

 

 

 

 

 

Piesek radośnie biegał między nami, czasami bawił się z obsuwającym się piaskiem, a gdy odpoczywaliśmy tulił się do nas.

Czasami popadał w chwilę medytacji patrząc przez dłuższy czas w przestrzeń, zanurzając w niej, dogłębnie stapiając z nią.

 

Droga niezbyt długa jednak momentami bardzo mozolna, każdy krok pozwalał stapiać się z bardziej z otaczającą przestrzenią.

 

 

 

 

 

Piasek, ziarenka oddzielone jedno od drugiego przy każdym ruchu zmieniające formę.

Przypominające nam, że jesteśmy światłem i nasza forma nie jest stała. Zresztą nasze ciała – może nie tak widocznie jak w piasku- też zmieniają się każdego dnia. Gdzieś w połowie górki słyszymy dźwięk – jakby lecący samolot. Samolotów – poza helikopterem – tutaj nie widzieliśmy – więc co to za dźwięk? Zaczynamy się zastanawiać.

Diuny nazywane są śpiewającymi piaskami!!!! Kochane nie tylko nam się pokazały, zaprosiły do bezpośredniego kontaktu, to jeszcze dały siebie usłyszeć.

 

Jestem jednością, nie ma separacji

 

 

 

 

Przestrzeń opowiada swoją historię.

 

Patrzę na psa i Bartka jak zwinnie, radośnie idą pod górę, to dlaczego mnie łapie zadyszka? – pytam.

 

– Bo się separujesz? – słyszę.

– Od czego? – pytam.

– Od ludzi – słyszę.

Tak, gdzieś jeszcze we mnie jest sporo odrzucenia przez bliskich, brak otwartości, a może lęk przed otwartością.

Wszechświat mówiąc to posłał jednak nauczyciela, niesamowitego psa, który był z radością i miłością wokół, a gdy mógł – bez nachalności tulił się łagodnie. Czy też był wdzięczny za każde głaskanie.

 

Doceniam to co dają mi inni i ciszę się z tego, cieszę się, że inni są…

 

 

 

 

Na szczycie diuny z rozległą panoramą, z bezkresną i niczym nieograniczoną przestrzenią zaraz to ustawiliśmy.

Okazało się, że boję się, że uważam ludzi za hieny, że otwierając się na nich zaraz zostanę wyssana. Będę musiała tworzyć silne granice, ochrony, a przecież tego nie chcę.

Energia boska jest nieograniczona, i gdy w to uwierzysz – pozwolisz innym ją brać, poprzez siebie, ale tylko tę energię światła.

 

Tak, gdy jestem otwarta na wszechświat, moje zasoby energii są nieograniczone.

 

Uwalniam się od przekonania, że mam ograniczone zasoby energii.

 

Moje zasoby świetlistej boskiej energii są nieograniczone i więcej jej daję, tym kanał bardziej się otwiera.

 

 

 

 

 

Tak, to dotyczy tylko boskiej energii, inne energie oparte na Ego są ograniczone i faktycznie dzielenie się może osłabić i wyssać.

 

Moje zasoby energii są nieograniczone.

 

Tak przestrzeń tańczyła, pokazując sama sobą, że gdy nie ograniczamy przyjmowania pokładów energii – współbrzmimy z energią boską. Temperatura ponad 20 stopni, lekki wiaterek i my ……. maleńkie jak te ziarenka piasku, a jakże ważne elementy w światowej układance.

 

 

 

 

 

Przeskakiwaliśmy z jednej diuny na drugą, ciesząc się radośnie razem z naszym małym towarzyszem.

Byliśmy na potężnej górze usypanej z małych ziarenek, każde ziarenko było samodzielne, ale chciało tworzyć z innymi wspólną całość, poddając się temu co przynosi kolejna sekunda.

Tak jak nasze ciała – wszystkie atomy umówiły się, aby tworzyć nasze piękne ciała – gdy pozwolimy im być takimi jakimi są, zadbamy o nie. Będą piękne i zdrowe każdego dnia.

Czuliśmy się jak zawieszeni gdzieś w przestrzeni nad nieskończenie rozległym horyzontem, gdzie jedno z jezior na dole przypominało nam o wielkiej miłości wszechświata, okolicznych duchów.

 

 

 

 

Pożegnaliśmy gościnne szczyty diun i z radością zjeżdżaliśmy na tyłku przy ich dźwięku, zbiegaliśmy grzęznąc po kostki, bawiąc się przy tym doskonale, czując lekkość piasku i swoich ciał.

 

 

 

 

Na nocleg pojechaliśmy 3 km dalej żegnając naszego czworonożnego towarzysza.

Daliśmy mu troszkę chrupek kocich, jednak nie skusił się nawet na spróbowanie.

Jakie było nasze zdziwienie, gdy kilka kilometrów dalej po zatrzymaniu się na nocleg – po kilku minutach pojawił się i on. Radość czy problem. Zaczęły się rozważania, że chyba ma domek itp. Radość spotkania ustąpiła trosce negatywnie pojętej, jakimś dywagacjom itp.

 

Uwalniam się od nadmiernej troski za innych, szczególnie za tych, którym „wypadałoby” pomóc

 

W trosce nad innymi słucham głosu wszechświata

 

A wszechświat mówił, on chce tylko towarzystwa ………. innego niż znane mu.

 

 

 

 

Nie mieliśmy go za bardzo czym nakarmić, a widać było, że miał ochotę na conieco.

Chrupki nie, ziemniak nie, tofu spasowało.

Patrzył na nas troszkę zaskoczony naszą skromną gościną.

Miało się wrażenie, że mówi:

– Tak fajnie wyglądali, a sknerzą się aby dać coś dobrego.

Poleżał koło samochodu i gdy zobaczył, że ani nie chcemy go wpuścić do auta, ani dać czegoś dobrego – poszedł sobie do swojej jurty ( może to pierwsi spotkani weganie) .

A my zasnęliśmy otuleni przez czerń nocy. Magicznej nocy…

 

 

 

Radość i spokój delfinów

Delfinarium w Ułan Ude 18 września 2015

 

 

Przygoda z delfinami zaczęła się gdy w galerii handlowej w Ułan Ude (kilka kilometrów od Iwołgińskiego datzanu) zobaczyliśmy film w Imaxie o delfinach, który zamigotał nam przed oczami. Niestety film już nie był wyświetlany. A powiem szczerze jak bardzo rzadko – miałam ochotę iść do kina. Tylko po przejrzeniu repertuaru nie było na co.

To było pierwsze zaproszenie o tych zwierząt radości.

Potem poszliśmy po sklepach budowlanych szukać rzeczy do przebudowy naszego  namiotu.

I ……… w pewnym momencie na tyłach sklepów zobaczyliśmy potężny namiot, gdzie pisało delfinarium.

 

 

O znowu delfinki stwierdziliśmy i poszliśmy dalej.

Jednak za jakiś czas przyszła myśl:

Może to zaproszenie?

Umysł próbował to sabotować, gdyż trzymania zwierząt w klatkach nie chcemy popierać. Choć ilu ludzi żyje w klatkach swojego umysłu???

Jednak wolność jest jedną z podstawowych moich wartości, dlatego coś ciągnęło i odrzucało zarazem.

 

– Może chodźmy się zapytać o której jest spektakl, jak będzie w najbliższym czasie możemy iść – powiedziałam.

 

I okazało się, że najbliższy spektakl jest za niecałą godzinę.

Cóż było zrobić słowo się rzekło, a chyba nie przez przypadek znaleźliśmy się w tym miejscu i w tym czasie.

 

Delfiny jako zwierze mocy to symbol radości, spokoju. Delfiny przypominają nam całym swoim jestestwem o harmonii i radości – uczuciach których pragnienie przeżywania i doświadczania skrywamy w swym najgłębszym wnętrzu. Podziwiamy delfiny w ich naturalnym środowisku, jak lekko, z radością i beztrosko śmigają wśród morskich fal emanując pogodą ducha. Mimowolnie poddajemy się działaniu ich pozytywnej energii. Nie wiedzieć kiedy, uśmiech rozkwita na naszej twarzy – igraszki delfinów przywołują wspomnienia beztroskich chwil radosnego dzieciństwa.

Delfiny to wysokorozwinięte istoty, żyjące z człowiekiem w odwiecznej przyjaźni. Pomagają nam nawiązać kontakt z naszym wnętrzem, spontanicznością, radością życia, zaufaniem – krótko mówiąc – z naszą Duszą.

Delfin zna tajemnice oddechu wiążącego nas z siłami życia. Kiedy oddycha, buduje most łączący go z innymi istotami i wymiarami. Oddech wiąże nas z Wielkim Duchem i Wszechświatem. Ludzie mający moc delfina, są połączeni z siłami boskimi. Delfin uczy nas, jak życiowe przeszkody można pokonywać z lekkością, gracją i radością.

Pomaga nam otworzyć serce.

Czy nie tego szukamy????

I tak o 18-tej weszliśmy do namiotu gdzie znajdowała się mała widownia i basen w którym już pływały delfiny, siedliśmy w pierwszy rzędzie 50 cm od basenu (przed spektaklem zostaliśmy przykryci folią).

Zaczęło się show delfiny spokojnie bawią się z prowadzącym, widać, że mają świetny kontakt. Taka bardzo prosta zabawa. Bardziej niż sztuczki intrygują nas one same, z jednej strony spokojne z drugiej radosne.

 

Łączę radość ze spokojem
 

Tak radość może być spokojna. Ciekawe odkrycie. Zawsze wydawało mi się, że radość pozbawiona spokoju jest nerwowa. Jednak zależy jaka radość czy jest odreagowaniem, czy po prostu wewnętrzną radością.

 

 

 

 

 

Nawiązuję kontakt z delfinami.

Pytam czy nie jest im źle w klatce.

– My uczymy się od ludzi wielu rzeczy, jesteśmy pionierami tego, aby delfiny były jeszcze bardziej inteligentne.

– Nie bój się nie zapominamy o swoich cechach, nie wyprzemy ich – aby być podobnym do ludzi.

 

Może tak jak mówią

 

Tak kiedyś też orzeł do zdjęć mi powiedział, że doświadcza bliskości i wielkiej miłości z człowiekiem czego nie ma w jego świecie.

 

 

 

 

I tak bawiąc się bardzo dobrze spędziliśmy godzinkę…

 

Radość, radość wypełnia każdą komórkę mojego ciała

 

Podziękowaliśmy tym cudownym zwierzętom i pojechaliśmy wreszcie w kierunku Gorjaczinska czyli ………… nad Bajkał.