o podróży na Wschód 2015

now browsing by category

 

Młodszy brat, starszy brat Bajkał, Chubsugul – Bartek – Sławek

Bajkał 19-23 września 2015

 

 

Bajkał starszy brat Chubsugul, to taka analogia do Bartka i jego brata.

Tym razem przygarnął nas na pierwszą noc nad sam brzeg, abyśmy w jego bliskości mogli pobyć jak najdłużej. Potem gdy zrobił się dzień i zaczęło pojawiać się coraz więcej aut robiło się wręcz ciasno. Postanowiliśmy więc jechać dalej w kierunku Gorjaczińska.

Po drodze pełno miejsc piknikowych, aż strach pomyśleć co tutaj musi być w sezonie….

 

 

Turku miejscowość szarych drewnianych bez uroku domów i Gorjaczińsk, równie zapiziały jak Turku. Jednak Bajkał w słoneczny dzień wdzięczył się tysiącem kolorów wody chcąc się pokazać młodszemu bratu w jak najlepszym świetle, złoty piasek i woda głęboko niebieska przechodząca czasem w zielony migocąca tysiącem barw tych kolorów.

 

Zapraszam do siebie do mojego świata zadawało się słyszeć.

 

Poznasz mnie, a poznasz siebie.

 

 

 

 

Potem koncert Buranowskich Babuszek (pisaliśmy o nich w poprzednim poście) i upatrzona wcześniej miejscówka na brzegu, nad samym brzegu. Jednak wiatr w tym miejscu był tak silny, że przenieśliśmy dalej do sosnowego lasku ok. 30 metrów od brzegu na górce.

 

– Dlaczego musi nas coś dzielić bracie – zapytywał Bartek.

 

– Kto wchodzi pomiędzy nas?

 

Piękna złocista plaża i las – samo piękno .

 

– Tak piękno, ale jednak dzieli, poza tym ja patrzę na Ciebie z góry w twoją piękną głębię, jesteś jak morze, bezkresne i mam wrażenie, że Ty mnie nie widzisz nie zapraszasz w swoje progi

– zapytuje dalej Bartek.

 

– Bo ja kumpluję się z tym co piękne…….

 

 

 

 

I tak patrząc na Bajkał spacerując po jego brzegu spędziliśmy parę dni.

Zbieraliśmy grzyby – choć tutaj było ich mało, patrzyliśmy w jego niesamowitą głębię, bo morze to czy jezioro.

 

 

 

Gdy słońce schodziło niżej miało się wrażenie, że chce okąpać się w Bajkale, rozświetlając jego powierzchnie.

 

I gdzie jest światło?

 

Na górze czy w jeziorze?

 

Światło jednoczy się z wodą tworząc niesamowity spektakl, wszystko lśni jakby tańczyło. Gdy wiatr przygra na swoim saksofonie to tworzą się miliony odcieni światła, a może po co ograniczać ich jakąś liczbą.

 

 

 

 

Fale spokojnie lub mniej witają się z piaskiem by potem odejść w swoją stronę.

 

Czasem księżyc przeglądał się jeziorze, rozświetlając jego ciemną nocną toń.

 

 

 

Jednak nie ma zaproszenia do bezpośredniego spotkania .

 

– Dlaczego? – pyta Bartek.

 

– Bo jesteś za młody, gdy dorośniesz zrozumiesz – pada odpowiedź…

 

– Za młody by być Twoim bratem???

 

 

 

 

I tak, dzień za dniem w kolorach słońca, wody, złotej plaży, kiedrowo-sosnowego lasu. Czasami mieliśmy wrażenie, że las jest większym przyjacielem niż jezioro. Piękna wiewiórka biegała po drzewach, a czasami siedziała w naszym sąsiedztwie. Przypominając, że mamy opiekę i nawet twarde orzechy bez problemu rozgryziemy.

 

 

 

 

Było nam dobrze 

 

Niestety zapowiadali załamanie pogody na najbliższy tydzień, postanowiliśmy więc pojechać na północ w kierunku Ust-Barkuzina, aby więcej zobaczyć tych terenów. Może nie postanowiliśmy, tylko Bartek bardzo chciał zobaczyć brzeg z wysokimi górami rozpoczynającymi się połowie Bajkału i tak 22 września pożegnaliśmy bardzo gościnne miejsce i pojechaliśmy dalej.

Do Gorjaczinska biegnie bardzo dobry asfalt z Ułan Ude, ciągnie się potem jeszcze z 30 km, a potem różnie. Na pewno kiedyś zrobią drogę. Gdzieniegdzie jeszcze było widać ślady ostatnich pożarów, wręcz śmierdzące dopalające się resztki – pogożelisko.

 

 

Czuliśmy się coraz bardziej zmęczeni. Jednak jeszcze chcieliśmy zobaczyć półwysep ……….

Niestety o tej porze roku dostęp do niego był dość utrudniony. Miły stróż na szlabanie poinformował nas, że można go uzyskać w Ust-Barkuzin. Powiedział również, że jest to teren Parku Narodowego inie można tam obozować na dziko, a cała baza turystyczna jest zamknięta. No ciekawe.

Ruszył się silny mroźny wiatr, więc stwierdziliśmy, że wracamy ……………

A do mnie przyszła refleksja, że gdyby nie nadchodziła zima to byśmy wrócili do sanatorium na oddział leczenia głodówką w celu oczyszczenia naszych ciał z toksyn.

Tak idąc za energią na naszej drodze pojawił się tydzień tylko na pranie (inaczej mówiąc rozświetlania).

Zadzwoniłam do sanatorium okazało się, że miejsce jest.

Ruszyliśmy więc z powrotem odwiedzając kolejne plaże, ciesząc się kolorytem jesieni i tak ok. 8 km od Gorjaczinska bardzo spodobała nam się plaża- postanowiliśmy więc zostać.

 

 

 

 

 

Parkując auto, aby znaleźć proste miejsce do spania Bartek poczuł niesamowity opór na kierownicy.

 

– Jedź szybko do głównej drogi – przyszło mi głowy.

 

Ruszyliśmy jednak Bartek stwierdził, że z niesprawną kierownicą nie wyjedzie na drogę. Zatrzymał się ok. 700 metrów od niej. Gdy zaczęliśmy oglądać samochód zauważyliśmy i usłyszeliśmy potężny wyciek spod maski. Okazało się, że rozszczelniła się pompa wspomagania kierownicy i wylał cały olej. Można rzecz, że eksplodowała. Wcześniej nie dawała żadnych znaków złego samopoczucia, nie kapała ani kropelką.

Bartek się zdenerwował, jednak za chwilę zaczęliśmy kombinować co robić. Byliśmy w lesie bez internetu. Zbliżała się noc.

 

 

Zależało nam tylko, aby dojechać do Gorjaczinska – 8 km.

 

Udało nam się skontaktować z mechanikami w Polsce. Ich pomysły były dobre. Należało zdjąć obydwa paski klinowe i założyć taki krótki tylko na koło silnika i pompę wodną.

Jednak nie mieliśmy paska klinowego tej długości.

Bartek wpadł na rozwiązanie , po prostu użył kawałka cienkiej linki z rdzeniem wewnątrz.

I po nocy w lesie – rano ruszyliśmy dalej.

 

Oczywiście prosząc wszystkie duchy opiekuńcze, istoty światła by dojechać do Goraczińska.

A co było powodem wydarzenia, szybko zrobiliśmy ustawienie :

Oczywiście relacja z bratem.

Jako młodszy brat też robił na złość swojemu bratu, był wobec niego złośliwy.

 

Uwalniam się przymusu robienia złośliwości innym

 

 

Pozwalam sobie na wspólną zabawę z innymi

 

Zawsze bowiem przyczyna konfliktu leży gdzieś pośrodku.

 

 

Nad Bajkałem powitały nas Buranowskie babuszki

Buranowskie babuszki radość bycia 19 września 2015

 

 

Gorjaczinsk kurort nad Bajkałem.

Do miasteczka przyjechaliśmy parę godzin wcześniej.

Jest 15,45 po spacerze nad Bajkałem idziemy oglądnąć sanatorium i zapytać o ceny procedur.

Dziewczyna w recepcji informuje nas bardzo sympatycznie o wszystkim, łącznie z tym, że są tutaj organizowane wczasy głodówkowe (w sanatorium oficjalnej medycyny!).

Na koniec pokazuje maleńki plakacik i mówi:

– Dziś u nas w klubie są Buranowskie babuszki .

Robimy wielkie oczy

– Nie znacie – pyta zaskoczona .

– Nie – odpowiadamy zgodnie z prawdą.

 

 

Jednak ciągnieni niewidzialną siłą idziemy do klubu, w końcu przyszliśmy dokładnie na występ (mogliśmy przecież pierwsze iść do sanatorium, a potem nad Bajkał).

Wchodzimy na sale klubu wyglądającego jak z czasów komunizmu, po brzegi wypełnionej ludźmi (wstęp 150 rubli – 9 zł.).

– O nieźle – stwierdzamy.

Na scenie produkuje się jakiś zespół z buriackich strojach, patrzymy po sobie ……..

– No dobra po coś duchy nas tutaj posłały.

 

 

Gdy nagle ten zespół zaprasza na scenę, witając chlebem i solą, główna atrakcję popołudnia czyli Buranowskie babuszki.

Od razu zmienia się energia, na scenie pojawia się 6 kobiet, z czego większość ma po 70-tce.

Śpiewają międzynarodowe szlagiery, dając w to niesamowitą radość istnienia. Radość bycia i świeżość.

Jak same mówią – jechały tutaj 3 dni pociągiem, czasem i ciśnienie skakało. Jednak sama myśl występu dodawała im siły.

A skąd znane są Buranowskie babuszki.

W 2012 roku zdobyły 2 miejsce na festiwalu Eurowizji, a potem wystąpiły na Olimpiadzie w Soczi.

Zresztą z Soczi związana jest niesamowita historia. Najpierw komitet olimpijski zaprosił babuszki na olimpiadę, jednak potem dostały informacje, że nie ma pieniędzy na ich występ.

Jedna z babuszek, była nauczycielka przedszkolna, stwierdziła jedźmy za nasze pieniądze – cerkiew poczeka (budują za pieniądze z występów chram ) – ja zawsze chciałam wystąpić na olimpiadzie.

I pojechały ……. i wystąpiły, a wszystkim sportowcom rosyjskiej federacji podarowały własnoręcznie wykonane na drutach kukiełki – ich firmowy symbol szczęścia. Potem już na zakończenie zostały zaproszone przez rosyjską federację, parę dni wcześniej. 

 

Właśnie czy na olimpiadzie mogą występować tylko sportowcy?

 

 

A co z kościołem ?

Cała ich historia związana jest z kościołem, gdyż zespół istnieje 40 lat. Jakiś czas temu jakieś 10 lat lub wcześniej, ktoś dał ich występ na youtube.

We wsi w której mieszkają (ok. 700 mieszkańców) był zniszczony kościół, który bardzo chciały (nie tylko one) odbudować i gdy tak myślały jak to zrobić zadzwonił telefon z prośbą o nagranie kilku przebojów w ich wykonaniu (tłumaczą też międzynarodowe szlagiery na język udmurcki) z zaznaczeniem, że dobrze za to zapłaci.

I tak zaczęła się ich historia. Większość honorarium przeznaczają na odbudowę cerkwi w ich rodzinnym Buranowie, która już prawie jest dokończona.

 

 

Cieszą się z tego co robią pokazując światu radość działania w podeszłym wieku (bez wypierania się chorobami – bo też je mają).

Jedna z babć opowiadała, że jest po operacji kolan, na scenie stoi tylko 2 godziny, resztę siedzi. Więc bez problemu daje radę…….

Oczywiście cała historia babuszek nie obyła się bez skandalu (o tym dowiedziałam się przeszukując internet, na koncercie podkreślano wiele razy, że jesteśmy PRAWDZIWE BABUSZKI (czego nie rozumiałam, myślałam , że chodzi o wiek)

W sierpniu 2014 roku ich manager postanowiła wymienić skład babuszek na bardziej zdrowy i profesjonalny – z lepszymi głosami, lepiej ruszające się na scenie, inaczej mówiąc pod znaną już nazwą zrobić profesjonalny zespół, nie pochodzący z tej miejscowości.

Na początku babuszki się obraziły, a teraz z tego co widzę są dwa zespoły.

adres do prawdziwych babuszek http://www.buranovskie-babushki.ru/

My mieliśmy właśnie to szczęście trafić do tych prawdziwych, czasami i prawie 80 letnich gwiazd estrady, tych które występowały w Soczi i na Eurowizji. Mieliśmy okazję nakarmić się radością prostego działania, dlatego że działam.

Bez przymusu robienia wielkiej kariery i zarabiania dużych pieniędzy.

 

Uwalniam się od przymusu zrobienia wielkiej kariery w tym czym się zajmuję

 

Uwalniam się od przymusu zarabiania wielkich pieniędzy w tym co robię

 

Uwalniam się od przymusu osiągania czegoś w tym co robię

 

Pozwalam sobie robić swoje rzeczy z radością

 

 

Właśnie przykład babuszek pokazuje, że nawet w dzisiejszym agresywnym świecie Show Biznesu można przyjść z nikąd – gdy prowadzi wszechświat i ma się serce na dłoni (kiedyś znajomy mi biznesmen – bardzo bogaty człowiek promował córkę piosenkarkę – jej nazwisko jest znane w Polsce – powiedział – zawsze myślałem że chamstwo, podchody, agresja wobec innych itp. jest największa w klasycznym biznesie, ale show biznes bije go kilkakrotnie)

 

Teraz są dwa zespoły – jeden serca, a drugi profesjonalny, każdy może wybrać jakiej energii potrzebuje.

Boimy się działać z sercem, dlatego zasłaniamy się profesjonalizmem. Oczywiście jedno z drugim może iść z parze.

Choć sama nazwa profesjonalista – przesiąknięta jest silną dawką EGO.

 

Uwalniam się od przymusu bycia profesjonalistą w tym co robię

 

Pozwalam sobie działać z radością

 

 

 

I tak pochłonęliśmy się koncertem, wtopiliśmy w jego niesamowitą energię, na sali bez specjalnej akustyki i nagłośnienia. Pozwoliliśmy się z stopić z kobietami, z ich radością robienia tego co robią.

Gdy koncert się skończył byłam przepełniona energią.

To może taka rada, popatrzcie jak czujecie się po koncertach, filmach, oglądaniu tego przy czym macie odpoczywać – czy dodaje Wam to energii czy tylko jak krytycy troszkę zmęczeni tym co zobaczyliście mówicie:

NO FAJNE…..

A w duszy czujecie coś innego.

Nie wierzcie autorytetom, intelektualistom – słuchajcie tylko siebie, przecież do baku samochodu nie wlejecie świadomie paliwa po którym samochód będzie w sposób senny i zmęczony jeździł. Od razu wiedzielibyście, że jest złe. I co ważne, nie ma rzeczy które w danym momencie podnoszą energię wszystkim. Każdy z nas potrzebuje innej energii, w danym czasie. Zresztą to co dziś obniża naszą energię, jutro może podnosić i odwrotnie.

 

Uwalniam się od przymusu wierzenia autorytetom, intelektualistom

 

Uwalniam się od wstydu za to jaka jestem

 

Pozwalam sobie na to co sprawia mi przyjemność, dodaje energii – niezależnie co o tym myślą o tym inni.

 

I tak z wielkim przesłaniem tych niesamowitych kobiet, robiąc zdjęcia z nimi i kupując kalendarzyk (30 rubli – 1,8 zł), napełnieni energią radości pojechaliśmy nad Bajkał na nocleg .

 

Moje działanie przepełnia radość, inicjatywa

 

a tu kilka piosenek tych niesamowitych kobiet

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

dziękujemy za to piękne spotkanie, za spotkanie z osobami które robią to co mają robić

 

A na koniec opowiadana anegdota

Zapytano jednej z babć co myśli, jak do ich popularności odnosi się Ałła Pugaczowa

babcia trochę zdezorientowana pytaniem odpowiedziała:

– Ona ma swoją robotę, ja mam swoją.

 

Radość i spokój delfinów

Delfinarium w Ułan Ude 18 września 2015

 

 

Przygoda z delfinami zaczęła się gdy w galerii handlowej w Ułan Ude (kilka kilometrów od Iwołgińskiego datzanu) zobaczyliśmy film w Imaxie o delfinach, który zamigotał nam przed oczami. Niestety film już nie był wyświetlany. A powiem szczerze jak bardzo rzadko – miałam ochotę iść do kina. Tylko po przejrzeniu repertuaru nie było na co.

To było pierwsze zaproszenie o tych zwierząt radości.

Potem poszliśmy po sklepach budowlanych szukać rzeczy do przebudowy naszego  namiotu.

I ……… w pewnym momencie na tyłach sklepów zobaczyliśmy potężny namiot, gdzie pisało delfinarium.

 

 

O znowu delfinki stwierdziliśmy i poszliśmy dalej.

Jednak za jakiś czas przyszła myśl:

Może to zaproszenie?

Umysł próbował to sabotować, gdyż trzymania zwierząt w klatkach nie chcemy popierać. Choć ilu ludzi żyje w klatkach swojego umysłu???

Jednak wolność jest jedną z podstawowych moich wartości, dlatego coś ciągnęło i odrzucało zarazem.

 

– Może chodźmy się zapytać o której jest spektakl, jak będzie w najbliższym czasie możemy iść – powiedziałam.

 

I okazało się, że najbliższy spektakl jest za niecałą godzinę.

Cóż było zrobić słowo się rzekło, a chyba nie przez przypadek znaleźliśmy się w tym miejscu i w tym czasie.

 

Delfiny jako zwierze mocy to symbol radości, spokoju. Delfiny przypominają nam całym swoim jestestwem o harmonii i radości – uczuciach których pragnienie przeżywania i doświadczania skrywamy w swym najgłębszym wnętrzu. Podziwiamy delfiny w ich naturalnym środowisku, jak lekko, z radością i beztrosko śmigają wśród morskich fal emanując pogodą ducha. Mimowolnie poddajemy się działaniu ich pozytywnej energii. Nie wiedzieć kiedy, uśmiech rozkwita na naszej twarzy – igraszki delfinów przywołują wspomnienia beztroskich chwil radosnego dzieciństwa.

Delfiny to wysokorozwinięte istoty, żyjące z człowiekiem w odwiecznej przyjaźni. Pomagają nam nawiązać kontakt z naszym wnętrzem, spontanicznością, radością życia, zaufaniem – krótko mówiąc – z naszą Duszą.

Delfin zna tajemnice oddechu wiążącego nas z siłami życia. Kiedy oddycha, buduje most łączący go z innymi istotami i wymiarami. Oddech wiąże nas z Wielkim Duchem i Wszechświatem. Ludzie mający moc delfina, są połączeni z siłami boskimi. Delfin uczy nas, jak życiowe przeszkody można pokonywać z lekkością, gracją i radością.

Pomaga nam otworzyć serce.

Czy nie tego szukamy????

I tak o 18-tej weszliśmy do namiotu gdzie znajdowała się mała widownia i basen w którym już pływały delfiny, siedliśmy w pierwszy rzędzie 50 cm od basenu (przed spektaklem zostaliśmy przykryci folią).

Zaczęło się show delfiny spokojnie bawią się z prowadzącym, widać, że mają świetny kontakt. Taka bardzo prosta zabawa. Bardziej niż sztuczki intrygują nas one same, z jednej strony spokojne z drugiej radosne.

 

Łączę radość ze spokojem
 

Tak radość może być spokojna. Ciekawe odkrycie. Zawsze wydawało mi się, że radość pozbawiona spokoju jest nerwowa. Jednak zależy jaka radość czy jest odreagowaniem, czy po prostu wewnętrzną radością.

 

 

 

 

 

Nawiązuję kontakt z delfinami.

Pytam czy nie jest im źle w klatce.

– My uczymy się od ludzi wielu rzeczy, jesteśmy pionierami tego, aby delfiny były jeszcze bardziej inteligentne.

– Nie bój się nie zapominamy o swoich cechach, nie wyprzemy ich – aby być podobnym do ludzi.

 

Może tak jak mówią

 

Tak kiedyś też orzeł do zdjęć mi powiedział, że doświadcza bliskości i wielkiej miłości z człowiekiem czego nie ma w jego świecie.

 

 

 

 

I tak bawiąc się bardzo dobrze spędziliśmy godzinkę…

 

Radość, radość wypełnia każdą komórkę mojego ciała

 

Podziękowaliśmy tym cudownym zwierzętom i pojechaliśmy wreszcie w kierunku Gorjaczinska czyli ………… nad Bajkał.

 

Z kolejną pielgrzymką do lamy Itigeowa

Z kolejną pielgrzymką do Lamy Itegełow 16-18 września 2015

 

 

 

Długa noc zaczęła się za Erdenet (350 km przed granicą z Rosją) – był wieczór, słońce kładło się do snu. Zakładaliśmy kupione z miasteczku ogórki do słoika i ściągałam z internetu kolejne odcinki kosmicznej transmutacji, Adama Anczykowskiego, które zamigotały na facebooku mówiąc – pooglądaj nas.

 

 

 

Droga coraz bardziej zatłoczonymi drogami w coraz czarniejszej nocy, była lekka właśnie dzięki słuchaniu Pana Adama. Pojawiały się rzeczy całkowicie znane, ale również takie które gdzieś tylko ogarniałam wcześniej umysłem, a teraz gdy mówiła to osoba której były częścią – dochodziły do świadomości. Otwierały kolejne przestrzenie wewnątrz .

 

Nie ma separacji, oddzielenia

 

Wszyscy jesteśmy jednym

 

Tak, tak z przyrodą to czuję dobrze, ale z ludźmi …….

Nie stawiam granic, ale przecież je stawiam lękami, poczuciem winy, oceną siebie czy innych…

 

Pokochaj to co nie jest do pokochania dźwięczało w komputerze

 

Bartek w środku nocy ( o drugiej! – i nie wiedzieć czemu jedzie dalej) dolewa paliwa z kanistra do landrynki (mieliśmy w zapasie, a teraz bez sensu kupować w Mongolii bo jest 2 razy droższe niż w Rosji, w Rosji 2 zł , w Mongolii 3,8 zł). To pierwsza noc w historii jak go znam, gdy jedzie spokojnie, bez przymusu znalezienia miejsca na nocleg i bez senności. Do tego chce mu się jeszcze wlewać paliwo, po ciemku w temperaturze ok. 4 stopni, odmotowując paski!

 

Co się dzieje???

 

2,30 w nocy – dojeżdżamy na granicę – zawsze mówili nam, że w nocy poza weekendami nie ma ludzi, a tu…. osobówek, może nie bardzo dużo, ale kilka czy kilkanaście autokarów!

 

Od razu test kochania.

 

Pokochaj to co jest nie do pokochania

 

Może nawet nie gdzieś na dalszym poziomie jak tłumaczy Pan Adam, ale na moim na ten moment.

Do tego o 6-tej rano zmiany urzędników, które trwają i trwają…. szczególnie po rosyjskiej stronie.

 

Pokochaj co jest nie do pokochania

 

O 10 rano jesteśmy po rosyjskiej stronie, po zimnej, mroźnej nocy słoneczko ogrzewa przestrzeń…. pokazują nam zmiany jakie zaszły w nas….

Granica to nie był warsztat tego co może być, to był warsztat życia.

 

Pokochaj to co nie jest do pokochania

 

Także tych Mongołów pchających się wrednie, wyprzedzających nawet przy granicznym szlabanie, gdy zobaczą troszkę luki, trąbiących. Do tego zmęczenie i chłód nocy.

 

Po pokonaniu przejścia granicznego powinniśmy iść spać, jednak rozbudzeni ciepłym słońcem poranka jedziemy dalej w kierunku Bajkału, a co za tym idzie Ułan-Ude i Iwołgińskiego Klasztoru z naszym żywym, "nieżywym lamą". Do Lamy mamy ok. 200 km, jedziemy spokojnie, w pewnym momencie zmęczenie ścina nas z nóg. Kładziemy się na 2 godzinki….. i gdy wstajemy jesteśmy w pełni zregenerowani.

Kolejne kilometry, zakupy (doładowanie internetu, zakupy u babuszek na targu) i nagle już przed Iwołgińskiem potężnie czarne chmury spowijają niebo.

Ładnie lama nas wita – śmiejemy się.

Jedziemy, patrzymy w czarną przestrzeń otuloną kropelkami deszczu.

Gdzieś pojawia się myśl gdzie mam kurtkę przeciwdeszczową.

Dwa kilometry przed klasztorem wychodzi słońce oświetlając nam drogę przed nami, takim światłem, które nie sposób przepuścić przez siebie ( i oczy).

 

 

Choć dlaczego tego nie zrobić, w końcu jedziemy do lamy – wtedy na horyzoncie pojawiam się piękna tęcza, wyraźna i w najbardziej wyraźnym kawałku podwójna.

Zatrzymujemy się i cieszymy jak dzieci, nie tylko tęczą, ale również tym, że lama tak serdecznie nas wita.

Jakie powitanie – mówimy wzruszeni radośnie.

 

Z ciemności w światło wszystkich kolorów świata

 

I znów jak trzy dni wcześniej nad Chubsgul – przepuszczamy to światło przez siebie, bawiąc się i ciesząc.

 

Przepuszczam światło przez siebie z radością bawiąc się przy tym jak dziecko.

 

 

 

Jesteśmy troszkę w innym świecie – tak mocno zaskoczeni tym wszystkim co się dzieje.

Jednak to nie koniec niespodzianek.

Gdy podjeżdżamy pod datzan widzimy masę samochodów, autokarów, na stadionie jakaś impreza…

Co to jest ….???

Patrzymy, pytając siebie radośnie.

Okazało się, że Этигэл Хамбын хурал dzień kultu Itigełowa – święto w które, w czasie którego lama Itigełow przenoszony jest do głównego datzanu, otwierany (tzn. normalnie siedzi w szklanej klatce, a wtedy jedne drzwi są otwierane i zawieszana jest szarfa na jego ciele, a drugim końcem asystujący mnich błogosławi (czy jak to nazwać ) w czubek głowy pielgrzymów).

Wzruszenie, zaskoczenie ……

Tyle razy takie rzeczy zdarzają się nam w życiu, jednak za każdym razem jestem zaskoczona i wdzięczna za to niesamowite prowadzenie.

Stajemy w kolejce, jak zwykle pielgrzymujący Mongołowie jak zwykle się ryją, jednak stoimy spokojnie formułując intencje. Nie ma separacji….

 

Jestem innym Ty

 

Brzmi w mojej głowie, gdy mongolskie pielgrzymki przepychają moje ciało z jednej strony na drugą…

Bartek stwierdza , że skoro nie ma separacji – to są oni tą częścią nas samych – która lubi się rozpychać i pora ją tak samo pokochać.

 

 

Poddaję się Twojemu prowadzeniu, w tych wszystkich wartościach których brakuje mi w życiu – mówię do siebie chyba trochę sama zaskoczona tym co mówię.

 

Zawsze opieram się mistrzom, jednak teraz mam świadomość, że mogę z tego poddania się każdej chwili wycofać, mieć wielu przewodników.

A na ten moment czuję, że mam czego uczyć się od lamy.

 

W ciało napiera energia, która wyrzuca ciężkość aż kręci mi się w głowie.

 

Poddaję się temu w radości.

 

Niedaleko lamy stoi zielona Tara, pokazując sobą , ze można dojść na wysokie duchowe poziomy w ciele kobiety.

 

W ciele kobiety mogę iść duchową drogą i osiągać jej szczyty

 

 

Bezpośrednie spotkanie z lamą jest krótkie, stoję metr od niego, patrzę na jego twarz z ciekawością, a potem gdy pochylam głowę szarfa dotyka mojej głowy. Czuję połączenie z lamą, jednak moja głowa gdzieś się przed tym broni.

Tak, tak nie chciałam mistrza bezpośrednio, a chciałam na odległość przyjść popytać i iść. A przy połączeniu nie ma nauczyciela i mistrza – jest jedność.

 

Rozświetlam moje ciało, umysł duszę bezpiecznie.

 

Odchodzimy w tył datzanu, patrzę na lamę, stapiam się z nim, z tą cząstką którą potrafię w jedności.

 

Całe bogactwo świata jest do Twojej dyspozycji, tylko pozwól sobie na to

 

Brzęczy w mojej głowie, tak to odpowiedź na lęki o materię, które pojawiają się od czasu to czasu.

Nawet nie jestem w stanie zadać dodatkowych pytań.

Po prostu stoję i patrzę, istnieje tylko lama i ja.

Stojący obok niego mnich ociera twarz lamy z potu…… niesamowite właśnie w tym momencie, gdy czuję z nim największą jedność.

 

Wychodzimy z datzanu i jeszcze przez szybę patrzę na lamę i wtedy z radością mu macham.

 

Uwalniam się od duchowego patetyzmu, napięcia, powagi….

 

Idę moją duchową drogą z radością i zabawą.

 

 

 

Słońce zachodzi, spacerujemy jeszcze po klasztorze dziękując temu wszystkiemu, czego tutaj doświadczyliśmy.

 

 

 

 

To nie koniec naszego spotkania, na nocleg jedziemy opodal do świętego, klasztornego źródełka (260 ppm, 368 węglanowej , 12 st. C, 2.5 ph) i noc jeszcze spędzimy w towarzystwie lamy.

Zaprosił nas po wszystkich uroczystościach, rytuałach – na spotkanie ze sobą.

Bo rytuały, obrzędy to tylko narzędzie, a nie środek.

 

Uwalniam się od przymusu uczestniczenia w obrzędach, rytuałach

 

Pozwalam sobie iść moją własną duchową drogą.

 

Kolejny program znalazł ujście, program z katolicyzmu – gdzie wg. moich tamtejszych nauczycieli msza była najważniejsza, nawet miałam wrażenie, że można robić w życiu zło – byle się chodziło na mszę.

 

Z niesamowitą wdzięcznością, gdzieś koło południa następnego dnia, po napisaniu tego wszystkiego opuszczamy rejon klasztoru, napełnieni tym co niewidzialne z zasady, to dlatego znad jeziora Chubsugul jakaś niewidzialna siła ciągła mnie, aby wyjechać.

 

A tu coś do ciała ciasto sprzedawane z okazji święta w datzanach (mąka, masło i cukier).

 

Smacznego

 

 

O lamie pisaliśmy już w poście: http://brygidaibartek.pl/wyjdz-poza-przeslanie-lamy-itigelow/

Moron miasto uśmiechniętych dzieci

Moron miasto uśmiechniętych dzieci 24 sierpnia i 7-8, 15 września 2015

 

 

 

W Moron stolicy Chubsgulowego rejonu byliśmy w sumie 3 razy. Pierwsze spotkanie było trudne i mało sympatyczne. Upał lał się z nieba i wszyscy łącznie z nami, chodzili w jakimś amoku.

Drugie spotkanie i trzecie było bardzo sympatyczne. Najwięcej kolorytu dodawały dzieci (rozpoczął się rok szkolny) , które radośnie patrzyły na obcokrajowców wchodząc z nimi w szczery kontakt.

Dziewczynki jak księżne przechadzały się po ulicach z dużymi kokardami we włosach. Dzieci było więcej niż dorosłych. (Fakt na pewno część dzieci przyjechała do internatów), co przy szczerym kontakcie było niezwykle sympatyczne.

 

 

 

Dzieci patrzyły prosto w oczy z ciekawością i radością, czasami mówiąc po angielsku parę nauczonych słów. Takie spotkanie na 100% bez wstydu i zażenowania patrzenia na drugą osobę, że nie wypada, nie można.

Różnicę poczuliśmy gdy po trzecim spotkaniu z Moron, pojechaliśmy w kierunku granicy rosyjskiej i odwiedziliśmy drugie co do wielkości miasto Mongolii Erdenet. Dzieci tak samo jak w Moron patrzyły, tylko tym razem z ukrycia. A przyłapane na tym okazywały zawstydzenie.

Nie wchodziły w żadne radosne reakcje.

 

Uwalniam się od masek zawstydzenia i nieszczerości

 

Pozwalam sobie na kontakt z innymi ludźmi oparty na miłości.

 

 

 

 

 

Dlaczego jak mnie interesuje drugi człowiek nie mogę na niego popatrzyć? Uśmiechnąć się? Zagadnąć? Powiedzieć dzień dobry?

Powiedźcie mi dlaczego w naszym świecie to złe?

 

Ja nie wiem i rezygnuję z takiego zachowania.

 

A wracając do Moron to przy drugiej wizycie odkryliśmy targ, chyba jeden z najbardziej sympatycznych w znanej nam Mongolii z masą jeszcze regionalnych tkanin, butów, ubrań (co rzadkość w innych częściach). Ten rejon jeszcze z tego co byliśmy jest najbardziej starodawny.

 

 

 

Pierwszy raz też w Mongolii zobaczyliśmy zioła suszone do picia. Szkoda, że jest bariera języka bo ten temat bym bardziej zgłębiła.

 

 

 

Do tego chińskie ubranka (tym razem chyba najmniej kolorowe z całej Mongolii) , warzywa i owocki.

Warzywa to kapusta, marchewka, cebula, rzepa, ziemniaki

owocki – borówka, brusznica, orzeszki kiedrowe, rebarbar, importowane jabłka, pomarańcze, banany

 

 

 

 

 

Można również kupić przetwory zarówno babcine jak i przemysłowe tutejszej firmy (dżemy, soki).

Ludzie tacy prawdziwy, jeszcze nie zmanierowani maskami. Po prostu są w tym kim są.

Inna Mongolia, a może kolejna jej odsłona.

 

 

 

 

Droga asfaltowa do Moron z granicy rosyjskiej, czy z Ulan Bator ma kilka lat. Wcześniej była to wyprawa zajmująca 3 szybkie dni. Teraz 800 km dobrym asfaltem to 10 godzin jazdy. To na pewno powoduje, że miasteczko bardzo dynamicznie się zmienia, oglądając coraz więcej turystów zarówno swoich jak i zagranicznych. Bo co by nie mówić w Moron, jak i Hatgal spotkaliśmy kilka razy więcej zagranicznych turystów niż we wszystkich pozostałych rejonach razem wziętych.

 

 

 

 

Poza targiem ugościła nas jeszcze restauracja zupkami z kategorii „zdrowe jedzenie”. Tak fajnie od czasu do czasu wejść do knajpki i mieć co zjeść.

 

 

Byliśmy w paru wegańskich, jednak ta miała najbardziej odpowiadającą nam energię, tym bardziej, że zupki w formie kremów były przyrządzane na świeżo tak jak i pierożki warzywne wzorowane na buuzach (narodowe pierogi, kluseczki z mięsem) . Byliśmy w niej 3 razy i za każdym razem wszystko miało inny smak.

Zupki wegetariańskie, zabielone najprawdopodobniej majonezem. Raz kucharz – co nam się najmniej podobało – zagęścił jajkiem.

Jednak i tak polecamy

Dziękujemy temu miasteczku szczególnie za odsłonę drugą i trzecią, za ten czas z tymi niesamowicie jasnymi, bo prostymi i szczerymi dziećmi.

 

Maski zabierają jasność pamiętajcie o tym