o podróży na Wschód 2015
now browsing by category
Sałatka z białego chińskiego grzyba
Biały grzyb – trzęsak morszczynowaty sałatka
Internet jest fantastycznym narzędziem, dzięki niemu można mieć kontakt z cały światem, będąc gdzieś pozornie na jego końcu.
I tak wpadł mi w oczy artykuł mojego wielkiego mistrza jedzenia produktów dziko rosnących Łukasza Łuczaja http://lukaszluczaj.pl/czy-jadles-kiedys-biala-drzewna-meduze-to-trzesak-morszczynowaty-tremella-fuciformis-berk/ który właśnie wrócił z Tybetu, i pisał o trzęsaku morszczynowatym.
Dokładnie takie kupiliśmy, suszone – dość dawno temu w koreańskim sklepie na targu w Barnaul, i z raz czy dwa razy przygotowaliśmy z sosem na bazie sosu sojowego z orientalnymi przyprawami.
Przygotowuje się je dość prosto, najpierw należy grzyby namoczyć na ok. 1 godzinę aby zmiękły, dobrze odsączyć a potem robić już z nimi można wszystko.
Tym razem dodałam kiszonej kapusty (sami robiliśmy ze wspaniałej mongolskiej kapusty) majonezu i orientalnych przypraw. Sałatka wyszła rewelacyjna
Dobrze jest zaraz po odsączeniu wody szybko dać te składniki, którymi chcemy aby przesiąkł, gdyż tak jak soja łapie smak tego czym go doprawiamy.
Można z octem i orientalnymi przyprawami.
Można również na ciepło. Jak zwykłe inwencja nie zna granic, a eksperymenty smakowe poszerzają nasze horyzonty i pozwalają wyjść poza znajome smaki i potrawy.
Odwagi w kulinarnym i nie tylko eksperymentowaniu.
Artykuł Łukasza poniżej,
Chiny zawsze zaskakują nas wielością ingrediencji. Spopularyzowały się już u nas chińsko-japońskie uszaki (Auricularia) ale przybyszów z Europy wciąż zaskakują podobne grzyby o białej barwie. Jest to trzęsak morszczynowaty (Tremella fuciformis Berk.) powszechnie w Chinach uprawiany i konsumowany. Można go też kupić w postaci suszonej w sklepach. Ma bardzo delikatny przyjemny smak i jest wart rozpropagowania w Polsce. Jadłem już kilka lat temu, ale jakoś w tym roku w Chinach wszędzie ją dostrzegałem i pojawiła się w kilku potrawach. Wpierw myślałem, że to jakiś chiński szmaciak, dopiero potem okazał się, że to trzęsak.
W Chinach nazywany jest 银耳 (yín ěr; „srebrne ucho”), 雪耳 (xuě ěr; „śnieżne ucho”); or 白木耳 (bái mù ěr, „białe ucho drzewne”), w Japonii shiro kikurage (シロキクラゲ, „biała meduza drzewna”). W Wietnamie znany pod nazwą nấm tuyết or ngân nhĩ.
W Polsce dziko występują inne gatunki trzęsaków. Ciekaw jestem czy ich próbowaliście? Bo ja jeszcze nie…
Smacznego
Rosyjska sałatka z buraków z orzechami i śliwkami
Rosyjska sałatka z buraków
Nasza ulubiona sałatka buraczana, odkryta w klasztorze u Serafina z Sarowa, konkretny przepis znalazłam w jednym z czasopism kulinarnych, który specjalnie dla tego przepisu kupiłam. My zamiast śmietany daliśmy więcej majonezu, a buraki mieliśmy zeszłoroczne. Jak zwykle inwencja.
Składniki:
buraki młode 700 g
suszona czarna śliwka bez pestek 70 g
orzechy włoskie wyłuskane oczyszczone 0,5 szklanki
czosnek 2 ząbki
majonez 2 łyżki
śmietana 3 łyżki
koperek zielony
sól
Buraki ze skórką ugotować w małej ilości wody ok 40 minut. Potem dać do ostygnięcia do miski z zimną wodą. Zdjąć skórkę i utrzeć na grubej tarce.
Rozdrobnić orzechy w blenderze na grubsze kawałki
Koperek drobno pokroić
Śliwki zalać wrzątkiem, potem wysuszyć na papierze i drobno pokroić
czosnek oczyścić i zgnieść
Wszystko razem wymieszać z majonezem i śmietaną, posolić do smaku
Przed podaniem schłodzić
Tak wygląda z grubsza tłumaczenie z Вкусная домашнаяя кухня Приготовь nr 8/2015, z tego numeru również zdjęcie gotowej potrawy
Smacznego
Magiczny las nad Chubsugul
Magiczny las nad jeziorem Chubsugul.26-29 sierpnia 2015
Są takie miejsca które zachowały swój niepowtarzalny urok. Coś do nich przyciąga, daje wrażenia które zapisują się głęboko w sercu. I taki jest modrzewiowy las nad jeziorem Chubsugul.
Nie jest specjalnie gęsty, ale przez to większa ilość światła dociera do najniższego piętra roślinności ukazując bogactwo kolorów. Bo tak nam się ukazał, pełny zielonawych mchów, żółtawych i brązowych porostów, białego chrobotka (inaczej jagiel – porost stanowiący pożywienie reniferów – mieszkających w okolicznych górach), pomarańczowej ściółki z igieł modrzewia. Wszystkie one wspinają się po kamieniach, przywrócony drzewach lub po prostu ścielą glebę stanowiąc tło dla wdzięczących się grzybów.
A takie ilości grzybów spotyka się tylko w krajach gdzie nie ma tradycji ich spożycia (Mongolia). W naszym lesie najwięcej było maślaków. Już dawno zauważyliśmy że w obrębie Europy i zachodniej Azji nie ma wielkiej różnicy w wyglądzie i rodzajach grzybów (przynajmniej tych jadalnych). Są oczywiście takie co ich nie znamy, ale w Polsce także wszystkich nie rozpoznajemy – szczególnie blaszkowców.
Niezwykłym widokiem, jakże rzadkim dla naszych lasów, jest widok naturalnie obumierającego grzybka, przechylonego na bok i opartego kapeluszem o ziemię.
Powalone drzewa z których odpadła już kora, pokazują wyraźny skręt rosnącego powoli pnia. Obrazu dopełniają wszędobylskie prosty, białozielonkawe obrastają gałęzie drzew żywych i tych powalonych. Dzięki nim las stał się "brodziaty " i wyraźnie starszy.
Należy się jeszcze szczególne miejsce w tym opisie dla istot tych "mniej widzialnych"… Skrzatów, elfów, krasnali i innych duszków mieszkających i opiekujących się tym zakątkiem.
Tajemniczy wygląd wnętrza lasu, egzotyczny wręcz charakter jego połączenia z jeziorem, które w słońcu nabiera lazurowego koloru, powoduje wyraźnie odczuwalną obecność tych stworzeń.
Dziękujemy im wszystkim za zaproszenie, pokazanie tego naturalnego rajskiego ogrodu w promieniach słoneczka , za drewno na ognisko nad brzegiem jeziora, a nawet za naturalną ławeczkę w postaci zwalonego pnia. Otoczenie jeziora to park narodowy.
Chubsugul – młodszy brat Bajkału
Chubsugul 24-30 sierpnia 2015
Sępy pojawiły się po drodze nad jezioro Habsugul. Na tej szaro burej drodze oznajmiały nam, że jedziemy rozstać się ze starym ( z symboliki zwierząt ).
Pokazać, że jesteśmy na swojej drodze, aby zbawić nasze cierpienie.
– Puść wszystko co nie jest we współbrzmieniu z Tobą – wołały.
To czego nie odczuwasz jako autentyczne, co nie znajduje się w harmonii z Tobą – nie należy do Ciebie. To są stare pęta, obietnice, wzorce i zachowania, które kiedyś stworzyłeś i które w tamtym czasie znajdowały się we współbrzmieniu z Twoim duchowym planem.
Mogą to być rzeczy których oczekują od Ciebie inni, mimo że nie czujesz ich w sobie.
Teraz stoisz w punkcie zwrotnym spirali swojego życia.
Pozostaw za sobą stare obciążenia. Jeżeli coś nie chce Cię puścić wolno i kurczowo się Ciebie trzyma, bądź gotów powierzyć to siłom wyższym. One pokierują Tobą bezbłędnie, abyś poszedł drogą szczęścia.
Sęp przynosi Ci pozwolenie na przemianę i uwolnienie, jak również siłę której do tego potrzebujesz.
Jestem gotowa pozwolić odejść staremu i przejąć pełną odpowiedzialność za moje szczęście. Stare śluby, sojusze, klątwy, ciężary, obietnice uznaję od teraz i po wsze czasy za niebyłe. Przekazuję je promieniowi przemian. Od tej chwili pozwalam sobie wejść w życie w harmonii, szczęściu, wolności i dostatku.
Opis z książki J. Ruland – Zwierzęta mocy.
I z takim przesłaniem przyjechaliśmy nad jezioro, które trochę chyba nas rozczarowało. Bazy turystyczne i jakaś taka ciężka energia.
Może to, że wszyscy tonęli w zachwytach nad tym jeziorem, a może……….
Przesłanie z jakim tutaj wjechaliśmy piękne, więc na pewno spotkamy jakiś szamanów, którzy pomogą to uzdrowić. Rodził się jakiś obraz tego jak ma być. Gdzieś umysł układał sobie scenariusz do tego przesłania.
To powodowało, że rodził się jakiś niepokój, złość, rozczarowanie, bo nie dostawaliśmy tego co gdzieś tam uroiło się w umyśle.
A głównym celem przyjazdu nad jezioro jest odpoczynek – ostatnio dużo gnaliśmy. Fajnie się tak zatrzymać na dłużej.
Najpierw zatrzymaliśmy się naprzeciwko miasteczka na sąsiednim brzegu na 3 dni (piknik z internetem),
potem pojechaliśmy 30 km w głąb jeziora na 3 dni , potem w urodziny chcąc doświadczyć czegoś „specjalnego” znów wróciliśmy do niego (fakt znaleźliśmy specjalny camp w cudnym miejscu na półwyspie z ochroniarzem nie mówiącym z żadnym języku, za bagatelka 640 zł za jurtę na dzień (370000 tugrików) , potem znów pojechaliśmy w głąb jeziora 50 km dalej (o tym oddzielny wpis)
Nie chciało nam się pisać, wkładać wpisów na bloga, dopadła nas energia ciężkości, powolności. Całkiem inny rodzaj energii, niż ten którego doświadczaliśmy na pustyni i stepie.
Pogoda również była można rzec neutralna, lekkie deszcze, burze, czasem ciepło, czasem zimno. Nie nastrajało to do wielkiego piknikowania. Jedno co – to las nas karmił ogromem grzybów (o lesie oddzielny wpis Bartka).
Fakt jezioro pozwoliło nam się wykapać w swojej niesamowicie krystalicznej wodzie (16 stopni) jednak było coś co nie pozwoliło złapać lekkości, wprowadzało we mnie niepokój.
Gdy zrobiliśmy ustawienie – to okazało się, że jezioro gości nas najlepiej jak potrafi, po prostu inaczej nie umie.
Dba o nas tak jak potrafi w swojej ciężkości, surowości i chłodzie.
Tak, energia miejsca bardzo podobna do norweskich fiordów.
Tutaj trzeba zmagać się z przyrodą, udowadniać sobie, że da się radę, tu nic nie przychodzi lekkości
Uwalniam się od przymusu zmagania z życiem , osiągania coś w nim i udowadniania światu, że jestem coś warta
Pozwalam, sobie iść z lekkością przez życie z boskim prowadzeniem
Wyrzucam program surowości wobec siebie, świata życia
Dbam o siebie z czułością, delikatnością, radością i miłością
Tak, tak…… oboje jesteśmy mocno surowi, mało czuli i delikatni zarówno wobec siebie jak i innych. Byliśmy z lekka zamknięci na tę przestrzeń, gdyż nie chcieliśmy już więcej tej energii wkładać do siebie. Całe życie musieliśmy zmagać się z życiem i udowadniać światu, że coś potrafimy, a nie iść swoją drogą (bo ona była i jest uznana przez najbliższych za nic nie wartą).
A przecież nie chodzi o to aby tę energie surowości zbierać i kolekcjonować, a o to aby ją przepuszczać przez siebie i brać z niej to w danej chwili co chcemy, a nie musimy.
Gdy po uświadomieniu sobie tego faktu, popatrzyłam na jezioro – wydało mi się bardziej przyjazne, a może ja popatrzyłam na nie bez oczekiwań i roszczeń tego co ma mi dać.
Uwalniam się od roszczeń i oczekiwań wobec innych
Pozwalam im być tacy jacy są i zauważać ich piękno, najlepsze cechy, szanować ich za to – że są.
Rozsypał się worek z programami, który powodował, że zaczęła pojawiać się lekkość, radość, spokój.
Jednym z ciekawszych to ten, że w ciężkości tkwi siła – zarówno siła materialna jak i duchowa.
Tak jak szamani czerpali siłę z ziemi, z przyrody, a ich siła kojarzyła mi się ciężką mocą. Pozwalam sobie mieć pamięć o tym, jednak teraz doświadczać siły w lekkości. Z tego co wiem to jest to dużo potężniejsza siła, a za nią są na pewno jeszcze bardziej subtelne, ale silniejsze……
Choć jak trzeba mogę skorzystać z ciężkiej siły, mam o niej informację w sobie.
Doświadczam swojej mocy w lekkości, radości i miłości w połączeniu ze światłem.
Lekkość to szybkość, im bardziej jesteśmy lżejsi – tym jesteśmy szybsi w ciele, umyśle , błyskotliwsi, dużo widzimy (również negatywnych rzeczy, kłamstwa i manipulacje innych).
Może dlatego wielu ludziom zależy na tym aby uciężyć takie osoby – choćby aby przytyły, nie mówiąc już o tym, aby masę swojej energii włożyły w robienie rzeczy i dzieł, które zabierają im energię zamiast ją dawać.
Pozwalam sobie na lekkość, szybkość w moim ciele, umyśle i duszy
Kolejna rzecz to udowadnianie innym słuszności swojej drogi, którą często z lęków czy braku zrozumienia chcą wyśmiać, wykpić.
Uwalniam się od potrzeby udowadniania innym swojej drogi i przekonywania ich do niej
Szanuję swoją drogę, swoje prowadzenie i pozwalam sobie nią iść w szacunku do siebie i innych, otaczając ludźmi szanującymi prowadzenie innych i nawet chcących iść tą samą drogą
Niesamowite było również spotkanie z aniołami – 3 rowerzystów z Rosji (wegetarianie), z których jeden okazał się nie tylko bardzo duchowy, ale mający w sobie niesamowitą akceptację swojej drogi i otwartość na innych ludzi.
Jak tej energii nam było potrzeba. Wegetarianin samotnie podróżował przez większość Mongolii zatrzymywał się w jurtach – gdzie ludzie szanowali to, że nie je mięsa, a on to jacy oni są.
Gdy od dziecka cierpi się z powodu braku szacunku do swojej drogi, ciężko uwierzyć, że mogą znaleźć się ludzie prości – całkowici mięsożercy którzy zaakceptują wegetarianizm innych.
Gdy najbliższa rodzina wręcz robi na złość wmuszając mięso, lub mówiąc że go tam nie ma (i człowiek się myli), a gdy się nie chce go zjeść – to się jest bezczelnym (nie dotyczy to tylko moich rodziców, którzy nigdy nie zmuszali mnie do jedzenia, jednak na wielu innych polach akceptacji i szacunku nie było).
Zresztą jedzenie to jedna z dziedzin życia, a inne ………..
Pozwalam sobie iść swoją drogą z szacunkiem do siebie i innych
Choć inni mogą uważać, że nie mam do nich szacunku – bo nie zachowuję się tak jak oni chcą.
Idę swoją drogą z boskim prowadzeniem, bez przejmowania się opinią innych.
Niektórych całe życie polega na życiu życiem innych, wielu czyta tego bloga aby pośmiać się z nas, pokpić a może się obrazić, być wścibskim i bezczelnym (doznawać różnych ulubionych emocji swojego umysłu).
To Wasza droga – żyć takim życiem i ja w nią nie chodzę.
Idę drogą mojego szczęścia niezależnie co Wy o tym myślicie i jak chcecie.
Uwalniam się od przymusu otaczania wścibskimi ludźmi, którzy mi źle życzą gdy idę swoją drogą
Pozwalam sobie otaczać ludźmi serdecznymi, otwartymi i pełnymi szacunku, zaciekawienia na drogę innych ludzi, korzystających z doświadczeń innych.
I tak jeziorko nas oczyszczało z kolejnych warstw uwalniając to co blokowało naszą siłę
Pozwalając abyśmy się stawali coraz bardziej przejrzyści dla siebie, aby coraz więcej światła mogło zagościć w nas.
Kolejne wieczory, kolejne ogniska – między tym urodziny, które chcieliśmy celebrować po nowemu (choć może i w postaci jakiś pragnień niezrealizowanych w przeszłości).
Zabrakło otwartości finansowej – 640 zł za noc w luksusowej jurcie – więc było po staremu: ognisko + wino (jak źle się czułam na drugi dzień), do tego banany z ogniska z warieniem borówkowym (to polecamy – borówki kupiliśmy od babuszek, a banany w sklepie w kurorciku – Mongolia + zona turystyczna = efekt w postaci ceny 24 zł za kilogram (w Norwegii na Nord Capp były tańsze) , był zatem ekskluzywny akcent urodzinowego ogniska).
Uwalniam się od przymusu celebrowania specjalnych dni
Pozwalam sobie celebrować całe życie, a w „specjalne” dni wsłuchuję się jak w informację przemian.
Jezioro, raz było jak morze, innym razem ciche i spokojne, wszystko zmieniało się szybko…
Żyję szybko i pozwalam aby zmiany w nim następowały również szybko, w spokojny i bezpieczny dla mnie sposób
Dziękujemy jeziorku za tą niesamowitą gościnę, za budowanie zaufania do Wszechświata – Boga, za uwolnienie się z więzów surowości, chłodu, braku szacunku, wymuszania, wyśmiewania, przymusu osiągania, bycia kimś.
Wiecej o Chubsugul z Wikipedii
Chubsuguł (mong.: Хөвсгөл нуур, Chöwsgöl nuur; zwane potocznie Małym Bajkałem, w przeszłości w j. polskim używano także nazwy Koso-Goł[1]) – słodkowodne jezioro tektoniczne w północnej części Mongolii, w pobliżu granicy zRosją.
Jest to drugie co do wielkości jezioro Mongolii i zarazem najgłębsze jezioro tego kraju[2]. Chubsuguł jest 16. co do wielkości zbiornikiem słodkiej wody na świecie, ma blisko 70% mongolskich zasobów wody słodkiej[3] i 2% światowych[4]. Należy do jezior ultraoligotroficznych[5]. Powierzchnia jeziora wynosi 2760 km², objętość 380,7 km³, długość 136 km, szerokość do 36,5 km, głębokość maksymalna 262 m, a głębokość średnia 138 m. Lustro wody leży na wysokości 1645 m n.p.m.[2].
Do jeziora wpływa 96 rzek i strumieni (34 stałych), a wypływa tylko jedna – Egijn gol[4]. Chubsuguł jest od grudnia do maja zamarznięty. Od 1913 roku latem na jeziorze odbywa się regularna żegluga między portami na południowym i północnym brzegu. W górach otaczających jezioro udokumentowano duże złożafosforytu i grafitu[6].
Rejon jeziora w 1992 został ustanowiony parkiem narodowym[5].
Na złotych bajkalskich plażach
Złota plaża wśród płonącej tajgi wokół Bajkału 19-20 sierpnia 2015
Bajkał, Bajkał zaprosił nas w gości. A może my troszeczkę wymusiliśmy to spotkanie, gdyż aura nie specjalnie sprzyjała.
Może nie tyle aura, bo temperatury były wysokie, a od dłuższego czasu nie było deszczy. Najbardziej suche i ciepłe lato od lat – również nad tym największym rosyjskim jeziorem ……
I tajga zapaliła się silnym płomieniem praktycznie po obydwu stronach Bajkału, najbardziej rezerwat koło wyspy Olchon w obłasti irkurckiej, i po przeciwnej stronie na terenie Buracji. Dym był tak duży, że czasem na zdjęciach satelitarnych Bajkału nie było widać.
Jakie energie się tutaj przepalają?
Iwołnicki datzan, teraz tajga…….
My po pierwszej nieudanej próbie jazdy na brzeg jeziora w rejon Barnaul, teraz stwierdziliśmy że pojedziemy w rejon Irkucka i zobaczymy. Tysiące hektarów płonącej tajgi nie obiecywały przejrzystości powietrza. Jednak wszystko zależało od wiatrów.
Na powitanie i można rzecz na pożegnanie przygarnęły nas złote plaże w dorzeczu rzeki Selenge między Istok, a Posolskoje.
Bajkał pokazywał się iście magicznie, byłam na wyspie Olchon dwa lata temu, jednak nie myślałam, że ma z drugiej strony tak piękne plaże.
Olchon link http://brygidaibartek.pl/?s=Olchon&submit=Search
Złota plaża, słońce (niestety lekko za mgiełką), zefirek i niesamowite zaskoczenie – ciepła woda ok. 22-25 stopni (chyba wynik tych upałów). Poczuliśmy świeżość istnienia, coś co uwielbiam na bałtyckich plażach – spacer po piasku w dal.
Tutaj jeszcze po migocących złotymi drobinkami miki. Miałam wrażenie, że wszechświat utkał dywan ze złota po którym mogliśmy teraz spacerować, przenikając się złotem matki ziemi od stóp. Światło z góry, złoto z dołu. Wszystko zlewające się w jeden strumień boskiej energii. Jakaś bajka spotkania, cieszyliśmy się z tego spotkania jak dzieci, które dawno nie widziały swojego ukochanego dziadka, sycąc przestrzenią wody, złota piasku, ciepła i słońca.
Napełniam się złotym światłem ziemi i nieba, pozwalając mu przenikać każdą komórkę mojego ciała.
Ustawiliśmy się na wydmie i radowaliśmy z gościny, z zachodu słońca magicznego jak całe to piękne spotkanie. Słońce chowało się po drugiej stronie za góry. Na dziś koniec jutro nastanie nowy dzień.
Mieliśmy nadzieję, że tutaj ……
Niestety plany wszechświat miał inne – ok. 23 wiatr się odwrócił i zaczęło strasznie cuchnąć – tak bardzo, że nie można było swobodnie oddychać. Po wodzie ciągnął się dym jak mgła, z żalem pożegnaliśmy przepiękne miejsce i pojechaliśmy szukać miejsca bez smrodu ……..
Udało się znaleźć na wzgórku koło Babuszkina. Jaka ulga ………
Wczorajszy dzień jednak wiele nas nie nauczył, dalej chcieliśmy oglądać Bajkał, a on…… a może jego otoczenie chciało go schować przed nami.
W Babuszkinie kupiliśmy malinki (pierwsze dla nas w tym roku), ile radości i ruszyliśmy w kierunku Irkucka. Na szczęście daleko nie ujechaliśmy, bo pojawiła się chmura dymu zakrywająca nie tylko jezioro, ale i niosąca straszny odór.
Chwila konsternacji…….
– Ten Bajkał to był z umysłu ….. – przyznaliśmy się wreszcie do tego. Pokochałam Bajkał dwa lata temu, a Bartek po tych wszystkich opowieściach chciał go zobaczyć.
Gdyby nie przepisy wizowe zostalibyśmy na pewno dalej w Mongolii, czuliśmy z niej dalsze zaproszenie.
Podziękowaliśmy cudownemu dziadziusiowi za gościnę. Za to, że przyjął nas tak pięknie mimo złych warunków zewnętrznych (skłóconej rodzinki wokół), poprosiliśmy o ponowną gościnę wtedy gdy warunki będą korzystne, aby nacieszyć się spotkaniem. Odwinęliśmy wrotki i pojechaliśmy w kierunku Mongolii.
Swąd i mgiełka spalenizny ciągnęła się jeszcze z 200 km od jeziora, czasem przy drodze widać było spalone drzewa, a czasem palącą się ściółkę czy torfowiska.
Pożary powodowały niesamowite napięcie przestrzeni (jak rodzina się kłoci i dogadać nie może, jak jest…???). Napięcia którego nie czuliśmy, aby się w nie mieszać. Zostawiliśmy więc je w swoim sosie.
Uwalniam się od przymusu mieszania w konflikty – tylko dla doświadczenia emocji
Pozwalam nie mieszać się konflikty, gdy nie mam pomysłu jak pomóc.
Jeszcze raz dziękujemy za ten piękny czas w tych bardzo niesprzyjających warunkach. Mamy nadzieję na ponowne spotkanie. Teraz czas na młodszego brata Bajkału (tak go nazywają) – mongolski Habsugul.